piątek, 30 grudnia 2011

Kartka nr 11. „W ogniu ramion Twoich spłonąć, w jeziorach oczu tonąć…”


 – Możemy stąd gdzieś iść? –  Zapytał w pewnej chwili. Byłam jeszcze nieco zamroczona, więc trochę potrwało zanim dotarł do mnie sens jego słów. Ja chyba już wiecznie będę w szoku… –  Nie powinien mnie nikt zobaczyć…
 – Tak...jasne. –  Zgodziłam się z nim bez namysłu i odetchnęłam głęboko. Znowu zapowiada się interesujący wieczór… z NIM. Nie mogę uwierzyć, że przyjechał specjalnie do mnie. Tylko po to, żeby się ze mną zobaczyć… że za mną tęsknił… jak to w ogóle możliwe? Ja wiem,  że ludzie za sobą tęsknią i to normalne… ale… on? Ja…?
 – Mam nadzieję, że nikt nie będzie zły, jak znikniesz z przyjęcia?
 – Nawet nie zauważą. –  Zapewniłam go z uśmiechem, a on chwycił moją dłoń po raz kolejny powodując, że zrobiło mi się gorąco. Muszę nad sobą panować. To zwyczajny gest… przesłodki… Poprowadził mnie do swojego samochodu. Znowu ten cudowny pojazd. Jednak właściciel znacznie cudowniejszy… nie ma wątpliwości. Otworzył mi drzwi jednocześnie puszczając moją rękę, co już było mniej przyjemne. Ale cóż… czasem sytuacje wymagają pewnych rzeczy. Chciałam usiąść tam gdzie zawsze, lecz okazało się, że to miejsce jest zajęte… przez uroczego, pluszowego misia.
 – Hm… wziąłeś ze sobą przyjaciela? –  Spojrzałam na niego z rozbawieniem, a ten zajrzał szybko do środka i wyciągnął pluszaka.
 – Zapomniałem o nim… a on też jest dla ciebie. –  Oświadczył znowu mnie zaskakując. Czy nie za dużo tego, jak na jeden wieczór? –  Jak go zobaczyłem pomyślałem o tobie… i po prostu musiałem go kupić. –  Podał mi misia, którego przyjęłam z wielkim zadowoleniem. Był słodki. Miś i Tom… obydwaj byli słodcy. Może ja się lepiej uszczypnę?
 – Dziękuję… –  Cmoknęłam go szybko w policzek i wsiadłam do samochodu, gdzie też mogłam spokojnie się zarumienić. Moja nieśmiałość kiedyś mnie wykończy… dlaczego czasem jestem w stanie robić bardzo odważne rzeczy i wszystko gra, a gdy zrobię coś zupełnie niewinnego to cała płonę ze wstydu? Gitarzysta zaraz dołączył do mnie i oboje zapięliśmy pasy. –  Dokąd jedziemy? –  Zapytałam ciekawa.
 – W pewne miejsce. –  Uśmiechnął się tajemniczo i tyle z zaspokojenia kobiecej ciekawości. Westchnęłam tylko zrezygnowana i usadowiłam się wygodnie na fotelu, a chłopak ruszył w nieznanym mi kierunku. Ufałam mu więc nie musiałam wiedzieć dokąd jedziemy. Poszłabym z nim na koniec świata z zamkniętymi oczami. –  Ślicznie wyglądasz w tej sukience. –  Odezwał się w pewnej chwili, gdy włączał radio.
 – Dziękuję. Cieszę się, że się podoba. –  Odparłam bawiąc się puszystym futerkiem swojego misia. Powoli zaczęłam sobie to wszystko układać w głowie i przyzwyczajać się do myśli, że nie jestem obojętna Tomowi. Udowodnił mi to już po raz kolejny. I w obecnej sytuacji… muszę się tym cieszyć i czerpać z tego jak najwięcej, jednocześnie dając wszystko, co mogę z siebie. Cokolwiek dalej nastąpi… jestem cholernie szczęśliwa i będę.
