czwartek, 8 czerwca 2017

Kartka nr 2. "Koleś spod śmietnika i zwykła dziewczyna"

Życie często robiło mi na złość. Gdy bardzo się starałam, zawsze wychodziło inaczej, niż tego chciałam. Taki mały, życiowy pech. Wyobrażając sobie spotkanie z moim idolem, który był dla mnie niczym bóg, nie zachowywałam się nigdy jak idiotka. Czy ktokolwiek w ogóle w swoich marzeniach zachowywał się w taki sposób? Na pewno nie. Zawsze byłam pewna siebie, kokieteryjna, kobieca. Byłam taka, jaką on chciałby widzieć. Taka, jaką on by mógł się zainteresować. W swoich wyobrażeniach stawałam się kimś innym, dla niego…

Nie wiem, jak długo tak staliśmy w milczeniu, patrząc jedynie na siebie. Noc była chłodna, ale ja czułam się bardzo rozpalona. W tamtym momencie wiedziałam już, co to znaczy czuć na sobie spojrzenie mężczyzny, o którym zawsze się tylko marzyło. Nie musiał wiele robić, bym miała mętlik w swojej głowie. Wystarczyło, że patrzył.
Nie wiedziałam też, co miał na myśli, mówiąc mi: mam nadzieję, że nie jesteś taką osobą. Dlaczego w ogóle żywił jakąś nadzieję? Dlaczego żywił ją do mnie? Zbyt wiele pytań, zbyt wiele myśli, zbyt wiele uczuć. Nie mogłam pozwolić im zawładnąć moim umysłem. Nie mogłam pozwolić, by to złudzenie przejęło kontrolę nad moim sercem.
– Dziękuję za pomoc z tym ochroniarzem – odezwałam się nagle i chyba pierwszy raz od kilkunastu, czy może nawet kilkudziesięciu sekund, zamrugałam powiekami. Otrząsnęłam się z tego amoku. Rzeczywistość, brutalna i bolesna, zaczęła powoli okalać mój umysł. – Dobrej nocy.
Nie dowierzałam samej sobie, że pożegnałam się z nim, jak gdyby nigdy nic. Pożegnałam się z Tomem K., jak z nic nie znaczącym, starym znajomym. Po prostu życzyłam mu dobrej nocy i zamierzałam odejść. Ignorując kotłujące się we mnie emocje, wyrzuciłam ze swojej głowy obraz jego hipnotyzujących tęczówek i powalającego uśmiechu.
Odwróciłam się na pięcie.
– I tyle?
Za każdym razem, gdy się odzywał, czułam, jak przechodził mnie dreszcz i wołałam niemo do Boga: dlaczego?! Dlaczego? Jak miałam zachować rozsądek? Jak miałam nie poddawać się swoim emocjom? Czy to w ogóle było możliwe w takiej sytuacji?
– Co i tyle? – powtórzyłam po nim, ale nie odważyłam się ponownie stanąć z nim twarzą w twarz. Cała wręcz zesztywniałam, wbijając swój wzrok w ziemię i oczekiwałam w napięciu ciągu dalszego. Oczekiwałam go, pomimo że jeszcze parę sekund wcześniej chciałam po prostu zniknąć. Uciec od niego jak najdalej i najlepiej wmówić sobie, że to był tylko jeden z moich chorych snów.
– Żadnego zdjęcia? Autografu?
Wraz z wypowiedzeniem przez niego tych słów, całe napięcie zniknęło, a ja znowu miałam ochotę parsknąć śmiechem. Cholera, nawet on próbował zasugerować mi, że marnuję szansę swojego życia. Poza tym przez myśl tego dnia ani razu nie przeszło, że powinnam poprosić go choćby o głupie selfie.
– Chcesz mieć ze mną zdjęcie? – zapytałam, nie zważając na to, jak głupio to zabrzmiało. Było warto, by móc usłyszeć po tym jego śmiech. Sama uśmiechnęłam się mimowolnie i w końcu odwróciłam z powrotem w jego kierunku. To się tak nie skończy, ta myśl wręcz huczała w mojej głowie. Mało tego, czułam, jak z każdą sekundą rośnie we mnie ekscytacja z tego powodu. Niebywałe, przed paroma chwilami chciałam porzucić to wszystko, by wrócić do szarej rzeczywistości… A tymczasem jedyne, co we mnie tkwiło to chęć rzucenia się w tę otchłań pięknych złudzeń.
– Sprytna z ciebie osóbka. – Zmierzył mnie krótko swoim dociekliwym spojrzeniem, po czym zgasił papierosa. Zbił mnie z tropu, gdy ruszył z miejsca. To koniec? Teraz sobie pójdzie? Najsmutniejsze scenariusze zaczęły zaciemniać mój umysł. A on nagle zjawił się przede mną, zaskakując swoją obecnością i zarazem bliskością, kolejny raz tego wieczoru. Do moich nozdrzy gwałtownie dotarł zapach jego perfum zmieszany z papierosowym dymem. Zakręciło mi się w głowie z wrażenia. Nie spodziewałam się, że ten facet będzie kiedykolwiek dla mnie na wyciągnięcie ręki. – Masz ochotę się przejść?
