środa, 27 czerwca 2018

Kartka nr 21. "Może nie było już dla nas nadziei."


– Co ten koleś ma w głowie, że dał ci klucze od swojego mieszkania – rzekła na wstępie oniemiała Agness, gdy przekroczyłyśmy próg apartamentu Toma.
Uniosłam tylko brew, nie wiedząc jeszcze, jak powinnam odebrać uwagę przyjaciółki. Blondynka jednak nie zamierzała mi wcale tego wyjaśniać, od razu zajęła się rozglądaniem dookoła. Nie dziwiło mnie to wcale. Sama byłam zachwycona, gdy Tom pierwszy raz przyprowadził mnie w to miejsce. Wszystko wydawało się takie fascynujące, nawet najdrobniejsza rzecz. I mimo że już się zdążyłam z tym oswoić, to i tak miałam opory, by przyjść do jego mieszkania sama.
– Postawię mu tego kaktusa i się zmywamy – oznajmiłam, szukając jednocześnie wzrokiem dobrego punktu, w którym mogłabym umieścić przyniesiony przez siebie kwiat. Jeszcze dziesięć minut temu, jak razem z Agness szłyśmy z kaktusem przez miasto, wcale nie wydawało mi się to takie głupie.
– Tak szybko? Nie oprowadzisz mnie po tym królestwie? – zapytała z lekkim zawodem, rękami zarysowując w powietrzu powierzchnię pomieszczenia, w którym się znajdowałyśmy.
– Nie ma tu nic do zwiedzania – stwierdziłam z przekonaniem.
– Wyglądasz, jakby ktoś miał tu zaraz wpaść i cię stąd wyrzucić. Wyluzuj, Iv.
– Czuję się tu nieswojo pod jego nieobecność – przyznałam szczerze. Nie widziałam powodu, by odgrywać przed Agness jakiegoś chojraka. Bo choćbym nie wiem, jak często przebywała w mieszkaniu Toma, ono nadal było jego prywatnym miejscem, nie moim.
– Domyślam się, że nie ma nic do ukrycia w tym apartamencie, skoro ot tak pozwolił ci tu przychodzić.
– To tylko jego dodatkowy azyl. Tak naprawdę mieszka zupełnie gdzieś indziej.
– Albo mu na tobie aż tak zależy, że ci dał klucze, albo nie zależy mu wcale na ukrywaniu tego miejsca.
– Nie musisz nawet tego uściślać. – Posłałam jej ironiczny uśmiech, doskonale wiedząc, że w jej mniemaniu Tomem kierowała ta druga opcja. Mogła sobie myśleć, co tylko chciała. Nie miałam na to zbyt wielkiego wpływu, nawet gdy bardzo starałam się jej pokazać to wszystko w nieco ładniejszych kolorach, niż sama to dostrzegała. Przecież to wcale nie tak, że odpłynęłam do tego stopnia, że nie docierały do mnie żadne racjonalne sygnały. One cały czas ze mną były. Tylko że ja już nie chciałam się nimi przejmować. Cieszyłam się tym, co miałam. Carpe diem.
– Oj weź mu postaw tego kaktusa w sypialni. Nie traktuj tego, jak jakąś decyzję, która zaważy na jego życiu. – Agness podeszła do mnie i zabrała mi doniczkę z rąk. – Tędy? – spytała jeszcze, kierując się w dobrze znaną mi już stronę. Pokiwałam tylko głową, dając jej potwierdzenie i sama ruszyłam w ślady przyjaciółki.
– Jeden kwiatek na to całe mieszkanie to stanowczo za mało.
– Oczywiście, ty byś tutaj zaraz zrobiła ogród botaniczny. – Wywróciłam teatralnie oczami, znając możliwości Agness. Ona naprawdę uwielbiała kwiaty i tę całą zieleninę. Oczami wyobraźni już widziałam, jak zamieniała mieszkanie Toma w istną dżunglę. Miałaby tu spore pole do popisu.
– Niech sobie stoi na komodzie. Myślę, że imię Alfred do niego pasuje.
– Mam mu powiedzieć, że od dzisiaj będzie mieszkał z Alfredem? – Parsknęłam śmiechem, spoglądając na blondynkę, która niewzruszona ustawiała kaktusa w nowym otoczeniu.
– Masz mu powiedzieć, żeby go podlewał. To nie jest wymagająca roślina, nie zabijcie jej. – Odwróciła się do mnie, krzyżując ręce na piersi. – Pamiętam, jak uśmierciłaś Josepha.
– Był tak mały, że o nim zapomniałam!
– To żadna wymówka.
– Dobrze, tym razem Alfred będzie miał dwoje opiekunów. Na pewno nic mu nie będzie.
– Oby! Jest jeszcze młody, na pewno chce trochę pożyć.
– Jesteś chora – skwitowałam, śmiejąc się z tego, jak poważnie prowadziła ze mną tę rozmowę na temat opieki nad kaktusem.
– Czy to tutaj cię zaciągnął do łóżka? – wypaliła nagle, spoglądając znacząco na łóżko, przy którym stałam. Wytrzeszczyłam na nią oczy, czując spływające po mnie zażenowanie. – Tak tylko pytam. Nie mówiłaś, gdzie dokładnie to robiliście.
– Zawsze w łóżku – stwierdziłam niepewnie.
– Nuda.
– Agness!
– Ale ty jesteś spięta. Powinnaś sobie ulżyć sama, póki go nie ma.
– Nie wytrzymam z tobą.
– Dobrze, że ja z tobą wytrzymuję.
– No naprawdę!?
– Uwielbiam cię wkurzać. Myślę, że mogę to uznać nawet za swoje hobby.
– Świetnie.
– Ooo, jak miękko – zamruczała, opadając na pościel całym ciałem. Przez chwilę miałam ochotę na nią krzyknąć, żeby tego nie robiła, ale dałam sobie spokój. Nie chciałam wyjść na taką paranoiczkę, którą w rzeczywistości byłam, ale… Mogłam to w sobie stłamsić. Chociaż trochę. – Czy ty nie miałaś do mnie jakiejś sprawy? – Podniosła się na łokciach, wbijając we mnie baczne spojrzenie.
– Miałam – westchnęłam i usiadłam obok niej, ponieważ czekała mnie trudna dyskusja. A przynajmniej tak mi się wydawało, że będzie trudna. – Mam nadzieję, że mi pomożesz i nie będziesz próbowała wybić mi tego z głowy.
– Zaczynam się bać. Co znowu chcesz odwalić?
– Chcę tylko lecieć do Włoch – powiedziałam, co zabrzmiało całkowicie niewinnie. Bo w gruncie rzeczy nie było w tym nic nadzwyczajnego, prawda? Pomijając fakt, że marna ze mnie turystka i na pewno nie mogła być to dla mnie łatwa wycieczka.
– A jaki jest haczyk? – Zmrużyła oczy, wciąż nie spuszczając ze mnie swojego badawczego wzroku. Znała mnie na tyle dobrze, by nie mieć żadnych wątpliwości, że ten wyjazd nie miał być ot tak po prostu.
– Chcę tam lecieć do Toma, gdy będzie miał koncerty.
– Zaraz… Chcesz tam lecieć sama? Specjalnie do niego? – Tym razem jej niebieskie oczy znacznie się powiększyły, a brwi podniosły znacznie wyżej niż zwykle.
Nie zniechęciłam się jednak, brnęłam w to twardo dalej, będąc przekonaną do swoich planów.
– Tak.
– Mam rozumieć, że twoja matka i Philip nie mają nic przeciwko?
– No właśnie… Nie chciałabyś mi pomóc? – Uśmiechnęłam się niewinnie, zagryzając przy tym lekko wargę. Wbrew pozorom miałam już obmyśloną część planu i moja przyjaciółka była mi do niego niezbędna.
– Że niby jak?
– Bo… Jeśli im powiem, że jedziemy razem? Na wakacje?
– Żartujesz? Przecież to się zaraz wyda! – krzyknęła, siadając gwałtownie na łóżku. Aż się zatrzęsło.
Wywróciłam oczami, spodziewając się podobnej reakcji.
– Nie wyda się, jeśli dobrze to zaplanujemy.
– Mam się zamknąć na tydzień w domu? Nawet jeśli, to zauważą, że coś jest nie tak.
– Proszę cię… Matka nigdy mnie nie puści. Będę musiała znowu toczyć z nią wojnę, a w końcu pojadę tam wbrew wszystkim i nie będę miała do czego nawet wracać – zaczęłam brać ją już na litość, bo czułam, że inaczej mogłoby być trudno ją przekonać. – Nie mówiąc już o Philipie… Będzie pierwszym, który zechce wybić mi to z głowy. A ja naprawdę chcę tam lecieć!
– Moim zdaniem to idiotyczne, żebyś leciała tam specjalnie dla niego. I tylko dla niego – stwierdziła, podkreślając bardzo wyraźnie ostatnie słowa.
Westchnęłam głęboko i dałam sobie sekundę, by opanować emocje. Nie podobał mi się znowu kierunek, w jakim podążała moja przyjaciółka.
– Dla siebie – rzekłam stanowczo, rzucając jej na potwierdzenie jeszcze pewne spojrzenie.
– No nie wiem.
– Agness… Proszę cię. Nie widzieliśmy się trzy tygodnie. Chciałabym spędzić z nim te kilka dni. – Nie wiedziałam już, co jeszcze mogłabym jej powiedzieć, by się zgodziła. Zdawałam sobie sprawę, że proszę ją, by dla mnie kłamała. Ba, by oszukiwała mojego brata, czyli chłopaka, z którym najprawdopodobniej planowała stały związek… To komplikowało trochę sprawy. Niemniej, tylko na nią mogłam liczyć.
– To niedorzeczne. Ale i tak cię nie powstrzymam – odparła po chwili namysłu, a ja już powoli czułam, jak spływa po mnie uczucie ulgi.
– Więc pomożesz mi?
– Pomogę, mimo że jesteś coraz głupsza w tym, co robisz.
– A ty coraz milsza. Ale i tak dziękuję.
– No okej, ale wszystko musimy dokładnie zaplanować. Nie ma opcji, żebyś tam się sama błąkała, czy żeby cokolwiek poszło nie tak. I nie obchodzi mnie, co będziecie tam robić, ale chcę od ciebie raporty co dwie albo trzy godziny, bez względu na wszystko – wyrecytowała wszystko takim tonem, jakby sama już miała w głowie obmyślony cały plan. Swoją drogą, wydawało mi się, że z nas dwóch to ja jestem tą, która panikowała. Tymczasem to Agness oczekiwała ode mnie meldunków!
– Boże. To tylko wyjazd… Tak jak wakacje. – Próbowałam uświadomić jej, że to nadal nic wielkiego. Miliony nastolatek na świecie wyjeżdżało na wakacje. Może nie samotnie, ale na przykład ze znajomymi. To prawie tak samo.
– Nie w twoim przypadku.
– Dlaczego?
– Bo jesteś sierotą, Iv – wypaliła, co wcale nie brzmiało jak żart. I chyba nie miało nim być. Moja przyjaciółka wyraźnie nie zamierzała owijać w bawełnę.
– Boże, nienawidzę cię. Dlaczego ja się z tobą w ogóle przyjaźnię?
– Bo byś beze mnie zginęła.
– Pff, jesteś dla mnie okropna.
– To z miłości.
– Współczuję Philipowi, jeśli jego też zamierzasz darzyć taką miłością – parsknęłam, kręcąc z niedowierzaniem głową.
– No, jak się dowie, że kryłam twoją dupę, wiedząc o wszystkim, to pewnie nie będę miała nawet okazji podzielić się z nim swoją miłością.
– Oj, nikt się nie dowie. Już my to dobrze zaplanujemy.
– Obyś miała rację. I żeby to się nie skończyło jakąś katastrofą…
– Ty zawsze musisz mieć złe przeczucia.
– Nic nie poradzę!
– Nieważne i tak się jaram, już nie mogę się doczekać, kiedy powiem Tomowi.
– On jest tak samo głupi, jak ty, jeśli ci to zaproponował.
Wywróciłam już tylko oczami, bo nie miałam już siły na wymyślanie jakiejś sensownej riposty. Zagłębianie się w te docinki nie było dla mnie niczym przyjemnym, więc uznałam, że lepiej je po prostu zignorować i cieszyć się wizją nadchodzącej przyszłości.


