środa, 27 czerwca 2018

Kartka nr 21. "Może nie było już dla nas nadziei."


– Co ten koleś ma w głowie, że dał ci klucze od swojego mieszkania – rzekła na wstępie oniemiała Agness, gdy przekroczyłyśmy próg apartamentu Toma.
Uniosłam tylko brew, nie wiedząc jeszcze, jak powinnam odebrać uwagę przyjaciółki. Blondynka jednak nie zamierzała mi wcale tego wyjaśniać, od razu zajęła się rozglądaniem dookoła. Nie dziwiło mnie to wcale. Sama byłam zachwycona, gdy Tom pierwszy raz przyprowadził mnie w to miejsce. Wszystko wydawało się takie fascynujące, nawet najdrobniejsza rzecz. I mimo że już się zdążyłam z tym oswoić, to i tak miałam opory, by przyjść do jego mieszkania sama.
– Postawię mu tego kaktusa i się zmywamy – oznajmiłam, szukając jednocześnie wzrokiem dobrego punktu, w którym mogłabym umieścić przyniesiony przez siebie kwiat. Jeszcze dziesięć minut temu, jak razem z Agness szłyśmy z kaktusem przez miasto, wcale nie wydawało mi się to takie głupie.
– Tak szybko? Nie oprowadzisz mnie po tym królestwie? – zapytała z lekkim zawodem, rękami zarysowując w powietrzu powierzchnię pomieszczenia, w którym się znajdowałyśmy.
– Nie ma tu nic do zwiedzania – stwierdziłam z przekonaniem.
– Wyglądasz, jakby ktoś miał tu zaraz wpaść i cię stąd wyrzucić. Wyluzuj, Iv.
– Czuję się tu nieswojo pod jego nieobecność – przyznałam szczerze. Nie widziałam powodu, by odgrywać przed Agness jakiegoś chojraka. Bo choćbym nie wiem, jak często przebywała w mieszkaniu Toma, ono nadal było jego prywatnym miejscem, nie moim.
– Domyślam się, że nie ma nic do ukrycia w tym apartamencie, skoro ot tak pozwolił ci tu przychodzić.
– To tylko jego dodatkowy azyl. Tak naprawdę mieszka zupełnie gdzieś indziej.
– Albo mu na tobie aż tak zależy, że ci dał klucze, albo nie zależy mu wcale na ukrywaniu tego miejsca.
– Nie musisz nawet tego uściślać. – Posłałam jej ironiczny uśmiech, doskonale wiedząc, że w jej mniemaniu Tomem kierowała ta druga opcja. Mogła sobie myśleć, co tylko chciała. Nie miałam na to zbyt wielkiego wpływu, nawet gdy bardzo starałam się jej pokazać to wszystko w nieco ładniejszych kolorach, niż sama to dostrzegała. Przecież to wcale nie tak, że odpłynęłam do tego stopnia, że nie docierały do mnie żadne racjonalne sygnały. One cały czas ze mną były. Tylko że ja już nie chciałam się nimi przejmować. Cieszyłam się tym, co miałam. Carpe diem.
– Oj weź mu postaw tego kaktusa w sypialni. Nie traktuj tego, jak jakąś decyzję, która zaważy na jego życiu. – Agness podeszła do mnie i zabrała mi doniczkę z rąk. – Tędy? – spytała jeszcze, kierując się w dobrze znaną mi już stronę. Pokiwałam tylko głową, dając jej potwierdzenie i sama ruszyłam w ślady przyjaciółki.
– Jeden kwiatek na to całe mieszkanie to stanowczo za mało.
– Oczywiście, ty byś tutaj zaraz zrobiła ogród botaniczny. – Wywróciłam teatralnie oczami, znając możliwości Agness. Ona naprawdę uwielbiała kwiaty i tę całą zieleninę. Oczami wyobraźni już widziałam, jak zamieniała mieszkanie Toma w istną dżunglę. Miałaby tu spore pole do popisu.
– Niech sobie stoi na komodzie. Myślę, że imię Alfred do niego pasuje.
– Mam mu powiedzieć, że od dzisiaj będzie mieszkał z Alfredem? – Parsknęłam śmiechem, spoglądając na blondynkę, która niewzruszona ustawiała kaktusa w nowym otoczeniu.
– Masz mu powiedzieć, żeby go podlewał. To nie jest wymagająca roślina, nie zabijcie jej. – Odwróciła się do mnie, krzyżując ręce na piersi. – Pamiętam, jak uśmierciłaś Josepha.
– Był tak mały, że o nim zapomniałam!
– To żadna wymówka.
– Dobrze, tym razem Alfred będzie miał dwoje opiekunów. Na pewno nic mu nie będzie.
– Oby! Jest jeszcze młody, na pewno chce trochę pożyć.
– Jesteś chora – skwitowałam, śmiejąc się z tego, jak poważnie prowadziła ze mną tę rozmowę na temat opieki nad kaktusem.
