wtorek, 11 lipca 2017

Kartka nr 7. "Widzę cię"


Zjawiłeś się w moim życiu nagle. Spadłeś mi niemal z nieba jak najjaśniejsza gwiazda.
I chyba to było dla Ciebie za mało. Zaskakiwałeś mnie w ten sposób tak wiele razy. Ciągle było Ci mało. A ja nigdy do tego nie przywykłam, za każdym kolejnym razem reagowałam tak samo. Palpitacjami serca. Aż dziwi mnie, że do tej pory jest ono w ogóle jeszcze całe…

– Co ty tutaj robisz? – Z moich ust wydobyło się ledwo dosłyszalne pytanie. Nie wiedziałam, czy był sens je w ogóle zadawać. Ile razy jeszcze miało paść z moich ust w jego kierunku?
– Przyjechałem – odparł, jakby to była najprostsza i jednocześnie najnormalniejsza rzecz na świecie. Miałam chęć odpowiedzieć tylko: AHA. Zamiast tego milczałam, wpatrując się jedynie w niego całkowicie zdezorientowana. Ogarniało mnie wrażenie, że w ciągu ostatnich dni po prostu śniłam na jawie. Ewentualnie może miałam jakiegoś niezdiagnozowanego guza mózgu albo inne dziadostwo, które wywoływało te wszystkie halucynacje. – Myślałem, że chcemy się jeszcze zobaczyć – dodał po chwili ciszy między nami.
Naprawdę nie wiedziałam, co mam mu odpowiedzieć. Czułam, że stoję na jakimś pieprzonym rozdrożu. I że to był najwyższy czas, aby wybrać jeden ze szlaków. Chyba nie byłam na to w pełni gotowa. A może tak mi się tylko wydawało?
– Wysyłasz mi naprawdę sprzeczne sygnały.
JA? Ja wysyłam mu sprzeczne sygnały? Moglibyśmy zacząć od tego, że ja mu nic nie wysyłam!?
Poczułam, jak na nowo rośnie we mnie złość. Miałam dość tych wszystkich ludzi, którzy najpierw mieszali w mi w głowie, a potem twierdzili, że to ja jestem temu winna! Mało mnie obchodziło już, kim on był. Chciał być traktowany, jak zwykły koleś, więc zamierzałam mu to zafundować.
– Nie wiem, za kogo ty się w ogóle masz, żeby zjawiać się, kiedy ci pasuje i mieszać mi w życiu! – Naskoczyłam na niego dość agresywnie, aż się cofnął zaskoczony. Oczywiście! Przecież nie spodziewał się, że ośmieliłabym się być na niego zła. Wielki gwiazdor! – Jeszcze pieprzysz, że to JA wysyłam ci sprzeczne sygnały!? Czy ty w ogóle słyszysz, jak to śmiesznie brzmi!?
– Okej, może jeszcze raz…
– Nie! – przerwałam mu gwałtownie i ledwo powstrzymałam się, żeby nie pchnąć go do tyłu. – Mam dosyć twojego pojawiania się znikąd, rozumiesz? Mam dosyć tego, że mieszasz mi w głowie! Dlaczego nadal to robisz?! Bawi cię to? Naprawdę brakuje ci już atrakcji w tym twoim sławnym, bogatym świecie?!
– Zwolnij! – Uniósł się, co mnie znacznie zbiło z tropu. Chyba nie spodziewałam się tego. Na pewno się nie spodziewałam. W każdym razie poskutkowało, bo zamknęłam się od razu. Patrzył na mnie zdenerwowany, a jego oczy aż kipiały. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z mojego idiotycznego zachowania. Tom był kolejną przypadkową ofiarą mojego podłego nastroju. A co gorsza, to on miał rację. Przecież jeszcze niedawno sama go pocałowałam. Sama mu powiedziałam, że też chcę więcej. Więc, dlaczego do cholery teraz na niego krzyczałam?! – Wystarczyło powiedzieć, że nie chcesz więcej mnie widzieć. Wybacz, że nie zrozumiałem tego, gdy oznajmiłaś mi, że nie zamierzasz tego kończyć – rzekł rozzłoszczony, przy czym także mocno rozczarowany. Z łatwością dostrzegłam to w jego oczach. Nie wiedziałam, dlaczego, ale to były jedne z niewielu oczu, w które nie bałam się już patrzeć.
