wtorek, 11 lipca 2017

Kartka nr 7. "Widzę cię"


Zjawiłeś się w moim życiu nagle. Spadłeś mi niemal z nieba jak najjaśniejsza gwiazda.
I chyba to było dla Ciebie za mało. Zaskakiwałeś mnie w ten sposób tak wiele razy. Ciągle było Ci mało. A ja nigdy do tego nie przywykłam, za każdym kolejnym razem reagowałam tak samo. Palpitacjami serca. Aż dziwi mnie, że do tej pory jest ono w ogóle jeszcze całe…

– Co ty tutaj robisz? – Z moich ust wydobyło się ledwo dosłyszalne pytanie. Nie wiedziałam, czy był sens je w ogóle zadawać. Ile razy jeszcze miało paść z moich ust w jego kierunku?
– Przyjechałem – odparł, jakby to była najprostsza i jednocześnie najnormalniejsza rzecz na świecie. Miałam chęć odpowiedzieć tylko: AHA. Zamiast tego milczałam, wpatrując się jedynie w niego całkowicie zdezorientowana. Ogarniało mnie wrażenie, że w ciągu ostatnich dni po prostu śniłam na jawie. Ewentualnie może miałam jakiegoś niezdiagnozowanego guza mózgu albo inne dziadostwo, które wywoływało te wszystkie halucynacje. – Myślałem, że chcemy się jeszcze zobaczyć – dodał po chwili ciszy między nami.
Naprawdę nie wiedziałam, co mam mu odpowiedzieć. Czułam, że stoję na jakimś pieprzonym rozdrożu. I że to był najwyższy czas, aby wybrać jeden ze szlaków. Chyba nie byłam na to w pełni gotowa. A może tak mi się tylko wydawało?
– Wysyłasz mi naprawdę sprzeczne sygnały.
JA? Ja wysyłam mu sprzeczne sygnały? Moglibyśmy zacząć od tego, że ja mu nic nie wysyłam!?
Poczułam, jak na nowo rośnie we mnie złość. Miałam dość tych wszystkich ludzi, którzy najpierw mieszali w mi w głowie, a potem twierdzili, że to ja jestem temu winna! Mało mnie obchodziło już, kim on był. Chciał być traktowany, jak zwykły koleś, więc zamierzałam mu to zafundować.
– Nie wiem, za kogo ty się w ogóle masz, żeby zjawiać się, kiedy ci pasuje i mieszać mi w życiu! – Naskoczyłam na niego dość agresywnie, aż się cofnął zaskoczony. Oczywiście! Przecież nie spodziewał się, że ośmieliłabym się być na niego zła. Wielki gwiazdor! – Jeszcze pieprzysz, że to JA wysyłam ci sprzeczne sygnały!? Czy ty w ogóle słyszysz, jak to śmiesznie brzmi!?
– Okej, może jeszcze raz…
– Nie! – przerwałam mu gwałtownie i ledwo powstrzymałam się, żeby nie pchnąć go do tyłu. – Mam dosyć twojego pojawiania się znikąd, rozumiesz? Mam dosyć tego, że mieszasz mi w głowie! Dlaczego nadal to robisz?! Bawi cię to? Naprawdę brakuje ci już atrakcji w tym twoim sławnym, bogatym świecie?!
– Zwolnij! – Uniósł się, co mnie znacznie zbiło z tropu. Chyba nie spodziewałam się tego. Na pewno się nie spodziewałam. W każdym razie poskutkowało, bo zamknęłam się od razu. Patrzył na mnie zdenerwowany, a jego oczy aż kipiały. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z mojego idiotycznego zachowania. Tom był kolejną przypadkową ofiarą mojego podłego nastroju. A co gorsza, to on miał rację. Przecież jeszcze niedawno sama go pocałowałam. Sama mu powiedziałam, że też chcę więcej. Więc, dlaczego do cholery teraz na niego krzyczałam?! – Wystarczyło powiedzieć, że nie chcesz więcej mnie widzieć. Wybacz, że nie zrozumiałem tego, gdy oznajmiłaś mi, że nie zamierzasz tego kończyć – rzekł rozzłoszczony, przy czym także mocno rozczarowany. Z łatwością dostrzegłam to w jego oczach. Nie wiedziałam, dlaczego, ale to były jedne z niewielu oczu, w które nie bałam się już patrzeć.
– Przepraszam, nie to chciałam powiedzieć. Jestem zbyt zdezorientowana… – zaczęłam się tłumaczyć, widząc, że mężczyzna jest bliski odejścia. Nie chciałam mu na to pozwolić. Do cholery, przyjechał pod mój dom! Sam z siebie! Jak mogłabym to wszystko tak spieprzyć!?
– I uważasz nadal, że ja nie jestem? – Wbił we mnie swoje ciemne spojrzenie. Mogłabym się przerazić, gdybym go nie znała. Nie znałam go. – Do diabła, dziewczyno. Jak możesz uważać, że dla mnie nie jest dezorientujące, że rzucam wszystko, by zjawić się pod twoim domem tylko po to, żeby się z tobą zobaczyć? I nawet sobie samemu nie jestem w stanie tego wyjaśnić.
Tylko po to, żeby się ze mną zobaczyć. Przyjechał tu dla mnie.
Oddychałam znacznie szybciej, niż powinnam. Moje serce drżało w piersi, pragnąc jedynie się z niej wyrwać wprost w jego ramiona. Świat po prostu oszalał, a ja razem z nim. W końcu to do mnie dotarło. I wiedziałam już, którą drogę wybiorę. Bez względu na wszystko. I żadne możliwe konsekwencje nie wydawały się już przeszkodą.
– Więc widzisz mnie – rzekłam cicho, wciąż skruszona za swoje wcześniejsze zachowanie. Dzięki temu i on w końcu złagodniał. Jego oczy znowu pojaśniały, gdy westchnął z rezygnacją. Zrobił krok w moją stronę, zmniejszając między nami odległość, a ja wstrzymałam na ten moment oddech. Jego zapach od razu mnie uwiódł.
– Widzę cię – powtórzył, spoglądając mi w oczy. I zabrzmiało to tak głęboko, że miałam wrażenie, jakby tym krótkim zdaniem trafił wprost do mojej duszy. Chciałam, żeby mnie widział. Mnie. Prawdziwą mnie. Nikogo innego. Chciałam móc być sobą i chciałam, żeby właśnie taką mnie on chciał widzieć. – I chciałbym, żebyś i ty w końcu zobaczyła też mnie.

Nie wiesz, jak trudno było nauczyć się patrzeć na Ciebie w inny sposób niż dotychczas. Inaczej niż zanim naprawdę Cię poznałam. Latami kreowałam sobie Twój obraz. I nagle stanąłeś przede mną we własnej osobie. Nagle otworzyłeś się na mnie.
Nie byłam rozczarowana. Moja wizja Ciebie nie odbiegała mocno od rzeczywistości, ale jednocześnie prawdziwy Ty, byłeś stokrotnie lepszy. Bo byłeś realny. I myślę, że ten fakt zaważał nad wszystkim. Mógłbyś okazać się nawet ostatnim dupkiem na tej planecie, a i tak Twoja realność byłaby istotniejsza od tego.
Nie mogłeś jednak dziwić mi się, że przychodziło mi z trudnością, by widzieć Twoją prawdziwą twarz. Bałam się tego. Nie dlatego, że mogłam się tym rozczarować, ale dlatego, że mogłam Cię pokochać. I tym razem nie zakochałabym się w swoim idolu. Tylko w Tobie. Prawdziwym Tobie.

– Ivette? Co ty tam robisz?
Odwróciłam się wystraszona w kierunku swojego domu. Na schodach, na szczęście, stała tylko Agness spoglądając zdziwiona w moim kierunku.
Czy zauważyła Toma? Jak mogłaby go nie zauważyć! Stał przecież tuż za mną! I był zdecydowanie za wielki, by go nie widzieć. Dlaczego tak mnie, to przerażało? Że ktoś go zobaczył… Zobaczył, że istnieje naprawdę. Że sobie wcale go nie zmyśliłam.
Nie wiedziałam, co mam jej odpowiedzieć. Nie wiedziałam, co mam w ogóle zrobić w tej dziwnej sytuacji. Przedstawić ich sobie? Uciec z powrotem do domu i zostawić Toma na ulicy? Ogarnęła mnie panika, mimo że zarówno Agness, jak i już Tom, nie byli mi wcale obcy.
Zrobiłam niepewnie krok do przodu, z myślą, że może powinnam podejść do Agness i po cichu wyjaśnić jej wszystko. Ale wtedy poczułam, jak Tom łapie mnie za rękę. Gorąca fala zalała moje wnętrze wraz z jego dotykiem. Spojrzałam na niego, napotykając od razu jego ciepłe, brązowe oczy.
– Nie odchodź teraz – poprosił, a jego głos brzmiał, jakby naprawdę mu na tym zależało. Ścisnęło mnie to za serce. Miał rację. Nie powinnam znowu go zostawiać bez żadnej odpowiedzi. Dopiero co krzyczałam na niego, że robił mi mętlik w głowie, a tymczasem czyniłam mu to samo. I nawet tego nie zauważałam.
Prosił, żebym nie odchodziła. A ja zrozumiałam, że nie chciałam wcale odchodzić. Jednocześnie nie mogłam również zostawić Agness, która mogłaby się zaniepokoić. Aczkolwiek byłam niemal pewna, że wiedziała, z kim stałam. Pewnie dlatego nie musiałam nawet nic mówić. Wystarczyło, że spojrzałam w jej kierunku. Dzieliła nas naprawdę spora odległość, ale dziewczyna wydawała się wyczytać ze mnie dosłownie wszystko. Kiwnęła do mnie głową, na znak, że rozumie, choć nie pisnęłam nawet słowa. Miałam ochotę podbiec do niej, żeby chociaż ją przytulić, ale i tak blondynka zniknęła zaraz za drzwiami mojego domu.
Odwróciłam się z powrotem do Toma. Było we mnie tyle emocji i uczuć. Nadal potrzebowałam czyjejś bliskości. Pragnęłam go po prostu przytulić. Tym bardziej że stał przede mną. Żywy. Prawdziwy. I patrzył na mnie w tak wyjątkowy sposób. Sprawiał, że czułam się ważna.
Wspięłam się lekko na palcach i objęłam go rękoma za szyję, przylegając do niego swoim ciałem. Nie wiem, czy się tego w ogóle spodziewał, ale bez problemu zrozumiał, o co mi chodziło. Bo już po chwili czułam jego ciepłe ramiona oplatające mnie w talii. Przywarłam do niego mocno, chowając swoją twarz w zagłębieniu jego szyi i nigdy jeszcze tak mocno nie zapomniałam, kim kiedyś dla mnie był, jak w tamtym momencie.

