poniedziałek, 27 lutego 2012

Kartka nr 15. „I don't want to see you go…”

Po spotkaniu Tom odwiózł mnie do domu. Tym razem nie zapomniałam o swoim misiu, który bardzo się przydał tej nocy. Długo rozmyślałam zanim udało mi się zasnąć. Najwięcej o wyjeździe Toma… ale to przecież musiało kiedyś nastąpić. Czasem zapominam, że on ma zespół i obowiązki z nim związane. W ogóle odkąd go poznałam moja fascynacja Tokio Hotel spadła na drugi plan. Wszystko spadło… teraz liczył się tylko on. I było mi z tym dobrze. Tym bardziej, że nie tylko ja ciągle mam wypełnioną głowę wyłącznie jedną osobą. On też myśli o mnie, co jest po prostu czymś cudownym. Jakkolwiek nazwać to uczucie, jakie nas łączy, jest wzajemne. Nie jest to miłość. Chyba nie można zakochać się w kimś z dnia na dzień? Nie wiem… nie znam się na tym… ale to nieistotne. I tak jest magicznie i lepiej niż w najpiękniejszych snach. Jestem szczęśliwa.
 – Ivette, możesz podać rozwiązanie? –  Uniosłam powieki słysząc nad sobą głos pani od matematyki. Oczywiście zdążyłam odlecieć na połowę lekcji i nie mam pojęcia o czym do mnie mówi.
 – Nie… –  Pokręciłam głową.
 – Skoncentruj się na lekcji, jeszcze nie czas na bujanie w obłokach. –  Spojrzała na mnie surowo po czym odeszła zostawiając w spokoju, a ja dalej spokojnie mogłam ignorować resztę lekcji. Matematyka? Czymże ona jest w obliczu tego, co przeżywam… ludzie nie mają pojęcia, jak wiele cennego czasu traci się w szkole. A ja chciałam tylko usłyszeć ten cholerny dzwonek i wyjść. Chciałam już być u Toma i móc wpatrywać się w jego oczy, słuchać jego głosu i wdychać jego zapach.
 – Co z tobą Iv? –  Poczułam, jak ktoś mnie szturcha. Ashlee. O niej też zapominam. Ja w ogóle zapominam, że żyję.
 – Wszystko w porządku. –  Uniosłam na nią swój zamglony wzrok. Czułam się jak naćpana choć niczego nie zażywam. Poza Tomem… stał się moim narkotykiem.  Nie umiem przestać o nim myśleć.
 – Philip mówił mi, że ostatnio widujesz się z jakimś mężczyzną… –  Powiedziała niepewnie, a ja miałam ochotę wstać i zdzielić swojego bliźniaka w łeb. Ja rozumiem, że jest blisko z moją przyjaciółką, ale czy musi ją martwić swoimi głupimi obawami? „Jakiś mężczyzna”… prosiłam, żeby się nie mieszał. Przecież nie ma pojęcia kim on jest.
 – Widuję. –  Potwierdziłam nie bardzo wiedząc, co innego jej mogę odpowiedzieć.
 – I nie powiesz nic więcej? On mówił o tym w taki sposób, jakby działo się coś niedobrego…
 – Ashlee ja w ogóle nie rozumiem po co on wzbudza jakąkolwiek panikę. Nie rozmawiaj z nim na ten temat, bo on i tak nic nie wie. –  Zdenerwowałam się. Czemu ja zawsze muszę się tłumaczyć? –  Nie dzieje się nic złego. Nie jestem przecież głupia.
 – Oh wiem… ale znasz facetów…
 – On nie jest, jak każdy. –  Wtrąciłam stanowczo. –  I proszę was przestańcie mnie obgadywać za plecami, jakby coś się działo, powiedziałabym wam. –  Spojrzałam na nią z wyrzutem. Przecież obydwoje są dla mnie ważni. Naprawdę sądzą, że ukrywałabym coś złego? Albo, że w ogóle pozwoliłabym, aby ktoś mnie krzywdził? Przecież nie jestem taka. Może jednak niezbyt dobrze mnie znają?
 – Dobrze. Przepraszam, po prostu się niepokoimy.
 – Widzę. I na moje nieszczęście łączycie siły. –  Przewróciłam teatralnie oczami. –  Doceniam waszą troskę i jeśli będę potrzebowała pomocy, zgłoszę się na pewno. –  Zapewniłam ją z przekonaniem. Miałam nadzieję, że chociaż ona mi odpuści, a może nawet namówi Philipa na to samo. Inaczej mogę nie mieć spokojnego żywota…
 – W porządku. Ufam ci. –  Odparła uśmiechając się ciepło. –  A poznam go kiedyś? –  Zapytała niepewnie, co mnie właściwie zdezorientowało. Sytuacja naprawdę zaczyna się komplikować… co ja mam im wszystkim mówić? Oczywiście, że chciałabym móc im go przedstawić, pochwalić się swoim szczęściem… ale to przecież niemożliwe.
 – Może. Na razie to nie wchodzi w grę. –  Zaznaczyłam, czego już na całe szczęście nie drążyła. –  Nie mówmy już o tym, ok?
 – Jak chcesz. –  Wzruszyła ramionami. –  Ale musiało cię naprawdę nieźle złapać. –  Skwitowała zerkając na mój zeszyt, w którym zamiast obliczeń matematycznych znajdowały się przeróżne wzory. Począwszy od kwiatków, skończywszy na serduszkach… I kiedy ja to stworzyłam…?

