niedziela, 30 października 2011

Kartka nr 6. „Gdybyś tylko chciał, stąd do nieba bram… mógłbyś posłać nas, jednym ruchem serca.”


Być może to było bardzo niedojrzałe z mojej strony. Bardzo głupie… nierozsądne? I jeszcze znalazłoby się wiele epitetów… ale ja tak bardzo tego wtedy chciałam. Czułam, że tego potrzebuję. I nie widziałam żadnych przeszkód. Czemu miałabym nie spełnić kolejnego marzenia? A on był taki cudowny.
Całą drogę właściwie spędziliśmy wtedy milcząc. Zerkaliśmy tylko na siebie. Naprawdę miałam wrażenie, że Tom za chwilę się na mnie rzuci i zerwie ze mnie te żałosne dresy. Nie miałabym nic przeciwko właściwie… ale mimo wszystko stwierdziliśmy, że w łóżku jest znacznie lepiej. No i w odosobnionym miejscu, a nie na  ulicy w samochodzie, gdzie każdy mógłby zauważyć. Ja ciągle myślałam, czy go nie rozczaruję. Czy mu się spodobam… to było dla mnie bardzo ważne. Nie chciałam, żeby żałował. Zawsze zupełnie inaczej wyobrażałam sobie ten swój pierwszy raz. Ale ten był znacznie lepszy. To on mnie zaskoczył. Całkowicie pozytywnie. Zachował się, jak dojrzały facet… którym zresztą był. Ale przecież często sprawiał wrażenie dzieciaka… w sumie obydwoje trochę zachowywaliśmy się, jak para gówniarzy, która chce spróbować czegoś nowego. Ale czy czasem nie można się zapomnieć? Pozwolić sobie na takie zachowanie…?

Dziwnie się czułam wchodząc z nim do hotelu. A gdy złapał mnie za rękę… to było zaskakujące i sprawiło, że jakieś ciepło rozlało się w moim żołądku. Nie odzywałam się, tylko pozwoliłam, aby mnie prowadził. Nie patrzyłam na ludzi… chyba trochę się wstydziłam… ale to było nieistotne. Gitarzysta wziął z recepcji swój klucz i już po chwili byliśmy w windzie.  Stałam obok niego coraz bardziej się stresując. To wszystko było dziwne… bardzo. Jakbyśmy wszystko zaplanowali… bo właściwie zaplanowaliśmy… ale nie tak zupełnie… jakbyśmy zaplanowali zupełnie, to wyglądałabym znacznie lepiej! Nawet nie założyłam ładnej bielizny… boję się, że najem się wstydu. W końcu to mężczyzna… a ja? Co ja w ogóle mogę mu dać…
 – Ale nie wierzysz w to, co o mnie piszą? –  Zapytał w pewnej chwili przerywając głuchą ciszę. Pokręciłam przecząco głową patrząc na niego z uwagą. Czy ja wyglądam na przerażoną? Spuściłam wzrok starając się nad sobą zapanować. Jak mam ukryć stres? –  Boisz się?
 – Nie. Nie mam powodu, żeby się bać. –  Zaprzeczyłam stanowczo jednocześnie zaprzeczając samej sobie. Starałam się być wiarygodna. Przecież on wcale nie musi wiedzieć, że ja nigdy… no. Nie musi. Może byłoby lepiej, gdyby wiedział… ale ja nie chce, żeby wiedział. To nieważne. Chce, żeby był zadowolony. Naprawdę… bo ja też chcę to zrobić. Właśnie z nim.
Winda w końcu zatrzymała się, a gdy tylko rozsunęły się drzwi i stanęłam na miękkiej wykładzinie poczułam nagłe szarpnięcie i nawet nie wiem, kiedy znalazłam się pod ścianą przygnieciona ciałem chłopaka. Patrzył głęboko w moje oczy oddychając ciężko, był tak blisko, że czułam bicie jego serca na swojej piersi. Nie wiem, dlaczego nagle zrobiło mi się jakoś lżej. Rozluźniłam się pomimo tego piekielnego gorąca, jakie mnie ogarnęło. Przymknęłam powieki czując jego oddech na swoich ustach, które zaraz musnął swoimi. Tak delikatnie, że mogłabym się rozpłynąć. Uśmiechnęłam się do niego, co właściwie stało się mimowolnie. Było mi tak przyjemnie… i nie do opisania było, co się we mnie działo, gdy wpił się w moje wargi bez opamiętania. Nigdy nie myślałam, że pocałunki mogą tak wyglądać i wzbudzać, aż takie emocje. Ledwo nadążałam je odwzajemniać, nie chciałam być gorsza. Całowałam go z taką samą pasją… i przysięgam, że jeszcze nigdy nie byłam taka szczęśliwa. W pewnym momencie uniosłam się nad ziemię… a tak właściwie, to on mnie podniósł. Oplotłam go nogami w pasie, a rękoma objęłam jego kark nie odrywając się od jego słodkich ust. Nawet nie wiem, jakim cudem zdołał przekręcić klucz w zamku i wprowadzić nas do pokoju. Zatrzasnął za nami drzwi, a po chwili poczułam jak opadam na miękki materac. Nieco zdezorientowana rozejrzałam się po ciemnym pokoju, w tym czasie on zapalił nocną lampkę stojącą na szafce przy łóżku. Posłał mi swój śliczny uśmiech i zawisł nade mną wpatrując się w moją twarz. Nie mam pojęcia, co on w niej widział. Ale czułam się wyjątkowo. Bo patrzył na mnie, jakbym była naprawdę kimś niezwykłym. Mój oddech był nienaturalnie przyspieszony, lecz mimo to czułam się dziwnie spokojnie. Już się nie denerwowałam. Czułam, że jestem gotowa na wszystko.