Mimo że ja żyłam już wakacjami, nie było aż tak kolorowo. Do zakończenia roku szkolnego został jeszcze tydzień i chcąc, czy nie, musiałam skoncentrować się na tym, by udało mi się skończyć dwunastą klasę z dobrymi wynikami. Potem czekał mnie prawdopodobnie najtrudniejszy rok ze względu na maturę, ale wolałam o tym, póki co, nie myśleć. Bo przecież moim nowym mottem było: żyj chwilą.
Kto by pomyślał! Trwało to już w sumie kilka ładnych tygodni i było mi z tym całkiem dobrze. Wiedziałam, że może to być tylko złudzeniem, dopóki nie dopadną mnie konsekwencje tego wszystkiego. Jedynym sposobem było przygotowanie się na nie. Czyli wmawianie sobie, że dam radę. Naprawdę mocno w siebie wierzyłam. Tymczasem zostałam złamana głupimi, szkolnymi plotkami, co było wręcz śmieszne. Widocznie tak bardzo skupiałam się na swojej relacji z Tomem, że nie wzięłam pod uwagę, że istniały także inne sprawy, które mogłyby mieć negatywne odzwierciedlenie w moim życiu.
Nie za bardzo rozumiałam, co się wokół mnie zaczęło od pewnego czasu dziać. Nagle, idąc szkolnym korytarzem, przestałam czuć się komfortowo, bo nie wiedzieć czemu ludzie zerkali w moim kierunku z głupim wyrazem na swoich twarzach. Pierwszą moją myślą było to, że mogli jakimś dziwnym sposobem dowiedzieć się o mnie i Tomie. Agness jednak bardzo szybko sprowadziła mnie na ziemię, uświadamiając, że wcale nie chodziło o Toma, a o Nate’a. Dawno nie byłam w tak wielkim szoku. I niewiele potrzebowałam, by ten szok zamienił się w złość.
– Wiesz, dlaczego teraz się wszyscy na nas tak gapią? – wypaliłam, stając znienacka naprzeciwko chłopaka, który chyba się tego nie spodziewał, bo wydawał się bardzo zaskoczony moim widokiem. Jego kumple od razu się zmyli, uśmiechając się tylko głupkowato pod nosem. A ja wbrew pozorom nie oczekiwałam żadnej konkretnej odpowiedzi, bo sama ją dobrze znałam.
– Nie bardzo. Może lubią? – Uniósł brew, patrząc na mnie niewzruszony. Chyba pierwszy raz w życiu miałam ochotę przywalić mu w twarz.
– Cieszę się, że tobie to w ogóle nie przeszkadza – stwierdziłam, nie kryjąc swojej ironii. – Bo mi owszem.
– Nie rozumiem. Co ci przeszkadza? – zapytał, wciąż najwyraźniej nie rozumiejąc, o co mi chodziło. Nie wiedziałam, czy naprawdę nie był tego świadomy, czy po prostu udawał głupiego.
– Że się wszyscy na mnie gapią i że pieprzą o nas te głupoty!
– Chodzi ci o te plotki?
– To jednak coś dotarło.
– Daj spokój, to tylko głupie gadanie – rzucił obojętnie. Widocznie tylko mnie to obchodziło. Stałam przed nim i gapiłam się na niego jak na kretyna. Bo właśnie nim się dla mnie wówczas stał.
– Tylko?
– Nie mamy wpływu na to, co ludzie wymyślają.
– Akurat na to miałeś wpływ – wytknęłam stanowczo. Doskonale pamiętałam każdą sytuację, w której był tak bardzo obojętny. Bo przecież to tylko cholerne nic nieznaczące zaczepki.
– Iv, przecież to nic wielkiego.
– Może dla ciebie – rzuciłam, nie wierząc, z jaką ignorancją do tego podchodził. – Ja do tej pory miałam spoko reputację. Nikt nic do mnie nie miał. Mogłam przejść przez pieprzony korytarz, nie czując na sobie dwudziestu przeszywających spojrzeń. I wiesz co? Cholernie mi to odpowiadało.
– Okej, rozumiem. Przykro mi, że tak wyszło. Wierz mi, że nie miałem z tym nic wspólnego. Przecież nie rozpowiadam ludziom, że jesteśmy razem, ani tym bardziej tych innych bzdur. Uważasz, że to robię? – Tym razem to jego spojrzenie wydało mi się urażone, ale nie zamierzałam dać się zapędzić w kozi róg i jeszcze czuć się źle z tym, co mówiłam. To nie ja byłam tutaj winna.
– Nie – zaprzeczyłam spokojnie. – Ale wtedy, na parkingu, nie zrobiłeś nic. Nie zaprzeczyłeś, jak Derek śmiał nam się prosto w twarz. Później, w podobnych sytuacjach, również nie powiedziałeś niczego, by zaprzeczyć tym chorym domysłom. Zupełnie jakbyś chciał, żeby wszyscy o nas tak myśleli.
– Boże, Iv. Nie sądziłem, że to jest tak istotne. Po prostu olewam takich typów, bo nie ma sensu z nimi dyskutować.
– Faktycznie. Nie ma sensu bronić prawdy. Niech rozpowiadają potem takie rzeczy.
– Czy naprawdę jest to dla ciebie aż tak straszne? To tylko słowa. My dobrze wiemy, jaka jest prawda.
– Nie potrafię po prostu zrozumieć, dlaczego na to pozwoliłeś. Dla ciebie to nic takiego, ale ja jestem dziewczyną, która żyje w cieniu. Nie dlatego, że się chowa. Tylko dlatego, że chce w nim być. Chcę sobie spokojnie skończyć tę pieprzoną szkołę, bez żadnych dram, czy szumu wokół mojej osoby. Nie potrzebuję takich atrakcji – wyrzuciłam, nadal czując do niego wielki żal. Może sama przegapiłam moment, w którym powinnam była powiedzieć stop. Tylko, czy to ja miałam reputację laski, która zabawia się z kolesiami? Czy to przyjaźń ze mną groziła komuś cholernymi plotkami wyciągniętymi z dupy? Uważałam, że to Nate był osobą odpowiedzialną za to, bym nie musiała słuchać tych wszystkich bredni. Bym nadal mogła czuć się dobrze w jego towarzystwie. A przede wszystkim, żebym w ogóle jeszcze chciała w jego towarzystwie przebywać.
– Przykro mi, że tak wyszło. Naprawdę nie miałem tego na celu.
– Właściwie już nie wiem, co masz na celu. Czasem brak reakcji jest najgorszym, co możemy zrobić. Bo to nie zawsze są tylko słowa.
– Po prostu przywykłem, że zawsze się o mnie tutaj coś gada.
– Jeśli się na to zgadzasz, twoja sprawa. Ale ja na pewno nie będę na to pozwalała.
– Iv, nie chcę spięć między nami przez jakieś głupie plotki. Proszę cię…
– W tym problem, że to nie przez „jakieś głupie plotki”. Słuchałeś mnie w ogóle?
– Chcesz powiedzieć, że to moja wina?
– Gdybyś zaprzeczył choć jeden raz, wiedziałabym, że jesteśmy w tym razem. Teraz nie wiem nawet, jakie naprawdę masz intencje. Chyba w ogóle cię nie znam, Nate. Ale wiem na pewno, że mocno się zawiodłam i to na kimś, po kim w ogóle się tego nie spodziewałam. Możesz więc sobie tylko wyobrazić, jak się z tym czuję. Dodatkowo otoczona spojrzeniami ludzi, którzy nawet mnie nie znają – zakończyłam, rzucając mu ostatnie, pełne żalu spojrzenie. Bo już nie byłam wściekła. Zrobiło mi się cholernie przykro.
Odeszłam od niego, nie chcąc już dłużej kontynuować tej rozmowy. Poczułam się zagubiona i zdezorientowana. Być może zbyt łatwo i zbyt szybko ufałam ludziom. A co ja tak naprawdę o nich wiedziałam? Dawałam się schwytać tej kolorowej bańce złudzeń i unosiłam się ponad ziemią tak długo, jak pozwolił mi na to podmuch wiatru i tak długo, aż nie nadziałam się na jakąś gałąź i nie spadłam na ziemię, otwierając oczy.


