środa, 25 września 2013

Kartka nr 45. „Sullen load is full, so slow on the split”

Pierwszy tydzień był czymś w rodzaju… Zawieszenia? To jest tak, że udajesz przed wszystkimi, że wszystko jest w porządku. Nie przyznajesz się do bólu, do tego, co się wydarzyło. Zakładasz kamienną maskę… Bardzo kamienną. I twoja twarz nie wyraża już żadnych emocji. Większość ludzi wtedy trzyma się od ciebie z daleka mając wrażenie, że masz bardzo zły dzień i jesteś „pod napięciem”. Także… Lepiej się nie zbliżać. Nocami nie mogłam zasypiać, męczyłam się. Nawet, gdy byłam bardzo senna, nie potrafiłam przenieść się do krainy Morfeusza. A gdy już zasypiałam po kilku potwornych godzinach walki ze swoimi myślami i uczuciami… W nagrodę miałam koszmary. I to tak dziwne, że nie byłabym w stanie ich opisać nawet tuż po przebudzeniu. Albo nawet, gdyby można było je nagrać na płycie DVD! I budziłam się rano… Budziłam się wyczerpana, nie chciałam wstawać. Nie chciałam robić czegokolwiek. Leżałam w bezruchu gapiąc się w sufit, aż ktoś nie przyszedł do pokoju i nie powiedział, że zaraz się spóźnię. A ja co? Podnosiłam się z łóżka i robiłam swoje. Odgrywałam przedstawienie, jak najlepsza aktorka. Tyle, że nie byłam żadną aktorką! Stałam się jakimś robotem. Byłam uwięziona w swoim ciele. A moje wnętrze… Płonęło. Czułam w sobie ogień, który mnie wypalał i ten ból towarzyszący temu. Miałam wrażenie, że niedługo po prostu się spalę. Umrę. Nie będzie mnie. I to było wtedy najlepsze rozwiązanie, tak uważałam.


Przez pierwsze dni jeszcze patrzyłam na telefon, bardzo często. Co chwilę wręcz… Jednak po jakimś czasie przestałam stwierdzając, że to niczego nie zmienia. Następny tydzień? Bez zmian… I kolejny…


Tyle, że… Przestałam czekać. Już tylko cierpiałam. Bez żadnej nadziei, ani wiary. I czułam się tak potwornie zmęczona tym życiem… Byłam zmęczona samą sobą. Tym czymś, czym się stałam… Już nawet nie odczuwałam w sobie tej miłości, jaką darzyłam Toma. Ja przecież nawet nie płakałam! A nawet to jest oznaką jakichkolwiek uczuć… Chyba naprawdę wszystkie je straciłam. Czy to możliwe? Oczywiście, że nie… Ta miłość wciąż we mnie była. Tylko głęboko schowana… Bardzo dokładnie zamaskowana, aby przypadkiem nie wydostała się na zewnątrz. Musiałam się przed tym jakoś bronić! Bo tylko tak mogłam przetrwać…


Raz pozwoliłam jej się ujawnić, naprawdę nie na długo. Jednak to wystarczyło… Wtedy, gdy nie odpowiadał na moje wiadomości, ani telefony… Napisałam do Niego list. List, który wyglądał dosyć kiepsko… Ja w nim wyglądałam bardzo kiepsko…


[List]


Czy odpowiedział? Oczywiście, że nie. Nie mam nawet pewności, że do Niego dotarł! Wtedy nie mogłam być niczego pewna. Nawet, czy nie zmienił numeru telefonu, albo miejsca zamieszkania. W końcu to byłoby normalne prawda? Gdy ktoś chce odejść, zmienia, niektóre rzeczy w swoim życiu, aby nie zostać znalezionym… Żeby utrudnić swój dostęp do wspomnień… Tak właśnie, gdy chcemy, żeby ktoś zniknął z naszego życia… Musimy się od tej osoby odciąć.


 


- Oblejesz – drgnęłam wystraszona słysząc obok znajomy głos. Od dłuższej chwili trwałam w milczeniu wpatrując się jak zaklęta w okno, a właściwie krajobraz znajdujący się za oknem. Spadł dziś pierwszy śnieg i wszystko nagle zaczęło wyglądać tak… Inaczej. – Ostatnio na niczym nie możesz się skupić, zbierasz same dwóje. Nie wiem, jak zamierzasz podejść do matury.


