poniedziałek, 30 kwietnia 2018

Kartka nr 18. "Nigdy"


Miałam wrażenie, że Tom stał i czekał na mnie pod drzwiami, tak szybko mi je otworzył, niemal natychmiast wciągając do środka. Nie zdążyłam mu nawet powiedzieć: cześć.
– Nareszcie jesteś – rzekł i objął mnie rękami w talii, przyciągając bliżej siebie. Byłam zaskoczona jego entuzjazmem na mój widok. Chyba się nie spodziewałam, że mógłby cieszyć się z tego spotkania bardziej ode mnie. Chciałam odpowiedzieć mu, że też się cieszę, że go widzę, ale chłopak, jak zwykle był pierwszy. Zamknął mi usta namiętnym i zachłannym pocałunkiem. Jakiekolwiek słowa były już nam całkowicie zbędne. Zdążyłam zapomnieć przez te kilka dni rozłąki, jak to było, gdy Tom robił z mojego mózgu papkę. W tamtym momencie właśnie to się działo, gdy błądził językiem w moich ustach. Odwzajemniałam jego natarczywość, przekazując w tym całe swoje pożądanie, jakie do niego czułam.
– Czy my… Nie mieliśmy jeść obiadu? – wydusiłam pomiędzy kolejnymi jego pocałunkami, a to naprawdę nie było łatwe. W ogóle nie wiedziałam skąd znalazłam sobie na tyle silnej woli, by nie dać się ponieść o krok dalej, a zamiast tego zachować odrobinę rozsądku.
– Zdaje się, że tak. Tylko najpierw musimy go zrobić – Oderwał się w końcu od moich warg, spoglądając uważnie w moje oczy.
– Ah, tak… Więc zapraszasz mnie na obiad, który mam sobie zrobić sama? – Podjęłam temat, będąc tym jednocześnie bardzo rozbawiona.
– Nie jestem najlepszy w randkach, jak widać – stwierdził, marszcząc przy tym swoje brwi. – Po prostu nie wyrobiłem się z czasem i niestety wyszło słabo.
– Randki z tobą są naprawdę oryginalne – przyznałam z uśmiechem i z ciekawością skierowałam się do kuchni, by zobaczyć, co Tom miał do zaoferowania. – Masz szczęście, że lubię gotować.
– To mamy coś wspólnego – Muzyk dołączył  do mnie, a ja odwróciłam się w jego kierunku z dość zdziwionym wyrazem twarzy.
– TY lubisz gotować?
– Oczywiście uwierzyłaś w te wszystkie wywiady, w których zapierałem się, że tego nie potrafię robić? – Roześmiał się, opierając plecami o wyspę kuchenną. Zmrużyłam oczy, przyglądając mu się podejrzliwie. Pewnie, że wierzyłam. Wywiady, to było niegdyś jedyne w miarę realne źródło informacji na jego temat.
– Jeśli naprawdę to lubisz, dlaczego kłamałeś?
– Oj tam od razu kłamałem. Po prostu… Chciałem zostawić coś dla siebie – Wzruszył niewinnie ramionami, ale mnie nie satysfakcjonowała ta odpowiedź. Posłałam mu więc znaczące spojrzenie, dając do zrozumienia, że chciałabym, aby to rozwinął. Miałam nadzieję, że jak już poruszyliśmy ten temat, to nie będzie miał problemu z wyznaniem mi swoich powodów do takiego, a nie innego zachowania. – Nie wiem, czy to zrozumiesz. Nie jestem najlepszy w wyjaśnianiu takich pokręconych spraw – zaczął, zastanawiając się przez chwilę prawdopodobnie nad doborem odpowiednich słów. Nie zamierzałam go ponaglać. Sama doskonale wiedziałam, jak czasem trudno było coś komuś przekazać. A każdy chciał być przecież, jak najlepiej zrozumiany przez drugą osobę. – Jak jesteś sławny, to o wszystko cię pytają. Chcą wiedzieć o tobie wszystko. A to, na co im nie odpowiesz, sami sobie odpowiedź znajdą albo co gorsza wymyślą. Na początku to było całkiem spoko. Byliśmy tym podjarani i lubiliśmy o sobie opowiadać. Z czasem jednak… Zacząłem zauważać, że ludzie już nie chcą mnie poznawać. Albo raczej… Nie musieli? Bo przecież byłem niemal, jak otwarta księga. Spotykałem kogoś i wiedział o mnie tak wiele, nie musząc wcale spędzać ze mną czasu. W pewnym momencie przestało mi się to po prostu podobać. Bo chciałem, żeby ludzie mieli szansę mnie poznać. Tak normalnie… Może to głupie. Może trochę nie fair wobec fanów, że nie wszystko, co mówiłem, było prawdą. I pewnie z jednej strony to też pewnego rodzaju fałszywość. Maska, którą zakładam. Ale to jest mój sposób na radzenie sobie z tym wszystkim – wyznał, zdumiewając mnie do tego stopnia, że nie wiedziałam, jak powinnam zareagować. – Tak więc… Odkryłaś mój sekret. A właściwie sam ci go zdradziłem.
– Nigdy nie myślałam o tym w taki sposób…
– Na ogół ludzie się nie zastanawiają nad takimi rzeczami, to normalne – skwitował, nie przejmując się tym w ogóle. – To chyba bierzemy się za ten obiad, co?
– A co zamierzałeś dziś serwować? – zapytałam, rozglądając się po kuchni w poszukiwaniu jakichś wskazówek. Pierwsze, co dostrzegłam, to makaron.
– Nie wiem jeszcze, co lubisz, a czego nie, więc postawiłem na banał. Wydaje mi się, że makaron lubi większość ludzi na świecie.
– Nie mam pojęcia, jak z innymi, ale ja uwielbiam. Umiem nawet zrobić świetny sos! – oznajmiłam, chowając swoją skromność do kieszeni. Czułam się przy nim już na tyle swobodnie, że mogłam pozwolić sobie na nieco większą otwartość, niż zwykle. I to było wspaniałe uczucie.
– Na pewno nie lepszy od mojego – odparł pewny siebie, a ja skrzyżowałam ręce na piersi i wbiłam w niego swoje oburzone spojrzenie.
– Wierz mi, że byłby lepszy, cwaniaczku.
– Nie ma takiej opcji. Mówię ci, sosy to moja specjalność.
– Pff, zmieniłbyś zdanie, jakbyś spróbował moich.
– Okej – rzucił krótko i nagle znalazł się po przeciwnej stronie. Obserwowałam zaintrygowana jego poczynania, gdy otwierał jedną z szuflad, po czym wyciągnął z niej dużą drewnianą łyżkę. Zmarszczyłam brwi, widząc, jak kładzie ją w poprzek blatu. Następnie sięgnął po dwie miski, kolejne łyżki, dwie deski do krojenia oraz dwa noże. Wszystkie te rzeczy rozdzielał po obu stronach blatu, a ja patrzyłam na to z coraz większym niepokojem.
– Co ty właściwie robisz?
– Rywalizacja – oświadczył z chytrym uśmiechem, a ja wytrzeszczyłam oczy.
– Co? Nie pisałam się na żadne rywalizacje!
– Tchórzysz? Udowodnij, że twój sos jest lepszy od mojego – Obdarzył mnie wyzywającym spojrzeniem, które naprawdę obudziło we mnie jakiegoś ducha walki. Umiał świetnie prowokować!
– Dobra. Jeszcze będziesz tego żałował.