 – Myślisz, że oszalałem? –  Zapytał nie spuszczając wzroku z jezdni. Ja natomiast teraz bezkarnie mogłam się w niego wpatrywać.
 – To niewykluczone, skoro teraz jestem tu z tobą. –  Zaśmiałam się. Nie potrafiłam skrywać szczęścia, jakie mnie wypełniało. –  Może obydwoje oszaleliśmy… –  Dodałam odrobinę poważniej.
 – Ale podoba mi się to szaleństwo. Jeszcze nigdy nie było mi tak dobrze.
 – Ani mi… –  Przyznałam spoglądając przed siebie.

Skoro on otworzył się przede mną… ja mogłam otworzyć się przed nim. To był kolejny krok w naszej dziwnej, szalonej znajomości. Krok do szczęśliwości. I wielkich zmian.

Uśmiechnęłam się dostrzegając, że znajdujemy się w znajomym miejscu. To tu przyprowadziłam Toma, gdy pierwszy raz się spotkaliśmy. A właściwie to jakoś sami tu doszliśmy… On jest genialny. Nie mógł wybrać lepszego miejsca. I jak nie twierdzić, że jest idealny?
 – Dawno tu nie byłam. –  Stwierdziłam odpinając pasy. –  Nie wyłączaj. –  Zaprotestowałam widząc, jak dłoń chłopaka zmierza w kierunku radia, z którego wydobywała się przyjemna muzyka. W tej samej chwili wpadł mi do głowy pewien pomysł. –  Daj głośniej i zatańcz ze mną. –  Poleciłam po czym rzucając w niego miśkiem wyskoczyłam z pojazdu podbiegając do bariery mostu, gdzie na niego czekałam. Spełnił moją prośbę i pogłośnił muzykę następnie wysiadając i dołączając do mnie. –  Chodź… –  Wyciągnęłam do niego rękę chcąc z nim zatańczyć. Nieważne, że nie ma tu odpowiednich warunków…
 – Nie… to chyba nie jest najlepszy pomysł… –  Mruknął niepewnie, a ja i tak chwyciłam go za rękę i pociągnęłam na środek mostu. – Ivy…
 – Nie odmawiaj mi, mam dziś urodziny. –  Użyłam niepodważalnego argumentu licząc na to, iż sobie odpuści. –  Nikt nas nie zobaczy przecież… –  Dodałam chcąc go zachęcić.
 – Ale ja nie umiem tańczyć…
 – Przestań, każdy umie. –  Zaśmiałam się i złapałam jego obie ręce splatając je ze swoimi. –  Tutaj możesz robić, co chcesz… w tym miejscu jesteś wolny. –  Spojrzałam mu w oczy. Chyba pierwszy raz poczułam się przy nim, aż tak swobodnie. I wiedziałam, co mówię. Te słowa miały w sobie magię. I były prawdziwe. –  Teraz… –  Szepnęłam słysząc wydobywającą się z samochodu piosenkę. Nie znałam jej, nigdy wcześniej nie słyszałam, ale wiedziałam, że jest idealna. Jest właśnie dla nas i właśnie na teraz. Zaczęłam się powoli poruszać łapiąc odpowiedni rytm starając się jednocześnie zmotywować Gitarzystę, który póki co wpatrywał się we mnie z uwagą. To też jest przyjemne, ale teraz chciałam czegoś innego. Minęła dobra chwila zanim się przełamał i do mnie dołączył, ale najważniejsze, że się udało. Po raz kolejny mnie uszczęśliwił. I gdy zrobił tylko pierwszy krok potem wszystko zaczęło dziać się swoim tempem i na swój sposób. Tańczyliśmy. A razem z nami tańczył wiatr i tańczyły nasze serca… co chwilę tonęłam w czekoladzie jego tęczówek, którymi mnie pochłaniał. Wczuliśmy się w taniec nie zważając nawet na krople deszczu, które nas zaskoczyły.
Zaśmiałam się, gdy Tom okręcił mnie dookoła, a materiał mojej sukienki uniósł się do góry ukazując moje nogi. Nie czułam nawet chłodu, który powodował wiatr i zimny deszcz. Nawet nagła zmiana pogody nie była w stanie zepsuć mojego szczęścia.
