poniedziałek, 27 lutego 2012

Kartka nr 15. „I don't want to see you go…”

Po spotkaniu Tom odwiózł mnie do domu. Tym razem nie zapomniałam o swoim misiu, który bardzo się przydał tej nocy. Długo rozmyślałam zanim udało mi się zasnąć. Najwięcej o wyjeździe Toma… ale to przecież musiało kiedyś nastąpić. Czasem zapominam, że on ma zespół i obowiązki z nim związane. W ogóle odkąd go poznałam moja fascynacja Tokio Hotel spadła na drugi plan. Wszystko spadło… teraz liczył się tylko on. I było mi z tym dobrze. Tym bardziej, że nie tylko ja ciągle mam wypełnioną głowę wyłącznie jedną osobą. On też myśli o mnie, co jest po prostu czymś cudownym. Jakkolwiek nazwać to uczucie, jakie nas łączy, jest wzajemne. Nie jest to miłość. Chyba nie można zakochać się w kimś z dnia na dzień? Nie wiem… nie znam się na tym… ale to nieistotne. I tak jest magicznie i lepiej niż w najpiękniejszych snach. Jestem szczęśliwa.
 – Ivette, możesz podać rozwiązanie? –  Uniosłam powieki słysząc nad sobą głos pani od matematyki. Oczywiście zdążyłam odlecieć na połowę lekcji i nie mam pojęcia o czym do mnie mówi.
 – Nie… –  Pokręciłam głową.
 – Skoncentruj się na lekcji, jeszcze nie czas na bujanie w obłokach. –  Spojrzała na mnie surowo po czym odeszła zostawiając w spokoju, a ja dalej spokojnie mogłam ignorować resztę lekcji. Matematyka? Czymże ona jest w obliczu tego, co przeżywam… ludzie nie mają pojęcia, jak wiele cennego czasu traci się w szkole. A ja chciałam tylko usłyszeć ten cholerny dzwonek i wyjść. Chciałam już być u Toma i móc wpatrywać się w jego oczy, słuchać jego głosu i wdychać jego zapach.
 – Co z tobą Iv? –  Poczułam, jak ktoś mnie szturcha. Ashlee. O niej też zapominam. Ja w ogóle zapominam, że żyję.
 – Wszystko w porządku. –  Uniosłam na nią swój zamglony wzrok. Czułam się jak naćpana choć niczego nie zażywam. Poza Tomem… stał się moim narkotykiem.  Nie umiem przestać o nim myśleć.
 – Philip mówił mi, że ostatnio widujesz się z jakimś mężczyzną… –  Powiedziała niepewnie, a ja miałam ochotę wstać i zdzielić swojego bliźniaka w łeb. Ja rozumiem, że jest blisko z moją przyjaciółką, ale czy musi ją martwić swoimi głupimi obawami? „Jakiś mężczyzna”… prosiłam, żeby się nie mieszał. Przecież nie ma pojęcia kim on jest.
 – Widuję. –  Potwierdziłam nie bardzo wiedząc, co innego jej mogę odpowiedzieć.
 – I nie powiesz nic więcej? On mówił o tym w taki sposób, jakby działo się coś niedobrego…
 – Ashlee ja w ogóle nie rozumiem po co on wzbudza jakąkolwiek panikę. Nie rozmawiaj z nim na ten temat, bo on i tak nic nie wie. –  Zdenerwowałam się. Czemu ja zawsze muszę się tłumaczyć? –  Nie dzieje się nic złego. Nie jestem przecież głupia.
 – Oh wiem… ale znasz facetów…
 – On nie jest, jak każdy. –  Wtrąciłam stanowczo. –  I proszę was przestańcie mnie obgadywać za plecami, jakby coś się działo, powiedziałabym wam. –  Spojrzałam na nią z wyrzutem. Przecież obydwoje są dla mnie ważni. Naprawdę sądzą, że ukrywałabym coś złego? Albo, że w ogóle pozwoliłabym, aby ktoś mnie krzywdził? Przecież nie jestem taka. Może jednak niezbyt dobrze mnie znają?
 – Dobrze. Przepraszam, po prostu się niepokoimy.
 – Widzę. I na moje nieszczęście łączycie siły. –  Przewróciłam teatralnie oczami. –  Doceniam waszą troskę i jeśli będę potrzebowała pomocy, zgłoszę się na pewno. –  Zapewniłam ją z przekonaniem. Miałam nadzieję, że chociaż ona mi odpuści, a może nawet namówi Philipa na to samo. Inaczej mogę nie mieć spokojnego żywota…
 – W porządku. Ufam ci. –  Odparła uśmiechając się ciepło. –  A poznam go kiedyś? –  Zapytała niepewnie, co mnie właściwie zdezorientowało. Sytuacja naprawdę zaczyna się komplikować… co ja mam im wszystkim mówić? Oczywiście, że chciałabym móc im go przedstawić, pochwalić się swoim szczęściem… ale to przecież niemożliwe.
 – Może. Na razie to nie wchodzi w grę. –  Zaznaczyłam, czego już na całe szczęście nie drążyła. –  Nie mówmy już o tym, ok?
 – Jak chcesz. –  Wzruszyła ramionami. –  Ale musiało cię naprawdę nieźle złapać. –  Skwitowała zerkając na mój zeszyt, w którym zamiast obliczeń matematycznych znajdowały się przeróżne wzory. Począwszy od kwiatków, skończywszy na serduszkach… I kiedy ja to stworzyłam…?

Rozkojarzenie. Towarzyszyło mi od zawsze, a gdy poznałam Toma tylko się nasiliło. Potrafiłam coś robić nie mając do końca świadomości… albo potem zapomnieć, że w ogóle coś robiłam. Czasem miałam wrażenie, że jestem po prostu chora… ale to byłoby zbyt proste.