Ciche pukanie rozległo się po moim pokoju, gdy leżałam na boku, wpatrując się beznamiętnym wzrokiem w ścianę. W mojej głowie kotłowało się już tyle myśli, że sama nie wiedziałam, co miałam z tym począć. Gdy wydawało mi się, że już wszystko było pod moją kontrolą, pojawiało się coś, co znowu niszczyło tę pewność i spokój.
– Mogę wejść? – Głos Philipa przedarł się przez moje myśli. Mruknęłam w odpowiedzi coś niezrozumiałego, co miało wyrażać zgodę. Widocznie ogarnął, bo po chwili był już w środku i usiadł na krawędzi łóżka. – Źle się czujesz?
– Nie. Dlaczego?
– Bo zamknęłaś się w pokoju, jak tylko wróciłaś ze szkoły. Stało się coś? – zapytał, a ton jego głosu był nad wyraz delikatny. Jakby wiedział, że stąpał po grząskim gruncie. A już na pewno zdawał sobie sprawę, że coś było ze mną nie tak. Nawet ja czułam, że nie było sensu próbować czegokolwiek przed nim ukrywać. Byliśmy bliźniakami. Mieliśmy wrodzone czujniki. Może nie zawsze działały, jak powinny, ale jednak istniały i często dawały o sobie znać.
– Nie. Po prostu nie mam nastroju.
– Czemu?
– Bo mnie wszystko już wkurwia – rzuciłam gniewnie, odwracając się na plecy i wbiłam swój rozjuszany wzrok w sufit. Smutek, żal i brak zrozumienia to nie była dobra mieszanka emocji. Zanim wróciłam do domu, przerodziło się to w istną wściekłość. I już nie tylko na Nate’a, ale na wszystko. Byłam zła nawet na samą siebie.
– To jakaś grubsza sprawa?
– Zapytaj może swojego kumpla – zakpiłam, spoglądając w jego kierunku.
Siedział wciąż, spokojnie mi się przyglądając. W przeciwieństwie do mnie nie wykazywał żadnych większych emocji w tamtym momencie. Może był jakiś sens w jego taktyce. Nie pogłębiał mojego gniewu.
– Nathaniela?
– Tak. Jego – potwierdziłam i podniosłam się do pozycji siedzącej, opierając plecami o ścianę. Szykowała się dłuższa rozmowa, a nie chciałam gadać do sufitu.
– Co zrobił?
– Raczej czego nie zrobił. Ty nic nie wiesz? – zdziwiłam się trochę, bo miałam wrażenie, że w szkole nie było już osoby, która nie słyszałaby pikantnych plotek na temat kapitana drużyny koszykówki i jego nowej dziewczyny. Na samą myśl o tym mnie mdliło. Ludzie potrafili być naprawdę podli.
– A co powinienem wiedzieć?
– Nie słyszysz, co ludzie w szkole gadają?
– Nie wiem, widocznie nie zwróciłem uwagi. – Wzruszył ramionami – Oni wiecznie o czymś gadają. Nie warto tego słuchać.
– Może nie warto. Ale przeszkadza mi to – stwierdziłam znacznie spokojniejszym głosem niż do tej pory. Mogłam być wściekła na cały świat, ale nie widziałam już sensu w wyładowywaniu swojej agresji podczas rozmowy z bratem. Tym bardziej że Philip chciał dla mnie dobrze.
– Mówią o tobie?
– Rozpowiadają jakieś chore rzeczy, że jestem nową zdobyczą Nate’a. Że pieprzy mnie na boisku! I inne podobne rzeczy. A potem patrzą mi bezczelnie w twarz. Jakby mieli do tego jakiekolwiek prawo – wyrzuciłam pełna żalu i chyba dopiero wtedy Philip zrozumiał, że to trochę poważniejsza sprawa. Jego wyraz twarzy znacznie się zmienił na bardziej skupiony, a w oczach mogłam dostrzec znajomy błysk.
– Cholera, serio? Nate nic mi nie mówił na ten temat.
– Wcale mnie to nie dziwi.
– Jak to?
– Po nim to spływa, jakby to było coś normalnego.
– Dla niego pewnie trochę jest. Sam sobie zapracował na taką reputację, nic dziwnego, że ucierpiałaś na tym i ty. Ostatnio często bywasz w jego towarzystwie, ludzie musieli to zauważyć.
– Nie obchodzi mnie to, Philip. Możecie uważać, że przesadzam. Ale do kurwy, nie będę patrzeć bezczynnie, jak ludzie mnie obgadują. Najgorsze w tym wszystkim jest właśnie to, że on im na to pozwolił. Nie powiedział ani jednego cholernego słowa w naszej obronie! Albo choćby mojej.
– Okej, masz rację – przyznał. – I wcale nie przesadzasz. Oni nie mają prawa rozpowiadać na twój temat takich rzeczy. A on powinien tego dopilnować – rzekł pełny przekonania, co naprawdę pozytywnie mnie zaskoczyło. Poczułam wielką ulgę, widząc, że miałam go po swojej stronie. I że wcale nie uważał mnie za dziwadło, które wszystko wyolbrzymiało.
– Naprawdę tak uważasz?
– Jasne, że tak! To, że jest moim kumplem, nie znaczy, że będę go bronił – rzekł oburzony. – Zachował się w tym przypadku jak dupek. A fakt, że jesteś moją siostrą, tylko stawia go w jeszcze gorszym świetle.
– Myślałam, że obydwoje będziecie mieć mnie teraz za jakąś wariatkę, która przejmuje się głupimi plotkami – wyznałam niepewnie.
– No co ty, to wcale nie jest głupie. I cieszę się, że nie chcesz sobie na to pozwalać. Trzeba walczyć o siebie. Poza tym nikt nie będzie rozpowiadał o mojej siostrze takich rzeczy.
– Dzięki za wsparcie.
– Przecież wiesz, że zawsze będę po twojej stronie.
– Zawsze? – Zmrużyłam podejrzliwie oczy. Mój chytry umysł podsunął mi myśl, że to była dobra okazja, by powiedzieć bratu o planach na zbliżające się wakacje.
– Zawsze.
– Nawet jak będę chciała zrobić coś szalonego?
– O nie, co znowu wymyśliłaś? – Philip od razu wyłapał, że coś kombinowałam. Zaśmiałam się i szybko zebrałam odpowiednią wersję wydarzeń do kupy, by mu ją przekazać.
– Nic takiego… Chcemy z Agness jechać do Włoch na kilka dni. W przerwie wakacyjnej.
Dlaczego to kłamstwo przyszło mi tak łatwo?
– Łooh, jakie szaleństwo – roześmiał się, robiąc przy tym wielkie oczy. Oczywiście tylko się ze mnie nabijał.
– No ej! Nigdy nie byłam we Włoszech, to jest szaleństwo – oburzyłam się, co w sumie było szczere. Mimo wszystko dla mnie to wciąż było wielkie wydarzenie. Miałam mnóstwo wątpliwości i obaw związanych z tym wyjazdem. Chwilami ogarniało mnie przerażenie, jak pomyślałam sobie, że będę zupełnie sama, w obcym kraju. Bo przecież jakoś musiałam dotrzeć do Toma, zanim będziemy już tam razem.
– Okej. Ale to spoko pomysł. Może pojedziemy we trójkę? – zaproponował z entuzjazmem, który ja musiałam zgasić. I w tamtym momencie poczułam lekkie ukłucie na sercu.
– Nie obraź się… Ale chciałyśmy jechać same.
– Ech, no tak. Nie ma sprawy – zapewnił z uśmiechem.
Mimo to i tak nie poczułam się zbyt dobrze. Bo przecież nie znał całej prawdy. Byłam pewna, że gdybym mu powiedziała, że chciałabym jechać tam sama, robiłby problemy. Przede wszystkim, nie zrozumiałby mojej decyzji. Czasami miałam wrażenie, że wszystko było takie proste, a my sobie sami to komplikowaliśmy.
– Czyli mogę liczyć na twoje wsparcie w rozmowie z mamą?
– Jasne. Razem ją jakoś urobimy. – Puścił mi oczko, a ja uśmiechnęłam się szeroko i w przypływie radości rzuciłam mu się na szyję.
– Dziękuję!
– Tyle miłości! – zawołał, odwzajemniając mój uścisk.
– Fuj! – krzyknęłam, po czym obydwoje zaczęliśmy się śmiać.
Nie było tak źle. Ale mogłoby być lepiej. Gdybym nie musiała kłamać…


Weekend sprzyjał rozmowie z naszą rodzicielką, ponieważ od rana była w domu, co oznaczało, że również powinna być trzeźwa. Mimo to nie czułam się wcale pewnie. Po pierwsze dlatego, że kłamałam. A po drugie, unikałam matki jak ognia od dłuższego czasu. Jakiekolwiek nawiązanie istotniejszej rozmowy budziło niezrozumiałą niezręczność, zupełnie jakby była dla mnie obcym człowiekiem.