– Przepraszam, nie to chciałam powiedzieć. Jestem zbyt zdezorientowana… – zaczęłam się tłumaczyć, widząc, że mężczyzna jest bliski odejścia. Nie chciałam mu na to pozwolić. Do cholery, przyjechał pod mój dom! Sam z siebie! Jak mogłabym to wszystko tak spieprzyć!?
– I uważasz nadal, że ja nie jestem? – Wbił we mnie swoje ciemne spojrzenie. Mogłabym się przerazić, gdybym go nie znała. Nie znałam go. – Do diabła, dziewczyno. Jak możesz uważać, że dla mnie nie jest dezorientujące, że rzucam wszystko, by zjawić się pod twoim domem tylko po to, żeby się z tobą zobaczyć? I nawet sobie samemu nie jestem w stanie tego wyjaśnić.
Tylko po to, żeby się ze mną zobaczyć. Przyjechał tu dla mnie.
Oddychałam znacznie szybciej, niż powinnam. Moje serce drżało w piersi, pragnąc jedynie się z niej wyrwać wprost w jego ramiona. Świat po prostu oszalał, a ja razem z nim. W końcu to do mnie dotarło. I wiedziałam już, którą drogę wybiorę. Bez względu na wszystko. I żadne możliwe konsekwencje nie wydawały się już przeszkodą.
– Więc widzisz mnie – rzekłam cicho, wciąż skruszona za swoje wcześniejsze zachowanie. Dzięki temu i on w końcu złagodniał. Jego oczy znowu pojaśniały, gdy westchnął z rezygnacją. Zrobił krok w moją stronę, zmniejszając między nami odległość, a ja wstrzymałam na ten moment oddech. Jego zapach od razu mnie uwiódł.
– Widzę cię – powtórzył, spoglądając mi w oczy. I zabrzmiało to tak głęboko, że miałam wrażenie, jakby tym krótkim zdaniem trafił wprost do mojej duszy. Chciałam, żeby mnie widział. Mnie. Prawdziwą mnie. Nikogo innego. Chciałam móc być sobą i chciałam, żeby właśnie taką mnie on chciał widzieć. – I chciałbym, żebyś i ty w końcu zobaczyła też mnie.

Nie wiesz, jak trudno było nauczyć się patrzeć na Ciebie w inny sposób niż dotychczas. Inaczej niż zanim naprawdę Cię poznałam. Latami kreowałam sobie Twój obraz. I nagle stanąłeś przede mną we własnej osobie. Nagle otworzyłeś się na mnie.
Nie byłam rozczarowana. Moja wizja Ciebie nie odbiegała mocno od rzeczywistości, ale jednocześnie prawdziwy Ty, byłeś stokrotnie lepszy. Bo byłeś realny. I myślę, że ten fakt zaważał nad wszystkim. Mógłbyś okazać się nawet ostatnim dupkiem na tej planecie, a i tak Twoja realność byłaby istotniejsza od tego.
Nie mogłeś jednak dziwić mi się, że przychodziło mi z trudnością, by widzieć Twoją prawdziwą twarz. Bałam się tego. Nie dlatego, że mogłam się tym rozczarować, ale dlatego, że mogłam Cię pokochać. I tym razem nie zakochałabym się w swoim idolu. Tylko w Tobie. Prawdziwym Tobie.

– Ivette? Co ty tam robisz?
Odwróciłam się wystraszona w kierunku swojego domu. Na schodach, na szczęście, stała tylko Agness spoglądając zdziwiona w moim kierunku.
Czy zauważyła Toma? Jak mogłaby go nie zauważyć! Stał przecież tuż za mną! I był zdecydowanie za wielki, by go nie widzieć. Dlaczego tak mnie, to przerażało? Że ktoś go zobaczył… Zobaczył, że istnieje naprawdę. Że sobie wcale go nie zmyśliłam.