 – Widziałaś, co stoi przed domem?! –  Gdy tylko weszłam do salonu zostałam napadnięta przez Philipa, który niemalże się na mnie rzucił. Wyglądał, co najmniej jakby dostał gwiazdkę z nieba. Nie bardzo wiedziałam o co mu chodzi… Chciałam tylko spokojnie dotrzeć do swojego pokoju, przebrać się i lecieć do Toma… Pofrunęłabym do niego, jakbym tylko mogła. –  Iv! No chodź! –  Złapał mnie znienacka za rękę i nim zdążyłam zaprotestować wyciągnął mnie z powrotem na dwór. –  Audi A7! –  Wskazał prawie skacząc wokół samochodu stojącego na podjeździe. Wywróciłam oczami nie rozumiejąc tego podniecenia… to tylko samochód. Poza tym… gdyby tylko wiedział jakim Audi jeździ Tom, to by odleciał.
 – Świetnie. Mogę już iść? –  Mruknęłam nie chcąc tracić już więcej cennego czasu. Naprawdę miałam ciekawsze zajęcia niż gapienie się w samochód.
 – Ale Iv! On jest nasz! –  Zawołał uradowany i zamachał mi kluczykami przed nosem. Uniosłam brew patrząc na niego niepewnie. –  Od mamy w prezencie urodzinowym. –  Dodał dla jasności, na co prychnęłam.
 – Która nie ma pojęcia, że jej córka nie potrafi prowadzić samochodu.
 – Oj daj spokój… chodź się przejedziemy! –  Chciał znowu złapać moją rękę jednak tym razem w porę zareagowałam i odsunęłam się.
 – Nie mogę teraz. Jestem umówiona i spieszę się.
 – Podwiozę cię! –  Nie tracił entuzjazmu. Oczywiście, że byłoby wygodniej i szybciej… ale nie tym razem. Niestety…
 – Nie. Idę sama. Zaproś Ashlee. –  Zasugerowałam mu i nie zwlekając dłużej czym prędzej wróciłam do domu od razu biegnąc do swojego pokoju. Rzuciłam torbę na podłogę i otworzyłam szafę przekopując ją całą w poszukiwaniu, jakichś fajnych ciuchów. Nie nadaję się do tego. Ashlee zawsze mi pomagała w takich sytuacjach… to ona z nas dwóch zna się najlepiej na modzie i wszelkich rodzajach spotkań towarzyskich. Wiedziałaby jak mnie ubrać na obiad… pożegnalny obiad. –  Cholera. –  Zaklęłam pod nosem i w rezultacie wyciągnęłam zwykłą koszulkę na ramiączkach i spódniczkę z materiału. Czyli znowu postawiłam na zwykły strój. Przecież ubrania tak naprawdę nie mają znaczenia? Ważne, że dobrze leżą i tyle… Przebrałam się, a na stopy włożyłam trampki i byłam gotowa. Wyszłam tak, jak stałam. Nie mogłam się już doczekać, kiedy dotrę na miejsce. Chciałam w końcu go zobaczyć… a co ja zrobię, jak wyjedzie? Oszaleję po prostu.
Nie czekałam nawet na autobus, wolałam iść na nogach. Byłam w takim nastroju, że nawet droga wydawała mi się krótsza, niż zwykle. Rozpierała mnie radość na samą myśl, że już za chwilę będę mogła się na niego rzucić. To niesamowite uczucie. Nie wiedziałam, że w ogóle można się tak czuć. I pomyśleć, że to dzięki zwykłemu przypadkowi… i właściwie też mojemu sieroctwu. Gdybym się wtedy nie zgubiła, nigdy bym go nie poznała… a moje życie nadal byłoby monotonne i smutne.
Zwolniłam zauważając, że zbliżam się do wielkiego apartamentowca. Musiałam unormować oddech i poprawić trochę włosy. Uśmiechnęłam się zadowolona i weszłam do środka od razu napotykając ciekawskie spojrzenie ochrony, co mnie nieco speszyło. Jednak nikt się mnie nie czepiał, więc bez problemu udałam się w kierunku schodów, po których zaraz wbiegłam na piętro. Serce zaczęło szybciej bić jeszcze zanim dotarłam pod odpowiednie drzwi… oh, ta ekscytacja.
Odetchnęłam głęboko i wcisnęłam dzwonek oczekując swojego księcia. Uśmiech nie schodził mi z twarzy, szczerzyłam się, jak głupia. Tom nie kazał mi zbyt długo na siebie czekać i już po chwili mogłam się w niego wpatrywać ku mojej wielkiej radości.
 – Nareszcie jesteś. –  Rzekł na wstępie i wciągnął mnie do mieszkania od razu zamykając drzwi. –  Gdy nie mam, co robić szaleję myśląc o tobie. –  Oplótł mnie rękoma w pasie przyciągając do siebie i ucałował słodko moje usta. –  Widzę, że masz dobry humor.
 – Czuję się, jakbym była na haju. –  Wyszczerzyłam się do niego. –  Choć nigdy nie byłam… –  Dodałam zaraz dla jasności i nie mogąc się powstrzymać wpiłam się namiętnie w jego wargi. Odwzajemnił mój pocałunek z równą pasją. –  Ale zaprosiłeś mnie na obiad. –  Oderwałam się od niego niechętnie przypominając mu o celu naszego spotkania. –  Gotowałeś?
 – Nie mogłem się na niczym skupić… dlatego musimy go dopiero zrobić. –  Stwierdził uśmiechając się szeroko. –  To znaczy… miło będzie, jeśli zechcesz mi pomóc. –  Uściślił swoją wypowiedź powodując u mnie śmiech.
 – Zechcę. –  Cmoknęłam go w usta i odsunęłam się, aby zdjąć buty. Odłożyłam je na bok i złapałam jego dłoń następnie ciągnąc go do kuchni. –  Co gotujesz? –  Zapytałam opierając się o blat.
 – Coś prostego, szybkiego i wegetariańskiego. –  Odparł po chwili namysłu. Zapowiadało się ciekawie… – Hm… pokrójmy warzywa. Zrobię ryż… lubisz ryż?
 – Lubię. Ale nie wiedziałam, że potrafisz go robić. –  Zaśmiałam się biorąc jego słowa w sposób dosłowny.
 – Eh… ugotuję go. A zrobię sos, o. –  Poprawił się i zaczął wyciągać z szafek i lodówki potrzebne produkty. Z przyjemnością go obserwowałam. Tom Kaulitz w kuchni… cudo. Idealny facet.
 – Dostanę jakiś nóż?
 – Proszę, tylko ostrożnie. –  Podał mi narzędzie mojej chwilowej pracy, a sam zajął się ryżem. Ja natomiast skupiłam się na warzywach, które zaczęłam powoli kroić. Nie przeszkadzało mi to jednak w dalszemu przypatrywaniu się Tomowi. Uwielbiam na niego patrzeć. Jest cholernie męski nawet stawiając garnek na ogniu… a te jego ruchy… Jest cudowny. I to jego skupienie… Westchnęłam cicho zgryzając wargę, nie mogłam oderwać od niego wzroku. Nie wiem, czy to zauważył, w każdym razie nie rozpraszało go to chyba, gdyż nie narzekał. Robił swoje uwijając się przy tym całkiem zwinnie…
 – Ała… cholera. –  Syknęłam drastycznie spadając na ziemię, gdy zamiast w ogórka trafiłam w swój palec przecinając skórę.
 – Ej, miało być ostrożnie. –  Odwrócił się od razu spoglądając na sączącą się krew. Szybko wsadziłam palec do buzi chcąc ją zatamować… Byłoby ostrożnie, gdyby on nie był tak cholernie pociągający. –  Daj, zakleimy. –  Pojawił się obok z plastrem w ręce. Wystawiłam więc posłusznie zraniony palec, a chłopak z wyczuciem nakleił na niego plaster i posłał mi swój uśmiech. –  Uważaj, nie chcę mieć cię na sumieniu.
 – Postaram się. Dziękuję. –  Musnęłam w podziękowaniu jego policzek i postanowiłam przez te kilka minut na niego nie patrzeć. Nie było to proste… ale naprawdę nie chciałam stracić palców. Zresztą… on na pewno by nie chciał dziewczyny bez palców! Wzięłam z niego przykład i skoncentrowałam się na warzywach, a dzięki temu o wiele szybciej skończyłam. Potem już tylko przyglądałam się, jak Tom przyrządza sos. Bez żadnego przepisu, sam z siebie wszystko doprawiał i dodawał. To było naprawdę urocze. Gdyby tak mój brat poruszał się w kuchni… albo moja mama!
 – Wiem, że jestem boski, ale ty dosłownie nie spuszczasz ze mnie wzroku od dobrych, kilkunastu minut. Nie bolą cię oczy? –  Zagadnął w pewnej chwili wyraźnie rozbawiony. Zamrugałam powiekami wzdychając głęboko.
 – Patrzenie na ciebie działa zdecydowanie leczniczo.
 – Naprawdę jestem taki ładny? –  Zerknął na mnie. Co za pytanie! Czy on ma lustro?
 – Inaczej bym się na ciebie tak nie patrzyła. –  Odparłam uśmiechając się. –  Zresztą… ty dobrze wiesz, że jesteś przystojny.
 – Może i wiem. Ale to kwestia gustu… no i nie mogę mieć pewności, czy akurat tobie się podobam. –  Stwierdził z przekonaniem. To było ciekawe. Myślałam, że Tom Kaulitz żyje z przekonaniem, że każda kobieta pada na jego widok…  a tymczasem on zastanawia się, czy mi się podoba? Może dlatego, że ja nie jestem każdą…
 – Podobasz. –  Szepnęłam stając tuż za nim i musnęłam jego policzek. –  Bardziej niż kiedykolwiek. –  Dodałam widząc uśmiech na jego twarzy. To było słodkie.
 – Spróbuj. –  Odwrócił się do mnie z łyżką wypełnioną sosem i dmuchając najpierw lekko wsunął mi ją do ust pozwalając poczuć ostry smak sosu.
 – Pycha. Co ty tam dodałeś? –  Zajrzałam mu do garnka jednak to na niewiele mi się zdało. Składniki bowiem same nie wyskoczą…
 – Tajemnica. Może kiedyś ci zdradzę. –  Wytknął mi język i wyłączył kuchenkę. –  Gotowe. Siadaj do stołu, zaraz nakryję. –  Polecił, a ja grzecznie zajęłam miejsce.  I znowu mogłam na niego patrzeć. Pochłaniać każdy jego najmniejszy ruch… napawać się nim ile się tylko da…