Miałeś taką cudowną moc zatrzymywania czasu. Pewnie nie byłeś tego nawet świadomy. Czasem wystarczyła chwila Twojej bliskości, aby wszystko stanęło w miejscu. Nie trwało to długo, ale wystarczająco, żeby nagle poczuć się dobrze.

– Więc masz na imię Ivette – rzekł, gdy po emocjonujących początkach naszego spotkania, zdecydowaliśmy się przejść. To był dobry sposób na ochłonięcie. – Do tej pory tego nie wiedziałem. I gdyby nie twoja przyjaciółka, chyba nadal bym nie wiedział.
– Nie zapytałeś mnie nigdy, jak mam na imię – Zmarszczyłam brwi, jednocześnie sama sobie uświadamiając ten fakt. Jak do się w ogóle stało? Przechodziliśmy razem przez płot (okej, tylko on przechodził. Ja wybrałam furtkę), krzyczeliśmy na siebie na środku chodnika, całowaliśmy się, przytulaliśmy… Stworzyliśmy już tyle dziwnych i zarazem wspaniałych wspomnień, a on nawet nie znał mojego imienia?
– Chyba za bardzo przywykłem do tego, że dziewczyny same mi się przedstawiają. Nawet gdy wcale nie chcę ich poznawać – stwierdził zakłopotany. Zaśmiałam się cicho, wyobrażając sobie te setki damskich imion, którymi był zapewne bombardowany.
– Ah, ta sława – zażartowałam. Niebywałe, jak szybko przestałam patrzeć na niego, jak na jakiegoś boga. Po prostu pogodziłam się z faktem, że ten Tom jest moim Tomem, a nie tym ze sceny. Dzięki temu pozbyłam się tego dziwnego dyskomfortu i głupich wątpliwości. Zaskoczyło mnie, że tak łatwo i przyjemnie mi się z nim rozmawiało.
– Na ciebie ona średnio działa – mruknął, a ja uniosłam na niego swoje pytające spojrzenie. Byłam bardzo ciekawa, co miał przez to na myśli. – Nadal nie pogodziłem się z tym, że nie chciałaś nawet mieć ze mną zdjęcia – wyjaśnił, a ja parsknęłam śmiechem. – Dziewczyny zabijają się o selfie ze mną, a ty się śmiejesz! – oburzył się. Był naprawdę uroczy.
Odwróciłam się do niego przodem i zaczęłam iść tyłem, wcześniej sprawdzając, czy nie ma na drodze jakichś niebezpiecznych przeszkód. Warto było podjąć takie ryzyko dla tej pięknej twarzy, która uśmiechała się do mnie. I dla tych ciepłych, promiennych tęczówek, które patrzyły na mnie spod długich rzęs. Facetom powinno zostać zabronione posiadanie tak długich rzęs. W ogóle powinno karać się tych, którzy są tak przystojni. Narażają tym na śmierć z zachwytu biedne, bezbronne, niewinne dziewczyny.
– One się o to zabijają. Więc ja tu jestem teraz z tobą, a nie one – stwierdziłam całkiem pewna swego. Wiedziałam, że gdybym ekscytowała się zbyt mocno, piszczała na jego widok, czy błagała o zdjęcie lub robiła wiele innych typowych rzeczy, do których zdolne są fanki- nie byłoby mnie w tym miejscu. Nie poznałabym go nigdy. On nie chciałby na mnie spojrzeć. Dlaczego miałby wówczas zwrócić na mnie uwagę? Bo byłabym taka sama jak reszta..? – I co ty na to? – Posłałam mu swój zadziorny uśmiech i już zamierzałam się odwrócić, by zacząć normalnie iść, ale chłopak mnie uprzedził.
Niespodziewanie złapał mnie za biodra, przyciągając do siebie. Zadrżałam pod wpływem jego nagłego dotyku. Jego bliskość bardzo szybko mnie onieśmieliła. Staliśmy tak blisko siebie, że nie mogłam swobodnie oddychać, by nie otrzeć się swoim biustem o jego klatkę. Moje serce znowu miało swój historyczny moment osiągania kolejnego rekordu w prędkości uderzeń na sekundę. Patrzyłam w jego oczy, nie wiedząc, co mnie czeka. Co czeka nas.
– I co ty na to? – Odpłacił mi dokładnie takim samym uśmiechem, jakim obdarzyłam go parę sekund wcześniej.
Co ja na to? Trzymaj mnie tak już zawsze.
Odpowiedziałam mu tylko w myślach, bo nim zebrałam się w sobie, żeby w ogóle wydobyć głos, on już zamknął mi usta pocałunkiem. Widzisz Ivette? Tak się kończy, gdy za długo się zastanawiasz. Powinnaś zastanawiać się tak już zawsze. Aha, najlepiej nigdy mu nic już nie odpowiadaj. Po prostu niech cię całuje.
Jego dłonie wciąż spoczywały na moich biodrach, gdy przyciskał mnie do siebie jeszcze mocniej. Jak zdawało mi się, że już nie możemy być bliżej siebie, on rozwiewał te myśli, jakby chciał powiedzieć: a właśnie, że możemy. No i mogliśmy.
Objęłam go za kark, odwzajemniając od razu pocałunek. Pozwoliłam mu zachować kontrolę, podobało mi się, to jak nas prowadził. Wiedział, co robić i właśnie dlatego coś tak zwyczajnego stawało się nieziemskim przeżyciem. Nie miałam dużego doświadczenia w tej kwestii, więc śmiało mogłam stwierdzić, że jak do tej pory, Tom całował najlepiej. I smakował. Tak dobrze, że nie chciałam już widzieć na jego miejscu nikogo innego. To było czystym szaleństwem. I nie chodziło jedynie o nasze pocałunki, ale o całą naszą znajomość, która znacznie odbiegała od norm.
Tworzyliśmy wspólnie nową rzeczywistość.
– Nie masz wrażenia, że to, co robimy, jest nieodpowiednie? – wydyszał w moje usta zaraz, gdy tylko się od nich oderwał. W jego oczach mogłam dostrzec wiele różnych emocji. Było ich za dużo, aby jednoznacznie stwierdzić, co czuł w tamtym momencie.
– Mam – potwierdziłam cicho. Dlaczego o to zapytał? Czyżby nagle zwątpił? Może zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo jest to wszystko niedorzeczne i chciał zrezygnować?
Patrzyłam na niego oszołomiona jeszcze po tym cudownym pocałunku i jednocześnie z obawą, bo jego słowa rodziły między nami nową niepewność. A ja nie zniosłabym jeszcze więcej niepewności.
– I nadal nie chcesz odejść?
Uśmiechnęłam się delikatnie, a moje serce mocniej zabiło.
– Nie chcę.
– Och, sprowadzasz mnie na złą drogę zwykła dziewczyno – Pokręcił głową, jakby sam do końca nie dowierzał naszej sytuacji. Widocznie nie tylko ja miałam problemy z wiarą w otaczającą nas rzeczywistość. Było w tym coś niezwykłego, że dla niego również znaczyło to więcej, niż można by początkowo przypuszczać.
– To ty zacząłeś – skwitowałam, dźgając go palcem w klatkę i odsunęłam się od niego, by móc złapać oddech. Gdy staliśmy tak blisko siebie, trudno było myśleć o tak najprostszych czynnościach życiowych, jeśli przed oczami miało się takie kuszące usta.
– Ja? Przecież już ci tłumaczyłem ,od czego to się zaczęło i że to ty pojawiłaś się na tym Q&A.
– Hej, zapłaciłam za to grubą kasę – Wytknęłam mu wciąż w formie żartu. – Miałam prawo tam być. Nie moja wina, że popadłeś w jakąś obsesję – oznajmiłam całkiem pruderyjnie. – A skoro już mowa o złych drogach… To ty oczekiwałeś, że będę skakała przez płot.
– Nie umiesz się bawić – rzekł nawiązując do naszej nieszczęsnej ucieczki spod klubu. Prychnęłam tylko, bo może i miał trochę racji, ale przecież nie mogłam przyznać mu tego otwarcie. – Nie jest ci zimno? – Zmienił temat, znajdując się zaraz obok mnie. Spojrzałam na niego spod przymrużonych powiek.
– A chcesz mi oddać kolejną swoją bluzę?
– Jasne. Niedługo uzbierasz taką kolekcję, że spokojnie będziesz mogła wystawić je na eBay‘u.
– Nie ma takiej kwoty, za którą bym je sprzedała!
– To tylko kawałek materiału – podsumował, w ogóle nie zdając sobie sprawy, ile taki kawałek materiału dotknięty przez niego choćby raz, jest wart w świecie fanów. Zatrzymałam jednak tę uwagę już dla siebie. Tym bardziej, że chłopak już rozpinał zamek. Myślałam, że naprawdę ją dla mnie zdejmie, ale ku mojemu zaskoczeniu zrobił coś całkowicie innego. Chwycił mnie za rękę i jednym ruchem pociągnął w swoją stronę. W efekcie czego wylądowałam prosto w jego ramionach. A dokładniej przylegając do jego torsu. Umięśnionego torsu, który poczułam, aż za dobrze, gdy z zaskoczenia oparłam swoje dłonie na jego klatce. Przez jego cienką koszulkę czułam go niemal całego. Tak mnie to zaaprobowało, że nie zwróciłam nawet uwagi na to, jak zakrył również i mnie materiałem swojej bluzy, następnie zasuwając jej zamek na moich plecach. Tym sposobem zostałam wręcz uwięziona przy jego klatce. – Dość spory kawałek materiału – dodał z chytrym uśmiechem.
Czułam, jak paliły mnie policzki z wrażenia. Byłam z nim tak blisko, jak jeszcze nigdy. Potrzebowałam chwili, aby móc zacząć normalnie myśleć i zaakceptować aktualny stan rzeczy. Wówczas dopiero zabrałam swoje ręce z jego torsu, pozbywając się jednocześnie dystansu, jaki nas dzielił. I pozwoliłam sobie objąć go w pasie tak, jak należało to zrobić od samego początku.
– Teraz już wiem, dlaczego czasem nosisz za duże rozmiary ciuchów – szepnęłam, unosząc na niego swoje spojrzenie. Przy takich okolicznościach traciłam swoją pewność siebie. Stawałam się onieśmieloną małą dziewczynką w jego ramionach. I nie można było mi się dziwić. W końcu obejmował mnie facet wyrwany wprost z moich marzeń, a jakby tego było mało, był w ogóle pierwszym mężczyzną, z którym zaczynały łączyć mnie tak intymne relacje.
– Czuję, jak mocno bije ci teraz serce – powiedział nagle. Nie wiem, dlaczego było to dla mnie zawstydzające. Po prostu miałam wrażenie, że już niczego nie będę w stanie przed nim ukryć. Mógł czytać ze mnie jak z otwartej księgi. Mieć mnie całą, ot tak. Powinnam się raczej przerazić, a nie zawstydzić. Nigdy nie należałam do osób, które lubiły pokazywać innym swoje wnętrze. Nie chciałam, żeby ktoś wiedział o mnie zbyt wiele. To było głupie, ale bałam się, że zostanę oceniona. Nawet przez pryzmat swoich uczuć, do których miałam święte prawo, jakie by one nie były.
– To jedna z niewielu rzeczy, nad którą nie mogę mieć kontroli.
– Nie musisz mieć jej przy mnie wcale – rzekł, wpatrując się z powagą w moje oczy. – Jesteśmy w tym razem.