Widok gotującej matki nie był codziennością. Dlatego poczułam się lekko skołowana, gdy wchodząc do pomieszczenia, ujrzałam ją przy kuchence. Zdążyłam zapomnieć na chwilę, o czym właściwie chciałam z nią rozmawiać. Pomijałam fakt, że nie było nawet jedenastej, a ona już coś przygotowywała. To było tak dziwne, że zaczęło mnie niepokoić. Ktoś chyba powinien teraz trzepnąć mnie w twarz. Gdzie, do cholery, mój brat, który miał mnie wspierać!?
– Wcześnie dziś wstałaś. – Jej głos nagle zadźwięczał mi w uszach, aż potrząsnęłam głową, wracając szybko do rzeczywistości.
Odchrząknęłam i weszłam w głąb kuchni, bo wciąż stałam jak kołek w wejściu.
– Nie mogłam spać. – Starałam się brzmieć całkiem normalnie, ale było to cholernie trudne. Naprawdę nie umiałam już chyba z nią rozmawiać jak dawniej. Żal, który do niej odczuwałam, utrudniał wszystko jeszcze bardziej. Tym razem jednak wiedziałam, że kolejne spięcia między nami na pewno nie pomogą mi w uzyskaniu akceptacji odnośnie moich wakacji we Włoszech. Musiałam po prostu skupić się na swoich planach i zapomnieć na pięć minut o negatywnych emocjach, które próbowały się ze mnie wyrywać.
– Wiesz, dokąd wyszedł twój brat? – Kobieta wyraźnie nie czuła takich oporów przed nawiązywaniem rozmów jak ja. Uwaga na temat tego, że to raczej ona powinna wiedzieć, gdzie się szwendają jej dzieci, aż cisnęła się na usta. Dlatego je zamknęłam i wzruszyłam tylko ramionami w odpowiedzi. I choć wcale nie chciało mi się pić, nalałam sobie wody do szklanki, żeby tylko się czymś zająć. Oparłam się plecami o zlew i sączyłam ją bardzo powoli. Co najmniej jakby to było dobre wino, a nie zwykła woda. Co za porażka. Philip od razu by mi to załatwił...
– Chciałabym, żebyście zjedli dzisiaj obiad w domu. Nie masz innych planów? – Spojrzała na mnie i daję słowo, że moje oczy stały się nienaturalnie wielkich rozmiarów. Jak na tych wszystkich selfiaczkach lasek, co robią wytrzeszcz, żeby to pokazać, jakie to niby ogromne i piękne ślepia mają... Tymczasem ja, będąc w szoku, pokręciłam głową. Co tu się dzieje? Od kiedy zależy jej, żebyśmy jedli razem obiad? Od kiedy zależy jej, żebyśmy w ogóle cokolwiek jedli...
– W takim razie napisz do brata, jeśli możesz.
Z minuty na minutę robiło się coraz dziwniej, a ja nadal nie poruszyłam najbardziej interesującego mnie tematu. Teoretycznie nie musiałam pytać jej o zdanie, praktycznie jednak zawsze wyglądało to inaczej. W końcu dorosłość nie zaczynała się na cyfrach w dowodzie. W niektórych przypadkach to dobrze, a w innych już mniej. Nie uważałam, bym była zbyt niedojrzała na podejmowanie własnych decyzji. I cały czas argumentowałam sobie swoją sytuację tym, że dużo młodsze osoby ode mnie wyjeżdżają za granicę na tego typu wakacje, czy choćby jakieś szkolne wymiany. Może w końcu powiedz to matce, a nie samej sobie?
– Razem z Agness planujemy wyjazd do Włoch w pierwszym tygodniu wakacji – wypaliłam, nie próbując już nawet owijać w bawełnę.
– Same? – Usłyszałam w odpowiedzi, na co moje mięśnie automatycznie się spięły.
Bądź twarda, Iv. Dasz radę.
– Tak. We dwie.
– Czemu akurat tam? Nie możecie jechać po prostu nad morze? Albo w góry? – mówiła dalej, nawet na mnie nie patrząc. Nie miałam pojęcia, co gotowała, ale wyraźnie ta potrawa wymagała w tamtym momencie dużo więcej uwagi ode mnie. To jednak nie było dla mnie aż tak istotne. Bardziej interesowały mnie jej słowa, które powoli wzbudzały we mnie irytację. Czułam w kościach, do czego piła i że nie skończy się to dla nas dobrze.
– Chcemy jechać do Włoch, a nie nad morze, czy w góry – zaznaczyłam ze stanowczością.
– Muszę się chyba nad tym zastanowić.
– Ale nad czym tu się zastanawiać? Musimy już wszystko planować. Zabukować bilety, zarezerwować hotel – powiedziałam szybko, niemal na jednym wydechu. A kobieta w końcu przestała mieszać w garnku i odwróciła się w moją stronę z dość surowym wyrazem twarzy.
– Widzę, że już wszystko sobie obmyśliłaś, nie czekając nawet na moją zgodę. Więc po co w ogóle mi o tym mówisz, skoro nie zamierzasz mnie słuchać?
– Żebyś nie robiła afery – skwitowałam całkowicie szczerze. Bo przecież o nic innego nie chodziło. Chciałam móc spokojnie wyjechać do Włoch, nie stresując się, że jak wrócę, będzie czekało mnie piekło. Albo co gorsza, że matka wyśle za mną cały oddział wojska.
– Aha. Bo to takie proste, prawda? – Skrzyżowała ręce na piersi, a ja wciąż nie rozumiałam, w czym widziała problem.
– Tak. Nie widzę w tym nic skomplikowanego.
– Nie podoba mi się twoje podejście.
– Nie musi ci się podobać. W końcu to moje podejście i moje życie – stwierdziłam, wbijając w nią swoje zirytowane spojrzenie. Byłam już na granicy i wiedziałam, że jeśli za chwilę nie przestanie mnie prowokować, to ja przestanę się hamować.
– Przypominam ci, że do dorosłości ci jeszcze trochę brakuje.
– Boże, nie mów mi o dorosłości. Sama niewiele o niej wiesz.
– Zapędzasz się znowu.
– Przestań. Próbowałam być miła. Ale wkurza mnie, że żyjesz sobie z dnia na dzień, popijając swoje winka, a potem, gdy czegoś potrzebuję albo chcę zrobić, udajesz nagle zatroskaną matkę. Jaki masz problem z tym wyjazdem? Bo ja nie widzę żadnego. Jestem pełnoletnia i nie widzę powodu, żebym miała nie pojechać sobie na tydzień do Włoch, czy gdziekolwiek indziej – wyrecytowałam, pozwalając sobie w końcu na upust emocji. Wyrzuciłam dokładnie wszystko, co miałam na myśli. I wiedziałam, że jej się to nie spodoba. Ale przecież byłam szczera.
– W taki sposób nie będziemy rozmawiały – oznajmiła zdenerwowana i odwróciła się do mnie ponownie plecami niczym obrażone dziecko.
– Świetnie. Nie musimy wcale. To przecież wychodzi nam najlepiej – zironizowałam. Właściwie chciałam dać sobie już spokój i po prostu wrócić do swojego pokoju, żebyśmy obydwie mogły trochę ochłonąć. Jeszcze miałam nadzieję, że później uda mi się załagodzić sytuację i dojść do jakiegokolwiek porozumienia, ale widocznie ona uważała inaczej. Zatrzymałam się w półmroku, gdy odpowiedziała na mój komentarz.
– Może najpierw powinnaś nauczyć się szacunku, zanim zaczniesz planować zwiedzanie świata! – rzuciła, znowu stając do mnie przodem. Widziałam, że była już wściekła. Może to jedyne, co nas łączyło w tamtym momencie.
– A ty odpowiedzialności, zanim założysz rodzinę.
– Dosyć tego. Jesteś bezczelną gówniarą, a nie dojrzałą osobą. Zapomnij o jakimkolwiek wyjeździe.
– Nie możesz mi zabronić.
– Właśnie to robię.
– Nic nie zrobisz. Nie możesz mnie powstrzymać.
– Przypominam ci, że nadal mieszkasz pod moim dachem i nadal to ja zarządzam środkami finansowymi.
– Naprawdę używasz tego argumentu? Po prostu nie wierzę! – Uniosłam się, nie mogąc pojąć jej postępowania. Dlaczego za każdym razem musiała być przeciwko mnie!?
– Sama do tego doprowadzasz, nie widzisz tego?
– Nie waż się mnie za to winić. Nie ja spieprzyłam. Nie wmówisz mi wyrzutów sumienia. Nie tym razem – wysyczałam rozjuszona, czując, że przekroczyłyśmy już ostatnie granice.
– Co tu się dzieje? – Nawet nie zauważyłam, kiedy Philip zjawił się w domu. Było jednak już za późno. Na cokolwiek. A mi stało się to wszystko jedno.
– Nic – odparłam sucho, mrożąc spojrzeniem naszą matkę. – Jednak mam dzisiaj plany – dodałam jeszcze, zanim wyminęłam stojącego w wejściu zdezorientowanego brata.
Może ta rodzina już dawno przepadła. Może nie było już dla nas nadziei.

