poniedziałek, 26 lutego 2018

Kartka nr 11. "Zakazany owoc"

Tom w przeciwieństwie do mnie wydawał się całkowicie nieporuszony. Niczym. Zachowywał się, jakby to wszystko było normalne. Jakby nasza relacja wcale nie odbywała się na polu minowym. Dla mnie tak zaczęło to wyglądać, gdy tego ranka wróciła bolesna rzeczywistość. Kogo ja chciałam oszukać? Nie należałam do osób, które nie potrzebują zaangażowania, czy jakichkolwiek uczuć i potrafią się bez problemu dostosować do sytuacji. Od zawsze byłam nadwrażliwa i ostrożna, a gdy już się do kogoś odważyłam zbliżyć, przeważnie zaczynało mi zależeć na tej osobie. To się działo automatycznie, bo taką miałam naturę. I dlaczego miałam to przerywać? Po co miałam się dystansować? W przypadku Toma miałoby to sens, ale wcześniej nie musiałam rozdzielać ludzi na tych, z którymi mam możliwość zawarcia bliższej znajomości i gwiazd show-biznesu, z którymi raczej nie powinnam wiązać większej nadziei  na wspólną przyszłość.
Mogłam sobie mówić, ile chciałam, że powinnam dać sobie spokój. Prawda była taka, że trochę się z tym spóźniłam. A sam powód mojego utrapienia i niewyobrażalnego szczęścia jednocześnie, nie odpuszczał. Pojawiał się i znikał. Nawet kiedy go nie było to i tak tkwił w mojej głowie, budząc żywe emocje. W jaki sposób miałam z tym walczyć? Za każdym razem, gdy przymierzałam się do tej walki, pojawiało się coś, co nakazywało mi się wycofać. A ja z niewytłumaczalną euforią i towarzyszącymi mi niezrozumiałymi oczekiwaniami, robiłam to.
Przy nim wszystko wydawało się takie idealne. Pojawiał się i znikały wszelkie wady tego świata. Wystarczyło kilka krótkich spojrzeń, uśmiechów, gestów, aby zepchnąć zdrowy rozsądek w ciemną otchłań naiwnego umysłu i zapomnieć, że w ogóle kiedykolwiek istniał. Nawet ten poranek u niego w mieszkaniu był jak wyrwany ze snu. Co z tego, że przez chwilę sama uczyniłam z niego koszmar, poruszając temat jego związku i zadręczając się wyrzutami sumienia? To przecież rozpłynęło się w nicości w sekundzie, w której opuściłam łazienkę.
Muzyk czekał na mnie ze śniadaniem, zapowiadając, że bez niego nie wypuści mnie do domu. Kolejne pół godziny w jego towarzystwie, które próbowały przekonać mnie na dobre, że to wszystko, co robiliśmy, było w porządku.
– Więc masz tylko siedemnaście lat? – zapytał w pewnym momencie, gdy nasza rozmowa zeszła nieco w kierunku moich zbliżających się nieszczęsnych urodzin. Wydawał się bardzo zaskoczony ową informacją i zbiło mnie to znacznie z tropu.
– Teoretycznie jestem już pełnoletnia – Uściśliłam, zdecydowanie bardziej woląc swoją wersję. Niepełnoletniość nawet dla mnie nie była czymś przekonującym w budowaniu relacji z dojrzałym mężczyzną. O ile w ogóle można takim mianem określić dwudziestoczterolatka. – Przeszkadza ci to?
– Nie, po prostu sądziłem, że jesteś starsza – odparł spokojnie. W mojej głowie i tak włączyło się pomarańczowe światełko, sugerujące, że mój wiek jednak miał jakieś znaczenie. – Wyglądasz w sumie bardzo młodo, ale z drugiej strony jesteś dojrzałą osobą. To trochę mylące.
– Czy to jest, aż tak ważne?
– Oczywiście, że nie. Może byłoby trochę bardziej, jakbyś była piętnastolatką – rzucił z żartem. Mógł mówić cokolwiek, ale widziałam tę nutkę niepewności, która zatliła się w jego czekoladowym spojrzeniu. Jakby zwątpił, czy faktycznie powinien w ogóle brnąć ze mną dalej w tę znajomość. Przez chwilę miałam ochotę prychnąć i wywrócić oczami. Mój umysł sam nasuwał mi myśli o tym, że gitarzysta na sto procent miał w swoim łóżku niejedną laskę poniżej dwudziestego roku życia i wówczas raczej nie pytał jej o wiek.
Nie byłam pewna, czemu tak buntowniczo na to reagowałam. Może bałam się, że fakt, iż jestem tylko nastolatką stanie się dla nas kolejną przeszkodą. A powinien nią być?
 
Byłam spięta całą drogę do domu, bo myślałam tylko o tym, co mnie będzie czekało w kolejnych dniach. A właściwie, co mnie nie czekało. Nie umiałam, może już nawet nie chciałam przyswoić do siebie, że Tom liczył na coś więcej. Nie wierzyłam w to. Nie wierzyłam, że byłby w stanie zostawić dla mnie swoją dziewczynę. Nie wierzyłam, że my moglibyśmy dalej spotykać się potajemnie i być jednocześnie tym usatysfakcjonowani. Być może to był jego styl życia… Ale przecież nie mój. Miałam od teraz być kimś innym, niż byłam do tej pory? Miałabym całować się z nim w samochodzie, kochać w jego tajnym apartamencie i rozmawiać z nim, jakby był mi bliższy, niż kiedykolwiek…? Miałabym robić to wszystko nadal, wiedząc, że nie ma dla nas żadnej przyszłości?
Jak…?

– Mam teraz sporo pracy, ale będziemy w kontakcie – Jego głos wyrwał mnie z transu i nawet nie spostrzegłam, że dojechaliśmy pod mój dom. Będziemy w kontakcie, dwa wyrazy odbijały się od siebie w mojej głowie i chyba gdzieś po drodze zgubiły dla mnie swój sens. Czy to nie była jedna z tych durnowatych wymówek?
Przecież to koniec. Dlaczego wciąż obydwoje wmawiamy sobie, że jest inaczej!?
– W porządku?
Nic nie jest w porządku!
– Tak, zamyśliłam się tylko – mruknęłam, odpinając swój pas. – Dzięki za podwiezienie… i w ogóle za wszystko – Spojrzałam na niego. Cholera, za każdym razem, jak na niego spoglądałam, to każde moje postanowienie trafiał jasny szlag. Bo patrzył na mnie tymi swoimi ciepłymi oczami, jakbym była dla niego jedyną osobą na świecie. Właśnie to widziałam w tych czekoladowych tęczówkach. I nie umiałam się temu oprzeć.
– Więc dlaczego mam wrażenie, że się ze mną próbujesz pożegnać?
– Nie chcę się żegnać – Z trudem wydobyłam z siebie głos. Czułam, że jeśli za moment nie wysiądę z tego samochodu, to rozpłaczę się przed nim, jak małe dziecko. Emocje zaczynały przejmować nade mną kontrolę. – Po prostu… Muszę już iść – wydusiłam, w pośpiechu otwierając drzwi.
Uciekaj.
– Ivy… – Chwycił mnie za nadgarstek, nim zdążyłam postawić stopy na ziemi. Westchnęłam ciężko i odwróciłam się do niego, starając się wciąż zachować zimną krew. To było nieosiągalne. Niewykonalne. Nie, gdy zbliżał się do mnie. Nie, gdy jego twarz dzieliły milimetry od mojej. Z moich ust znowu wydobyło się ciche westchnienie. Mało brakowało, a jęknęłabym żałośnie z frustracji, jaka mnie ogarnęła. Nie zrobiłam tego jednak, bo Tom zamknął mi usta pocałunkiem. Najpierw musnął je delikatnie, a gdy nie wyraziłam sprzeciwu, pozwolił sobie na więcej. Mój żołądek znowu wykonał salto, budząc tym do życia stado motyli albo innych dziwnych stworzeń. Nie mogłam się temu opierać. Pozwoliłam, by ten pocałunek przerodził się w pełną zachłanności i namiętności grę naszych warg i języków.
Całowałam go tak, jakby miał to być nasz ostatni pocałunek. Chciałam móc zapamiętać jego smak. Zachować w sobie te wszystkie uczucia, które mi przy tym towarzyszyły.
Pragnęłam, by pozostał tylko mój, na zawsze, dla mnie… przynajmniej zapisany we mnie.
Ale im dłużej, to trwało, tym trudniej było z tego zrezygnować.
Oderwałam się od niego niemal na siłę. Z walącym sercem w piersi i ledwo przytomnymi oczami, wysiadłam z auta, zatrzaskując za sobą drzwi. Przez moment miałam wrażenie, że ziemia osuwa mi się spod nóg. Bez zastanowienia ruszyłam prosto do domu. Nie odwróciłam się, choć bardzo chciałam. 