 – Nie wierzę, że tu jesteś. –  Szepnął nie spuszczając ze mnie wzroku. I on to do mnie mówi?
 – Ja też… –  Przyznałam bez wahania równie cicho. Nie wiem, co on myśli, co on czuje… ale i tak wydaje mi się, że to ja jestem w większym szoku. Nie odpowiedział już nic, tylko pocałował mnie namiętnie… z moich ust wydobyło się niekontrolowane mruknięcie. Cholernie mi się to wszystko podoba. Mam nadzieję, że to nie jest sen…
Już nawet przestałam myśleć o nim jako Tomie Kaulitzu z Tokio Hotel. Teraz był dla mnie cudownym mężczyzną, który wzbudza we mnie wszystkie pozytywne emocje. Wszystkie, jakie tylko były możliwe w tej sytuacji. Jego pocałunki były najsłodsze i najczulsze, a zarazem najbardziej namiętne… dla mnie idealne. Trudno mi było uwierzyć, że on całuje mnie właśnie w taki sposób. Jakbym wcale nie była mu obojętna…
Drgnęłam lekko, gdy rozpiął moją bluzę. Tak jakby dotarło do mnie, że to już… że zbliża się ta najważniejsza chwila. On naprawdę ujrzy mnie nagą… Oblizałam usta obserwując jego ostrożne ruchy. Wcale się nie spieszył. Powoli ściągnął ze mnie bluzę, a potem koszulkę… I przypomniało mi się akurat w tej chwili, że nie grzeszę zbyt dużym biustem… Zawsze skutecznie umiem wzbudzić w sobie kompleksy. Jednak zignorowałam ten fakt, gdy nie zauważyłam na jego twarzy przerażenia. No przecież nie zacznie wrzeszczeć… jestem żałosna. Ale świadomość, że leżałam przed nim w staniku… sprawiała, że było mi coraz bardziej gorąco. Już nie dotykał mnie przez materiał…
Po chwili też zaczął pozbywać się moich spodni, wtedy też zdałam sobie sprawę, że leżę i nic właściwie nie robię. Poza tym, że się ośmieszam… Ocknęłam się w końcu. Pomogłam mu zdjąć te okropne dresy i gdy już oswoiłam się z myślą, że jestem w samej bieliźnie… wsunęłam niepewnie ręce pod jego koszulkę. Myślałam, że odpłynę czując jego mięśnie. Ale to dopiero początek… Zdjęłam z niego koszulkę i mogłam podziwiać na żywo jego wyrzeźbiony tors, którym się tak zawsze zachwycałam na zdjęciach. Ułożyłam na nim swoje dłonie gładząc go delikatnie… nie czułam się zbyt pewnie. Przecież nigdy wcześniej nie dotykałam w ten sposób mężczyzny… a tak chciałam, aby wyszło idealnie. Nie nadaję się do tego…
Jednak on jakby nie zwrócił na to uwagi. Może myślał, że właśnie tak chciałam się zachować, a nie inaczej… w każdym razie ponownie nachylił się nade mną i zaczął całować moją skórę. Rozpoczął od szyi i schodził coraz niżej, a ja z każdym kolejnym jego muśnięciem przestawałam myśleć. Przymknęłam powieki pozwalając, aby błądził dłońmi po mojej talii i składał pocałunki na całym ciele. Nieogarnięta przyjemność. Byłam tak pochłonięta jego drobnymi pieszczotami, że nawet nie spostrzegłam, kiedy dobrał się do mojego stanika… dotarło to do mnie dopiero, gdy poczułam jak moje sutki straciły swoją naturalną konsystencje. Co ja pieprzę… po prostu mi stwardniały z podniecenia. I on widzi moje piersi… ja chyba śnię.