niedziela, 10 czerwca 2018

Kartka nr 20. "Ja nie jestem zakochana."


Tom wyjechał, a ja tkwiłam w swoim świecie. Omamiana wspomnieniami Jego spojrzeń dotyku zapachu dźwięku głosu. I z każdym kolejnym minionym dniem zapominałam coraz bardziej o tych wszystkich niedociągnięciach, które zostały utworzone między nami. Wyłączałam się, zawieszałam swoje uczucia. Wmawiałam sobie, że mogę w tym trwać, jak długo zechcę. Mogę to zrobić. Tak samo, jak mogę się w Nim nigdy nie zakochać. Bo właśnie tego ode mnie nie chciał. Bo właśnie uczucie zakochania, uczucie miłości było tym, co miałoby Go ode mnie odsunąć.
Tak bardzo chciałam wymazać to z pamięci, że nawet nie zaczęłam się zastanawiać nad tym, co Nim kierowało. Bo przecież musiał mieć jakieś powody. Musiał. A ja powinnam chcieć je poznać. Wygodniej jednak było mi iść dalej, nie drążąc. Przystosować się do tej fikcji, którą sobie stworzyliśmy. I wszystko było w porządku. Dopóki mi to wystarczało i dopóki byłam szczęśliwa.

– Twój brat w zeszły weekend przyniósł mi storczyka w doniczce. Wiesz coś na ten temat? – Usłyszałam z ust przyjaciółki, gdy w końcu udało nam się spotkać po męczącym tygodniu nauki gdzieś poza terenem szkoły. Czyli w moim domu. Było piątkowe popołudnie, a my od jakiejś godziny siedziałyśmy bezczynnie, jedynie rozmawiając, a w tle leciała jakaś przypadkowa muzyka ze Spotify.
Spojrzałam na nią, świetnie udając swoje zdziwienie, i pokręciłam przecząco głową w odpowiedzi.
– Nie podobał ci się? – zapytałam niepewnie, bo nie umiałam odczytać z jej twarzy żadnej konkretnej reakcji na taki prezent. Niemożliwe, żebym się aż tak pomyliła i wprowadziła przez to Philipa w błąd!
– Podobał. Ale… To było podejrzane – stwierdziła, marszcząc brwi. Ja wciąż odgrywałam niewinną i niczego nieświadomą. Miałam nadzieję, że to tylko sprawi, że mój brat w jej oczach stanie w jeszcze lepszym świetle niż do tej pory. – Podjarałam się, że okazał się nie być tak szablonowy i jeszcze trafił w to, co lubię – wyznała nagle, a jej twarz rozświetlił błogi uśmiech. Boże, te oczy. Jej oczy były dziwne. Błyszczały nienaturalnie i biło z nich tyle emocji.
Cholera, moja przyjaciółka chyba właśnie zakochiwała się w moim bracie! To było dla mnie tak kuriozalne uczucie. Znaliśmy się wszyscy od lat, a Philip tak nagle zaczął wykazywać swoje zainteresowanie Agness. Z jednej strony wcale mnie to nie dziwiło, ale z drugiej wydawało się czasami w jakiś sposób krępujące.
– To u nas rodzinne – zażartowałam, chcąc pochlebić tym jednocześnie trochę sobie. No w końcu, gdyby nie ja Philip nie wiedziałby jakie kwiaty kupić swojej… Agness? Właśnie! Czy oni oficjalnie są już razem? Przemknęło mi przez myśl dość istotne pytanie i, choć temat związków nie należał ostatnio do moich ulubionych, chciałam poznać na nie odpowiedź. – Czyli można was już traktować jako parę? – Uniosłam brew, spoglądając w kierunku blondynki, która akurat wystukiwała coś na swoim smartfonie.
– Hm… Sama nie wiem. – Zamyśliła się, podnosząc na chwilę głowę. – Twój brat nie zapytał mnie, czy jestem zainteresowana stałym związkiem.
– Może jednak nie jest tak sprytny, jak przypuszczałyśmy – mruknęłam lekko zawiedziona. Co z tymi facetami!? Czy naprawdę już każdy ma problem z określeniem jasno sytuacji? Nikogo już nie interesują jakieś stałe relacje? Jakiekolwiek zobowiązania? Nawet mojego brata?! Krzyczałam sobie w myślach, nie mogąc pojąć postępowania mężczyzn na świecie. I nie obyło się także bez nawiązywania do Toma. Nie było mowy w ogóle o porównywaniu tych dwóch relacji, ale jednak trochę wspólnego ze sobą miały. – Jak długo już się właściwie spotykacie?
– W sumie tak konkretniej zaczęliśmy od waszych urodzin. To nie tak długo. Jakieś trzy tygodnie? – Skupiła na mnie wzrok, ale nie wyczytałam ani z jej twarzy, ani tym bardziej oczu, żeby się tym jakoś szczególnie przejmowała. Może to tylko ja tak wszystko niepotrzebnie wyolbrzymiałam i przeżywałam? To było całkiem możliwe.
– Nie przeszkadza ci, że jeszcze się nie określił?
– Sama nie wiem. Chyba nie potrzebuję natychmiast zostać mianowana „jego dziewczyną”. Na razie się poznajemy, więc to w sumie normalne, że nadal nie padły te magiczne słowa – podsumowała, na koniec wywracając oczami.
Może jednak nie byłam do końca taka głupia, skoro sama nie oczekiwałam od Toma żadnych deklaracji? Podejście Agness dało mi trochę do myślenia. Przecież nie chciałabym tworzyć związku z kimś, kogo jeszcze aż tak dobrze nie znałam. To było naturalne. I wiedziałam o tym od samego początku, tylko Tom zachwiał moją równowagę tym swoim cholernym tekstem, żebym go nie kochała. Miałaś już więcej o tym nie myśleć, skarciłam się w głowie i automatycznie westchnęłam ciężko.
– Myślę, że Philipowi na tobie zależy.
– To trochę niezręczne, gdy to twój brat… Ja mogę gadać z tobą o nim, a on z tobą o mnie. – Zmarszczyła czoło, mówiąc o tym, a mi w sumie trochę ulżyło, że nie tylko dla mnie ta sytuacja tak się malowała.
– No jestem trochę tak pomiędzy, więc lepiej nie róbcie żadnych dram, bo będę musiała któreś z was znienawidzić. – Skrzywiłam się, wyobrażając sobie ich wielkie dramatyczne rozstanie. To byłoby straszne. Mimo że moje wizje były drastyczne, Agness uznała to wyraźnie za żart, bo się roześmiała.
– Trochę się tak czaję – zaczęła niepewnie, znacznie przy tym poważniejąc – bo właściwie… Co z tym twoim Tomem?
Mogłam się spodziewać, że Agness w końcu zechce poruszyć tę kwestię. Westchnęłam cicho, bo nie bardzo wiedziałam, co jej odpowiedzieć. W ostatnim czasie niewiele rozmawiałyśmy, a jeśli już to nie na takie tematy. Obydwie chyba trochę stroniłyśmy od „tomowych dyskusji”, w obawie, jak mogłyby się one dla nas skończyć.
– Bo nie przestaliście się spotykać prawda? – ciągnęła dalej, przyglądając mi się z uwagą. Przytaknęłam jej, kiwając w zamyśleniu głową. – Nie chcesz o tym gadać?
Chcę! Tak bardzo chcę to z siebie w końcu wyrzucić!
– To nie tak, że nie chcę. Boję się tylko, że nie zrozumiesz mojego postępowania – wyznałam, nie kryjąc swojego niepokoju. Sama doskonale zdawałam sobie sprawę, że moje zachowanie w sytuacjach z Tomem nie było do końca w porządku. Jeśli ja o tym wiedziałam, to jak miałby patrzeć na to ktoś z boku? Żadna negatywna reakcja nie miałaby prawa mnie dziwić.
– Pewnie nie zrozumiem, ale nie trzeba chyba wszystkiego rozumieć prawda?
Czy nie o to samo pytałam Toma na początku naszej znajomości? A teraz nagle wymagam, aby wszystko między nami było jasne…
– Prawda – potwierdziłam i wzięłam głęboki oddech, przygotowując się na trudną dla mnie rozmowę. Ufałam Agness, przyjaźniłyśmy się od lat. Ale nawet to nie sprawiało, że było mi łatwiej. Nie, gdy czułam się tak niepewnie w swojej sytuacji. Sama ze sobą. – Chyba też zaczęliśmy się spotykać z Tomem tak konkretniej od dnia moich urodzin. Za pierwszym razem jak spędziliśmy razem czas po tym koncercie… Nawet nie pomyślałabym, że jeszcze kiedykolwiek będę mogła z nim choćby porozmawiać. A teraz... Pomijając to, że wyjechał w trasę, trochę miałam go na wyciągnięcie ręki…
Opowiedziałam Agness wszystko to, o czym wcześniej jej nie wspomniałam, dodając również podsumowanie ostatnich zajść między mną a Tomem. Ktoś musiał zostać moim powiernikiem, żebym nie oszalała. A kto byłby bardziej odpowiedni niż przyjaciółka? Nawet jeśli nie była w stanie zrozumieć wszystkiego. Pomijając śmierć mojego ojca i wybryki matki, to jest pierwszy tak poważny temat w naszej relacji od naprawdę długiego czasu.
– Nie wiem nawet co powiedzieć, tyle się u ciebie wydarzyło. – Blondynka patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami, gdy skończyłam mówić. Pewnie nie spodziewała się, że moja znajomość z Tomem zabrnie aż tak daleko. Ani że wyląduję z nim w łóżku. Nie miałam jej tego za złe, bo samej było mi czasem trudno uwierzyć w to, jak potoczyło się moje życie. A głównie w jak krótkim czasie to się stało. To był zaledwie miesiąc, odkąd spotkałam Toma po raz pierwszy po koncercie. – To znaczy, chciałabym powiedzieć coś w stylu: PRZESPAŁAŚ SIĘ Z NIM!? OPOWIADAJ, JAK BYŁO! ale z drugiej strony… Jak to, kurwa, powiedział ci, żebyś go nie kochała!?
– Nie mam pojęcia Agness, o co mu chodziło. Po prostu z tym wyskoczył, a ja leżałam tam obok bez ubrań i nie wiedziałam co mam zrobić. Nawrzucałam mu i wyszłam – rzekłam z lekką kpiną w głosie, wspominając tamten wieczór. – Byłam na niego wściekła. Albo bardziej na siebie. Mój Boże byłam taka wściekła… Ale mimo to, cholera, nie umiem przestać. Nie umiem przestać chcieć od niego więcej. Rozumiesz? Chcę w to brnąć, mimo świadomości, że on nie da mi nigdy żadnej pewności co do siebie – wyrzuciłam, czując jak emocje związane z tym wszystkim, znowu we mnie uderzały. Ale gdy powiedziałam to na głos, naprawdę zrobiło mi się lżej. To było dobre uczucie. – Wiem, że jestem idiotką. I że będę cierpiała, bo…
– Bo nie jesteś osobą, dla której związki bez zobowiązań na dłuższą metę mają sens – przerwała mi. – Jesteś cholerną romantyczką Iv. Marzysz o wielkiej miłości, o facecie, który będzie cię kochał, szanował… Dla którego będziesz jedną z najważniejszych osób na świecie. Więc co on w sobie ma? – Patrzyła na mnie co prawda ze sporym zdezorientowaniem i zapewne niezrozumieniem, ale jednocześnie nie dostrzegałam w jej oczach niczego negatywnego.
Wiedziałam, że nic, co mówiła, nie było po to, aby mnie zranić czy choćby próbować zmienić mój stosunek do wszystkiego. To pozwalało mi się przed nią powoli otwierać. I z każdą chwilą mówiło mi się coraz łatwiej o tym, co we mnie siedziało.
– Nie wiem… Czuję się przy nim po prostu inaczej. Wolna, szczęśliwa. Tak bardzo mi z tym dobrze, że nie obchodzi mnie brak miłości w tej relacji – rzekłam całkiem bezradnie, bo sama czułam, że nie miałam żadnego wpływu na masę tych uczuć, jakie wzbudzał we mnie Tom. Czy choćby myśl o nim. One po prostu się pojawiły i utknęły we mnie głęboko. A ja mogłam tylko się z tym pogodzić.
– Jakie to popieprzone.
– Wiem.
– Ciekawi mnie, co ten koleś ma w głowie. Przecież on też w to wszystko brnie, ciągnąc cię za sobą. Jemu musi o coś chodzić – stwierdziła nagle, a jej twarz przybrała mocno zaintrygowanego wyrazu. Gdyby tylko dało się tak łatwo rozgryźć drugiego człowieka. Mieć pewność co do jego zamiarów, poznać jego myśli…
– Powiedział mi raz, że przy mnie czuje, jakby odżył na nowo.
– No okej. W sumie mogę to zrozumieć. W sensie… No kurde jesteś świetną dziewczyną, nie? Jesteś ładna, mądra i nie jesteś zbyt typowa… Ogólnie niczego ci nie brakuje. Koleś po prostu cię spotkał i mu się spodobałaś, może nawet się tobą zauroczył na maksa. I to wszystko jest całkowicie normalne, bo nawet on jako sławna osoba ma prawo do takich rzeczy. Pozostaje tylko jedna kwestia… Dlaczego, do diabła, nie chce w tym wszystkim żadnych uczuć? Dlaczego wierzy, że możecie w tym tkwić bez pojawienia się miłości czy choćby zakochania? Co go tak blokuje? Dlaczego on nie chce tego wszystkiego? – Blondynka zasypała mnie pytaniami, wyraźnie mocno się wczuwając w analizę tej dziwnej relacji między mną a Tomem. Niestety ja sama nie znałam odpowiedzi nawet na choćby jedno z nich.
– Nie mam pojęcia Agness…
– A jego dziewczyna? Czy do niej też nic nie czuje? Pytałaś go?
– Nie…
– Ja myślę, że ten człowiek ma wyraźne problemy emocjonalno-psychiczne! Jest niedorzeczny.
– Może coś w tym jest – przyznałam cicho. – Ale jest też zabawny, czuły, troskliwy… I w jakiś dziwny pokręcony sposób mu na mnie zależy.
– Tak jak tobie na nim.
– Widocznie obydwoje mamy problemy psychiczne.
– Chyba nie zaprzeczę.
– To okrutne! – Szturchnęłam ją w ramię, choć wcale nie poczułam się urażona. – I seks z nim jest super – dodałam, zmieniając jednocześnie nieco temat, a na moją twarz mimowolnie wpłynął błogi uśmiech.
– Phi, nie masz nawet z kim porównać. Jak mam ci wierzyć? Może jest przeciętny, tylko jeszcze o tym nie wiesz. – Wytknęła zadziornie, krzyżując ręce na piersi.
Spojrzałam na nią ponuro, bo zdążyła już zgasić mój entuzjazm. Miałam naprawdę dobre wspomnienia z nocy spędzonych z Tomem i nawet nie przyszłoby mi do głowy, że z kimś innym mogłoby być lepiej. Bo po co miałabym się nad tym zastanawiać, skoro z nim było mi po prostu dobrze?
– O rany, trzeba to porównywać, żeby wiedzieć, że jest super?
– No pewnie! Powinnaś się przespać jeszcze z Natem.
– Teraz przesadziłaś.
– No halo, to tylko dla nauki.
– Jesteś niepoważna! – zawołałam oburzona. – Z Nathanielem się tylko kumplujemy i on jest tego w pełni świadomy. Nie zamierzam robić z niego żadnego królika doświadczalnego!
– Pewnie nie miałby nic przeciwko.
– Jesteś okropna. Masz szczęście, że Philip jest moim bratem i nie zamierzam w związku z tym wnikać w jego pożycie seksualne… Ale gdyby nie był, to bym cię gnębiła z największą przyjemnością w zamian za te bzdury, którymi mnie teraz karmisz – wyrecytowałam przejęta, na co Agness tylko się ze mnie zaczęła śmiać. – Nienawidzę cię.
– No już się tak nie stresuj. Przecież wiem, że będziesz wierna swojemu gitarzyście… Nawet jeśli on nie jest wierny tobie – skwitowała, co trochę mnie jednak zabolało. – No właśnie. Efekt uboczny związków bez zobowiązań, kochanie.
– Nie obchodzi mnie, co z nią robi – rzuciłam zdenerwowana, wstając ze swojego miejsca. – Liczy się, co robi ze mną. I na razie to mi wystarcza.
Na razie.
– Chciałabym, żeby to było tak proste, jak o tym mówisz.
– W moim życiu nie ma prostych sytuacji. – Uśmiechnęłam się krzywo, podsumowując wszystko jednym zdaniem.