Wtedy po raz pierwszy poczułam, że chyba nie potrafię bez niego żyć. Że mój świat nie ma sensu bez jego czekoladowych oczu, bez jego uśmiechu, zapachu i głosu. Tak nagle stał się dla mnie wszystkim.  A ja musiałam nauczyć się istnieć dalej, bez tego wszystkiego. Przyzwyczaić się, że jego już nie będzie. Udawać, że to był tylko piękny sen, z którego czas się obudzić… I nawet On nie mógł mieć o tym pojęcia. Bo wymyśliłam to sobie dokładnie tak samo, jak naszą wspólną przyszłość.

Zamknęłam za sobą drzwi i oparłam się o nie plecami, zaciskając mocno powieki. Czułam się rozdarta. Czy ja to wszystko zakończyłam? Czy to był koniec? Nie powiedziałam mu ani jednego słowa, aby więcej się nie pojawiał pod moim domem, nie kazałam wymazać mojego numeru telefonu. Zostawiłam wciąż otwartą furtkę między nami, przez którą mógł w każdej chwili przejść. Nie było większego dowodu na to, że wcale nie chciałam z niego rezygnować. Z nas. Jakkolwiek destrukcyjna była ta relacja, ja nadal pragnęłam brnąć w to dalej i dalej.
Próbowałam być rozsądna, dlatego wmówiłam sobie, że tego dnia spotkaliśmy się po raz ostatni. Wmówiłam sobie, że to był ostatni raz. Wmówiłam sobie, że się z nim pożegnałam.
Moje marzenia się spełniły i… I to tyle. Już nic więcej miało nie być. Więcej miałam go nie zobaczyć. Chciałabym, żeby powiedział mi cokolwiek, co ułatwiłoby mi zapomnienie o nim. Tak po prostu. Żebym zapomniała. Żebym się nie łudziła. Dlaczego tego nie zrobił? Dlaczego to ja musiałam być tak cholernie racjonalna!? Dlaczego to musiało rozdzierać tak mocno właśnie mnie..? Czy on czuł się, choć odrobinę podobnie? Mój Boże, jak ja chciałam wiedzieć, co sobie myślał, co nim kierowało…
Czy to już..? Czy to już było dla mnie za późno?

Dom był pusty. Philip najpewniej był w szkole, a matka w pracy. Samotność tego dnia nie pomagała mi w najmniejszym stopniu, w pozbieraniu się. Czułam się jak wrak. Cała euforia zamieniła się w jednej chwili w koszmarną, niewyobrażalną pustkę i odebrała mi jakiekolwiek siły do normalnego funkcjonowania. Miałam ochotę zniknąć i nie musieć już myśleć o niczym.
Na moim telefonie znajdowało się kilkanaście nieodebranych połączeń i wiadomości. Głównie od Philipa, znalazło się także kilka od Agness i może z jedno od matki. Nie trudno zgadnąć, które z nich odchodziło najbardziej od zmysłów, nie wiedząc, dokąd się udałam bez słowa i dlaczego nie wróciłam na noc do domu.
– Ivette!
Podskoczyłam na kanapie, otwierając szeroko oczy, gdy usłyszałam, jak ktoś krzyczy moje imię. Do domu wpadła moja rodzicielka, uświadamiając mi jednocześnie, że był już prawie wieczór. Siedząc bezmyślnie przed telewizorem cały dzień, nawet nie spostrzegłam, jak wskazówki zegara przesunęły kilkukrotnie.
Cholera.
– Możesz mi wyjaśnić do diabła, jakim cudem wyszłaś wczoraj wyrzucić śmieci i nie wróciłaś do tej pory?! – Zagrzmiała, patrząc na mnie z mordem w oczach. Wyprostowałam się, bo mimo wszystko, matka wciąż budziła we mnie jakiś respekt. Choć może był to bardziej pewien rodzaj strachu. Nienawidziłam, gdy ktoś od razu mnie atakował, nie próbując nawet zacząć przyzwoitej rozmowy. Gdzie byłaś do cholery!? Czy ty w ogóle słyszysz, co do ciebie mówię?!
– Słyszę – mruknęłam obojętnie.
– I kompletnie nie czujesz potrzeby wytłumaczenia się?! Miałam dzisiaj dzwonić na policję! Myślisz, że nie mam co robić tylko zastanawiać się, gdzie znikasz na całą noc!?
Nie wierzę, w ani jedno twoje pieprzone słowo.
– Przepraszam, tak wyszło – rzuciłam, choć w głębi duszy wcale nie było mi przykro. Chciałam, tylko aby dała mi święty spokój. Doskonale wiedziałam, że wcale się tym nie przejmowała. Bo pewnie, jak zwykle przed snem wypiła butelkę wina i zasnęła na dobre, nawet nie zauważając, że nie wróciłam. Przynajmniej dopóki nie wstała rano.
– Tak wyszło? – powtórzyła po mnie, wyraźnie rozjuszona. – Gdzie byłaś, do cholery?
– Jeśli już tak bardzo musisz to wiedzieć, byłam u faceta! – wykrzyknęłam, tracąc już nad sobą jakąkolwiek kontrolę i podniosłam się gwałtownie z miejsca, chcąc jak najszybciej zniknąć z jej oczu. Albo raczej, żeby ona zniknęła z moich. Powstrzymała mnie od tego, chwytając mocno za ramię. Syknęłam, czując, jak jej paznokcie wbijają się w moją skórę.
– Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?
– Niczego sobie nie wyobrażam. Puszczaj – Szarpnęłam ręką, nieco zbyt mocno, bo aż się zachwiała. Choć przypuszczałam, że jej niepewna równowaga była spowodowana kolejną dawką procentów we krwi. W końcu poranek też trzeba było dobrze zacząć, prawda? – Ciekawe za to, co ty sobie wyobrażasz, pijąc i jeszcze żałośnie odgrywając przede mną sceny przejętej matki.
Nie mogłam się powstrzymać. Szybciej to z siebie wyrzuciłam, niż w ogóle pomyślałam. Miałam dosyć. Już przed tą konfrontacją byłam pełna frustracji i żalu z powodu Toma, a ona tylko dołożyła oliwy do ognia. Nie miałam na to siły.
– Nic ci do tego, co robię – odparła sucho, patrząc na mnie tymi swoimi szklanymi oczami.
– No widzisz i vice versa – Posłałam jej pełne rozczarowania i pogardy spojrzenie. To skutecznie ją uciszyło, a ja korzystając z okazji, uciekłam do swojego pokoju.
Nic już nigdy nie miało być takie samo. Coraz więcej obrzydzenia do własnej matki, siebie i całego pieprzonego świata. Wstydziłam się tego, jak bardzo jej nienawidziłam.
Rzuciłam się na łóżko i przytulając głowę do poduszki, pozwoliłam sobie na uronienie kilku łez.
Gdy zamykałam oczy, czułam go obok siebie.  Jego dotyk, zapach, usta. Wspomnienia wracały, jak bumerang, przysłaniając sobą przykre obrazy aktualnej rzeczywistości.
– Tom… – Szepnęłam, mimowolnie unosząc powieki. Wbiłam wzrok w plakat wiszący na ścianie.
Musiałam go zdjąć.

Bałam się, że zdążyłam się już w Nim zatracić. Cała sytuacja w moim domu, tylko temu sprzyjała. Pchała mnie prosto w Jego ramiona. Prosto w otchłań tych wszystkich pokręconych i niezrozumiałych dla mnie uczuć. Nagle stał się moją odskocznią. Pojawiał się w mojej głowie równie niespodziewanie, co w rzeczywistości. I przestawałam już nad tym panować.