Przestałam już kontaktować, gdy czułam jego usta na piersiach, a gdy do pocałunku dołączył swój język myślałam, że lepiej już być nie może. O jak bardzo się myliłam… Przerwał na krótką chwilę, aby zdjąć z siebie resztę ubrań. Nie owijał w bawełnę, że tak powiem. Razem ze spodniami zsunął bokserki. Nie miałam odwagi spojrzeć na jego krocze… chyba bym spłonęła. Czy ja, aby na pewno dojrzałam do seksu? Miałam nie myśleć… muszę się rozluźnić. Odetchnęłam głęboko i w tej samej chwili ponownie poczułam jego wargi sunące po moich nagich piersiach. Całował je subtelnie, co jakiś czas zatrzymując się przy sutkach, które ssał, co doprowadzało mnie już do obłędu. Zaczęłam jeszcze szybciej oddychać i próbowałam za wszelką cenę odchylić głowę do tyłu, co mi uniemożliwiał materac łóżka. Zagryzałam wargi z podniecenia, kiedy schodził ustami coraz niżej jednocześnie zaciskając swoje męskie dłonie na moich piersiach. Czułam, że mnie pragnie. I ja byłam teraz pewna, że pragnę jego. Westchnęłam, gdy zdjął ze mnie dolną część bielizny i już nie było między nami żadnej granicy. Dawał mi mnóstwo przyjemności każdym kolejnym swoim ruchem.  Znowu poczułam niepewność, gdy rozsunął lekko moje nogi, jak się okazało po to, aby składać pocałunki od wewnętrznej strony moich ud. Przeniosłam dłonie na jego ramiona mimowolnie zsuwając je na plecy, które dotykałam zupełnie, jakby były czymś niesamowitym. To wszystko działo się automatycznie. Każdy mój ruch spowodowany kolejnym jego. Wbiłam mu paznokcie w skórę, gdy poczułam jego usta na swojej kobiecości. I już nie wiedziałam, co się ze mną działo. Zaczęłam się pod nim wić, a z moich ust wydobywały się ciche jęki, których normalnie bym się wstydziła. Ale nie teraz. Teraz miałam ochotę krzyczeć z podniecenia. Jestem pewna, że doskonale wiedział, jaką sprawia mi przyjemność. Widział, co się ze mną dzieje i nie przestawał. Chciał, abym oszalała. Żebym pragnęła jeszcze więcej. A on wtedy będzie zaspakajał moje pragnienia. Gdy poczułam w sobie jego język jęknęłam głośniej marząc o tym, aby tylko nie przestawał. Zrobiłabym teraz wszystko… wszystko, żeby kontynuował. Ale on przeniósł swoje usta na moje podbrzusze kierując się z powrotem do piersi. Nie rozumiałam tego… chciałam, aby został tam. Na dole. Pragnęłam tego… Lecz chłopak zaczął pieścić znowu moje sutki, a potem podsunął się wyżej, aby ucałować moje usta. Patrzyłam na niego cały czas. Mój wzrok był już totalnie zamglony i ledwo, co kontaktowałam… jedyne czego byłam pewna i czego chciałam, to jego. Jego całego chciałam. Nie byłam świadoma, że właśnie chce spełnić moje największe pragnienie. Dopiero po krótkiej chwili, gdy spojrzał mi w oczy i poczułam coś twardego między nogami zrozumiałam do czego zmierza. Był moment, kiedy chciałam uciec… ale to była dosłownie sekunda. Sekunda, która rozprysła się jak mydlana bańka.
Pocałował mnie jednocześnie we mnie wchodząc. Spodziewałam się bólu. I to dużego bólu… jednak było inaczej. Zrobił to tak delikatnie, z takim wyczuciem, że jedyne, co zdołałam poczuć to niesamowitą przyjemność, jaką sprawiło mi to, że znalazł się w środku. Stłumiłam w sobie krzyk choć może niepotrzebnie…
Zaczął się we mnie poruszać, znowu spodziewałam się, że będzie boleć i ponownie się rozczarowałam. Może nie do końca… była chwila, w której poczułam lekki ból. Ale to była naprawdę chwila i zaraz została zastąpiona wielką rozkoszą trwającą znacznie dłużej. Teraz miałam ochotę krzyczeć, aby robił to szybciej… jednak byłam zbyt nieśmiała na taki krok. I jak się okazało wcale nie musiałam nic mówić… Niedługo czekałam, aż sam z siebie przyspieszy. Poruszał się rytmicznie, z wyczuciem, a jednocześnie stanowczo… i doprowadzał mnie tym do obłędu. Wiłam się pod nim i nie mogłam już powstrzymywać swoich jęków. Czułam, że zbliżam się do czegoś niezwykłego. I znowu wbiłam mu paznokcie w skórę wyginając się przy tym niczym struna… czułam ciepło rozlewające się w moim podbrzuszu…i taką przyjemność, jak jeszcze nigdy. Tom w końcu opadł na mnie przykrywając mnie swoim nagim ciałem. Ciągle czułam go w sobie…
Pocałował mnie w ramię oddychając ciężko. Powoli dochodziłam do siebie… ale wciąż czułam te rozkosz. To podniecenie… Nie wierzę, że to się stało naprawdę.
 – Prezerwatywa… –  Szepnął w pewnej chwili, co wręcz drastycznie sprowadziło mnie na ziemię. Serce podeszło mi do gardła. Jak można zapomnieć o zabezpieczeniu! Przecież tyle o tym pieprzą dookoła! Świetnie… jeszcze będę miała dziecko… Z Tomem Kaulitzem! Cholera… ale jakby się głębiej zastanowić, to… fajnie?
 – Za dwa dni mam okres… –  Mruknęłam przypominając sobie o dość ważnym szczególe. Mam nadzieję, ze mój kalendarzyk i układ rozrodczy mnie nie zawiedzie. Już dawno skończyły mi się dni płodne… tak… spokojnie. Poza tym podczas pierwszego razu nie tak łatwo wpaść… o ile wierzyć temu, co mówią koleżanki…?


sobota, 15 października 2011

Kartka nr 5. "Is it the look in your eyes?"


Ludzie każdego dnia wychodzą z domu, aby wyrzucić śmieci… czasem nawet nie wiedzą ile coś takiego może zmienić w ich życiu. Mnie ta czynność przyprawiła o palpitacje serca… no może nie konkretnie wyrzucanie śmieci, ale to co się stało po drodze do tego cudownego kubła…

 – A ty dokąd o tej porze? –  Gdy wyszłam z domu napotkałam swoją mamę wracającą z pracy. Było dopiero po 20, a dla niej to „o tej porze”. Czasem naprawdę przesadzała. Zwykle ma nas gdzieś, ale jak już zacznie udawać zatroskaną matkę, to szlag człowieka trafia.