Czy Tom K. właśnie zaproponował mi… spacer? Nie miałam pojęcia, jakim cudem w ogóle byłam w stanie jeszcze utrzymać się na nogach. Ba, ja nie wiedziałam, jak utrzymałam trzeźwość umysłu! I jak, do cholery, zachowałam tę niepozorną twarz!? Byłam mistrzem chowania w sobie emocji, trzeba było mi to przyznać.
– Nie masz obaw przed spoufalaniem się ze swoimi fankami?
Ivette, co ty w ogóle pleciesz!? Ogarnij się, dziewczyno. Nie zadawaj mu kretyńskich pytań, tylko idź z nim na koniec świata!
– Doszliśmy już do tego, że nie wspinasz się po murach, by nas dopaść. Co przyznam, jest nieco zaskakujące i odrobinę godzi w moje ego. Nie poprosiłaś mnie nawet o zdjęcie… Minus 10 punktów do mojej zajebistości – rzekł z udawanym przejęciem w głosie. Nie wiem, czy naprawdę byłam tak zaślepiona, czy ten facet faktycznie był choć trochę zabawny, ale to działało. – Możesz przez jeden wieczór nie być fanką, a ja mogę być zwykłym kolesiem, którego spotkałaś przy śmietniku – dodał, nie spuszczając ze mnie wzroku.

Czas w tamtym momencie dla mnie się zatrzymał. Jakbym przeniosła się do całkiem innej rzeczywistości. Otwarta przestrzeń, bez żadnych barier. Z naciskiem na te psychiczne. A rozsądek? Czymże był rozsądek? Nie istniał. Nie w tej nowej rzeczywistości. Nie przy Nim. Nie z Nim.

– Widzę, że się wahasz. – Jego głos ponownie tego wieczoru przedarł się przez kłąb mych sfrustrowanych myśli. Bo przecież nadal stałam, w milczeniu patrząc na niego jak na najświętszy obrazek. Czy się wahałam? Mimo że potrafił to dostrzec, nie miał pojęcia, co teraz się działo wewnątrz mnie. Jaką walkę ze sobą toczyłam. Wszystkie wątpliwości, emocje i wszelkie pozostałe uczucia nakładały się na siebie w tej samej sekundzie. – Złammy dzisiaj kilka zasad i nikt nie musi o tym wiedzieć.
Zaczynałam mieć powoli wrażenie, że to jemu na tym zależało. Zależało mu, bym poświęciła swoje kilka minut z życia na spacer w jego towarzystwie. Czy to w ogóle możliwe? Czy może po prostu moja wyobraźnia znowu zaszalała? Dlaczego w ogóle się nad tym zastanawiałam, zamiast mu odpowiedzieć? To było takie skomplikowane. W głębi krzyczałam, że tego chcę, a jednocześnie mój głos nie chciał wydostać się z gardła. Ugrzązł tam chyba już na wieki. Bo Tom K. chciał łamać ze mną zasady. Przeczuwałam, że byłoby ich całkiem sporo. Zaczynając od tego, że w ogóle nie powinno być nas w miejscu, w którym byliśmy. Nie powinno być nas w nim razem. Nie powinniśmy ze sobą rozmawiać... I wiele innych. Wiele innych, bezsensownych zasad, które właściwie nigdy nie zostały oficjalnie zapisane, ponieważ są wytworem ludzkich głów. Tych, które żyją w przekonaniu, że mają prawo osądzać postępowanie innych. Wyrażać swoje zdanie o tym, co komuś wypada a co nie. Nam nie wypadało razem rozmawiać, bo przecież jestem fanką. A fanki poza sceną są tylko po to, aby je wykorzystywać. Tak przecież robią wielkie gwiazdy. Zabawiają się ze swoimi fankami, bo mogą.
Więc zróbmy im wszystkim na złość. Złammy nie kilka, ale wszystkie zasady.
– Więc od tego momentu nie jestem już fanką, a ty nie jesteś moim idolem – odparłam pełna determinacji i spojrzałam w jego czekoladowe oczy. Skoro przestał być gwiazdą, nie musiałam już czuć się tak bardzo onieśmielona. To oczywiście było tylko umowne. Bo nie dało się ot tak zapomnieć, kim naprawdę był. Myślę, że prędzej on potrafił wyzbyć się ze swojej świadomości faktu, iż to ja jestem jedną z wielu jego fanek, niżeli ja mogłabym uznać go za przypadkowo spotkanego faceta. Taka była rzeczywistość. Nawet gdy udawaliśmy.
– Świetnie – skwitował z uśmiechem i wcale nie myślał o tym, by spuścić wzrok. Nigdy nie byłam dobra w walce na spojrzenia, ale mimo wszystko nie chciałam się poddawać. Bo patrzenie w jego oczy było czystą przyjemnością. Mogłabym tak stać do samego rana, tylko się w nie wpatrując, gdyby to było możliwe. – Przypomnij mi o tym, jeśli zacznę gwiazdorzyć. – Puścił mi oczko i w końcu odsunął się znacznie. Przynajmniej to dziwne napięcie zniknęło, gdy nie stał tuż przed moim nosem. – Mówiłaś, że nie wspinasz się po murach… A jak ci idzie z ogrodzeniami? – zagadnął, rozglądając się jednocześnie dookoła, jakby czegoś szukał.