Nie wiedziałam, co mam jej odpowiedzieć. Nie wiedziałam, co mam w ogóle zrobić w tej dziwnej sytuacji. Przedstawić ich sobie? Uciec z powrotem do domu i zostawić Toma na ulicy? Ogarnęła mnie panika, mimo że zarówno Agness, jak i już Tom, nie byli mi wcale obcy.
Zrobiłam niepewnie krok do przodu, z myślą, że może powinnam podejść do Agness i po cichu wyjaśnić jej wszystko. Ale wtedy poczułam, jak Tom łapie mnie za rękę. Gorąca fala zalała moje wnętrze wraz z jego dotykiem. Spojrzałam na niego, napotykając od razu jego ciepłe, brązowe oczy.
– Nie odchodź teraz – poprosił, a jego głos brzmiał, jakby naprawdę mu na tym zależało. Ścisnęło mnie to za serce. Miał rację. Nie powinnam znowu go zostawiać bez żadnej odpowiedzi. Dopiero co krzyczałam na niego, że robił mi mętlik w głowie, a tymczasem czyniłam mu to samo. I nawet tego nie zauważałam.
Prosił, żebym nie odchodziła. A ja zrozumiałam, że nie chciałam wcale odchodzić. Jednocześnie nie mogłam również zostawić Agness, która mogłaby się zaniepokoić. Aczkolwiek byłam niemal pewna, że wiedziała, z kim stałam. Pewnie dlatego nie musiałam nawet nic mówić. Wystarczyło, że spojrzałam w jej kierunku. Dzieliła nas naprawdę spora odległość, ale dziewczyna wydawała się wyczytać ze mnie dosłownie wszystko. Kiwnęła do mnie głową, na znak, że rozumie, choć nie pisnęłam nawet słowa. Miałam ochotę podbiec do niej, żeby chociaż ją przytulić, ale i tak blondynka zniknęła zaraz za drzwiami mojego domu.
Odwróciłam się z powrotem do Toma. Było we mnie tyle emocji i uczuć. Nadal potrzebowałam czyjejś bliskości. Pragnęłam go po prostu przytulić. Tym bardziej że stał przede mną. Żywy. Prawdziwy. I patrzył na mnie w tak wyjątkowy sposób. Sprawiał, że czułam się ważna.
Wspięłam się lekko na palcach i objęłam go rękoma za szyję, przylegając do niego swoim ciałem. Nie wiem, czy się tego w ogóle spodziewał, ale bez problemu zrozumiał, o co mi chodziło. Bo już po chwili czułam jego ciepłe ramiona oplatające mnie w talii. Przywarłam do niego mocno, chowając swoją twarz w zagłębieniu jego szyi i nigdy jeszcze tak mocno nie zapomniałam, kim kiedyś dla mnie był, jak w tamtym momencie.

Miałeś taką cudowną moc zatrzymywania czasu. Pewnie nie byłeś tego nawet świadomy. Czasem wystarczyła chwila Twojej bliskości, aby wszystko stanęło w miejscu. Nie trwało to długo, ale wystarczająco, żeby nagle poczuć się dobrze.

– Więc masz na imię Ivette – rzekł, gdy po emocjonujących początkach naszego spotkania, zdecydowaliśmy się przejść. To był dobry sposób na ochłonięcie. – Do tej pory tego nie wiedziałem. I gdyby nie twoja przyjaciółka, chyba nadal bym nie wiedział.
– Nie zapytałeś mnie nigdy, jak mam na imię – Zmarszczyłam brwi, jednocześnie sama sobie uświadamiając ten fakt. Jak do się w ogóle stało? Przechodziliśmy razem przez płot (okej, tylko on przechodził. Ja wybrałam furtkę), krzyczeliśmy na siebie na środku chodnika, całowaliśmy się, przytulaliśmy… Stworzyliśmy już tyle dziwnych i zarazem wspaniałych wspomnień, a on nawet nie znał mojego imienia?
– Chyba za bardzo przywykłem do tego, że dziewczyny same mi się przedstawiają. Nawet gdy wcale nie chcę ich poznawać – stwierdził zakłopotany. Zaśmiałam się cicho, wyobrażając sobie te setki damskich imion, którymi był zapewne bombardowany.