 – Do kubła jeśli mogę. –  Uśmiechnęłam się ironicznie i uniosłam rękę z workiem pełnym śmieci, aby jej pokazać. Skinęła tylko głową i weszła do budynku. O dziwo dzisiaj nie wyczułam od niej woni alkoholu… czyli pierwszy normalny wieczór od dawna. Ciekawe, co takiego się stało.
Westchnęłam ciężko i kontynuowałam swoją drogę, która trwała zaledwie minutę. Pozbyłam się śmieci i otrzepałam ręce krzywiąc się przy tym. Zawsze na mnie spada brudna robota… Odwróciłam się chcąc już wrócić do domu, ale miałam dziwne wrażenie, że zobaczyłam kątem oka coś bardzo znajomego. A konkretnie fantastyczne audi, którym wczoraj miałam przyjemność jechać. Ale czy to możliwe? Z ciekawości wyjrzałam za płot i rzeczywiście stał tam owy samochód. Od razu przypomniał mi się Tom… jeździ identycznym. Dlaczego ktoś musiał tu zaparkować i mieć akurat takie samo auto? Jęknęłam cicho i oparłam się czołem o płot. Ja już nie wytrzymuje…
 – Hej… –  Do moich uszu dotarł nagle czyjś głos. Myślałam, że zawału dostanę! Uniosłam gwałtownie głowę przy okazji uderzając czołem o metalową rurę.
 – Kurwa… –  Zaklęłam masując ręką obolałe miejsce i dopiero teraz dotarło do mnie, że obserwują mnie znajome oczy. Znajome, czekoladowe oczy. Oczy Toma Kaulitza, warto by dodać… Aż tak mocno się walnęłam? Cholera jasna, źle ze mną.
 – W porządku? –  Nie miał za ciekawej miny. Zupełnie, jakby poczuł mój ból. Ale chwila… czy zwidy mogą mówić? Wbiłam w niego swoje zdumione spojrzenie. Zaczęłam uważnie lustrować jego twarz oświetloną przez uliczną lampę. To niemożliwe, aby on stał przed moim domem, za moim płotem…
 – Ja… ty… –  Zamrugałam powiekami nie mogąc się wysłowić. I Jezu jak ja wyglądam! Pewnie mam już guza na czole, a na twarzy nie mam makijażu… i przecież w dresie jestem! Nosz cholera jasna!
 – Tak, wiem, że to dziwne… sam do końca nie rozumiem. –  Uśmiechnął się do mnie niepewnie, a ja dalej gapiłam się w niego jak w nieziemski okaz. Bo właściwie był jak nieziemski okaz. Taki piękny. Taki idealny…
 – Cholera, ty naprawdę tu jesteś. –  Stwierdziłam nagle niedowierzając własnym oczom. – Ale… jak?
 – Przyjechałem… –  Wskazał na swoje audi. –  Wiem, że późno trochę… ale nie mogę raczej pokazywać się w dzień i w ogóle… sama rozumiesz… poza tym ja nie wiem… masz w ogóle czas? Pomyślałem… że może… właściwie to nie wiem… –  Czy on na pewno tu jest i mówi do mnie? Czy on właśnie się plącze i właściwie nie wie, co powiedzieć? Czy ja go onieśmielam? To niemożliwe. Ja teraz muszę spać. Ja nie wierzę… tym razem to już przesada. Przesada… –  Nie powinienem tu stać… ktoś może mnie rozpoznać w tym świetle… możemy gdzieś iść? To znaczy… może jeśli chcesz… do mojego samochodu najlepiej… a potem się zobaczy… –  Kontynuował, a ja jedyne co zdołałam zrobić to rozchylić wargi z wrażenia i skinąć głową wyrażając zgodę. Patrzyłam na niego, jak zahipnotyzowana i bez żadnych słów wyszłam z terenu rodzinnej posiadłości i ruszyłam za nim prosto do samochodu. Zapomniałam kompletnie o całym świecie… i o konsekwencjach swojego wyjścia bez niczyjej wiedzy.  Gówno mnie to w tej chwili obchodziło… Czułam się jak w śnie. Znowu byłam z nim. I znowu mogłam robić, co tylko chciałam.
Usiadłam obok niego i zapięłam pasy oddychając głęboko.  Znowu to cudowne miejsce u jego boku.
 – Więc… łał… znowu sprawiłeś, że jestem w szoku. –  Wydobyłam w końcu z siebie głos, co jednak nadal nie było takie proste. Jego zapach trochę mnie paraliżował. Wszystko bowiem świadczyło, że to dzieje się naprawdę.
 – Zdaję sobie z tego sprawę… ja po prostu nie wiem, czemu tu przyjechałem. –  Zerknął w moją stronę na krótką chwilę i dość energicznie odwrócił wzrok, jakby bał się na mnie patrzeć. Coś ze mną nie tak? Czy może jednak z nim…? –  Dobra wiem… po prostu boję się do tego przyznać. Bo ja wcale taki nie jestem no!
 – Jaki?