Zasnęłam na kilka ładnych godzin. Obudził mnie dopiero brat, wchodząc do mojego pokoju. Zanim zdążyłam odwrócić się w jego kierunku, już siedział obok na moim łóżku. Wyglądał na bardzo przejętego, pewnie wyraz mojej twarzy nie przekazywał mu nic dobrego. A ja nie wiedziałam, czy mam jeszcze siłę, by z nim rozmawiać. Nie mogłam powiedzieć mu wszystkiego.
– Martwiłem się o ciebie, Iv. Gdzie tak nagle wczoraj zniknęłaś? Nie było cię całą noc… Nie wzięłaś nawet telefonu.
– Przepraszam… Nie planowałam tego – wyznałam pełna skruchy, podnosząc się do pozycji siedzącej. Tym razem były to całkowicie szczere przeprosiny. Mój brat mnie kochał i był jedyną osobą na świecie, która faktycznie mogła się o mnie zamartwiać. Nie chciałam, by się niepokoił. Dotarło do mnie, jakie to wszystko było głupie i nieodpowiedzialne. Byłam bezpieczna, ale tylko ja miałam tego świadomość. Philip nie miał pojęcia, co się ze mną działo. Czułam się przez to jeszcze gorzej. Zawiodłam go i w pewien sposób, również siebie. – Wyszłam tylko wyrzucić śmieci… – westchnęłam cicho, spuszczając swój wzrok. Wspomnienie zeszłego wieczoru znowu we mnie uderzyło. I co z tego, że dla mojego brata musiało zabrzmieć to w danym momencie, co najmniej idiotycznie.
– Iv, czy ktoś cię skrzywdził? – Jego zaniepokojony głos od razu otrzeźwił mi umysł.
Sama się krzywdzę. Jestem pieprzoną masochistką.
– Nie, Boże, nie – zaprzeczyłam, chcąc jak najszybciej wybić mu ten pomysł z głowy. – Nikt mnie nie skrzywdził. Byłam z tym samym chłopakiem, co wtedy, po koncercie.
Uznałam, że tyle mógł wiedzieć. Kłamstwa były ostatnią czynnością, jakiej chciałam się podejmować. Jednocześnie nie mogłam powiedzieć całej prawdy. Niemniej, jeśli była jakakolwiek możliwość, by obejść ten temat bez żadnych mocniejszych tajemnic, musiałam spróbować.
– O, nie spodziewałem się, że to jakaś dłuższa znajomość. I co z nim? To coś poważnego?
– Raczej nie. Spędziliśmy tylko miło czas we dwoje i myślę, że to był ostatni raz – odpowiedziałam, nie wdając się w szczegóły. Nie mam pojęcia, jak udało mi się schować w sobie te wszystkie emocje. Wcisnęłam je w jedno durne zdanie, które wciąż uświadamiało mi, że to naprawdę już koniec.
Podobno, gdy powtarza się sobie coś, jakąś określoną ilość razy, ostatecznie mózg przyswaja tę informację, jako prawdę.
To koniec.
Koniec.
Koniec.
Koniec.
Koniec.
Koniec.
Koniec.

– Ale chyba wolałabyś, aby było inaczej – zauważył. Mogłam starać się z całych sił, ale przecież nie mogłam ukryć przed nim wszystkiego. To mój bliźniak. Może nie wyznałam mu, że jestem rozdarta między marzeniami a rzeczywistością. Że z jednej strony jestem najszczęśliwszą osobą na ziemi, bo spędziłam czas z człowiekiem, którego od zawsze pragnęłam i który okazał się naprawdę wspaniałym facetem… A jednocześnie, z drugiej strony byłam też tą najsmutniejszą osobą. Bo żal ściskał moje serce na myśl, że już żadna z tych pięknych chwil nie będzie mogła się powtórzyć.
– Nie ma już znaczenia, czego ja bym chciała…
– Nie rozumiem, w czym tkwi problem? Czemu więcej się nie spotkacie? Skoro podobacie się sobie, coś zaiskrzyło… Przecież możecie to kontynuować – stwierdził, nie spuszczając ze mnie swojego zdezorientowanego spojrzenia.
Dla niego to wszystko wydawało się takie proste. I może nawet, jakby był na moim miejscu, także nie widziałby tylu problemów, co ja. Jestem tego niemal pewna. Poradziłby sobie z każdą przeciwnością losu. Bo nie istniały dla niego rzeczy niemożliwe. Tym się różniliśmy. A ja od zawsze odsuwałam się w cień, gdy czułam, że coś pójdzie nie tak. Że coś po prostu nie ma prawa mieć miejsca. I oto jeden z tych przypadków. Bo Tom był moim zakazanym owocem.
– Nie możemy, Phil. To zbyt skomplikowane. Nie mogę ci za wiele powiedzieć… Ale już pomijając wszystkie fakty, o których nie powinnam wspominać, chyba wystarczy, że on już kogoś ma.
– Zawrócił ci w głowie, mając już laskę? To chamskie – Oburzył się. – Musisz olać typa! Nie jest cię wart.
– Przecież nawet go nie znasz…
– Wiem, ale skoro spotykał się z tobą, będąc w związku… To co to w ogóle ma być?
Dobre pytanie, braciszku. Zadaję je sobie od tygodnia.
Nie mówmy już o tym. To nieważne – Postanowiłam zakończyć tę rozmowę. Philip nie był w stanie tego zrozumieć, a ja nie mogłam mieć o to żalu. Tym bardziej, gdy nie chciałam wyjawiać mu całej prawdy. – Powiedz mi lepiej, co z Agness? – Zmieniłam temat. Potencjalne związki mojego brata są zdecydowanie łatwiejszym orzechem do zgryzienia. Tak, jak wszystko inne, co nie dotyczyło mojej osoby.
– No… Wyszło całkiem fajnie.
– I to wszystko? – Uniosłam brwi, oczekując od niego czegoś znacznie więcej. Chyba nie tylko ja tego dnia nie byłam zbyt wylewna. – Umówiłeś się z nią na randkę?
– To nie takie proste, ona mnie onieśmiela!
– O matko, to jak ty chcesz ją zdobyć?
– Bez pośpiechu. – Skwitował po krótkiej chwili namysłu. – To nie jest dziewczyna, którą można łatwo wyrwać. Zresztą sama wiesz, to twoja przyjaciółka. Dziewczyna z wyższej półki.
Czy ja byłam dziewczyną z niższej półki, lecąc na Toma, niczym pszczoła do miodu..?

– No dobrze, trzymam za was kciuki – Poklepałam go przyjaźnie po ramieniu, dając do zrozumienia, że może na mnie liczyć. Naprawdę chciałam, aby im się udało. Agness może nie do końca dawała mi jakieś znaki, że Philip wzbudził jej zainteresowanie, ale przecież to wcale nie oznaczało, że nie mogłaby chcieć się z nim spotykać. Na wszystko trzeba czasu.
I mówisz to Ty? Twoja znajomość z Tomem trwa raptem dwa tygodnie, a już wepchałabyś się mu do łóżka… Nie mówiąc o rozsądku, który wypadł Ci gdzieś po drodze i nawet się za nim nie odwróciłaś!
– A, właśnie. Mam dla ciebie kasę, na kieckę. – Wyszczerzył się, podając mi plik banknotów, który wcześniej wyciągnął ze swojej kieszeni. –Powinno wystarczyć na coś wystrzałowego. W końcu osiemnastkę ma się raz w życiu!
– Jesteś niemożliwy! – Zaśmiałam się, biorąc od niego pieniądze. – Kupiłabym za to, co najmniej dwie wystrzałowe kiecki.
– To będziesz miała jeszcze wystrzałowe buty i dodatki – Wzruszył ramionami. – Ja się zajmę imprezą, a ty skup się na sobie. To będzie twój wyjątkowy dzień, siostrzyczko.
Zdaje mi się, że ja już miałam swój wyjątkowy dzień. I to nie jeden.
Słowa brata naprawdę podnosiły mnie na duchu i dodawały pozytywnej energii. Zarażał mnie tym swoim cholernym optymizmem i poczułam się dużo lepiej.
– Nasz wyjątkowy dzień, nasz – Poprawiłam go stanowczo. – I od tego dnia już wszystko, zawsze będzie lepiej. – Dodałam, pełna nowej nadziei.
Bo musiało tak być.

To były te chwile w moim życiu, które uświadamiały mi, że nie tylko Tom był szczęściem, jakie zesłał dla mnie los. Mój brat był tą iskierką, która nie pozwalała mi tracić jeszcze nadziei… Był najważniejszym mężczyzną w moim życiu. Choć może już obaj byli w nim najważniejsi.



czwartek, 22 lutego 2018

Kartka nr 10. "Stałam się 'tą drugą' "

Zgadzając się na pójście z Tomem do jego mieszkania, pozbyłam się praktycznie jedynej przeszkody, jaka stała nam na drodze, by się ze sobą po prostu przespać. Może byłam głupia i naiwna, ale nie bez powodu mój umysł nasuwał mi te wszystkie myśli. Znałam tego człowieka od lat, byłam jego fanką. A konkretniej, to znałam go jedynie z tego, co o nim pisano lub, co sam o sobie mawiał w wywiadach. Od zawsze miał opinię kobieciarza lubiącego jednonocne przygody. Prawdą było, że ostatnimi czasy jego życie wydawało się nieco ustabilizować, ale czy do końca? Halo, właśnie sprowadzał do swojego mieszkania pierwszą lepszą fankę, którą poznał po swoim koncercie! A ona szła za nim jak ta ćma do ognia. Jak ten niedźwiadek do ula z miodem. Różnica była taka, że ja miałam więcej rozumu niż zwierzęta i miałam większą świadomość tego, co czyniłam.