– Bardzo chętnie – Oblizał usta, a ja w tamtym momencie uświadomiłam sobie w jak bardzo osłabionej pozycji się znajdowałam. Byłam w jego mieszkaniu, jego kuchni i jeszcze w jego obecności. Trzy skuteczne rozpraszacze, które z pewnością miały wpływ na efekt końcowy moich sosowych poczynań. – Wszystkie składniki masz w lodówce i szafkach na górze. A to jest twoja połowa blatu – Wskazał mi miejsce mojej pracy, a sam przesunął się na drugą stronę.
– Ale nie mamy limitu czasowego?
– Nie. Choć wypadałoby zjeść ten obiad o przyzwoitej porze.
– Okej. To do dzieła – rzuciłam, wciąż nie dając po sobie poznać, że w ogóle się tym przejęłam. A przejęłam się mocno! Gotowanie dla niego było lekko stresujące. W dodatku, gdy mógł patrzeć mi na ręce. Starałam się jednak kontrolować i zrobić ten sos najlepiej, jak tylko umiałam. Naprawdę wierzyłam w swoje możliwości. Przecież robiłam to w domu milion razy i za każdym razem wszystkim smakowało. Gotowanie nie było jakąś moją wielką pasją, ale po prostu lubiłam to robić. Relaksowało mnie to, a najbardziej cieszyło mnie, jak komuś smakowało.
– To co najbardziej lubisz gotować? – Tom zagadnął mnie w pewnej chwili, sam całkiem sprawnie krojąc warzywa. Boże, on naprawdę wie, co robi! Zapatrzyłam się na kilka sekund na jego dłonie, które sprawiały wrażenie, jakby działały automatycznie. To było coś seksownego. Od zawsze miałam zboczenie na punkcie jego rąk. Pewnie, dlatego, że był gitarzystą i wiązało się to  z tym, że potrzebował ich do swojej pracy. A przez to, były tak wyćwiczone i silne. Tak bardzo mnie to jarało. – Ivy?
– Aua, cholera – syknęłam, gdy przez swoją nieuwagę najechałam ostrym nożem na swoją skórę zamiast pomidora. Mówiłam, że to rozpraszacz!
– Więc krew jest twoim tajnym składnikiem do sosu? – Zażartował, gdy ja automatycznie wsadziłam sobie palec do buzi, żeby zatamować krew, która zaczynała się z niego sączyć. Taki z niego cwaniak, a to wszystko jego wina. – Daj, zakleimy to – Pojawił się nagle obok z plastrem w ręce. Bez słowa więc wystawiłam mu swój zraniony palec i pozwoliłam by go opatrzył. – Mam kurs z pierwszej pomocy, więc jakby co, to nie musisz się martwić – Puścił mi jeszcze oczko, zanim powrócił na swoje stanowisko pracy.
– To wszystko twoja wina – zarzuciłam mu bez wahania, a on odpowiedział mi śmiechem.
– Przepraszam, że niby przeze mnie prawie odcięłaś sobie palec?
– Tylko się drasnęłam – mruknęłam niezadowolona. – I owszem. Rozpraszasz mnie swoją gwiazdorską osobą.
– Ah… To mam się schować pod stół, czy założyć pelerynę niewidkę? – Uniósł brwi, odwracając głowę w moją stronę. Zmrużyłam groźnie oczy, lustrując go uważnie.
– Lubisz Harrego Pottera?
– A czy istnieje ktoś, kto go nie lubi?
– Wierz mi, że istnieją tacy dziwacy – zapewniłam go, krzywiąc się przy tym. – Co tam sypiesz? – Zerknęłam mu przez ramię, widząc, że dodaje jakąś przyprawę. Chłopak jednak skutecznie zasłonił mi widok swoim rosłym ciałem.
– Nie podglądaj. To jest praca indywidualna.
– Pff, przestaję cię lubić – prychnęłam, ale grzecznie wróciłam na swoje stanowisko pracy i przyspieszyłam trochę obrotów, bo nie chciałam skończyć jako druga. Co prawda nie chodziło w tej zabawie o to, które z nas będzie pierwsze, ale wiadomo, że nikt nie chciał być na drugim miejscu!
– Jakoś ci nie wierzę.
– Bo jesteś narcyzem – stwierdziłam ze śmiechem i nie musiałam nawet na niego patrzeć, by widzieć tą urażoną minę.
– Przynajmniej umiem kroić pomidory!
– No nie, ale mi dogryzłeś – Moja twarz przybrała przejętego wyrazu, a ja bardzo starałam się tego nie zepsuć swoim humorem, który próbował się ze mnie wydostać. – W moim sosie nie będzie całych kawałków pomidorów.
– Dlatego mój będzie lepsiejszy.
– Boże, co to za słowo.
– Zapamiętaj je.
– Tak czuję, że długo go nie zapomnę – stwierdziłam, znowu śmiejąc się z niego pod nosem.
– To co z tą twoją ulubioną potrawą? – zapytał nagle, wracając do tematu który zaczął już kilka minut wcześniej, zanim moje sieroctwo postanowiło nam przerwać.
– Ah… Chyba nie mam jednej, konkretnej. Gdy mam przepis, to nie ma dla mnie znaczenia, co gotuję. Pod względem samego przyrządzania.
– Ja lubię gotować, ale jako że też jestem leniwy, to najbardziej odpowiadają mi szybkie i proste przepisy. Jak na przykład makaron.
– No tak, to wiele wyjaśnia. Chciałeś po prostu pójść na łatwiznę i nie chodziło wcale o to, żeby mi też smakowało.
– No wiesz… Jak możesz posądzać mnie o takie rzeczy – Wyszczerzył się do mnie, a ja pokręciłam tylko głową, śmiejąc się z całej sytuacji.
Ostatnią rzeczą, jaka przyszłaby mi na myśl, było dzielenie pasji gotowania z Tomem. Życie naprawdę potrafiło zaskakiwać i dawało mi do zrozumienia, że limit niespodzianek wcale się nie wyczerpywał. Cieszyło mnie, że wiedziałam o Tomie coraz więcej. Że sam się przede mną otwierał. Zdradzał mi swoje malutkie tajemnice, które jednocześnie były tak bardzo wyjątkowe, gdy miałam świadomość, że żadna inna fanka na świecie nie miała o nich pojęcia. To sprawiało, że ja sama nie byłam już tylko jakąś tam fanką. Czułam, że byłam kimś więcej. I tak mnie to wszystko nakręcało, że choć planowałam jeszcze przed przyjściem do Toma, wyjaśnić z nim sprawę jego dziewczyny… Nie chciałam tego robić. Będąc z nim, zachowując się tak swobodnie, ciesząc tymi wspólnymi chwilami, po prostu nie umiałam sobie tego odebrać. Nie umiałam być tak okrutna dla samej siebie.
Ustaliliśmy z Tomem, że jego porcja sosu będzie przeznaczona dla mnie, a on będzie jadł moją. Z nim nawet zwykły obiad stawał się fascynujący. Po jakiejś ponad pół godzinie, wszystko było gotowe i obydwoje mogliśmy skosztować swoich autorskich przepisów. Byłam na tyle głodna, że pewnie smakowałoby mi wszystko. Aczkolwiek musiałam przyznać, że Tom naprawdę potrafił gotować. Oczywiście nie mogliśmy wyłonić zwycięzcy, bo w efekcie końcowym obydwa sosy były pyszne. A my nie byliśmy wystarczająco obiektywni, by rzetelnie je ocenić. Zdecydowanie brakowało w tej rywalizacji jakiegoś bezstronnego jury.