 – Taki jak o mnie piszą… wcale nie śpię co dziennie z inną dziewczyną, nie zaciągam fanek do łóżka…
 – No domyślam się. –  Stwierdziłam nie bardzo wiedząc o co właściwie mu chodzi. Każde jego słowo przyprawiało mnie o dreszcze na plecach. Trudno było mi się skoncentrować na tym, co do mnie mówił. A właściwie próbował coś powiedzieć…
 – Naprawdę? Ale jak ci powiem, dlaczego tu przyjechałem to zmienisz zdanie. –  Stwierdził z przekonaniem i przeniósł na mnie swoje czekoladowe spojrzenie. Również na niego patrzyłam niemalże rozpływając się w tym fotelu. Szczególnie, gdy patrzył w moje oczy. Zrobiło mi się strasznie gorąco. –  Ale to wcale nie tak… bo to wszystko przez ciebie tak w ogóle. –  Burknął niczym mały chłopiec, a ja uniosłam brwi z zaskoczenia. Że niby, co? Typowy facet no… wszystko zwali na bezbronną istotę. A ja nawet nie wiem, o czym on mówi!
 – A co ja takiego zrobiłam? –  Zapytałam zaintrygowana. To był moment, w którym się znacznie rozluźniłam. Skoro on ze mną rozmawia tak normalnie… o ile można tak to nazwać, to ja też chyba mogę.
 – Przyszłaś na ten koncert, zgubiłaś się… i pozwoliłaś, żebym spojrzał w twoje oczy. –  Zaczął wymieniać, myślałam, że uczyniłam coś znacznie gorszego skoro był taki oburzony. –  Ty nawet nie wiesz, co ja przeżywam…od wczoraj. Spać nie mogłem, musieli mnie pudrować dwa razy więcej do zdjęć, żeby nie było widać worków pod oczami…
 – To bardzo fascynujące, ale ja nic nie rozumiem. –  Oznajmiłam czując, jak moje serce zaczyna mocniej bić. Miałam wrażenie, że ono rozumie znacznie więcej niż ja. I to było coś istotnego…z pewnością.
 – No i dobrze… tak będzie lepiej. W ogóle nie powinienem był tu przyjeżdżać. –  Skwitował oddychając ciężko i oparł głowę o zagłówek zamykając oczy. O nie… otwórz je! Chce je widzieć… Wbiłam wzrok przed siebie kompletnie nie orientując się w tej całej sytuacji i nie wiedząc, czego się spodziewać. Tom Kaulitz jest niesamowicie skomplikowanym człowiekiem.
 – Czyli… mam sobie iść… już? –  Wykrztusiłam sądząc, że mniej więcej zrozumiałam jego ostatnie słowa i odpięłam pasy. A myślałam… właśnie. Co ja sobie w ogóle myślałam? Skończona idiotka. A może… skoro mam już więcej go nie zobaczyć, czym ryzykuję? Słysząc z jego strony jedynie głębokie westchnięcie odważyłam się na coś, czego nigdy bym się po sobie nie spodziewała. Wdrapałam się na siedzenie w taki sposób, że na nim klęczałam i zbliżyłam się do niego. Uniósł powieki napotykając od razu moje oczy zapewne tak samo bardzo przerażone, jak i jego w tej chwili. Poczułam jego oddech na swoich ustach i nie mogłam wytrzymać, ani sekundy dłużej. Musnęłam jego wargi, krótko aczkolwiek bardzo czule. Przez to też zostałam nagle odepchnięta. To akurat mogłam przewidzieć…
 – Dlaczego to zrobiłaś?!
 – Ja… przepraszam. –  Wydukałam i czym prędzej chwyciłam za klamkę chcąc jak najszybciej wydostać się z pojazdu, jednak drzwi nagle zostały automatycznie zablokowane. Czułam jak serce podchodzi mi do gardła, ale mimo to waliło jak oszalałe. Opadłam z powrotem na siedzenie patrząc zszokowana przed siebie.
 – Od wczoraj myślę tylko o tobie… te twoje oczy… ten twój uśmiech… ten twój przestraszony głos. Nie wiem, co ze mną zrobiłaś, ale sobie z tym nie radzę. Nie jestem przyzwyczajony do czegoś takiego. –  Rzekł niezwykle spokojnie i wyraźnie, co docierało do mnie w zwolnionym tempie. Nadal patrzyłam otępiale w jeden punkt gdzieś za szybą i nawet nie drgnęłam. Ja śnię. I ten sen mnie paraliżuje… –  Wiem, że uznasz mnie za dupka i nie wiem, co sobie pomyślisz… pewnie to, co wszyscy. Ale mam ochotę… po prostu… to wcale nie tak, że sypiam z kim popadnie… ja nawet nie mam czasu pieprzyć się co dziennie z różnymi dziewczynami… Tylko ty… ty masz coś w sobie. Ciebie… pragnę. –  Jeżeli przed kilkoma minutami było mi gorąco, to teraz chyba się zaczęłam dusić. Odwróciłam głowę w jego kierunku nadal milcząc, jak zaklęta. Nie wiem, co się ze mną dzieje… czy ja jeszcze kontaktuje ze światem? –  Nie patrz tak na mnie… nie powiedziałbym tego i dał ci spokój, jakbyś mnie nie pocałowała… mam ochotę się na ciebie rzucić, wiesz ile kosztuje mnie trzymanie łap przy sobie? –  Wyrecytował wpatrując się we mnie. A żebym ja chociaż miała wspaniały makijaż, boską fryzurę, idealny strój… ale nie cholera. Ja przecież siedzę w jakimś powyciąganym dresie, w rozczochranych włosach i bez grama tapety. Ja miałam teraz walnąć się na kanapę i oglądać jakiś durny film czekając na brata… a tymczasem… tymczasem siedzę z Tomem Kaulitzem w jego samochodzie i on mówi mi, że mnie pragnie. Tak po prostu… on tak po prostu ma ochotę mnie przelecieć. Kurwa.