– To znaczy? Co masz na myśli? – Byłam znacznie zdezorientowana. Jeszcze nie pogodziłam się w pełni z myślą, że z nim w ogóle rozmawiałam i planowałam łamanie jakichś zasad, a on już rzucał dziwnymi tekstami, które zbijały mnie z pantałyku.
– Sytuacja wygląda tak, że nie możemy wyjść stąd przez budynek. A jedyna droga, którą widzę, prowadzi przez to ogrodzenie. – Wskazał na dość wysoką siatkę i to był moment, w którym pierwszy raz w swoim życiu spojrzałam na ubóstwianego przez siebie faceta jak na idiotę.
– Wziąłeś sobie do serca to łamanie zasad, widzę.
– Nie wymiękniesz teraz, prawda?
– Przeżyłam spotkanie z tobą, więc kawałek siatki nie wydaje się trudniejszy do pokonania – wypaliłam, niewiele przy tym myśląc. Zdaje się, że nieświadomie przyznałam mu się do tego, jak wielką sztuką dla mnie było, widzieć się z nim twarzą w twarz. Gdy się tylko zorientowałam o swojej wtopie, szybko zmieniłam obiekt zainteresowania. Podeszłam żwawo do ogrodzenia i zaczęłam sprawdzać, jak w ogóle się zabrać za pokonanie go. Zadanie wydawało się o tyle proste, że było wiele miejsc, o które można było zahaczyć stopą i łatwo również było się chwycić. Żadne z nas nie powinno przy tym zginąć.
– Potrzebujesz pomocy? – Usłyszałam za sobą. Moje policzki od razu się zaczerwieniły, gdy wyobraziłam sobie, jak Tom próbuje mi pomóc, dotykając mnie przy tym… Całe szczęście, że byłam odwrócona do niego tyłem i nie mógł dojrzeć tych rumieńców.
– Nie – zaprzeczyłam stanowczo. – Nie ma w tym nic trudnego.
– Może zrobię to jako pierwszy – zaproponował, podchodząc do mnie. – Wiesz, będziesz miała przykład, jak prawidłowo powinno się przechodzić przez ogrodzenie. No i w razie czego, będę mógł cię zawsze złapać, jakbyś spadała po drugiej stronie.
– Miałeś nie gwiazdorzyć – przypomniałam mu. A w głębi już czułam dreszcz podniecenia na samo wyobrażenie, jak ratuje mi życie, gdy spadam z tego ogrodzenia i ląduję w jego silnych ramionach. – Ale okej. Idź pierwszy.
Idź pierwszy, chętnie popatrzę na twój tyłek…
Odsunęłam się i stanęłam trzy kroki dalej, by móc obserwować jego poczynania z bezpiecznej odległości. Obawiałam się, że to ja będę musiała za chwilę ratować jego. A zważywszy na moją drobną posturę, mogłoby to się skończyć bardzo źle dla nas obojga. Zaczęłam już tworzyć nowe wizje, jak to dzwonię po pogotowie, bo Tom K. spadł z wysokości i połamał sobie nogi. Albo co gorsza, ręce! Jak on będzie grał bez rąk!? No nie. Trzeba było natychmiast przerwać ten niedorzeczny plan!
Kiedy jednak chciałam zacząć swój protest, on już zdążył wskoczyć na kontener, a z niego wdrapał się na siatkę, niczym zawodowy kaskader. Byłam pod wrażeniem jego zwinności, ale wciąż przepełniał mnie strach. Nigdy w życiu na to nie wlezę!, krzyknęłam do siebie w myślach, podczas gdy Tom już prawie przedostawał się na drugą stronę. Rozejrzałam się nerwowo, sama nie wiedząc, czego szukam. Może jakiejś pomocy z niebios?
– Słuchaj… To może ja jednak wyjdę normalnie i się po prostu tam spotkamy? – zapytałam nagle, starając się ukryć swoje zdenerwowanie. Mężczyzna odwrócił głowę w moim kierunku, a mi serce stanęło z przerażenia, że zaraz zleci z tego ogrodzenia, jak będę go tak rozpraszała!
– Mieliśmy razem łamać zasady.
– Możliwe, że mam lęk wysokości.
– I teraz mi o tym mówisz? Przed chwilą byłaś taka pewna…
– Ograniczasz moje racjonalne myślenie!
– Przecież jestem tylko kolesiem spod śmietnika!
– I więcej nie trzeba – stwierdziłam stanowczo, a muzyk przewrócił teatralnie oczami.
– Myślałem, że jesteś normalna.
