piątek, 28 czerwca 2013

Kartka nr 39. „I feel lost in myself…”

Nim się obejrzałam nadszedł upragniony piątek i od wyjazdu z Tomem dzieliło mnie już tylko kilka żmudnych godzin spędzonych w szkole oraz nieco mniej w domu. Tak się nie mogłam doczekać, że pakowanie rozpoczęłam już wczoraj niemal też je kończąc. Pozostały mi jedynie, niektóre drobne rzeczy. Nie było tego wiele, w końcu spędzimy poza domem tylko dwa dni! Niestety. Chętnie wyjechałabym z nim na zawsze! Gdzieś daleko, gdzie nikt nas nie znajdzie. Czy to nie byłoby piękne? Ja i on, sami, na zawsze razem! Ewentualnie z dwójką dzieci w przyszłości… Tak, mogłabym stworzyć z nim rodzinę! Oczywiście, jeżeli zechciałby mnie w końcu pokochać. Taki mały, drobniuteńki szczególik… Matko, co ja w ogóle sobie zaczynam już wyobrażać? Chyba przeginam!


- Poniedziałek, 8.30 pod szkołą. Weźcie coś ciepłego, żeby po powrocie znowu połowa z was nie siedziała w domu z gorączką! – rzekła moja wychowawczyni, uniesionym tonem, tuż przed dzwonkiem, po którym nie miała już szans się do nas przebić. Z ulgą zgarnęłam swoje rzeczy do torby i wraz z Ashlee opuściłyśmy klasę udając się do szkolnego bufetu.


- Co bierzesz? – przyjaciółka zwróciła się do mnie sama przyglądając się dostępnemu pożywieniu.


- Jakoś nie specjalnie jestem głodna – mruknęłam niechętnie. - Chciałabym już być w domu…


- Oj nie marudź Iv. Nie możesz ciągle żyć Tomem! -   stwierdziła poirytowana, aż się zdziwiłam taką reakcją z jej strony. Czyżby miała do mnie jakiś żal? – Jak schudniesz dziesięć kilo, nie będziesz mu się już podobała.


- Tak, na pewno – wywróciłam oczami. Jej argumenty w ogóle do mnie nie przemawiały. Poza tym jem wystarczająco i nie grozi mi niedowaga! – Czepiasz się po prostu. Przeszkadza ci, że się z nim spotykam?


- Nie. Przeszkadza mi, że nie widzisz już świata poza nim. Jesteś, jak jakaś nakręcona.


- Myślałam, że to normalne, gdy jest się zakochanym.


- Może to nie miłość, tylko zafascynowanie?


- Co ty w ogóle mówisz! Wiem, co czuję. Nie jestem jakąś głupią, zakochaną fanką w swoim idolu! – uniosłam się. W ogóle nie podobał mi się tok jej myślenia. Jak mogła wątpić w moje uczucia! Albo w ogóle uważać je za dziecinne. Nie jestem już dzieckiem, które nie odróżnia miłości od fascynacji. – I teraz naprawdę ode chciało mi się w ogóle czegokolwiek.


- Nie musisz się tak denerwować. Wszyscy się na ciebie gapią znowu.


- Jak ci to nie pasuje, to może przestań się ze mną przyjaźnić – burknęłam nieprzyjemnym tonem. Nic nie poradzę, że Ashlee wyprowadziła mnie z równowagi. I też wybrała sobie świetny moment na taką rozmowę. – I w ogóle to idę już do domu.


- Jak to? Mamy jeszcze lekcje…


- No i co? Widocznie jestem tak zaślepiona swoją miłością, że lata mi to koło dupy! – skwitowałam rozzłoszczona, po czym ruszyłam do wyjścia nawet nie czekając już na jej reakcję. Naprawdę nie obchodziło mnie to. Z przyjemnością wrócę wcześniej do domu i dokończę pakowanie. Niestety nie zawsze można być zrozumianym przez przyjaciół. Moja gwałtowność wywołana zdenerwowaniem sprawiła, że niefortunnie wpadłam na kogoś. Jeszcze tego mi brakowało! Tym bardziej, że jak na złość osobą, z którą się zderzyłam był mój „prześladowca”. Myślałam, że wybuchnę, niczym wulkan, gdy ujrzałam jego twarz przed sobą.


- Przysięgam, że w końcu coś ci zrobię człowieku! – naskoczyłam na niego nim ten zdążył w ogóle zareagować. – Nie wchodź mi w  drogę.