sobota, 11 lutego 2012

Kartka nr 14. „I can shine even in the darkness, but I crave the lightthat he brings…”

Poprawiałam makijaż, kiedy mój brat wszedł do łazienki wbijając we mnie swoje natarczywe spojrzenie. Jeśli myślałam, że odpuścił, to się chyba pomyliłam… Westchnęłam ciężko czekając tylko, aż się odezwie. Robiłam swoje starając się ignorować jego wzrok.
 – Wróć dzisiaj… martwię się, gdy znikasz na całą noc. –  Zaczął w końcu, a ja sięgnęłam na półkę po swoje cytrusowe perfumy, którymi spryskałam się w odpowiednich miejscach milcząc. – Iv… naprawdę myślę, że powinnaś uważać…
 – To nie myśl tyle. –  Przerwałam mu odstawiając flakonik na miejsce. –  Postaram się wrócić jak najwcześniej, wezmę telefon… ale nie wydzwaniaj co chwilę! –  Zastrzegłam groźnie –  I pamiętaj, że nie jestem już małą dziewczynką. Wiem, co robię i co jest dla mnie dobre.
 – Mam nadzieję… –  Mruknął niepocieszony, a ja wywróciłam jedynie oczami pozostawiając to bez komentarza. Wyminęłam go i weszłam do swojego pokoju, aby zabrać telefon i klucze od mieszkania Toma. Schowałam wszystko do kieszeni dżinsów i zeszłam na dół kierując się do wyjścia zauważywszy, że jest już po dwudziestej. Nie miałam w zwyczaju się spóźniać, raczej wolałam być przed czasem… W przedpokoju włożyłam adidasy i poprawiłam jeszcze włosy przed lustrem. Wyglądałam estetyczne, znaczy się odpowiednio na takie zwykłe spotkanie. Choć może niezupełnie… W końcu to wymarzony mężczyzna. Tyle, że on akceptuje mnie taką, jaka jestem… więc nie muszę przesadzać ze strojem. Wystarczy zwykła koszulka i dżinsy. –  Uważaj na siebie. –  Usłyszałam znowu nad sobą głos zatroskanego Phila.
 – Będę uważała. –  Zapewniłam i pomachałam mu na pożegnanie szybko wychodząc z domu w obawie, że dorzuci kolejne zbędne słowa. Naprawdę nie miałam głowy teraz do dyskusji z bratem. Ostatnio moimi myślami ciągle włada Tom.
Udałam się prosto na most. To miejsce było teraz bardziej wyjątkowe niż kiedykolwiek. Nie było już tylko moje, ale nasze… moje i Toma. Pogoda była idealna, jak na tak późne spotkanie. Maj był w tym roku wyjątkowo pogodny… pomijając przygodę z nagłą ulewą. Ona w sumie dodała uroku całej sytuacji… dzień moich urodzin, a właściwie to wieczór i noc, były naprawdę magiczne.
Dotarłam na miejsce jeszcze sporo przed czasem, więc wdrapałam się, jak zawsze na barierę mostu i siedziałam tak patrząc przed siebie. Miałam trochę czasu, aby porozmyślać. Zazwyczaj myślałam o problemach… a teraz? Wyłącznie o moim szczęściu. Już nic innego się nie liczyło. Radość wypełniała każdą komórkę mojego ciała. A ja cała promieniałam… i to było niesamowite.
Siedziałam tak dość długo, aż nie poczułam, jak drętwieją mi pośladki. To było dotkliwe, więc chwyciłam się mocno poręczy i stanęłam na kawałku betonu, który wystawał od strony wody rozprostowując nogi. Nigdy wcześniej tego nie robiłam uważając, że to za bardzo ryzykowne… ale teraz? Mogłabym nawet zatańczyć na tym betonie. Szczęście chyba przysłoniło mi rozum.
 – Ivy! –  Drgnęłam niespokojnie, gdy głuchą ciszę przerwał głośny, męski głos. Prawie straciłam równowagę, dobrze, że tak mocno się trzymałam, bo zapewne pływałabym już w rzece… a właściwie to się topiła. Serce zaczęło mi bić z przerażenia i zaczęłam się śmiać jak głupia. – Co ty robisz? –  Poczułam nagle silne dłonie na swojej talii należące do Toma. Chyba nie tylko ja się przestraszyłam? Uśmiechnęłam się mimowolnie czując ciepło rozchodzące się po moim ciele. Jego dotyk…
 – Czekałam na ciebie. –  Odparłam spokojnie.
 – Złaź stąd. –  Rozkazał całkowicie poważnym głosem. Jeszcze takiego nie słyszałam z jego strony.
 – Najpierw musisz mnie puścić. –  Zaśmiałam się czując cały czas silny ucisk w pasie, ale chłopak chyba nie miał zamiaru zabierać swoich rąk. Stracił do mnie zaufanie?
Nie minęła chwila, jak chwycił mnie z jeszcze większą mocą i zwyczajnie uniósł przenosząc na drugą stronę bariery stawiając na twardym gruncie tuż przed sobą. Od razu napotkałam jego przestraszone, a jednocześnie rozzłoszczone tęczówki. To było piękne. Zarzuciłam mu ręce na kark i bez słowa musnęłam jego wargi…
 – To było bardzo głupie. –  Rzekł zachowując nadal powagę, a ja odsunęłam się od niego i oparłam plecy o barierkę wpatrując się w jego twarz.
 – Bałeś się? –  Przechyliłam lekko głowę przyglądając mu się z zaciekawieniem. Fascynował mnie coraz bardziej. I był piękny. W świetle latarni wyglądał niczym bóg.
 – Tak. Mogłaś spaść. –  Odparł bez wahania powodując u mnie nikły uśmiech. Zależy mu. Jakim cudem? Jakim cudem mu może zależeć… na kimś takim jak ja? To totalne szaleństwo.
 – Mógłbyś z tym żyć. –  Wzruszyłam obojętnie ramionami nie okazując, że jego słowa zrobiły na mnie wrażenie. –  Jak każdy.
 – Nie mów tak. –  Zrobił krok w moją stronę zmniejszając między nami odległość i złapał mnie za rękę gładząc delikatnie jej wierzch. –  Nie rób tak nigdy więcej, proszę.