Co tak naprawdę znaczyło dla Ciebie, że byliśmy w tym razem? Nie jestem pewna, czy wiem to nawet dzisiaj.
Za to wtedy Twoje słowa niosły za sobą prawdziwą magię. Poddawałam się temu wbrew wszelkim obawom. I nie spodziewałam się, dokąd mnie to wszystko doprowadzi.

Ta noc mogłaby się nie kończyć. Dawno nie czułam się tak beztrosko i swobodnie. Miałam wrażenie, jakbym odgrywała jedną z głównych ról w romantycznym filmie. Sceneria była idealna. Noc, gwieździste niebo. Ja i Tom niemal zapatrzeni w siebie bez grama rozsądku. Przemierzaliśmy okolicę, rozmawiając o najprostszych rzeczach i zdawało się nie istnieć już nic, co mogłoby nas w jakikolwiek sposób ograniczać. Chyba po tym spotkaniu w końcu udało mi się w to uwierzyć.
Był środek nocy, gdy wróciliśmy pod mój dom. A dokładniej w okolicy godziny trzeciej. I z tego, co mogłam zauważyć, impreza mojego brata dobiegła końca. W każdym razie było bardzo cicho i nic nie wskazywało na to, by cokolwiek jeszcze się w naszym domu działo.
Tymczasem ja musiałam rozstać się z Tomem, co było beznadziejne. Wiedziałam, że przecież nie mogę go przy sobie zatrzymać na wieczność i że on musi wracać do swojego życia, ale niełatwo było się żegnać. Nadal gdzieś z tyłu głowy, jakiś irytujący głosik pytał: co jeśli już nie wróci? Co, jeśli widzisz go po raz ostatni? To było głupie, zważywszy na wydarzenia, które miały miejsce tej nocy. Powinnam być już pewna, że ten chłopak chciał zaistnieć w moim życiu na dłużej.
– Zobaczymy się jeszcze? – Spojrzałam na niego z niepewnością, którą starałam się jednocześnie przed nim ukryć.
– Sądziłem, że to już mamy ustalone – skwitował z uśmiechem. Dopiero po tym poczułam ulgę. Liczyłam jednak na więcej informacji. Bo tak naprawdę, nie umawialiśmy się na nic.
– W takim razie skontaktujemy się jakoś w tej sprawie? – Drążyłam temat, sama nie do końca wiedząc, od której strony go ugryźć. Było mi głupio prosić go o numer telefonu. Wydawało mi się to zbyt nachalne. Poza tym, czy ufał mi na tyle, żeby w ogóle podawać mi takie informacje? A czy stałby pod twoim domem, gdyby Ci nie ufał, kretynko?
– Nie bądź taka oficjalna – zaśmiał się, a ja dopiero zdałam sobie sprawę, jak moje pytanie musiało dziwnie brzmieć. Wszystko byłoby prostsze, gdybym sama sobie tego nie utrudniała! – Przyjadę, jak tylko będę miał wolny wieczór.
– To znaczy… Tak naprawdę nie powiesz mi, kiedy to będzie? – Zmarszczyłam brwi, wciąż przyglądając mu się bez przekonania.
– Czy to nie jest ekscytujące?
– Całkiem sporo tej ekscytacji wprowadzasz do mojego życia – mruknęłam, widząc, że całkiem go bawiła ta sytuacja. Tyle że to ja miałam siedzieć, jak na szpilkach z twarzą przy oknie, wyczekując jego pojawienia się. Nie wiadomo, kiedy i o jakiej porze… – Więc nie umówisz się ze mną na konkretny czas?
– Szczerze mówiąc, trudno mi w tym momencie takowy określić – przyznał, nieco poważniejąc. – Ale daj mi swój numer. Postaram się nie trzymać cię w niepewności, bo jeszcze zwątpisz i całkiem zrezygnujesz z naszej znajomości.
Nawet nie wiesz, ile razy byłam tego już bliska, przemknęło mi przez myśl. Niemniej, znowu poczułam ulgę. Nareszcie do tej znajomości zaczęło wkradać się trochę więcej realności.
Podałam mu swój numer telefonu i zanim zdążyłam zacząć zastanawiać się, czy w ogóle zamierzał z niego kiedykolwiek skorzystać, na moich oczach do mnie zadzwonił. Coś tak banalnego i głupiego sprawiło, że serce w piersi znowu mocniej zaczęło mi bić.
– Teraz jesteś w stanie trochę mi zaufać?
– Ufam ci – odparłam bez wahania. Gdybym mu nie zaufała, w ogóle by mnie z nim nie było. I nie chodziło tu nawet o numer telefonu, czy cokolwiek. Brakowało mi może pewności siebie i miałam mnóstwo wątpliwości, ale zaufanie było oddzielną kwestią. Dotyczyło całkowicie innej sfery.
– W takim razie, dobrej nocy Ivy – rzekł, nie spuszczając ze mnie natarczywego wzroku. A sposób, w jaki wypowiedział zdrobnienie mojego imienia, sprawił, że po moim ciele rozeszły się przyjemne dreszcze. Bałam się, co jeszcze ze mną mógł zrobić, jeśli już sam jego głos wywoływał takie reakcje.
– Dobranoc – powiedziałam cicho, lekko oniemiała. Mimo nieustannego wmawiania sobie, że to najprawdziwsza rzeczywistość nadal zdarzało mi się patrzeć na niego, jak na jakąś wspaniałą zjawę. Może gdybyśmy spotykali się w dzień, przestałabym wymyślać te wszystkie farmazony?
Jedno było pewne. Zjawy nie były tak bardzo fizyczne, nie były tak ciepłe i nie pachniały tak cudownie. A ich wargi nie były tak miękkie i wilgotne. Zjawy nie całowały mnie pod moim domem na dobranoc. Tomowi było bardzo daleko do zjawy. A jego ustom jeszcze dalej.
Nie spodziewałam się tak czułego pożegnania. Prawdopodobnie jeszcze nie oswoiłam się, z tym że pocałunki stały się nieodłączną częścią naszej znajomości. I to JA je zapoczątkowałam, a jemu wyraźnie się to spodobało. Mnie z każdym kolejnym razem podobało się coraz bardziej.