– Ah, ta sława – zażartowałam. Niebywałe, jak szybko przestałam patrzeć na niego, jak na jakiegoś boga. Po prostu pogodziłam się z faktem, że ten Tom jest moim Tomem, a nie tym ze sceny. Dzięki temu pozbyłam się tego dziwnego dyskomfortu i głupich wątpliwości. Zaskoczyło mnie, że tak łatwo i przyjemnie mi się z nim rozmawiało.
– Na ciebie ona średnio działa – mruknął, a ja uniosłam na niego swoje pytające spojrzenie. Byłam bardzo ciekawa, co miał przez to na myśli. – Nadal nie pogodziłem się z tym, że nie chciałaś nawet mieć ze mną zdjęcia – wyjaśnił, a ja parsknęłam śmiechem. – Dziewczyny zabijają się o selfie ze mną, a ty się śmiejesz! – oburzył się. Był naprawdę uroczy.
Odwróciłam się do niego przodem i zaczęłam iść tyłem, wcześniej sprawdzając, czy nie ma na drodze jakichś niebezpiecznych przeszkód. Warto było podjąć takie ryzyko dla tej pięknej twarzy, która uśmiechała się do mnie. I dla tych ciepłych, promiennych tęczówek, które patrzyły na mnie spod długich rzęs. Facetom powinno zostać zabronione posiadanie tak długich rzęs. W ogóle powinno karać się tych, którzy są tak przystojni. Narażają tym na śmierć z zachwytu biedne, bezbronne, niewinne dziewczyny.
– One się o to zabijają. Więc ja tu jestem teraz z tobą, a nie one – stwierdziłam całkiem pewna swego. Wiedziałam, że gdybym ekscytowała się zbyt mocno, piszczała na jego widok, czy błagała o zdjęcie lub robiła wiele innych typowych rzeczy, do których zdolne są fanki- nie byłoby mnie w tym miejscu. Nie poznałabym go nigdy. On nie chciałby na mnie spojrzeć. Dlaczego miałby wówczas zwrócić na mnie uwagę? Bo byłabym taka sama jak reszta..? – I co ty na to? – Posłałam mu swój zadziorny uśmiech i już zamierzałam się odwrócić, by zacząć normalnie iść, ale chłopak mnie uprzedził.
Niespodziewanie złapał mnie za biodra, przyciągając do siebie. Zadrżałam pod wpływem jego nagłego dotyku. Jego bliskość bardzo szybko mnie onieśmieliła. Staliśmy tak blisko siebie, że nie mogłam swobodnie oddychać, by nie otrzeć się swoim biustem o jego klatkę. Moje serce znowu miało swój historyczny moment osiągania kolejnego rekordu w prędkości uderzeń na sekundę. Patrzyłam w jego oczy, nie wiedząc, co mnie czeka. Co czeka nas.
– I co ty na to? – Odpłacił mi dokładnie takim samym uśmiechem, jakim obdarzyłam go parę sekund wcześniej.
Co ja na to? Trzymaj mnie tak już zawsze.
Odpowiedziałam mu tylko w myślach, bo nim zebrałam się w sobie, żeby w ogóle wydobyć głos, on już zamknął mi usta pocałunkiem. Widzisz Ivette? Tak się kończy, gdy za długo się zastanawiasz. Powinnaś zastanawiać się tak już zawsze. Aha, najlepiej nigdy mu nic już nie odpowiadaj. Po prostu niech cię całuje.
Jego dłonie wciąż spoczywały na moich biodrach, gdy przyciskał mnie do siebie jeszcze mocniej. Jak zdawało mi się, że już nie możemy być bliżej siebie, on rozwiewał te myśli, jakby chciał powiedzieć: a właśnie, że możemy. No i mogliśmy.
Objęłam go za kark, odwzajemniając od razu pocałunek. Pozwoliłam mu zachować kontrolę, podobało mi się, to jak nas prowadził. Wiedział, co robić i właśnie dlatego coś tak zwyczajnego stawało się nieziemskim przeżyciem. Nie miałam dużego doświadczenia w tej kwestii, więc śmiało mogłam stwierdzić, że jak do tej pory, Tom całował najlepiej. I smakował. Tak dobrze, że nie chciałam już widzieć na jego miejscu nikogo innego. To było czystym szaleństwem. I nie chodziło jedynie o nasze pocałunki, ale o całą naszą znajomość, która znacznie odbiegała od norm.
