środa, 28 czerwca 2017

Kartka nr 6. "Nie chciałam, żeby zniknął"

            Jak można było łatwo się domyślić, kolejnego dnia ledwo kontaktowałam ze światem. Nie tylko z powodu, że nie mogłam spać z emocji, ale przede wszystkim, dlatego, że mój umysł był kompletnie zamroczony. Wciąż nie wierzyłam, w to co się działo z moim życiem. Nie do końca rozumiałam w ogóle, co tak naprawdę to wszystko znaczyło.
Tom chciał więcej. Ja też tego chciałam. Tylko, czym to tak naprawdę było? I jak to miało w ogóle wyglądać? Dopiero, gdy się rozstaliśmy przed moim domem, dotarło do mnie, że nawet nie ustaliliśmy żadnych szczegółów. Nie zapytałam, czy spotkamy się kolejny raz. On też tego nie zrobił. Po prostu rozeszliśmy się, jak gdyby nigdy nic.
Jak mogliśmy tak postąpić, gdy tego wieczoru padło tyle znaczących słów? Jak mogliśmy… Gdy tego wieczoru pocałowałam go? Nadal czułam motyle w brzuchu na to wspomnienie i nie wierzyłam, że odważyłam się zrobić coś takiego. Czy adrenalina może doprowadzać do tak szalonych czynów? Gdyby nie moje ówczesne przekonanie, że prawdopodobnie nigdy więcej się już nie zobaczymy, nigdy bym nie zrobiła czegoś takiego. Nie przewidziałam tylko, że to wcale nie będzie koniec. I wyglądało na to, że po moim niecnym czynie będę musiała nadal stawać z nim twarzą w twarz. Chyba, że to wszystko, co wczoraj zostało powiedziane, nic nie znaczyło. Ostatnim razem też tak myślałam. To chyba był najwyższy czas, by zacząć traktować nasze „przypadkowe” spotkania całkiem poważnie. Tylko, jak przestawić się z własnych wyobrażeń na rzeczywistość?
– Tutaj piszą, że ten twój Tom spotyka się z kimś – rzekła Agness, przeżuwając jednocześnie kawałek jabłka. Dopiero wówczas zorientowałam się, że stoję przed swoją otwartą szafką i gapię się w nią, jak sroka w gnat. Zamrugałam szybko powiekami i zatrzasnęłam drzwiczki, odwracając się w kierunku przyjaciółki. A. nie miała pojęcia o tym, co wydarzyło się zeszłego wieczoru i chyba nie chciałam jej o tym mówić. Przynajmniej na razie. – Podobno jest zajęty od roku! – zawołała zdumiona, wymachując mi przed nosem jakąś gazetą.
– A ty się tym tak ekscytujesz, ponieważ? – mruknęłam, nie bardzo rozumiejąc, co mają na celu te wiadomości, które nie były dla mnie niczym nowym. Siedzę w jego świecie zbyt długo, by nie wiedzieć takich istotnych rzeczy.
O MÓJ BOŻE, CAŁOWAŁAŚ SIĘ Z ZAJĘTYM KOLESIEM! TY PODŁA…
Wytrzeszczyłam oczy, uświadamiając sobie, co uczyniłam. Przecież nie byłam osobą, która zabierała się za cudzych facetów. W ogóle nie brałam tego pod uwagę. Jakbym kompletnie zapomniała, że ten człowiek ma już swoje życie. A w tym życiu istnieją już pewne znaczące osoby.
– Ponieważ facet, który ma laskę nie powinien szlajać się nocami ze swoimi fankami, tylko pędzić do swojej ukochanej na skrzydłach miłości – wyrecytowała z powagą. Spojrzałam na nią jedynie z politowaniem i darowałam sobie komentarz. Gdyby tylko wiedziała, co ten facet jeszcze wyprawiał… Albo raczej co ja z nim wyprawiałam. Sprowadziłam go na drogę zdrady! JA?! To było tak bardzo niedorzeczne, że nie mieściło mi się w głowie. Co my sobie w ogóle myśleliśmy?! Obydwoje! Co my mamy w głowach… I naprawdę uwierzyłam mu, że może chcieć czegoś więcej? Ivette, ty ostatnia kretynko! Obudź się!
– Jesteś dzisiaj totalnie nieprzytomna – Agness szturchnęła mnie w ramię, gdy kolejny raz odcięłam się od rzeczywistości wpatrując beznamiętnie w bliżej nieokreślony punkt.
Miała rację, cóż mogłam jej powiedzieć. W owej sytuacji już w ogóle nie chciałam jej zdradzać, co się wydarzyło między mną i Tomem. Sama powinnam była o tym jak najszybciej zapomnieć.
GDZIE JEST TEN CHOLERNY PRZYCISK DELETE W MÓZGU!?
– Hej, Iv.
Obydwie jednocześnie uniosłyśmy swoje spojrzenia na chłopaka, który zjawił się niespodziewanie. Wysoki brunet o niebieskich oczach, opierał się nonszalancko o moją szafkę i wlepiał we mnie swoje ślepia z uroczym uśmieszkiem przylepionym do twarzy. Rozejrzałam się dyskretnie, czy nie stała przypadkiem obok mnie, jakaś INNA Iv.
– Hej? – Mój wyraz twarzy musiał być naprawdę dziwny. Zmarszczyłam brwi, przyglądając mu się niepewnie. Nie znałam go, więc zastanawiało mnie, skąd do cholery, on znał mnie?
– Możesz przekazać bratu, że na pewno dzisiaj wpadnę na imprezę – oznajmił, a ja miałam wrażenie, że ten jego uśmiech, to defekt wrodzony.
– Jaką imprezę? – wypaliłam, nie mając pojęcia o czym ten koleś do mnie mówił. Niemniej, czułam już w kościach, że mój brat nie próżnował ostatnimi czasy i znowu wpadł na jakiś genialny pomysł, za który uduszę go gołymi rękami.
– Nic nie wiesz? Philip robi domówkę, dzisiaj wieczorem. Myślałem… A właściwie, liczyłem na to, że też tam będziesz – rzekł brunet, zdejmując w końcu ten cholerny uśmiech ze swojej perfekcyjnej twarzy. Agness szturchnęła mnie niepostrzeżenie, bo chyba się zawiesiłam na dobre kilka sekund, wgapiając się w kolesia, jak w kosmitę.
– Świetnie – skwitowałam z ironicznym uśmiechem. – Sam mu to możesz powiedzieć – rzuciłam dość nieprzyjemnie i zamierzałam odejść,  lecz chłopak zastawił mi drogę swoim postawnym ciałem. Czy ci wszyscy faceci muszą tyle pakować na siłowni!?
– Widzimy się wieczorem, mała – Perfidnie oblizał swoje usta, patrząc przy tym na mnie, jakbym była kawałkiem smakowitego tortu czekoladowego z bitą śmietaną i pieprzoną kolorową posypką… I odszedł. A ja stałam, jak wryta w ziemię i nie mogłam wyjść z szoku. Gdyby nie Agness pewnie spędziłabym tak resztę dnia. Co się działo z tym światem? Najpierw Tom, teraz ten… Czy ja musiałam przyciągać do siebie wszystkich tych dziwnych ludzi!? Tak, Tom też był dziwny! O ile nie nieźle popieprzony. Jego zachowanie wobec mnie o tym świadczyło.
– Ja też chcę być na tej imprezie! – Podniesiony głos Agness przywrócił mnie na ziemię. Obdarzyłam ją swoim nadal zdezorientowanym spojrzeniem. – Zapomnij o Tomie! Ten koleś ewidentnie ma na ciebie ochotę! W dodatku, widziałaś, jak on wygląda!?
– O czym ty mówisz? – sapnęłam, w ogóle nie ogarniając jej nowego podejścia do mojego życia. – Pierwszy raz widzę go na oczy.
– Bo za rzadko się rozglądasz. To przecież Nathaniel Faber, chodzi z twoim bratem do jednej klasy. I ewidentnie wpadłaś mu w oko. Mnie nawet nie zauważył!
– Chętnie ci go odstąpię, jeśli chcesz – mruknęłam, nie podzielając wcale jej entuzjazmu. Byłam zmieszana całą tą sytuacją. W dodatku, nie miałam pojęcia, że Philip postanowił zorganizować w naszym domu imprezę! Czy w ogóle uzgodnił to z matką? Bo ze mną na pewno nie. Może nie zauważył, że wszyscy tam mieszkamy. Nienawidziłam dowiadywać się o takich rzeczach, jako ostatnia. I to jeszcze od jego dziwnych kumpli!
– Iv, mogłabyś w końcu dać sobie szansę. Przecież to całkiem miły chłopak.
– Który zachowuje się, jakby był panem świata – dodałam. Nathaniel Faber nie wywarł na mnie najlepszego wrażenia. Owszem, był cholernie przystojny i zapewne mógłby mieć z tego powodu każdą laskę w szkole. Powinnam się cieszyć, że w ogóle na mnie spojrzał, ale… Kompletnie mnie to nie rajcowało w żaden sposób. Wydawał się być zbyt pewny siebie i nie wyglądał na chłopaka, który chciałby zawrzeć jakąś bliższą relację na dłużej. Być może, były to tylko pozory, a ja nie powinnam wyciągać tak pochopnych wniosków. Byłam po prostu przeczulona.
– Taki wiek. Poza tym, trochę wygląda, jakby nim był – A. wyszczerzyła się do mnie wymownie. Wywróciłam tylko oczami. Akurat zadzwonił dzwonek na lekcje i w sumie cieszyłam się, że przy okazji temat facetów zostanie zakończony. Naprawdę nie chciałam już myśleć o żadnym z nich. Choć to było nieuniknione i bez rozmów z Agness. Mogłam jedynie upchnąć to gdzieś na tył swojej głowy, żeby skupić się na zajęciach.