- Sorry, ale to ty na mnie wpadłaś dziewczyno! – oburzył się. Co za bezczelny typ. Może jeszcze mi powie, że to ja go prześladuję!?


- Wiesz co? Byłoby dobrze, jakbyś trzymał się ode mnie z daleka. Najlepiej nawet na mnie nie patrzył! Weź znajdź sobie kogoś innego, co?!


- Jesteś żałosna. Myślisz, że nie mam co robić tylko łazić za jakąś popieprzoną lesbą? – zakpił podnosząc mi tym dwukrotnie adrenalinę w organizmie. Nie wytrzymałam i pchnęłam go z całej siły, tak że wylądował koło jednego ze stolików przewracając przy tym krzesła. W tej chwili wszystkie spojrzenia były skupione na naszej dwójce i jakby zrobiło się ciszej…


- Hej, proszę mi tu nie robić bałaganu! Idźcie się bić, gdzie indziej – zawołała sprzedawczyni stojąca za ladą, wtedy też każdy powrócił do swoich wcześniejszych zajęć. Tylko ja stałam jak kołek gapiąc się ze złością w chłopaka, który właśnie zaczął się podnosić z podłogi. Miałam ochotę go jeszcze kopnąć.


- Iv, co ty robisz? – usłyszałam obok siebie głos zdumionej Ashlee.


- A co cię to obchodzi? – syknęłam wciąż żywiąc do niej urazę.


- Kompletnie cię już popieprzyło dziewczyno. Zastanów się lepiej, kto tu kogo prześladuje! – fuknął rozzłoszczony chłopak zwracając na siebie ponownie moją uwagę. – Co ty sobie w ogóle wyobrażasz!


- A ty? – uniosłam brwi nie spuszczając z niego wzroku. – Nie ja zaczęłam – dodałam obojętnie po czym już chciałam go wyminąć, aby w końcu zakończyć te całą farsę i wrócić do domu, jednak ten chwycił mnie mocno za ramię.


- Jeśli masz coś z głową, są specjalne ośrodki dla takich ludzi radzę się tam wybrać. Bo nikt tu nie zamierza tolerować żadnej twojej odmienności – rzekł w sposób, jakby mi groził. Przynajmniej takie odniosłam wrażenie. Ten człowiek naprawdę mnie zadziwia! Co jeszcze wymyśli!?


- Twojej także – uświadomiłam go z ironicznym wyrazem twarzy i szarpnęłam ręką uwalniając się z jego uścisku. Nie spoglądając już na nikogo wyszłam kierując się prosto do szatni po swoje rzeczy. Nie zamierzałam spędzić w tej szkole ani chwili dłużej! Naprawdę nigdy nie myślałam, że to miejsce kiedyś stanie się dla mnie takim koszmarem. Co się w ogóle stało?! I kiedy!? Bo chyba to przespałam.


Czasem miałam wrażenie, że coś się dzieje beze mnie. A ja nagle wracam i nie wiem, gdzie jestem i co się dookoła mnie dzieje. A to przecież był dopiero początek koszmaru. I co się stało z grzeczną, niewinną Ivette, która nigdy nie miała żadnych, głupich problemów w szkole ani ze znajomymi? Zmiany często kosztują. W życiu nie ma nic za darmo i przekonywałam się o tym każdego kolejnego dnia. To, że w moim życiu pojawiały się szczęśliwe chwile kosztowało mnie tymi gorszymi…


 


„Skończyłam wcześniej.”


„Ok. Nie wiem, czy będę mógł się wyrwać przed czasem. Na razie bądź nastawiona na wieczór ;* ”


- Też sobie znalazłam pracującego chłopaka – mruknęłam pod nosem niepocieszona widomością, którą dostałam. Nie wytrzymam do wieczora! Potrzebuję kogoś bliskiego i to szybko… Jestem tak strasznie rozstrojona, że nie wiem, co ze sobą zrobić. Najpierw kłótnia z Ashlee, potem znowu ten czubek. On mi nie da żyć…


Nie pozostało mi więc nic innego, jak wrócić do domu. Obawiałam się trochę reakcji matki, bo odkąd straciła pracę ciągle siedzi w domu. Nieuniknione było, że dowie się o moich wagarach. A ona ostatnio za bardzo zaczęła się interesować mną i moją szkołą. Czyżby zaczęło jej zależeć? Miałam tylko nadzieję, że nie czeka mnie kolejna kłótnia tego dnia. Mam już dosyć wrażeń. Chcę w końcu odpocząć od tego wszystkiego, jak dobrze, że dzisiaj wyjeżdżam.