Ludzie sami pchają się na rozżarzone węgle, a potem jęczą, że ich boli.
Idź, poparz sobie stopy.

O ile sam apartamentowiec, w którym mieszkał Tom, był  dla mnie zjawiskowy, to salon połączony z kuchnią i jadalnią przechodził wszelkie wyobrażenia. Patrzyłam na wielkość tego pomieszczenia i nie wierzyłam, że to się nazywa MIESZKANIEM. Parter mojego domu nie był tak ogromny! Podłogę pokrywał biały granit. Jedynie w miejscu przeznaczonym do rekreacji, pod białymi kanapami leżał czarny i zapewne cholernie miękki, dywan. Część kuchenna została oddzielona od salonu białą, podłużną wyspą. Szafki wykonane zostały z jakiegoś jasnego, prawdopodobnie dębowego drewna. Okna zajmowały całe ściany, które swoją drogą były bardzo wysokie, co robiło jeszcze lepsze wrażenie. Po jednej stronie, z widokiem na miasto, stała kanapa. Po drugiej zaś stół i krzesła. Wszystko było świetnie zorganizowane i dopasowane do siebie. Jakby tego było jeszcze mało, obok kuchni były schody prowadzące na niewielką antresolę, z której zapewne widać było cały dół.
Nie mam pojęcia, jak długo stałam tak bezmyślnie, lustrując po kolei każdy mebel. Przecież wiedziałam, że Tom nie będzie mieszkał w ciasnej kawalerce. Niemniej, to naprawdę było dla mnie wciąż niepojęte.
CO JA TUTAJ ROBIĘ!?
Ocknęłam się w końcu ze swojego transu i zrobiłam krok do przodu. Bałam się chodzić po tej błyszczącej podłodze. Można było się w niej przejrzeć! W dodatku wszędzie było tak czysto, jakby nikt tu nie mieszkał. Tom musiał dawno tu nie przyjeżdżać albo po prostu ma zajebistą sprzątaczkę.
Nie zamierzałam bardziej się rozglądać, żeby nie wyjść na wścibską, ale zerknęłam z ciekawości na to, co miał na wierzchu. Nie było tego wiele, bo nie dostrzegłam żadnych półek, na których mógłby trzymać jakieś pamiątki. Jedynie na stoliku leżały jakieś motoryzacyjne czasopisma. A mnie najbardziej ciekawiły zdjęcia. Zdjęcia, których nigdzie nie było. Czy on tu w ogóle mieszkał?
Może po prostu sprowadza tu tylko swoje kochanki, więc po co miałby się urządzać? Z takim tokiem myślenia, to mogę sobie już stąd wyjść i udawać, że mnie wcale tutaj nie było. Czasami przydałby mi się ktoś, kto porządnie plasnąłby mnie w twarz…

– Chcesz coś do picia?
Zdążyłam na chwilę zapomnieć, że on nadal tam ze mną był. Musiałam wyglądać  jak kretynka z moim oniemiałym wyrazem twarzy. Czy na pewno nie rozdziawiłam japy?
– Może trochę wody – odparłam, przywracając się do porządku i podeszłam do wyspy kuchennej, za którą jak się okazało, chłopak już dawno stał. Poczułam się lekko zakłopotana, bo moje dziwne zachowanie było całkowicie niekontrolowane i prawdopodobnie źle wypadałam w jego oczach.
Obserwowałam w milczeniu, jak wypełniał szklankę wodą. Cisza, która temu towarzyszyła, wcale nie pomagała mi w rozluźnieniu się. Naprawdę Ivy, patrzyłaś, jak przechodził przez ogrodzenie, chodziłaś z nim na nocne spacery, przyjeżdżał pod twój dom, całowałaś się z nim i obmacywałaś w jego samochodzie… I ty nadal czujesz się spięta!?
– Świetne mieszkanie – wypaliłam, gdy podał mi już szklankę. Uśmiechnął się lekko, opierając rękoma o blat naprzeciwko mnie. Wyspa była jedyną granicą między nami, ale wcale nie przeszkadzało mi to w dokładnym widzeniu jego twarzy.
– Podoba ci się?
– Jeszcze pytasz? Jest naprawdę zjawiskowe. Sam to wszystko urządzałeś?
– Nie, niczego nie zmieniałem. To mieszkanie przejściowe, więc nie przywiązywałem do tego zbytniej wagi.
Po jego głosie łatwo było wywnioskować, że takie miejsca, to dla niego chleb powszedni. Tylko ja się czułam dalej, jak idiotka, bo dla mnie było, to coś niesamowitego. Jarałam się jakimś mieszkaniem, jakbym naprawdę nie wiedziała, że mogłam się spodziewać takich rzeczy. Czy ja w ogóle jeszcze odczuwałam jakkolwiek rzeczywistość? Może już całkowicie pochłonęła mnie fikcja, którą utworzył sobie mój głupi mózg.
– Zaraz wrócę. Rozgość się – rzekł nagle, odpychając się od blatu i ruszył w kierunku przedpokoju znajdującego się za kuchnią. Byłam bardzo ciekawa, co tam się znajdowało. Pewnie jego sypialnia. Na samą myśl o tym pomieszczeniu, serce mi przyspieszyło. Boże, co ja sobie w ogóle wyobrażałam? Czy naprawdę chciałam skończyć w jego łóżku!?
Potrząsnęłam głową, odganiając od siebie te niesforne myśli i odwróciłam się, by dalej bezkarnie przyglądać się mieszkaniu Toma. Gdy nie było go obok, czułam się nieco pewniej i nie musiałam martwić się tym, co sobie o mnie pomyśli. Poza tym  kazał mi się rozgościć. To niemal  jak zezwolenie na zwiedzanie tego miejsca! A przynajmniej jakiś tajemniczy głosik w mojej głowie tak uważał. I tym razem się z nim nie kłóciłam. Przeszłam się po całym salonie, ale i tak nie mogłam zobaczyć nic więcej, niż na samym początku. Jego mieszkanie było naprawdę ubogie w jakiekolwiek osobiste przedmioty. Nie chciałam wcale wciskać nosa w nie swoje sprawy, moim jedynym zamiarem było bliższe poznanie go. Chciałam wiedzieć więcej. Znać go od jego prywatnej, prawdziwej strony. Niestety, to mieszkanie nie było dobrym punktem zaczepienia. Ewidentnie sam też nie chciał, aby takim było.
Podeszłam do okna, ponieważ widok na oświetlone miasto, sam się o to prosił. Zapierał dech w piersiach. Tom mieszkał na dwunastym piętrze, o ile dobrze kojarzyłam. Bo podczas jazdy windą, byłam jeszcze tak oszołomiona, że nie wiem, czy zdążyłam poprawnie zarejestrować taki szczegół.
Patrzyłam na Berlin nocą z okna w jego wspaniałym apartamencie i czułam się jak w jakimś amerykańskim filmie. Ja, zwykła, szara dziewczyna i on, sławny, bogaty i perfekcyjnie piękny. Każdy, kto usłyszałby to zdanie, uznałby je za część scenariusza hollywoodzkiego romansu!
Uśmiechnęłam się do swoich myśli i odkleiłam w końcu nos od szyby, żeby nie dać się całkowicie ponieść swojej wybujałej wyobraźni. Była jeszcze jedna rzecz, która mnie interesowała. Antresola nad kuchnią. Tym razem to było naprawdę wścibskie! Nie wiem, co mnie podkusiło.
Z zaciekawieniem podeszłam do schodów,  po których wspięłam się na górę. Czułam, że posuwam się za daleko i że nie powinnam tam wchodzić.  Urok tego miejsca jednak zagłuszał moje wyrzuty sumienia, a rozsądek przecież już dawno zgubiłam gdzieś po drodze, w trakcie tej szalonej znajomości z Tomem.  I moje nogi same mnie już prowadziły, by tylko oczy mogły nacieszyć się jeszcze czymś więcej.
Miałam rację, że patrząc z góry na całą dolną przestrzeń, będzie dużo lepiej. Antresola była zabezpieczona jedynie metalową barierką. Poza tym znajdowało się na niej biurko, na którym leżał laptop. Krzesło, niewielki fotel i regał. Miała swój klimat, nieco inny od pozostałej części mieszkania.
Podczas gdy przyglądałam się książkom stojącym na jednej z półek, doszedł mnie dźwięk otwieranych drzwi. Odwróciłam się odruchowo i ujrzałam Toma, który prawdopodobnie musiał być bardzo zdziwiony, że nie zastał mnie w miejscu, w którym wcześniej zostawił.
Cholera. Świetnie. Łazisz sobie po jego mieszkaniu jak gdyby nigdy nic. Jak się teraz z tego wytłumaczysz!?
Zrobiło mi się tak strasznie głupio, że nie wiedziałam nawet, co mam zrobić. Bałam się ruszyć, czy odezwać. Nie chciałam wzbudzać w nim gniewu swoim bezczelnym zachowaniem. Na pewno nie byłabym zadowolona, gdyby ktoś zachował się podobnie w  moim domu bez mojego zezwolenia.
Mimo że bardzo chciałam się gdzieś schować i udawać, że zniknęłam, coś podpowiadało mi, że powinnam stanąć na wysokości zadania. Skoro chciałam być dorosła i traktowana poważnie, to musiałam się tak zachowywać. A w gruncie rzeczy, nie popełniłam takiej zbrodni. To zwykła kobieca ciekawość… Poza tym, że mogło wyglądać to wszystko dziwnie, zważywszy na fakt, kim był Tom.
Zdecydowałam się zejść na dół, ale i tak czyniłam to z ostrożnością, jakbym zaraz miała zostać zaatakowana i wyrzucona na ulicę.
– Właśnie się zastanawiałem, gdzie zniknęłaś – Wstrzymałam oddech, gdy dotarł do mnie jego głos. Nie udało mi się wyczuć, czy był zły, ale serce i tak zaczęło mi znowu dudnić w piersi.
– Przepraszam… – powiedziałam od razu, pełna skruchy. – Nie chciałam naruszać twojej prywatności. Przysięgam, że niczego nawet nie dotknęłam.
– Daj spokój – Machnął ręką, uśmiechając się lekko. – Jak na razie, jesteś jedyną prywatnością w tym mieszkaniu – dodał, robiąc krok w moją stronę. Mimo że jego reakcja była, jak najbardziej pozytywna, ja i tak poczułam się zażenowana. Naprawdę ze mnie idiotka.
Niemniej, nie umknęły mojej uwadze jego ostatnie słowa. Co właściwie oznaczało, że jestem jedyną prywatnością w tym mieszkaniu..?
– Jako że nie popisałem się tą kolacją w aucie, chciałbym się poprawić. To nadal nie będzie super randką w wykwintnej restauracji, ale moglibyśmy coś zamówić i obejrzeć film? – zaproponował, nim zdążyłam w ogóle pociągnąć temat jego prywatności. Na mojej twarzy znowu malowało się zaskoczenie. Oczywiście, przecież byłaś przekonana, że zaprosił cię tutaj na seks. A myślisz, że w ogóle chciałby iść z tobą do łóżka? Żebyś chociaż dobrze wyglądała, a ty nadal jesteś w tym obleśnym dresie i bez żadnego makijażu. Nie mówiąc już o twoich umiejętnościach uwodzenia, które najwyraźniej nie istnieją.  
– Piszesz się na tą domową randkę?
– Pewnie, że tak.
Randkę. Randkę. Randkę. Randkę.
Randka z Tomem.
Randka z Tomem w jego mieszkaniu.
Randka z Tomem w jego mieszkaniu, oglądając film.
O. MÓJ. BOŻE.
Ochłoń, dziewczyno! To nadal nic nie znaczy.