Rozkojarzenie. Towarzyszyło mi od zawsze, a gdy poznałam Toma tylko się nasiliło. Potrafiłam coś robić nie mając do końca świadomości… albo potem zapomnieć, że w ogóle coś robiłam. Czasem miałam wrażenie, że jestem po prostu chora… ale to byłoby zbyt proste.

 – Widziałaś, co stoi przed domem?! –  Gdy tylko weszłam do salonu zostałam napadnięta przez Philipa, który niemalże się na mnie rzucił. Wyglądał, co najmniej jakby dostał gwiazdkę z nieba. Nie bardzo wiedziałam o co mu chodzi… Chciałam tylko spokojnie dotrzeć do swojego pokoju, przebrać się i lecieć do Toma… Pofrunęłabym do niego, jakbym tylko mogła. –  Iv! No chodź! –  Złapał mnie znienacka za rękę i nim zdążyłam zaprotestować wyciągnął mnie z powrotem na dwór. –  Audi A7! –  Wskazał prawie skacząc wokół samochodu stojącego na podjeździe. Wywróciłam oczami nie rozumiejąc tego podniecenia… to tylko samochód. Poza tym… gdyby tylko wiedział jakim Audi jeździ Tom, to by odleciał.
 – Świetnie. Mogę już iść? –  Mruknęłam nie chcąc tracić już więcej cennego czasu. Naprawdę miałam ciekawsze zajęcia niż gapienie się w samochód.
 – Ale Iv! On jest nasz! –  Zawołał uradowany i zamachał mi kluczykami przed nosem. Uniosłam brew patrząc na niego niepewnie. –  Od mamy w prezencie urodzinowym. –  Dodał dla jasności, na co prychnęłam.
 – Która nie ma pojęcia, że jej córka nie potrafi prowadzić samochodu.
 – Oj daj spokój… chodź się przejedziemy! –  Chciał znowu złapać moją rękę jednak tym razem w porę zareagowałam i odsunęłam się.
 – Nie mogę teraz. Jestem umówiona i spieszę się.
 – Podwiozę cię! –  Nie tracił entuzjazmu. Oczywiście, że byłoby wygodniej i szybciej… ale nie tym razem. Niestety…
 – Nie. Idę sama. Zaproś Ashlee. –  Zasugerowałam mu i nie zwlekając dłużej czym prędzej wróciłam do domu od razu biegnąc do swojego pokoju. Rzuciłam torbę na podłogę i otworzyłam szafę przekopując ją całą w poszukiwaniu, jakichś fajnych ciuchów. Nie nadaję się do tego. Ashlee zawsze mi pomagała w takich sytuacjach… to ona z nas dwóch zna się najlepiej na modzie i wszelkich rodzajach spotkań towarzyskich. Wiedziałaby jak mnie ubrać na obiad… pożegnalny obiad. –  Cholera. –  Zaklęłam pod nosem i w rezultacie wyciągnęłam zwykłą koszulkę na ramiączkach i spódniczkę z materiału. Czyli znowu postawiłam na zwykły strój. Przecież ubrania tak naprawdę nie mają znaczenia? Ważne, że dobrze leżą i tyle… Przebrałam się, a na stopy włożyłam trampki i byłam gotowa. Wyszłam tak, jak stałam. Nie mogłam się już doczekać, kiedy dotrę na miejsce. Chciałam w końcu go zobaczyć… a co ja zrobię, jak wyjedzie? Oszaleję po prostu.
Nie czekałam nawet na autobus, wolałam iść na nogach. Byłam w takim nastroju, że nawet droga wydawała mi się krótsza, niż zwykle. Rozpierała mnie radość na samą myśl, że już za chwilę będę mogła się na niego rzucić. To niesamowite uczucie. Nie wiedziałam, że w ogóle można się tak czuć. I pomyśleć, że to dzięki zwykłemu przypadkowi… i właściwie też mojemu sieroctwu. Gdybym się wtedy nie zgubiła, nigdy bym go nie poznała… a moje życie nadal byłoby monotonne i smutne.
Zwolniłam zauważając, że zbliżam się do wielkiego apartamentowca. Musiałam unormować oddech i poprawić trochę włosy. Uśmiechnęłam się zadowolona i weszłam do środka od razu napotykając ciekawskie spojrzenie ochrony, co mnie nieco speszyło. Jednak nikt się mnie nie czepiał, więc bez problemu udałam się w kierunku schodów, po których zaraz wbiegłam na piętro. Serce zaczęło szybciej bić jeszcze zanim dotarłam pod odpowiednie drzwi… oh, ta ekscytacja.
Odetchnęłam głęboko i wcisnęłam dzwonek oczekując swojego księcia. Uśmiech nie schodził mi z twarzy, szczerzyłam się, jak głupia. Tom nie kazał mi zbyt długo na siebie czekać i już po chwili mogłam się w niego wpatrywać ku mojej wielkiej radości.
 – Nareszcie jesteś. –  Rzekł na wstępie i wciągnął mnie do mieszkania od razu zamykając drzwi. –  Gdy nie mam, co robić szaleję myśląc o tobie. –  Oplótł mnie rękoma w pasie przyciągając do siebie i ucałował słodko moje usta. –  Widzę, że masz dobry humor.
 – Czuję się, jakbym była na haju. –  Wyszczerzyłam się do niego. –  Choć nigdy nie byłam… –  Dodałam zaraz dla jasności i nie mogąc się powstrzymać wpiłam się namiętnie w jego wargi. Odwzajemnił mój pocałunek z równą pasją. –  Ale zaprosiłeś mnie na obiad. –  Oderwałam się od niego niechętnie przypominając mu o celu naszego spotkania. –  Gotowałeś?