Czy naprawdę byłam tylko naiwną dziewczynką? Przecież uwierzyłam Ci. Uwierzyłam, choć wiedziałam, że to niedorzeczne i niemożliwe. Uwierzyłam, choć obydwoje mieliśmy własne życie i chyba w żadnym nie było wolnego miejsca, dla któregoś z nas.
Dlaczego postanowiłeś namieszać w moim życiu? Dlaczego w ogóle dawałeś nadzieję?
Przecież miałeś już wszystko. Sławę, pieniądze, rodzinę. Miałeś nawet cholerną dziewczynę. Więc, po co w tym wszystkim jeszcze ja..?
Uwierzyłam Ci, bo chciałam wierzyć, że nie pojawiłeś się tylko po to, aby pozostawić ranę na mojej duszy. Że nie pojawiłeś się tylko po to, by rozczarować mnie, psując całą wizję, jaką sobie o Tobie stworzyłam.
Chciałam Ci wierzyć, że naprawdę szukasz czegoś nowego. Że naprawdę chcesz być kimś innym. Że naprawdę chcesz być nim ze mną…

– Ivette, to tylko mała domówka! Rozmawiałem z mamą, nie ma nic przeciwko. Powiedziała nawet, że nie wróci dzisiaj na noc – oznajmił Philip, gdy zażądałam od niego wyjaśnień w sprawie wieczornej imprezy. Nie wierzyłam, że matka się na to zgodziła. I jeszcze postanowiła nie wracać do domu, świetnie.
Nie miałam nic przeciwko imprezowaniu, ale niekoniecznie chciałam, by odbywało się to w moim domu. Tak, wolałam zaszyć się w swoim pokoju i nie brać w tym udziału. To jednak nie było do końca możliwe, gdy piętro niżej odbywała się impreza. Ale co ja mogłam? Philip podjął decyzję, nie pytając mnie o zdanie. Pewnie przewidział, że stawiałabym opór. Nie rozumiałam tylko, dlaczego tak mu na tym zależało. Przecież mogli iść do jakiegoś klubu. Po co robić bałagan w domu?
– Nie złość się, tylko po prostu do nas dołącz. Rozerwiesz się trochę.
– Mam inne sposoby na rozrywanie się, Philip – mruknęłam wciąż niezadowolona.
– Oglądanie seriali i czytanie, to żadna rozrywka.
– Jak dla kogo!
– Okej. Nie zmuszę cię, ale będzie głupio, jeśli zamierzasz siedzieć sama na górze – stwierdził, poddając się. Miał rację, byłoby głupio. Ale co mnie to w sumie obchodziło? Nie miałam ochoty brać udziału w takich rzeczach. Może, gdyby mnie ktoś wcześniej uprzedził, sytuacja wyglądałaby nieco lepiej.
Zrezygnowana, udałam się do swojego pokoju po drodze pisząc wiadomość do Agness.