 – Czuję się jak w romantycznej komedii. –  Podsumował przyciągając mnie w pewnej chwili do siebie tak, że prawie zetknęłam się z jego nosem. A właściwie moje czoło z jego nosem, gdyż nie jestem zbyt wysoka… –  A ty jesteś cała przemoczona.
 – A ty też. –  Parsknęłam śmiechem w czym mi zaraz zawtórował. –  I co teraz? –  Zapytałam poważniejąc i wlepiłam w niego swoje spojrzenie.
 – Chyba mam pewne rozwiązanie. –  Skwitował po chwili namysłu i chwycił mnie za rękę. Zaczynało coraz mocniej padać, więc już właściwie pobiegliśmy do samochodu z ulgą zajmując swoje stałe miejsca. –  Okryj się tym. –  Sięgnął do tyłu i podał mi bluzę, która zapewne należała do niego. Nie miałam zamiaru się sprzeciwiać. Z przyjemnością ją przyjęłam i nakryłam się czując zaraz przyjemne ciepło i zapach… który doskonale był mi znany. Chłopak ściszył muzykę i ruszył zapinając wcześniej pasy. Uśmiechnęłam się cała promieniejąc. Znowu nie wiedziałam, co wymyślił… ale nie miało to przecież znaczenia. Miałam tylko nadzieję, że nie odwozi mnie do domu… jeszcze jest mi mało. –  Zimno ci? –  Zapytał zerkając w moją stronę, zaprzeczyłam kręcąc głową. Właściwie to mi gorąco… jak zawsze przy nim. –  Na szczęście to niedaleko. Mam nadzieję, że się nie rozchorujesz…
 – Nic mi nie będzie… zresztą ja mogę być chora, a ty?
 – A ja nigdy nie choruję. –  Puścił mi oczko i zaparkował pod jakimś nieznanym mi budynkiem. Nie wygląda to na  hotel… –  Jesteśmy na miejscu.
 – To znaczy?
 – Mam tu mieszkanie. –  Wyjaśnił zaskakując mnie. Naprawdę przywiózł mnie do swojego mieszkania…? Ja chyba śnię… o matko. Naprawdę mam dzisiaj za dużo wrażeń… jak ja mam to wszystko ogarnąć? I jak mam żyć z tym szczęściem? Jeszcze nigdy nie miałam go, aż tyle! –  Chodź, wysuszymy się. –  Uśmiechnął się po czym wysiedliśmy z samochodu kierując się do eleganckiego apartamentowca. Nie mogłam się spodziewać niczego innego… Dziwnie się poczułam będąc w takim miejscu. Wszystko wręcz błyszczało… nawet w hotelu tak nie było. Nie miałam czasu zbytnio się rozglądać, bo zaraz wsiedliśmy do windy. Zdziwiłam się, że Tom wcisną cyferkę z numerem jeden. Chyba można było iść schodami… ale chociaż dotarliśmy szybko i bezpiecznie.
 – Szczęśliwa siódemka? –  Uśmiechnęłam się zauważając cyfrę na drzwiach, które otwierał.
 – Mam nadzieję. –  Odwzajemnił uśmiech i zaprosił mnie do środka gestem ręki. Zaświecił światło i zamknął za nami drzwi. –  Mieszkam tu z bratem, ale jego chwilowo nie ma… więc możesz czuć się swobodnie. –  Rzekł prowadząc mnie przez przedpokój. –  Wybacz za bałagan… nie mam kiedy tego wszystkiego ogarnąć, a nie wpuszczamy tu sprzątaczek…
 – Dosyć czysto, jak na „bałagan”. –  Skomentowałam rozglądając się po dużym salonie. On chyba nie widział bałaganu…
 – No może tutaj… w mojej sypialni jest gorzej. –  Wyszczerzył się powodując u mnie śmiech. –  Właśnie… muszę tam iść po jakieś suche rzeczy. Tylko, co ja ci tam znajdę? –  Zmierzył mnie swoim spojrzeniem. Może ma miarę w oczach i już zna moje rozmiary? –  Hm… o… z tego co pamiętam moje bokserki nie spadały ci z… pupci. –  Myślałam, że padnę słysząc jego jakże subtelne określenie na pewną część mojego ciała. On mnie czasem rozbraja… –  Zaraz wrócę, rozgość się. –  Polecił i zniknął gdzieś w przedpokoju… drugim przedpokoju. To mieszkanie rozmiarami przypomina mi dom. Taki mały domek jednorodzinny… Nie wiedząc co ze sobą zrobić usiadłam na kanapie oczekując niecierpliwie jego powrotu. I zjawił się po kilku minutach z ręcznikami i ubraniami w ręku. –  Możesz wziąć prysznic jeśli chcesz, zrobi ci się cieplej. –  Zaproponował podając mi duży, puszysty ręcznik oraz swoją koszulkę i bokserki.