- Mhm – mruknęłam nawet nie spoglądając na przyjaciółkę i podparłam ręką brodę przysuwając się jeszcze bliżej okna. Patrzenie, jak płatki śniegu powoli spadają na ziemię… Jak wszystko tak naturalnie, lekko… Jak to wszystko pokrywa się białą warstwą, zmienia całkiem swoje oblicze… Uspokajało mnie to. Czułam się pierwszy raz od bardzo dawna spokojna…


- Twoje przejęcie naprawdę mnie powala – zironizowała wskakując na moje łóżko. – Rozumiem, że rozłąka z Tomem może być przygnębiająca… - Jedno imię i cały spokój prysnął… Zamrugałam powiekami bardzo powoli zwracając się w kierunku Ashlee. – Jednak…


- Masz te arkusze? – przerwałam jej wstając z miejsca i podeszłam do swojego biurka sięgając po ołówek. – Zrobimy zamknięte zadania, zadowoli cię to?


- Wiesz co mnie zadowoli? – podniosła się do pozycji siedzącej wbijając we mnie swoje przeszywające spojrzenie. – Zadowoli mnie, jak w końcu ze mną porozmawiasz. O TOMIE KAULITZU.


- Odprowadzić cię do drzwi? – uniosłam brwi spoglądając na nią obojętnie. Prychnęła kręcąc zaraz z dezaprobatą głową. Nie wiem, co to miało znaczyć. Ale mogłoby w końcu dotrzeć do niej, że jestem głucha na JEGO imię i nazwisko. I każdy temat z NIM związany.


- Może Philip miał rację. Stałaś się tak nieznośna, że nawet ja nie mam ochoty już się z tobą męczyć – stwierdziła nagle wstając. Chyba powinny zaboleć mnie te słowa? Wzruszyłam obojętnie ramionami widząc, że dziewczyna czeka na jakąkolwiek reakcje. Po tym geście po prostu wyszła zostawiając mnie samą. Cóż… Czy nie o tym marzyłam? Chciałam samotności…


Kładłam się na mokrym, zimnym, białym śniegu, a promienie słońca skierowane były prosto na moją lekko zaczerwienioną twarz… Zamykałam oczy i leżałam tak bardzo długo, wyobrażając sobie Ciebie przy mnie… Robiłam to tak długo, aż nie poczułam. Aż nie poczułam Twojej obecności… Jak delikatnie muskasz moją zarumienioną skórę swoimi wargami… To nie było prawdziwe i wiedziałam o tym. Jednak chciałam oddać się tej fikcyjnej chwili… Tylko wtedy pojawiał się na mojej twarzy delikatny uśmiech, moje serce biło swoim naturalnym tempem, a ja czułam odrobinę szczęścia…


 


Od dłuższego czasu staram się nie myśleć, a nawet nie czuć. Można powiedzieć, że próbuje to w sobie wyłączyć? Niby niemożliwe, ale czasami działa! Jednak nie zawsze się da. Ostatnio jedyne co do mnie wraca najczęściej, to chwile przed moim domem, gdy się z nim rozstawałam. Gdy siedziałam w jego samochodzie pytając: „Co jakbym była w ciąży?” . To pytanie do mnie wraca za każdym razem, jak jakiś bumerang. Tak często, że sama sobie zaczęłam je zadawać. Tyle, że w nieco innej formie… Bo, co jeśli ja naprawdę jestem w ciąży? Wiem, że sama sobie przysporzyłam tych wszystkich wątpliwości… Może popadam w paranoje? Ale… W takim razie dlaczego ostatnio tak źle się czuję? Dlaczego okres mi się spóźnia? Właściwie spóźnia mi się zawsze… Ale tym razem mam wrażenie, jakby coś było nie tak. Czy ja naprawdę wkopałam samą siebie? Przecież nie chciałam żadnego dziecka, nawet jeśli miałoby to zatrzymać Toma przy mnie. Chciałam tylko wiedzieć, co by wtedy zrobił… Chciałam usłyszeć odpowiedź. Ale do cholery… Co jeśli jestem w ciąży!? Nie jestem gotowa na bycie samotną matką… Jestem przecież nieodpowiedzialna! I taka… Niezrównoważona. Boże, co się w ogóle ze mną stało? Kim ja jestem? Kiedyś byłam inna… Czy miłość naprawdę potrafi, aż tak zmienić człowieka?