środa, 28 czerwca 2017

Kartka nr 6. "Nie chciałam, żeby zniknął"

            Jak można było łatwo się domyślić, kolejnego dnia ledwo kontaktowałam ze światem. Nie tylko z powodu, że nie mogłam spać z emocji, ale przede wszystkim, dlatego, że mój umysł był kompletnie zamroczony. Wciąż nie wierzyłam, w to co się działo z moim życiem. Nie do końca rozumiałam w ogóle, co tak naprawdę to wszystko znaczyło.
Tom chciał więcej. Ja też tego chciałam. Tylko, czym to tak naprawdę było? I jak to miało w ogóle wyglądać? Dopiero, gdy się rozstaliśmy przed moim domem, dotarło do mnie, że nawet nie ustaliliśmy żadnych szczegółów. Nie zapytałam, czy spotkamy się kolejny raz. On też tego nie zrobił. Po prostu rozeszliśmy się, jak gdyby nigdy nic.
Jak mogliśmy tak postąpić, gdy tego wieczoru padło tyle znaczących słów? Jak mogliśmy… Gdy tego wieczoru pocałowałam go? Nadal czułam motyle w brzuchu na to wspomnienie i nie wierzyłam, że odważyłam się zrobić coś takiego. Czy adrenalina może doprowadzać do tak szalonych czynów? Gdyby nie moje ówczesne przekonanie, że prawdopodobnie nigdy więcej się już nie zobaczymy, nigdy bym nie zrobiła czegoś takiego. Nie przewidziałam tylko, że to wcale nie będzie koniec. I wyglądało na to, że po moim niecnym czynie będę musiała nadal stawać z nim twarzą w twarz. Chyba, że to wszystko, co wczoraj zostało powiedziane, nic nie znaczyło. Ostatnim razem też tak myślałam. To chyba był najwyższy czas, by zacząć traktować nasze „przypadkowe” spotkania całkiem poważnie. Tylko, jak przestawić się z własnych wyobrażeń na rzeczywistość?
– Tutaj piszą, że ten twój Tom spotyka się z kimś – rzekła Agness, przeżuwając jednocześnie kawałek jabłka. Dopiero wówczas zorientowałam się, że stoję przed swoją otwartą szafką i gapię się w nią, jak sroka w gnat. Zamrugałam szybko powiekami i zatrzasnęłam drzwiczki, odwracając się w kierunku przyjaciółki. A. nie miała pojęcia o tym, co wydarzyło się zeszłego wieczoru i chyba nie chciałam jej o tym mówić. Przynajmniej na razie. – Podobno jest zajęty od roku! – zawołała zdumiona, wymachując mi przed nosem jakąś gazetą.
– A ty się tym tak ekscytujesz, ponieważ? – mruknęłam, nie bardzo rozumiejąc, co mają na celu te wiadomości, które nie były dla mnie niczym nowym. Siedzę w jego świecie zbyt długo, by nie wiedzieć takich istotnych rzeczy.
O MÓJ BOŻE, CAŁOWAŁAŚ SIĘ Z ZAJĘTYM KOLESIEM! TY PODŁA…
Wytrzeszczyłam oczy, uświadamiając sobie, co uczyniłam. Przecież nie byłam osobą, która zabierała się za cudzych facetów. W ogóle nie brałam tego pod uwagę. Jakbym kompletnie zapomniała, że ten człowiek ma już swoje życie. A w tym życiu istnieją już pewne znaczące osoby.
– Ponieważ facet, który ma laskę nie powinien szlajać się nocami ze swoimi fankami, tylko pędzić do swojej ukochanej na skrzydłach miłości – wyrecytowała z powagą. Spojrzałam na nią jedynie z politowaniem i darowałam sobie komentarz. Gdyby tylko wiedziała, co ten facet jeszcze wyprawiał… Albo raczej co ja z nim wyprawiałam. Sprowadziłam go na drogę zdrady! JA?! To było tak bardzo niedorzeczne, że nie mieściło mi się w głowie. Co my sobie w ogóle myśleliśmy?! Obydwoje! Co my mamy w głowach… I naprawdę uwierzyłam mu, że może chcieć czegoś więcej? Ivette, ty ostatnia kretynko! Obudź się!
– Jesteś dzisiaj totalnie nieprzytomna – Agness szturchnęła mnie w ramię, gdy kolejny raz odcięłam się od rzeczywistości wpatrując beznamiętnie w bliżej nieokreślony punkt.
Miała rację, cóż mogłam jej powiedzieć. W owej sytuacji już w ogóle nie chciałam jej zdradzać, co się wydarzyło między mną i Tomem. Sama powinnam była o tym jak najszybciej zapomnieć.
GDZIE JEST TEN CHOLERNY PRZYCISK DELETE W MÓZGU!?
– Hej, Iv.
Obydwie jednocześnie uniosłyśmy swoje spojrzenia na chłopaka, który zjawił się niespodziewanie. Wysoki brunet o niebieskich oczach, opierał się nonszalancko o moją szafkę i wlepiał we mnie swoje ślepia z uroczym uśmieszkiem przylepionym do twarzy. Rozejrzałam się dyskretnie, czy nie stała przypadkiem obok mnie, jakaś INNA Iv.
– Hej? – Mój wyraz twarzy musiał być naprawdę dziwny. Zmarszczyłam brwi, przyglądając mu się niepewnie. Nie znałam go, więc zastanawiało mnie, skąd do cholery, on znał mnie?
– Możesz przekazać bratu, że na pewno dzisiaj wpadnę na imprezę – oznajmił, a ja miałam wrażenie, że ten jego uśmiech, to defekt wrodzony.
– Jaką imprezę? – wypaliłam, nie mając pojęcia o czym ten koleś do mnie mówił. Niemniej, czułam już w kościach, że mój brat nie próżnował ostatnimi czasy i znowu wpadł na jakiś genialny pomysł, za który uduszę go gołymi rękami.
– Nic nie wiesz? Philip robi domówkę, dzisiaj wieczorem. Myślałem… A właściwie, liczyłem na to, że też tam będziesz – rzekł brunet, zdejmując w końcu ten cholerny uśmiech ze swojej perfekcyjnej twarzy. Agness szturchnęła mnie niepostrzeżenie, bo chyba się zawiesiłam na dobre kilka sekund, wgapiając się w kolesia, jak w kosmitę.
– Świetnie – skwitowałam z ironicznym uśmiechem. – Sam mu to możesz powiedzieć – rzuciłam dość nieprzyjemnie i zamierzałam odejść,  lecz chłopak zastawił mi drogę swoim postawnym ciałem. Czy ci wszyscy faceci muszą tyle pakować na siłowni!?
– Widzimy się wieczorem, mała – Perfidnie oblizał swoje usta, patrząc przy tym na mnie, jakbym była kawałkiem smakowitego tortu czekoladowego z bitą śmietaną i pieprzoną kolorową posypką… I odszedł. A ja stałam, jak wryta w ziemię i nie mogłam wyjść z szoku. Gdyby nie Agness pewnie spędziłabym tak resztę dnia. Co się działo z tym światem? Najpierw Tom, teraz ten… Czy ja musiałam przyciągać do siebie wszystkich tych dziwnych ludzi!? Tak, Tom też był dziwny! O ile nie nieźle popieprzony. Jego zachowanie wobec mnie o tym świadczyło.
– Ja też chcę być na tej imprezie! – Podniesiony głos Agness przywrócił mnie na ziemię. Obdarzyłam ją swoim nadal zdezorientowanym spojrzeniem. – Zapomnij o Tomie! Ten koleś ewidentnie ma na ciebie ochotę! W dodatku, widziałaś, jak on wygląda!?
– O czym ty mówisz? – sapnęłam, w ogóle nie ogarniając jej nowego podejścia do mojego życia. – Pierwszy raz widzę go na oczy.
– Bo za rzadko się rozglądasz. To przecież Nathaniel Faber, chodzi z twoim bratem do jednej klasy. I ewidentnie wpadłaś mu w oko. Mnie nawet nie zauważył!
– Chętnie ci go odstąpię, jeśli chcesz – mruknęłam, nie podzielając wcale jej entuzjazmu. Byłam zmieszana całą tą sytuacją. W dodatku, nie miałam pojęcia, że Philip postanowił zorganizować w naszym domu imprezę! Czy w ogóle uzgodnił to z matką? Bo ze mną na pewno nie. Może nie zauważył, że wszyscy tam mieszkamy. Nienawidziłam dowiadywać się o takich rzeczach, jako ostatnia. I to jeszcze od jego dziwnych kumpli!
– Iv, mogłabyś w końcu dać sobie szansę. Przecież to całkiem miły chłopak.
– Który zachowuje się, jakby był panem świata – dodałam. Nathaniel Faber nie wywarł na mnie najlepszego wrażenia. Owszem, był cholernie przystojny i zapewne mógłby mieć z tego powodu każdą laskę w szkole. Powinnam się cieszyć, że w ogóle na mnie spojrzał, ale… Kompletnie mnie to nie rajcowało w żaden sposób. Wydawał się być zbyt pewny siebie i nie wyglądał na chłopaka, który chciałby zawrzeć jakąś bliższą relację na dłużej. Być może, były to tylko pozory, a ja nie powinnam wyciągać tak pochopnych wniosków. Byłam po prostu przeczulona.
– Taki wiek. Poza tym, trochę wygląda, jakby nim był – A. wyszczerzyła się do mnie wymownie. Wywróciłam tylko oczami. Akurat zadzwonił dzwonek na lekcje i w sumie cieszyłam się, że przy okazji temat facetów zostanie zakończony. Naprawdę nie chciałam już myśleć o żadnym z nich. Choć to było nieuniknione i bez rozmów z Agness. Mogłam jedynie upchnąć to gdzieś na tył swojej głowy, żeby skupić się na zajęciach.