Czas przy nim upływał niezauważalnie szybko. Pochłaniały mnie dźwięk jego melodyjnego głosu, czekoladowe spojrzenie. Hipnotyzował. Znowu go poznawałam. Poznawałam prawdziwego Toma, który chyba trochę, jak ja, oszalał.  I choć to było totalnie pokręcone i nierealne… było zarazem rzeczywistością. Najpiękniejszą. I to ja odgrywałam w niej jedną z głównych ról. Razem tworzyliśmy coś niesamowitego, co nie śniło się żadnemu z nas. Wpadliśmy w coś, z czego nie chcieliśmy wcale się wydostawać. Być może już nigdy więcej nie moglibyśmy być tak szczęśliwi? Dlatego zapominaliśmy o całym świecie i korzystaliśmy z tego, co dawał nam los.

– Szkoda, że nie możesz zostać do jutra… Albo najlepiej jechać ze mną –  Chłopak oparł brodę na moim ramieniu, gdy siedzieliśmy już we dwoje na kanapie. W tle leciała jakaś przyjemna piosenka, która na pewno już zawsze będzie kojarzyła mi się z tamtą chwilą.  Zrobiło mi się miło, słysząc od niego takie słowa. Jechać z nim, to było dla mnie coś poważnego. Dawało mi do zrozumienia, że stałam się dla niego już ważna do tego stopnia, że pragnął mieć mnie bliżej siebie. Nawet podczas swoich wyjazdów.
 Mam niestety też inne obowiązki… A wyjazd, to już w ogóle szalona sprawa –  Zaśmiałam się, wyobrażając już sobie, co by się działo, gdybym z nim wyjechała. Nie tylko w moim domu, ale i w mediach. Przecież od razu ktoś, by mnie wyczaił. A chyba żadne z nas tego nie chciało.
 – Wiem   Westchnął cicho. – Czuję się czasem przy tobie, jakbym odżył na nowo – wyznał nagle w zamyśleniu. Totalnie mnie tym rozproszył. Jak to odżył na nowo? Przy mnie? Co to w ogóle miało znaczyć? Tyle pytań i ani jednej odpowiedzi. Nawet gdybym chciała wypowiedzieć, któreś na głos, Tom chyba nie zamierzał się nad tym rozwodzić. Bardzo szybko zamknął mi usta krótkim, słodkim pocałunkiem. – Powinienem zacząć się pakować – dodał z wyraźnym zawodem w głosie.
– Mam sobie iść? – wypaliłam, niewiele już myśląc. Wydało mi się to jakieś naturalne, nie chciałam mu przeszkadzać. Poza tym nadal byłam rozkojarzona tym, co usłyszałam parę sekund wcześniej.
 – Niee. Zostań jak najdłużej możesz    Chwycił mnie za rękę i pociągnął, abym wstała razem z nim. Uśmiechnęłam się tylko po czym pozwoliłam poprowadzić się do jego sypialni, bo w tamtą stronę właśnie nas kierował. –  Szybko się uwinę i będę miał czas tylko dla ciebie –  Usadowił mnie na łóżku, a sam podszedł do szafy i wyjął z niej podróżną torbę. Stał przez chwilę bezczynnie, jedynie się w nią wpatrując. Obserwowałam to z zaintrygowaniem. Czekał, aż ubrania same mu wskoczą do torby?
   Eh… A może jednak zrobię to później    stwierdził nagle i wrócił szybko do mnie, siadając obok. Uniosłam na niego swoje tęczówki, przyglądając mu się z rozbawieniem. To była najszybsza zmiana decyzji, jaką miałam okazję widzieć w ostatnim czasie.
  Powiesz mi, co ze mną zrobiłaś? –  Przechylił lekko głowę, również skupiając na mnie swoje spojrzenie.
 – I znowu moja wina? –  Parsknęłam śmiechem. –  Nie mam pojęcia, co takiego się wydarzyło, że jestem tu teraz z tobą, Tomem. Sławnym muzykiem.
 – Oszalał   odparł bez wahania i rzucił się na mnie, powalając na pościel. –  Na twoim punkcie –  dodał, pochylając się nade mną i musnął moje usta, powodując gorące dreszcze na całym ciele. O rany… Nie wiedziałam, co mnie podniecało bardziej. To, że oszalał na moim punkcie. Czy to, że znowu byliśmy w jego sypialni, na jego łóżku, a on praktycznie na mnie leżał, całując mnie.
– Szalony gitarzysta, który pojedzie w trasę bez swoich rzeczy, bo nie chce mu się pakować – Dźgnęłam go palcem w bok, nakłaniając jednocześnie, żeby jednak się ruszył. – Może ci pomogę? Będzie szybciej i wtedy będziesz cały mój, a ja bez wyrzutów sumienia – zaproponowałam, spoglądając mu w oczy. Uśmiechnął się, oblizując swoje spierzchnięte wargi. Co ja robiłam? Walić to pakowanie! Przecież możecie robić inne, lepsze rzeczy… Już zapomniałaś?
– Opcja z „cały twój” przekonuje mnie najbardziej.
MNIE TEŻ.
Już nawet nic nie odpowiedziałam, bo zrobiło mi się tak gorąco, że głos ugrzązł mi w gardle. Albo może od razu gdzieś między moimi nogami! To było takie złe. A może takie dobre.
Tom jednak od razu wstał i wyciągnął do mnie rękę, bym uczyniła to samo. Sama zaproponowałam mu pomoc, więc nie mogłam się teraz wycofywać. Mimo że po głowie chodziły mi już tylko same kosmate myśli. Nawet jego szafa wydała mi się niezwykłym miejscem na spędzenie upojnych chwil. To musiał być efekt uboczny naszej dziwnej rozmowy na moście. O rany. Co on ze mną robił?
– Nie mam tu wszystkich rzeczy, więc nie potrwa to tak długo – Jego głos sprowadził mnie z powrotem na ziemię.
– W takim razie… Ty może wybieraj, co potrzebujesz, a ja będę układała w torbie.
– Co za wspaniała organizacja. Chyba wezmę cię na stałe na pomoc w pakowaniu.
– Polecam się – zaśmiałam się, a zaraz po tym obydwoje wzięliśmy się do roboty. Wiedzieliśmy, że im szybciej skończymy, tym szybciej będziemy mogli przejść do ciekawszych rzeczy. Albo znowu tylko ja o tym wiedziałam? Myślałam… A przynajmniej na początku, bo im dłużej to trwało, tym moje myśli zbaczały w zupełnie innym kierunku.
Samo pakowanie było nawet przyjemną formą spędzania czasu, ale jednocześnie przypominało mi o tym, że Tom kolejnego dnia wyjeżdżał. I miało nas dzielić jeszcze więcej, niż dotychczas. Dobijała mnie ta myśl. Trudno było mi sobie wyobrazić kilka miesięcy bez kogoś, kto stał się tak istotny w moim życiu.
 – Będę tęsknić… –  wyznałam szczerze, gdy skończyliśmy, a Tom zapinał już swoją torbę. Wprowadziłam się w tak melancholijny nastrój, że musiałam  się z nim tym podzielić. Uświadamianie sobie, że przez najbliższe dni nie będę mogła czuć go już obok siebie było beznadziejnie dobijające.
– Wiem – Podszedł do mnie, stając naprzeciwko i oparł swoje czoło na moim. W jego oczach również mogłam dostrzec tlący się smutek. Czuł to samo, co ja. Wiedziałam o tym. Jego oczy zdradzały mi najgłębsze tajemnice. – Ja też…
Przymknęłam powieki, wzdychając cicho. Musiałam jakoś wytrwać. Przecież on kiedyś wróci… Ale czy wróci do mnie?
  Możesz tu przychodzić,  kiedy będziesz miała ochotę   powiedział nagle, a ja otworzyłam szeroko oczy.
W pierwszej chwili nie bardzo wiedziałam, o czym mówił. Dotarło to do mnie, gdy  odsunął się i sięgnął ręką na szafkę, biorąc z niej srebrny brelok z zaczepionymi kluczami. Rozchyliłam usta z wrażenia. Zaskoczył mnie, aż nie mogłam wydobyć z siebie głosu.
  Tylko nie sprowadzaj mi tu żadnych przystojnych facetów    Zrobił groźną minę, którą szybko zastąpił uśmiechem, jednocześnie wciskając mi klucze w rękę.
 – Mam podlewać kwiatki? –  wykrztusiłam cicho, zaciskając klucze w dłoni. Wzmianka o przystojnych facetach w tamtym momencie nawet jeszcze do mnie nie docierała.
 – Kotku, przy moim trybie życia kwiatki by nie przetrwały tygodnia –  Roześmiał się w czym mu też zawtórowałam. Od razu jakoś się rozluźniłam. –  Ale dla ciebie mogę zacząć je hodować. Pod warunkiem, że się nimi zaopiekujesz    Spojrzał w moje oczy, a na moją twarz automatycznie wpłynął uśmiech. TO BYŁO TAKIE SŁODKIE!
 – Zaopiekuję –  zgodziłam się bez chwili wahania i wcisnęłam jego klucze do kieszeni spodni, by były już bezpieczne. Mój żołądek znowu sprawiał wrażenie, jakby rozprzestrzeniało się po nim stado motyli. Tak bardzo mnie to wszystko ekscytowało. W jednej chwili miałam wątpliwości, czy Tom po powrocie będzie w ogóle chciał o mnie jeszcze pamiętać… A w drugiej on mówił, robił takie rzeczy, że cały świat znowu przestawał mieć znaczenie.
 – Mówiłem ci, że jesteś słodka?
 – Nie jestem pewna – Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się przez moment. – Ale w sumie możesz mi to powtarzać, ile razy tylko chcesz – odparłam zadowolona i zarzuciłam mu ręce na kark, przyciągając go do siebie. Musnęłam lekko jego usta i ponownie spojrzałam w jego oczy.  – Chcę być twoja – wyszeptałam prosto w jego wargi, czując jak serce zaczyna walić mi w piersi. Bo tak bardzo wiedziałam, co mówiłam. – Weź mnie jeszcze raz…
Nie wiedziałam, czy tego się spodziewał. Sama chyba nie dowierzałam swoim słowom. Bo o ile byłam pewna, że go pragnęłam, to nie przypuszczałam, że będę na tyle odważna, by mu to powiedzieć wprost. Widocznie zmieniało się we mnie dużo więcej, niż mogłabym sądzić.
– Jesteś niesamowita –  Zaśmiał się cicho, ocierając nosem o moją skórę. –  Będzie, jak zechcesz    dodał, całując czule moje usta. Czułam rosnącą we mnie jeszcze większą ekscytację. Chciałam zapamiętać ten dzień i móc go wspominać, gdy będę tęskniła za Tomem. Ale chciałam także, aby i on go zapamiętał.
– Chodź tu do mnie – Wyciągnął do mnie dłoń, siadając na łóżku. Uśmiechnęłam się, chwytając ją bez wahania. Zajęłam miejsce obok niego, a Tom objął moją twarz, niemal od razu wpijając się w moje usta. Zaczęłam odwzajemniać pocałunek, również układając swoją dłoń na jego szorstkim policzku. Nasze języki coraz namiętniej napierały na siebie, co już na wstępie odbierało mi trzeźwość myślenia. Jego usta za każdym razem smakowały lepiej, a ja unosiłam się ponad ziemię na skrzydłach podniecenia, które się we mnie kumulowało.   