 – Postaram się. –  Uśmiechnęłam się niewinnie i ponownie zaplotłam ręce na jego karku właściwie się na nim uwieszając. –  A gdzie Tomy?
 – Tomy? –  Zdziwił się powtarzając po mnie. –  Jaki Tomy?
 – Mój miś. –  Wyjaśniłam szczerząc się. –  Miała być wymiana. –  Przypomniałam. To miłe, że przyjechał tu z myślą o spotkaniu ze mną, a nie o odzyskaniu kluczy.
 – Ah… ale nazwałaś miśka Tomy? A ja? To ja jestem Tomy! –  Oburzył się robiąc przy tym śmieszną minę.  Nawet Tom Kaulitz zachowuję się czasem, jak mały chłopiec… ale tylko w określonym towarzystwie.
 – Za dużo byś chciał. –  Wytknęłam mu zadziornie język. –  To masz go?
 – Jest w samochodzie. –  Kiwnął głową w kierunku swojego wspaniałego audi, a ja przyjmując to do wiadomości i ufając jego słowom sięgnęłam do kieszeni, aby wyciągnąć z niej klucze, które mu podałam. –  Dziękuję. I za ogarnięcie tego chaosu też. –  Odebrał swoją własność uśmiechając się z wdzięcznością.
 – Nudziło mi się… a mój stanik masz? –  Uniosłam brwi przyglądając mu się z uwagą. Sama zapomniałam o jego bokserkach, ale to już szczegół… byłam ciekawa, czy on przywiózł moją część bielizny.
 – Hm… nie mogłem znaleźć. –  Wyszczerzył się, na co prychnęłam. –  A ty moje bokserki masz?
 – Nie zmieściły się do kieszeni. –  Stwierdziłam robiąc bezradną minę, co go rozbawiło. –  Chcesz w zamian moje majtki? –  Zaproponowałam uśmiechając się kokieteryjnie. Oh… co się ze mną dzieje? Co ja w ogóle gadam?
 – Kusząca propozycja… –  Mruknął zadowolony przybliżając się do mnie jeszcze bardziej, a jego ręce zsunęły się na mój tyłek, co nie było żadnym zaskoczeniem w tym przypadku.
 – Wiem, alee… ty jesteś bardzo zmęczony, a ja muszę wrócić dziś do domu. –  Zastrzegłam całując go szybko w usta. –  Ja jeszcze do szkoły chodzę, jakbyś zapomniał… –  Dodałam, co chyba postanowił zignorować, gdyż na dobre zajął się pieszczeniem moich warg. Całował mnie czule i drażnił jednocześnie swoim kolczykiem w wardze. Podniecał mnie. Jednak umiałam nad sobą panować. Nawet jego język w mojej buzi nie zmusił mnie do poddania się żądzy. Choć bardzo chciałam… Życie czasem jest okrutne. Nawet, jak jest się pełnoletnim nie do końca można wszystko… –  Mm…Tom… –  Wymruczałam z trudem odrywając się od niego. –  Nie prowokuj… –  Cmoknęłam go w nos i odsunęłam się nieco do tyłu zachowując bezpieczną odległość.
 – A co ja mam powiedzieć? Ty mnie prowokujesz na każdym kroku. –  Odrzekł nie spuszczając ze mnie wzroku. Co on plecie?
 – Przecież nic nie robię. –  Roześmiałam się nie mając pojęcia, co może mieć na myśli. Nie robiłam raczej nic, co mogłoby go prowokować. Pomijając ten tekst z majtkami… ale to jakoś samo wyszło i jednorazowo.
 – Nie musisz nic robić. –  Stwierdził. –  I tak już szaleje na samą myśl, że nie będziemy się widzieć całe dnie i noce. –  Wyznał, co dogłębnie dotknęło mego serca. Nie wiedziałam na czym się skupić, na tym, że on szaleje beze mnie… czy na tym, że nie będziemy się widzieć?
 – To znaczy… że to koniec? –  Wykrztusiłam zaskoczona, a jednocześnie wystraszona. Serce zaczęło mi bić znacznie mocniej. Nie chciałam, aby to potwierdzał.
 – Jaki koniec? Chcesz, żebym wylądował w psychiatryku? –  Kąciki jego ust uniosły się lekko ku górze, a sam zbliżył się do mnie opierając swoje czoło o moje. –  Po prostu muszę wyjechać. To jest związane z zespołem. –  Wyjaśnił patrząc mi w oczy, a ja poczułam ulgę, jak nigdy.
 – Ale wrócisz?
 – Wrócę. –  To właśnie chciałam usłyszeć. I choć to tylko słowo, uwierzyłam i miałam pewność, że tak będzie. Bo to jego słowo. –  Zjedzmy jutro razem obiad. U mnie. –  Poprosił, a ja bez wahania skinęłam głową zgadzając się. Dopiero powoli docierała do mnie myśl, że nie będę mogła się z nim zobaczyć przez zapewne bardzo długi okres czasu. –  Zabrałbym cię do jakiejś eleganckiej restauracji, ale nie mogę… rozumiesz, prawda?
 – Rozumiem. Mimo wszystko cały czas pamiętam kim jesteś w świecie mediów. –  Powiedziałam uśmiechając się delikatnie. –  Poza tym, u ciebie jest bardzo miło.
 – A dotrzesz do mnie jakoś? Nie powinienem w dzień pokazywać się w twojej okolicy…
 – Poradzę sobie. –  Zapewniłam go. –  O której?
 – O której chcesz. Nie mam planów, będę czekał. –  Musnął subtelnie moje usta. Przymknęłam powieki rozkoszując się tą krótką chwilą. Drobny, czuły gest, a sprawia tak wiele przyjemności. Czasem nawet więcej niż prawdziwy, gorący pocałunek… Bo ważne jest co się czuje w głębi. –  Wyjeżdżamy pojutrze, nie wiem jeszcze na jak długo. To zawsze jest nieokreślony czas…
 – Zadzwonisz czasem? –  Zapytałam cicho. Już wiedziałam, że ten nieokreślony czas będzie najtrudniejszym w moim życiu. Na samą myśl czułam, jak pieką mnie oczy.
 – Będę dzwonił, gdy tylko będę miał wolną chwilę. Nie martw się, nie umiem o tobie zapomnieć nawet, jakbym bardzo chciał. –  Na jego twarz wpłynął słodki uśmiech, co poprawiło mi znacznie nastrój. Nie mogę w to uwierzyć.