 – W sumie… czemu nie. –  Wzruszyłam ramionami wstając z miejsca. –  Gdzie masz łazienkę? –  Uniosłam brwi rozglądając się na wszystkie strony.
 – Pierwsze drzwi po lewej.
 – Nie zgubię się? –  Zażartowałam starając się odnaleźć właściwe drzwi. –  Jest. To ja zaraz wracam.
 – Nie spiesz się. –  Posłał mi uśmiech, a ja zniknęłam w pomieszczeniu. Instynktownie nie zamknęłam się na klucz. Po pierwsze jestem pewna, że nikt mi tu nie wejdzie… a po drugie jestem strasznie uczulona. Boję się, że coś może się stać i ktoś jednak będzie musiał wkroczyć do łazienki. Mam taki odchył… mały…
Nie chciałam zbytnio się rozglądać, bo w końcu to tylko łazienka. Może była ładniejsza i bogatsza od mojej, ale co z tego… trzeba szanować cudzą prywatność o. Powiesiłam ręcznik na wieszaku, a ubrania położyłam na wolnej półce, która być może służyła właśnie do tego. Zdjęłam z siebie mokrą sukienkę i buty, których wcześniej nie raczyłam ściągnąć… jestem okropna. Mam nadzieję, że mu nie nabrudziłam… Pozbyłam się także bielizny i weszłam do kabiny zasuwając za sobą chropowate szybki. Odkręciłam wodę i uregulowałam ją do odpowiedniej temperatury… Westchnęłam z zadowoleniem czując, jak przyjemne ciepło rozchodzi się po moim ciele… Od razu lepiej. Stałam tak pod strumieniem przez dłuższą chwilą relaksując się w najlepsze. On musi mieć tu wyjątkową wodę… chyba mi już na mózg pada? Ja naprawdę świruję… i to przez niego…Oszalałam, oszalałam.
Zaczęłam śmiać się pod nosem sama z siebie i pokręciłam z politowaniem głową dla własnej głupoty. I co on we mnie widzi? Chyba nie to, co ja w sobie… więc może coś we mnie jest? Odwróciłam się w przeciwną stronę i w tej samej chwili podskoczyłam przerażona wydobywając z siebie niekontrolowany pisk, odskoczyłam do tyłu uderzając o specjalną półkę na której stały jakieś kosmetyki… Nie wierzę!
 – Ivy, wszystko w porządku? –  Usłyszałam niewyraźny głos dochodzący zza drzwi. Chciałam krzyczeć „pomocy”, ale strach mnie sparaliżował. Zresztą! Opamiętaj się kobieto! –  Ivy?!
 – Tu jest pająk! –  Zapiszczałam niemalże wchodząc w ścianę… no i brawo. Dorosła kobieta, która boi się małego, czarnego, ohydnego, zwisającego pająka…. Ale on na pewno mnie zje!

poniedziałek, 12 grudnia 2011

Kartka nr 10. „Przypływ uczuć, krótka chwila, starczy mi by mócoddychać…”

Dzień moich urodzin okazał się być bardzo ciężki i szokujący. Z samego rana dostałam smsa, który na nowo przewrócił mój świat, który udało mi się odrobinę ułożyć podczas tych dwóch tygodni. Przez godzinę gapiłam się w wyświetlacz telefonu czytając w kółko podpis nadawcy.  Nie wierzyłam.

