niedziela, 24 czerwca 2012

Kartka nr 19. „Mówię sobie: Siłę masz i nie przegraj, wygraj, grasz,ale w pokonanie siebie.”

„Mówię sobie: 'Siłę masz i nie przegraj, wygraj, grasz, ale w pokonanie siebie'.”

„Mam małe opóźnienie.”
„Ale wszystko w porządku?”
„Tak jakby…”

Tak często nie mówimy komuś całej prawdy, tylko po to, aby niepotrzebnie niepokoić… albo po prostu nie okazać swojej słabości. Bo przecież chcemy za wszelką cenę udowodnić, że sobie poradzimy. Że stanęliśmy na wysokości zadania i nie potrzebujemy dodatkowej pomocy. Gdy tak bardzo chcemy, żeby nam się coś udało i żebyśmy dokonali tego samego, budzi się w nas jakaś nowa siła, której wcześniej nie znaliśmy. Siła i przede wszystkim odwaga… bo czasem trzeba mieć dużo odwagi. Ja jej potrzebowałam niemal każdego dnia odkąd poznałam Toma. Było wiele sytuacji, kiedy musiałam podejmować jakieś decyzje z nim związane, które miały wpływ na moje życie. Zawsze wybierałam jego. Więc musiałam nauczyć się być odważna. Podejmować ryzyko. I liczyć się z wszelkimi konsekwencjami, które jednak docierały do mnie dopiero po fakcie…odbijając się na mnie bardziej lub mniej boleśnie.

Ta podróż była totalnie poronionym pomysłem. W ogóle tego nie przemyślałam i nawet nie wpadło mi do głowy, że nie będę w stanie się z nikim dogadać z moją znajomością języków obcych. Czułam się strasznie bezradnie stojąc na obcej mi ziemi w nieznajomym miejscu i nie wiedząc, w którym kierunku postawić stopę. W dodatku byłam zmęczona podróżą, która nie należała do najprzyjemniejszych. Jedynie myśl o Tomie sprawiała, że miałam w sobie jeszcze odrobinę siły na cokolwiek. Mobilizowałam się myśląc o nim. Bo w końcu robię to wszystko dla niego… i siebie. Pragnę się z nim spotkać. Muszę dać radę, zaszłam już tak daleko.

„Gdzie jesteś?”
„Nie wiem?”
„Rozejrzyj się, zapytaj kogoś.”
„Nie znam rosyjskiego Tom.”
„To czego was w szkole uczą? Nieważne. Spróbuj po angielsku, jakkolwiek.”

Westchnęłam głęboko rozglądając się nerwowo dookoła. Szukałam choć jednej charakterystycznej rzeczy, która pomogłaby mi w stwierdzeniu, gdzie jestem. Tak naprawdę ja po prostu jestem przerażona tym wszystkim i nie wiem, jakim cudem mogłam się tu znaleźć!

„Ivette, odbierz ten pieprzony telefon!”

Wiadomość od Philipa nie ułatwiała mi sytuacji, a właściwie to, że co chwilę wydzwaniał, jak głupi. Oczywiście pewnie by tego nie robił, jakbym chociaż raz odebrała. Ale jestem tchórzem. Kogo ja chcę oszukać? Nie nadaję się do tego wszystkiego. Powinnam wrócić do domu…
 – Halo. –  Dosyć spokojne i stanowcze powitanie z mojej strony, jak na zaistniałą sytuację. Zupełnie, jakbym nie zdawała sobie sprawy z całej powagi tego wszystkiego. Czy ja w ogóle mam po co jeszcze wracać do domu?
 – Gdzie ty do cholery jesteś?!
 – W Rosji. –  Odparłam jak gdyby nigdy nic.
 – Powiedz, że żartujesz.
 – Mam kłamać? –  Mruknęłam nie przejmując się jego przerażeniem w głosie. Nie mogłam przyznać mu racji chociaż ją mam… powinnam opieprzyć Toma za to, że mnie do tego wszystkiego nakłonił! Jestem naprawdę głupia. I dlaczego ja to wszystko robię? Przecież on wcześniej czy później się mną zwyczajnie znudzi. Jestem tylko kolejnym, krótkim, nic nie znaczącym epizodem w jego gwiazdorskim życiu… I co ja pieprzę w ogóle?! Przecież Tom taki nie jest. Cholera jasna no! To świetny facet, który za mną tęskni i który sprawia, że jestem najszczęśliwszą kobietą na ziemi. Więc do kurwy nędzy poradzę sobie i znajdę ten jego pięciogwiazdkowy hotel!
 – Tobie naprawdę odbiło. Wracaj natychmiast!
 – Zaszłam zbyt daleko, żeby teraz się wycofywać. Poza tym w życiu trzeba iść do przodu, a nie odwrotnie, a ja właśnie to robię i gówno mnie obchodzi, czy wam się to podoba, czy nie!
 – Iv, błagam cię… opamiętaj się. Przecież… co ty w ogóle wyprawiasz?
 – Gonię za szczęściem i nikt mnie od tego nie powstrzyma. A matce możesz przypomnieć, że jestem już dorosła i zamierzam z tego korzystać. –  Oświadczyłam zdecydowanie po czym rozłączyłam się chowając telefon do kieszeni. Odetchnęłam kilka razy głęboko i pozbierałam swoje szalone myśli do kupy. Muszę się wziąć w garść. A przede wszystkim opanować emocje, bo to niezdrowe co chwilę zmieniać podejście do czegoś.