I nie martwiłam się. Nawet w chwilach zwątpienia, w głębi wierzyłam, że pamięta i tęskni tak samo mocno, jak  ja. A takie chwile pojawiają się zawsze. Wystarczy, jakiś wywiad, czy zdjęcie w gazecie… najbardziej ruszało mnie wszystko, co było związane z jego dziewczyną. Bo w końcu to kobieta. Moja rywalka… o ile oczywiście ktokolwiek mógł ze mną rywalizować. Tom czasem wypowiadał się o mnie w taki sposób, jakbym była jego całym światem… tylko, czy to możliwe? Powodował w mojej głowie mętlik… a to wszystko, dlatego, że nigdy nie nazywaliśmy tego, co nas łączy po imieniu. Nie było żadnych zasad… może i tak było mu wygodniej. A ja nie narzekałam. Nigdy. Nawet, gdy było mi źle… tak też się zdarzało. Zazwyczaj wtedy czułam się w pewien sposób gorsza… wydawało mi się, że nie pasuję do niego i mógłby mieć kogoś lepszego. I miał… jego dziewczyna przecież była idealna. Ale on i tak trwał przy mnie… czasem tego nie rozumiałam. Nie rozumiałam, co go tak bardzo przy mnie trzyma… to było wyjątkowe.