– Czy to tutaj cię zaciągnął do łóżka? – wypaliła nagle, spoglądając znacząco na łóżko, przy którym stałam. Wytrzeszczyłam na nią oczy, czując spływające po mnie zażenowanie. – Tak tylko pytam. Nie mówiłaś, gdzie dokładnie to robiliście.
– Zawsze w łóżku – stwierdziłam niepewnie.
– Nuda.
– Agness!
– Ale ty jesteś spięta. Powinnaś sobie ulżyć sama, póki go nie ma.
– Nie wytrzymam z tobą.
– Dobrze, że ja z tobą wytrzymuję.
– No naprawdę!?
– Uwielbiam cię wkurzać. Myślę, że mogę to uznać nawet za swoje hobby.
– Świetnie.
– Ooo, jak miękko – zamruczała, opadając na pościel całym ciałem. Przez chwilę miałam ochotę na nią krzyknąć, żeby tego nie robiła, ale dałam sobie spokój. Nie chciałam wyjść na taką paranoiczkę, którą w rzeczywistości byłam, ale… Mogłam to w sobie stłamsić. Chociaż trochę. – Czy ty nie miałaś do mnie jakiejś sprawy? – Podniosła się na łokciach, wbijając we mnie baczne spojrzenie.
– Miałam – westchnęłam i usiadłam obok niej, ponieważ czekała mnie trudna dyskusja. A przynajmniej tak mi się wydawało, że będzie trudna. – Mam nadzieję, że mi pomożesz i nie będziesz próbowała wybić mi tego z głowy.
– Zaczynam się bać. Co znowu chcesz odwalić?
– Chcę tylko lecieć do Włoch – powiedziałam, co zabrzmiało całkowicie niewinnie. Bo w gruncie rzeczy nie było w tym nic nadzwyczajnego, prawda? Pomijając fakt, że marna ze mnie turystka i na pewno nie mogła być to dla mnie łatwa wycieczka.
– A jaki jest haczyk? – Zmrużyła oczy, wciąż nie spuszczając ze mnie swojego badawczego wzroku. Znała mnie na tyle dobrze, by nie mieć żadnych wątpliwości, że ten wyjazd nie miał być ot tak po prostu.
– Chcę tam lecieć do Toma, gdy będzie miał koncerty.
– Zaraz… Chcesz tam lecieć sama? Specjalnie do niego? – Tym razem jej niebieskie oczy znacznie się powiększyły, a brwi podniosły znacznie wyżej niż zwykle.
Nie zniechęciłam się jednak, brnęłam w to twardo dalej, będąc przekonaną do swoich planów.
– Tak.
– Mam rozumieć, że twoja matka i Philip nie mają nic przeciwko?
– No właśnie… Nie chciałabyś mi pomóc? – Uśmiechnęłam się niewinnie, zagryzając przy tym lekko wargę. Wbrew pozorom miałam już obmyśloną część planu i moja przyjaciółka była mi do niego niezbędna.
– Że niby jak?
– Bo… Jeśli im powiem, że jedziemy razem? Na wakacje?
– Żartujesz? Przecież to się zaraz wyda! – krzyknęła, siadając gwałtownie na łóżku. Aż się zatrzęsło.
Wywróciłam oczami, spodziewając się podobnej reakcji.
– Nie wyda się, jeśli dobrze to zaplanujemy.
– Mam się zamknąć na tydzień w domu? Nawet jeśli, to zauważą, że coś jest nie tak.
– Proszę cię… Matka nigdy mnie nie puści. Będę musiała znowu toczyć z nią wojnę, a w końcu pojadę tam wbrew wszystkim i nie będę miała do czego nawet wracać – zaczęłam brać ją już na litość, bo czułam, że inaczej mogłoby być trudno ją przekonać. – Nie mówiąc już o Philipie… Będzie pierwszym, który zechce wybić mi to z głowy. A ja naprawdę chcę tam lecieć!
– Moim zdaniem to idiotyczne, żebyś leciała tam specjalnie dla niego. I tylko dla niego – stwierdziła, podkreślając bardzo wyraźnie ostatnie słowa.
Westchnęłam głęboko i dałam sobie sekundę, by opanować emocje. Nie podobał mi się znowu kierunek, w jakim podążała moja przyjaciółka.
– Dla siebie – rzekłam stanowczo, rzucając jej na potwierdzenie jeszcze pewne spojrzenie.
– No nie wiem.
– Agness… Proszę cię. Nie widzieliśmy się trzy tygodnie. Chciałabym spędzić z nim te kilka dni. – Nie wiedziałam już, co jeszcze mogłabym jej powiedzieć, by się zgodziła. Zdawałam sobie sprawę, że proszę ją, by dla mnie kłamała. Ba, by oszukiwała mojego brata, czyli chłopaka, z którym najprawdopodobniej planowała stały związek… To komplikowało trochę sprawy. Niemniej, tylko na nią mogłam liczyć.