 – Wszystkiego najlepszego. Tom. –  Przeczytałam na głos. Miałam wrażenie, że ktoś robi sobie głupie żarty… tylko kto i dlaczego? Naprawdę był czas, kiedy o nim nie myślałam. A dziś? Wszystko wróciło i to z tak wielką siłą… mam dreszcze na samą myśl o nim. Ale to niemożliwe, aby ta wiadomość była od niego. On nie wie, kiedy mam urodziny. Nie podałam mu konkretnej daty! Poza tym nie odzywał się dwa tygodnie i nagle wysłałby sms?! Jakaś bzdura. Zresztą nie tylko on ma na imię Tom na tym świecie. Ogarnij się dziewczyno! Odetchnęłam głęboko i odłożyłam telefon uspakajając się. Miałam mętlik w głowie jednak nie będę się tym przejmować. Takie rzeczy się po prostu nie dzieją. Dziś jest mój dzień i nie zmarnuję go na głupie przemyślenia. Muszę o nim zapomnieć.
 – Ivette! Ty jeszcze w łóżku? –  Do mojego pokoju wtargnął brat od razu rzucając się na mnie niczym zwierz. Nie zdążyłam nawet zareagować, jak zaczął mnie łaskotać swoimi łapskami… –  Pierwsze łaskotki w wieku osiemnastu lat!
 – Phil! –  Pisnęłam próbując go z siebie zrzucić jednak z marnym efektem. Był silniejszy… –  Przestań! Jestem na to za stara! –  Zaczęłam protestować poprzez śmiech.
 – Oj tam za stara… pff… łaskotki będziesz mieć zawsze. –  Wytknął mi język i w końcu zlazł ze mnie. –  Wstawaj, robota czeka. –  Wyszczerzył się zadowolony. –  Nie będę wszystkiego sam robił przecież, a do wieczora coraz mniej czasu.
 – Wiem… już wstaję. Daj mi odetchnąć. –  Mruknęłam próbując uspokoić swój oddech. Najpierw mnie męczy, a potem żąda, abym wstawała. Bezczelność…
 – I obiecaj mi coś. –  Spojrzał na mnie poważnie, jak rzadko kiedyś, a ja nastawiłam uszu skupiając się. –  Będziesz się dzisiaj bawić, jak nigdy. I będziesz najszczęśliwsza na świecie. –  Oznajmił, co przeanalizowałam w swojej głowie bardzo dokładnie.
 – Obiecuję, że tak będzie. –  Odparłam po chwili zastanowienia, na co uśmiechnął się zadowolony.
 – Doskonale. To teraz się ogarnij i zapraszam do salonu! –  Rzucił przez ramię i opuścił mój pokój pozostawiając mnie znowu samą z własnymi myślami. Czy ja na pewno mogę dotrzymać obietnicy? Być może… o ile przestanę myśleć o Tomie.

Zawsze najtrudniej jest osiągnąć, to czego najbardziej się chce. Tak samo zawsze było z nie myśleniem… szczególnie o nim. Jednak nie wiedziałam, że to jest zupełnie zbędne. Obietnica właściwie sama się dotrzymała… W prawdzie nie bawiłam się świetnie i nie byłam szczęśliwa od samego początku imprezy… ale po jakimś czasie to się zmieniło. W czasie zabawy były tylko chwile, kiedy się cieszyłam. Tylko, że one szybko przemijały…
Ten dzień miał być wyjątkowym. Niezapomnianym. Miałam w końcu stać się niezależna… zacząć decydować sama o sobie nie zważając na zdanie matki, która nigdy mnie nie rozumiała. Ten dzień miał odmienić moje życie. Na lepsze. I tak właśnie było. Odmienił moje życie i stał się wyjątkowym. To były najdłuższe urodziny w moim życiu. Najdłuższe i najpiękniejsze. Po raz kolejny spełniły się moje marzenia, o których nawet nie miałam pojęcia. To co się działo nie śniło mi się w najśmielszych snach. Ale od tego dnia… byłam już pewna, że nic więcej nie będzie w stanie mnie zaskoczyć.