Czy naprawdę byłam tylko naiwną dziewczynką? Przecież uwierzyłam Ci. Uwierzyłam, choć wiedziałam, że to niedorzeczne i niemożliwe. Uwierzyłam, choć obydwoje mieliśmy własne życie i chyba w żadnym nie było wolnego miejsca, dla któregoś z nas.
Dlaczego postanowiłeś namieszać w moim życiu? Dlaczego w ogóle dawałeś nadzieję?
Przecież miałeś już wszystko. Sławę, pieniądze, rodzinę. Miałeś nawet cholerną dziewczynę. Więc, po co w tym wszystkim jeszcze ja..?
Uwierzyłam Ci, bo chciałam wierzyć, że nie pojawiłeś się tylko po to, aby pozostawić ranę na mojej duszy. Że nie pojawiłeś się tylko po to, by rozczarować mnie, psując całą wizję, jaką sobie o Tobie stworzyłam.
Chciałam Ci wierzyć, że naprawdę szukasz czegoś nowego. Że naprawdę chcesz być kimś innym. Że naprawdę chcesz być nim ze mną…

– Ivette, to tylko mała domówka! Rozmawiałem z mamą, nie ma nic przeciwko. Powiedziała nawet, że nie wróci dzisiaj na noc – oznajmił Philip, gdy zażądałam od niego wyjaśnień w sprawie wieczornej imprezy. Nie wierzyłam, że matka się na to zgodziła. I jeszcze postanowiła nie wracać do domu, świetnie.
Nie miałam nic przeciwko imprezowaniu, ale niekoniecznie chciałam, by odbywało się to w moim domu. Tak, wolałam zaszyć się w swoim pokoju i nie brać w tym udziału. To jednak nie było do końca możliwe, gdy piętro niżej odbywała się impreza. Ale co ja mogłam? Philip podjął decyzję, nie pytając mnie o zdanie. Pewnie przewidział, że stawiałabym opór. Nie rozumiałam tylko, dlaczego tak mu na tym zależało. Przecież mogli iść do jakiegoś klubu. Po co robić bałagan w domu?
– Nie złość się, tylko po prostu do nas dołącz. Rozerwiesz się trochę.
– Mam inne sposoby na rozrywanie się, Philip – mruknęłam wciąż niezadowolona.
– Oglądanie seriali i czytanie, to żadna rozrywka.
– Jak dla kogo!
– Okej. Nie zmuszę cię, ale będzie głupio, jeśli zamierzasz siedzieć sama na górze – stwierdził, poddając się. Miał rację, byłoby głupio. Ale co mnie to w sumie obchodziło? Nie miałam ochoty brać udziału w takich rzeczach. Może, gdyby mnie ktoś wcześniej uprzedził, sytuacja wyglądałaby nieco lepiej.
Zrezygnowana, udałam się do swojego pokoju po drodze pisząc wiadomość do Agness.



Dobrze, że mogłam liczyć na swoją przyjaciółkę. Skrzywiłam się do telefonu i schowałam go do kieszeni, nie odpowiadając już nic. Wszyscy zmówili się przeciwko mnie. Nie miałam za dużego wyboru. Co prawda, mogłabym gdzieś zwiać… Na przykład na swój most i może znowu spotkałabym Toma…? Tego Toma, o którym miałaś zapomnieć, idiotko!
– Cholera jasna – zaklęłam wściekła już nie tylko na siebie, ale i na cały świat.
Zamknęłam się w swoim pokoju i zaczęłam szukać, jakiegoś stosownego ubrania na ten wieczór. Może dzięki tej głupiej imprezie przestanę wracać myślami do Toma. I może ten cholerny Nathaniel pozwoli mi o nim zapomnieć? To było podłe. Ale chwytałam się już wszystkiego, byle tylko wyjść na prostą.
Zawsze starałam się postępować słusznie, ale ostatnio zdecydowanie sprawy się pokomplikowały, a ja nie wiedziałam już, którą drogą mam podążać. Każda wydawała się pokręcona i niebezpieczna. Nie było przede mną już żadnej prostej ścieżki. Brzmi to, jakby dotychczas żyło mi się lżej… Może i nie żyło, ale chociaż nie miałam tak popapranych myśli.
Ogarnęłam się dość szybko, nie przywiązując do tego, jakiejś większej wagi. Nie miałam dla kogo się stroić. Wcisnęłam się w swoje ulubione legginsy i zwykłą koszulkę z motywem aliena. Do tego związałam swoje niesforne włosy w wysokiego kucyka i tyle. Pozostało mi tylko czekać na moją przyjaciółkę.
Zdradziecką przyjaciółkę! Może chciała się na mnie odegrać za to, że wystawiłam ją z tym kinem. Nie zdziwiłoby mnie to. Chociaż, znając Agness, po prostu kręciła ją ta impreza, koledzy Philipa i cała reszta tej otoczki. Pod tym względem również bardzo się różniłyśmy. Ona była zdecydowanie bardziej kontaktowa i przyjaźniejsza dla świata, niż ja.
Zeszłam niepewnie na dół, słysząc dochodzący stamtąd gwar. Było jeszcze dość wcześnie, jak na rozpoczęcie zabawy, ale widocznie nikomu to nie przeszkadzało. Zdziwiłam się widząc w salonie dość sporo osób, jak na „małą domówkę”. Spodziewałam się, że Philip zaprosił tylko najbliższych kumpli, a nie połowę naszej szkoły. Większość ludzi była znana mi tylko z widzenia. O ile wcześniej pomysł imprezy w naszym domu mi się nie podobał, w tamtym momencie moje negatywne podejście się tylko nasiliło. Czułam, że będą z tego jakieś kłopoty. Bo zawsze się to tak kończyło, gdy dom był pełen nastolatków bez nadzoru. Naprawdę miałam ochotę zwiać do swojego pokoju i udawać, że wcale mnie nie ma.
– O, Ivette! Jesteś jednak – Philip wyraźnie ucieszył się na mój widok, a jego entuzjazm skierował na mnie spojrzenia dosłownie wszystkich. Stałam, jak sierota na tych schodach, gdy tak wszyscy się gapili. I czego niby oczekiwali?!
Musiałam znacząco odchrząknąć, by odwrócili swoje ciekawskie spojrzenia. Dopiero wtedy zdecydowałam się stanąć w salonie, obok swojego brata.
– To ma być ta twoja „mała domówka”? – Skrzyżowałam ręce na piersi, wpatrując się w niego z rozczarowaniem. Kompletnie zignorowałam fakt, że wcale nie stał sam. Pan Nathaniel Faber szczerzył się już do mnie od pierwszej sekundy, gdy tylko się pokazałam. Ja oczywiście usilnie udawałam, że tego wcale nie widzę.
– No wiesz, jak jest… Zaprosiłem kilku kumpli, a każdy z nich wziął kogoś ze sobą – mruknął bezradnie, czym wcale mnie nie przekonywał.
– Daj spokój, Iv! Będziemy się świetnie bawić – Nie zdążyłam nawet zarejestrować, w którym momencie Nathaniel F. znalazł się przy mnie obejmując swoim ogromnym i ciężkim ramieniem. Wytrzeszczyłam oczy zszokowana jego pewnością siebie. Przesadną wręcz. Dlaczego ten typ w ogóle mnie dotykał!?
Jak na zbawienie z przedpokoju wyłoniła się właśnie Agness, wyraźnie równie zaskoczona, co ja ilością ludzi w moim domu. Bez zastanowienie strąciłam łapsko Nate’a ze swojego ramienia i ruszyłam w kierunku przyjaciółki.
– Błagam cię Ness, uciekajmy stąd póki czas! – wypaliłam od razu. Blondynka wydawała się być całkiem rozbawiona. Szkoda, że mi wcale nie było do śmiechu!
– Iv, skąd ta panika?
– Widzisz tych wszystkich ludzi? To się skończy katastrofą, jak wszyscy się spiją. A ja nie zamierzam na to patrzeć, ani tym bardziej się później tłumaczyć z tego matce albo co gorsza policji…
– Oddychaj! – przerwała mi, chwytając mnie za ramiona. Muszę przyznać, że trochę się zagalopowałam i znowu zaczęłam paplać, jak najęta. – To tylko zwykła impreza. Nic się nie wydarzy. A jeśli miałoby, to chyba dobrze, że jest tu ktoś choć trochę rozsądny? – zasugerowała, patrząc na mnie wymownie. Skrzywiłam się. Wcale nie chciałam być nikim rozsądnym. To prawda, że miałam taką łatkę. Bo przecież właśnie się tak zachowywałam. Cały cholerny czas. Więc jak mogłam się dziwić, że mają mnie za taką osobę? Panikowałam nawet z powodu durnej imprezy!
– Okej – rzuciłam nagle, na co Agness spojrzała na mnie spod uniesionych brwi. Znała mnie na tyle dobrze, aby wiedzieć, że to nie był wcale koniec mojej wypowiedzi. – Więc to ty będziesz tą rozsądną, tym razem – poinformowałam ją i nie oczekując zgodny, ani tym bardziej innej reakcji, odwróciłam się na pięcie, żeby poszukać jakiegoś alkoholu. Pieprzę to wszystko, myślałam intensywnie omijając tych wszystkich ludzi ze szkoły, którzy wciąż się dziwnie na mnie gapili. Miałam ochotę krzyknąć: tak, to kurwa, ja! Ta gorsza wersja Philipa! Może wtedy daliby sobie spokój.
W kuchni na stole stała skrzynka piwa. Nienawidziłam piwa. Tak samo, jak tych cholernych imprez. Dlatego sięgnęłam po jedną butelkę. Byłam tak wściekła, że miałam już wszystko w nosie. Niech się dzieje, co chce! Wiedziałam, że na trzeźwo tego nie przetrwam. Mimo że zawsze wychodziłam z założenia, że potrafię się bawić bez alkoholu. I to była prawda. Potrafiłam się dobrze bawić bez picia, ale… Nie na imprezach. Niemniej, nie twierdzę wcale, że umiałam bawić się na nich po wypiciu czegoś mocniejszego. Bo do cholery jasnej, nie można bawić się dobrze na czymś, czego się nie lubi. Po prostu się nie lubi. Czy to musi wszystkich wiecznie dziwić!? Czy każdy musi lubić i robić wszystko, co cała reszta ludzi na świecie!? Wolałam spędzać czas w mniejszym gronie i wówczas też było super. Dobra zabawa zależy od odpowiedniego towarzystwa i tyle w tym temacie.
Wściekłam się jeszcze bardziej, gdy nie mogłam poradzić sobie z otworzeniem tego przeklętego piwa. Przez chwilę miałam ochotę roztrzaskać tę butelkę o stół, bo przecież i tak nie miałam ochoty tego pić. Byłam tego naprawdę bliska, ale ktoś nagle zabrał mi ją z ręki. Spojrzałam na niego ze złością.
– To moje piwo – warknęłam i zdziwiłam się, widząc obok Nathaniela. Czy na pewno powinno było mnie to dziwić?
– Spokojnie, skarbie. Nie zamierzam ci go zabierać – rzekł z uśmiechem, po czym usłyszałam tylko charakterystyczny syk, gdy pozbył się kapsla. – Proszę – Oddał mi ją z powrotem. A ja musiałam się pilnować, żeby nie rozdziawić przed nim swojej buzi. Zachowałam swoją twarz i odebrałam swoją własność bez mrugnięcia okiem. Nie musiał wcale wiedzieć, że mi zaimponował. Ogarnij się! To tylko facet. Każdy facet umie otwierać piwo bez otwieracza. Mają to w swojej pieprzonej naturze! Wróć. Wróć. WRÓĆ. JAK ON MNIE NAZWAŁ DO DIABŁA!?
– Cieszę się, że jednak się pojawiłaś – Brunet ponownie zabrał głos, a ja zorientowałam się, że nadal stałam w bezruchu z tym piwem w ręce i jedynie się na niego gapiłam. Słaby sposób na spławienie kolesia, Iv. I był już taki jeden, co się cieszył z mojego pojawienia się. I to całkiem niedawno.
 Odchrząknęłam i dla zachowania naturalności, upiłam łyk tego ohydztwa. Musiałam uważać, żeby mi nie wykrzywiło twarzy. To było bardzo trudne. I zdecydowanie mi nie wyszło,  o czym świadczył śmiech chłopaka. Czy on serio mnie wyśmiał?
– Co cię tak bawi? – rzuciłam, nie ukrywając swojego oburzenia. – Wam też wykrzywia ryj, jak chlejecie wódkę. A jednak nadal to robicie – dodałam kąśliwie. Tak naprawdę, Nathaniel Faber niczym mi nie zawinił. Po prostu się napatoczył w najmniej odpowiednim momencie w moim życiu. I miałam wyrzuty sumienia, że traktowałam go w tak paskudny sposób, gdy on starał się być naprawdę uprzejmy. Mimo że był trochę narcystyczny i nadto pewny siebie. 
– Nie znałem cię od tej strony.
– W ogóle mnie nie znasz – Zauważyłam, już znacznie łagodniejszym tonem. Uznałam, że warto chociaż spróbować być sympatyczną dziewczyną. Nie musiałam od razu rzucać mu się na szyje, ale mogłam pozostać choć trochę sobą. A Ivette Kessler była miła. Tylko ostatnio trochę się pogubiła… Trzeba było ją w końcu odnaleźć.
– To prawda, ale chętnie bym to zmienił – stwierdził, nie spuszczając ze mnie swojego przeszywającego spojrzenia. Miał ładne oczy, ale nie umiałam w nie patrzeć. Płoszyła mnie ich głębia. I krępowało, gdy tak mi się przyglądał. A ja naprawdę starałam się być trochę normalniejsza niż zwykle. Może znowu starałam się być kimś innym, niż byłam w rzeczywistości. Tak, jak z Tomem. Znowu on.
Cholera.
Cholera.
Cholera.
Zrobiło mi się niedobrze. Nie wiem, czy od tego piwa, czy przez Nate’a, czy przez nagłe wspomnienie o Tomie. Po prostu czułam, że za chwilę zwymiotuję na bielusieńkie Nike’i należące do bruneta.
Odruchowo odstawiłam butelkę na stół i bez słowa wyminęłam zdezorientowanego chłopaka.
– Powiedziałem coś nie tak!? – Usłyszałam jeszcze za sobą jego głos, ale nie zamierzałam odpowiadać. Co miałabym mu powiedzieć? Sorry, Nate… Jestem zbyt dziwna, by zawierać z tobą bliższą relację. Wiesz, spotkałam swojego idola i chyba się w nim zakochałam. Choć w ogóle go nie znam. Nie mogę przestać o nim, kurwa, myśleć.
Przepchałam się przez ludzi, którzy swoją drogą chyba zaczęli się rozmnażać, bo było ich znacznie więcej, niż jeszcze piętnaście minut temu. Po drodze gdzieś mignęła mi Agness, ale widziałam, że żwawo rozmawiała o czymś z moim bratem, więc nie zamierzałam im psuć tej chwili. Przynajmniej ona jedna była normalna. Na tę myśl, zrobiło mi się tylko jeszcze gorzej.
Musiałam wyjść na powietrze, w domu było już zbyt duszno, by móc swobodnie odetchnąć. A ja o niczym tak nie marzyłam, by być jak najdalej od tego miejsca. Bo byłam zbyt nienormalna, żeby do nich pasować. Czym w ogóle była ta cała normalność?  Nie wiem. Wiedziałam tylko tyle, że jak się nie umiałam przystosować, to nie miałam czego szukać wśród tych ludzi. To nie było dla mnie.
Usiadłam na chwilę na schodach przed domem. Musiałam poczuć się lepiej zanim zamierzałam gdziekolwiek pójść. Nie chciałam zemdleć gdzieś po drodze albo co gorsza się porzygać. A chłodny kwietniowy wieczór bardzo dobrze mi zrobił. Orzeźwił mój organizm, ale niestety nie umysł. Nadal miałam ochotę się rozpłakać z bezradności. Głupia dziewczyno. Cholernie głupia dziewczyno.
Wstałam, gdy mój żołądek w końcu poczuł się lepiej i ruszyłam w kierunku furtki. Było dopiero po dziewiętnastej, więc nie ściemniło się jeszcze tak bardzo. Mogłam spokojnie przejść się na most. Przez chwilę miałam myśl, że może Tom i tym razem też tam będzie. Ale czy na pewno chciałam, aby tam był? Byłam już tak bardzo rozdarta i zmęczona swoimi emocjami, że sama już nie wiedziałam, czego chcę.
Nie chciałam, żeby zniknął.
Westchnęłam cicho, zamykając furtkę. W domu impreza rozkręciła się na dobre, słychać było już głośną muzykę. Miałam nadzieję, że nikt z sąsiadów nie wezwie policji i nie narobi problemów mojemu bratu. Nie zamierzałam się jednak tym dłużej przejmować. Musiałam się wyciszyć i było tylko jedno miejsce idealnie do tego stworzone. Moje miejsce.