– To niedorzeczne. Ale i tak cię nie powstrzymam – odparła po chwili namysłu, a ja już powoli czułam, jak spływa po mnie uczucie ulgi.
– Więc pomożesz mi?
– Pomogę, mimo że jesteś coraz głupsza w tym, co robisz.
– A ty coraz milsza. Ale i tak dziękuję.
– No okej, ale wszystko musimy dokładnie zaplanować. Nie ma opcji, żebyś tam się sama błąkała, czy żeby cokolwiek poszło nie tak. I nie obchodzi mnie, co będziecie tam robić, ale chcę od ciebie raporty co dwie albo trzy godziny, bez względu na wszystko – wyrecytowała wszystko takim tonem, jakby sama już miała w głowie obmyślony cały plan. Swoją drogą, wydawało mi się, że z nas dwóch to ja jestem tą, która panikowała. Tymczasem to Agness oczekiwała ode mnie meldunków!
– Boże. To tylko wyjazd… Tak jak wakacje. – Próbowałam uświadomić jej, że to nadal nic wielkiego. Miliony nastolatek na świecie wyjeżdżało na wakacje. Może nie samotnie, ale na przykład ze znajomymi. To prawie tak samo.
– Nie w twoim przypadku.
– Dlaczego?
– Bo jesteś sierotą, Iv – wypaliła, co wcale nie brzmiało jak żart. I chyba nie miało nim być. Moja przyjaciółka wyraźnie nie zamierzała owijać w bawełnę.
– Boże, nienawidzę cię. Dlaczego ja się z tobą w ogóle przyjaźnię?
– Bo byś beze mnie zginęła.
– Pff, jesteś dla mnie okropna.
– To z miłości.
– Współczuję Philipowi, jeśli jego też zamierzasz darzyć taką miłością – parsknęłam, kręcąc z niedowierzaniem głową.
– No, jak się dowie, że kryłam twoją dupę, wiedząc o wszystkim, to pewnie nie będę miała nawet okazji podzielić się z nim swoją miłością.
– Oj, nikt się nie dowie. Już my to dobrze zaplanujemy.
– Obyś miała rację. I żeby to się nie skończyło jakąś katastrofą…
– Ty zawsze musisz mieć złe przeczucia.
– Nic nie poradzę!
– Nieważne i tak się jaram, już nie mogę się doczekać, kiedy powiem Tomowi.
– On jest tak samo głupi, jak ty, jeśli ci to zaproponował.
Wywróciłam już tylko oczami, bo nie miałam już siły na wymyślanie jakiejś sensownej riposty. Zagłębianie się w te docinki nie było dla mnie niczym przyjemnym, więc uznałam, że lepiej je po prostu zignorować i cieszyć się wizją nadchodzącej przyszłości.


Mimo że ja żyłam już wakacjami, nie było aż tak kolorowo. Do zakończenia roku szkolnego został jeszcze tydzień i chcąc, czy nie, musiałam skoncentrować się na tym, by udało mi się skończyć dwunastą klasę z dobrymi wynikami. Potem czekał mnie prawdopodobnie najtrudniejszy rok ze względu na maturę, ale wolałam o tym, póki co, nie myśleć. Bo przecież moim nowym mottem było: żyj chwilą.
Kto by pomyślał! Trwało to już w sumie kilka ładnych tygodni i było mi z tym całkiem dobrze. Wiedziałam, że może to być tylko złudzeniem, dopóki nie dopadną mnie konsekwencje tego wszystkiego. Jedynym sposobem było przygotowanie się na nie. Czyli wmawianie sobie, że dam radę. Naprawdę mocno w siebie wierzyłam. Tymczasem zostałam złamana głupimi, szkolnymi plotkami, co było wręcz śmieszne. Widocznie tak bardzo skupiałam się na swojej relacji z Tomem, że nie wzięłam pod uwagę, że istniały także inne sprawy, które mogłyby mieć negatywne odzwierciedlenie w moim życiu.
Nie za bardzo rozumiałam, co się wokół mnie zaczęło od pewnego czasu dziać. Nagle, idąc szkolnym korytarzem, przestałam czuć się komfortowo, bo nie wiedzieć czemu ludzie zerkali w moim kierunku z głupim wyrazem na swoich twarzach. Pierwszą moją myślą było to, że mogli jakimś dziwnym sposobem dowiedzieć się o mnie i Tomie. Agness jednak bardzo szybko sprowadziła mnie na ziemię, uświadamiając, że wcale nie chodziło o Toma, a o Nate’a. Dawno nie byłam w tak wielkim szoku. I niewiele potrzebowałam, by ten szok zamienił się w złość.