 – Twoje zdrowie piękna. –  Usłyszałam koło siebie znajomy głos. Oczywiście impreza nie zdążyła się jeszcze dobrze rozkręcić, a już większość osób płci męskiej była nieźle wstawiona. W tym także mój znajomy ze szkoły, który chyba zapomniał, że za mną nie przepada. Jaka szkoda… Odwróciłam się w jego kierunku ze słodkim uśmieszkiem. Nawet sobie nie wyobraża, jak żałośnie wygląda… ja też nigdy nie pałałam do niego sympatią. –  Może z okazji twojego wejścia w dorosłość zrobimy coś dorosłego, a zarazem szalonego? –  Poruszał brwiami, co wywołało u mnie wybuch śmiechu. Nie chcę wiedzieć, co on ma na myśli, ale jest cholernie zabawny.
 – Razem? –  Zapytałam siląc się na naturalny głos. Miałam się w końcu dobrze bawić… nikt nie powiedział, że cudzym kosztem jest zabronione. W końcu to moje urodziny i moja impreza!
 – No oczywiście. Mogę ci dać taki osobisty prezent. –  Odparł z tajemniczym uśmiechem.
 – A wiesz chociaż, jak mam na imię? –  Zmarszczyłam czoło przyglądając mu się z zaciekawieniem. Od razu się zmieszał i chyba bardzo wysilał mózg, co wywnioskowałam po jego minie. To bardzo skomplikowane pytanie… dla każdego faceta.
 – Oh, jakie znaczenie mają imiona? Ja mogę mówić na ciebie piękna! I też się dogadamy. Chodź zatańczymy… –  Chwycił mnie za rękę ciągnąc na środek. W pierwszej chwili chciałam mu się wyrwać, ale zmieniłam zdanie. W końcu nic się nie stanie jeśli z nim zatańczę… a miałam dobrze się bawić. Poza tym nie mogę ograniczać swoich kontaktów. Może się okaże, że ten cymbał od jutra będzie za mną szalał i będzie na każde skinienie mojego palca? Warto czasem się poświęcić. Przecisnęliśmy się przez tłum znajomych… i nieznajomych właściwie też… po czym chłopak porwał mnie do tańca. Warto dodać, że dzikiego. Ledwo za nim nadążałam, a jego ruchy sprawiały, że chciało mi się śmiać… W pewnym momencie jednak znacznie zwolnił do czego zmusiła go chyba piosenka, którą ktoś zmienił. Przyciągnął mnie gwałtownie do siebie z taką siłą, że ledwo uniknęłam zderzenia z jego czołem. Śmiechu warte… Co za facet! Starałam się jednak zachowywać powagę, aby go nie urazić. No przecież bardzo miły jest… –  Śliczna kiecka. Zerwałbym ją z ciebie. –  Wychrypiał mi do ucha, a ja parsknęłam jedynie śmiechem. Już wiedziałam, że ten chłopak nie jest dla mnie. Nie wzbudzał we mnie żadnych uczuć poza rozbawieniem.
 – Nie radzę, była droga. –  Ostrzegłam znacznie poważniejąc.
 – Odkupię. –  Rzekł bez wahania, a ja poczułam jak zsuwa ręce na mój tyłek. –  Nie żartowałem z tym szaleństwem. Mogę być tylko twój. –  Dodał zbliżając się do mnie, tym razem musiałam zareagować. Od razu położyłam dłonie na jego klatce delikatnie go od siebie odsuwając. Co za dużo to nie zdrowo.
 – To miło, ale nie jestem zainteresowana Derec. –  Zakomunikowałam udając, że mi bardzo przykro z tego powodu i zrzucając z siebie jego ręce wycofałam się znikając mu zaraz z pola widzenia. Stał tam zapewne jeszcze długo zszokowany, że odważyłam się mu odmówić… Jakoś nie żałuję. Nie specjalnie interesują mnie jednonocne przygody. Skierowałam się do wyjścia, gdyż czułam, że muszę odetchnąć świeżym powietrzem.