– Ja myślałam, że ty jesteś normalny. A wisisz na ogrodzeniu. – Skrzyżowałam ręce na piersi, spoglądając na niego złowrogo. Nie podobało mi się to, co powiedział. Sugerował, że go rozczarowałam. Czym? Miałam cholerne prawo nadal być pod wrażeniem jego osoby. Przecież zachowywałam się jak normalna osoba! Kompletnie mnie nie rozumiał. Wymyślił sobie coś w tej swojej gwiazdorskiej głowie, a ja miałam temu sprostać!? Nie wiem, co on w ogóle sobie wyobrażał, ale zdenerwował mnie do tego stopnia, że nie zamierzałam dłużej prowadzić z nim dyskusji. I nie zamierzałam robić żadnych głupot, które sobie wymyślił, ryzykując przy tym, że zrobię sobie krzywdę! – Więc owszem, jestem normalna. Dlatego wyjdę przez drzwi. – Odwróciłam się na pięcie i w mgnieniu oka znalazłam się przy wejściu, chwytając za klamkę. Podniósł adrenalinę na tyle, bym działała bardzo szybko. Jednocześnie nie mogłam wyjść z podziwu, że właśnie prawie pokłóciłam się z moim idolem. Samo to, że wzbudził we mnie złość, było dziwne.
Pełna determinacji szarpnęłam za klamkę.
– Żebyś nie zaszła za daleko tymi drzwiami…
Zamknięte. Zamknięte. Zamknięte. Jakim cudem te drzwi były zamknięte!?
– Ktoś nas tu zamknął! – okrzyknęłam, odwracając się z powrotem do niego. Jak się okazało, Tom był już po drugiej stronie ogrodzenia i właśnie schodził na ziemię.
– Teraz to chyba już tylko ciebie, złotko. – Uśmiechnął się do mnie szeroko i mimo całej mojej złości, musiałam przyznać, że ten uśmiech był powalający. Do tego nazwał mnie złotkiem! – Dołączysz do mnie?
Zupełnie się nie przejął faktem, że ktoś zamknął te cholerne drzwi.
– Czy ciebie nikt nie szuka? Wyszedłeś sobie na papierosa i nie wróciłeś…
– Jesteś mistrzynią w przeciąganiu sytuacji. Przyznaj, że chcesz po prostu spędzić ze mną więcej czasu.
– Jak na razie to ty bardzo chcesz spędzać go ze mną – rzuciłam z niebywałą lekkością, zaskakując tym samą siebie. On był jednak zbyt pewny siebie, aby zrobiło to na nim jakieś większe wrażenie. Ale i tak miałam satysfakcję. – Co tak naprawdę tutaj robię? Z tobą? To niedorzeczne.
– Możesz się nad tym zastanawiać dalej albo spędzić miło czas. Podejmij ostateczną decyzję i przestań ciągle tyle rozważać. Życie ci ucieknie.
Miałam wielką chęć wydać z siebie głębokie, sfrustrowane westchnienie. Powstrzymałam się jednak. Trzeba było okiełznać swoje emocje i zacząć trzeźwo myśleć. Bądź co bądź, Tom miał sporo racji.
– Okej. Mam nadzieję, że ten spacer będzie tego wart – mruknęłam bardziej do siebie niż do niego i ruszyłam z powrotem do ogrodzenia, które teraz nas dzieliło. Czułam się trochę jak w klatce. I w sumie, nie miałam już innego wyjścia… Nie miałam? Niemal w ostatniej chwili doznałam olśnienia. Przez zupełny przypadek. Gdy tak szłam w jego kierunku, kątem oka spostrzegłam, że z drugiej strony jest FURTKA. Każde ogrodzenie powinno mieć przecież furtkę! No może nie każe, ale większość taką posiada!
Parsknęłam śmiechem.
– Co cię tak bawi? Zaczynam się tutaj niecierpliwić.
– Nie martw się, zajmie mi to dużo krócej. – Posłałam mu swoje przelotne spojrzenie i dumna jak paw udałam się prosto do mojego wybawienia. Jednocześnie modliłam się w duchu, aby i to wyjście nie okazało się zamknięte.
– Serio? Idziesz na łatwiznę?
– Sam dziś stwierdziłeś, że sprytna ze mnie osóbka – przypomniałam mu i pociągnęłam za klamkę. OTWARTE! Witaj świecie, oto ja. Niezwyciężona i jedyna w swoim rodzaju! – To było takie proste – skwitowałam, gdy obydwoje staliśmy już po tej samej stronie.
– Nie zaprzeczę. – Podszedł do mnie, a ja znowu mogłam poczuć jego cudowny zapach. Prawie zapomniałam, jak mnie irytował swoim gwiazdorskim zachowaniem. – Zasady też łamiesz. Tyle, że moje – dodał, spoglądając na mnie z uwagą. – Podoba mi się to.

Puk, puk…
Kto tam? – pyta Serce.
Rozum! Otwieraj! Wchodzę!
Spierdalaj – odpowiada czule.

To wszystko, co się działo tego wieczoru, nie mogło się równać z tym, co wymyślałam sobie przez te lata wielbienia tego człowieka. Nawet moja rozbudowana wyobraźnia nie sięgała takich wizji. Może dlatego, że w głębi zawsze wiedziałam, że nic z tego, o czym pomyślę, nigdy się nie spełni. Bo takie rzeczy się po prostu nie działy! A tymczasem on był tam ze mną. I mówił do mnie takie rzeczy. A ja czułam, że zaczynam unosić się ponad ziemię. Ten spacer odbywał się na niebie. Obydwoje stąpaliśmy w chmurach. Kruchych, ledwo widocznych. Jeden niewłaściwy ruch dzielił nas od przepaści. W każdej sekundzie, któreś z nas mogło upaść z powrotem na ziemię i boleśnie się o nią obić. Tym było nasze ryzyko… Czy byliśmy tego świadomi?