 – Czyli to znowu moja wina? –  Jakimś cudem wydobyłam z siebie drżący głos. Ale ważne, że w ogóle…
 – Oczywiście… sam się nie opętałem. –  Wzruszył ramionami. Nie wiedziałam, czy mam się śmiać, czy co… –  Nie chcę, żebyś sobie o mnie źle myślała… ja naprawdę taki nie jestem… –  Westchnął zrezygnowany.
 – Nic sobie nie myślę Tom… –  Powiedziałam cicho. Tak niezwykle było wypowiedzieć jego imię… o tym też marzyłam, choć może to głupie. Żeby mówić do niego po imieniu. I nie tylko po imieniu… –  Ja tylko jak zwykle jestem w szoku i dziwne, że jeszcze nie zemdlałam…
 – Przepraszam… ja w ogóle nie wiem, co mam ci powiedzieć.
 – Ja też nie wiem… mam wrażenie, że to wszystko jest śmieszne… mówisz, jak dziecko.
 – Dziecko? No ja się staram! To nie jest dla mnie proste…
 – A myślisz, że dla mnie jest? –  Uniosłam brwi patrząc na niego pierwszy raz w życiu, jak na kretyna. I kto by pomyślał…
 – Oj wiem, że nie… Boże… i co ja mam robić?
 – A co planowałeś?
 – Domyśl się. –  Mruknął ponownie opierając się o oparcie swojego fotela. On sobie nie zdaje sprawy, jak bardzo na mnie działa. To, że nie zachowuję się jak podrzędna fanka nie znaczy, że spływa po mnie jego seksowny wygląd i głos i zapach i wszystko. A świadomość, że on ma na mnie ochotę… na mnie kurwa! Na mnie? To takie śmieszne… ale czy nie o tym marzyłam? Idealny mężczyzna, tylko dla mnie… na te jedną, jedyną noc.
Świadomość, że wyznał mi, że mnie pragnie bardzo mnie podbudowała. Poczułam się znacznie pewniej choć i tak miałam wrażenie, że to głupi żart. Jednak… niczym nie ryzykowałam. Nie wiem, jak tego dokonałam. Jak w ogóle się odważyłam! Ale wdrapałam mu się na kolana siadając na nim okrakiem zaskakując go tym i to porządnie. Siebie też zaskoczyłam więc… uznajmy to już za normę. Bez zastanowienia objęłam go rękoma za kark przyciągając bliżej swoich ust, które za chwilę poczęły zachłannie całować jego pełne wargi. Myślałam, że oszaleję. Chłopak ułożył dłonie na mojej talii powodując na moim ciele falę gorąca i niemalże odfrunęłam czując, jak wsuwa mi do buzi swój język… To było takie fantastyczne. Takie nieziemskie. Nie mogłam się od niego oderwać. Chyba wbiłam go  w to siedzenie tak bardzo na niego napierałam. Zachowywałam się, jak jakaś dzikuska. Ale żeby on wiedział, że ja nigdy nie miałam chłopaka… i że właśnie spełnił moje marzenia. I to naprawdę nie jest sen?
 – Więc nie pogrążajmy się już dłużej tą durną dyskusją i zabierz mnie do siebie. –  Wysapałam, gdy oderwałam się od jego słodkich ust. Są z pewnością najsłodsze na świecie. Kocham je. Kocham jego usta. Jego oczy. Kocham… Mogłabym całować się z nim całą wieczność. Ale przecież chciałam znacznie więcej. Tak jak on mnie, tak ja pragnęłam jego. A może ja bardziej? Nie mam pojęcia. Ale piękne jest to, że obydwoje chcemy tego samego i możemy to spełnić…
 – Tak… tylko jak ja teraz… po tym mam prowadzić? –  Wydukał patrząc na mnie wielkimi oczyma. Czy on nigdy się nie całował? A co ja mam powiedzieć? Nie dość, że to mój pierwszy, taki prawdziwy raz to jeszcze z wymarzonym chłopakiem pff… dzieciak z niego.
 – Myślę, że dasz radę. –  Stwierdziłam i zeszłam z niego zajmując swoje poprzednie miejsce. –  Swoją drogą… dobrze całujesz. –  Mruknęłam oddychając głęboko. Czy ja sobie zdaję sprawę, że chce do niego jechać, żeby… uprawiać z nim seks? Czy ja jestem normalna? Nie… zdecydowanie nie. A czy on ma tego świadomość?

Pamiętam to uczucie. Szalejące serce w piersi, motyle w żołądku, totalny mętlik w głowie… i tylko jedna konkretna myśl. Tom. Mój mężczyzna. Byłam wtedy najszczęśliwszą kobietą na ziemi…

sobota, 1 października 2011

Kartka nr 4."Zaczarowałeś mnie swoim spojrzeniem..."

Nawet w szkole nie byłam w stanie się skupić. Naprawdę mi odbiło. To było za wielkie przeżycie w moim życiu… zdecydowanie. Nie ogarniam tego. Kompletnie. Po lekcjach zgarnęłam ze sobą przyjaciółkę z zamiarem opowiedzenia jej wszystkiego. Musiałam to z siebie wyrzucić… poza tym miałam do niej jeszcze jedną sprawę. Mimo wszystko pamiętałam o swoim bracie, któremu coś obiecałam tego ranka.