Kiedy tylko wyszłam na zewnątrz zaczęłam się śmiać pod nosem. Na szczęście wszyscy bawili się w środku, albo z tyłu domu i nikt mnie nie widział więc mogłam spokojnie dać upust emocją. Właściwie nie mam zbyt często do czynienia z facetami… ale nie sądziłam nawet, że potrafią być, aż tak żałośni i śmieszni. Dobrze, że za dużo nie wypiłam bo jeszcze zrobiłabym coś idiotycznego.
Przeszłam się kawałek, a mianowicie do furtki i z powrotem… dobre i tyle. Nie powinnam chyba zostawiać gości na swoich urodzinach, ale trzeba czasem chwilę odetchnąć od tego gwaru. A tutaj jest tak fajnie. Ciemno i widać gwiazdy i słychać wszelkie odgłosy natury pomijając dźwięki dochodzące z ogrodu… Naprawdę jest fajnie.
 – Co tu robisz? Chodź do nas! –  Zza domu wyjawił się nagle Phil z uwieszoną na swojej szyi Ashlee. Matko, dzisiaj chyba wszyscy chcą, abym pękła ze śmiechu. –  Zaraz odpalimy fajerwerki! –  Zawołał podekscytowany i zniknął wraz z dziewczyną. Zaśmiałam się pod nosem i ruszyłam powoli w ich stronę, co nie było prostym zadaniem, gdyż z trudem poruszałam się po trawniku w wysokich butach…
 – Ej…e...dziewczyno?… Hej! –  Drgnęłam lekko przestraszona słysząc znienacka za sobą czyjś głos. Myślałam, że zawału dostanę. Jak można tak straszyć ludzi!? – Aniele… zaczekaj. –  Co? Jaki znowu anioł… czy ci faceci dzisiaj powariowali? Pokręciłam z dezaprobatą głową i odwróciłam się słysząc za sobą kroki. –  Bo właściwie nie wiem, jak masz na imię. –  Ujrzałam przed sobą znajomą twarz i oniemiałam. Niech mnie ktoś trzyma… niech mnie ktoś uszczypnie! Co jest do cholery!? –  Dopiero teraz udało mi się wyrwać… przepraszam za tego smsa, nie mogłem zadzwonić. A teraz w ogóle telefon mi się rozładował, wracam prosto z nagrania i nie miałem jak cię uprzedzić… ale musiałem przyjechać. Znowu czuję się jak idiota. –  Zaczął mówić, jak nakręcony i dopiero teraz dotarło do mnie, że on naprawdę przede mną stoi. I poznałam ten głos… i ten uśmiech… i te oczy… Cholera jasna! –  Chciałem… i musiałem osobiście złożyć ci życzenia… no i dać prezent… gdzie ja go mam… –  Zaczął przeszukiwać nerwowo swoje kieszenie, a ja nadal stałam jak kołek gapiąc się na niego jakby spadł z księżyca. To jakiś sen… znowu?! –  Jest! –  Wyciągnął jakieś niewielkie pudełeczko. –  Wszystkiego najlepszego. –  Uśmiechnął się ślicznie podając mi je. Zamrugałam powiekami nadal będąc w szoku. Tom Kaulitz przed moim domem wręcza mi prezent! – A czemu tak zbladłaś…?
 – Skąd… skąd ty się tu wziąłeś…? –  Wykrztusiłam nie mogąc wyjść z szoku. Nieważne, że przed chwilą, co mi się tłumaczył.
 – Wiem, że to dziwne… no, ale w sumie to też normalne? Chciałem osobiście złożyć ci życzenia i wręczyć prezent… po prostu się z tobą zobaczyć… –  Odparł zagryzając nerwowo dolną wargę. Czy on wie jakie to… seksowne?! Muszę się uspokoić.