 – Nie mogłem się na niczym skupić… dlatego musimy go dopiero zrobić. –  Stwierdził uśmiechając się szeroko. –  To znaczy… miło będzie, jeśli zechcesz mi pomóc. –  Uściślił swoją wypowiedź powodując u mnie śmiech.
 – Zechcę. –  Cmoknęłam go w usta i odsunęłam się, aby zdjąć buty. Odłożyłam je na bok i złapałam jego dłoń następnie ciągnąc go do kuchni. –  Co gotujesz? –  Zapytałam opierając się o blat.
 – Coś prostego, szybkiego i wegetariańskiego. –  Odparł po chwili namysłu. Zapowiadało się ciekawie… – Hm… pokrójmy warzywa. Zrobię ryż… lubisz ryż?
 – Lubię. Ale nie wiedziałam, że potrafisz go robić. –  Zaśmiałam się biorąc jego słowa w sposób dosłowny.
 – Eh… ugotuję go. A zrobię sos, o. –  Poprawił się i zaczął wyciągać z szafek i lodówki potrzebne produkty. Z przyjemnością go obserwowałam. Tom Kaulitz w kuchni… cudo. Idealny facet.
 – Dostanę jakiś nóż?
 – Proszę, tylko ostrożnie. –  Podał mi narzędzie mojej chwilowej pracy, a sam zajął się ryżem. Ja natomiast skupiłam się na warzywach, które zaczęłam powoli kroić. Nie przeszkadzało mi to jednak w dalszemu przypatrywaniu się Tomowi. Uwielbiam na niego patrzeć. Jest cholernie męski nawet stawiając garnek na ogniu… a te jego ruchy… Jest cudowny. I to jego skupienie… Westchnęłam cicho zgryzając wargę, nie mogłam oderwać od niego wzroku. Nie wiem, czy to zauważył, w każdym razie nie rozpraszało go to chyba, gdyż nie narzekał. Robił swoje uwijając się przy tym całkiem zwinnie…
 – Ała… cholera. –  Syknęłam drastycznie spadając na ziemię, gdy zamiast w ogórka trafiłam w swój palec przecinając skórę.
 – Ej, miało być ostrożnie. –  Odwrócił się od razu spoglądając na sączącą się krew. Szybko wsadziłam palec do buzi chcąc ją zatamować… Byłoby ostrożnie, gdyby on nie był tak cholernie pociągający. –  Daj, zakleimy. –  Pojawił się obok z plastrem w ręce. Wystawiłam więc posłusznie zraniony palec, a chłopak z wyczuciem nakleił na niego plaster i posłał mi swój uśmiech. –  Uważaj, nie chcę mieć cię na sumieniu.
 – Postaram się. Dziękuję. –  Musnęłam w podziękowaniu jego policzek i postanowiłam przez te kilka minut na niego nie patrzeć. Nie było to proste… ale naprawdę nie chciałam stracić palców. Zresztą… on na pewno by nie chciał dziewczyny bez palców! Wzięłam z niego przykład i skoncentrowałam się na warzywach, a dzięki temu o wiele szybciej skończyłam. Potem już tylko przyglądałam się, jak Tom przyrządza sos. Bez żadnego przepisu, sam z siebie wszystko doprawiał i dodawał. To było naprawdę urocze. Gdyby tak mój brat poruszał się w kuchni… albo moja mama!
 – Wiem, że jestem boski, ale ty dosłownie nie spuszczasz ze mnie wzroku od dobrych, kilkunastu minut. Nie bolą cię oczy? –  Zagadnął w pewnej chwili wyraźnie rozbawiony. Zamrugałam powiekami wzdychając głęboko.
 – Patrzenie na ciebie działa zdecydowanie leczniczo.
 – Naprawdę jestem taki ładny? –  Zerknął na mnie. Co za pytanie! Czy on ma lustro?
 – Inaczej bym się na ciebie tak nie patrzyła. –  Odparłam uśmiechając się. –  Zresztą… ty dobrze wiesz, że jesteś przystojny.
 – Może i wiem. Ale to kwestia gustu… no i nie mogę mieć pewności, czy akurat tobie się podobam. –  Stwierdził z przekonaniem. To było ciekawe. Myślałam, że Tom Kaulitz żyje z przekonaniem, że każda kobieta pada na jego widok…  a tymczasem on zastanawia się, czy mi się podoba? Może dlatego, że ja nie jestem każdą…
 – Podobasz. –  Szepnęłam stając tuż za nim i musnęłam jego policzek. –  Bardziej niż kiedykolwiek. –  Dodałam widząc uśmiech na jego twarzy. To było słodkie.
 – Spróbuj. –  Odwrócił się do mnie z łyżką wypełnioną sosem i dmuchając najpierw lekko wsunął mi ją do ust pozwalając poczuć ostry smak sosu.
 – Pycha. Co ty tam dodałeś? –  Zajrzałam mu do garnka jednak to na niewiele mi się zdało. Składniki bowiem same nie wyskoczą…
 – Tajemnica. Może kiedyś ci zdradzę. –  Wytknął mi język i wyłączył kuchenkę. –  Gotowe. Siadaj do stołu, zaraz nakryję. –  Polecił, a ja grzecznie zajęłam miejsce.  I znowu mogłam na niego patrzeć. Pochłaniać każdy jego najmniejszy ruch… napawać się nim ile się tylko da…