Odwróciłam się więc na pięcie i… zdębiałam. Jeszcze zanim mój mózg zarejestrował, kto przede mną stał, serce już wiedziało i dało mi o tym mocny znak.

sobota, 24 czerwca 2017

Kartka nr 5. "Adios babe"

Stałam i patrzyłam na niego, jakby co najmniej spadł przed momentem z nieba. Musiałam wyglądać jak idiotka z tymi wytrzeszczonymi oczyma. Ale nie byłam w stanie pojąć tego, co się działo w tamtej chwili. I nie wierzyłam, że on tam stał, aż się nie poruszył. Aż nie uczynił pierwszego kroku w moją stronę. Aż nie stanął tuż przede mną. Tak jak wtedy po koncercie.
Uderzył we mnie jego świeży zapach. To było prawdziwe.
– Jak… Skąd… Co… – zaczęłam dukać niczym największy popapraniec, wciąż gapiąc się na niego jak na kosmitę. Chyba najlepszym rozwiązaniem było, abym jednak się zamknęła. Tak też uczyniłam, bo koniec końców nie byłam w stanie skleić nawet jednego sensownego zdania.
A on stał nadal przede mną, przyglądając mi się badawczo swoimi czekoladowymi tęczówkami i uśmiechał się lekko i całkowicie niewinnie. Zupełnie jakby właśnie nie robił mi wody z mózgu. Zupełnie jakby wcale znowu nie wywracał mi świata do góry nogami. Zupełnie jakby znowu wszystko było takie normalne.
– Chciałem znowu być kolesiem spod śmietnika – odezwał się nagle, a dźwięk jego głosu przekonywał mnie do tego, że był prawdziwy. Że sobie go w tamtym momencie nie wymyśliłam. – I cieszę się, że też tutaj przyszłaś.
Utonęłam w jego oczach. Czy w ogóle dotarło do mnie to, co powiedział? Cieszył się, że tam byłam. Cieszy się, że tu jestem, musiałam powtórzyć sobie to w głowie, żeby w ogóle zrozumieć ten przekaz. Choć nie miałam pojęcia, co zamierzał mi tym przekazać.
– U ciebie w porządku?
Nie. Nie. Nie. Nic nie jest w porządku!
Nadal nie byłam w stanie nic powiedzieć. I nie rozumiałam, jak w ogóle może zadawać mi takie pytanie, stojąc sobie przede mną. Co on sobie wyobrażał? Czy to jakieś żarty? Może ktoś za chwilę miał wyskoczyć zza krzaka z kamerą i krzyknąć: IT’S A PRANK!
– Wyglądasz na zmieszaną.
Naprawdę!?
Moje myśli nie szczędziły mu odpowiedzi. Szkoda, że głos natomiast ugrzązł w gardle i widocznie nie zamierzał się z niego zbyt szybko wydostawać.
– Hej… Powiesz dziś cokolwiek? – Nagle uniósł swoje ręce i sprawił tym, że moje serce po raz kolejny tego wieczoru się zatrzymało. Wstrzymałam oddech, podczas gdy on po prostu zaczął zdejmować mi z głowy kaptur. – Nie jesteś dziś zwykłą dziewczyną?
Uderzyło we mnie to pytanie. Jego głos zabrzmiał, jakby bał się tego, że nią nie byłam. Ewidentnie oczekiwał mnie jako zwykłej dziewczyny. To było takie proste. I dotknęło mnie.
– Jestem – szepnęłam, walcząc ze swoim oszołomieniem.

Cały czas nią byłam do cholery. Cały czas. I w tym właśnie tkwił problem. Że byłam tą cholerną zwykłą dziewczyną, która nie mogłaby znaczyć dla Ciebie nic więcej.