 – Tak… to bardzo dziwne, a zarazem normalne… –  Pokiwałam głową zgadzając się z nim, lecz nadal nie mogłam ogarnąć tej sytuacji. Dobrze, że jesteśmy na dworze… przynajmniej mam dostęp do chłodnego powietrza, które nieco mnie orzeźwia. Muszę się wziąć w garść. –  Naprawdę mnie zaskoczyłeś. –  Uniosłam na niego swoje spojrzenie. Znowu mogę patrzeć w jego czekoladowe oczka… czuć na sobie jego tęczówki. Mogłabym się rozpłakać ze szczęścia…
 – Wiem… ale mam nadzieję, że pozytywnie.
 – No oczywiście, że tak. –  Potwierdziłam bez wahania jednocześnie się trochę rozluźniając. Pierwszy szok minął.
 – To cieszę się. A prezent przyjmiesz? –  Wskazał na swoją rękę. Dopiero teraz zorientowałam się, że ciągle trzyma ją wyciągniętą w moim kierunku. Ależ jestem głupia!
 – Dziękuję, nie musiałeś. Samo to, że tu jesteś jest wielkim prezentem. –  Stwierdziłam, co było zgodne z prawdą. Teraz nie potrzebowałam już naprawdę nic. Wzięłam od niego pudełeczko i od razu je otworzyłam ciekawa, co w nim znajdę. –  Jakie ładne… –  Założę się, że oczy mi zabłysły z zachwytu, gdy wyjęłam srebrny łańcuszek ze słodkim aniołkiem. Ale ten aniołek nie był zwyczajny, ten aniołek miał gitarę!
 – Podoba ci się?
 – Jest śliczny! Dziękuję! –  Nie mogłam opanować swojej radości, a tak naprawdę tych wszystkich emocji, które pojawiły się wraz z nim i rzuciłam mu się na szyję całując go w policzek. Zrobiło mi się trochę głupio, gdy już dotarło do mnie, co zrobiłam… jednak to szybko minęło. Czuję się szczęśliwa. Najszczęśliwsza.
 – Na nową drogę życia, żeby była bezpieczniejsza. –  Uśmiechnął się ciepło i wziął ode mnie prezent, aby zapiąć mi go na szyi. Czułam dreszcze na całym ciele, gdy odgarniał moje włosy, a potem musnął palcami skórę… –  Tęskniłem za tobą… –  Szepnął niespodziewanie, a moje serce zabiło sto razy mocniej niż zwykle. Odwróciłam się w jego stronę lekko speszona. –  To jest totalnie dziwne… nawet nie wiem, jak masz na imię, a i tak… wypełniasz moją głowę i kompletnie nie wiem, o co chodzi. Po prostu chciałbym cię widzieć… słyszeć… i odchodzę od zmysłów, bo nie mogę. Tyle razy próbowałem się wyrwać z pracy… i zawsze ktoś mnie zatrzymał. –  Wyrzucił z siebie z żalem w głosie. I kolejny szok. Czy los sobie ze mnie żartuje? Jeśli tak, to wcale mnie to nie śmieszy… –  Aż do dziś. –  Na jego twarz wpłynął delikatny uśmiech, który mnie rozczulił. Mam ochotę go pocałować. Tak, jak jeszcze nigdy… pragnę jego ust. Jeżeli to nie jest sen… a on naprawdę to wszystko do mnie mówi… Właściwie, co mi stoi na przeszkodzie? Nic. Miałam się dobrze bawić i miałam być szczęśliwa… więc będę.
Stanęłam na palcach i wpiłam się w jego usta bez opamiętania. Nie odtrącił mnie, więc poczułam się znacznie pewniej. Objęłam rękoma jego kark i nie przestawałam. Odwzajemniał pocałunki zupełnie tak, jakby równie mocno ich pragnął. Ułożył dłonie na moich biodrach zmniejszając odległość między nami jeszcze bardziej. Czy może być jeszcze lepiej?
 – Ivette. –  Oderwałam się od niego spoglądając mu prosto w oczy. Oddychaliśmy szybko patrząc cały czas na siebie. –  Ja też tęskniłam…

Sen… z tobą mam sen.
Czekam na każdą noc, by móc utulić ciebie…
na zawsze my, jawa i sny.
(Volver –  Z tobą mam sen)