Nie przestając mnie całować, złapał moje obie ręce, unosząc je ponad moją głowę i nagle opadłam na miękką pościel, przyparta jego ciałem. Westchnęłam cicho, bo nawet ta drobna czynność sprawiała, że zaczynałam drżeć pod nim z uniesienia. Tego wieczoru nie było mowy o żadnych głupich wątpliwościach, czy jakiejkolwiek niepewności. Pragnęłam go jeszcze mocniej, niż ostatnim razem. I wiedziałam już, czego mogłam się spodziewać. Wszystkie bariery zostały pokonane, a ja w końcu czułam się na właściwym miejscu. I to było tak wspaniale, pobudzające uczucie.
Tom oderwał się od moich ust, spoglądając na chwilę w moje zamglone oczy. A ja wykorzystałam ten moment, by chwycić za skrawek jego koszulki i podciągnąć ją do góry. Tak bardzo miałam ochotę ją z niego zerwać, lecz nawet gdybym spróbowała, nie dałabym rady. Pozostało mi jedynie zdać się na jego łaskę, gdy pomógł mi w pozbywaniu się z niego wadzącego materiału.
Z moich ust wydobyło się pełne frustracji sapnięcie, kiedy wyciągałam swoje ręce w kierunku jego boskiego torsu, a on zablokował mój ruch, nim w ogóle zdążyłam dotknąć jego mięśni. Złapał moje nadgarstki i ponownie umieścił je ponad moją głową. Nie przytrzymywał ich jednak, bo jego dłonie w tamtym momencie powędrowały prosto na moje piersi, a ja westchnęłam jeszcze głośniej, automatycznie przymykając powieki. I od razu zapomniałam, że w ogóle chciałam go dotknąć. Muzyk zaczął je ugniatać i całować poprzez materiał mojej bluzki, co podsycało mnie do tego stopnia, że czułam się już całkiem mokra. Nie kontrolowałam własnych myśli, poddałam się temu całkowicie, pozwalając sobie na coraz głośniejsze dźwięki wypływające z moich ust.
Odchyliłam głowę do tyłu, gdy jego mokre pocałunki przeniosły się na mój dekolt i szyję. Wciąż nie przestawał masować moich piersi, a ja marzyłam już tylko, by pozbył się ze mnie tych wszystkich ubrań. Chciałam poczuć jego gorący język na swojej skórze. Zamiast tego, on nadal drażnił mnie przez materiał. Przyssał się do mojego sutka, wywołując tym we mnie kolejną falę podniecenia. Tym razem jego ruchy nie były tak delikatne i chyba dlatego odczuwałam to wszystko jeszcze mocniej. Podobało mi się, jak intensywnie naciskał na moją pierś, z jaką zachłannością ją ssał. Przestałam już słyszeć nawet swoje jęki, tak bardzo odpływałam w tej otchłani przyjemności. Wtedy on w końcu zdecydował się pozbyć ze mnie ubrań, w czym mu pomogłam z największą radością. Chyba nigdy w życiu nie byłam tak bardzo napalona i jednocześnie pewna siebie. Chciałam być przed nim naga, a jeszcze bardziej chciałam, żeby mnie znowu miał.
Odrzuciliśmy ciuchy na bok, a ja w końcu mogłam go dotknąć. Nasza pozycja zmieniła się na chwilę do siedzącej, co od razu wykorzystałam, napierając swoimi dłońmi na jego tors, a ustami przyssałam się do jego skóry. Tym razem mnie nie powstrzymywał. Wyznaczałam mokrymi wargami trasę od jego szyi, aż po ramiona i brzuch. Jego westchnienia dawały mi znak, że mu się to podobało, co nakręcało mnie jeszcze bardziej. Mięśnie Toma napinały się coraz silniej z każdym kolejnym moim muśnięciem. Nie pamiętałam, od jak dawna marzyłam o takiej chwili. Dlatego długo pieściłam jego tors, chcąc się nim nacieszyć, a on mi na to pozwalał. Choć widziałam, że był już na granicy. Obydwoje byliśmy, więc zmusiłam się w końcu do przerwania tych pieszczot i wpiłam się w jego usta. Moje piersi wówczas zetknęły się  z jego klatką, co było dla mnie tak głębokim doznaniem, że jęknęłam prosto między jego wargi. Wtedy Tom dołożył oliwy do ognia, kładąc dłonie na moich pośladkach i ściskając je lekko. Czułam, że za chwilę oszaleję, jeśli nie skończymy tej gry. Więc moje szaleństwo było bardzo blisko, bo to nie był jeszcze koniec.
Nagle znalazłam się z powrotem na pościeli, lecz tym razem Tom ułożył mnie bokiem. Moje plecy przylegały do jego torsu, a dłoń gitarzysty nagle znalazła się między moimi nogami i wystarczyło by użył tylko dwóch palców, bym znowu zaczęła się wić, jak wąż.  Kolejne westchnienia już samoistnie wypływały z moich ust. Pocierał najwrażliwszy punkt stopniowo, robiąc to coraz szybciej i szybciej. W międzyczasie objął moją głowę, przyciskając ją do swojej klatki. A sam pochylił się, by móc sięgnąć moich ust. Nie byłam w stanie skupiać się na pocałunkach, gdy jego palce wciąż pocierały łechtaczkę. Zamiast odwzajemniać czułości, jęczałam coraz głośniej w jego rozchylone wargi. W pewnej chwili przestał już nawet próbować mnie całować, tylko patrzył na moją twarz, gdy ja doznawałam spełnienia pod jego dłonią. Czułam, jak wstrząsa moim ciałem fala przyjemności, a mój mózg zniknął totalnie gdzieś za mgłą.
Oddychałam ciężko i szybko, serce waliło mi w piersi i nie wiedziałam, czy w ogóle miałam jeszcze zachowaną jakąś resztkę świadomości. Tom pozwolił mi chwilę odetchnąć, gdy sam ściągał z siebie dolną część garderoby. Mimo że mój wzrok był jeszcze nieprzytomny, wytrwale wędrował za jego ruchami. Jego penis był twardy i gotowy, by założyć na niego zabezpieczenie. A ja nagle zapragnęłam to uczynić. Podniosłam się od razu, gdy tylko ta myśl wpadła mi do głowy, bo nie chciałam, żeby Tom mnie ubiegł. Zatrzymałam jego dłoń, gdy zdążył już rozerwać folię.
Uśmiechnął się tylko, wyraźnie rozumiejąc moje zamiary. W jego oczach tliło się jeszcze większe pożądanie niż kilka sekund wcześniej. Chyba nie tylko mi się podobała ta perspektywa. Ręka mi lekko zadrżała przez moment, ale to chyba bardziej z emocji, niż samego stresu. Nie spieszyłam się, z ostrożnością i odpowiednim wyczuciem zaczęłam nasuwać prezerwatywę na jego członka. Słyszałam, jak przy tym głęboko wzdychał i zamknął na chwilę oczy. Pomyślałam, że nie powinnam skończyć na samym założeniu zabezpieczenia. On zajmował się mną bardzo dobrze i mogłabym choć spróbować mu się jakkolwiek odwdzięczyć. I sama również miałam chęć, by choćby jeszcze go po dotykać. Zdziwiło mnie jednak, że Tom chwycił moją rękę w momencie, gdy próbowałam delikatnie ścisnąć jego penisa.
– Nie dzisiaj, Skarbie – szepnął, kiedy uniosłam na niego swoje zdezorientowane spojrzenie. – Dzisiaj chcę skończyć w tobie – dodał, popychając mnie z powrotem na materac łóżka. Nie zamierzałam protestować. Nadal byłam oszołomiona rozkoszą i podnieceniem, które wciąż powoli skradało się w moim wnętrzu. Najlepsze było dopiero przede mną, a myśl, że już nic mnie nie blokowało działała na mnie jeszcze bardziej pobudzająco.
Chłopak ułożył dłonie pod moją talią, unosząc lekko moje ciało. Nasze oczy ponownie się spotkały, a usta połączyły w gorącym, namiętnym pocałunku. Automatycznie już rozsunęłam swoje nogi, by Tom mógł usadowić się między nimi w odpowiedniej pozycji. Żadne z nas nie potrzebowało już ani chwili więcej zwlekania. Wsunął się we mnie z lekkością, uwalniając w tym czasie moje wargi od swoich, przez co po całej sypialni rozniósł się mój głuchy jęk. Jego ruchy niemal od razu stały się stanowcze i szybkie. Przywarłam całym swoim ciałem do pościeli, podczas gdy Tom klęczał przede mną, obejmując dłońmi moją talię jednocześnie ją nimi masując. Nawet nie wiedziałam, kiedy moje nogi uniosły się do góry, pozwalając mu wsunąć się we mnie jeszcze głębiej i jestem pewna, że przez to moje doznania stały się silniejsze, niż kiedykolwiek. Różnica między naszym pierwszym razem, a tym była dla mnie tak mocno odczuwalna, że aż oszałamiała mnie przyjemność, która z tego płynęła.
Obydwoje pozwalaliśmy sobie na wszelkie dźwięki rozkoszy, które stawały się dla mnie coraz istotniejszym punktem całego zbliżenia. Odkrywałam, że oprócz samego dotyku, wykonywania różnych czynności, podniecał mnie również jego głos w trakcie tego wszystkiego.
Tom poruszał się we mnie o wiele bardziej zdecydowanie. Czułam w sobie go całego. Ocierał się o najwrażliwsze miejsca i sprawiał, że z każdą chwilą rosła we mnie coraz większa i coraz bardziej niewyobrażalna rozkosz, jakiej z pewnością nie czułam jeszcze nigdy w swoim życiu. A gdy dołożył do tego jeszcze swój palec, którym zaczął pocierać zewnętrzny sensytywny punkt, nie posiadałam się z podniecenia. Poczułam, jak kolejne uczucie błogości wstrząsało moim ciałem. To samo chwilę potem mogłam ujrzeć u Toma. Tym razem przyjrzałam się dużo bardziej, jak wyglądał, gdy doznawał spełnienia. Jego oczy były przymrużone, a głowa lekko odchylona do tyłu. Wargi drżały, gdy spomiędzy nich wydobywały się ciche jęki. I z pewnością był to jeden z najbardziej podniecających widoków, jakiego miałam okazję doświadczyć.
Potem leżeliśmy obydwoje w ciszy, okryci kołdrą. Za oknem zdążyło się już ściemnić, sypialnię oświetlał jedynie blask ulicznych lamp. A ciemne niebo pokrywało miliony gwiazd, tworzących niezbadane obrazy. Obydwoje wpatrywaliśmy się w nie, oddychając cicho i spokojnie. Dostrzegałam zaletę wielkich okien. Tamta chwila była tego warta. Okazywało się, że nie trzeba leżeć pod gołym niebem, by doznać takich cudownych momentów.
– Widziałaś kiedyś spadającą gwiazdę? – zapytał nagle, przerywając milczenie, jako pierwszy. Nadal jednak miał utkwiony wzrok za szybą.
– Chyba nie…
– O czym byś pomyślała, gdybyś zobaczyła ją teraz?
– O tym, by czuć się tak jak teraz,  już zawsze – wyznałam cicho, pozwalając powiekom swobodnie opaść. Nie wiem, czy właśnie takiej odpowiedzi się spodziewał, ale to było jedyne, czego na tamten moment pragnęłam. Miałam wówczas wszystko i to on mi to ofiarował. Bezpieczeństwo, spokój, szczęście, spełnienie, uczucie…
– Proszę, Ivy… Nie kochaj mnie.