– Wiesz, dlaczego teraz się wszyscy na nas tak gapią? – wypaliłam, stając znienacka naprzeciwko chłopaka, który chyba się tego nie spodziewał, bo wydawał się bardzo zaskoczony moim widokiem. Jego kumple od razu się zmyli, uśmiechając się tylko głupkowato pod nosem. A ja wbrew pozorom nie oczekiwałam żadnej konkretnej odpowiedzi, bo sama ją dobrze znałam.
– Nie bardzo. Może lubią? – Uniósł brew, patrząc na mnie niewzruszony. Chyba pierwszy raz w życiu miałam ochotę przywalić mu w twarz.
– Cieszę się, że tobie to w ogóle nie przeszkadza – stwierdziłam, nie kryjąc swojej ironii. – Bo mi owszem.
– Nie rozumiem. Co ci przeszkadza? – zapytał, wciąż najwyraźniej nie rozumiejąc, o co mi chodziło. Nie wiedziałam, czy naprawdę nie był tego świadomy, czy po prostu udawał głupiego.
– Że się wszyscy na mnie gapią i że pieprzą o nas te głupoty!
– Chodzi ci o te plotki?
– To jednak coś dotarło.
– Daj spokój, to tylko głupie gadanie – rzucił obojętnie. Widocznie tylko mnie to obchodziło. Stałam przed nim i gapiłam się na niego jak na kretyna. Bo właśnie nim się dla mnie wówczas stał.
– Tylko?
– Nie mamy wpływu na to, co ludzie wymyślają.
– Akurat na to miałeś wpływ – wytknęłam stanowczo. Doskonale pamiętałam każdą sytuację, w której był tak bardzo obojętny. Bo przecież to tylko cholerne nic nieznaczące zaczepki.
– Iv, przecież to nic wielkiego.
– Może dla ciebie – rzuciłam, nie wierząc, z jaką ignorancją do tego podchodził. – Ja do tej pory miałam spoko reputację. Nikt nic do mnie nie miał. Mogłam przejść przez pieprzony korytarz, nie czując na sobie dwudziestu przeszywających spojrzeń. I wiesz co? Cholernie mi to odpowiadało.
– Okej, rozumiem. Przykro mi, że tak wyszło. Wierz mi, że nie miałem z tym nic wspólnego. Przecież nie rozpowiadam ludziom, że jesteśmy razem, ani tym bardziej tych innych bzdur. Uważasz, że to robię? – Tym razem to jego spojrzenie wydało mi się urażone, ale nie zamierzałam dać się zapędzić w kozi róg i jeszcze czuć się źle z tym, co mówiłam. To nie ja byłam tutaj winna.
– Nie – zaprzeczyłam spokojnie. – Ale wtedy, na parkingu, nie zrobiłeś nic. Nie zaprzeczyłeś, jak Derek śmiał nam się prosto w twarz. Później, w podobnych sytuacjach, również nie powiedziałeś niczego, by zaprzeczyć tym chorym domysłom. Zupełnie jakbyś chciał, żeby wszyscy o nas tak myśleli.
– Boże, Iv. Nie sądziłem, że to jest tak istotne. Po prostu olewam takich typów, bo nie ma sensu z nimi dyskutować.
– Faktycznie. Nie ma sensu bronić prawdy. Niech rozpowiadają potem takie rzeczy.
– Czy naprawdę jest to dla ciebie aż tak straszne? To tylko słowa. My dobrze wiemy, jaka jest prawda.
– Nie potrafię po prostu zrozumieć, dlaczego na to pozwoliłeś. Dla ciebie to nic takiego, ale ja jestem dziewczyną, która żyje w cieniu. Nie dlatego, że się chowa. Tylko dlatego, że chce w nim być. Chcę sobie spokojnie skończyć tę pieprzoną szkołę, bez żadnych dram, czy szumu wokół mojej osoby. Nie potrzebuję takich atrakcji – wyrzuciłam, nadal czując do niego wielki żal. Może sama przegapiłam moment, w którym powinnam była powiedzieć stop. Tylko, czy to ja miałam reputację laski, która zabawia się z kolesiami? Czy to przyjaźń ze mną groziła komuś cholernymi plotkami wyciągniętymi z dupy? Uważałam, że to Nate był osobą odpowiedzialną za to, bym nie musiała słuchać tych wszystkich bredni. Bym nadal mogła czuć się dobrze w jego towarzystwie. A przede wszystkim, żebym w ogóle jeszcze chciała w jego towarzystwie przebywać.
– Przykro mi, że tak wyszło. Naprawdę nie miałem tego na celu.
– Właściwie już nie wiem, co masz na celu. Czasem brak reakcji jest najgorszym, co możemy zrobić. Bo to nie zawsze są tylko słowa.
– Po prostu przywykłem, że zawsze się o mnie tutaj coś gada.
– Jeśli się na to zgadzasz, twoja sprawa. Ale ja na pewno nie będę na to pozwalała.
– Iv, nie chcę spięć między nami przez jakieś głupie plotki. Proszę cię…
– W tym problem, że to nie przez „jakieś głupie plotki”. Słuchałeś mnie w ogóle?