Kiedy dotarłam do domu pierwsze co ujrzałam wchodząc do środka, a właściwie kogo to moją matkę klęczącą na podłodze… Wyglądało to dosyć dziwnie, tym bardziej, że nie miałam pojęcia co ona wyprawia będąc niemal w… szafce! Właściwie do połowy znajdowała się w niej, a druga połowa była na zewnątrz. Doznałam wstrząsu wręcz.


- Co ty wyprawiasz… mamo? – wykrztusiłam mrugając przy tym nienaturalnie szybko powiekami, jakby z nadzieją, że to co widzę, dzięki temu zaraz zniknie. Jednak tak wcale nie było.


- Sprzątam, nie widać? Niedługo święta – odparła jakimś nieswoim głosem, a ja nadal trwałam w swoim szoku gapiąc się w nią jakby spadła z kosmosu. Święta?


- Za jakieś… Dwa miesiące?


- No przecież nie będę robiła wszystkiego potem na ostatnią chwilę – skwitowała oburzona i w końcu wyłoniła się z szafki trzymając w jednej ręce jakąś brudną ścierkę, a w drugiej środek do dezynfekcji. – Jeszcze nie mam żadnej pracy to sprzątam póki mam czas.


- Aha – mruknęłam wciąż patrząc na nią w sposób, jakbym pierwszy raz w życiu widziała te kobietę. Czy to na pewno moja matka? – To sprzątaj sobie… - dodałam nieco niepewnie i już chciałam się zmyć, kiedy zatrzymał mnie znowu jej głos:


- A ty co tak wcześnie?


- Zwolnili nas z ostatnich lekcji – skłamałam szybko. No po prostu wiedziałam, że zauważy! Cholera, co z nią nie tak? Zaczyna mnie przerażać i to poważnie. – I w ogóle wyjeżdżam na weekend z Tomem – postanowiłam od razu ją poinformować o mojej dwu dniowej wycieczce, żeby potem nie robiła mi żadnych zbędnych scen. I tak miała niewiele do powiedzenia w tej kwestii… No, ale mimo wszystko ostatnio jest jakaś dzika, więc wolę uprzedzić o swoich planach.


- A dokąd?


- Gdzieś w góry – wzruszyłam ramionami sama do końca nie wiedząc, gdzie Tom zamierza mnie zabrać.


- A zapłaciłaś za wycieczkę w szkole?


- Tak…


- Potrzebujesz kasy na ten wyjazd pewnie? – zapytała wciąż drążąc. Już się w sumie lekko pogubiłam w tym, o czym rozmawiamy, ale po chwili domyśliłam się, że chodzi jej o wyjazd z Tomem.


- W sumie – przyznałam dość niepewnie. Nie spodziewałam się, że matka okaże się myśleć bardziej ode mnie. Przecież nie mogę tak wykorzystywać Toma! Mam jakieś swoje oszczędności, ale to pewnie nie wystarczy.


- Dowiedz się ile kosztuje pobyt, żebym wiedziała ile ci dać.


- A ty skąd masz pieniądze, że tak chętnie je rozdajesz? – zainteresowałam się będąc zdumioną, że matka w ogóle coś takiego mi proponuje.


- Jeszcze tak źle z nami nie jest. Poza tym jakbyś chciała wiedzieć, ty i twój brat macie założone konta w banku, na których już pewnie uzbierała się niezła suma pieniędzy – oświadczyła już totalnie wbijając mnie tym w ziemię. Czy ja śnię? Po pierwsze co się z nią dzieje do cholery? Po drugie… Jakie konta w banku!? Ja oszaleje dzisiaj, przysięgam. To wszystko jest jakieś nienormalne!


- Konta w banku? I pewnie jeszcze mamy jakiś mega wielki spadek po ojcu, a ty wygrałaś w lotka.


- No, aż tak dobrze nie jest. Ale może kiedyś – stwierdziła w ogóle nieporuszona.


- Ja lepiej pójdę dokończyć pakowanie…


- No pewnie, po co Tom ma potem na ciebie czekać. A ja dokończę te szafkę… Ty wiesz jaki tu był syf!? Chyba z dziesięć lat nikt tu nie sprzątał – powiedziała kręcąc przy tym z dezaprobatą głową, czego ja już nie byłam w stanie skomentować. Byłam wręcz sparaliżowana szokiem, jaki mnie ogarnął. Ja już naprawdę nie wiem, co się wokół mnie dzieje. Jakby ludzie zamieniają się rolami? Z własną matką dzisiaj lepiej się dogaduję niż z przyjaciółką!