To była prawdopodobnie jedna z najromantyczniejszych chwil w moim życiu.
A Ty zniszczyłeś ją jednym zdaniem.

Moje oczy otworzyły się automatycznie, tym razem jednak nie ujrzałam gwiazd na niebie. Albo to niebo zostało przysłonięte mgłą moich łez, które pojawiły się tak nagle, jak słowa Toma. Milczałam, patrząc jedynie przed siebie, bo nawet jakbym zdołała wydobyć z siebie głos, nie wiedziałabym, po co, ani jakich użyć słów.
W jednej sekundzie nie czułam już nic.  Nawet tego bólu od uderzenia. Tak, uderzenia. Przecież zostałam znokautowana jednym ciosem, jak najsłabszy i najbardziej żałosny zawodnik na ringu. I naprawdę nie wiedziałam, dlaczego na moją twarz wpłynął ten cholerny, krzywy, ironiczny uśmiech. Jakbym kpiła z samej siebie.
– Ivy?
– Chyba powinnam już iść – oznajmiłam raptownie, co przyszło mi znowu niemal niekontrolowanie. Po prostu powiedziałam to i podniosłam się do pozycji siedzącej, od razu rozglądając w poszukiwaniu swoich rzeczy.
– Zaczekaj – Jego dłoń objęła mój nadgarstek, powstrzymując mnie od dalszych ruchów. – Nie wychodź w ten sposób.
– W jaki sposób? Po prostu muszę wracać do domu – odparłam, nawet na niego nie patrząc.
– Przez to, co powiedziałem…
– Dobrze, że to powiedziałeś – Czułam, jak te słowa kaleczyły moje gardło. A ja ciężko przełykałam ślinę, udając, że mnie to nie bolało.  – Przynajmniej jesteś ze mną szczery od początku.
– Ja po prostu nie chcę, żebyś cierpiała.
– O mój boże – szepnęłam, właściwie bardziej sama do siebie niż do niego. Miałam wrażenie, że jeszcze jedno zdanie z jego ust i skończy się to dla nas bardzo źle. I nie chodziło o to, co on jeszcze mógłby powiedzieć. Chodziło już tylko o to, jak mogłabym zareagować. Byłam na granicy. A on nie wiedział, o czym mówił.
– Ivy, posłuchaj…
– Nie chcę – przerwałam mu i wyswobodziłam rękę z jego uścisku, by w końcu wstać. Zaczęłam zbierać swoje rzeczy, by się jak najszybciej ubrać i wyjść. Nie zamierzałam przed nim płakać. Nie z takiego powodu. To nie był żaden powód. O MÓJ PIEPRZONY BOŻE, TEN DUPEK ZABRONIŁ MI SIĘ W SOBIE ZAKOCHAĆ. Prawie wybuchnęłam śmiechem, wkładając na siebie ubrania. Byłam tak skupiona na swoich czynnościach i myślach, że nie zwróciłam uwagi na to, że Tom także wstał.
– Odwiozę cię i porozmawiamy po drodze.
– Wrócę sama, Tom – mruknęłam, ignorując jego próby podjęcia rozmowy. Nie było przecież o czym rozmawiać. Kurwa, o czym on chciał jeszcze mówić?
– Nie zachowuj się tak. Nie wychodź w złości. Nie chcę tak się rozstawać.
– Wygląda na to, że wielu rzeczy nie chcesz – rzuciłam, nim w ogóle zdążyłam ugryźć się w język. Musiałam w końcu spojrzeć na niego, bo stanął prawie przed moim nosem. – W porządku. Wszystko rozumiem. Stawiasz sprawę jasno. Nie ma o czym więcej mówić. Nie myśl sobie, że chciałabym cię kochać. Czy choćby się zakochać. Po prostu zaskoczyłeś mnie. To na pewno nie było tym, czego się dzisiaj spodziewałam. Dlatego tak reaguję. Ale nie jest to nic, czym powinieneś się przejmować. Jestem po prostu… w szoku – wyrzuciłam z nadzwyczajnym spokojem, co było wręcz niedorzeczne w tamtej sytuacji.
– Wiem, że to beznadziejny moment…
– W sumie to… Jesteś cholernie śmieszny – wypaliłam, nie zastanawiając się, co miał mi więcej do powiedzenia. O MÓJ BOŻE, JAK BARDZO MNIE TO JUŻ NIE OBCHODZI. – I może faktycznie jesteś bogiem. Chyba musisz nim być. Bo tylko pieprzony bóg może sądzić, że taka istota, jak człowiek, może decydować o uczuciach. A co dopiero o cholernej miłości. Wierz mi, że gdyby tylko to było możliwe… Gdyby tylko dało się mieć choć odrobinę jebanej kontroli nad jakimikolwiek uczuciami, to nigdy by mnie tutaj nie było. Nigdy – powiedziałam to wszystko niemal na jednym oddechu, patrząc mu przy tym w oczy i ani przez sekundę się nie zawahałam nad żadnym słowem.
– Udanej podróży, Tom.
Wyszłam.
Nie kochałam Cię.
Ale sama myśl, że nie będę mogła Cię pokochać sprawiała, że chciało mi się wymiotować.
Zabolało.
W końcu zabolało.
Ale czasem coś wyrywa nas z pięknego snu, a my chcemy tam powrócić. Mimo świadomości, że to nie było, ani trochę prawdziwe.
♥♥♥

;> 

wtorek, 24 kwietnia 2018

Kartka nr 17. "Wybierze ją, nie mnie"


Marzenia były nieodłączną częścią mojego życia. Przypuszczam, że nawet i większości ludzi na świecie, o ile nie wszystkich. Zadziwiało mnie, jak daleko potrafiłam w nich zabrnąć. Moja inwencja tworzyła tak niesamowite wizje, dotyczące przyszłości, a Tom bardzo szybko stał się dla mnie jej częścią. Mimo że próbowałam stawiać sobie rozsądną granicę. Pamiętałam, że nie mogłam liczyć na jakąś długotrwałą, poważną relację z nim. Tylko, jak miałam wytłumaczyć to swojej wyobraźni?
Wyobraźnia tworzyła marzenia,
marzenia tworzyły nadzieję…
Nadzieja zaś tworzyła złudzenia.

W kolejnych dniach znowu wracała rzeczywistość. Chyba przestawałam ją lubić. Podobało mi się trwanie w chwilach. Tych z Tomem. Gdy czułam przy nim, że mogłabym wznosić góry. Wyzwalał we mnie więcej wiary i nadziei, niż ktokolwiek inny na świecie. Czy to było normalne? Żeby moje nadzieje były w jakiś sposób zależne od drugiego człowieka? Miałam wrażenie, że coś było nie tak. Z drugiej strony jednak, uważałam, że może dokładnie miało tak być. Może właśnie o to chodziło. Może dlatego, niektórzy ludzie stawali na naszej drodze. Byśmy mogli się budzić, powstawać. Tom zdecydowanie był dla mnie taką osobą. A im dłużej go znałam, tym nabierałam więcej pewności już nie tylko przy nim, ale także w życiu codziennym. W momentach, w których go przy mnie nie było. Bo przecież nie mógł być zawsze. Mimo że bardzo chciałam widywać go częściej. Każde z nas wciąż miało swoje własne, osobne życie. Nie byłam pewna, czy już staliśmy się wzajemnie ich częściami. Czy on w ogóle chciał mnie w swoim na stałe? Nie mogłam się nad tym zastanawiać. Każda poważniejsza myśl była dla mnie zgubna. Sprawiała, że miałam ochotę zakończyć to wszystko i zejść na ziemię. Choć rozum nieustannie mi podpowiadał, że już na niej stałam. To była moja nowa rzeczywistość, a tylko ja wmawiałam sobie, że było inaczej.
Gdy się nie widywaliśmy, często pisaliśmy smsy. Było to dla mnie pewnego rodzaju zapychaczem tej tęsknoty za jego fizycznością. Czasami, jak Tom miał wieczorem więcej czasu, to po prostu do mnie dzwonił. Chyba bardziej poznawałam go właśnie przez wymianę wiadomości, niż podczas naszych spotkań, które już mieliśmy za sobą. Zdecydowanie było ich jeszcze za mało, ale dzięki tym wszystkim rozmowom czułam, że wiem o nim już dużo więcej, niż na samym początku. Miałam nowy zarys jego osoby, punkt zaczepienia dla swoich uczuć i myśli. Mogłam w końcu powiedzieć Agness, za co go lubiłam, a co mnie w nim irytowało i moja przyjaciółka nie powinna była już zarzucać mi, że znałam go tylko z mediów.
Agness nadal miała sceptyczne podejście do tego wszystkiego. Co prawda przestała mnie już gnębić, żebym się nad tym poważnie zastanowiła i powtarzać w kółko, że będę tego żałowała… Ale wciąż patrzyła na mnie w ten swój specyficzny sposób i kazała mi być ostrożną. Trochę mnie to już bawiło. Bo traktowała Toma, jakby był naprawdę jakimś niebezpiecznym kolesiem spod ciemnej gwiazdy. Nie znała go, więc nie mogła mu ufać, to zrozumiałe. Niemniej, czy ona sama nie przekraczała pewnej granicy w ocenianiu drugiego człowieka? Nie umiała podejść do tego w sposób, jakby Tom był zwykłym facetem, jak każdy inny, który stąpał po ziemi. Od razu przyklejała mu tysiące łatek i oczywiście zawsze były one negatywne. Ja się już przestałam tym przejmować. Próbowałam jej tłumaczyć, że bardzo się myliła, co do niego. Opowiadałam jej, jaki Tom był naprawdę. Tylko, że to nadal było dla niej, jak jakaś bajka. Czasami miałam wrażenie, że Agness była przekonana, że wszystko sobie zmyślałam. I przede wszystkim, nie rozumiała, co nas łączyło. Co to dla nas znaczyło i dlaczego wciąż w to brnęliśmy. Ja też tego nie rozumiałam, ale nie chciałam o tym myśleć. Chciałam tylko to mieć.