 – Miałaś mi opowiedzieć, jak było na koncercie. –  Odezwała się blondynka spoglądając na mnie z zaciekawieniem. Miała być tam ze mną właściwie… jednak plany nam się nieco zmieniły. I w sumie na szczęście? Uwielbiam moją przyjaciółkę, ale gdyby poszła ze mną na koncert, zapewne nie spotkałabym Toma.
 – Tylko obiecaj, że mi uwierzysz. –  Zatrzymałam się nagle łapią ją za ręce.
 – No, a czemu miałabym nie wierzyć?
 – Bo to… nie jest zupełnie normalne. –  Stwierdziłam odsuwając się od niej. Westchnęłam głęboko, gdy rzuciła mi pytające spojrzenie. Od czego zacząć? –  Wiesz jaką jestem ofiarą… po tym całym koncercie zgubiłam się w tej hali i złapał mnie ochroniarz.
 – To akurat nic nadzwyczajnego. –  Zaśmiała się. –  I co w tym niewiarygodnego? Wiadomo, że pełno tam ochrony.
 – Ale to nie koniec. –  Uświadomiłam ją z poważną miną. –  Wtedy wyszedł Tom… nie mogłam się dogadać z tym facetem, bo on nie mówił po niemiecku, a wiesz jak z moim angielskim… no i on mi właśnie powiedział, że ten ochroniarz nic nie rozumie. A potem… mi pomógł… –  Spojrzałam na nią niepewnie. Patrzyła na mnie… jak na kosmitkę. Wiedziałam, że mi nie uwierzy! –  Oj Ashlee! Ty wiesz, co ja wczoraj przeżyłam? Spełniły się moje sny! Nie rób takiej miny, błagam cię. Ja na serio z nim rozmawiałam, a nawet więcej! Jechałam jego samochodem, odwiózł mnie do domu! I jest taki… taki świetny. –  Wyrecytowałam desperacko nieco unosząc ton. Musiała mi uwierzyć… po co miałabym to zmyślać?
 – Żartujesz?
 – Nie. Wiesz, jak on pachnie? A wiesz, jak wyglądają jego oczy z bliska? Wiesz, jak się uśmiecha? A jak mówi? Nie wyobrażasz sobie, co ja wczoraj przeżyłam. –  Powiedziałam szybko bardzo się w to wczuwając. To nadal wzbudzało we mnie mnóstwo emocji.
 – Ty tak poważnie…?
 – No przecież mówię. –  Burknęłam zirytowana. –  Oh zresztą… nie dziwię się, że nie możesz uwierzyć. Ja też mam jeszcze wrażenie, że to był tylko sen. Ale nie mogę przestać o tym myśleć… już nic do mnie nie dociera. Żałuję, że tak to się skończyło… mogłam przecież zaproponować chociaż spotkanie, najwyżej bym się wygłupiła… kurczę, czemu on mnie nie zabrał do hotelu i nie przeleciał?! Tyle o tym piszą… ja zawsze mam pecha, nawet gdy mam szczęście. Boże no… ja tak bym chciała go jeszcze móc zobaczyć. –  Zaczęłam mówić, jak nakręcona. Serce biło mi mocno na te wszystkie wspomnienia i nowe marzenia, które same stwarzały się w mojej głowie. –  I to już nie są kaprysy zwykłej fanki… ja go poznałam na serio. I prawda jest taka, że gazety gówno wiedzą… on jest zupełnie inny.
 – Ej, spokojnie, bo mi tu zaraz eksplodujesz. –  Objęła mnie ramieniem zupełnie, jakby to miało mi jakoś pomóc. Ale czy to w ogóle było możliwe?
 – Dziwne, żebym teraz eksplodowała, a wczoraj gadała z nim zupełnie spokojnie. –  Skwitowałam marszcząc brwi. –  Nie wzięłam nawet autografu… mogłam poprosić o zdjęcie. W ogóle nie pomyślałam, aby o to poprosić… było tak fajnie…
 – To naprawdę miałaś udany wieczór.
 – I noc… –  Dodałam z marzycielskim uśmiechem. –  Odwiózł mnie dopiero po 23.
 – Dobra, wierzę ci. Jak na ciebie patrzę, to wiem, że nie mogłaś tego wymyślić. –  Rzekła nagle, co też sprawiło mi radość i przyniosło ulgę. –  I świetnie cię rozumiem…ale przecież wiesz, że to wielka gwiazda i to był tylko szczęśliwy przypadek dla ciebie, a dla niego jednorazowy wyskok.
 – Wiem… –  Mruknęłam automatycznie gasnąc. To smutne, że muszę sobie uświadamiać takie rzeczy… nigdy tak naprawdę nie będę w pełni szczęśliwa. Bo okazało się, że on naprawdę mógłby być idealnym mężczyzną. Naprawdę mogłabym go pokochać… bo to szczęście, jakie wczoraj przy nim odczuwałam nie wynikało z tego, że jest wielką gwiazdą i moim idolem. Po prostu dobrze mi się z nim rozmawiało, świetnie się czułam w jego towarzystwie… i mogłabym zrobić wszystko, żeby tylko z nim zostać… na zawsze. Dla mnie to Tom, a nie Gitarzysta Tokio Hotel.
 – Ej, ale nie trać humoru. Spójrz na to z innej strony… poznałaś Toma całkowicie prywatnie, przeżyłaś z nim najlepsze chwile w swoim życiu i będziesz mieć boskie wspomnienia, o których inni mogą sobie tylko pomarzyć. –  To w sumie było nawet pocieszające, ale… ja bym chciała mieć więcej tych wspomnień. Powinnam się cieszyć z tego, co mam… ale nic nie poradzę, że ciągle mi za mało. Może, gdybym wczoraj go nie spotkała teraz nie chciałabym jeszcze więcej.