– Chcesz powiedzieć, że to moja wina?
– Gdybyś zaprzeczył choć jeden raz, wiedziałabym, że jesteśmy w tym razem. Teraz nie wiem nawet, jakie naprawdę masz intencje. Chyba w ogóle cię nie znam, Nate. Ale wiem na pewno, że mocno się zawiodłam i to na kimś, po kim w ogóle się tego nie spodziewałam. Możesz więc sobie tylko wyobrazić, jak się z tym czuję. Dodatkowo otoczona spojrzeniami ludzi, którzy nawet mnie nie znają – zakończyłam, rzucając mu ostatnie, pełne żalu spojrzenie. Bo już nie byłam wściekła. Zrobiło mi się cholernie przykro.
Odeszłam od niego, nie chcąc już dłużej kontynuować tej rozmowy. Poczułam się zagubiona i zdezorientowana. Być może zbyt łatwo i zbyt szybko ufałam ludziom. A co ja tak naprawdę o nich wiedziałam? Dawałam się schwytać tej kolorowej bańce złudzeń i unosiłam się ponad ziemią tak długo, jak pozwolił mi na to podmuch wiatru i tak długo, aż nie nadziałam się na jakąś gałąź i nie spadłam na ziemię, otwierając oczy.


Ciche pukanie rozległo się po moim pokoju, gdy leżałam na boku, wpatrując się beznamiętnym wzrokiem w ścianę. W mojej głowie kotłowało się już tyle myśli, że sama nie wiedziałam, co miałam z tym począć. Gdy wydawało mi się, że już wszystko było pod moją kontrolą, pojawiało się coś, co znowu niszczyło tę pewność i spokój.
– Mogę wejść? – Głos Philipa przedarł się przez moje myśli. Mruknęłam w odpowiedzi coś niezrozumiałego, co miało wyrażać zgodę. Widocznie ogarnął, bo po chwili był już w środku i usiadł na krawędzi łóżka. – Źle się czujesz?
– Nie. Dlaczego?
– Bo zamknęłaś się w pokoju, jak tylko wróciłaś ze szkoły. Stało się coś? – zapytał, a ton jego głosu był nad wyraz delikatny. Jakby wiedział, że stąpał po grząskim gruncie. A już na pewno zdawał sobie sprawę, że coś było ze mną nie tak. Nawet ja czułam, że nie było sensu próbować czegokolwiek przed nim ukrywać. Byliśmy bliźniakami. Mieliśmy wrodzone czujniki. Może nie zawsze działały, jak powinny, ale jednak istniały i często dawały o sobie znać.
– Nie. Po prostu nie mam nastroju.
– Czemu?
– Bo mnie wszystko już wkurwia – rzuciłam gniewnie, odwracając się na plecy i wbiłam swój rozjuszany wzrok w sufit. Smutek, żal i brak zrozumienia to nie była dobra mieszanka emocji. Zanim wróciłam do domu, przerodziło się to w istną wściekłość. I już nie tylko na Nate’a, ale na wszystko. Byłam zła nawet na samą siebie.
– To jakaś grubsza sprawa?
– Zapytaj może swojego kumpla – zakpiłam, spoglądając w jego kierunku.
Siedział wciąż, spokojnie mi się przyglądając. W przeciwieństwie do mnie nie wykazywał żadnych większych emocji w tamtym momencie. Może był jakiś sens w jego taktyce. Nie pogłębiał mojego gniewu.
– Nathaniela?
– Tak. Jego – potwierdziłam i podniosłam się do pozycji siedzącej, opierając plecami o ścianę. Szykowała się dłuższa rozmowa, a nie chciałam gadać do sufitu.
– Co zrobił?
– Raczej czego nie zrobił. Ty nic nie wiesz? – zdziwiłam się trochę, bo miałam wrażenie, że w szkole nie było już osoby, która nie słyszałaby pikantnych plotek na temat kapitana drużyny koszykówki i jego nowej dziewczyny. Na samą myśl o tym mnie mdliło. Ludzie potrafili być naprawdę podli.
– A co powinienem wiedzieć?
– Nie słyszysz, co ludzie w szkole gadają?
– Nie wiem, widocznie nie zwróciłem uwagi. – Wzruszył ramionami – Oni wiecznie o czymś gadają. Nie warto tego słuchać.
– Może nie warto. Ale przeszkadza mi to – stwierdziłam znacznie spokojniejszym głosem niż do tej pory. Mogłam być wściekła na cały świat, ale nie widziałam już sensu w wyładowywaniu swojej agresji podczas rozmowy z bratem. Tym bardziej że Philip chciał dla mnie dobrze.
– Mówią o tobie?