7 komentarzy:

  1. 1!! Lecę czytać!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wgl to foch! Za króótkie! I gdzie reszta na tym obiedzie!?! Uhh... jesteś okropna! Misio Tomy mnie rozwalił xD i to paczenie na Toma :D (mogę streścić cały odcinek? Doobra, nie chce mi się :P). Bądź co bądź, to cię kocham i chcę następne! <3 ;) :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Tomcio Kucharz ;D Też bym chciała takiego kucharza ;DŚwietnie! :DAle krótko ;((Ale i tak było Bosko!Czekam na Nexta ! ;***

    OdpowiedzUsuń
  4. Noo, nie ma to jak wspólne gotowanie, nie ? :D ale ten tego, jak ten samochód podjechał, to ja myślałam, ze to Toma, nie wiem, czemu, że Philip się tym tak podjarał i będzie Tomowatemu żarł z ręki byleby tylko popdziwiać odrobinkę dłużej furę xda tu [preezent. ale całkiem miły, z tym, że ja osobiscie na jej miejscu poczułabym sie nieco źle na myśl o matce i o tym, że jakieś tam samochodziki przysyła. noa le co z tego, skotro ma Tomowatego,. nie? oooj, ona jest poważnie w nim zakcoochana. czekam na nexta i pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  5. ~Kinga [furimmer]29 lutego 2012 23:20

    Czemu takie krótkie :( ehh Tom Kaulitz w kuchni, marzenie <3 na samych filmikach skacze mi serducho, jak widzę, jak robi jedzonko xD Czekam na następny odcinek ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. haha.. piękne ^^To teraz pewnie będą się nawzajem karmić i będzie tak uroczo! :D A to, że tak ciągle o niej myśli bardzo mi się podoba xD

    OdpowiedzUsuń
  7. aaa. uwielbiam:) i już chcę nastepny.!

    OdpowiedzUsuń