Dobrze, że mogłam liczyć na swoją przyjaciółkę. Skrzywiłam się do telefonu i schowałam go do kieszeni, nie odpowiadając już nic. Wszyscy zmówili się przeciwko mnie. Nie miałam za dużego wyboru. Co prawda, mogłabym gdzieś zwiać… Na przykład na swój most i może znowu spotkałabym Toma…? Tego Toma, o którym miałaś zapomnieć, idiotko!
– Cholera jasna – zaklęłam wściekła już nie tylko na siebie, ale i na cały świat.
Zamknęłam się w swoim pokoju i zaczęłam szukać, jakiegoś stosownego ubrania na ten wieczór. Może dzięki tej głupiej imprezie przestanę wracać myślami do Toma. I może ten cholerny Nathaniel pozwoli mi o nim zapomnieć? To było podłe. Ale chwytałam się już wszystkiego, byle tylko wyjść na prostą.
Zawsze starałam się postępować słusznie, ale ostatnio zdecydowanie sprawy się pokomplikowały, a ja nie wiedziałam już, którą drogą mam podążać. Każda wydawała się pokręcona i niebezpieczna. Nie było przede mną już żadnej prostej ścieżki. Brzmi to, jakby dotychczas żyło mi się lżej… Może i nie żyło, ale chociaż nie miałam tak popapranych myśli.
Ogarnęłam się dość szybko, nie przywiązując do tego, jakiejś większej wagi. Nie miałam dla kogo się stroić. Wcisnęłam się w swoje ulubione legginsy i zwykłą koszulkę z motywem aliena. Do tego związałam swoje niesforne włosy w wysokiego kucyka i tyle. Pozostało mi tylko czekać na moją przyjaciółkę.
Zdradziecką przyjaciółkę! Może chciała się na mnie odegrać za to, że wystawiłam ją z tym kinem. Nie zdziwiłoby mnie to. Chociaż, znając Agness, po prostu kręciła ją ta impreza, koledzy Philipa i cała reszta tej otoczki. Pod tym względem również bardzo się różniłyśmy. Ona była zdecydowanie bardziej kontaktowa i przyjaźniejsza dla świata, niż ja.
Zeszłam niepewnie na dół, słysząc dochodzący stamtąd gwar. Było jeszcze dość wcześnie, jak na rozpoczęcie zabawy, ale widocznie nikomu to nie przeszkadzało. Zdziwiłam się widząc w salonie dość sporo osób, jak na „małą domówkę”. Spodziewałam się, że Philip zaprosił tylko najbliższych kumpli, a nie połowę naszej szkoły. Większość ludzi była znana mi tylko z widzenia. O ile wcześniej pomysł imprezy w naszym domu mi się nie podobał, w tamtym momencie moje negatywne podejście się tylko nasiliło. Czułam, że będą z tego jakieś kłopoty. Bo zawsze się to tak kończyło, gdy dom był pełen nastolatków bez nadzoru. Naprawdę miałam ochotę zwiać do swojego pokoju i udawać, że wcale mnie nie ma.
– O, Ivette! Jesteś jednak – Philip wyraźnie ucieszył się na mój widok, a jego entuzjazm skierował na mnie spojrzenia dosłownie wszystkich. Stałam, jak sierota na tych schodach, gdy tak wszyscy się gapili. I czego niby oczekiwali?!
Musiałam znacząco odchrząknąć, by odwrócili swoje ciekawskie spojrzenia. Dopiero wtedy zdecydowałam się stanąć w salonie, obok swojego brata.
– To ma być ta twoja „mała domówka”? – Skrzyżowałam ręce na piersi, wpatrując się w niego z rozczarowaniem. Kompletnie zignorowałam fakt, że wcale nie stał sam. Pan Nathaniel Faber szczerzył się już do mnie od pierwszej sekundy, gdy tylko się pokazałam. Ja oczywiście usilnie udawałam, że tego wcale nie widzę.
– No wiesz, jak jest… Zaprosiłem kilku kumpli, a każdy z nich wziął kogoś ze sobą – mruknął bezradnie, czym wcale mnie nie przekonywał.
– Daj spokój, Iv! Będziemy się świetnie bawić – Nie zdążyłam nawet zarejestrować, w którym momencie Nathaniel F. znalazł się przy mnie obejmując swoim ogromnym i ciężkim ramieniem. Wytrzeszczyłam oczy zszokowana jego pewnością siebie. Przesadną wręcz. Dlaczego ten typ w ogóle mnie dotykał!?
Jak na zbawienie z przedpokoju wyłoniła się właśnie Agness, wyraźnie równie zaskoczona, co ja ilością ludzi w moim domu. Bez zastanowienie strąciłam łapsko Nate’a ze swojego ramienia i ruszyłam w kierunku przyjaciółki.
– Błagam cię Ness, uciekajmy stąd póki czas! – wypaliłam od razu. Blondynka wydawała się być całkiem rozbawiona. Szkoda, że mi wcale nie było do śmiechu!
– Iv, skąd ta panika?
– Widzisz tych wszystkich ludzi? To się skończy katastrofą, jak wszyscy się spiją. A ja nie zamierzam na to patrzeć, ani tym bardziej się później tłumaczyć z tego matce albo co gorsza policji…
– Oddychaj! – przerwała mi, chwytając mnie za ramiona. Muszę przyznać, że trochę się zagalopowałam i znowu zaczęłam paplać, jak najęta. – To tylko zwykła impreza. Nic się nie wydarzy. A jeśli miałoby, to chyba dobrze, że jest tu ktoś choć trochę rozsądny? – zasugerowała, patrząc na mnie wymownie. Skrzywiłam się. Wcale nie chciałam być nikim rozsądnym. To prawda, że miałam taką łatkę. Bo przecież właśnie się tak zachowywałam. Cały cholerny czas. Więc jak mogłam się dziwić, że mają mnie za taką osobę? Panikowałam nawet z powodu durnej imprezy!
– Okej – rzuciłam nagle, na co Agness spojrzała na mnie spod uniesionych brwi. Znała mnie na tyle dobrze, aby wiedzieć, że to nie był wcale koniec mojej wypowiedzi. – Więc to ty będziesz tą rozsądną, tym razem – poinformowałam ją i nie oczekując zgodny, ani tym bardziej innej reakcji, odwróciłam się na pięcie, żeby poszukać jakiegoś alkoholu. Pieprzę to wszystko, myślałam intensywnie omijając tych wszystkich ludzi ze szkoły, którzy wciąż się dziwnie na mnie gapili. Miałam ochotę krzyknąć: tak, to kurwa, ja! Ta gorsza wersja Philipa! Może wtedy daliby sobie spokój.
W kuchni na stole stała skrzynka piwa. Nienawidziłam piwa. Tak samo, jak tych cholernych imprez. Dlatego sięgnęłam po jedną butelkę. Byłam tak wściekła, że miałam już wszystko w nosie. Niech się dzieje, co chce! Wiedziałam, że na trzeźwo tego nie przetrwam. Mimo że zawsze wychodziłam z założenia, że potrafię się bawić bez alkoholu. I to była prawda. Potrafiłam się dobrze bawić bez picia, ale… Nie na imprezach. Niemniej, nie twierdzę wcale, że umiałam bawić się na nich po wypiciu czegoś mocniejszego. Bo do cholery jasnej, nie można bawić się dobrze na czymś, czego się nie lubi. Po prostu się nie lubi. Czy to musi wszystkich wiecznie dziwić!? Czy każdy musi lubić i robić wszystko, co cała reszta ludzi na świecie!? Wolałam spędzać czas w mniejszym gronie i wówczas też było super. Dobra zabawa zależy od odpowiedniego towarzystwa i tyle w tym temacie.
Wściekłam się jeszcze bardziej, gdy nie mogłam poradzić sobie z otworzeniem tego przeklętego piwa. Przez chwilę miałam ochotę roztrzaskać tę butelkę o stół, bo przecież i tak nie miałam ochoty tego pić. Byłam tego naprawdę bliska, ale ktoś nagle zabrał mi ją z ręki. Spojrzałam na niego ze złością.
– To moje piwo – warknęłam i zdziwiłam się, widząc obok Nathaniela. Czy na pewno powinno było mnie to dziwić?
– Spokojnie, skarbie. Nie zamierzam ci go zabierać – rzekł z uśmiechem, po czym usłyszałam tylko charakterystyczny syk, gdy pozbył się kapsla. – Proszę – Oddał mi ją z powrotem. A ja musiałam się pilnować, żeby nie rozdziawić przed nim swojej buzi. Zachowałam swoją twarz i odebrałam swoją własność bez mrugnięcia okiem. Nie musiał wcale wiedzieć, że mi zaimponował. Ogarnij się! To tylko facet. Każdy facet umie otwierać piwo bez otwieracza. Mają to w swojej pieprzonej naturze! Wróć. Wróć. WRÓĆ. JAK ON MNIE NAZWAŁ DO DIABŁA!?
– Cieszę się, że jednak się pojawiłaś – Brunet ponownie zabrał głos, a ja zorientowałam się, że nadal stałam w bezruchu z tym piwem w ręce i jedynie się na niego gapiłam. Słaby sposób na spławienie kolesia, Iv. I był już taki jeden, co się cieszył z mojego pojawienia się. I to całkiem niedawno.
 Odchrząknęłam i dla zachowania naturalności, upiłam łyk tego ohydztwa. Musiałam uważać, żeby mi nie wykrzywiło twarzy. To było bardzo trudne. I zdecydowanie mi nie wyszło,  o czym świadczył śmiech chłopaka. Czy on serio mnie wyśmiał?
– Co cię tak bawi? – rzuciłam, nie ukrywając swojego oburzenia. – Wam też wykrzywia ryj, jak chlejecie wódkę. A jednak nadal to robicie – dodałam kąśliwie. Tak naprawdę, Nathaniel Faber niczym mi nie zawinił. Po prostu się napatoczył w najmniej odpowiednim momencie w moim życiu. I miałam wyrzuty sumienia, że traktowałam go w tak paskudny sposób, gdy on starał się być naprawdę uprzejmy. Mimo że był trochę narcystyczny i nadto pewny siebie. 
– Nie znałem cię od tej strony.
– W ogóle mnie nie znasz – Zauważyłam, już znacznie łagodniejszym tonem. Uznałam, że warto chociaż spróbować być sympatyczną dziewczyną. Nie musiałam od razu rzucać mu się na szyje, ale mogłam pozostać choć trochę sobą. A Ivette Kessler była miła. Tylko ostatnio trochę się pogubiła… Trzeba było ją w końcu odnaleźć.
– To prawda, ale chętnie bym to zmienił – stwierdził, nie spuszczając ze mnie swojego przeszywającego spojrzenia. Miał ładne oczy, ale nie umiałam w nie patrzeć. Płoszyła mnie ich głębia. I krępowało, gdy tak mi się przyglądał. A ja naprawdę starałam się być trochę normalniejsza niż zwykle. Może znowu starałam się być kimś innym, niż byłam w rzeczywistości. Tak, jak z Tomem. Znowu on.
Cholera.
Cholera.
Cholera.
Zrobiło mi się niedobrze. Nie wiem, czy od tego piwa, czy przez Nate’a, czy przez nagłe wspomnienie o Tomie. Po prostu czułam, że za chwilę zwymiotuję na bielusieńkie Nike’i należące do bruneta.
Odruchowo odstawiłam butelkę na stół i bez słowa wyminęłam zdezorientowanego chłopaka.
– Powiedziałem coś nie tak!? – Usłyszałam jeszcze za sobą jego głos, ale nie zamierzałam odpowiadać. Co miałabym mu powiedzieć? Sorry, Nate… Jestem zbyt dziwna, by zawierać z tobą bliższą relację. Wiesz, spotkałam swojego idola i chyba się w nim zakochałam. Choć w ogóle go nie znam. Nie mogę przestać o nim, kurwa, myśleć.
Przepchałam się przez ludzi, którzy swoją drogą chyba zaczęli się rozmnażać, bo było ich znacznie więcej, niż jeszcze piętnaście minut temu. Po drodze gdzieś mignęła mi Agness, ale widziałam, że żwawo rozmawiała o czymś z moim bratem, więc nie zamierzałam im psuć tej chwili. Przynajmniej ona jedna była normalna. Na tę myśl, zrobiło mi się tylko jeszcze gorzej.
Musiałam wyjść na powietrze, w domu było już zbyt duszno, by móc swobodnie odetchnąć. A ja o niczym tak nie marzyłam, by być jak najdalej od tego miejsca. Bo byłam zbyt nienormalna, żeby do nich pasować. Czym w ogóle była ta cała normalność?  Nie wiem. Wiedziałam tylko tyle, że jak się nie umiałam przystosować, to nie miałam czego szukać wśród tych ludzi. To nie było dla mnie.
Usiadłam na chwilę na schodach przed domem. Musiałam poczuć się lepiej zanim zamierzałam gdziekolwiek pójść. Nie chciałam zemdleć gdzieś po drodze albo co gorsza się porzygać. A chłodny kwietniowy wieczór bardzo dobrze mi zrobił. Orzeźwił mój organizm, ale niestety nie umysł. Nadal miałam ochotę się rozpłakać z bezradności. Głupia dziewczyno. Cholernie głupia dziewczyno.
Wstałam, gdy mój żołądek w końcu poczuł się lepiej i ruszyłam w kierunku furtki. Było dopiero po dziewiętnastej, więc nie ściemniło się jeszcze tak bardzo. Mogłam spokojnie przejść się na most. Przez chwilę miałam myśl, że może Tom i tym razem też tam będzie. Ale czy na pewno chciałam, aby tam był? Byłam już tak bardzo rozdarta i zmęczona swoimi emocjami, że sama już nie wiedziałam, czego chcę.
Nie chciałam, żeby zniknął.
Westchnęłam cicho, zamykając furtkę. W domu impreza rozkręciła się na dobre, słychać było już głośną muzykę. Miałam nadzieję, że nikt z sąsiadów nie wezwie policji i nie narobi problemów mojemu bratu. Nie zamierzałam się jednak tym dłużej przejmować. Musiałam się wyciszyć i było tylko jedno miejsce idealnie do tego stworzone. Moje miejsce.

Odwróciłam się więc na pięcie i… zdębiałam. Jeszcze zanim mój mózg zarejestrował, kto przede mną stał, serce już wiedziało i dało mi o tym mocny znak.

sobota, 24 czerwca 2017

Kartka nr 5. "Adios babe"