– Możesz tak sobie chodzić nocą po koncertach? Bez żadnej ochrony? – zapytałam zaintrygowana. Dopiero w momencie, gdy moje emocje znacznie opadły i szliśmy spokojnym krokiem jednym z berlińskich chodników, zaczęłam się zastanawiać nad takimi błahymi sprawami. Jego postępowanie wydało mi się bardzo ryzykowne.
– Nikt raczej nie wpadł na to, że akurat dzisiaj będę spacerował po Berlinie w towarzystwie nieznajomej – odparł bez większego przejęcia. Wydawał się bardzo spokojny i beztroski. W przeciwieństwie do mnie. Próbowałam za wszelką cenę wyłączyć ten cholerny rozum, ale i tak nie umiałam do końca wyzbyć się tego napięcia w środku.
Ale może to było normalne? Może każda dziewczyna spacerująca nocą w towarzystwie mężczyzny ze swoich marzeń, czułaby się jakoś spięta. W końcu było to wyjątkowe wydarzenie. Tak… Miałam prawo odczuwać lekki stres. Tym bardziej że miałam za sobą długi i emocjonujący dzień.
– A dlaczego wybrałeś akurat jakąś pierwszą z brzegu nieznajomą?
– Właśnie dlatego, że jest nieznajomą. – Uśmiechnął się lekko. I nareszcie zaczęło coś świtać w tej mojej głowie. Zaczynałam go rozumieć. Albo tak mi się tylko wydawało? – Wiesz… Czasem dobrze jest pobyć z kimś, kto cię nie zna. Oczywiście ty mnie znasz… Ale nie od tej prywatnej strony. Na pewno wiesz, co mam na myśli.
– Wiem – potwierdziłam bez wahania. Zerknęłam na niego ukradkiem. Był zapatrzony przed siebie. Nie rzucał już głupimi żartami, nie starał się okazywać za każdym razem, jak bardzo jest pewien swego. Stał się melancholijny i stonowany. Faktycznie stał się człowiekiem, którego jeszcze nie znałam. Jeszcze? Czy ja znowu zaczynałam tworzyć sobie jakieś złudne nadzieje? Na co? Że Tom K. pozwoli mi się poznać? Że pozwoli na to akurat takiej mnie?
Zamilkliśmy na dłużej. Przyjemnie było z nim iść nawet w ciszy. Szkoda tylko, że nie potrafiłam wyłączyć swoich myśli. Byłoby znacznie prościej.
– Często tutaj przychodzę – wyznałam nagle, gdy zorientowałam się, że dotarliśmy w bardzo dobrze znane mi miejsce. – Zazwyczaj wtedy, gdy chcę pobyć z kimś, kto mnie nie zna – uściśliłam z krzywym uśmiechem i podeszłam do bariery mostu. Bo właśnie na nim się znaleźliśmy. Od razu włączył się mój nostalgiczny nastrój. – Siadam tu sobie i patrzę gdzieś w dal albo na wodę. Zdecydowanie wolę przed siebie, woda jest zbyt przerażająca. Ta jej ciemna głębia i fakt, że nie umiem pływać. – Podniosłam głowę, spoglądając w jego stronę. Stał obok, wyraźnie słuchając, co mówiłam. A zdaje się, że chyba trochę się rozgadałam. Aż za bardzo! Po co ja mu to wszystko paplam!? Co go to obchodzi!? – Wybacz, czasem mnie ponosi z tą moją wylewnością. Mam tak, gdy się stresuję, albo ekscytuję…
– Stresuję cię?
– Ekscytujesz – wyjaśniłam. To powinno być oczywiste. Ciągle byłam pod wpływem adrenaliny. Mimo wszystko. Ten facet wciąż był dla mnie kimś niezwykłym. A przebywanie z nim nadal wywierało ogromną presję, choć udało mi się nawet trochę rozluźnić.
– I ty naprawdę tu siadasz? – zapytał nagle, zmieniając całkowicie temat. Spojrzał w dół, a ja wraz z nim. – Nie boisz się, że spadniesz? Przecież wystarczy niefortunny przypadek.
– Tak, jak teraz się to analizuje, wydaje się to naprawdę przerażające. Ale gdy tu przychodzę, mam zwykle inne zmartwienia na głowie i wtedy nie myślę, że za chwilę podmuch wiatru zepchnie mnie w dół – odparłam. Znowu włączył mi się słowotok. I to taki porządny, zaczęłam wkraczać na grząski grunt. – Czasami nie myśli się o czymś, co powinno nasuwać się samo z siebie. Ludzie są bezmyślni. Nie mają świadomości, jak wiele w ich życiu zależy czasem od jednej z pozoru błahej decyzji. Wychodzą z domu po papierosy i już do niego nie wracają, bo są tak przyzwyczajeni do swobodnego poruszania się po swojej okolicy, że nawet do głowy im by nie przyszło, że… – urwałam nagle, orientując się, że znowu zaczynam przesadzać. Ivette, ogarnij się!
– Że? – Tom przechylił lekko głowę w moim kierunku, oczekując, że dokończę swoją jakże interesującą opowieść. Tak. Mogłabym czasem w porę ugryźć się w język.