Film zamienił się w serial. I mimo że nie był to romantyczny klimat, moja wizja sprzed kilku godzin praktycznie się spełniła. Bo faktycznie siedziałam z Tomem i oglądaliśmy razem serial. Co prawda była to jego kanapa, a nie moje łóżko, lecz to nie miało żadnego znaczenia. Nie, gdy i tak mogłam bezkarnie wtulić się w jego ramię, a on rozpraszał moją uwagę drobnymi pocałunkami.  
Gdy zgasił światła, jedyna jasność biła z ekranu telewizora i ulicznych lamp, co nadawało niezwykłej atmosfery. Moglibyśmy oglądać nawet horror, a i tak byłoby romantycznie. Kompletnie straciliśmy poczucie czasu. A na pewno ja to uczyniłam. Już nawet nie zastanawiałam się, która była godzina. Było mi tak dobrze.
Byłam najedzona, otoczona męskim ramieniem, ogrzewana bliskością ciała Toma i oglądałam Netflixa. I może też byłam dziwaczką, bo ten wieczór był spełnieniem moich marzeń.
Nie wiedziałam, w którym momencie moja głowa opadła, a ja zasnęłam. A gdy uchyliłam powieki, kanapa pode mną zniknęła.
Przyjemne ciepło okalało moją twarz. Jasne promienie słońca wpadały do pomieszczenia, jak się okazało, przez ogromne okno. Zajmowało niemal całą ścianę tak jak w pozostałej części mieszkania. W pierwszej chwili nie zarejestrowałam nawet, gdzie się znajdowałam. Dopiero po kilku sekundach mój umysł rozbudził się na tyle, żeby posklejać fakty. Otworzyłam szerzej oczy i odwróciłam głowę, spoglądając na drugą stronę łóżka. Tom spał z prawą częścią swojej twarzy przyklejoną do poduszki. Wyglądało to naprawdę słodko i komicznie zarazem. Brakowało mu tylko roztwartej buzi i cieknącej po brodzie śliny. Choć może lepiej, że obeszło się bez tego.
Parsknęłam cicho do swoich myśli i zagryzłam wargę, przypominając sobie powoli miniony wieczór.
Dziwna euforia wypełniała mnie od środka. Chyba byłam w tamtym momencie najszczęśliwszą prawie-osiemnastolatką na świecie. Mimo to nie czułam się wcale tak pewnie, leżąc przy nim, w jego łóżku. 
Nie chciałam go budzić, ale nie chciałam też udawać, że śpię. Dlatego wstałam ostrożnie, starając się nie zwracać na siebie uwagi śpiącego jeszcze chłopaka. Gdy wyszłam spod miękkiej kołdry, nie było mi już tak cieplutko i przyjemnie. Nie miałam na sobie swojej bluzy, więc rozejrzałam się w jej poszukiwaniu. Leżała na fotelu, który stał w rogu pokoju. Podeszłam do niego, aby zarzucić ciepły materiał na nagie ramiona. Poruszałam się na paluszkach, choć podłoga w pokoju była wyłożona niezwykle miękką wykładziną. Jakbym chodziła po chmurze na niebie! Większość pomieszczenia zajmowało jednak łóżko, z którego przed momentem się wygrzebałam. I którego od tego dnia mogłam tylko zazdrościć Tomowi. Spojrzałam na niego, bo choć sypialnia zapierała dech w piersiach, to on nadal był najpiękniejszą jej ozdobą.
Jego nagie plecy i ramiona muśnięte słonecznym światłem wyglądały jak wyrzeźbione z marmuru. Gdyby nie oddychał, spokojnie można by uznać go za posąg. Dla wielu ludzi na świecie zapewne był właśnie kimś w rodzaju boga. Właściwie, nie wiem, czy i dla mnie nim nie był przez pewien etap w moim życiu. A teraz? Teraz po prostu wszystko jest inaczej.
Nadal niezręcznie było mi poruszać się samej po jego mieszkaniu, tym bardziej, gdy spał. Niemniej, nie bardzo wiedziałam, co ze sobą zrobić i zależało mi na znalezieniu toalety. Dlatego wyszłam po cichu z sypialni. I mimo że już zeszłego wieczora widziałam mieszkanie w całej okazałości, tego ranka oświetlony przez jasne promienie słońca, ponownie mnie olśniewał.
Udałam się do kuchni, ponieważ bardziej niż pęcherz, doskwierała mi suchość w ustach. Poza tym po przebudzeniu nie marzyłam o niczym innym, jak przepłukać sobie usta czymkolwiek. Niepewnie stawiałam kroki i sięgałam do szafek, w poszukiwaniu jakiejś szklanki. Czułam się trochę jak intruz. Zdecydowanie wolałabym, aby Tom nie spał i mógł być świadomy tego, że się rządzę w jego mieszkaniu. Z drugiej strony jednak spędziłam u niego noc, to chyba normalne, że potrzebuję zaspokoić podstawowe pragnienia i nie powinnam czuć się z tym niezręcznie. Jak zawsze, mnóstwo wątpliwości tliło się w moim umyśle, a ja poddawałam się im nieustannie.
Pijąc wodę, zastanawiałam się nad ostatnimi wydarzeniami. To było trochę tak, jakby ktoś wyrwał mnie z rzeczywistości. Jakby moje dotychczasowe życie zniknęło na ten jeden wieczór, noc i już również poranek. Bo trochę tak było. Wyszłam z domu i zostawiłam to wszystko za sobą. Bez słowa. Powinnam się chyba tym jakoś przejmować, ale nie potrafiłam. Byłam zbyt szczęśliwa.
Nie wiedziałam, jak długo tak stałam zapatrzona w bliżej nieokreślony punkt. Dopiero  gdy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi i następnie zbliżające się kroki, ocknęłam się ze swojego zamyślenia i odruchowo odstawiłam szklankę z wodą na blat, oczekując w napięciu pojawienia się Toma.