Stałam i patrzyłam na niego, jakby co najmniej spadł przed momentem z nieba. Musiałam wyglądać jak idiotka z tymi wytrzeszczonymi oczyma. Ale nie byłam w stanie pojąć tego, co się działo w tamtej chwili. I nie wierzyłam, że on tam stał, aż się nie poruszył. Aż nie uczynił pierwszego kroku w moją stronę. Aż nie stanął tuż przede mną. Tak jak wtedy po koncercie.
Uderzył we mnie jego świeży zapach. To było prawdziwe.
– Jak… Skąd… Co… – zaczęłam dukać niczym największy popapraniec, wciąż gapiąc się na niego jak na kosmitę. Chyba najlepszym rozwiązaniem było, abym jednak się zamknęła. Tak też uczyniłam, bo koniec końców nie byłam w stanie skleić nawet jednego sensownego zdania.
A on stał nadal przede mną, przyglądając mi się badawczo swoimi czekoladowymi tęczówkami i uśmiechał się lekko i całkowicie niewinnie. Zupełnie jakby właśnie nie robił mi wody z mózgu. Zupełnie jakby wcale znowu nie wywracał mi świata do góry nogami. Zupełnie jakby znowu wszystko było takie normalne.
– Chciałem znowu być kolesiem spod śmietnika – odezwał się nagle, a dźwięk jego głosu przekonywał mnie do tego, że był prawdziwy. Że sobie go w tamtym momencie nie wymyśliłam. – I cieszę się, że też tutaj przyszłaś.
Utonęłam w jego oczach. Czy w ogóle dotarło do mnie to, co powiedział? Cieszył się, że tam byłam. Cieszy się, że tu jestem, musiałam powtórzyć sobie to w głowie, żeby w ogóle zrozumieć ten przekaz. Choć nie miałam pojęcia, co zamierzał mi tym przekazać.
– U ciebie w porządku?
Nie. Nie. Nie. Nic nie jest w porządku!
Nadal nie byłam w stanie nic powiedzieć. I nie rozumiałam, jak w ogóle może zadawać mi takie pytanie, stojąc sobie przede mną. Co on sobie wyobrażał? Czy to jakieś żarty? Może ktoś za chwilę miał wyskoczyć zza krzaka z kamerą i krzyknąć: IT’S A PRANK!
– Wyglądasz na zmieszaną.
Naprawdę!?
Moje myśli nie szczędziły mu odpowiedzi. Szkoda, że głos natomiast ugrzązł w gardle i widocznie nie zamierzał się z niego zbyt szybko wydostawać.
– Hej… Powiesz dziś cokolwiek? – Nagle uniósł swoje ręce i sprawił tym, że moje serce po raz kolejny tego wieczoru się zatrzymało. Wstrzymałam oddech, podczas gdy on po prostu zaczął zdejmować mi z głowy kaptur. – Nie jesteś dziś zwykłą dziewczyną?
Uderzyło we mnie to pytanie. Jego głos zabrzmiał, jakby bał się tego, że nią nie byłam. Ewidentnie oczekiwał mnie jako zwykłej dziewczyny. To było takie proste. I dotknęło mnie.
– Jestem – szepnęłam, walcząc ze swoim oszołomieniem.

Cały czas nią byłam do cholery. Cały czas. I w tym właśnie tkwił problem. Że byłam tą cholerną zwykłą dziewczyną, która nie mogłaby znaczyć dla Ciebie nic więcej.

– Ale to ty nie jesteś zwykłym facetem – wypaliłam, sprawiając jednocześnie, że cały czar prysł. Jego twarz wyrażała zaskoczenie, a ja zrobiłam krok w tył. Bliskość jego osoby odbierała mi tlen. Musiałam odetchnąć.
Coś podpowiadało mi, że na tym powinna skończyć się nasza rozmowa i jedyne, co należało uczynić dalej, to uciec. Jak najdalej od niego. Najlepiej zaznaczając przy okazji, żeby nigdy więcej się nie zjawiał. Niedorzeczność tej sytuacji przekraczała wszelkie granice. A mój początkowy szok zmieniał się w złość. Z chwili na chwilę byłam po prostu coraz bardziej wściekła na to, że ten facet znowu się pojawił znikąd i znowu namieszał mi tym w głowie. Miałam tego dosyć.
– Co ty tutaj do cholery robisz? – Nie bardzo obchodziło mnie brzmienie moich słów. Skumulowało się we mnie już tak wiele emocji, że naprawdę było mi wszystko jedno, co sobie pomyśli na mój temat.
– Odpowiedziałem już na to pytanie – odparł spokojnie, wciąż nie spuszczając ze mnie swojego hipnotyzującego wzroku. Jego opanowanie i podejście do tej sytuacji wkurzało jeszcze bardziej. Kolejny raz to ja przeżywałam. Kolejny raz to na mnie odbije się to spotkanie. – Nie spodziewałem się, że spotkam cię tutaj akurat dzisiaj. Na początku chciałem zjawić się pod twoim domem, ale wydało mi się to zbyt… nieodpowiednie.
Co ty do cholery pieprzysz?!, krzyczałam w myślach, znowu patrząc na niego jak na ostatniego wariata. Może nie tylko ja miałam nawalone pod kopułą?
– Spodobało mi się bycie tym kolesiem.
– I nie mogłeś sobie być nim gdzieś indziej? – zapytałam trochę zbyt pretensjonalnie. O mój Boże. Czy ja naprawdę sugeruję mu, że nie jest mile widziany!? Co ty odwalasz Iv! Ogarnij się! Nie panowałam już nad sobą.
– Chyba to tak nie działa – rzucił krótko, najwyraźniej niewzruszony moją negatywną postawą w stosunku do niego. Bo co go obchodziło to, czy chciałam go widzieć, czy nie. Mógł sobie robić, co chciał bez względu na moje zdanie. – Wiem, że przekroczyłem pewne granice, zjawiając się tutaj. I wiem, że to dla ciebie dziwne…
– Dziwne? – powtórzyłam z niedowierzaniem, że w ogóle określił to w taki prosty sposób. To było popierdolone. – Dziwne… Co ty możesz o tym wiedzieć? – zakpiłam, nie mogąc się powstrzymać. Czułam, jak nagle pękam w środku. Jak wszystkie duszone w środku emocje zaczynają przejmować nade mną kontrolę. – Myślisz, że możesz sobie robić takie rzeczy?! Zjawiać się, jak gdyby nigdy nic i robić komuś mętlik w głowie!? Zapomniałeś, kim jesteśmy?! Że jestem tą cholerną fanką? Że jeszcze niedawno śliniłam się do twoich zdjęć!? Co ty sobie myślisz, zjawiając się po raz kolejny?! Mogę być zwyczajną dziewczyną, mogę nie piszczeć na twój widok, mogę rozmawiać z tobą o życiu i robić wszystkie inne normalne rzeczy. Mogę nawet traktować cię jak normalnego przypadkowego kolesia. Mogę to wszystko! Ale nigdy nie będzie to dla mnie czymś zwykłym. Zawsze będzie to dla mnie coś znaczyło. I to ja będę przeżywała to wszystko, gdy sobie wrócisz do swojego gwiazdorskiego życia. To ja będę pamiętała każdy szczegół z tego spotkania. To ja będę każdego dnia chciała jeszcze więcej – wyrzuciłam z przyspieszonym oddechem i walącym w piersi sercem. Nie obeszło się bez łez, które stanęły mi w oczach, rozmazując widok jego idealnej twarzy, z której nie byłam w stanie niczego wyczytać. Czy ja naprawdę powiedziałam mu to wszystko? Nie Iv. Ty mu to wykrzyczałaś w twarz. A ostatnie czego się spodziewałam to jego odpowiedź na mój atak.
– I nie przyszło ci do głowy, że może ja również chciałbym jeszcze więcej?

Nie kurwa nie przyszło. Że co?!

– I uważasz, że to dla mnie takie proste? – Zrobił krok w moją stronę, zmniejszając między nami dystans, który przed chwilą sama wyznaczyłam. Wstrzymałam oddech. – Uważasz, że na co dzień spotykam się z raz zobaczoną w życiu dziewczyną? Że potem zastanawiam się, czy nie zjawić się pod jej domem? A może uważasz, że po prostu mam taki kaprys, bo nie wystarcza mi moje pieprzone gwiazdorskie życie? Że to dla mnie nowa forma rozrywki? Że uwielbiam, jak ktoś dręczy moje myśli i nie pozwala się skupić na tym, na czym powinienem? Bo to takie proste prawda? I wcale nie chodzi o to, że to TY zjawiłaś się znikąd na tym cholernym Q&A i że to TY stałaś sobie jak gdyby nigdy nic w jakimś pieprzonym kącie i że to TY spojrzałaś na mnie w taki sposób, jakbyś wiedziała, kim naprawdę jestem – zakończył, patrząc swoimi ciemnymi oczami prosto w moje. Był wzburzony, jego tęczówki pociemniały, a głos brzmiał coraz dobitniej z każdym kolejnym wypowiadanym przez niego zdaniem. Z każdym kolejnym zdaniem, które wsiąkało we mnie jak w gąbkę.

Oddychaj. Zacznij oddychać, bo za moment zemdlejesz, słyszysz? Oddychaj!

Wypuściłam z płuc powietrze.
– I myślisz sobie, że tylko TY możesz mieć nadzieję? – dodał już znacznie ciszej i spokojniej, a jego spojrzenie złagodniało. – Wyobraź sobie, że nie planowałem tego wszystkiego. Wiem, kim jesteś. I nie mogę mieć nawet pewności, że dla ciebie nie jest to tylko fascynacja moją osobą. Ale jednak tu jestem. I możesz mi wierzyć, że też tego nie rozumiem. Nie mam pojęcia, dlaczego ci zaufałem. I tak nie powinno mnie tu być. Tak jak ciebie wtedy za tym cholernym budynkiem.
Miałam tak po prostu w to wszystko uwierzyć? Brzmiało to jak jakaś bajka. Jeśli nie chciał robić mi mętliku w głowie, to naprawdę słabo mu to wyszło! Nigdy nie byłam tak zdezorientowana rozdrażniona i zagubiona jak w tamtym momencie. Chciałam mu powiedzieć, żeby się odwalił i spadał na drzewo. Nie miałam jednak aż tyle odwagi. Zamiast tego po prostu odwróciłam się i zaczęłam odchodzić. Zamierzałam zostawić go tam samego, rozczarowanego i bez odpowiedzi. Dopiero gdy stawiałam każdy kolejny krok, docierały do mnie wszystkie jego słowa. Jedno po drugim. A ja walczyłam ze swoim cholernym rozsądkiem.

Pieprzyć to. Pieprzyć to! Spierdalaj. Nie będę słuchała tego pieprzenia. Nie będę tą cholerną naiwną dziewczyną wierzącą w każde jego cholerne słowo. Nie będę.
Właśnie że będziesz.