– Że mogą już nie wrócić – rzekłam krótko, nie chcąc dłużej ciągnąć tego tematu. Dostałam szansę od losu, by spędzić trochę czasu ze swoim idolem pod gwieździstym niebem i zadręczałam go właśnie swoimi beznadziejnymi przemyśleniami.
– Masz na myśli konkretną osobę, prawda?
To pytanie z jego strony totalnie mnie zaskoczyło. Bo nie dość, że wykazał zainteresowanie, to również wyłapał drugie dno. I niech mi ktoś powie, że sławne osoby są płytkie i zadufane w sobie. Nie zmieniało to jednak faktu, że wcale nie miałam ochoty dalej brnąć w ten temat. Sama go zaczęłam, ale po prostu na chwilę zapomniałam się kontrolować. Poczułam się przy nim zbyt swobodnie. Z jednej strony to dobrze, ale z drugiej, jak widać, nie poszło to w dobrym kierunku.
I milczałam, jak zaklęta, bo po prostu nie wiedziałam, co mu powiedzieć i w jaki sposób z tego wybrnąć.
– Przepraszam, to nie moja sprawa. Po prostu mówiłaś o tym w taki specyficzny sposób, dlatego domyśliłem się, że musiałaś przeżyć to na własnej skórze.
– W porządku. Przecież sama zaczęłam temat. Niepotrzebnie zresztą…
– To może powiesz mi coś jeszcze o sobie? – zagadnął dla rozluźnienia.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Nie wiedziałam, czy szczerze chciał mnie poznać, czy po prostu próbował zająć jakoś ten czas, byśmy nie trwali w niezręcznej ciszy. Uniosłam na niego swoje spojrzenie, chcąc jeszcze skorzystać z przywileju bezkarnego wpatrywania się w tę idealną twarz.
– Też mam brata bliźniaka – rzekłam nagle, uznając ten fakt za całkiem ciekawy. Coś nas łączyło! To chyba dobry początek znajomości? Być może każdej innej, ale nie tej… Ta nadal była wbrew wszystkiemu.
– I pewnie tak, jak mój o mnie, tak twój o ciebie teraz cholernie się martwi – zauważył błyskotliwie, dzięki czemu mnie olśniło.
– Cholera! – Klepnęłam się otwartą dłonią w czoło. Przecież obiecałam Philipowi! – Nie wiem, czy w ogóle mam po co wracać, jeśli mój własny brat mnie zamorduje…
– Chyba nie będzie tak źle? – zaniepokoił się.
– Właściwie... to było warto – stwierdziłam z uśmiechem. – Od dziś nie przejdę obojętnie obok żadnego kolesia spod śmietnika.
– Proszę, lepiej jednak przechodź obok nich obojętnie. Nie chcę mieć cię na sumieniu. Ktoś taki jak ja to jednorazowy przypadek, uwierz.
– Nie musisz mnie, co do tego przekonywać – mruknęłam nieśmiało. Nie umiałam otwarcie przyznać mu, że był wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju. Dla mnie od zawsze taki był. A tego wieczoru tylko utwierdził mnie w tym przekonaniu.
– W takim razie zorganizujemy ci jakiś transport do domu, żeby już żaden koleś spod śmietnika cię nie porywał.

  Nagły żal ścisnął mnie za serce, że za kilka minut wszystko się skończy. Czar pryśnie, a mi pozostanie już tylko piękne wspomnienie o słodkim gitarzyście, wyrwanym prosto z moich najskrytszych marzeń… Miał w rzeczywistości nie być idealny. Miał. Ale nadal był. Mimo swoich gwiazdorskich popisów. Było w nim coś tak niezwykłego, że nawet największe wady nie sprawiły, że zmieniłam o nim swoje zdanie.

  – Mamy jeszcze jakieś piętnaście minut do przyjazdu Ubera. – Tom spojrzał na swój wielki zegarek, a potem przeniósł wzrok z powrotem na mnie. Moja mina była nietęga. Perspektywa rozstania z muzykiem zaczynała wprowadzać mnie w stan smutku. Od początku wiedziałam, że to spotkanie jest tylko jednorazowym darem od losu i że niebawem zostanie mi to odebrane, ale… Nie dało się zignorować tej narastającej z sekundy na sekundę tęsknoty. Jak mogłam w ogóle za nim tęsknić? Ledwo się znaliśmy! Jednak wywarł na mnie tak mocne wrażenie jako on, od strony prywatnej, że chyba po prostu ugrzązł we mnie jeszcze bardziej niż jako muzyk. – Nie jest ci tak zimno? Przyszłaś tak ubrana na koncert? – Jego pytania wyrwały mnie z chwilowego otępienia. Jednocześnie uświadomił mi, że moja bluza została w klubowej szatni. Tymczasem ja byłam ubrana tylko w dżinsy i koszulkę na ramiączkach, mając ze sobą jedynie niewielką torebeczkę na najpotrzebniejsze szpargały.
  – Zostawiłam swoje rzeczy w szatni. Niewielka strata – stwierdziłam bez namysłu, co go rozbawiło.