środa, 1 lutego 2012

Kartka nr 13. „Sometimes I drive so fast, just to feel the danger. Iwanna scream…”

Kolejna noc w objęciach wymarzonego mężczyzny. Kolejna, która uświadomiła mi, że jestem najprawdziwszą kobietą i dodała poczucia wartości, jak rzadko kiedy. Czułam się jak księżniczka… jakby świat leżał u moich stóp. To on sprawiał, że nabierałam odwagi na kolejne kroki… i to w końcu dzięki niemu przestałam mieć jakiekolwiek kompleksy. Sprawiał, że czułam się piękna i idealna właśnie dla niego…

 – Ivy… –  Uśmiechnęłam się przez sen, gdy dotarł do mnie znajomy szept i poczułam na szyi usta należące do Toma. Nie chciałam otwierać oczu, było mi tak fajnie… a on tak ładnie pachnie. I jest tak bliziutko… i nie mam wątpliwości, że to wszystko jest rzeczywistością. –  Muszę wyjść… czuj się, jak u siebie, zostawię kluczę na szafce. I pieniądze na taksówkę. –  Znowu musnął moją skórę. – Słyszysz mnie? –  Przeskoczył zwinnie na drugą stronę łóżka wbijając swoje tęczówki w moją twarz.
 – Mhm… –  Mruknęłam uśmiechając się błogo, a on przysunął się bliżej całując moje usta. Westchnęłam cicho z zadowoleniem.
 – Zjedz coś zanim wyjdziesz. –  Polecił jeszcze i ucałował soczyście mój policzek. Złapałam go za rękę, gdy chciał się odsunąć i przyciągnęłam z powrotem do siebie z taką siłą, że wylądował na mnie. –  Muszę już iść… –  Zaśmiał się, a ja oplotłam go rękoma w pasie i otworzyłam oczy spoglądając na niego zaspana. – Puść mnie Aniołku… –  Poprosił, a ja pokręciłam przecząco głową. Nie miałam najmniejszej ochoty pozwalać mu odejść. –  Zobaczymy się wieczorem. –  Cmoknął mój nos, a ja rozluźniłam uścisk pozwalając mu się podnieść. Uśmiechnął się do mnie słodko i wpił się jeszcze w moje usta. –  Miłego dnia Królewno. –  Oderwał się ode mnie i ruszył w kierunku drzwi. Zrobiło mi się smutno… a jeśli znowu zniknie? Nie może… mam przecież jego klucze! Zerknęłam na nocną szafkę i uśmiechnęłam się do siebie.
 – Tom! –  Zawołałam zanim zdążył wyjść z sypialni, odwrócił się w moją stronę. –  Tobie też miłego dnia i uważaj na siebie. –  Posłałam mu uśmiech, co odwzajemnił.
 – Do zobaczenia, staraj się nie rzucać w oczy, gdy będziesz wychodzić. –  Rzucił na koniec po czym zniknął za drzwiami, a ja zostałam sama. Sama… sama w mieszkaniu bliźniaków Kaulitz. Sama w sypialni Toma Kaulitza… cholera. On musi mi nieźle ufać… Westchnęłam rozmarzona i przewróciłam się na drugi bok, aby ułożyć się na miejscu, gdzie spał Tom. Czułam jeszcze jego zapach… Przytuliłam mocno poduszkę i zamknęłam oczy pozwalając sobie jeszcze na odrobinę odpoczynku.