– Ivette, jakie jest rozwiązanie?
– Słucham? – Uniosłam głowę, patrząc na nauczycielkę, która wyrwała mnie z głębokiego zamyślenia. Wyłączyłam się na niemal cały czas trwania zajęć, więc nie miałam pojęcia o czym w ogóle do mnie mówiła.
– Proszę, żebyś podała rozwiązanie zadania. Czy masz je zrobione?
– Ym… – Skierowałam swój rozproszony wzrok na zeszyt, który jak się okazało świecił pustkami. Już miałam zacząć się tłumaczyć, kiedy z wybawieniem przyszedł mi dzwonek, kończący lekcję. Nie obeszło się jednak bez karcącego spojrzenia matematyczki.
– Do wakacji jeszcze ponad miesiąc, radzę ci się obudzić – rzekła do mnie na odchodnym, a ja wywróciłam tylko oczami, nie biorąc tej uwagi w ogóle do siebie. Przecież nie tylko mi się zdarzało czegoś nie wiedzieć. Połowa ludzi w sali zapewne nawet nie tknęła tego zadania.
– Iv, co z tobą? – Chowając swoje rzeczy do torby, poczułam, jak Agness szturchnęła mnie w ramię. Westchnęłam cicho, czując to wnikliwe spojrzenie, należące do przyjaciółki.
– Wszystko w porządku. Nie wyspałam się tylko – mruknęłam, podnosząc się ze swojego miejsca. – Poza tym nie zrobiłam jednego zadania i nawet ty widzisz w tym problem? – Skrzywiłam się, odwracając głowę w kierunku blondynki. Miałam wrażenie, że wszyscy już byli przewrażliwieni i czepiali się o każdą bzdurę. I co próbowali mi tym udowodnić?
– Bardziej chodzi mi o to, że jesteś jakaś nieobecna.
– No jestem, bo się nie wyspałam – powtórzyłam, bo chyba moje wcześniejsze słowa do niej nie dotarły. – Agness, weź wyluzuj. To męczące, jak ciągle patrzysz na mnie z niepokojem. Jeszcze gdybyś w ogóle miała się czym martwić.
– A nie mam? – Uniosła brew, a ja wywróciłam teatralnie oczami, zbierając swoje rzeczy z ławki. Zignorowałam to pytanie i ruszyłam do wyjścia. Blondynka zaraz dołączyła do mnie, chwytając mnie pod ramię.
– Może przesadzam. Ale może to też dlatego, że to nasz pierwszy raz.
– Co? – Zdziwiłam się, nie rozumiejąc w ogóle, o czym do mnie mówiła.
– No… Jeszcze nie przeżywałyśmy nigdy twojej tak poważnej relacji z jakimś facetem. To wszystko jest dla nas świeże. Dla naszej przyjaźni. Dlatego się tak przejmuję. Nie chciałabym, żeby jakiś typ cię skrzywdził.
– Doceniam to. Ale nie możemy zakładać, że każdy facet to dupek.
– Boże, ale kiedy on wygląda na takiego dupka, że o ja cie.
– Twoja szczerość jest nieoceniona – Pokręciłam z niedowierzaniem głową, ale w głębi nawet się z tego śmiałam. Wyobrażałam sobie minę Toma, gdyby usłyszał taki tekst. – Może mam słabość do dupków i dopiero się o tym przekonuję? Choć wierz mi, że jak do tej pory, on z dupkiem nie ma wiele wspólnego.
– No może poza tym, że zdradza swoją dziewczynę.
– W takim razie ja muszę być niezłą suką… – skwitowałam, znacznie poważniejąc. To była jedna z tych niewyjaśnionych kwestii. Dziewczyna Toma. Cholernie bałam się poruszać z nim ten temat. Prawda była dla mnie tak przerażająca, że nie chciałam jej słyszeć. Nawet w rozmowach z Agness, czułam się beznadziejnie. Bo ona nie pozwalała mi zapominać o istnieniu tej drugiej. Choć tak naprawdę, to ja byłam tą drugą. To nie podlegało wątpliwościom.
– Oj, Iv… Wiesz, że tak nie uważam.
– Ale ja biorę  w tym czynny udział. Godzę się na to – przyznałam, bo wbrew pozorom miałam pełną świadomość swoich czynów. I właśnie to było najgorsze.
– To on miesza wam w głowach.
– Znowu czuję się, jak naiwna idiotka.
– Przepraszam. Nie chciałam psuć ci nastroju. Po prostu… Od tego raczej nie uciekniesz. Dopóki będzie istniała ta dziewczyna, ten temat będzie ciągle wracał. Znam cię i wiem, że wcale ci to nie pasuje. Moim zdaniem powinnaś w końcu go o to zapytać.
– Wiem… Ale boję się.
– Czego?
– Że wybierze ją, nie mnie – wyznałam cicho, spoglądając beznamiętnie w jakiś punkt przed sobą. – Nie chcę go tracić, choć wiem, że to nieuniknione. I że tylko przesuwam to w czasie… Przecież doskonale wiem, że to nie może tak dalej wyglądać.
– Zakochałaś się w nim?
– Boże, mam nadzieję, że nie – Spojrzałam na nią szczerze przerażona. Na tamten moment sama nie wiedziałam, jakie uczucia w sobie skrywałam i jak wiele one znaczyły. Wiedziałam za to tyle, że jeśli to przerodziło się już w zakochanie, to wpakowałam się w coś, z czego już tak łatwo się nie dało wygrzebać. Naprawdę się tego bałam. Nie chciałam czuć do niego niczego więcej, dopóki nasza sytuacja nie stałaby się jasna. To było głupie i naiwne. O rany, jak bardzo byłam naiwna, sądząc, że moje serce sobie poczeka, aż my określimy naszą relację? O czym ja myślałam? Niedorzeczność goniła niedorzeczność w tym wszystkim.
– Cóż… Ciekawa reakcja. Spodziewałam się raczej, że to tak pozytywne uczucie, że chciałabyś…
– Pewnie, że bym chciała. Tylko… Sama widzisz, jak bardzo jest to skomplikowane. Jestem w czarnej dupie, Ness. Dopóki on się nie określi. Przecież… No cholera, nie chcę być zakochana bez wzajemności. Nie chcę tego nieszczęśliwego uczucia – wyrzuciłam sfrustrowana. Nawet moje własne słowa utwierdzały mnie w przekonaniu, że powinnam w końcu coś z tym zrobić. Iść o krok dalej. Poruszyć tak istotne dla nas tematy. Bo choć cudownie było trwać z Tomem w tej naszej oderwanej rzeczywistości, miałam potrzebę zejścia na ziemię. Nie chciałam dłużej trwać w bańce złudzeń. Oby tylko nie pękła na zbyt dużej odległości od gruntu.
– Ah, a szczęśliwy, idealny facet jest na wyciągnięcie ręki – westchnęła nagle z rozmarzeniem, a ja skierowałam swój wzrok w miejsce, w które patrzyła. W ogóle mnie nie zdziwiło, że ujrzałam Nate’a. Natomiast lekko się spięłam, bo nie widziałam się z nim od czasu urodzin. I wciąż nie wyjaśniliśmy sobie mojego zniknięcia. W sumie nie czułam obowiązku wyjaśniania mu niczego, ale nie chciałam też, żeby miał o mnie jakąś złą opinię. – Chyba cię zauważył. Boże, czemu on na ciebie leci?
– No dzięki – parsknęłam na kąśliwą uwagę przyjaciółki. – Mogłabyś mnie wesprzeć.
– Co? Nie ma mowy. Radź sobie sama – oznajmiła bez ogródek, nawet się nie starając. – Na twoim miejscu bym wybrała mniejsze zło – dodała jeszcze, zanim odwróciła się na pięcie i zostawiła mnie samą, na pastwę Nathaniela.
Zmierzał w moją stronę bardzo pewnym krokiem i jak zawsze ściągał na siebie spojrzenia przypadkowych dziewczyn. Właśnie. Mógł mieć każdą, a uczepił się takiej mnie. Czy to działało na tej zasadzie, co ja i Tom? Był moim zakazanym owocem, ale mimo to dalej mnie do niego ciągnęło i nie chciałam przestawać? Czy Nathaniel miał to samo ze mną? Im bardziej nie mogłam mu siebie dać, tym bardziej on mnie chciał mieć?
– Cześć – Jego głos przerwał moje nagłe rozważania i dobrze się stało, bo brnęłam znowu za daleko. – Dawno cię nie widziałem.
– Dawno? Zaledwie kilka dni temu – zwróciłam uwagę. Nie wydawał się być na mnie zły, jego twarz była całkiem neutralna, co mnie nieco uspokajało.
– Lubisz znikać. Trudno cię złapać – Oparł się ramieniem o ścianę, wbijając we mnie swój przenikliwy wzrok. Od razu poczułam potrzebę wyjaśnienia mu mojego dziwnego zachowania.
– Co do tych urodzin… Wybacz, że tak uciekłam. Ale nie planowałam tego. Po prostu tak wyszło. Naprawdę miło spędziłam z tobą czas. Nie bierz tego do siebie.
– Daj spokój – Machnął ręką. – Wiedziałem, na co się piszę, nie? Od początku postawiałaś sprawę jasno. I wyraźnie przegrałem tę walkę, choć nawet nie spotkałem swojego rywala. A chciałbym bardzo, to swoją drogą…
– Ech, naprawdę mi głupio.
– Niepotrzebnie. Naprawdę nie ma problemu. Nie zamierzam ci utrudniać życia. Polubiłem się i mam nadzieję, że możemy się dalej kumplować – Jego twarz ozdobił przyjazny uśmiech, co w połączeniu z jego słowami przyniosło mi wielką ulgę.
– Jasne, że możemy. Też cię lubię – zaśmiałam się lekko, bo wyznawanie sobie nawzajem, że się lubimy na szkolnym korytarzu wydało mi się całkiem zabawne i jednocześnie bardzo urocze. Byliśmy uroczy!
– Świetnie. To może masz ochotę wpaść na mecz koszykówki? – Zaproponował nagle, prostując się. Znowu mnie zaskoczył.
– Koszykówki?
– No wiesz… odbijasz piłkę, rzucasz do kosza.
– Wiem, co to koszykówka! – Oburzyłam się. Nie byłam przecież, aż tak zacofana! – Po prostu nie spodziewałam się zaproszenia na mecz. Nie interesuję się raczej sportem.
– Może cię przekona, że ja w nim gram? – Uniósł swoje brwi, uśmiechając się w swój nonszalancki sposób.
– Och, grasz w koszykówkę?
– Widzę, że wiele o mnie wiesz – stwierdził  całkiem rozbawiony, co mnie wprowadzało w lekkie zakłopotanie.
– Ej no, znamy się od niedawna…
– To prawda. Ale myślałem, że jestem bardziej popularny w tej szkole.
– Narcyz – wytknęłam mu, krzyżując ręce na piersi. Nie zamierzałam czuć się winna, że tak mało wiedziałam o jego szkolnym życiu.
– Pf, po prostu ludzie tu wiedzą kim jestem i co robie, bo robię to dobrze. A ty możesz się o tym przekonać dzisiaj wieczorem, jeśli zechcesz przyjść. Możesz wziąć ze sobą przyjaciółkę.
– W takim razie, muszę się przekonać. Choć i tak się na tym nie znam, żeby rzetelnie to ocenić.
– Wszystko przed tobą. To widzimy się wieczorem? Podeślę ci smsem dokładniejsze informacje.
– Niezły sposób na zdobycie mojego numeru – mruknęłam, wciąż zadziwiona bijącą od niego pewnością siebie.
– A wydaje ci się, że już go nie mam?
– Jak to? Philip dał ci mój numer? – Spoważniałam nieco, gdy uświadomiłam sobie, że mój kochany braciszek znowu robił coś za moimi plecami. Co z nim nie tak?
– Tajemnica.
– I tak go uduszę – zapewniłam bez chwili wahania.
– Oszczędź brata, jeszcze się może przydać.
– Tobie na pewno w zdobywaniu kolejnych informacji na mój temat – zironizowałam, nie ukrywając wcale swojego niezadowolenia z tego powodu. Nie podobało mi się, że działali w taki sposób i nie zamierzałam tego przed nim ukrywać.
– Och, wybacz. Musiałem sobie jakoś poradzić… Ale i tak jeszcze z niego nie skorzystałem.
– W porządku – Odpuściłam, widząc jego skruszony wyraz twarzy. Zawsze mogło być gorzej i mój numer mógł trafić w ręce, jakiegoś kretyna. – Więc czekam na wiadomość.
– Świetnie. To ja uciekam, do zobaczenia – Posłał mi swój promienny uśmiech, po czym popędził w stronę swoich kumpli, którzy najprawdopodobniej obserwowali nas przez ten cały czas.