Tworzyliśmy wspólnie nową rzeczywistość.
– Nie masz wrażenia, że to, co robimy, jest nieodpowiednie? – wydyszał w moje usta zaraz, gdy tylko się od nich oderwał. W jego oczach mogłam dostrzec wiele różnych emocji. Było ich za dużo, aby jednoznacznie stwierdzić, co czuł w tamtym momencie.
– Mam – potwierdziłam cicho. Dlaczego o to zapytał? Czyżby nagle zwątpił? Może zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo jest to wszystko niedorzeczne i chciał zrezygnować?
Patrzyłam na niego oszołomiona jeszcze po tym cudownym pocałunku i jednocześnie z obawą, bo jego słowa rodziły między nami nową niepewność. A ja nie zniosłabym jeszcze więcej niepewności.
– I nadal nie chcesz odejść?
Uśmiechnęłam się delikatnie, a moje serce mocniej zabiło.
– Nie chcę.
– Och, sprowadzasz mnie na złą drogę zwykła dziewczyno – Pokręcił głową, jakby sam do końca nie dowierzał naszej sytuacji. Widocznie nie tylko ja miałam problemy z wiarą w otaczającą nas rzeczywistość. Było w tym coś niezwykłego, że dla niego również znaczyło to więcej, niż można by początkowo przypuszczać.
– To ty zacząłeś – skwitowałam, dźgając go palcem w klatkę i odsunęłam się od niego, by móc złapać oddech. Gdy staliśmy tak blisko siebie, trudno było myśleć o tak najprostszych czynnościach życiowych, jeśli przed oczami miało się takie kuszące usta.
– Ja? Przecież już ci tłumaczyłem ,od czego to się zaczęło i że to ty pojawiłaś się na tym Q&A.
– Hej, zapłaciłam za to grubą kasę – Wytknęłam mu wciąż w formie żartu. – Miałam prawo tam być. Nie moja wina, że popadłeś w jakąś obsesję – oznajmiłam całkiem pruderyjnie. – A skoro już mowa o złych drogach… To ty oczekiwałeś, że będę skakała przez płot.
– Nie umiesz się bawić – rzekł nawiązując do naszej nieszczęsnej ucieczki spod klubu. Prychnęłam tylko, bo może i miał trochę racji, ale przecież nie mogłam przyznać mu tego otwarcie. – Nie jest ci zimno? – Zmienił temat, znajdując się zaraz obok mnie. Spojrzałam na niego spod przymrużonych powiek.
– A chcesz mi oddać kolejną swoją bluzę?
– Jasne. Niedługo uzbierasz taką kolekcję, że spokojnie będziesz mogła wystawić je na eBay‘u.
– Nie ma takiej kwoty, za którą bym je sprzedała!
– To tylko kawałek materiału – podsumował, w ogóle nie zdając sobie sprawy, ile taki kawałek materiału dotknięty przez niego choćby raz, jest wart w świecie fanów. Zatrzymałam jednak tę uwagę już dla siebie. Tym bardziej, że chłopak już rozpinał zamek. Myślałam, że naprawdę ją dla mnie zdejmie, ale ku mojemu zaskoczeniu zrobił coś całkowicie innego. Chwycił mnie za rękę i jednym ruchem pociągnął w swoją stronę. W efekcie czego wylądowałam prosto w jego ramionach. A dokładniej przylegając do jego torsu. Umięśnionego torsu, który poczułam, aż za dobrze, gdy z zaskoczenia oparłam swoje dłonie na jego klatce. Przez jego cienką koszulkę czułam go niemal całego. Tak mnie to zaaprobowało, że nie zwróciłam nawet uwagi na to, jak zakrył również i mnie materiałem swojej bluzy, następnie zasuwając jej zamek na moich plecach. Tym sposobem zostałam wręcz uwięziona przy jego klatce. – Dość spory kawałek materiału – dodał z chytrym uśmiechem.