– Rozpowiadają jakieś chore rzeczy, że jestem nową zdobyczą Nate’a. Że pieprzy mnie na boisku! I inne podobne rzeczy. A potem patrzą mi bezczelnie w twarz. Jakby mieli do tego jakiekolwiek prawo – wyrzuciłam pełna żalu i chyba dopiero wtedy Philip zrozumiał, że to trochę poważniejsza sprawa. Jego wyraz twarzy znacznie się zmienił na bardziej skupiony, a w oczach mogłam dostrzec znajomy błysk.
– Cholera, serio? Nate nic mi nie mówił na ten temat.
– Wcale mnie to nie dziwi.
– Jak to?
– Po nim to spływa, jakby to było coś normalnego.
– Dla niego pewnie trochę jest. Sam sobie zapracował na taką reputację, nic dziwnego, że ucierpiałaś na tym i ty. Ostatnio często bywasz w jego towarzystwie, ludzie musieli to zauważyć.
– Nie obchodzi mnie to, Philip. Możecie uważać, że przesadzam. Ale do kurwy, nie będę patrzeć bezczynnie, jak ludzie mnie obgadują. Najgorsze w tym wszystkim jest właśnie to, że on im na to pozwolił. Nie powiedział ani jednego cholernego słowa w naszej obronie! Albo choćby mojej.
– Okej, masz rację – przyznał. – I wcale nie przesadzasz. Oni nie mają prawa rozpowiadać na twój temat takich rzeczy. A on powinien tego dopilnować – rzekł pełny przekonania, co naprawdę pozytywnie mnie zaskoczyło. Poczułam wielką ulgę, widząc, że miałam go po swojej stronie. I że wcale nie uważał mnie za dziwadło, które wszystko wyolbrzymiało.
– Naprawdę tak uważasz?
– Jasne, że tak! To, że jest moim kumplem, nie znaczy, że będę go bronił – rzekł oburzony. – Zachował się w tym przypadku jak dupek. A fakt, że jesteś moją siostrą, tylko stawia go w jeszcze gorszym świetle.
– Myślałam, że obydwoje będziecie mieć mnie teraz za jakąś wariatkę, która przejmuje się głupimi plotkami – wyznałam niepewnie.
– No co ty, to wcale nie jest głupie. I cieszę się, że nie chcesz sobie na to pozwalać. Trzeba walczyć o siebie. Poza tym nikt nie będzie rozpowiadał o mojej siostrze takich rzeczy.
– Dzięki za wsparcie.
– Przecież wiesz, że zawsze będę po twojej stronie.
– Zawsze? – Zmrużyłam podejrzliwie oczy. Mój chytry umysł podsunął mi myśl, że to była dobra okazja, by powiedzieć bratu o planach na zbliżające się wakacje.
– Zawsze.
– Nawet jak będę chciała zrobić coś szalonego?
– O nie, co znowu wymyśliłaś? – Philip od razu wyłapał, że coś kombinowałam. Zaśmiałam się i szybko zebrałam odpowiednią wersję wydarzeń do kupy, by mu ją przekazać.
– Nic takiego… Chcemy z Agness jechać do Włoch na kilka dni. W przerwie wakacyjnej.
Dlaczego to kłamstwo przyszło mi tak łatwo?
– Łooh, jakie szaleństwo – roześmiał się, robiąc przy tym wielkie oczy. Oczywiście tylko się ze mnie nabijał.
– No ej! Nigdy nie byłam we Włoszech, to jest szaleństwo – oburzyłam się, co w sumie było szczere. Mimo wszystko dla mnie to wciąż było wielkie wydarzenie. Miałam mnóstwo wątpliwości i obaw związanych z tym wyjazdem. Chwilami ogarniało mnie przerażenie, jak pomyślałam sobie, że będę zupełnie sama, w obcym kraju. Bo przecież jakoś musiałam dotrzeć do Toma, zanim będziemy już tam razem.
– Okej. Ale to spoko pomysł. Może pojedziemy we trójkę? – zaproponował z entuzjazmem, który ja musiałam zgasić. I w tamtym momencie poczułam lekkie ukłucie na sercu.
– Nie obraź się… Ale chciałyśmy jechać same.
– Ech, no tak. Nie ma sprawy – zapewnił z uśmiechem.
Mimo to i tak nie poczułam się zbyt dobrze. Bo przecież nie znał całej prawdy. Byłam pewna, że gdybym mu powiedziała, że chciałabym jechać tam sama, robiłby problemy. Przede wszystkim, nie zrozumiałby mojej decyzji. Czasami miałam wrażenie, że wszystko było takie proste, a my sobie sami to komplikowaliśmy.
– Czyli mogę liczyć na twoje wsparcie w rozmowie z mamą?
– Jasne. Razem ją jakoś urobimy. – Puścił mi oczko, a ja uśmiechnęłam się szeroko i w przypływie radości rzuciłam mu się na szyję.
– Dziękuję!
– Tyle miłości! – zawołał, odwzajemniając mój uścisk.
– Fuj! – krzyknęłam, po czym obydwoje zaczęliśmy się śmiać.