Przy Nathanielu dla odmiany, zapominałam o Tomie. Mimo że nie czułam do niego niczego poza sympatią, sprawiał swoją osobą, że byłam nim mocno zaabsorbowana. I to uczucie też mi się podobało. Lubiłam jego towarzystwo i to w jaki sposób do mnie podchodził. Potrafił tak po prostu odpuścić sobie dalsze starania o coś więcej, gdy widział, że miejsce u mojego boku było wyraźnie zajęte już przez kogoś innego. No właśnie… A czy na pewno było? To wszystko wciąż tylko pozory.


– Widziałaś, co stoi przed domem!? – Philip zaatakował mnie już na samym wejściu, nie zdążyłam nawet zdjąć butów. Spojrzałam na niego zdezorientowana, bo nie wiedziałam, o czym mówił i przede wszystkim, co było powodem jego nadmiernej ekscytacji.
– A powinnam?
– Chodź! – zawołał, chwytając mnie za rękę i pociągnął z powrotem na zewnątrz. – Jak mogłaś tego nie zauważyć! Nowiusieńkie Audi A7! – Ustawił mnie centralnie przed srebrnym, błyszczącym w słońcu pojeździe. Wywróciłam teatralnie oczami. Kompletnie mnie to nie ruszało. To był tylko samochód. A ja widziałam już lepsze. Choćby u Toma.
– Świetnie. I o to tyle szumu?
– Ty chyba nie rozumiesz – stwierdził, wyraźnie niepocieszony z braku mojej reakcji, jakiej zapewne oczekiwał. – On jest NASZ. Od mamy, w prezencie.
– Oczywiście – prychnęłam. Wbrew pozorom fakt, że dostaliśmy samochód na własność od matki, tylko bardziej gasił mój entuzjazm. W ogóle mi się to nie podobało. Co to w ogóle miało być? Jakaś próba przekupstwa? Wiedziałam, że samochód na osiemnaste urodziny był dość częstym prezentem i że w sumie powinnam przyjąć to z radością, a nie jakimiś chorymi podejrzeniami. Ale ja już kompletnie straciłam wiarę w naszą rodzicielkę. Moje negatywne nastawienie nie sprzyjało poprawie naszych relacji. – Czy ona w ogóle wie, że nie potrafię prowadzić samochodu? – dodałam jeszcze, krzyżując ręce na piersiach.
– Oj daj spokój. Chodź się przejedziemy.
– Nie, nie mam teraz na to czasu – odmówiłam i to nie tylko ze względu na brak czasu, ale także na to, że wcale nie miałam ochoty jeździć tym samochodem. Nie chciałam od niej takich prezentów. Nie chciałam żadnych rzeczy materialnych. Chciałam tylko, żeby znowu była normalna. I żeby przestała wiecznie mydlić nam oczy. – Mam coś do zrobienia do szkoły. A wieczorem jest mecz, na który się wybieram. Powinieneś o tym wiedzieć, bo przecież świetnie ci idzie rozdawanie mojego numeru telefonu pewnemu koszykarzowi ze szkoły – Skierowałam swoje wymowne spojrzenie na brata, którego dotychczasowa radość wyraźnie się ulotniła po moich słowach.
– Przecież to chyba nie jest żadna tajemnica?
– Wolałabym sama decydować o tym, kto dostaje mój numer, Philip – Nie byłam na niego zła, bo i tak lubiłam Nathaniela, dlatego nie przeszkadzało mi to tak bardzo. Ale reagowałam już bardziej na przyszłość. Philip był zbyt otwarty i może jemu to pasowało, ale mógł bardziej szanować moją prywatność. – Proszę cię, nie rozmawiaj na mój temat ze swoimi kumplami. To naprawdę nie jest dla mnie komfortowe.
– Ale Nate jest spoko…
– Wiem – mruknęłam. – Ale nie każdy będzie Natem.
– Och, przecież wiesz, że nie gadałbym o tobie z pierwszym lepszym. Bardzo chciał cię poznać, dowiedzieć się czegoś. A jak miał to zrobić? Jesteś strasznie skryta i prawie nie wychodziłaś z domu – Próbował się jakoś wytłumaczyć, ale tak naprawdę nie miało to znaczenia. Nigdy mu nie dawałam upoważnienia do robienia takich rzeczy, więc nic go nie usprawiedliwiało. Nawet jeśli chciał dobrze.
– Na pewno znalazłby sposób – Wzruszyłam obojętnie ramionami. – I nie żartuję, Phil. Ani słowa więcej na mój temat. Bo zacznę opowiadać Agness najbardziej wstydliwe rzeczy o tobie – zagroziłam i to całkiem poważnie.
– Okej. Będę milczał – zapewnił od razu, a ja uśmiechnęłam się z satysfakcją.
– Dziękuję.
– Ale zawożę cię na ten mecz naszym nowym Audi!
– Może być – Wywróciłam oczami, nie zamierzając już nawet z nim dyskutować dłużej na ten temat. Mógł mieć tę swoją przyjemność chociaż ten jeden raz.

Ja: Co dziś ciekawego robicie?
Tom: Tajemnica ;>
Ja: :(
Tom: Myślisz, że ulegnę Twoim słodkim minkom?
Ja: Powinieneś! No zdradź mi coś.
Tom: Mamy ostatnie, grubsze przygotowania do trasy po Europie.
Ja: Zapomniałam, że niedługo jedziecie w trasę.
Tom: A pamiętasz jeszcze, że jestem muzykiem? ;p
Ja: Pff… Pamiętam. To już za tydzień?
Tom: Tak.

Oczywiście, że nie zapomniałam, kim był Tom. Ale chyba trochę przymknęłam na to oko. Odkąd się zaczęliśmy spotykać, z każdym kolejnym dniem coraz mniej myślałam o jego zespole, sławie. O tym, że on wciąż ma to swoje gwiazdorskie życie. Że wciąż musi koncertować, bo to część jego pracy. A ostatnie o czym myślałam, to jego wyjazdy. Co to oznaczało dla nas? Czy mogło oznaczać cokolwiek? Nie będziemy mogli widzieć się przez najbliższych kilka miesięcy. Budziło to we mnie niepokój. Bo przecież tak wiele mogło się wydarzyć w tym czasie. O ile ja będę o nim pamiętała i tęskniła, to on… Czy w ogóle będzie miał na to czas? Znów na scenie, w blasku sławy, w chwale swoich fanek…

Tom: Dlatego chciałbym, żebyśmy się jeszcze zobaczyli przed moim wyjazdem. Co powiesz na wspólny obiad? U mnie?
Ja: Jasne, daj tylko znać dokładnie kiedy i o której.
Nate: Gotowa na dopingowanie? Liczę na ciebie!
Wiadomość do Nathaniela totalnie wybiła mnie z rytmu. Nie zdążyłam nawet przetrawić jeszcze informacji od Toma, który swoją drogą zaskoczył mnie propozycją obiadu u siebie w domu. Cholera, nie powinno wydawać się to dla mnie takie dziwne, ale jednak wydawało. I wszystko przez to, że nasza relacja była tak bardzo wciąż nieokreślona. Doprowadzało mnie to do istnej frustracji.
Tom: Pasuje Ci piątek? Koło 16?
Ja do Toma: Pewnie.
Ja do Nate’a: Och, jaka presja :p Postaram się.
Tom: Zaraz muszę wracać do pracy, a Ty co dziś planujesz robić? Skończyłaś już oglądać ten dziwny serial?
Ja: Dziwny serial? On wcale nie jest dziwny!
Tom: Oczywiście, że jest ;p
Ja: Pff… Nie skończyłam. Nie mam czasu, bo jakiś typ mi co wieczór zawraca głowę.
Tom: Wolisz serial od typa?
Ja: Gdybym wolała, to bym mu na to nie pozwalała :p
Tom: Czuję się zaszczycony, że wolisz mnie od serialu.
Ja: Haha, powinieneś. Ale dzisiaj wychodzę na mecz koszykówki, będą emocje.
Tom: Interesujesz się sportem?
Ja: Nie, jestem na to zbyt leniwa. Nawet nie jestem w stanie oglądać go w telewizji.
Tom: Więc co Cię skłoniło do takiej formy spędzania czasu?
Ja: Zostałam zaproszona i liczę, że będę się dobrze bawiła. Może na żywo będzie to ciekawsze, niż w telewizji ;p
Tom: Jestem przekonany, że będzie. W takim razie, baw się dobrze. Możesz się odezwać, gdy już wrócisz. Może uda nam się jeszcze pogadać.
Ja: Jasne! Dzięki. Miłej pracy ;*
Pisanie wiadomości znowu pochłonęło mi mnóstwo czasu i w końcu nie zrobiłam niczego, co planowałam. Zaczynałam się obawiać o moje tegoroczne, końcowe wyniki w szkole. Mecz był na osiemnastą, więc nie mogłam już się uczyć, jeśli chciałam na niego zdążyć. A chciałam! Nate naprawdę na mnie liczył, choć nie do końca rozumiałam, co moja obecność miałaby zmienić. Przecież zapewniał mnie, że nie będzie już próbował swoich sił w zdobywaniu mojej uwagi. Może po prostu potrzebował wsparcia. Tyle mogłam mu od siebie dać.