– Ale to ty nie jesteś zwykłym facetem – wypaliłam, sprawiając jednocześnie, że cały czar prysł. Jego twarz wyrażała zaskoczenie, a ja zrobiłam krok w tył. Bliskość jego osoby odbierała mi tlen. Musiałam odetchnąć.
Coś podpowiadało mi, że na tym powinna skończyć się nasza rozmowa i jedyne, co należało uczynić dalej, to uciec. Jak najdalej od niego. Najlepiej zaznaczając przy okazji, żeby nigdy więcej się nie zjawiał. Niedorzeczność tej sytuacji przekraczała wszelkie granice. A mój początkowy szok zmieniał się w złość. Z chwili na chwilę byłam po prostu coraz bardziej wściekła na to, że ten facet znowu się pojawił znikąd i znowu namieszał mi tym w głowie. Miałam tego dosyć.
– Co ty tutaj do cholery robisz? – Nie bardzo obchodziło mnie brzmienie moich słów. Skumulowało się we mnie już tak wiele emocji, że naprawdę było mi wszystko jedno, co sobie pomyśli na mój temat.
– Odpowiedziałem już na to pytanie – odparł spokojnie, wciąż nie spuszczając ze mnie swojego hipnotyzującego wzroku. Jego opanowanie i podejście do tej sytuacji wkurzało jeszcze bardziej. Kolejny raz to ja przeżywałam. Kolejny raz to na mnie odbije się to spotkanie. – Nie spodziewałem się, że spotkam cię tutaj akurat dzisiaj. Na początku chciałem zjawić się pod twoim domem, ale wydało mi się to zbyt… nieodpowiednie.
Co ty do cholery pieprzysz?!, krzyczałam w myślach, znowu patrząc na niego jak na ostatniego wariata. Może nie tylko ja miałam nawalone pod kopułą?
– Spodobało mi się bycie tym kolesiem.
– I nie mogłeś sobie być nim gdzieś indziej? – zapytałam trochę zbyt pretensjonalnie. O mój Boże. Czy ja naprawdę sugeruję mu, że nie jest mile widziany!? Co ty odwalasz Iv! Ogarnij się! Nie panowałam już nad sobą.
– Chyba to tak nie działa – rzucił krótko, najwyraźniej niewzruszony moją negatywną postawą w stosunku do niego. Bo co go obchodziło to, czy chciałam go widzieć, czy nie. Mógł sobie robić, co chciał bez względu na moje zdanie. – Wiem, że przekroczyłem pewne granice, zjawiając się tutaj. I wiem, że to dla ciebie dziwne…
– Dziwne? – powtórzyłam z niedowierzaniem, że w ogóle określił to w taki prosty sposób. To było popierdolone. – Dziwne… Co ty możesz o tym wiedzieć? – zakpiłam, nie mogąc się powstrzymać. Czułam, jak nagle pękam w środku. Jak wszystkie duszone w środku emocje zaczynają przejmować nade mną kontrolę. – Myślisz, że możesz sobie robić takie rzeczy?! Zjawiać się, jak gdyby nigdy nic i robić komuś mętlik w głowie!? Zapomniałeś, kim jesteśmy?! Że jestem tą cholerną fanką? Że jeszcze niedawno śliniłam się do twoich zdjęć!? Co ty sobie myślisz, zjawiając się po raz kolejny?! Mogę być zwyczajną dziewczyną, mogę nie piszczeć na twój widok, mogę rozmawiać z tobą o życiu i robić wszystkie inne normalne rzeczy. Mogę nawet traktować cię jak normalnego przypadkowego kolesia. Mogę to wszystko! Ale nigdy nie będzie to dla mnie czymś zwykłym. Zawsze będzie to dla mnie coś znaczyło. I to ja będę przeżywała to wszystko, gdy sobie wrócisz do swojego gwiazdorskiego życia. To ja będę pamiętała każdy szczegół z tego spotkania. To ja będę każdego dnia chciała jeszcze więcej – wyrzuciłam z przyspieszonym oddechem i walącym w piersi sercem. Nie obeszło się bez łez, które stanęły mi w oczach, rozmazując widok jego idealnej twarzy, z której nie byłam w stanie niczego wyczytać. Czy ja naprawdę powiedziałam mu to wszystko? Nie Iv. Ty mu to wykrzyczałaś w twarz. A ostatnie czego się spodziewałam to jego odpowiedź na mój atak.
– I nie przyszło ci do głowy, że może ja również chciałbym jeszcze więcej?

Nie kurwa nie przyszło. Że co?!

– I uważasz, że to dla mnie takie proste? – Zrobił krok w moją stronę, zmniejszając między nami dystans, który przed chwilą sama wyznaczyłam. Wstrzymałam oddech. – Uważasz, że na co dzień spotykam się z raz zobaczoną w życiu dziewczyną? Że potem zastanawiam się, czy nie zjawić się pod jej domem? A może uważasz, że po prostu mam taki kaprys, bo nie wystarcza mi moje pieprzone gwiazdorskie życie? Że to dla mnie nowa forma rozrywki? Że uwielbiam, jak ktoś dręczy moje myśli i nie pozwala się skupić na tym, na czym powinienem? Bo to takie proste prawda? I wcale nie chodzi o to, że to TY zjawiłaś się znikąd na tym cholernym Q&A i że to TY stałaś sobie jak gdyby nigdy nic w jakimś pieprzonym kącie i że to TY spojrzałaś na mnie w taki sposób, jakbyś wiedziała, kim naprawdę jestem – zakończył, patrząc swoimi ciemnymi oczami prosto w moje. Był wzburzony, jego tęczówki pociemniały, a głos brzmiał coraz dobitniej z każdym kolejnym wypowiadanym przez niego zdaniem. Z każdym kolejnym zdaniem, które wsiąkało we mnie jak w gąbkę.

Oddychaj. Zacznij oddychać, bo za moment zemdlejesz, słyszysz? Oddychaj!

Wypuściłam z płuc powietrze.
– I myślisz sobie, że tylko TY możesz mieć nadzieję? – dodał już znacznie ciszej i spokojniej, a jego spojrzenie złagodniało. – Wyobraź sobie, że nie planowałem tego wszystkiego. Wiem, kim jesteś. I nie mogę mieć nawet pewności, że dla ciebie nie jest to tylko fascynacja moją osobą. Ale jednak tu jestem. I możesz mi wierzyć, że też tego nie rozumiem. Nie mam pojęcia, dlaczego ci zaufałem. I tak nie powinno mnie tu być. Tak jak ciebie wtedy za tym cholernym budynkiem.
Miałam tak po prostu w to wszystko uwierzyć? Brzmiało to jak jakaś bajka. Jeśli nie chciał robić mi mętliku w głowie, to naprawdę słabo mu to wyszło! Nigdy nie byłam tak zdezorientowana rozdrażniona i zagubiona jak w tamtym momencie. Chciałam mu powiedzieć, żeby się odwalił i spadał na drzewo. Nie miałam jednak aż tyle odwagi. Zamiast tego po prostu odwróciłam się i zaczęłam odchodzić. Zamierzałam zostawić go tam samego, rozczarowanego i bez odpowiedzi. Dopiero gdy stawiałam każdy kolejny krok, docierały do mnie wszystkie jego słowa. Jedno po drugim. A ja walczyłam ze swoim cholernym rozsądkiem.

Pieprzyć to. Pieprzyć to! Spierdalaj. Nie będę słuchała tego pieprzenia. Nie będę tą cholerną naiwną dziewczyną wierzącą w każde jego cholerne słowo. Nie będę.
Właśnie że będziesz.