Weekend nie zapowiadał się tak źle, bo kolejnego dnia miałam zaplanowany obiecany trening z Natem. Trochę żałowałam, że się tak wkopałam pod wpływem chwili, bo sport nigdy nie był moim ulubionym zajęciem. Z drugiej strony jednak to wciąż było bardzo zajmujące zajęcie. A ja musiałam coś robić, żeby nie wracać nieustannie myślami do Toma. Wyczekiwałam jego telefonów, czy choćby smsów. Dawały mi pewność, że o mnie pamiętał, i zaspokajały uczucie tęsknoty, choć w minimalnym stopniu. Odliczałam dni do jego powrotu, marząc o tym, by znowu móc schować się w jego ramionach. Naprawdę mi go brakowało i nie umiałam już wyobrazić sobie życia bez jego osoby.
– A ty co tu robisz? – zapytałam, gdy zastałam Philipa w moim pokoju. Zamierzałam przebrać się w coś wygodnego na „trening”, który mnie czekał, i ostatnie czego się spodziewałam to zastać brata pod moją nieobecność w sypialni.
– Przyniosłem ci tylko pranie – odparł, ale jego twarz wcale nie wyrażała, jakby to był jedyny powód wizyty. A może był. Tylko uległ ewolucji, gdy zaczął grzebać w moich rzeczach. Skrzywiłam się, wbijając w niego wymowne spojrzenie. Stał przy biurku, więc musiał przeglądać papiery, które się na nim znajdowały.
– Dzięki za pranie, ale czy to upoważnia cię do rozglądania się tutaj?
– Nie rozglądałem się – zaprzeczył, ale i tak sięgnął po jedną z ulotek, które zostawiłam pod stertą zeszytów. Widocznie nawet to nie dało mu do myślenia, że może nie bez powodu tam leżały. I że może nie chciałam, by wiedział, o czym czytałam. Bo to nie była jego pieprzona sprawa.
Milczałam, bo wzbudził znowu we mnie złość, i wiedziałam, że jeśli bym się odezwała w tamtym momencie, skończyłoby się to dla nas kłótnią. Patrzyłam więc tylko na niego rozjuszonym wzrokiem, oczekując, że się wytłumaczy i wyjdzie.
– Po co ci to?
– A jak myślisz? – odparłam równie głupio, jak też brzmiało jego pytanie, i zrobiłam kilka kroków w jego stronę, żeby odebrać mu kolorowy kawałek papieru. – Chyba umiesz czytać. Bo szperanie w moich rzeczach wychodzi ci świetnie.
– Nie szperałem, po prostu zauważyłem…
– Boże, jaki ty zawsze jesteś niewinny – rzuciłam z kpiną i skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej, wciąż patrząc na niego z wyczekiwaniem, bo wiedziałam, że i tak będzie drążył temat.
– Po co ci tyle informacji na temat różnych sposobów antykoncepcji?
– Ty tak serio?
– Boże, Iv, nie możesz normalnie odpowiadać? – zirytował się, a ja uniosłam brew, zauważając, jak poważnie podchodzi do tego tematu.
– Nie mogę, bo zadajesz idiotyczne pytania. Mam ci przeczytać, do czego służy antykoncepcja? Bo nie wiem, co właściwie chcesz usłyszeć – wyrzuciłam zdenerwowana. Znowu miałam wrażenie, że mój brat przekraczał granice, których ja przekraczać nie chciałam. Mógł być mi najbliższą osobą na świecie, ale to nie z nim chciałam rozmawiać na temat moich intymnych stosunków.
– Chcę usłyszeć, że nie robisz niczego głupiego.
– Bo seks jest głupi?
– Po prostu…
– Proszę cię, nie przeprowadzaj ze mną rozmów o seksie. To naprawdę nie jest twoja rola – przerwałam stanowczo, bo po prostu już wiedziałam, jakimi tekstami za moment będzie mnie karmił. Nie podobało mi się, w jakim kierunku zmierzała ta rozmowa. Nie podobało mi się, że w ogóle miała miejsce. I może tylko ja uważałam, że to wszystko było wyłącznie moją sprawą.
– Ale ja nie chcę cię pouczać… Tylko, Boże, od kiedy ty robisz takie rzeczy?
– Chcesz dokładną datę?
– Nie. Chcę, żebyś… Uważała.
– No, a myślisz, że do czego mi te pieprzone ulotki? Żebym mogła bardziej uważać – uświadomiłam mu, tracąc powoli resztki swojej cierpliwości, i rzuciłam kolorową broszurę z powrotem na blat biurka.
– Mam na myśli również osobę, z którą to robiłaś… Robisz.
– Naprawdę nie musisz się tym martwić.
– Muszę, bo jesteś moją siostrą. Jesteś dziewczyną i…
– O rany… – Nie wierzyłam własnym uszom. Mój brat naprawdę uważał, że bycie dziewczyną zmieniało coś w przypadku seksu? Zdumiewało mnie jego podejście, już bez względu na to, co nim kierowało w tym wszystkim.
– Nie chcę, żeby ktoś cię skrzywdził – rzekł, spoglądając na mnie tymi swoimi oczami, przepełnionymi troską i poruszeniem, a ja od razu zmiękłam. Cholera, dlaczego to wszystko musiało być takie trudne? Nawet zwykłe rozmowy.
– Philip, seks to przecież nie jest krzywda… – Mój głos znacznie złagodniał i westchnęłam cicho, próbując postawić się również w jego sytuacji i zrozumieć cokolwiek z jego podejścia, które wydawało mi się mocno przesadzone. Do tej pory to ja byłam tą najbardziej przewrażliwioną w rodzinie. Widocznie role się odwróciły. Tylko kiedy to nastąpiło?
– Ale może nią być! Jeśli na przykład wcale nie chciałabyś tego robić… Wiesz, że nie musisz prawda? Może wcale nie chcesz… Czasami ktoś po prostu nami manipuluje i sami w końcu nie wiemy, co jest dla nas dobre i czego naprawdę pragniemy – wygłosił z całkowitym zaangażowaniem.
Stałam i patrzyłam na niego trochę zdezorientowana i jednocześnie skrępowana. Z jednej strony zdawałam sobie sprawę z tego, co chciał mi przekazać tymi słowami i się z nim zgadzałam, z drugiej jednak byłam przekonana, że mnie to nie dotyczyło i że tego typu rady były mi zbędne. No ale on nie mógł jeszcze tego wiedzieć.
– Nie jestem aż tak naiwna, Phil. Wiem, co robię – zapewniłam z nadzieją, że w jakiś sposób pozwoli mu się to uspokoić. – Boże, jakie to cholernie niezręczne.
– Ale tu nie chodzi o naiwność…
– Rozumiem. Po prostu chcę to robić, okej? – Spojrzałam na niego z uwagą. Postanowiłam w końcu postawić sprawę jasno. To chyba był najwyższy czas. – Podoba mi się i nikt mnie do niczego nie nakłania. A Tom jest w porządku. Musisz po prostu bardziej mi ufać.
– Staram się, ale jesteś moją siostrą no. To jest dziwne… – jęknął żałośnie, chyba odczuwając już podobny poziom zażenowania co ja. – Nie chciałem dowiadywać się o tym w taki sposób.
– To trzeba było nie grzebać mi w rzeczach.
– To był przypadek…
– W takim razie ciesz się, że masz tak rozważną siostrę, która bierze pod uwagę wszelkie opcje antykoncepcji. – Wciąż starałam się przedstawić mu tę sytuację z jak najlepszej strony, by tylko mógł spać spokojnie i nie zastanawiać się nad tym, co robiłam, gdy nie wracałam na noc do domu… O Boże, nie chciałabym, żeby mój brat w ogóle o tym myślał!
– Cieszę… Ale to nadal jest DZIWNE. Nie byłem gotowy, że nastąpi to tak szybko. Ledwo skończyłaś osiemnaście lat!
– Ty też. I mam rozumieć, że czekasz z tym do ślubu? – Spojrzałam na niego wymownie, ale wyraz jego twarzy mówił wszystko. – No właśnie. A to, że jestem dziewczyną, niczego nie zmienia. Co to w ogóle za jakaś dyskryminacja?
– To nie dyskryminacja, tylko troska.
– Okej. Wiem, że się o mnie troszczysz. Ale próbuję cię zapewnić, że robię to wszystko świadomie i nie dzieje się mi nic złego. I mam nawet stałego partnera…
– O rany, dobra… Nie brnijmy w to dalej. – Uniósł nagle ręce, poddając się. Ulżyło mi, że nie tylko ja już miałam dość tej rozmowy.
– Tak myślałam.
– Dlaczego to takie krępujące?
– Nie wiem, ale chyba nie chcę rozmawiać z tobą o seksie.
– Ja z tobą chyba też nie… – przyznał szczerze, ale nie zakończył na tym jeszcze tematu. – To uznajmy, że ta rozmowa była ostatnią, ale z zaznaczeniem, że jakby coś się działo, to możemy znowu poruszyć temat.
– Okej.
Byłam przekonana, że to już koniec tych niezręczności. Szczególnie że mój brat już kierował się do wyjścia. Zatrzymał się jednak i odwrócił twarzą do mnie. Uniosłam brew, rzucając mu pytające spojrzenie i jednocześnie poczułam się znowu spięta, nie wiedząc, co tym razem wpadło mu do głowy.
– Aha… No i wiesz, że mimo tych tabletek czy na cokolwiek się innego zdecydujesz, on i tak powinien używać prezerwatyw?
– Boże…
– No naprawdę! Jeszcze istnieją choroby weneryczne i w ogóle… Powinien!
– Spóźnię się przez ciebie… – mruknęłam, już nawet nie podejmując dyskusji odnośnie jego kolejnej złotej rady, i podeszłam do szafy, żeby wyciągnąć z niej coś odpowiedniego do uprawiania sportu. Oczywiście miało to dać jednocześnie do zrozumienia mojemu bratu, żeby już sobie odpuścił i dał mi święty spokój. Ten jednak wciąż stał w tym samym miejscu.
– Idziesz do niego?
– Nie. Idę z Natem.
– Boże, jak mam żyć ze świadomością, że pojawiło się tylu facetów w twoim życiu, a ty uprawiasz seks…
– Musisz dać sobie z tym radę – odpowiadałam spokojnie, przestając się już w ogóle nim przejmować, i zaczęłam przekładać swoje ciuchy na półkach. Czas się kurczył, a ja nie lubiłam się spóźniać.
– Wszystko było prostsze, gdy mieliśmy po piętnaście lat.
– Było.
– Musisz mi go w końcu przedstawić. Koleś musi czuć przed kimś respekt – oznajmił nagle, a ja aż wychyliłam się zza drzwiczek szafy, by ponownie spojrzeć na brata.
– Że niby przed tobą?
– Tak! Niech wie, że jak coś ci zrobi, to zginie! – zagroził, co wcale nie brzmiało, jakby sobie żartował, ale ja i tak przyjęłam to z przymrużeniem oka. W dodatku Philip wyglądał bardzo śmiesznie z tą swoją miną wojownika, która ozdobiła jego twarz w momencie wypowiadania tych hardych słów.
– Ponosi cię braciszku.
– Mówię serio – rzucił, chyba zauważając, że nie potraktowałam tego zbyt poważnie. – Ten twój Tom, kimkolwiek jest, musi wiedzieć, że się z tobą nie pogrywa.
– Dobrze, przekażę mu – odparłam, sama będąc ciekawa reakcji Toma na takie słowa. Mimo wszystko to było przyjemne, wiedzieć, że ma się za swoimi plecami taką obstawę. A ja miałam już dwóch facetów, którym zależało na mnie na tyle, by strzec nie tylko mojego bezpieczeństwa, ale i serca. I choć wydawało się to trochę zabawne, nie do końca na serio wiedziałam, czy jeśli faktycznie zaszłaby taka potrzeba, ich groźby ziściłyby się w realnym życiu.
– I tak chcę go poznać. Dosyć tych tajemnic, ogarnijcie to – zastrzegł, a ja westchnęłam głęboko. Musiałam zdawać sobie sprawę, że nie będę mogła ciągle bimbać sobie z Tomem, jakby był niewidzialny. Powoli zaczynałam też rozważać, w jaki sposób mogłabym przedstawić go Philipowi czy Agness. I zastanawiać się nad tym, czy on w ogóle zgodziłby się na wyjście z cienia. W naszym przypadku nawet najprostsze sytuacje wydawały się mocno skomplikowane.
– Postaram się.
– Ale nie sypiasz z Natem? – wypalił nagle, wbijając we mnie swoje podejrzliwe spojrzenie. Zapowietrzyłam się na kilka sekund ze zdumienia, zanim w ogóle wydobyłam z siebie głos.
– Mój Boże, to, że uprawiam seks, nie oznacza, że robię to z każdym!
– Pytam dla pewności.
– To tylko kumpel. Koniec przesłuchania?
– Tak. Na razie tak.
– No to idź już sobie, bo muszę się przebrać.
To się nigdy nie skończy!
– Stroisz się dla kumpla?
– Tak. Specjalnie dla niego ubieram się w strój sportowy.
– Co wy zamierzacie robić?
– Grać w kosza.
– To jakiś żart…
– Wal się. I to już za drzwiami. – Wskazałam mu wyjście, czując, że jeśli za chwilę nie przekroczy jego progu i nie zniknie mi z oczu, to sama go wykopię z pokoju.
– Dobra. Jeszcze wrócimy do tematu.
– Halo, miało więcej nie być rozmów o seksie!
– Ale o facetach mogą!
– Boże.
– Daj już spokój temu bogu.
– Idź sobie.
– No idę, idę. Do później.
Philip zniknął za drzwiami, a ja w końcu mogłam odetchnąć w spokoju. Nagle to wszystko zaczęło wydawać mi się takie śmieszne i głupie. Może dorosłość taka była. Śmieszna i głupia.