– Szybko uciekłaś – Usłyszałam na wstępie, gdy Tom stanął przede mną w pełnej krasie, rozciągając się niczym kocur. Nie wierzyłam, że stał właśnie przede mną prawie nagi. Tak po prostu! W samych bokserkach! Z tymi wszystkimi mięśniami na wierzchu! Chyba spłonęłam. Jak nic spłonęłam. Czy już został ze mnie popiół? Czy już może wyciągać odkurzacz? O ile wcześniej było mi chłodno, bluza już przestała być mi potrzebna. – Dobrze ci się spało? – Mówił do mnie dalej, jak gdyby wcale nie widział, że mnie zatkało na jego widok. Czy to kwestia przyzwyczajenia? Oczywiście, a myślisz, że tylko ty jesteś zachwycona jego boskością? Milion razy doświadczał już takich spojrzeń. Spływa to po nim. Nie jesteś wcale wyjątkiem.
– Tak… Nie wiem, nawet kiedy zasnęłam. Przepraszam, to chyba nie było zbyt taktowne – wypaliłam, walcząc ze swoim umysłem, by sklejał poprawnie jakieś sensowne zdania. Musiałam odwrócić wzrok i skupić go na czymkolwiek innym, bo już nawet nie dostrzegałam jego twarzy, tylko tą cholerną wyrzeźbioną klatę, która wołała do mnie: dotknij mnie.
– Nie przywykłem, że dziewczyny przy mnie zasypiają – zażartował, ale mi zajęło chwilę, zanim do mnie dotarło, że to był żart. – A tak naprawdę, to było urocze. Ale byłem rozczarowany, gdy się obudziłem, a ciebie nie było obok – dodał, znowu zmniejszając między nami dystans. Już jest tak blisko, wystarczy wyciągnąć rękę i mogłabym go dotknąć.
– Wybacz, nie chciałam cię budzić… A właściwie szukałam toalety.
– Domyślam się, że w końcu do niej nie dotarłaś? – Uniósł brwi, przyglądając mi się z wyraźnym rozbawieniem. Zapewne widział, jak się spinam, gdy stał tak blisko pół nagi. I jak bardzo musiałam ze sobą walczyć, by móc normalnie z nim rozmawiać, a nie rozpłynąć się przed nim.
–  Spore to twoje mieszkanie, pewnie jeszcze długo bym do niej nie dotarła – Próbowałam zażartować, ale wyszło mi to raczej bardzo marnie.
– Chcesz się odświeżyć? Mogę dać ci jakąś bieliznę.
– Masz tu damską bieliznę? – wypaliłam zdumiona, nim zdążyłam w ogóle pomyśleć.
– Nie, nie mam. Jesteś pierwszą kobietą w tym mieszkaniu, a ja raczej nie korzystam z damskich majtek.
– A twoja dziewczyna?
Cholera, weź ty się czasem ugryź w ten długi język, Iv! Po co w ogóle poruszasz ten temat, po co psujesz to wszystko! Teraz!?
– Dziewczyna? – powtórzył po mnie, jakby w ogóle nie wiedział, o czym mówię. Zbiło mnie to z tropu, ale z drugiej strony przecież wyskoczyłam z tym, jak jakaś ostatnia idiotka.
– Przepraszam, niepotrzebnie w ogóle cokolwiek mówiłam. Nieważne, po prostu…
– Przeszkadza ci, że jest? – Spojrzał na mnie w dość dziwny sposób, sama nie wiedziałam, co to oznaczało. Naprawdę żałowałam, że poruszyłam ten temat. I co miałam mu niby odpowiedzieć? Oczywiście, że wolałabym, aby jej nie było. Tylko, czy na pewno mi przeszkadza?
– Nie byłoby mnie tutaj, gdyby mi to przeszkadzało.
Mówiąc mu to, czułam się jak największa zdzira. Coś ściskało mnie za moje naiwne i durne serce. Nienawidziłam tego, że stałam się tą drugą. Tą, która pojawia się znikąd i niszczy cudzą relację budowaną miesiącami. Być może właśnie zapoczątkowałam nienawiść do samej siebie.
– Chodź, pokażę ci, gdzie możesz wziąć prysznic.

Myjąc się, mój mózg miał dużo czasu, by zacząć zadręczać mnie wyrzutami sumienia. I brutalną rzeczywistością. Bo, co miało być dalej..? Przecież to nie miało żadnej przyszłości. Które z nas skończy to pierwsze..? Jak długo będziemy to ciągnęli? A może to już jest koniec..? Czego jeszcze możemy od siebie oczekiwać?
Kurwa. W coś ty się wpakowała, Iv?
I przypomniały mi się słowa Agness. I wiedziałam, że miała rację. Wiedziałam o tym, odkąd tylko to wszystko od niej usłyszałam. A potem straciłam kontrolę. Nad sobą, swoim życiem i jak widać, przyszłością.

wtorek, 6 lutego 2018

Kartka nr 9. "On był moją chwilą"

Jak na zapracowanego muzyka, Tom potrafił bardzo sprawnie pokierować swoimi planami tak, aby móc zjawiać się nieoczekiwanie pod moim domem. To, że posiadał już mój numer telefonu, nadal nie nakłaniało go do zapowiadania swoich wizyt. Dlatego też moje wyjście do śmietnika stojącego przed domem, skończyło się mini zawałem serca.
Psiocząc pod nosem na cały świat, że to zawsze na mnie spada ta „brudna robota”, pozbyłam się worka z odpadkami, następnie otrzepując ręce z niewidzialnego brudu. I właśnie w momencie, gdy już się odwracałam, by wrócić do domu, po drugiej stronie ulicy, dostrzegłam znajomy samochód.
Czy to możliwe?
Zadziwiające było, że ja jeszcze w ogóle się zastanawiałam nad takimi rzeczami. Jakby ostatnie dni nie udowodniły mi, że już wszystko tak naprawdę jest możliwe.
Podeszłam do płotu, aby spojrzeć ponad jego wysokość. Prawdopodobnie wyglądałam jak idiotka. Idiotka w dresie, wychylająca łeb przez płot. Świetnie. Znowu zaczęłam rozważać nad możliwością posiadania paranoi i już miałam tłumaczyć sobie, że nie mogę kojarzyć wszystkiego z NIM, gdy dotarł do mnie znienacka tak dobrze znany mi głos.
– Hej.
Zawał.
Odskoczyłam do tyłu, jak oparzona przy okazji ocierając dłoń o drewnianą powierzchnię ogrodzenia. Skutki tego były natychmiastowe, gdy poczułam, jak przetarłam skórę do krwi. Nie, żeby było mi mało, ale los nie byłby losem, gdybym jeszcze się nie potknęła. Dobrze, że kubeł stał w pobliżu i zdołałam w ostatniej chwili się go chwycić.
– Kurwa – rzuciłam w odruchu, zanim uniosłam głowę i dotarło do mnie, że obserwują mnie uważnie znajome oczy. Cholera jasna. To znowu On. Tom stał za cholernym płotem. A ja sterczałam niemal przed nim, obejmując śmietnik.
– W porządku? – Nie miał za ciekawej miny. Może to dlatego, że czuł się winien tego, co się tu przed paroma sekundami wydarzyło. A może dlatego, że wyglądałam, jak ostatnia sierota tego świata. Wyglądałam i nawet się tak czułam. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
– Jasne – Na moją twarz wpłynął nerwowy uśmiech. Zabrałam w końcu łapy z tego brudnego pojemnika i wytarłam je szybko o spodnie. Syknęłam cicho, gdy naruszona skóra postanowiła o sobie przypomnieć.
– Skaleczyłaś się?
– Nie – zaprzeczyłam szybko, ponownie unosząc na niego swoje rozproszone spojrzenie. – To tylko małe otarcie – wyjaśniłam, widząc jego wymowny wyraz twarzy. Na pewno nie umknął mu ani jeden szczegół z ostatnich pięciu minut. Boże, widział to wszystko. Jestem taką idiotką.
– Nie chciałem cię przestraszyć.
– Trzeba przyznać, że jesteś dobry w zaskakiwaniu ludzi.
– Wolałbym, żeby przy tym nie robili sobie krzywdy – skwitował. Chyba przejął się tą całą dziwną sytuacją. Nie wiem dlaczego. To była wyłącznie wina moja oraz mojej głupoty. A poza tym… Właściwie nic takiego się nie stało. Powinnam mu powiedzieć, że ofiary losu już tak mają. Ale nie chciałam się dłużej pogrążać. – Może powinnaś to oczyścić? – Spojrzał na moją rękę.
– To nic takiego. – Wzruszyłam ramionami, starając się wyjść na twardszą, niż byłam nią w rzeczywistości. Trzeba było odzyskać utraconą godność. – No więc… Nie spodziewałam się twojej wizyty i w sumie… – zaczęłam, ale chyba nie do końca wiedziałam, co chciałam mu powiedzieć. Że nie byłam gotowa? Że wyglądam jak chodzące nieszczęście? Powyciągany dres nie był moją najlepszą stylówką w życiu. Brak makijażu też raczej nie zachęcał.
– Znowu wyszło spontanicznie, ale mam nadzieję, że masz czas?