Coś rozrywało mnie od środka. Musiałam się zatrzymać. Nie mogłam sobie tak po prostu odejść! Jeśli to, co powiedział, miało dla niego znaczenie… Jeśli było choć trochę prawdziwe… Jeśli była szansa na to, że…
Spojrzałam w jego kierunku. Nadal tam stał, wyraźnie patrząc na to, jak bez słowa odchodziłam. Stoi tam. Stoi tam zwyczajny facet Ivette. Każdy ma prawo być cholernie zwyczajnym człowiekiem.
Wróciłam się.
W ekspresowym tempie przemierzyłam dzielącą nas odległość, stając kolejny raz tuż przed nim. Już otwierał usta, żeby coś powiedzieć. Zapewne chciał oznajmić mi, jak bardzo głupia jestem. Mało mnie to jednak obchodziło. Bo skoro byliśmy tylko normalnymi ludźmi i obydwoje szukaliśmy tego samego… Nie musiałam już nigdy więcej się do niego dostosowywać. Nie musiałam być kimś innym, niż w rzeczywistości byłam. I co najważniejsze nie musiałam już więcej się przed niczym powstrzymywać. Mogłam brać wszystko, co chciałam. Dokładnie tak jak robił to on. Nie tylko on miał prawo, by mieszać mi w życiu. Sama mogłam również sobie w nim nieźle namieszać!
Właśnie dlatego objęłam jego twarz dłońmi i przyciągnęłam do siebie następnie bez żadnego ostrzeżenia, zamykając mu usta pocałunkiem.
Byłam przerażona tym, że za chwilę mogę zostać brutalnie odtrącona i wyzwana od największych kretynek na świecie. Nic takiego jednak nie miało miejsca. Przerażenie ustąpiło podnieceniu, a mężczyzna nagle zaczął odwzajemniać mój pocałunek. Poczułam, jak układa dłonie na mojej talii, co spowodowało dreszcze na całym moim ciele. Przysięgam, że mogłabym odlecieć w chwili, gdy wsunął mi do buzi swój język. Nigdy nie przeżyłam tak zachłannego i gorącego pocałunku. Nie myślałam już o niczym. W tym momencie mój rozsądek został po prostu rozgnieciony jak mały paskudny robak, a ja chciałam tylko krzyknąć mu słodkie: adios babe.
Smakował papierosami i miętową gumą do żucia. Zrobiło mi się niesamowicie duszno i miałam wrażenie, że za chwilę naprawdę stracę grunt pod nogami. Całowałam go. Naprawdę go całowałam. I nikt ani nic mnie przed tym nie powstrzymywało. Przynajmniej dopóki nie pojawiła się ta cholerna myśl: co ja wyprawiam? Co my wyprawiamy? Czy to się dzieje naprawdę? To było jednak kilka natarczywych myśli, które bardzo chciały zepsuć mi najpiękniejszą chwilę mojego życia. Dopiero co pożegnałam swój rozsądek! Nie ma powrotów, słyszysz!? Wynocha!
Oderwałam się od niego, łapczywie łapiąc powietrze. Nie żałowałam niczego, ale jednocześnie czułam się z tym dziwnie. Obydwoje patrzyliśmy na siebie nieco zdezorientowani, chyba do końca nadal tego wszystkiego nie rozumiejąc. Nic się nie stało, to tylko pocałunek. Ale JAKI POCAŁUNEK! Z pewnością nie zapomnę go na długo. Nie zapomnę go nigdy.
Zagryzłam niepewnie wargę, lustrując jego twarz. Dlaczego nie mogłam wyczytać z niego jego myśli? Znałam za to swoje. Aż za dobrze. Do kurwy nędzy! Nie cierpię swojego mózgu! Co tu się wydarzyło!?
Odwróciłam się nagle bez słowa i zaczęłam znowu iść do domu. Tym razem jednak szczerzyłam się przy tym, jak głupia, i cieszyłam się, że on tego nie widział. Nieważne, że kolejny raz chciałam zostawić go zdezorientowanego. Ja już wykonałam swój ruch i to była moja odpowiedź na wszystko. Nie czułam już żadnej presji. Nie miałam też żadnych obaw. Nie rozważałam już nad tym, co się wydarzy dalej. To mógł być koniec. Taki prawdziwy. Ale wiedziałam już, że tym razem nie będę z tego powodu płakała.
Oddychałam głęboko, próbując uspokoić buzujące we mnie emocje. Ręce mi drżały z wrażenia. Nadal czułam smak jego ust.
– Dlaczego to zrobiłaś!? – Usłyszałam za sobą jego wołanie i uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. Chyba jednak byłam psychiczna. Dlaczego tak bardzo mnie to cieszyło? On wydawał się być raczej przejęty. Ja również byłam, ale okazywałam to w zupełnie inny sposób. Nie zamierzałam go za to przepraszać. Odkąd zobaczyłam go po koncercie, marzyłam o tym, żeby go pocałować. Dzisiaj zupełnie nieświadomy, ale sam mi dał na to przyzwolenie. Być może przesadziłam z interpretacją jego słów, ale dla mnie brzmiały jak: proszę, bierz, co chcesz. Jestem taki jak ty. – Nie możesz mnie tak całować, a potem sobie po prostu odchodzić. – Poczułam nagle ucisk na swoim nadgarstku, co zmusiło mnie do zatrzymania się. Miałam tylko sekundę, by zdjąć uśmiech ze swojej twarzy, bo dokładnie w takim czasie chłopak sprawił, że stałam przodem do niego. – Co to miało być? – Ujrzałam znowu te ukochane oczy i stado cholernych motyli wleciało mi do żołądka.
Oblizałam usta, nie wiedząc, co mam mu odpowiedzieć. Nie czułam się odpowiednią osobą, by wyjaśniać mu, czym jest pocałunek. Poza tym to byłoby głupie. Jego pytania takie były. Doskonale wiedział, co to miało być. Faktem było, że nie powinnam teraz uciekać, ale miałam wrażenie, że jeśli tego nie zrobię, to ten pocałunek przerodzi się w coś znacznie więcej. Traciłam kontrolę i byłabym do tego zdolna, a on by mnie nie powstrzymał.
– Nic teraz nie powiesz?
– Co mam ci powiedzieć? – zapytałam całkiem szczerze. Sam chyba nie wiedział, co chciałby usłyszeć. To było dziwne, gdy tym razem nie ja byłam zagubiona. Zdecydowanie udało mi się zbić go z tropu, choć nie miałam tego wcale w swoich zamiarach.
– Cokolwiek – mruknął zdezorientowany.
Nie jestem dobra w rozpoznawaniu uczuć czy emocji u facetów, ale patrzył na mnie w dość specyficzny sposób. Czułam się trochę, jakbym była naga. Jego wzrok mi to sugerował. Czy to możliwe, żeby o tym myślał? Wyobraźnio, przestań już!
– Muszę iść – odezwałam się w końcu, czując, jak podniecenie na dobre zaczynało rozgaszczać się w moim podbrzuszu. To był najwyższy czas na ucieczkę. Tak Iv… zrób coś głupiego i uciekaj to takie w twoim stylu.
– Mogę cię odwieźć.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Nie odpuszczał. Naprawdę nie odpuszczał.
– Zaparkowałem w pobliżu. I chyba powinniśmy jednak to dokończyć.
Dokończyć? Co on chce ze mną kończyć? Miałam ochotę powiedzieć mu wprost, że nie pójdę z nim teraz do łóżka. A jeśli tylko o to mu chodziło? Jeśli wszystko, co powiedział, było tylko po to, abym skończyła z nim w łóżku? Rzeczywistość była okrutna. Ta teoria wydawała się bardziej realna niż to, że mogłoby mu zależeć na znajomości z kimś takim jak ja. O dziwo wcale mnie to jakoś mocno nie rozczarowywało. W głębi duszy cały czas liczyłam się z tym, że to nie jest nic poważnego. Jeszcze godzinę temu przecież nawet nie spodziewałam się, że kiedykolwiek znowu go zobaczę. A tymczasem nadal czułam w buzi jego smak.
– Możesz mnie odwieźć, ale ja nie zamierzam niczego kończyć – oznajmiłam, nie zdając sobie sprawy z tego, jak w ogóle to zabrzmiało. Wcale nie miało to odniesienia do naszego pocałunku. Ja po prostu od początku nie zamierzałam kończyć tej znajomości. Jeśli on tego chciał, musiał zrobić to sam.
Chyba zrozumiał, bo skinął tylko głową. Następnie ruszył w kierunku swojego samochodu, a ja udałam się w jego ślady. Nie wiem, czemu moje serce znowu zaczęło tak szaleć, ale miałam wrażenie, że jego dźwięk roznosił się spokojnie na kilka metrów.
Nagle nastała ta głupia niezręczność. Droga do mojego domu samochodem była znacznie krótsza. Niemniej i tak dla mnie dłużyła się w nieskończoność, gdy przebywaliśmy ją w milczeniu i tym dziwnym napięciu panującym między nami. Czekałam cały czas, aż powie cokolwiek. W końcu to on chciał coś wyjaśniać. Widocznie wziął sobie do serca, że ja nie zamierzałam niczego z nim dokańczać.
– To chyba tutaj.
– Tak – potwierdziłam, odpinając swój pas. – Dzięki. – Spojrzałam na niego, ale on patrzył przed siebie. Nie wyglądał na zachwyconego. Rysy jego twarzy były ostre, wzrok skupiony na jakimś nieznanym mi punkcie i usta zaciśnięte w wąską linię. I tak wyglądał nieziemsko. Być może widziałam go po raz ostatni, więc bardzo chciałam zapamiętać ten obraz. Tym razem nie po to, aby mnie dręczył. Tylko po to, żeby się nim cieszyć.
Nie mogłam jednak przedłużać tego w nieskończoność, tym bardziej że on sam milczał. Może już nie chciał mnie widzieć?
Nacisnęłam na klamkę z zamiarem opuszczenia samochodu. Wtedy dopiero drgnął, chwytając ponownie tego wieczoru mój nadgarstek. Jego dotyk za każdym razem powodował, że drżałam.
– Nie wiem, co mam teraz myśleć.
– To się zdarza – powiedziałam cicho.
– Nadal chcę więcej. – Jego wzrok napotkał moje niepewne tęczówki.
Uśmiechnęłam się lekko pod nosem, czując znajomy rytm w sercu.
Nadzieja.
– To dobrze, bo ja też – stwierdziłam i wyswobodziłam swoją dłoń. Patrzył na mnie z zawodem, jakby oczekiwał, że to więcej nadejdzie od razu. – Dobranoc.
Wysiadłam, nie czekając już na jego odpowiedź. Byłam przekonana, że jeszcze kilka sekund więcej w jego towarzystwie i nie wróciłabym tej nocy do domu.

Wpadłam do swojego pokoju niczym strzała, od razu zamykając za sobą drzwi. Serce wciąż waliło mi w piersi, a mój oddech był nienaturalnie przyspieszony. Chwilami miałam wrażenie, że zaczyna brakować mi powietrza. Było mi gorąco, twarz na pewno miałam całą czerwoną. Dawno nie byłam w takim szoku. Podczas spotkania z Tomem moja reakcja nie sięgała aż takiego stopnia. Dopiero gdy zostałam sama z własnymi uczuciami, to wszystko wręcz zaczęło się ze mnie wylewać. I nie wierzyłam. Nie wierzyłam w to, co wydarzyło się tego wieczoru. Jeśli myślałam, że niezwykłe było to, co spotkało mnie po koncercie, to w momencie, kiedy nasze usta się zetknęły, przekonałam się, co naprawdę znaczyło słowo niezwykłe.
Całowałam się z nim. Pocałowałam go. JA. GO. POCAŁOWAŁAM. A on to przyjął.
– O Boże… – przymknęłam powieki, opierając się plecami o drzwi. – Proszę, niech to nie będzie twój kolejny głupi żart z mojego życia…


Czy naprawdę nagle mogłeś stać się dla mnie zwykłym mężczyzną? Czy mogłam przestać patrzeć na Ciebie z podziwem? Oczywiście, że nie. Ale na pewno nie patrzyłam na Ciebie już jak na gwiazdę. Byłeś dla mnie kimś wyjątkowym, ale to przestała być zwykła fascynacja. Czułam Cię. Byłeś dla mnie kimś więcej. Właśnie tego chciałam. A Ty pozwoliłeś mi uwierzyć, że jest to możliwe.