Coś rozrywało mnie od środka. Musiałam się zatrzymać. Nie mogłam sobie tak po prostu odejść! Jeśli to, co powiedział, miało dla niego znaczenie… Jeśli było choć trochę prawdziwe… Jeśli była szansa na to, że…
Spojrzałam w jego kierunku. Nadal tam stał, wyraźnie patrząc na to, jak bez słowa odchodziłam. Stoi tam. Stoi tam zwyczajny facet Ivette. Każdy ma prawo być cholernie zwyczajnym człowiekiem.
Wróciłam się.
W ekspresowym tempie przemierzyłam dzielącą nas odległość, stając kolejny raz tuż przed nim. Już otwierał usta, żeby coś powiedzieć. Zapewne chciał oznajmić mi, jak bardzo głupia jestem. Mało mnie to jednak obchodziło. Bo skoro byliśmy tylko normalnymi ludźmi i obydwoje szukaliśmy tego samego… Nie musiałam już nigdy więcej się do niego dostosowywać. Nie musiałam być kimś innym, niż w rzeczywistości byłam. I co najważniejsze nie musiałam już więcej się przed niczym powstrzymywać. Mogłam brać wszystko, co chciałam. Dokładnie tak jak robił to on. Nie tylko on miał prawo, by mieszać mi w życiu. Sama mogłam również sobie w nim nieźle namieszać!
Właśnie dlatego objęłam jego twarz dłońmi i przyciągnęłam do siebie następnie bez żadnego ostrzeżenia, zamykając mu usta pocałunkiem.
Byłam przerażona tym, że za chwilę mogę zostać brutalnie odtrącona i wyzwana od największych kretynek na świecie. Nic takiego jednak nie miało miejsca. Przerażenie ustąpiło podnieceniu, a mężczyzna nagle zaczął odwzajemniać mój pocałunek. Poczułam, jak układa dłonie na mojej talii, co spowodowało dreszcze na całym moim ciele. Przysięgam, że mogłabym odlecieć w chwili, gdy wsunął mi do buzi swój język. Nigdy nie przeżyłam tak zachłannego i gorącego pocałunku. Nie myślałam już o niczym. W tym momencie mój rozsądek został po prostu rozgnieciony jak mały paskudny robak, a ja chciałam tylko krzyknąć mu słodkie: adios babe.
Smakował papierosami i miętową gumą do żucia. Zrobiło mi się niesamowicie duszno i miałam wrażenie, że za chwilę naprawdę stracę grunt pod nogami. Całowałam go. Naprawdę go całowałam. I nikt ani nic mnie przed tym nie powstrzymywało. Przynajmniej dopóki nie pojawiła się ta cholerna myśl: co ja wyprawiam? Co my wyprawiamy? Czy to się dzieje naprawdę? To było jednak kilka natarczywych myśli, które bardzo chciały zepsuć mi najpiękniejszą chwilę mojego życia. Dopiero co pożegnałam swój rozsądek! Nie ma powrotów, słyszysz!? Wynocha!
Oderwałam się od niego, łapczywie łapiąc powietrze. Nie żałowałam niczego, ale jednocześnie czułam się z tym dziwnie. Obydwoje patrzyliśmy na siebie nieco zdezorientowani, chyba do końca nadal tego wszystkiego nie rozumiejąc. Nic się nie stało, to tylko pocałunek. Ale JAKI POCAŁUNEK! Z pewnością nie zapomnę go na długo. Nie zapomnę go nigdy.
Zagryzłam niepewnie wargę, lustrując jego twarz. Dlaczego nie mogłam wyczytać z niego jego myśli? Znałam za to swoje. Aż za dobrze. Do kurwy nędzy! Nie cierpię swojego mózgu! Co tu się wydarzyło!?
Odwróciłam się nagle bez słowa i zaczęłam znowu iść do domu. Tym razem jednak szczerzyłam się przy tym, jak głupia, i cieszyłam się, że on tego nie widział. Nieważne, że kolejny raz chciałam zostawić go zdezorientowanego. Ja już wykonałam swój ruch i to była moja odpowiedź na wszystko. Nie czułam już żadnej presji. Nie miałam też żadnych obaw. Nie rozważałam już nad tym, co się wydarzy dalej. To mógł być koniec. Taki prawdziwy. Ale wiedziałam już, że tym razem nie będę z tego powodu płakała.
Oddychałam głęboko, próbując uspokoić buzujące we mnie emocje. Ręce mi drżały z wrażenia. Nadal czułam smak jego ust.
– Dlaczego to zrobiłaś!? – Usłyszałam za sobą jego wołanie i uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. Chyba jednak byłam psychiczna. Dlaczego tak bardzo mnie to cieszyło? On wydawał się być raczej przejęty. Ja również byłam, ale okazywałam to w zupełnie inny sposób. Nie zamierzałam go za to przepraszać. Odkąd zobaczyłam go po koncercie, marzyłam o tym, żeby go pocałować. Dzisiaj zupełnie nieświadomy, ale sam mi dał na to przyzwolenie. Być może przesadziłam z interpretacją jego słów, ale dla mnie brzmiały jak: proszę, bierz, co chcesz. Jestem taki jak ty. – Nie możesz mnie tak całować, a potem sobie po prostu odchodzić. – Poczułam nagle ucisk na swoim nadgarstku, co zmusiło mnie do zatrzymania się. Miałam tylko sekundę, by zdjąć uśmiech ze swojej twarzy, bo dokładnie w takim czasie chłopak sprawił, że stałam przodem do niego. – Co to miało być? – Ujrzałam znowu te ukochane oczy i stado cholernych motyli wleciało mi do żołądka.
Oblizałam usta, nie wiedząc, co mam mu odpowiedzieć. Nie czułam się odpowiednią osobą, by wyjaśniać mu, czym jest pocałunek. Poza tym to byłoby głupie. Jego pytania takie były. Doskonale wiedział, co to miało być. Faktem było, że nie powinnam teraz uciekać, ale miałam wrażenie, że jeśli tego nie zrobię, to ten pocałunek przerodzi się w coś znacznie więcej. Traciłam kontrolę i byłabym do tego zdolna, a on by mnie nie powstrzymał.
– Nic teraz nie powiesz?
– Co mam ci powiedzieć? – zapytałam całkiem szczerze. Sam chyba nie wiedział, co chciałby usłyszeć. To było dziwne, gdy tym razem nie ja byłam zagubiona. Zdecydowanie udało mi się zbić go z tropu, choć nie miałam tego wcale w swoich zamiarach.
– Cokolwiek – mruknął zdezorientowany.
Nie jestem dobra w rozpoznawaniu uczuć czy emocji u facetów, ale patrzył na mnie w dość specyficzny sposób. Czułam się trochę, jakbym była naga. Jego wzrok mi to sugerował. Czy to możliwe, żeby o tym myślał? Wyobraźnio, przestań już!
– Muszę iść – odezwałam się w końcu, czując, jak podniecenie na dobre zaczynało rozgaszczać się w moim podbrzuszu. To był najwyższy czas na ucieczkę. Tak Iv… zrób coś głupiego i uciekaj to takie w twoim stylu.
– Mogę cię odwieźć.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Nie odpuszczał. Naprawdę nie odpuszczał.
– Zaparkowałem w pobliżu. I chyba powinniśmy jednak to dokończyć.
Dokończyć? Co on chce ze mną kończyć? Miałam ochotę powiedzieć mu wprost, że nie pójdę z nim teraz do łóżka. A jeśli tylko o to mu chodziło? Jeśli wszystko, co powiedział, było tylko po to, abym skończyła z nim w łóżku? Rzeczywistość była okrutna. Ta teoria wydawała się bardziej realna niż to, że mogłoby mu zależeć na znajomości z kimś takim jak ja. O dziwo wcale mnie to jakoś mocno nie rozczarowywało. W głębi duszy cały czas liczyłam się z tym, że to nie jest nic poważnego. Jeszcze godzinę temu przecież nawet nie spodziewałam się, że kiedykolwiek znowu go zobaczę. A tymczasem nadal czułam w buzi jego smak.
– Możesz mnie odwieźć, ale ja nie zamierzam niczego kończyć – oznajmiłam, nie zdając sobie sprawy z tego, jak w ogóle to zabrzmiało. Wcale nie miało to odniesienia do naszego pocałunku. Ja po prostu od początku nie zamierzałam kończyć tej znajomości. Jeśli on tego chciał, musiał zrobić to sam.
Chyba zrozumiał, bo skinął tylko głową. Następnie ruszył w kierunku swojego samochodu, a ja udałam się w jego ślady. Nie wiem, czemu moje serce znowu zaczęło tak szaleć, ale miałam wrażenie, że jego dźwięk roznosił się spokojnie na kilka metrów.
Nagle nastała ta głupia niezręczność. Droga do mojego domu samochodem była znacznie krótsza. Niemniej i tak dla mnie dłużyła się w nieskończoność, gdy przebywaliśmy ją w milczeniu i tym dziwnym napięciu panującym między nami. Czekałam cały czas, aż powie cokolwiek. W końcu to on chciał coś wyjaśniać. Widocznie wziął sobie do serca, że ja nie zamierzałam niczego z nim dokańczać.
– To chyba tutaj.
– Tak – potwierdziłam, odpinając swój pas. – Dzięki. – Spojrzałam na niego, ale on patrzył przed siebie. Nie wyglądał na zachwyconego. Rysy jego twarzy były ostre, wzrok skupiony na jakimś nieznanym mi punkcie i usta zaciśnięte w wąską linię. I tak wyglądał nieziemsko. Być może widziałam go po raz ostatni, więc bardzo chciałam zapamiętać ten obraz. Tym razem nie po to, aby mnie dręczył. Tylko po to, żeby się nim cieszyć.
Nie mogłam jednak przedłużać tego w nieskończoność, tym bardziej że on sam milczał. Może już nie chciał mnie widzieć?
Nacisnęłam na klamkę z zamiarem opuszczenia samochodu. Wtedy dopiero drgnął, chwytając ponownie tego wieczoru mój nadgarstek. Jego dotyk za każdym razem powodował, że drżałam.
– Nie wiem, co mam teraz myśleć.
– To się zdarza – powiedziałam cicho.
– Nadal chcę więcej. – Jego wzrok napotkał moje niepewne tęczówki.
Uśmiechnęłam się lekko pod nosem, czując znajomy rytm w sercu.
Nadzieja.
– To dobrze, bo ja też – stwierdziłam i wyswobodziłam swoją dłoń. Patrzył na mnie z zawodem, jakby oczekiwał, że to więcej nadejdzie od razu. – Dobranoc.
Wysiadłam, nie czekając już na jego odpowiedź. Byłam przekonana, że jeszcze kilka sekund więcej w jego towarzystwie i nie wróciłabym tej nocy do domu.