Tym razem spotkaliśmy się z Natem na szkolnym boisku. To oznaczało, że właściwie każdy mógłby zobaczyć moją walkę z piłką do koszykówki. Czy byłam gotowa na pokazywanie swojego pokractwa całemu światu? Oczywiście! Dobra, dobra, przesadziłam. Może tylko części osób ze szkoły. Bo przecież później każdy miał iść korytarzem i wytykać mnie placem: patrzcie, to ta, co nie umie grać w kosza! Na pewno takie było moje przeznaczenie.
– Jak dziś twój nastrój? – Nate przechylił lekko głowę, przyglądając mi się z uwagą. Pewnie nie mógł się wyzbyć z pamięci mojej żałosnej osoby sprzed tygodnia.
– Jest super. Jestem gotowa się dzisiaj czegoś nauczyć – oznajmiłam zmotywowana, co przyjął z uśmiechem. Grunt to zacząć z pozytywnym nastawieniem a co dalej to się miało okazać.
Nathaniel przedstawił mi główne zasady gry, których i tak do końca nie zapamiętałam. Jedyne, co najmocniej weszło mi w głowę, to kozłowanie. Pewnie dlatego, że znałam to choćby z telewizji. Nie byłam aż tak zielona! Ale nie łudziłam się też, że nagle będę mistrzynią, bo obejrzałam kilka meczów czy pograłam w NBA na playstation. Nie dało się ukryć, że nawet do gry w kosza jest wymagana niezła kondycja, której mi brakowało. Bardzo szybko się o tym przekonałam, gdy po półgodzinie miałam już dosyć i dyszałam jak parowóz. A Nate się tylko ze mnie śmiał. Może też bym tak cwaniaczyła, jakbym była kapitanem drużyny. Ważne, że się tak łatwo nie poddałam, chciałam mu udowodnić, że też coś potrafię.
I tak na odbijaniu piłki próbach wrzucaniu jej do kosza oraz mozolnym usiłowaniu odebraniu piłki Nate’owi minęły nam dobre dwie godziny. Czas płynął jak szalony, a ja ani razu nie pomyślałam, ani o Tomie, ani czymkolwiek innym, co mogłoby zepsuć mój nastrój. Zaczynałam się przekonywać do tego, że hobby w postaci sportu było naprawdę świetnym rozwiązaniem na uciszenie mózgu. Choć pewnie nie musiał to być akurat sport. Mogłabym znaleźć sobie jakiekolwiek inne zajęcie, a też by mnie w to w jakiś sposób skupiło na tyle, by moje myśli nie zbaczały na niepożądane tory.
– No dobra, muszę przyznać, że jesteś niezłą uczennicą! – zawołał radośnie brunet, jednocześnie podrzucając mi butelkę z wodą. Pochwała była miła, ale zaspokojenie pragnienia jeszcze milsze, więc nic już nie odpowiedziałam, od razu wlewając w siebie przezroczystą schłodzoną ciecz. – Mam nadzieję, że nie dałem ci za bardzo w kość. Trochę się wczułem w rolę trenera.
– Myślę, że przeżyję.
– W nagrodę możemy gdzieś jeszcze wyskoczyć – zaproponował, brzmiąc przy tym dość niepewnie jak na siebie. Uniosłam brew trochę zaskoczona, lecz bardziej jego brakiem pewności siebie niż samą propozycją. – Jeśli nie masz na dzisiaj już żadnych planów.
– Nie mam. Ale trochę się spociłam – stwierdziłam niezbyt zadowolona z tego faktu. To była w sumie jedyna przeszkoda, jaką zauważałam w danym momencie, by gdziekolwiek udać się w jego towarzystwie. – Jak dasz mi pół godziny na ogarnięcie się, to możemy gdzieś iść.
– Pewnie. Daj mi tylko chwilę, ogarnę się w szatni i możemy do ciebie podjechać.
– Jasne.
W przeciwieństwie do mnie Nathaniel był lepiej przygotowany i mógł wziąć prysznic na miejscu. Ja nie wzięłam nawet ciuchów na zmianę, bo właściwie nie planowałam, że będę dokądś jeszcze szła po treningu. Mój wieczór miał skończyć się zapewne tak jak zwykle – w łóżku z serialem. Ostatnio jednak ta forma spędzania czasu schodziła nieco na bok. Gdy pojawiała się okazja do jakiegoś wyjścia, o dziwo, korzystałam z niej. I podobało mi się, że miałam taki wybór. Wcześniej niby też miałam, ale chyba nie do końca chciałam to zauważać.
Nate naprawdę uwinął się w zaledwie dziesięć minut, a ja w tym czasie zdążyłam porządnie odetchnąć po wycisku, jaki mi tego dnia zafundował. Słońce już powoli chyliło się ku zachodowi, gdy opuszczaliśmy budynek szkoły i, może to głupie, ale zdałam sobie sprawę, że nigdy nie byłam w tym miejscu o takiej porze. Nie wiedziałam, czemu w ogóle przyszło mi to do głowy. Ogarnęło mnie jakieś dziwne uczucie melancholii, co najmniej jakby widok mojego liceum na tle pomarańczowego nieba był wart zapamiętania.
– Uuu, Faber, nie wiedziałem, że teraz randkujesz z laskami na boisku.
Bez względu na to, jak głęboka byłaby ta moja melancholia, cały czar prysł, gdy dotarł do nas czyjś głos. Wzdrygnęłam się, rozpoznając chłopaka, do którego należał. Kojarzyłam go z imprezy urodzinowej. Był to dokładnie ten sam typ, który proponował mi „wspólną zabawę”. Ledwo się powstrzymałam, żeby nie okazać swojego obrzydzenia na jego widok. On zaś zmierzył mnie przeszywającym spojrzeniem z góry na dół. Może już nie byłam takim apetycznym kąskiem w legginsach, zwykłym topie, rozczochranych włosach i błyszczącą od potu skórą.
– Bo może nie jest to coś, co powinno być twoją sprawą, Derek. – Nathaniel posłał mu ironiczny uśmiech, z naciskiem wypowiadając jego imię. Zaraz, czy nie powinien teraz powiedzieć czegoś w stylu: ale to nie była randka?
– Mam nadzieję, że po sobie posprzątaliście. – Mrugnął do mnie zaczepnie, co w połączeniu z jego słowami wydało mi się tak obleśne, że aż mnie zemdliło.
Nate ewidentnie go zignorował, a jego ręka nagle wylądowała na mojej talii. Objął mnie nią, popychając jednocześnie lekko do przodu.
– Olej typa – mruknął, prowadząc mnie do swojego samochodu.
Byłam chyba w lekkim szoku, bo nie bardzo ogarniałam, o co w tym wszystkim chodziło. Dopiero jak usiadłam z nim w aucie i posklejałam fakty, dotarło do mnie to rozczarowanie. Chyba nie tak sobie wyobrażałam finał tej sytuacji. Ale ostatnio wiele rzeczy wyobrażałam sobie inaczej, niż wydarzały się w rzeczywistości. Może powinnam była do tego przywyknąć. Tyle że wolałam usłyszeć, jak Nate zaprzecza wszystkiemu i wybija z głowy bzdury, które sobie natworzył ten cały Derek. Przestało być to dla mnie komfortowe, ale może znowu zaczęłam wyolbrzymiać? W końcu to tylko dupek, który najwyraźniej nieustannie szukał zwady. Plusem było, że Nate nie dał się sprowokować. Tylko znowu nurtowała mnie nasza relacja i jego podejście do niej.
Dlaczego, do cholery, nie powiedziałeś, że tylko graliśmy w kosza? Dlaczego nie powiedziałeś, że to nie była żadna randka? Dlaczego nie powiedziałeś niczego!?, te pytania nie wyszły już poza granice mojego umysłu. A po dziesięciu minutach drogi do mojego domu i kolejnym czasie, który spędziłam pod prysznicem, o wszystkim zapomniałam. Tak po prostu. I mogłoby być tak już zawsze, z każdą podobną błahostką, wtedy moje życie stałoby się prostsze. Ale czy na pewno?

Miałam taki słaby zwyczaj. Nie brnięcia w dyskusję. Nie zadawania pytań. Nie wyjaśniania do końca nurtujących mnie sytuacji. Milczałam i czekałam, aż przejdzie. Zniknie. Samo się rozwiąże. Czasami działało, a innym razem boleśnie się na mnie odbijało.