Chyba zamieniałam się w egoistkę…przestawało obchodzić mnie zdanie innych ludzi, myślałam tylko o sobie. A gdy ktoś zaczynał mówić mi, że coś źle robię, chciałam jeszcze bardziej to zrobić. Tylko nie wiem komu robiłam na złość?

„Weź taksówkę i przyjedź prosto do hotelu. Staraj się nie rzucać zbytnio w oczy, żeby nikt się nie zorientował…”
„W porządku. Gdzie się spotkamy?”
„207.”

Wszystko wydawało się znacznie prostsze, gdy byłam jeszcze w Niemczech. Nie myślałam, że ta podróż sprawi mi tyle trudności. Naprawdę nie byłam w stanie się z nikim dogadać, więc pozostało mi znalezienie jakiejś wolnej taksówki, tak jak polecił mi Tom. Oczywiście, łatwo mu mówić… nawet to zadanie nie było takie proste. Gdybym była mądrzejsza wsiadłabym do taryfy od razu po wyjściu z dworca… jednak przerosło to moją inteligencję. Tylko, gdzie ja znajdę postój taksówek? I jak mam się dogadać z kierowcą? Znowu czuję, że tracę grunt pod nogami. Kurde, przecież jestem dorosła. Muszę stanąć na wysokości zadania i poradzić sobie. Te wszystkie starania zostaną mi wynagrodzone już niebawem przez mojego księcia. Myśl, że niedługo go zobaczę dodaje mi skrzydeł.
Nie tracąc czasu ruszyłam z miejsca w bardzo szybkim tempie. Czułam się nieswojo pośród obcych ludzi, którzy patrzyli na mnie w dziwny sposób, a ja nawet nie byłam w stanie zrozumieć, co między sobą mówili. Rzuciłam się na głęboką wodę i muszę płynąć… Rosja nigdy nie należała do moich ulubionych krajów i to się z pewnością nie zmieni po tej wizycie. Chyba, że Tom zdoła ją uratować w moich oczach… a on przecież może wszystko.
Na ruchliwej jezdni nie spostrzegłam nic, co przypominałoby taksówkę… ale przecież jestem w centrum, musi tu coś być! Patrzyłam uważnie we wszystkie strony cały czas mając nadzieję i znowu przerwał mi mój telefon.
 – Ashlee, nie mam teraz czasu. –  Wypaliłam od razu, gdy odebrałam połączenie.
 – Ivet, co się stało? Możesz mi powiedzieć o co w tym wszystkim chodzi? Philip…
 – Ja naprawdę teraz nie mogę! –  Przerwałam jej zauważając w oddali kilka stojących, charakterystycznych samochodów, które najprawdopodobniej były moim zbawieniem. –  Odezwę się później, nie martw się o mnie. –  Dodałam, aby ją trochę uspokoić po czym zakończyłam rozmowę. Naprawdę nie wiem ile osób jeszcze do mnie dziś zadzwoni, ale w tej chwili mnie to kompletnie nie obchodzi. Najważniejsze jest, że właśnie znalazłam taksówkę i muszę się tylko do niej dostać. Najlepiej, jak najprędzej… zaczyna padać. Nie mam dziś szczęśliwego dnia, zdecydowanie nie mam. Oh i dlaczego? Za co, to wszystko? Przecież ja chcę tylko być szczęśliwa i dać szczęście drugiemu! Mimo nieprzyjemnych, zimnych kropli, które zaczęły spadać z nieba i moczyć moją drobną postać ruszyłam twardo w kierunku upatrzonej taksówki. Nieważne, czy będę mokra, czy sucha… przecież to zwykłe szczegóły bez znaczenia.

Zakochanie, czy obsesja? Gdy człowiek zaczyna robić coś z pozoru niemożliwego i nagle wszystko pozostałe przestaje mieć dla niego znaczenie, od razu osoby trzecie zaczynają się niepokoić. Bo przecież coś musi być nie tak… i trudno jest im zrozumieć, co kieruje takim człowiekiem. Tak samo było ze mną. Robiłam coś niemalże nierealnego. Ale robiłam to przede wszystkim dla siebie, dla swojego szczęścia. Na świecie jest tak mało szczęśliwych ludzi… a to uczucie jest ulotne. Szczęśliwe chwile są ulotne… wiec dlaczego mamy ich nie łapać, jak najwięcej? Łapać i zamykać w słoiku wspomnień…

 – Golden Ring Hotel, please.

I tak naprawdę można osiągnąć, to czego się pragnie. Wystarczy tego chcieć i zacząć robić coś w tym kierunku… bo przecież można pokonać każdą przeszkodę, a jeśli naprawdę się nie da… trzeba nauczyć się ją wymijać.