Czas? Na co? Tak naprawdę miałam obejrzeć serial i iść spać, ale tego mu na pewno nie powiem. Boże, o czym ja w ogóle myślę? Zanim zdołałam wybić sobie z głowy te głupoty, moja wyobraźnia już stworzyła nową wizję mnie i Toma, leżących na łóżku w moim pokoju. Oglądaliśmy razem serial, a potem zasnęłam u jego boku, otoczona jego ramieniem… Gdybym tylko wtedy wiedziała, jak niewiele moja wyobraźnia się pomyliła…

– Ivy?
Ivy… Jak ja uwielbiam, gdy tak do mnie mówi.
Ocknij się!
– Tak, jasne… – Odchrząknęłam, wracając do rzeczywistości. Nie było to wcale takie proste, gdy od razu napotkałam jego hipnotyzujące oczy. Jak można w ogóle zachowywać przy tym człowieku trzeźwy umysł!?
– Dasz się stąd zabrać?
– Dokąd? – zapytałam już automatycznie, bo cały czas byłam wpatrzona w jego twarz i nie, nie myślałam racjonalnie.
– Nie do końca jeszcze wiem – Oblizał spierzchnięte wargi, zahaczając koniuszkiem języka o swój kolczyk. Jeśli można by tylko dostać umysłowego orgazmu, byłabym pierwsza. Czy on coś mówił..?
– Trochę nie jestem przygotowana na jakieś wyjścia… – odparłam nieco zakłopotana. Nie wyobrażałam sobie wyjść z nim na miasto w stanie, jakim byłam. Jak widać, pozostały mi jeszcze jakieś resztki rozsądku.
– Bez obaw, nie będziemy się rzucać ludziom w oczy. Poza tym wyglądasz świetnie. – Rzekł, kłamiąc przy tym naprawdę uroczo.

Nie potrafiłam mu odmówić. Mimo że nie czułam się najlepiej ze swoim aktualnym wizerunkiem, poszłam za nim do jego samochodu. Nie przyszło mi też do głowy, by poinformować kogokolwiek z domowników, że wychodzę. Może nawet nie czułam już potrzeby, żeby tłumaczyć się bratu, czy matce. Nie chciałam psuć sobie tego wieczoru ich wszelakimi obiekcjami, którymi z pewnością raczyliby mnie napastować. Wolałam skupić się na chwili. On był moją chwilą. Sprawiał, że zapominałam o całym świecie i było mi z tym cholernie dobrze. Czułam się przy nim jak całkiem inna osoba. To sprawiało, że chciałam iść dalej i dalej. Zagłębiać się w to, co zaczynało nas łączyć.

– Musisz wiedzieć, że to, co piszą o mnie w gazetach, nie jest do końca zgodne z prawdą. – Oznajmił w pewnym momencie, nie odrywając wzroku od jezdni przed sobą. Zabrzmiało to dosyć dziwnie. Chyba nie wiedziałam, co miał tak naprawdę na myśli. Przecież każdy na świecie musiał zdawać sobie sprawę, że w gazetach połowa artykułów, to same brednie. Szczególnie tych związanych z show-biznesem. – Nie spotykam się po koncertach z fankami.
Zaczynałam powoli czuć narastające we mnie napięcie. Ten temat wydawał się bardzo grząski. Opcje były dwie. Albo próbował oczyścić przede mną swoje imię, albo dać mi do zrozumienia, że nasza znajomość nie powinna w ogóle mieć miejsca. O tym drugim sama zdawałam sobie sprawę i nie potrzebowałam kolejnego przypomnienia. Niemniej, byłam z nim w tym samochodzie. I on był w nim ze mną. To się działo. Co więc chciał mi przekazać?
– Domyślam się, że nic nie wygląda, tak jak o tym piszą… – mruknęłam niepewnie. Może powinnam czuć się, jak jakiś wyjątek w odniesieniu do jego słów, ale one raczej budziły we mnie więcej wątpliwości, niż pewności siebie.
– Nie wiem, co tam się wydarzyło. Nie wiem, co się wydarzyło, że jesteś tutaj. Są rzeczy, których nie potrafimy zrozumieć…
– A czy trzeba wszystko rozumieć? – zapytałam cicho, wpatrując się w swoje splecione na kolanach dłonie. Odrapana skóra wciąż lekko piekła, ale już prawie tego nie czułam. Byłam zbyt przejęta obecnością Toma. I trwającą rozmową z nim. Sprawiał, że w moim umyśle narastało zdezorientowanie.  
– Pewnie nie. Po prostu wszystko wygląda tak łatwo, dopóki nie dopada nas rzeczywistość.
– Tom, co chcesz właściwie powiedzieć? Trochę mnie to dezorientuje. Jeśli nie chcesz, żebym tu była…
– Co ty mówisz? – Rzucił krótkie spojrzenie w moim kierunku. A ja poczułam, jak po moim sercu rozlewa się ciepłe uczucie ulgi. – Chcę, żebyś tu była. Chcę… Ciebie chcę.
Te słowa zamieniły moje spokojne dotychczas serce w prawdziwy bumerang. Czułam, jak dudniło oszołomione w mojej piersi, próbując znaleźć jakieś wyjście. Ale wyjście nie istniało.
– Jeśli tego chcesz, nie możesz budzić w nas wątpliwości. I bez tego, wszystko jest już skomplikowane… – Zebrałam się w sobie, wydobywając w końcu głos. Starałam się podejść do tego z rozwagą, choć uderzenia w klatce piersiowej mocno mnie rozpraszały. – Nie chcę się ciągle zastanawiać, jaki to ma sens…
– W porządku. Powinniśmy robić, co czujemy, prawda? O to przecież chodzi w życiu – powiedział nagle z przekonaniem. A nic nie mogło umocnić mnie bardziej, niż jego pewność do tego, co sam mówił.
Nie odpowiedziałam już nic, ponieważ Tom zatrzymał samochód i odpiął swój pas. Obdarzyłam go pytającym spojrzeniem, bo nadal nie wiedziałam, jaki był cel naszej podróży i gdzie się znajdujemy. On jednak chyba nie chciał mi tego jeszcze wyjaśniać.
Ujął moją twarz w obie dłonie, wywołując tym masę dreszczy na moim ciele. I to wszystko spotęgowała jeszcze bardziej chwila, w której zbliżył się do mnie, a jego ciepły oddech omiótł moje usta. Wiedziałam, co się wydarzy i czekałam na to z utęsknieniem, patrząc mu cały czas w oczy. Po kilku sekundach przysłoniły je powieki, gdy mnie pocałował. Najpierw krótko i czule, co było tylko namiastką kolejnego, znacznie głębszego pocałunku przepełnionego namiętnością.
Westchnęłam w jego usta, poddając się temu w zupełności. Przycisnęłam swoje wargi do jego, by połączyć je ze sobą jeszcze mocniej. Ten pocałunek zwiastował całkiem nowy etap w naszej relacji i nie miałam co do tego żadnych wątpliwości.
Pragnienie przejmowało nad nami kontrolę i ewidentnie żadne z nas nie zamierzało się temu przeciwstawiać. Wszystkie opory rozpłynęły się w powietrzu, jakby nigdy wcześniej nie istniały. I nawet zaczynałam w to wierzyć. Byłam z nim w tym samochodzie. Czułam jego usta na swoich. Dotyk dłoni na twarzy. Przyspieszone bicie serca. Nierówny oddech.
Nie wiem, nawet kiedy i jak odpięłam swój pas, by mieć więcej swobody. By móc wdrapać się na jego kolana i objąć jego kark, nieustannie spijając z jego warg całe pożądanie, jakim mnie darzył.  
I wiedziałam już, co znaczyły Jego słowa, gdy mówił: pragnę Cię. Chcę Cię. Wiedziałam też, co znaczyło nasze: chcę więcej.