Wpadłam do swojego pokoju niczym strzała, od razu zamykając za sobą drzwi. Serce wciąż waliło mi w piersi, a mój oddech był nienaturalnie przyspieszony. Chwilami miałam wrażenie, że zaczyna brakować mi powietrza. Było mi gorąco, twarz na pewno miałam całą czerwoną. Dawno nie byłam w takim szoku. Podczas spotkania z Tomem moja reakcja nie sięgała aż takiego stopnia. Dopiero gdy zostałam sama z własnymi uczuciami, to wszystko wręcz zaczęło się ze mnie wylewać. I nie wierzyłam. Nie wierzyłam w to, co wydarzyło się tego wieczoru. Jeśli myślałam, że niezwykłe było to, co spotkało mnie po koncercie, to w momencie, kiedy nasze usta się zetknęły, przekonałam się, co naprawdę znaczyło słowo niezwykłe.
Całowałam się z nim. Pocałowałam go. JA. GO. POCAŁOWAŁAM. A on to przyjął.
– O Boże… – przymknęłam powieki, opierając się plecami o drzwi. – Proszę, niech to nie będzie twój kolejny głupi żart z mojego życia…


Czy naprawdę nagle mogłeś stać się dla mnie zwykłym mężczyzną? Czy mogłam przestać patrzeć na Ciebie z podziwem? Oczywiście, że nie. Ale na pewno nie patrzyłam na Ciebie już jak na gwiazdę. Byłeś dla mnie kimś wyjątkowym, ale to przestała być zwykła fascynacja. Czułam Cię. Byłeś dla mnie kimś więcej. Właśnie tego chciałam. A Ty pozwoliłeś mi uwierzyć, że jest to możliwe.

wtorek, 20 czerwca 2017

Kartka nr 4. "Miałem nadzieję, że się tu pojawisz."

– Ivette Kessler! – Gdzieś w połowie mojej drogi do szkoły zagrzmiał głos za moimi plecami, a ja wręcz zadrżałam, mało nie potykając się o własne nogi. Moja przyjaciółka chyba planowała doprowadzić mnie do zawału! I za co? Ty już dobrze powinnaś wiedzieć za co. Twój braciszek wczoraj wrócił z kina całkiem zadowolony. Ups?
– Agness… – wypowiedziałam jedynie jej imię, gdy blondynka zjawiła się po chwili tuż obok – skąd ten oficjalny ton?
– Jak mogłaś mi to zrobić? Umawiasz się ze mną, a potem perfidnie wystawiasz?! – fuknęła, wyraźnie niezadowolona. Czy ja naprawdę sądziłam, że obejdzie się bez echa? W sumie nie sądziłam niczego, ponieważ moją głowę nieustannie zaprzątał Tom. Obsesja. – I jeszcze postawiłaś mnie w tak niezręcznej sytuacji, gdy zamiast ciebie, pojawił się twój brat!
– Myślałam, że było miło… – mruknęłam skruszona, na co dziewczyna wytrzeszczyła oczy.
– Miło? Co miało być miło?! W ogóle… O czym ty mówisz?
– O niczym! – okrzyknęłam, czując, że za chwilę przez swoją głupotę zdradzę jej cały misterny plan i wszystko się posypie. – Wybacz. Po prostu źle się poczułam, a nie chciałam tak cię wystawiać, więc zaproponowałam Philipowi, żeby poszedł za mnie. Pomyślałam, że spędzicie miło ten wieczór i tyle. W końcu Philip to mój bliźniak… czy to jakaś różnica, które z nas było z tobą w kinie? – zaczęłam paplać jak nakręcona. To z tego stresu.
Agness patrzyła na mnie, jak na kretynkę. Zdecydowanie powiedziałam o kilka dziwnych słów za dużo.
– Nie mam słów – sapnęła, prawdopodobnie się poddając. – Mogłaś chociaż wysłać smsa. Było mi naprawdę… dziwnie. To wszystko wyglądało jakoś dwuznacznie.
– Ale chyba dobrze się bawiliście?
– No, można tak to określić. Twój brat jest spoko – stwierdziła, marszcząc przy tym brwi. – Choć w ogóle się go nie spodziewałam. Następnym razem po prostu mnie uprzedź.
– Dobrze, zapamiętam. – Posłałam jej swój niewinny uśmiech.
Nie było lekko, ale jakoś przeszło to wszystko bokiem. Agness niczego się nie domyślała, a ja mogłam dalej żyć z wyrzutami sumienia, że okłamywałam swoją najlepszą przyjaciółkę. Pocieszałam się, że to w dobrym celu! Niemniej, zawsze się tak mówiło, gdy robiło się złe rzeczy. Czy mogło to być usprawiedliwieniem na wszystko?
– A ty, jak tam? Pozbierałaś się już z tych emocji? – zagadnęła, nawiązując do moich przygód z niejakim gitarzystą.
Skrzywiłam się lekko, bo wracanie do tego tematu nie było najlepszym pomysłem. Byłam na etapie usilnych prób wyrzucenia tego wszystkiego ze swojej upartej głowy.
– Nie mówmy o tym więcej. Naprawdę powinnam zająć się rzeczywistością, a nie jakimiś głupotami – westchnęłam z niechęcią. Ostatnie czego chciałam to szara rzeczywistość, ale przecież właśnie to było najrozsądniejsze.
– Marzenia to część ciebie. Nie możesz tak po prostu się ich pozbyć. – Blondynka zmarszczyła brwi, najwidoczniej nie do końca się ze mną zgadzając. – Widziałam ostatnio jego nowe foty…
– Nie pomagasz – uświadomiłam ją. JA TEŻ JE WIDZIAŁAM. Gapiłam się na nie pół zeszłej nocy, nie mogąc spać.
– Oj, wybacz. Ale czy teraz już nigdy nie będziesz o nim ze mną rozmawiała?
– Dla ciebie to chyba lepiej? Nareszcie będziesz miała spokój.
– Aj tam. Lubiłam te twoje historie na jego temat. Nie wyobrażam sobie, że nagle zapomnisz o jego istnieniu. Tym bardziej że Tom jest częścią zespołu. Przestaniesz też ich słuchać? Przecież to głupie – skwitowała z przejęciem.
I miała trochę racji. Nie mogłam się odciąć nagle od jego istnienia. W końcu nie był całym światem! Był tylko jedną osobą, która zawróciła mi w głowie w ciągu pięciu minut. Naprawdę myślałam, że jestem odporna na takie rzeczy. Że mój umysł jest trzeźwy! Okazało się, że wcale tak nie było. Tylko mi się wydawało, że jest. Mój mózg wytworzył sobie kolejne złudzenie.
– Wiem. Ale ja jestem głupia, więc wszystkiego można się spodziewać.
– Przysięgam, że będę pierwszą osobą, która cię zleje na twojej osiemnastce.
– Zawsze miałaś skłonności sadystyczne.