Nie było tak źle. Ale mogłoby być lepiej. Gdybym nie musiała kłamać…


Weekend sprzyjał rozmowie z naszą rodzicielką, ponieważ od rana była w domu, co oznaczało, że również powinna być trzeźwa. Mimo to nie czułam się wcale pewnie. Po pierwsze dlatego, że kłamałam. A po drugie, unikałam matki jak ognia od dłuższego czasu. Jakiekolwiek nawiązanie istotniejszej rozmowy budziło niezrozumiałą niezręczność, zupełnie jakby była dla mnie obcym człowiekiem.
Widok gotującej matki nie był codziennością. Dlatego poczułam się lekko skołowana, gdy wchodząc do pomieszczenia, ujrzałam ją przy kuchence. Zdążyłam zapomnieć na chwilę, o czym właściwie chciałam z nią rozmawiać. Pomijałam fakt, że nie było nawet jedenastej, a ona już coś przygotowywała. To było tak dziwne, że zaczęło mnie niepokoić. Ktoś chyba powinien teraz trzepnąć mnie w twarz. Gdzie, do cholery, mój brat, który miał mnie wspierać!?
– Wcześnie dziś wstałaś. – Jej głos nagle zadźwięczał mi w uszach, aż potrząsnęłam głową, wracając szybko do rzeczywistości.
Odchrząknęłam i weszłam w głąb kuchni, bo wciąż stałam jak kołek w wejściu.
– Nie mogłam spać. – Starałam się brzmieć całkiem normalnie, ale było to cholernie trudne. Naprawdę nie umiałam już chyba z nią rozmawiać jak dawniej. Żal, który do niej odczuwałam, utrudniał wszystko jeszcze bardziej. Tym razem jednak wiedziałam, że kolejne spięcia między nami na pewno nie pomogą mi w uzyskaniu akceptacji odnośnie moich wakacji we Włoszech. Musiałam po prostu skupić się na swoich planach i zapomnieć na pięć minut o negatywnych emocjach, które próbowały się ze mnie wyrywać.
– Wiesz, dokąd wyszedł twój brat? – Kobieta wyraźnie nie czuła takich oporów przed nawiązywaniem rozmów jak ja. Uwaga na temat tego, że to raczej ona powinna wiedzieć, gdzie się szwendają jej dzieci, aż cisnęła się na usta. Dlatego je zamknęłam i wzruszyłam tylko ramionami w odpowiedzi. I choć wcale nie chciało mi się pić, nalałam sobie wody do szklanki, żeby tylko się czymś zająć. Oparłam się plecami o zlew i sączyłam ją bardzo powoli. Co najmniej jakby to było dobre wino, a nie zwykła woda. Co za porażka. Philip od razu by mi to załatwił...
– Chciałabym, żebyście zjedli dzisiaj obiad w domu. Nie masz innych planów? – Spojrzała na mnie i daję słowo, że moje oczy stały się nienaturalnie wielkich rozmiarów. Jak na tych wszystkich selfiaczkach lasek, co robią wytrzeszcz, żeby to pokazać, jakie to niby ogromne i piękne ślepia mają... Tymczasem ja, będąc w szoku, pokręciłam głową. Co tu się dzieje? Od kiedy zależy jej, żebyśmy jedli razem obiad? Od kiedy zależy jej, żebyśmy w ogóle cokolwiek jedli...
– W takim razie napisz do brata, jeśli możesz.
Z minuty na minutę robiło się coraz dziwniej, a ja nadal nie poruszyłam najbardziej interesującego mnie tematu. Teoretycznie nie musiałam pytać jej o zdanie, praktycznie jednak zawsze wyglądało to inaczej. W końcu dorosłość nie zaczynała się na cyfrach w dowodzie. W niektórych przypadkach to dobrze, a w innych już mniej. Nie uważałam, bym była zbyt niedojrzała na podejmowanie własnych decyzji. I cały czas argumentowałam sobie swoją sytuację tym, że dużo młodsze osoby ode mnie wyjeżdżają za granicę na tego typu wakacje, czy choćby jakieś szkolne wymiany. Może w końcu powiedz to matce, a nie samej sobie?
– Razem z Agness planujemy wyjazd do Włoch w pierwszym tygodniu wakacji – wypaliłam, nie próbując już nawet owijać w bawełnę.
– Same? – Usłyszałam w odpowiedzi, na co moje mięśnie automatycznie się spięły.
Bądź twarda, Iv. Dasz radę.
– Tak. We dwie.
– Czemu akurat tam? Nie możecie jechać po prostu nad morze? Albo w góry? – mówiła dalej, nawet na mnie nie patrząc. Nie miałam pojęcia, co gotowała, ale wyraźnie ta potrawa wymagała w tamtym momencie dużo więcej uwagi ode mnie. To jednak nie było dla mnie aż tak istotne. Bardziej interesowały mnie jej słowa, które powoli wzbudzały we mnie irytację. Czułam w kościach, do czego piła i że nie skończy się to dla nas dobrze.