  – Nie do końca przemyślałem całą sprawę, wyciągając cię na ten spacer…
– Myślisz, że przejmuję się, że mi zimno? Albo, że nie odebrałam swojej bluzy z szatni? Nie wyobrażałam sobie, że ten wieczór tak się dla mnie skończy. Ty, twoja obecność tutaj... To wynagradza wszystko – skwitowałam pełna przekonania, nie rozumiejąc w ogóle, jak on może zwracać uwagę na tak nieistotne szczegóły. Naprawdę miałam kompletnie gdzieś swoje pozostawione rzeczy, czy chociażby tę chłodną kwietniową noc. Przy nim i tak było mi cholernie gorąco.
  – Okej, ale... – Niespodziewanie zaczął ściągać z siebie swoją bluzę. Nie była rozpinana, więc musiał zrobić to przez głowę. Zaciągnął po drodze koszulkę, która uwidoczniła kawałek jego umięśnionego brzucha i już nawet nie chciałam się zastanawiać, co on w ogóle wyprawiał. Pilnowałam się, żeby tylko nie rozdziawić buzi i nie zacząć się ślinić jak popaprana. Jego ciało było pięknie wyrzeźbione dzięki siłowni, którą regularnie odwiedzał. Do tego był delikatnie opalony, co tylko uzupełniało całą jego doskonałość. – Nie chciałaś zdjęcia, nie chciałaś autografu, więc możesz mieć chociaż to. Wystarczy, że przeze mnie straciłaś swoje rzeczy i rozczarowałaś brata, nie musisz się do tego jeszcze rozchorować – oznajmił.
Nie zdążyłam zaprotestować, a on już wciskał mi materiał przez moją głowę. O MÓJ TOMIE. Cała się spięłam, gdy mnie dotknął. A gdy poczułam zapach ciepłego materiału nasiąkniętego jego perfumami i połączyłam to z myślą, że ON TO NA SOBIE NOSIŁ, zakręciło mi się w głowie. Na ten jeden moment automatycznie stałam się znowu jego fanką, zachwyconą, że podarował mi coś od siebie. Niemniej, musiałam się ogarnąć, bo potrzebował mojej pomocy, by bluza znalazła się na właściwym miejscu. Jak w jakimś amoku włożyłam swoje ręce w długie rękawy i już po kilku sekundach poczułam niezwykłe ciepło rozchodzące się po moim ciele. Dopiero wówczas uświadomiłam sobie, że moje ramiona były już przemarznięte. Wcześniej nie zwróciłam na to wcale uwagi. Zbyt wiele adrenaliny buzowało w mojej krwi.
  – Trochę za wielka. – Zmierzył mnie swoim badawczym spojrzeniem.
  – Jest idealna – zapewniłam go natychmiast. To najlepszy prezent w moim życiu! – Przynajmniej mam namacalny dowód, że to wszystko wydarzyło się naprawdę.
  – Sny się czasami spełniają. – Uśmiechnął się zawadiacko.
Mogłabym się w tamtym momencie rozpłynąć, wpatrzona w niego jak w obrazek. Niestety kierowca Ubera miał wyczucie czasu i pojawił się znacznie szybciej, niż sądziliśmy.
Jeszcze nigdy nie sprawiała mi takiej przyjemności jazda samochodem. Tom wsiadł razem ze mną. Nie wierzyłam, że będzie w ogóle chciał odwieźć mnie pod mój dom. Czy tej dobroci nie było za wiele?
Większość drogi przebyliśmy już w ciszy. Wisiało nad nami pożegnanie, którego ja bardzo nie chciałam. Nie wiedziałam, jakie on ma odczucia w tym przypadku. Miałam nadzieję, że było mu, choć w minimalnym stopniu przykro tak jak mi. Że ten wieczór choć troszeczkę coś dla niego znaczył. Chciałam to wierzyć, bo tylko tyle mi tak naprawdę zostało.
– Chyba wszyscy już śpią – zauważył, gdy kierowca zatrzymał się pod bramą od mojej posesji.
Skinęłam niepewnie głową, przypuszczając, że miał rację.
– Możliwe. Albo czyhają na mnie po ciemku – dodałam z krzywym uśmiechem, wyobrażając sobie mojego wściekłego brata stojącego w ciemnym kącie przedpokoju tylko po to, aby zrobić mi awanturę. Philip nie był jakimś dyktatorem, ale i tak mógł się nieźle wkurzyć. Trochę przeholowałam, zdawałam sobie z tego sprawę. – W każdym razie, dziękuję za cudowny wieczór. To było naprawdę niesamowite – wyznałam szczerze. Chciałam, aby wiedział, jak wiele to dla mnie znaczyło.
– Cała przyjemność po mojej stronie.
– Miło było cię poznać od tej prywatnej strony. Dobranoc, Tom. – Czułam, że czas to skończyć. Nie widziałam sensu, by przeciągać rozmowę. I tak więcej już nie będzie dane mi go zobaczyć. Na pewno nie w tak bliskim kontakcie jak dziś. Koniec przygody. Czas się obudzić… Teraz on zapomni o moim istnieniu, a ja będę mogła żyć jedynie z pięknymi wspomnieniami. Znowu stanę się tylko jedną z jego fanek.