Mecz odbywał się na terenie szkoły i byłam nieźle zdziwiona, że widownia okazała się tak liczna. Chyba nie traktowałam tego zbyt poważnie, do momentu, w którym nie zobaczyłam na własne oczy, że to nie jest jakaś tam zabawa. Tyle czasu chodziłam do tej szkoły, a jeszcze nigdy nie byłam na żadnym meczu. Kompletnie nic nie wiedziałam na temat koszykówki, ani tego, że w ogóle mieliśmy jakąś drużynę. Oczywiście okazało się, że to Nathaniel Faber był jej kapitanem. Skubany, nie pisnął nawet słowa, że jest tak dobry. Ale z drugiej strony, ani trochę mnie to nie dziwiło. Ten chłopak był chodzącym ideałem. Takim drugim Tomem, tylko trochę młodszym i z innej branży. Zupełnie nie wiedziałam, czemu ciągle ich do siebie porównywałam. Chyba sama siebie próbowałam przekonać, że dokonałam odpowiedniego wyboru… A to nie było łatwe. Nie, gdy Nate był na wyciągnięcie ręki. Miły, inteligentny, wysportowany bez balastu, jakim zdecydowanie była sława Toma. Sława, przez którą nie wiedziałam, czy mogłam traktować go poważnie. Przez którą nie wiedziałam, czy za chwilę nie zderzę się z ziemią. Czy za chwilę nasze jutro nie przestanie istnieć, bo on zniknie.
Agness oczywiście zgodziła się również pójść na ten mecz, tym bardziej, że towarzyszył nam Philip. Ich relacja wydawała się rozwijać w znacznie szybszym tempie, niż moja z Tomem. Choć mogło to być tylko moje kolejne złudzenie. Jak to w ogóle ze sobą porównywać? Oni mieli siebie na co dzień. Ja miałam Toma tylko wtedy, gdy on chciał, żebym go miała… To dotykało jednak bardziej, gdy sama sobie uświadamiałam takie rzeczy.
Jedyne co wiedziałam o koszykówce, to dokładnie tyle, o czym wspomniał Nate. Trzeba było odbijać piłkę i rzucać ją do kosza. I w sumie tyle mi wystarczało do szczęścia. Nie musiałam się na tym znać, żeby dobrze się bawić. Z przyjemnością obserwowałam, jak drużyna Nathaniela ogrywała swoich rywali. A przy tym mogłam dostrzec, jak wielką pasją jest dla niego ten sport. Ja naprawdę wciąż tak mało o nim wiedziałam i w sumie chciałam go poznać. Fascynował mnie od początku na swój sposób. Poza tym, jeśli mieliśmy się kumplować, musiałam coś o nim wiedzieć. Czułam, że warto było dać temu szansę. Nawet wbrew tlącym się obawom, że Nate nadal mógłby próbować lub nawet oczekiwać ode mnie czegoś więcej. Chciałam mu zaufać.
Ta godzina minęła naprawdę szybko i przyjemnie. Nie przeszkadzała mi nawet obecność tylu ludzi, ani ten cały hałas. Czego zazwyczaj bardzo nie lubiłam. Okazało się, że jak człowiek się na czymś mocno skupił, to takie błahostki przestawały mieć znaczenie. Powinnam była to częściej wykorzystywać w innych, trudnych dla mnie sytuacjach.
– Co to było?! Te dupki nie miały z wami szans! – Zawołał roześmiany Philip, gdy już po wszystkim spotkaliśmy Nathaniela i jego kumpli, wychodzących z budynku. Mój brat oczywiście musiał się emocjonować, bo nie byłby sobą. Tę cechę mamy wspólną, z tym, że ja raczej chowam emocje do siebie. I wiadomo, dlaczego to ja mam wiecznie problemy ze sobą.  – To był naprawdę dobry mecz.
– To prawda, daliśmy radę – przyznał rozpromieniony chłopak. Nie było widać po nim w ogóle zmęczenia, co było dla mnie znowu zadziwiające. Lata treningu pewnie robiły swoje, a ja dalej ledwo wchodziłam po schodach na drugie piętro. – Idziemy teraz świętować, zabieracie się z nami? – Nate spojrzał najpierw na mojego brata, a później jego wzrok spoczął na mojej osobie. Przez chwilę miałam ochotę powiedzieć: ale przecież jutro szkoła. Ugryzłam się jednak w język. Poza tym, Philip był szybszy.
– No pewnie. Obczaj moją nową brykę! – rzucił, popychając chłopaka w kierunku samochodu, który zaparkował niedaleko. I nagle to się stała JEGO bryka. Za moim bratem i Natem udała się też reszta męskiej ekipy. Ja parsknęłam tylko pod nosem jeszcze na słowa Phila i wraz z Agness, ruszyłyśmy za nimi. O Boże, moje życie towarzyskie nigdy jeszcze nie było tak INTETNSYWNE, pomyślałam sobie, ogarniając wzrokiem pół drużyny koszykarskiej, która nam towarzyszyła. W dodatku sami faceci. Kilka tygodni temu w życiu bym nie pomyślała, że kiedykolwiek spędzę w taki sposób jakiś wieczór.
Tymczasem już po kilku minutach, gdy ci wszyscy idealni kolesie obejrzeli z każdej strony nasze nowe Audi i wymienili się błyskotliwymi spostrzeżeniami, zmierzaliśmy do jednego z barów. Kolejna rzecz do odhaczenia na liście pierwszych razów. Bary zawsze mnie odpychały. Raz zdarzyło mi się być w klubie, to też nie była do końca moja bajka. Niemniej, odkryłam niedawno, że nieważne, gdzie byłam, ale z kim. I tego się trzymałam.
Było mi trochę raźniej, mając przy sobie Agness. Tyle, że ona wolała zdecydowanie towarzystwo mojego brata. Dziwnie się na nich razem patrzyło, gdy byli ze sobą tak blisko. Philip bez skrępowania obejmował moją przyjaciółkę ramieniem, gdy siedzieli obok siebie na kanapie. A widziałam to bardzo dobrze, bo znajdowali się centralnie naprzeciwko. Ja natomiast zostałam przytłoczona obecnością dwóch ledwo znanych mi kolesi, którzy zajęli miejsca po obu moich stronach. Nienawidziłam być w środku. Miałam ochotę iść do łazienki, tylko po to, aby się wydostać z tej niekomfortowej dla mnie sytuacji, ale nie musiałam. Nathaniel pojawił się w samą porę ze swoją propozycją.
– Iv, skoczymy do baru coś zamówić?
Nie musiał dwa razy powtarzać. Podniosłam się natychmiast, jakby mi ktoś wbił szpilę w tyłek. Przecisnęłam się obok chłopaka, którego imienia nawet nie zapamiętałam i ruszyłam za Natem. W barze było tego wieczoru dość tłoczno i śmierdząco. Ot dlaczego ich nie lubiłam.
– Szkoda, że nie widziałaś swojej miny – Chłopak zaśmiał się nagle, gdy zmierzaliśmy w kierunku barmana. Spojrzałam na niego zdziwiona, bo nie wiedziałam, co miał dokładnie na myśli. – Jak siedziałaś między Ivanem, a Markiem.
– Och… Naprawdę? Boże, zupełnie tego nie kontrolowałam – Poczułam się głupio, że ktoś mógł zauważyć moje skrępowanie, wyrażone poprzez idiotyczną mimikę twarzy. Nie chciałabym, żeby zostało to jakoś źle odebrane.
– Nie przejmuj się. W każdym razie, uznałem, że ci trochę pomogę – Puścił mi oczko. – Co pijesz?
– Hm…
– Sok?
– Co? Dlaczego? – Zamrugałam energicznie powiekami. Chyba już miałam wyrobioną opinię i wcale mi to nie odpowiadało! – Chcę piwo. Tak, jak wy.
– Żeby znowu się krzywić, tak jak na domówce?
– Oczywiście musiałeś to zapamiętać…
– Nie musisz brać tego, co wszyscy.
– O rany, przecież wiem. Nie jestem durną laską, która idzie za tłumem. Po prostu chcę piwo. Serio. Czasem muszę się pokrzywić, żeby ćwiczyć mimikę twarzy – powiedziałam dość szybko i stanowczo, aby przypadkiem nie miał kolejnych dziwnych wątpliwości.
– W takim razie, dwa piwa proszę – Zwrócił się już do barmana, a ja miałam tylko nadzieję, że mężczyzna nie słyszał nic z naszej głupiej rozmowy. – Jak ci się podobało na meczu?
– Było naprawdę fajnie. Lepiej niż się spodziewałam. A ty, chyba dobrze grasz – stwierdziłam, na co ten się zaśmiał.
– Chyba? Komplementy z twoich ust są niesamowite.
– Byłeś dobry na tyle, ile jestem w stanie to ocenić bez żadnej wiedzy na temat koszykówki – wyjaśniłam rzeczowo. Nie chciałam go przecież urazić, byłam po prostu szczera.
– Dzięki. Cieszę się, że ci się podobało. To znaczy, że będziesz częściej wpadać.
– Nie rozpędzaj się tak lepiej.
– No tak, bo znowu będę miał zderzenie czołowe.
– Zderzenie czołowe? – Zmarszczyłam brwi, nie bardzo rozumiejąc, do czego nawiązywał.
– Yhym. Tak, jak na twoich urodzinach.
– A więc jednak…
– No wybacz, potrzebuję jeszcze kilku dni, żeby moja duma to przełknęła – zaśmiał się, dzięki czemu chyba nie zrobiło się miedzy nami tak niezręcznie.  Bo przysięgam, że już prawie zaczynało mi się robić gorąco.  – Tak serio, to bez presji. Nie oczekuję cię teraz na każdym meczu. Ale miło będzie, jeśli czasem wpadniesz.
– Też myślę, że będzie miło.

Miło, to słowo klucz w znajomości z Natem. Z nim wszystko było miłe. Może właśnie to różniło go od Toma? Po co mi miły facet, skoro mogłam mieć faceta zagadkę..? Płynęłam pod prąd. I na Boga, nie umiałam przecież pływać. Nie tylko w rzeczywistości. Metaforycznie także.



Tym razem poszło całkiem gładko. 
Lubicie odcinki bez Toma? xD