 – Jak było na treningu? Dałeś jej popalić? – Philip spojrzał zadowolony na swojego kumpla, gdy siedzieliśmy w czwórkę w jednym z klubów.
Skoro już przyjechaliśmy do mojego domu, zaproponowałam, że możemy iść całą paczką razem z Philem i Agness. Nathaniel nie miał nic przeciwko, co w sumie przyniosło mi ulgę. Poczułabym się niepewnie, gdyby zależało mu na spędzaniu czasu tylko we dwoje. A w takiej sytuacji wszystko wydawało się jasne i mogłam spać spokojnie.
– Myślę, że będą jutro zakwasy.
– Ej, nie było o tym mowy. – Skrzywiłam się, nie rozumiejąc w ogóle, z czego mój brat miał taki zaciesz. Od kiedy to radowało go moje cierpienie!? Wiedziałam, że ta jego ciągła troska to jakiś pic na wodę.
– Ups? – Nate posłał mi niewinny uśmiech, na co ja tylko prychnęłam.
Wszyscy chyba mieli niezły ubaw z tego, że nagle zainteresowałam się tą koszykówką. Ostatnimi czasy wiele rzeczy, które robiłam, nie było „w moim stylu”, ale uważałam to za idiotyczne podejście. Każdy miał prawo do zmian i nie powinno się tego w żaden sposób kwestionować czy uważać za coś niecodziennego. Nie zniechęcałam się jednak, mimo że niektóre docinki były czasem męczące. Miałam nadzieję, że niedługo im się to znudzi i nie będą już patrzeć na mnie ze zdziwieniem, gdy zrobię coś, czego wcześniej nie miałam w zwyczaju robić.
– Nie przejmuj się, Iv. Ja cię podziwiam, że masz w sobie na tyle motywacji, by w ogóle uprawiać jakiś sport. – Agness okazała się tego wieczoru bardzo wspierającą przyjaciółką. Nawet bardziej niż się spodziewałam! – Najbardziej się śmieje ten, który nie robi nic – wytknęła, spoglądając znacząco na mojego brata, któremu mina od razu zrzedła.
Tym razem to ja parsknęłam śmiechem. Faktem było, że mój brat znał się na sporcie, ale elektronicznym. Jedyne, co go łączyło z fizycznym wysiłkiem na boisku, to kumplowanie się ze szkolnymi sportowcami.
– No chyba musisz to przemyśleć bracie.
– Ja wolę trenować inne sporty.
– Ciekawe jakie. Chyba kciuki na padzie – skwitowałam, z wrednym uśmieszkiem oczywiście, nie mogłam się powstrzymać, żeby mu się odpłacić za jego śmieszkowanie.
– Wierz mi, siostrzyczko, że sprawne palce bardzo się przydają w życiu – rzucił nagle, wbijając we mnie pewne spojrzenie.
Od razu domyśliłam się, do czego nawiązywał. I nienawidziłam w tamtym momencie swojej twarzy, która oblała się szkarłatnym rumieńcem. Miałam nadzieję, że nikt nie zwróci na to uwagi, a jeśli już, to pomyślą, że po prostu jest mi za gorąco. Cholera jasna. Trudno, skoro już sprowokowałam tę dyskusję, nie mogłam się chować.
– Brzmisz na bardzo pewnego swego jak na kogoś, kto nie praktykuje.
– To chyba zmierza w złym kierunku – mruknęła Agness, która prawdopodobnie zaczynała czuć się równie niekomfortowo w tej sytuacji co ja. – Moim zdaniem obydwoje jesteście zbyt pewni siebie i bym na waszym miejscu się tak nie wychylała – dodała po chwili, sięgając po swojego drinka. Mój brat wyraźnie nie miał już argumentu albo po prostu nie chciał dalej w to brnąć, bo nie odpowiedział mi już nic. Gdyby nie to, że dyskusja była na poziomie gimnazjalistów, to mogłabym się cieszyć ze swojego małego zwycięstwa.
Na szczęście kolejne nasze rozmowy były znacznie mniej kąśliwe i atmosfera stała się naprawdę przyjemna. W końcu nawet Philip wyciągnął Agness na parkiet. Nadal nie mogłam się przyzwyczaić do widoku ich razem w tak bliskiej relacji, ale musiałam przyznać, że pasowali do siebie. A gdy na nich patrzyłam, uśmiech sam wpływał mi na twarz.
Ciekawe czy ja pasuję tak do Toma…?
Chyba ściągnęłam go myślami, bo mój telefon zawibrował jak na zawołanie. Moje serce od razu się pobudziło na widok jego imienia na wyświetlaczu.
Tom: Skype dzisiaj?
Ja: Jestem teraz poza domem, ale mogę być za pół godziny.
Tom: Nie spiesz się, zaczekam ;>
Ja: ;**
– Co masz tam takiego wesołego? – Nate zagadnął mnie, zapewne dostrzegając ten szeroki uśmiech, który pojawił się na mojej twarzy. Tom tak na mnie działał. Nie musiało być go nawet obok, a cała promieniałam, gdy chociażby napisał jedno zdanie.
– Raczej kogo – odparłam tajemniczo i schowałam telefon do kieszeni spodni.
– To wiele wyjaśnia. Chłopak?
– A musi być od razu chłopakiem?
– No w sumie nie. Ale mam rozumieć, że już między wami wszystko w porządku? – zapytał, opierając się wygodniej na kanapie, i wbił we mnie swoje ciekawskie spojrzenie.
Właściwie nie byłam pewna, czy chciał słuchać o tym, że między mną a Tomem już było okej. Nadal nie mogłam się przyzwyczaić do tego, że Nate ot tak sobie odpuścił nasze potencjalne romantyczne relacje. I to nie dlatego, że miałam o sobie tak duże mniemanie, ale po prostu nadal było to dla mnie w pewien sposób niezręczne. Może to nie był do końca dobry pomysł, żeby zamieniać to wszystko w przyjaźń?
– Nad czym się tak zastanawiasz?
– Nad niczym – rzuciłam, szybko orientując się, że wyłączyłam się trochę na zbyt długo. – Ale tak, między nami już wszystko w porządku. Inaczej bym się tak nie cieszyła do telefonu, jak jakaś wariatka.
– Daj spokój, wszyscy to mamy. – Roześmiał się. – Dobrze widzieć uśmiech na twojej twarzy. Nie wiem czemu, ale zakochane kobiety wydają się zawsze takie inne. Jakbyście emanowały jakąś miłosną aurą.
– Coo? – Spojrzałam na niego zdumiona. Po pierwsze stwierdził, że byłam zakochana! A po drugie… Co to za farmazony!? Nie wiedziałam, czy mam się śmiać, czy brać to na poważnie.
– Takie są moje spostrzeżenia.
– Są bardzo dziwne. Poza tym… Ja nie jestem zakochana. – Zmarszczyłam brwi, zaprzeczając temu, co sobie tam stworzył w tej swojej głowie. W odpowiedzi otrzymałam uroczy uśmiech, ale to nie był taki zwyczajny uśmiech. To był uśmiech w stylu: wmawiaj sobie dalej. Prychnęłam, krzyżując ręce na piersi.
– Co ty tam wiesz – mruknęłam, ucinając jednocześnie temat.
Nathaniel Faber to kolejny facet w moim życiu, który zaczął budzić we mnie jakieś wątpliwości. Po tej krótkiej dyskusji zapaliła mi się w głowie kolejna czerwona lampka. A od tego już było bardzo niedaleko do PRZERAŻENIA.


Padłam na pościel, gdy tylko po powrocie do domu wzięłam letni prysznic i przebrałam się w koszulę do spania. Byłam wykończona, ale wciąż pamiętałam o Tomie. Nie mogłabym odpuścić sobie zobaczenia się z nim nawet przez kamerkę. Czekałam na to przez resztę wieczoru, jak tylko napisał. Gdyby nie to, że zapewnił, że na mnie poczeka, od razu zerwałabym się z klubu i przyleciała do domu. Boże, tak bardzo za nim już tęskniłam. A minął zaledwie tydzień, odkąd wyjechał.
Ułożyłam się wygodnie na łóżku z laptopem na kolanach i włączyłam swojego Skype’a. Już nawet sama dostępność Toma wprawiała moje serce w szybsze bicie. Nie zwlekałam ani chwili, łącząc się z nim niemal natychmiast. Czekałam jak na szpilkach, aż odbierze i będę mogła w końcu go ujrzeć.
Po kilku sygnałach pojawił się na ekranie z szerokim uśmiechem, który już automatycznie odwzajemniłam.
– Heej, nareszcie jesteś.
Przyjemne mrowienie rozeszło się po moim żołądku. O rany, Ivy, uważaj.
– Cześć. Przecież mówiłeś, że mam się nie spieszyć.
– Pożałowałem tego bardzo szybko – zaśmiał się. – Czekałem, i czekałem, i czekaaałem.
– Będziesz miał wyćwiczoną cierpliwość – stwierdziłam, także się śmiejąc. – Też się nie mogłam doczekać, aż wrócę.
– Co robiłaś?
– Byłam w klubie z przyjaciółmi. I nauczyłam się też dzisiaj trochę grać w kosza. To był bardzo aktywny dzień. A twój?
– No ja nie miałem takich atrakcji – mruknął zawiedziony. – Dopiero zaczęliśmy, a ja już mam dość. Chyba jestem już na to za stary!
– Albo za leniwy! – zawołałam rozbawiona jego postawą, przez co jego twarz przybrała oburzonego wyrazu.
– A może po prostu tak za tobą tęsknię, że nie chce mi się tutaj już być – rzekł nagle, od razu zmywając tym uśmiech z mojej twarzy.
Przechyliłam głowę, przyglądając mu się uważniej. Przez obraz w komputerze nie było to wcale takie proste. O niczym tak nie marzyłam w tamtym momencie, jak móc być przy nim i go pocałować.
– Nie możesz aż tak tęsknić.
– Nie? – Uniósł brwi, a ja pokręciłam głową, potwierdzając wcześniejsze słowa. – To dlaczego ciągle o tobie myślę?
– Nie wiem, jesteś jakiś niepoważny. – Zmrużyłam oczy, żartując sobie z niego, ale w głębi czułam, jak po moim sercu rozlewało się błogie ciepło. Im bardziej brnęliśmy w tę rozmowę, tym mocniej je odczuwałam.
– Pewnie jestem. – Westchnął bezradnie. – Nie chciałabyś przyjechać na jakiś koncert swojego ulubionego zespołu? – zapytał nagle, a ja odruchowo parsknęłam śmiechem. – Ej, pytam serio. Przecież jesteśmy w Europie. Ty masz niedługo wakacje, prawda?
– No mam, za jakieś trzy tygodnie… – odparłam dość niepewnie, bo chyba naprawdę nie brałam do tego momentu zbyt poważnie jego propozycji.
– Hm… W czerwcu będziemy chyba we Włoszech.
– Tom, ty mówisz tak na serio? – Podsunęłam się nieco wyżej, bo w czasie trwania tej rozmowy zdążyłam się już zsunąć po pościeli.
– No jasne, że tak. Mogłabyś przyjechać do mnie jak na koncert. Tysiące ludzi jeździ na koncerty za granicę, nie?
– No tak, ale… To szaleństwo. – Byłam wciąż zdezorientowana. Jakoś nie potrafiłam sobie wyobrazić siebie jadącej do Włoch na ich koncert. Co prawda tu głównie chodziło o spędzenie czasu z Tomem. Ale to nadal szaleństwo! Szaleństwo, do którego chyba nie przekonywała mnie nawet perspektywa ponownego spotkania Toma.
– Czemu?
– Bo po prostu… Nie wiem, Tom. Chyba się tego nie spodziewałam. Nie wiem, jak miałoby to wyglądać.
– Przecież nie każę ci się pakować i teraz wsiadać w samolot, Ivy – stwierdził, posyłając mi swój kojący uśmiech. W sumie trochę chyba spanikowałam. A faktycznie nic się jeszcze nie działo. To była tylko luźna propozycja. – Przez trzy tygodnie na pewno byśmy wszystko ogarnęli.
– Naprawdę chciałbyś, żebym przyjechała? – Zagryzłam wargę, wciąż niepewnie wpatrując się w jego twarz na ekranie.
– Chciałbym. O ile ty też byś tego chciała – powiedział z pewnością w głosie, której mi brakowało już od kilku minut.
Robiło to na mnie wrażenie. Oczywiście, że robiło. Bo po raz kolejny udowadniał mi, jak mu na mnie zależało. Do tego stopnia, że chciał, żebym jechała za nim do Włoch. A co z ludźmi, którzy mogliby mnie tam zobaczyć? Istniało przecież prawdopodobieństwo, że to wszystko po prostu wyszłoby na jaw. Przecież nie ukryłby mnie w szafie. Miałam wrażenie, że to robiło się poważniejsze samo z siebie, a Tom nawet nie był tego w pełni świadomy. A może właśnie był?
– Muszę już kończyć. Zadzwonię jutro, dobrze? – Jego głos wyrwał mnie z zamyślenia.
– Dobrze. Dasz znać o której?
– Jasne.
– To dobranoc, Tom.
– Czekaj jeszcze. – Zatrzymał mnie, więc spojrzałam na niego wyczekująco. – Zapomniałem ci powiedzieć, że ślicznie wyglądasz.
– O Boże, Tom… – Wywróciłam oczami, ale i tak moja twarz oblała się rumieńcem. – Przestań, dobrze wiem, jak wyglądam.
– Taka jesteś właśnie najpiękniejsza.
– Dobraanoc! – Ucięłam szybko, bo chyba byłam zbyt podatna na jego komplementy. Momentalnie zrobiło mi się gorąco i jeszcze bardziej żałowałam, że go przy mnie nie było. Cholera jasna chyba naprawdę będę szalona i polecę do tych Włoch.
– Dobranoc, śpij słodko.
Teraz na pewno będę.


Dziękujemy Agness za korektę :D
Przed nami jeszcze jeden, tak luźny odcinek. Miejmy nadzieję, że nie za miesiąc, a nieco wcześniej ;>