Tylko ja mogłam wpaść na pomysł, aby o Tobie zapomnieć. Jak w ogóle mogło mi wydać się to takie proste? Latami zadomawiałeś się gdzieś pomiędzy moim sercem a duszą. A ja chciałam ot tak, z dnia na dzień Cię wywalić. Moja naiwność sięgała zenitu. Ale miałam jedno usprawiedliwienie. Chciałam się tylko ratować. Przed Tobą. Przed życiem w tej bańce pełnej złudzeń i niespełnionych nadziei. To właśnie dlatego ludzie chcą wymazywać z pamięci najpiękniejsze chwile swojego życia…

Rozmowa z Agness nie bardzo ułatwiła mi życie. Dziwiło mnie, że moja przyjaciółka nie próbowała poprzeć mojego genialnego wymysłu o wyrzuceniu wspomnień o Tomie do kosza. Przeciwnie. Zachowywała się cały czas, jakby to był najzwyklejszy facet na ziemi i jakbym miała, co najmniej jakieś szanse na ponowne spotkanie z nim. Myślałam, że to ze mną było coś nie tak. Tymczasem A. ewidentnie była zbyt pozytywnie nastawiona do tego tematu. Wyglądało, jakby cieszyła się z tego bardziej ode mnie. Bo ja tak właściwie nie okazywałam żadnej radości. Raczej chodziłam posępna, dręczyłam się, źle spałam nocami. Pozwoliłam, by najpiękniejszy wieczór mojego życia zmienił się w coś negatywnego i zatruwał mi życie. Nie tak powinno to wyglądać. Wiedziałam o tym, lecz jednocześnie nie umiałam zmienić swojego nastawienia. Nie mogłam się pogodzić z tym, że Tom już na zawsze pozostanie tylko facetem z plakatu. Gdy dostanie się kawałek palca, potem już pragnie się tylko całej ręki. I więcej i więcej. Tak właśnie było w tym przypadku. Byłam chwilami wręcz wściekła, że nie będę miała okazji bardziej go poznać. Że to wszystko skończyło się na głupim spacerze, gdzie nawet nie zdołałam pokazać się od swojej lepszej strony. Rozczarowanie, żal, złość. Te uczucia zaczynały dominować nad całą ekscytacją i szczęściem. Już sama nie wiedziałam, czy na pewno otrzymałam od losu cudowną okazję, czy może raczej przekleństwo.
Siedziałam wpatrzona w wyłączony telewizor, gdy mój brat od kilkunastu minut nadawał jak nakręcony na temat naszych osiemnastych urodzin. Połowy z tego co mówił, nie usłyszałam wcale. Od początku mało mnie obchodziła ta cała impreza. Nie należałam nigdy do osób, które przykuwałyby uwagę do takich bzdur. Świętowanie urodzin zdecydowanie nie było dla mnie istotne. Nawet jeśli były to osiemnaste urodziny. Nie widziałam w tym nic nadzwyczajnego i w przeciwieństwie do Philipa, nie było dla mnie powodu do tak wielkiej ekscytacji oraz wywalania kasy na całą organizację. Niemniej, nie mogłam odbierać mu tej przyjemności. Jako, że jesteśmy bliźniakami, musiałam zgodzić się na łączoną imprezę w naszym domu. Pocieszało mnie chociaż to, że nie wymyślił sobie jakiegoś cudacznego klubu na dwieście osób. Mój brat w przeciwieństwie do mnie był dużo bardziej towarzyski i rozrywkowy. Ja wolałam znacznie mniejsze grono. Różnic między nami było sporo, trzeba było to przyznać. Ale mimo wszystko nigdy nie stwarzało to żadnych komplikacji.
– … mogłoby to wyglądać trochę jak typowa amerykańska domówka. Jak myślisz?
Zamrugałam powiekami, gdy zdałam sobie sprawę, że brat chyba zadał mi pytanie. Spojrzałam na niego zdezorientowana, jednocześnie myśląc intensywnie nad tym, o co mogło mu chodzić i jak mam odpowiedzieć, żeby nie popełnić gafy. A może po prostu przyznaj się, że masz totalnie wyjebane i niech sobie robi co chce?
– Jasne. Wiesz, że ja się do wszystkiego dostosuję. – Wzruszyłam ramionami, mając nadzieję, że moja odpowiedź była słuszna. – Daję ci wolną rękę Philip. Nie musisz ze mną tego w ogóle omawiać – dodałam jeszcze, stwierdzając, że naprawdę nie mam siły zaprzątać sobie głowy tymi wszystkimi bzdurami. Chciałam tylko iść do swojego pokoju, zakopać się w swoim łóżku i obejrzeć jakiś odmóżdżający serial czy cokolwiek, co zajęłoby mi myśli. Bo przecież wszystkie teraz sprowadzały się tylko do jednego. A konkretniej do jednej osoby. To jakaś paranoja! Jak ja mam tak żyć!?
– Ale… na pewno nie masz żadnych wizji? – zapytał zdziwiony, gdy ja już wstawałam z miejsca z zamiarem opuszczenia salonu.
– Na pewno. Ufam ci! Będę zadowolona ze wszystkiego, co wymyślisz – zapewniłam go z uśmiechem i bez zbędnego przeciągania wspięłam się po schodach na górę.
– Okej! Ale nie przyjmuję reklamacji! – Usłyszałam jeszcze jego wołanie za plecami, na co już machnęłam ręką. Naprawdę było mi wszystko jedno. Najwyżej schowam się gdzieś i przeczekam ten Armagedon. Nikt by nawet nie zauważył mojego zniknięcia wśród tylu ludzi.
Weszłam do swojego pokoju i zamknęłam za sobą drzwi, wzdychając głęboko. Mój nastrój mnie dobijał. Miałam dosyć samej siebie. Nie chciałam chodzić ciągle smutna. Naprawdę nie chciałam być taką osobą. Oto jak nasze wyobrażenia rozchodzą się z rzeczywistością. Idąc na koncert byłam przekonana, że to będzie świetny wieczór i długo po tym będę najszczęśliwszą osobą na świecie. Coś nie pykło.
Zgarnęłam z biurka swojego laptopa i rozłożyłam się na łóżku. Planowałam coś obejrzeć, ale sama do końca nie wiedziałam, czego chcę. I nieustannie ciągnęło mnie na Facebooka, by sprawdzić, czy pojawiły się jakieś nowe informacje na temat zespołu. W tym również Toma. Fejsbukowi znajomi z fanowskiej grupy po koncertach wrzucali swoje zdjęcia z muzykami, co tylko potęgowało mój depresyjny stan. Patrzyłam na tę piękną twarz gitarzysty i tęskniłam za jej realnością, którą miałam okazję ujrzeć. Nie wystarczało mi już widzieć go tylko przez ekran. I dlaczego dałam się w to wpędzić? Dlaczego nie wyznaczyłam granicy? Zapomniałam się na jeden moment i się zgubiłam.
Jego czekoladowe oczy spoglądały na mnie z ekranu, a ja pamiętałam dogłębnie uczucie, gdy naprawdę patrzył właśnie na mnie.
Zatrzasnęłam laptopa, odrzucając go na bok i schowałam twarz w poduszce, próbując powstrzymać się od pełnego frustracji wrzasku. Naprawdę wolałam już tego nie pamiętać. Po prostu zapomnieć. Wmówić sobie, że to był tylko pokręcony sen. Nigdy się nie wydarzyło. Bo czułam, że oszaleję, jeśli nie przestanę o nim myśleć.

Jak ty to zrobiłaś? Jak mogłaś pozwolić, by tak mocno utkwił ci w głowie? Nie mogłaś się zakochać! Ludzie się nie zakochują w jednej sekundzie…
Jeśli nie, to jak się zakochują?
Czemu po prostu nie możesz przestać o nim myśleć? Czemu nie możesz przestać?
Zastanawiałam się, czy i ty masz taki problem z wyrzuceniem mnie ze swojej pamięci. Wiedziałam, że to idiotyczne, ale i tak wciąż o tym myślałam. Byłam naiwna, sądząc, że ktoś taki mógłby sobie zawracać mną głowę.

DOSYĆ.