Czułam, jak paliły mnie policzki z wrażenia. Byłam z nim tak blisko, jak jeszcze nigdy. Potrzebowałam chwili, aby móc zacząć normalnie myśleć i zaakceptować aktualny stan rzeczy. Wówczas dopiero zabrałam swoje ręce z jego torsu, pozbywając się jednocześnie dystansu, jaki nas dzielił. I pozwoliłam sobie objąć go w pasie tak, jak należało to zrobić od samego początku.
– Teraz już wiem, dlaczego czasem nosisz za duże rozmiary ciuchów – szepnęłam, unosząc na niego swoje spojrzenie. Przy takich okolicznościach traciłam swoją pewność siebie. Stawałam się onieśmieloną małą dziewczynką w jego ramionach. I nie można było mi się dziwić. W końcu obejmował mnie facet wyrwany wprost z moich marzeń, a jakby tego było mało, był w ogóle pierwszym mężczyzną, z którym zaczynały łączyć mnie tak intymne relacje.
– Czuję, jak mocno bije ci teraz serce – powiedział nagle. Nie wiem, dlaczego było to dla mnie zawstydzające. Po prostu miałam wrażenie, że już niczego nie będę w stanie przed nim ukryć. Mógł czytać ze mnie jak z otwartej księgi. Mieć mnie całą, ot tak. Powinnam się raczej przerazić, a nie zawstydzić. Nigdy nie należałam do osób, które lubiły pokazywać innym swoje wnętrze. Nie chciałam, żeby ktoś wiedział o mnie zbyt wiele. To było głupie, ale bałam się, że zostanę oceniona. Nawet przez pryzmat swoich uczuć, do których miałam święte prawo, jakie by one nie były.
– To jedna z niewielu rzeczy, nad którą nie mogę mieć kontroli.
– Nie musisz mieć jej przy mnie wcale – rzekł, wpatrując się z powagą w moje oczy. – Jesteśmy w tym razem.

Co tak naprawdę znaczyło dla Ciebie, że byliśmy w tym razem? Nie jestem pewna, czy wiem to nawet dzisiaj.
Za to wtedy Twoje słowa niosły za sobą prawdziwą magię. Poddawałam się temu wbrew wszelkim obawom. I nie spodziewałam się, dokąd mnie to wszystko doprowadzi.

Ta noc mogłaby się nie kończyć. Dawno nie czułam się tak beztrosko i swobodnie. Miałam wrażenie, jakbym odgrywała jedną z głównych ról w romantycznym filmie. Sceneria była idealna. Noc, gwieździste niebo. Ja i Tom niemal zapatrzeni w siebie bez grama rozsądku. Przemierzaliśmy okolicę, rozmawiając o najprostszych rzeczach i zdawało się nie istnieć już nic, co mogłoby nas w jakikolwiek sposób ograniczać. Chyba po tym spotkaniu w końcu udało mi się w to uwierzyć.
Był środek nocy, gdy wróciliśmy pod mój dom. A dokładniej w okolicy godziny trzeciej. I z tego, co mogłam zauważyć, impreza mojego brata dobiegła końca. W każdym razie było bardzo cicho i nic nie wskazywało na to, by cokolwiek jeszcze się w naszym domu działo.
Tymczasem ja musiałam rozstać się z Tomem, co było beznadziejne. Wiedziałam, że przecież nie mogę go przy sobie zatrzymać na wieczność i że on musi wracać do swojego życia, ale niełatwo było się żegnać. Nadal gdzieś z tyłu głowy, jakiś irytujący głosik pytał: co jeśli już nie wróci? Co, jeśli widzisz go po raz ostatni? To było głupie, zważywszy na wydarzenia, które miały miejsce tej nocy. Powinnam być już pewna, że ten chłopak chciał zaistnieć w moim życiu na dłużej.
– Zobaczymy się jeszcze? – Spojrzałam na niego z niepewnością, którą starałam się jednocześnie przed nim ukryć.