 – Chyba mnie zaczarował. Był taki naturalny… –  Westchnęłam nie mogąc przestać o nim myśleć. Czy ja w ogóle umiem jeszcze normalnie żyć? Właśnie, życie! –  Ashlee… może pójdziemy dziś do kina?
 – O, to dobry pomysł. Musisz się czymś zająć. –  Zgodziła się bez zastanowienia. Mam nadzieję, że jutro mnie za to nie zabije… ciekawe, czy by też się zgodziła, jakby wiedziała o Philipie? Może warto postawić na bezpośredniość? Ale to innym razem…
 – Świetnie. To o 19 pod kinem? –  Zaproponowałam nic po sobie nie zdradzając.
 – Pasuje.
 – W takim razie do zobaczenia. –  Ucałowałam ją w policzek na pożegnanie i rozeszłyśmy się w swoje strony. Byłam już właściwie pod domem wystarczyło kilka kroków, abym przekroczyła furtkę. Od razu na myśl przyszło mi, jak wczoraj wysiadałam z samochodu Toma… Potrząsnęłam głową nie zważając na to, jak głupio musiało to wyglądać i weszłam do domu. –  Philip! Szykuj się na randkę. –  Oświadczyłam wkraczając do salonu, gdzie przed telewizorem siedział mój brat. Na mój widok od razu poderwał się z miejsca, a na moje słowa rzucił na mnie ściskając, jak oszalały. Oh, te jego przypływy czułości… –  Ale nie narób mi wstydu. –  Wymruczałam w jego szyję, gdyż aktualnie tam znajdowała się moja biedna twarz.
 – Kocham cię Iv! Nigdy nie miałem lepszej siostry!
 – No nie wątpię. –  Uniosłam brwi spoglądając na niego nieco litościwie. Mam wrażenie, że on czasem się w ogóle nie słyszy. –  Jadłeś coś? –  Zapytałam poważniejąc.
 – W szkole ostatnio. Ale ja nie mam teraz czasu na jedzenie!
 – Chcesz, żeby burczało ci w brzuchu w kinie? –  Uśmiechnęłam się do niego krzywo.
 – To ja jednak coś zjem. –  Podrapał się po głowie.
 – Tak myślałam. Na razie możesz iść się przebrać, a ja coś zrobię. –  Zezwoliłam kierując się do kuchni. Zazwyczaj to właśnie ja gotowałam obiady, gdyż mama wracała wieczorami, czasem nawet późnymi. Szanowałam ją za to, że mimo wszystko potrafi utrzymać nas i cały dom. Ale przyznam, że trudno jest szanować matkę, która wyraźnie próbuje stoczyć się na dno. Nie wspomnę już o tym, że nie jest taką mamą, jaką byśmy mieć chcieli… ale zawsze mogło być przecież gorzej.
 – Iv… myślisz, że powinienem kupić jej kwiatka? –  Usłyszałam za plecami, gdy wyciągałam z szafki potrzebne mi produkty. Wywróciłam teatralnie oczami. Ile on ma lat?
 – Przecież to miało wyjść przypadkiem… coś mi wypadło i idziesz w zastępstwie. Nie możesz przyjść z kwiatkiem, bo się wyda, że kombinowaliśmy. –  Wyrecytowałam, na co skinął głową. –  Zaproś ją potem gdzieś i wtedy kup jej kwiatka. –  Zasugerowałam.
 – Jak dobrze, że mam siostrę, a nie brata.
 – No raczej. Ugotuje, posprząta, wypierze, doradzi…
 – Oj no już nie marudź. –  Podszedł do mnie i ucałował mnie w czoło. Robi to odkąd pamiętam i tworzy przy tym słodki obrazek kochającego się rodzeństwa. –  Ja to wszystko doceniam, naprawdę. I wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć.
 – Wiem. –  Uśmiechnęłam się do niego ciepło. –  Zaproś ją na naszą osiemnastkę, jeszcze tego nie zrobiłam.
 – Mówiłem już, że cię kocham?
 – Powtarzasz to, co dziennie. –  Skwitowałam ze śmiechem. –  Ale idź już, ja tu mam co robić. –  Dodałam wyganiając go i zajęłam się przygotowywaniem obiadu. Przez kilka minut udało mi się nie myśleć o Tomie… ale to znowu wróciło…

Zaczynało mnie przerażać, że ten chłopak wypełniał coraz więcej mojego czasu. Myślenie o nim sprawiało mi niezwykłą przyjemność, ale przecież nie można żyć samymi marzeniami, prawda? Zaczęłam nawet zastanawiać się, czy coś z tym nie zrobić… może zacząć go szukać? Los jednak nie zmuszał mnie do takiego trudu. Postanowił w końcu się do mnie uśmiechnąć po raz kolejny.
Pozwolił, aby Tom wniósł do mojego życia nowe barwy. Bo do tej pory nie było zbyt kolorowo… a w jego towarzystwie można było poczuć się beztrosko i swobodnie jak nigdy. I tak jak moja matka uciekała w alkohol, tak ja zaczęłam coraz częściej uciekać w Toma… a właściwie w jego bezpieczne ramiona. Na początku tylko w marzeniach… lecz później przerodziło się to w najpiękniejszą rzeczywistość.