Podniosłam się gwałtownie do pozycji siedzącej, postanawiając raz na zawsze skończyć z tymi głupotami. Chciałam znowu być sobą. Zwyczajną nastolatką, której jedynym problemem jest brak zainteresowania ze strony zapracowanej matki, która w wolnych chwilach woli się upijać, niż skupiać uwagę na swoich dzieciach. Tak, to były problemy! A nie jakaś cholerna gwiazdka, która myślała sobie, że może tak po prostu wyjść na spacer ze swoją fanką i wywrócić jej życie do góry nogami. Dupek. Powinnam go znienawidzić, wszystko stałoby się prostsze.
Wstałam i zeszłam na dół. Siedzenie samotnie w pokoju źle na mnie wpływało. Philip nadal przebywał w salonie i zacięcie zapisywał coś na kartkach. Przypuszczałam, że była to jakaś rozpiska dotycząca tej nieszczęsnej imprezy. Wywróciłam tylko oczami i uciekłam do kuchni. W zlewie było pełno naczyń, kuchenka wyglądała, jakby ktoś się na nią porzygał. Było co robić. Zaczęłam sprzątać to wszystko. Miałam taką fazę, że sprzątanie wydawało mi się naprawdę atrakcyjnym zajęciem. Włączyłam sobie radio, aby moje myśli zostały zagłuszone. Mogłam skupić je na lecących w tle piosenkach i dzięki temu przestałam kierować je na Toma.
– Uhuhu, włączyło ci się wieczorne sprzątanie? – Philip zjawił się w pomieszczeniu zaledwie po kilku minutach.
– Ktoś musi to robić – mruknęłam obojętnie.
– Tsa. Dobrze, że nie mamy ważniejszych zajęć. Jak na przykład szkoła, nauka, dbanie o dalszą przyszłość – zironizował, sięgając po szklankę, którą przed momentem odłożyłam na suszarkę.
Spojrzałam na niego wymownie, domyślając się do czego zmierza.
– Czy jest sens wałkować ten sam temat w kółko od nowa?
– Po prostu mnie to wkurza – skrzywił się i podszedł do lodówki, aby wyciągnąć z niej sok. Westchnęłam cicho, bo nie wiedziałam już, co mu powiedzieć. – Wiem, że nawet nastolatki mają swoje obowiązki w domu, ale ty praktycznie robisz tutaj wszystko. I jeszcze do tego musisz ogarniać szkołę, żeby jej nie zawalić. Tak nie powinno być.
– Mogłabym mieć wylane tak jak ty. Ale wtedy chodziłbyś w brudnych ubraniach, nie miał co jeść i potykał się o śmieci – oznajmiłam z ironicznym uśmiechem. Miał rację, że nie ja powinnam dbać o to byśmy mogli normalnie funkcjonować w domu. Niemniej, ktoś musiał to robić. Nie wybrałam sobie takiego życia. Po prostu na mnie spadło. Mogłam się z tym pogodzić i spróbować to ogarnąć albo nie robić nic i pozwolić, by to wszystko, na co pracował mój ojciec, się rozpadło.
– Wiem. Po prostu chciałbym, żebyś miała życie, jak każda normalna nastolatka. A to wszystko cię ogranicza – rzekł spoglądając na mnie z troską.
– Nigdy nie byłam normalna, więc co za różnica.
– Ty jak zawsze swoje.
– Ty również – odgryzłam się. – Co chcesz do jedzenia? – Zmieniłam sprawnie temat z nadzieją, że nasza męcząca dyskusja dobiegnie końca. Niczego to nie zmieniało, a tylko wprowadzało mnie w stan większego zdołowania.
– Nic. Zjem na mieście, wychodzę z kumplami. Będziemy dalej planować imprezę.
– Świetnie – skwitowałam, nie pałając jakoś specjalnie entuzjazmem. Znowu miałam zostać sama ze swoimi przeklętymi myślami.
– Też mogłabyś gdzieś wyjść.
– Nie mam na to ochoty – rzekłam dobitnie. Chyba jednak dobrze, że Philip zamierzał wyjść. Już nawet rozmowy z nim stały się dla mnie ciężkim orzechem do zgryzienia. Ciągle się czepiał i ciągle mówił mi, co mogłabym zrobić, a czego nie. To stawało się męczące. Tym bardziej, że ja sama byłam już pogubiona w swoim życiu.
– Och, Ivette. Co się z tobą dzieje?
Nie chcesz wiedzieć, pomyślałam sobie, odwracając od niego wzrok. Niechże da mi już święty spokój!
– Nic. Baw się dobrze. Ja obejrzę serial.
– Powiedziała siedemnastolatka.
– Wiek nie ma tu znaczenia!
– Wyjdź do ludzi, bo się zaczynam martwić. Od tego koncertu zrobiłaś się cholernie dziwna.
– Wydaje ci się. Zawsze taka byłam.
Nie ukrywam, trochę mnie to ruszyło. Philip po raz kolejny miał rację. Od śmierci ojca bardzo się zmieniłam, a ostatnio chyba to się zbyt mocno nasiliło. Przez Toma. Skoro nie umiem tego zwalczyć, może najwyższy czas się pogodzić? Przyjąć do siebie swój parszywy los i żyć dalej?
Nasza dyskusja skończyła się na moim zdaniu, bo kto by miał tyle cierpliwości, żeby w ogóle dalej to ciągnąć. Potrafiłam być uparta i nieznośna. Philip w końcu wyszedł, a ja mogłam w spokoju dokończyć swoje czynności.
Kuchnia lśniła już po półgodzinie. Wyrobiłam się idealnie przed powrotem matki. Niestety nie zdążyłam uciec do swojego pokoju. Konfrontacje z nią nie należały do najprzyjemniejszych. Po pewnym czasie już po prostu zaczęłam jej unikać. A nie było to trudne zważywszy, że przeważnie wracała późnymi wieczorami, a jak już zdarzyło jej się wrócić wcześniej, to zaglądała do kieliszka i szybko po tym szła po prostu spać. Tak wyglądało to nasze wspaniałe, rodzinne życie.
– Gdzie twój brat? – zapytała, zastając mnie jeszcze w kuchni.
– Wyszedł ze znajomymi – odparłam, zgodnie z prawdą.
Kiwnęła tylko głową na znak, że przyjęła informację.
Nasze rozmowy właśnie tak się zawsze kończyły, jeśli się nie kłóciłyśmy. A ja za każdym razem patrzyłam na nią, zastanawiając się, czy już piła, czy może dopiero będzie. Przyprawiało mnie to o mdłości. I to wcale nie tak, że byliśmy z Philipem obojętni. Że nie próbowaliśmy niczego zrobić, by jej pomóc. Po prostu… nie można uratować kogoś, kto nie chce zostać uratowany.
Nie należałam do osób, które potrafiły znieść niezręczną ciszę. Do tego napięcie, jakie między nami się wytwarzało, było frustrujące. Opuściłam pomieszczenie w mgnieniu oka. Miałam ochotę się rozpłakać z żalu i bezradności. To właśnie były prawdziwe problemy, a nie jakieś niespełnione fantazje z ledwo poznanym facetem.
Wpadłam do swojego pokoju i wiedziałam już, że muszę wyjść z tego domu. Rozejrzałam się w poszukiwaniu jakiejś bluzy, którą mogłabym na siebie zarzucić. Bluza. Mój wzrok zawiesił się na szafie, do której niedawno schowałam bluzę otrzymaną od Toma. Miałam jej nie nosić, żeby nie przypominała mi o tym wszystkim na każdym kroku. To jednak było silniejsze. Podeszłam do szafy jak zaczarowana, wyjęłam ciepły materiał i od razu przycisnęłam go do nosa. Nadal pachniała nim. Włożyłam ją na siebie i zbiegłam na dół.
– Wychodzę! – krzyknęłam, nie wierząc, że w ogóle ją to interesowało. Nie czekałam nawet na jakąkolwiek reakcję. Po prostu wyszłam, kierując się prosto na most. Zdawałam sobie sprawę, że zostały zapisane na nim nowe wspomnienia, które nie dają mi ostatnio spokoju, ale byłam gotowa się z tym zmierzyć. To było moje miejsce, chciałam tam pobyć. Odetchnąć. A doszłam już do wniosku, że to nie Tom był moim problemem. Tom był tylko miłą przygodą. I tak powinnam do tego podchodzić. Od tego dnia zamierzałam tylko cieszyć się z tego, co mi się przytrafiło. Bo to prawdopodobnie jedyna i ostatnia tak dobra rzecz w moim parszywym życiu.
Tęskniłam za czasami, gdy byłam małą dziewczynką, a w domu było wszystko dobrze. Nasza mała rodzina była naprawdę szczęśliwa. Prawdą jest jednak, że nic nie trwa wiecznie. Nasze szczęście również nie mogło. Wystarczyła jedna chwila, by wszystko zaczęło się sypać. A my musimy teraz z tym żyć i zbierać te rozsypane części do kupy.
Na te wspomnienia oczy automatycznie zaszły mi łzami. Nie mogłam się już doczekać, kiedy dotrę na miejsce i będę mogła się swobodnie rozpłakać. Naprawdę tego potrzebowałam. Mimo że od zawsze uważam, że wylewanie łez w niczym nie pomaga. Robiłam to tylko wtedy, gdy nikt nie widział. A w każdej innej sytuacji udawałam twardą. Chowałam wszystko w sobie. Może dlatego nie umiałam już normalnie funkcjonować, tylko byłam taka popaprana…
Zarzuciłam kaptur na głowę, by móc jeszcze bardziej schować się przed całym światem. Szłam szybkim krokiem, z głową spuszczoną w dół. Nie chciałam widzieć ludzi, ich ciekawskich spojrzeń. Najchętniej zniknęłabym gdzieś. Bardzo żałowałam, że było to niemożliwe.
Słońce już zachodziło, gdy dochodziłam na miejsce. Od razu poczułam ten specyficzny klimat. Niestety moją przyjemność rozgniotło wielkie rozczarowanie, gdy spostrzegłam, że ktoś już stoi na moim moście. W gruncie rzeczy wcale nie był taki mój. Pewnie właśnie dlatego ktoś sobie przyszedł akurat tego wieczoru w to cholerne miejsce. Miałam ochotę tupnąć nogą jak mała rozzłoszczona dziewczynka i pogonić tego osobnika. Wątpię jednak, że by się wystraszył.
Westchnęłam z rezygnacją, nie wiedząc co ze sobą dalej począć. Nie znałam innych, odludnych miejsc w pobliżu. Poza tym tylko tutaj było mi dobrze. Ale nie zamierzałam się tym dzielić z kimś obcym. Potrzebowałam tylko kilku minut bycia z kimś, kto mnie nie zna.
Odruchowo spojrzałam na osobę stojącą przy barierce mostu. Postura wskazywała na mężczyznę. Palił papierosa. Ktoś kto cię nie zna, pomyślałam i pociągnęłam nosem. Ruszyłam w jego kierunku, stawiając wszystko na jedną kartę. Nie mogę całe życie schodzić ludziom z drogi. Uciekać i się chować. Tym razem to nie ja miałam się wycofać.
Podeszłam niepostrzeżenie do barierki, stając w bezpiecznej odległości od nieznajomego. Mimo wszystko nie planowałam nowych znajomości. Miałam nadzieję, że w ogóle mnie nie zauważy. Liczyłam na to, że spali papierosa i po prostu odejdzie. Może już mu wystarczyło tego przebywania w samotności? Rozpraszała mnie jego obecność, a chciałam poukładać sobie w głowie pewne sprawy.
Wbiłam swój wzrok w zachodzące słońce i wodę, na którą padały pomarańczowe promienie. Byłam wdzięczna, że nieznajomy przynajmniej zachowywał się cicho. Musiałam nauczyć się dzielić swoją przestrzenią z innymi ludźmi. Ewidentnie życie tego ode mnie wymagało. I wcale nie musiało mi się to podobać.
– Fajna bluza.
Drgnęłam wystraszona, gdy głos mężczyzny przedarł się przez moje myśli. Odwróciłam gwałtownie głowę w jego kierunku i w tym momencie moje serce się zatrzymało.
– Miałem nadzieję, że się tu pojawisz, zwykła dziewczyno.  
I znowu zaczęło bić…


… Dla Ciebie.