– Chcemy jechać do Włoch, a nie nad morze, czy w góry – zaznaczyłam ze stanowczością.
– Muszę się chyba nad tym zastanowić.
– Ale nad czym tu się zastanawiać? Musimy już wszystko planować. Zabukować bilety, zarezerwować hotel – powiedziałam szybko, niemal na jednym wydechu. A kobieta w końcu przestała mieszać w garnku i odwróciła się w moją stronę z dość surowym wyrazem twarzy.
– Widzę, że już wszystko sobie obmyśliłaś, nie czekając nawet na moją zgodę. Więc po co w ogóle mi o tym mówisz, skoro nie zamierzasz mnie słuchać?
– Żebyś nie robiła afery – skwitowałam całkowicie szczerze. Bo przecież o nic innego nie chodziło. Chciałam móc spokojnie wyjechać do Włoch, nie stresując się, że jak wrócę, będzie czekało mnie piekło. Albo co gorsza, że matka wyśle za mną cały oddział wojska.
– Aha. Bo to takie proste, prawda? – Skrzyżowała ręce na piersi, a ja wciąż nie rozumiałam, w czym widziała problem.
– Tak. Nie widzę w tym nic skomplikowanego.
– Nie podoba mi się twoje podejście.
– Nie musi ci się podobać. W końcu to moje podejście i moje życie – stwierdziłam, wbijając w nią swoje zirytowane spojrzenie. Byłam już na granicy i wiedziałam, że jeśli za chwilę nie przestanie mnie prowokować, to ja przestanę się hamować.
– Przypominam ci, że do dorosłości ci jeszcze trochę brakuje.
– Boże, nie mów mi o dorosłości. Sama niewiele o niej wiesz.
– Zapędzasz się znowu.
– Przestań. Próbowałam być miła. Ale wkurza mnie, że żyjesz sobie z dnia na dzień, popijając swoje winka, a potem, gdy czegoś potrzebuję albo chcę zrobić, udajesz nagle zatroskaną matkę. Jaki masz problem z tym wyjazdem? Bo ja nie widzę żadnego. Jestem pełnoletnia i nie widzę powodu, żebym miała nie pojechać sobie na tydzień do Włoch, czy gdziekolwiek indziej – wyrecytowałam, pozwalając sobie w końcu na upust emocji. Wyrzuciłam dokładnie wszystko, co miałam na myśli. I wiedziałam, że jej się to nie spodoba. Ale przecież byłam szczera.
– W taki sposób nie będziemy rozmawiały – oznajmiła zdenerwowana i odwróciła się do mnie ponownie plecami niczym obrażone dziecko.
– Świetnie. Nie musimy wcale. To przecież wychodzi nam najlepiej – zironizowałam. Właściwie chciałam dać sobie już spokój i po prostu wrócić do swojego pokoju, żebyśmy obydwie mogły trochę ochłonąć. Jeszcze miałam nadzieję, że później uda mi się załagodzić sytuację i dojść do jakiegokolwiek porozumienia, ale widocznie ona uważała inaczej. Zatrzymałam się w półmroku, gdy odpowiedziała na mój komentarz.
– Może najpierw powinnaś nauczyć się szacunku, zanim zaczniesz planować zwiedzanie świata! – rzuciła, znowu stając do mnie przodem. Widziałam, że była już wściekła. Może to jedyne, co nas łączyło w tamtym momencie.
– A ty odpowiedzialności, zanim założysz rodzinę.
– Dosyć tego. Jesteś bezczelną gówniarą, a nie dojrzałą osobą. Zapomnij o jakimkolwiek wyjeździe.
– Nie możesz mi zabronić.
– Właśnie to robię.
– Nic nie zrobisz. Nie możesz mnie powstrzymać.
– Przypominam ci, że nadal mieszkasz pod moim dachem i nadal to ja zarządzam środkami finansowymi.
– Naprawdę używasz tego argumentu? Po prostu nie wierzę! – Uniosłam się, nie mogąc pojąć jej postępowania. Dlaczego za każdym razem musiała być przeciwko mnie!?
– Sama do tego doprowadzasz, nie widzisz tego?
– Nie waż się mnie za to winić. Nie ja spieprzyłam. Nie wmówisz mi wyrzutów sumienia. Nie tym razem – wysyczałam rozjuszona, czując, że przekroczyłyśmy już ostatnie granice.
– Co tu się dzieje? – Nawet nie zauważyłam, kiedy Philip zjawił się w domu. Było jednak już za późno. Na cokolwiek. A mi stało się to wszystko jedno.
– Nic – odparłam sucho, mrożąc spojrzeniem naszą matkę. – Jednak mam dzisiaj plany – dodałam jeszcze, zanim wyminęłam stojącego w wejściu zdezorientowanego brata.
Może ta rodzina już dawno przepadła. Może nie było już dla nas nadziei.