Uzależniałam się od niego. Z każdą kolejną chwilą coraz bardziej. Chciałam, aby był mój. I właściwie tak też było… kiedy byliśmy razem, nic innego się nie liczyło. Świat przestawał mieć znaczenie. Tworzyliśmy związek choć nigdy nie nazywaliśmy tego po imieniu… bo przecież on miał już dziewczynę… no właśnie… co z nią? Nurtowało mnie to dosyć często, może nawet miałam wyrzuty sumienia… ale on i tak umiał sprawić, że nawet to traciło jakiekolwiek znaczenie. Ona znikała, gdy tylko słyszałam jego ciepły, męski głos. Nigdy o niej nie mówił… chyba, że ja o coś zapytałam. Jednak zawsze starał się odpowiadać krótko i zwięźle. Nie za dużo… i najlepiej szybko, aby zaraz zmienić temat. Czułam, że coś z nią jest nie tak… ale nie miałam czasu nad tym rozmyślać. Ona była nieważna.

Gdy tylko wstałam wzięłam gorącą, relaksującą kąpiel. Tom ma ogromną wannę więc to była czysta przyjemność. Zmieścilibyśmy się do niej obydwoje bez problemu… jednak musiałam cieszyć się tym, póki co, sama. Włożyłam swoje już suche ubrania, a te które dał mi Tom złożyłam do prania. Czułam się trochę nieswojo kręcąc się po jego mieszkaniu zupełnie sama. Ciągle miałam wrażenie, że zaraz ktoś przyjdzie i zacznie krzyczeć, co ja tu robię… ale oczywiście tak się nie stało. Nie spieszyło mi się za bardzo do domu, więc tak, jak Tom mówił… rozgościłam się. Najpierw zrobiłam sobie śniadanie, a potem zaczęłam się kręcić po mieszkaniu z czystej ciekawości. Wszystko było tu takie nowoczesne i drogie… naprawdę dziwnie się czułam będąc w tym miejscu. Jakbym komuś powiedziała, że byłam w mieszkaniu bliźniaków z Tokio Hotel, nigdy w życiu by mi nie uwierzył. A to właściwie nic nadzwyczajnego, jakby spojrzeć na to z innej perspektywy. Bo przecież to są też normalni ludzie, którzy też mają prywatne życie. Przekonałam się o tym na własnej skórze, co uszczęśliwiło mnie do potęgi entej.
Na półkach w salonie stało kilka fotografii i na prawie każdej był Tom z Billem. Na jednej znalazłam ich w towarzystwie mamy,  z tego co się orientuję i było też zdjęcie z babcią. To z tych rodzinnych… na jednym stali z jakimiś nieznanymi mi ludźmi, zapewne znajomymi, albo nawet przyjaciółmi… Fajnie było patrzeć na ich całkowicie prywatne zdjęcia. Przyglądałam im się bardzo długo, szczególnie wpatrując się w Toma. Starałam się dostrzec każdą najmniejszą zmianę, jaka w nim nastąpiła od tamtego czasu… Oczywiście pod względem fizycznym, gdyż dopiero zaczynam go poznawać z charakteru i ogólnie…
Westchnęłam cicho odrywając wzrok od chłopaka i skierowałam się do jego sypialni. Już przekraczając próg mało, co się nie zabiłam potykając się o leżące na podłodze ciuchy. Te same, które wczoraj zrzucił z łóżka. Wywróciłam oczami i schyliłam się podnosząc je, po czym rozejrzałam się dookoła. Naprawdę miał tu bałagan. Będzie zły, jeśli to ogarnę? Nie każdy może lubić, jak mu się rusza rzeczy. Najwyżej się wkurzy… już raz widziałam go wkurzonego, ale wtedy nie był na mnie. No, ale od tej strony też powinnam go poznać nie? Nie zwlekając podeszłam do wielkiej szafy i otworzyłam ją bez zastanowienia. Na szczęście tam panował chociaż porządek. Wszystko wisiało idealnie na wieszakach i było ułożone na półkach. Może nie jest z niego, aż taki straszy bałaganiarz… wiadomo, że każdy może nabrudzić, gdy się spieszy, a jak ma mnóstwo pracy, to potem nie ma kiedy tego ogarnąć. Uśmiechnęłam się do siebie zadowolona i zebrałam z podłogi, krzesła i wszelkich innych mebli jego porozrzucane ubrania. Pierwszy raz w życiu sprzątanie sprawiało mi taką przyjemność! Posegregowałam wszystkie rzeczy odkładając na bok te, które nadawały się wyłącznie do prania… a resztę powiesiłam, lub poukładałam na półkach następnie zamykając szafę. Wszystko zajęło mi jakieś dwadzieścia minut, no może troszkę więcej… za bardzo się cackałam z tymi ciuchami. Ale to tak cudownie móc sprzątać w jego sypialni… Brudne rzeczy zaniosłam do łazienki i zaraz wróciłam do pokoju, gdzie wcześniej już upatrzyłam biurko. Byłam ciekawa, co na nim trzyma… co takiego Tom Kaulitz ma na swoim biurku? Nic nadzwyczajnego. Długopisy, ołówki, kartki, laptop i przeróżne dziwne dokumenty, których wolałam nawet nie dotykać. Miałam ochotę zajrzeć do szuflady, ale powstrzymałam się. Nie będę mu grzebać w rzeczach… nie jestem, aż taka…
Wzięłam jedną z czystych kartek oraz długopis i podparłam brodę na ręce zastanawiając się, co mu napisać. Nie mogłam przecież wyjść tak bez słowa… poza tym, wpadł mi do głowy ciekawy pomysł na nasze spotkanie.
„ Mam nadzieję, że nie będziesz na mnie bardzo zły, że trochę tu ogarnęłam? Chciałam Cię trochę odciążyć, przecież masz tyle pracy… Nie grzebałam Ci w rzeczach, nie martw się ;) Byłam bardzo grzeczna ;p
Będę czekała na Ciebie dziś o 21, na moście. Mam nadzieję, że się zjawisz i dokonamy zamiany? Mam Twoje klucze, a Ty mojego misia! I… chętnie zwrócę Ci Twoje bokserki w zamian za mój stanik ;p Myślę, że to sprawiedliwe? Chyba, że bardzo Ci zależy, aby go zatrzymać… wtedy możemy negocjować ;D Czekam na Ciebie.
Twoja Ivette.”