Byłam pewna, że gdyby nie fakt, iż znajdowaliśmy się w samochodzie, nie skończyłoby się na samych pocałunkach. Podniecenie wypełniało każdą najmniejszą przestrzeń między nami. A racjonalne myślenie? Coś takiego przestało w ogóle istnieć. Przynajmniej dla mnie. I było mi z tym cholernie dobrze.
Tak, ledwo go znałam. On ledwo znał mnie. Właściwie znaliśmy swoje usta lepiej niż samych siebie. W dodatku on był tym, kim był. I ja byłam tą, którą byłam. Ale… Razem byliśmy kimś całkowicie nowym.

– Musimy przestać, zanim… Nie zrobimy tego w samochodzie – Poczułam, jak wracam na ziemię, gdy bez uprzedzenia pozbawił mnie swoich ust. Nadal siedziałam na nim w dość pokraczny sposób i dopiero teraz, jak już się nie całowaliśmy, jak widziałam jego twarz z tak bliska i jak emocje powoli zaczynały opadać, zrobiło się niezręcznie. A dokładniej, to mnie ogarnęła ta niezręczność. Co ja wyprawiam?
Przeczesałam nerwowo swoje lekko już rozmierzwione włosy i próbowałam ostrożnie zejść z kolan Toma, najlepiej od razu zapadając się pod siedzenia samochodu. Wtedy poczułam jego dłonie na swoich biodrach, które stanowczo zatrzymywały mnie w aktualnej pozycji. Znowu poczułam, jak oblewa mnie fala gorąca. Byłam oficjalnie uczulona na jego dotyk. Mimo to spojrzałam na niego z zapytaniem. Bo wydawało mi się, że próbował przed momentem sprowadzić nas na ziemię.
– Nie odsuwaj się ode mnie. Lubię, gdy jesteś tak blisko – wyznał, przenosząc jedną ze swoich dłoni na mój podbródek, który ujął i uniósł delikatnie ku górze. Nasze oczy ponownie się spotkały, a ja czułam się jak w pieprzonym raju na ziemi. To było totalnie wyrwane z rzeczywistości. Nawet moja wybujała wyobraźnia nie potrafiłaby stworzyć tak wspaniałego obrazu. Tak głębokich odczuć, które temu towarzyszyły.
Od razu zapomniałam o jakimkolwiek zakłopotaniu. Chciał, abym była blisko, a ja w żadnym wypadku, nie miałam nic przeciwko temu. Z przyjemnością siedziałam na jego kolanach i pozwalałam na drobne czułości, jakimi mnie darzył. Czułam się jak pielęgnowany przez niego kwiat. Gdy muskał opuszkami palców moją skórę na twarzy, obrysowywał usta, podbródek. Gdy zakładał mi włosy za ucho i składał drobne pocałunki na mojej szyi.
Jak można było się od tego nie uzależnić..?

Gdy nogi zdrętwiały mi już na tyle, że byłam zmuszona wrócić na swoje miejsce, Tom zaproponował, że moglibyśmy coś zjeść. Oczywiście obiecał mi wcześniej, że nie będę musiała pokazywać się ludziom w swoim stroju i obietnicy dotrzymał. Na szczęście istniało jeszcze jedzenie na wynos, więc nie miałam nic przeciwko. Szczególnie że byłam przed kolacją, gdy muzyk pojawił się i mnie „porwał”, a nie ma nic gorszego niż burczący brzuch na spotkaniu! Nawet jeśli to dość niekonwencjonalne spotkanie, odbywające się w towarzystwie sławnej osoby i w dodatku, w jego samochodzie. Sama, we własnej głowie, słyszałam, jak to niedorzecznie brzmiało…
– Proszę, to dla ciebie – Wręczył mi moją część zamówienia. Stwierdziliśmy, że usatysfakcjonują nas zwykłe frytki i cheeseburger z McDrive’a, do tego cola i kolacja gotowa. Przyznam, że i ja czułam się dzięki temu lepiej. Nie musiałam mieć wyrzutów sumienia, że Tom za wszystko płacił i kosztowało to krocie. Przy okazji, dowiedziałam się także, że gitarzysta nie stronił od fast-foodów. W mediach zwykle miałam szansę widywać go w wykwintnych restauracjach. Coraz bardziej dostrzegałam tę różnicę między jego wizerunkiem medialnym a tym rzeczywistym. Jakby był dwoma różnymi osobami na raz.
– Wybacz te koczownicze warunki – mruknął jakby zakłopotany. – Powinienem bardziej przemyśleć nasze dzisiejsze spotkanie.
– Ale mi się bardzo podoba! – zapewniłam go z uśmiechem. – Jest bardzo oryginalnie… Poza tym spójrz tylko na swój samochód. To prawie jak pięciogwiazdkowa restauracja – dodałam. Prawda była taka, że mogłabym zjeść z nim kolację nawet przy złomowisku, a i tak byłabym szczęśliwa. Może wyglądałoby to na całkowite oślepienie jego osobą, ale nie dla mnie.
– Jesteś bardzo wyrozumiała – skwitował. Nie brzmiał, jakby do końca przekonały go moje słowa. Chciałam pociągnąć temat, ale słona frytka przypomniała mi, że otarłam sobie tego dnia nieszczęsną dłoń. Moja skóra w kontakcie z solą zapiekła i w tym momencie wróciło do mnie wspomnienie z lekcji biologii, na której nauczycielka wyraźnie polecała, jak najszybsze dezynfekowanie nawet takich drobiazgów.
– Mówiłem, że powinnaś to oczyścić. – Tom był niebywale spostrzegawczym człowiekiem, od razu zareagował, widząc zapewne mój skrzywiony wyraz twarzy.
– Wiem…– przyznałam skruszona. – Myślałam, że to nic takiego…
– Pokaż – polecił, łapiąc za moją rękę jeszcze zanim sama zdecydowałam się ją do niego wyciągnąć. Przyglądał się chwilę wnętrzu mojej dłoni jak prawdziwy specjalista. – Nie wygląda to najlepiej. Wezmę apteczkę.
Chłopak nie tracił czasu, nim zdążyłam zaprotestować, wyskoczył z samochodu i otwierał już drzwi z tyłu, by sięgnąć po niewielkie pudełko leżące na półce za siedzeniami. Nie chciałam, by się przejmował takimi bzdurami, jestem pewna, że nic wielkiego by się nie stało, do czasu mojego powrotu do domu. On jednak wykazał się większą troską, niż się spodziewałam.
Wrócił do mnie z apteczką i z ostrożnością zdezynfekował moje zadrapania, jednocześnie dmuchając na moją dłoń, by pieczenie nie było tak mocno odczuwalne. Czułam się, jak mała dziewczynka, ale i tak było to cholernie urocze z jego strony.
– Teraz nie powinna ci odpaść – zażartował, zakrywając ranę sporej wielkości, białym plastrem. Zaśmiałam się lekko i spojrzałam na niego z wdzięcznością.
– Dziękuję.
Nasze spojrzenia spotkały się ze sobą, gdy Tom uniósł głowę, a moje serce znowu drgnęło niespokojnie. Ciepło płynące z jego oczu było hipnotyzujące i nie dawało chwili wytchnienia. Za każdym razem, gdy te tęczówki na mnie spoglądały, ogarniało mnie poczucie bezwładności.
– Mieszkam tu niedaleko – oznajmił nagle, nie spuszczając wzroku z mojej twarzy, ani na sekundę.
– Masz mieszkanie? – Wypaliłam, niewiele myśląc i bardzo szybko zdałam sobie sprawę, jak kretyńsko to zabrzmiało. Nie zdziwiłaby mnie wcale odpowiedź w stylu: nie idiotko, mieszkam pod mostem. Znowu pewnie zrobiłam się czerwona jak burak, ale Tom nie wyglądał wcale na poruszonego moją bezmyślnością. Może był znacznie bardziej wyrozumiały, niż mi się zdawało. Ale to pytanie nie wzięło się znikąd! Po prostu wiedziałam, że Tom mieszkał wraz ze swoim bratem w wielkim domu. Widocznie miałam błędne informacje?
– Taki dodatek. Przyjeżdżam tu, gdy potrzebuję pobyć trochę sam. Bez brata i ogólnie całego tego świata – odparł, rozwiewając od razu moje wszelkie wątpliwości. – Chciałabyś wejść? – zapytał, a ja zapomniałam na moment, jak się oddycha. Miałam nadzieję, że nie zauważył zmieszania na mojej twarzy wywołanego tym pytaniem. Myślę, że ta propozycja nie zabrzmiała dwuznacznie tylko w mojej głowie. Ona po prostu miała być dwuznaczna.

Wiesz, jak to się skończy, gdy z Nim pójdziesz Iv.
Skończymy w łóżku.
Tak. A potem…
Nie będzie żadnego potem…
Właśnie.

– Tak.