– Mnie ciebie również. Dobranoc – odparł jakby niepewnie. Patrzył na mnie jeszcze przez chwilę, jakby chciał coś więcej dodać. Ja jednak nie czekałam na to. Bardzo szybko wysiadłam z samochodu, od razu zaciągając się łapczywie rześkim powietrzem. Niewiele mi to pomogło, gdy poczułam w kącikach oczu piekące łzy. O nie. Nie będziesz płakać z tak idiotycznego powodu. Błagam cię, nie bądź naiwna, Iv.
Idąc w kierunku domu, nie mogłam się oprzeć, by jeszcze nie zerknąć w kierunku samochodu. Nie odjechał od razu. Przez szybę napotkałam jego tęczówki. Uśmiechnął się do mnie. To wcale nie ułatwiło sprawy. Odwróciłam głowę z powrotem i popędziłam do drzwi, w pośpiechu wyciągając klucze. To koniec. Koniec. Koniec.
– Jesteś.
Podskoczyłam wystraszona, słysząc znienacka znajomy głos.
– Philip… przestraszyłeś mnie – mruknęłam z niezadowoleniem i wyminęłam go, udając się prosto do salonu. Starałam się udawać, że wcale nie wróciłam o jakieś trzy godziny później, niż zapowiadałam. W salonie od razu rzuciła mi się w oczy matka śpiąca na kanapie. Odruchowo zerknęłam na stół i skrzywiłam się, widząc pustą butelkę po winie. I wszystko stało się jasne.
– Mogłaś chociaż zadzwonić. Martwiłem się. – Brat przypałętał się za mną.
– Wiem, przepraszam. Nie gniewaj się na mnie. Po prostu koncert się przedłużył… Tak wyszło – skłamałam, by jakoś załagodzić całą sytuację.
– Oczy ci się świecą – zauważył, przyglądając mi się badawczo.
– Jestem po prostu zmęczona. Położę się już – stwierdziłam, zmierzając prosto na górę do swojego pokoju. Brat nie chciał dać tak łatwo za wygraną, bo cały czas uparcie podążał tuż za mną.
– Ale…
– Dobranoc, braciszku! – przerwałam mu i posłałam swój słodki uśmiech, by następnie zniknąć w swojej sypialni i zamknąć mu drzwi przed nosem. Ostatnią rzeczą, na którą miałam ochotę, to tłumaczenie mu wszystkiego. A znałam go na tyle dobrze, że wiedziałam, że tak łatwo mi nie odpuści. Chciałby poznać każdy szczegół. Z tym że… nie uwierzyłby mi, gdybym mu wyznała całą prawdę. Nikt by w to nie uwierzył.
Westchnęłam cicho i rzuciłam się na swoje łóżko. Bluza wciąż pachniała tak ładnie. Dzięki temu nie opuszczało mnie wrażenie, że Tom nadal był gdzieś blisko. Jak miałam po tym wszystkim zasnąć? Miałam całą noc na to, by uwierzyć, że to wszystko wydarzyło się naprawdę i że Tom był tego częścią. Tom K. poświęcił mi tak wiele czasu ze swojego życia. Mi. Nikomu innemu. Jakiejś zwyczajnej nastolatce z Berlina. Na pewno nie chciałby, abym rozpowiadała o tym naokoło. I nie planowałam, choć wiedziałam, że trudno będzie ukryć emocje przed całym światem, a co dopiero najbliższymi.

Tom tego wieczoru ofiarował mi znacznie więcej. Jeden z najcenniejszych darów tego świata. Zaufanie. Swoje zaufanie.


2 komentarze:

  1. Idealnie. Nic dodać, nic ująć. Też dużo mówię, gdy się denerwuję czy ekscytuję (co za ironia ^^) Podoba mi się. Szkoda tylko, że tak krótko ze sobą byli... :( Ale teraz na pewno ją odwiedzi w domu. I na pewno będzie to niespodziewana wizyta :D Tak myślę ^^ Znalazłam parę literówek :) Co dziwne, bo u siebie rzadko je widzę hehe. No cóż. Wciągnęłam się. Czytam dalej :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak prolog wywarł na mnie ogromne wrażenie, tak po pierwszym rozdziale umarłam. Dosłownie.
    Nie mogę się pozbierać po tym rozstaniu, a wszystko kumulowało się od samego początku. Tak łatwo jest wcielić się w rolę Ivette i wszystko z nią przeżywać, że aż jestem w szoku, co tu się w ogóle wydarzyło.
    To ich spotkanie... Jak z bajki. Sama miałam wrażenie, że to chyba jej się tylko przyśniło i nie wyobrażam sobie, żeby przeżywać to wszystko jeszcze raz, gdy okaże się, że to tylko sen.
    Ten spacer, rozmowa... Gdyby tak mogło wydarzy się to naprawdę. Niby taki zwykły spacer, ale z wymarzonym mężczyzną... Każda kobieta chciałaby to przeżyć.
    Martwi mnie jedynie to, że musieli się rozstać i zupełnie nie domyślam się, co może być dalej, bo na pewno jeszcze dojdzie do ich spotkania. Nie mam jednak pomysłu, w jakich okolicznościach do tego dojdzie.
    Przechodzę więc do kolejnego rozdziału, żeby zaspokoić swoją ciekawość. :)

    OdpowiedzUsuń