Uśmiechnęłam się stawiając ostatnią kropkę i położyłam kartkę w widocznym miejscu, aby Tom jej nie przeoczył. Odłożyłam długopis i wstałam stwierdzając, że najwyższy czas wracać do domu. Zapewne czekało mnie w nim dużo roboty… właściwie nie brałam prawie wcale udziału w tej imprezie, ale przecież nie wszyscy o tym wiedzą. Nie wywinę się i tak…
Zgarnęłam klucze z szafki niepewnie spoglądając na pieniądze leżące obok.
 – Przejdę się… albo pojadę autobusem. –  Mruknęłam zdecydowanie i wyszłam z sypialni kierując się do wyjścia. W przedpokoju założyłam swoje pantofle i opuściłam mieszkanie od razu dokładnie je zamykając.

Tom zawsze o mnie dbał. Myślał po prostu o wszystkim. Nie to, co ja… ja wychodziłam z domu bez telefonu, pieniędzy… mogłam wyjść tak, jak stałam zapominając o całym świecie. Może to też we mnie uwielbiał? Mnie to czasem irytowało, bo zazwyczaj wtedy wszystko leżało w jego rękach. Nie chciałam nigdy, aby wyglądało, to jakbym wykorzystywała jego pozycję. Nie lubiłam, gdy za mnie płacił, albo dawał mi na coś pieniądze… czułam się niezręcznie i cholernie dziwnie. Dlatego wtedy nie pojechałam taksówką… wolałam podjechać autobusem i się przejść. Czy to duma? Być może… ale zawsze chciałam za wszelką cenę udowodnić, że to on jest dla mnie największą wartością, a nie jego portfel, czy nazwisko. Rozumiał to i wiedział, że nie chodzi mi o pieniądze. Dlatego zawsze starał się mnie przekonywać... Obydwoje byliśmy uparci i czasem jego cudowne spojrzenie na mnie nie działało. Potrafiłam się zaprzeć i postawić na swoim. Ale to przecież on mnie tego nauczył…

Zdjęłam buty jeszcze przed domem z nadzieją, że uda mi się wejść do środka niezauważoną. I owszem… nikt nie zauważył… Odłożyłam je delikatnie na podłogę i weszłam w głąb domu. Nawet nie miałam pojęcia, jaka jest godzina. Całkowicie straciłam poczucie czasu u Toma…
 – Widziałem, jak wsiadasz do czyjegoś samochodu. Może i trochę wypiłem, ale pamiętam. –  Usłyszałam znienacka znajomy głos i aż podskoczyłam przestraszona. W ogóle go nie zauważyłam! Leżał na kanapie przerzucając kanały w telewizorze. Spodziewałam się raczej bałaganu… i zamieszania? –  Ivette, co to za facet? –  Podniósł się do pozycji siedzącej i odłożył pilot na stół wbijając we mnie swoje spojrzenie. Westchnęłam ciężko. Czy ja już nie mogę nic zrobić w tajemnicy? –  W co ty się wpakowałaś, co?
 – W nic. –  Mruknęłam marszcząc brwi. Nie wiem, co on ma na myśli, ale na pewno coś durnego i nieprawdziwego.
 – Iv, nie jestem głupi. Myślisz, że uwierzę, że jakiś twój rówieśnik jeździ takim samochodem? Co się z tobą dzieje? Znikasz nagle na całe noce, nic nie mówisz… –  Nie spuszczał ze mnie swojego natarczywego spojrzenia, a ja usiadłam zrezygnowana na fotelu.
 – Phil, o co ci chodzi? Mam po prostu swoje sprawy. Nie wolno mi? Czy muszę ze wszystkiego się wszystkim spowiadać? –  Wywróciłam poirytowana oczami. –  Nie robię nic złego, możesz być pewien. O co ty mnie w ogóle podejrzewasz?
 – O nic. Po prostu to wszystko jest dziwne. –  Skwitował lekko się mieszając. Może i miał rację. Jest to dziwne… A nawet bardziej niż mu się wydaje. Ale co z tego?
 – Obiecałam ci, że będę się dobrze bawić i że będę szczęśliwa. I właśnie tak było. Nigdy nie bawiłam się tak świetnie i nigdy nie byłam tak cholernie szczęśliwa. –  Oświadczyłam z pełnym przekonaniem. Nie chciałam, żeby się o mnie martwił. Przecież nie musi… –  I dzisiaj też wychodzę. I będę wychodzić kiedy mi się zachce…
 – Jutro idziemy do szkoły… –  Mruknął.
 – Wrócę dzisiaj… –  Stwierdziłam nieco niepewnie. Bo w sumie nie mam pojęcia, jak potoczy się dzisiejsze spotkanie z Tomem. Może powinnam postawić sprawę jasno i zaznaczyć na wstępie, że muszę wrócić do domu jeszcze dziś… ale nie chcę… Jestem taka szczęśliwa, że boję się to stracić…
 – Kto to jest?
 – Nie mogę ci powiedzieć. Ale na pewno nie żaden stary facet, który mnie wykorzystuje. –  Zapewniłam go domyślając się, co może go tak niepokoić. –  Pozwól mi być szczęśliwą i nie pytaj o nic. –  Poprosiłam spoglądając na niego uważnie i podniosłam się z miejsca. –  Pójdę się przebrać…
 – Zjemy coś? –  Zapytał, na co posłałam mu ciepły uśmiech i skinęłam twierdząco głową. Jest kochany mimo wszystko… cieszę się, że odpuścił. Wolę nie mówić nic, niż go okłamywać…