– Sądziłem, że to już mamy ustalone – skwitował z uśmiechem. Dopiero po tym poczułam ulgę. Liczyłam jednak na więcej informacji. Bo tak naprawdę, nie umawialiśmy się na nic.
– W takim razie skontaktujemy się jakoś w tej sprawie? – Drążyłam temat, sama nie do końca wiedząc, od której strony go ugryźć. Było mi głupio prosić go o numer telefonu. Wydawało mi się to zbyt nachalne. Poza tym, czy ufał mi na tyle, żeby w ogóle podawać mi takie informacje? A czy stałby pod twoim domem, gdyby Ci nie ufał, kretynko?
– Nie bądź taka oficjalna – zaśmiał się, a ja dopiero zdałam sobie sprawę, jak moje pytanie musiało dziwnie brzmieć. Wszystko byłoby prostsze, gdybym sama sobie tego nie utrudniała! – Przyjadę, jak tylko będę miał wolny wieczór.
– To znaczy… Tak naprawdę nie powiesz mi, kiedy to będzie? – Zmarszczyłam brwi, wciąż przyglądając mu się bez przekonania.
– Czy to nie jest ekscytujące?
– Całkiem sporo tej ekscytacji wprowadzasz do mojego życia – mruknęłam, widząc, że całkiem go bawiła ta sytuacja. Tyle że to ja miałam siedzieć, jak na szpilkach z twarzą przy oknie, wyczekując jego pojawienia się. Nie wiadomo, kiedy i o jakiej porze… – Więc nie umówisz się ze mną na konkretny czas?
– Szczerze mówiąc, trudno mi w tym momencie takowy określić – przyznał, nieco poważniejąc. – Ale daj mi swój numer. Postaram się nie trzymać cię w niepewności, bo jeszcze zwątpisz i całkiem zrezygnujesz z naszej znajomości.
Nawet nie wiesz, ile razy byłam tego już bliska, przemknęło mi przez myśl. Niemniej, znowu poczułam ulgę. Nareszcie do tej znajomości zaczęło wkradać się trochę więcej realności.
Podałam mu swój numer telefonu i zanim zdążyłam zacząć zastanawiać się, czy w ogóle zamierzał z niego kiedykolwiek skorzystać, na moich oczach do mnie zadzwonił. Coś tak banalnego i głupiego sprawiło, że serce w piersi znowu mocniej zaczęło mi bić.
– Teraz jesteś w stanie trochę mi zaufać?
– Ufam ci – odparłam bez wahania. Gdybym mu nie zaufała, w ogóle by mnie z nim nie było. I nie chodziło tu nawet o numer telefonu, czy cokolwiek. Brakowało mi może pewności siebie i miałam mnóstwo wątpliwości, ale zaufanie było oddzielną kwestią. Dotyczyło całkowicie innej sfery.
– W takim razie, dobrej nocy Ivy – rzekł, nie spuszczając ze mnie natarczywego wzroku. A sposób, w jaki wypowiedział zdrobnienie mojego imienia, sprawił, że po moim ciele rozeszły się przyjemne dreszcze. Bałam się, co jeszcze ze mną mógł zrobić, jeśli już sam jego głos wywoływał takie reakcje.
– Dobranoc – powiedziałam cicho, lekko oniemiała. Mimo nieustannego wmawiania sobie, że to najprawdziwsza rzeczywistość nadal zdarzało mi się patrzeć na niego, jak na jakąś wspaniałą zjawę. Może gdybyśmy spotykali się w dzień, przestałabym wymyślać te wszystkie farmazony?
Jedno było pewne. Zjawy nie były tak bardzo fizyczne, nie były tak ciepłe i nie pachniały tak cudownie. A ich wargi nie były tak miękkie i wilgotne. Zjawy nie całowały mnie pod moim domem na dobranoc. Tomowi było bardzo daleko do zjawy. A jego ustom jeszcze dalej.
Nie spodziewałam się tak czułego pożegnania. Prawdopodobnie jeszcze nie oswoiłam się, z tym że pocałunki stały się nieodłączną częścią naszej znajomości. I to JA je zapoczątkowałam, a jemu wyraźnie się to spodobało. Mnie z każdym kolejnym razem podobało się coraz bardziej.