Nie mogłam jednak znieść tych przeklętych, natrętnych myśli o ciąży swojej głowie. Miałam wrażenie, że jeszcze trochę i już do końca oszaleję. Dla własnego spokoju po prostu kupiłam test ciążowy. Już raz zdarzyło mi się go robić… Więc można uznać, że jestem doświadczona? Mój Boże, jakie to chore… Mam dopiero niespełna 19 lat!


Siedziałam na krawędzi wanny wpatrując się, jak zahipnotyzowana w test ciążowy oczekując niecierpliwie wyniku. Z każdą sekundą stresowałam się coraz bardziej. Zaczęłam już tworzyć w głowie wszelkie scenariusze, jeśli test okaże się pozytywny. Miałabym zostać mamą? To jest niedorzeczne. Sama jestem jakimś niedorobionym dzieckiem… Nie nadaję się na matkę. Naprawdę to dziecko miałoby z góry przechlapane mając taką matkę, jak ja… Boże, naprawdę? Kiedyś byłam wspaniałą dziewczyną… Kiedyś mogłam mieć dziecko i być super mamą… Zacznijmy w ogóle od tego, że kiedyś nawet nie zdarzyłoby się, że miałabym okazję zajść w ciążę.


- Ivette! Co ty tam robisz?! – usłyszałam zza drzwi krzyk brata, który prawdopodobnie chciał dostać się do łazienki. Dlaczego akurat teraz?! Spojrzałam nerwowo na test, jeszcze chwila…


- Zaraz wychodzę – rzuciłam, żeby dał mi spokój i ponownie przeniosłam swój wzrok na trzymany w dłoni plastikowy przedmiot.


Jesteś w ciąży


Moje oczy powiększyły się do rozmiarów pięciozłotówek, gdy przeczytałam widniejący w okienku napis, a serce podeszło do gardła. To niemożliwe! Niemożliwe! Wiem, że brałam to pod uwagę… Ale miał wyjść negatywny! Miało nic nie być! Chciałam tylko się upewnić, że wszystko jest w porządku! Nie, nie, nie! Nie mogę być w ciąży!


Zakryłam usta dłonią nie mogąc uwierzyć w to co widzę. To jak jakiś koszmarny sen… Moje życie po prostu postanowiło się rozjebać za jednym razem. Nie zamierza mnie w ogóle oszczędzać! Co ja mam teraz zrobić!? Jestem w ciąży! Z Tomem! Noszę dziecko Toma Kaulitza! Cholera jasna! I jak ja mam się po tym wszystkim pozbierać, skoro los znowu postanawia mnie skopać?!


- Iv, do cholery! – rozzłoszczony głos brata przywrócił mnie na ziemię. Drżącymi dłońmi schowałam test z powrotem do pudełka i wsadziłam do kieszeni bluzy. Z trudem się podniosłam, nogi miałam jak z waty. Odetchnęłam jednak głęboko kilka razy i otworzyłam drzwi bardzo szybko wymijając Philipa. Udałam się prosto do swojego pokoju, gdzie po raz kolejny spojrzałam na wynik testu, który wciąż był pozytywny. Nie zniknął… Nic się nie zmieniło… Nadal jestem w ciąży…


Muszę się uspokoić przede wszystkim. Przecież takie testy nie zawsze są pewne, prawda? Boże, to na pewno pomyłka... To musi być pomyłka! Po prostu muszę teraz kupić drugi. Tak zrobię. Wrzuciłam zrobiony test do swojej torby i zarzucając ją na ramię bez zastanowienia wyszłam kierując się prosto do wyjścia. Miałam nadzieję, że nikt nie zauważy. Ale to byłoby zbyt proste prawda? Mój limit szczęścia już dawno został wyczerpany, więc teraz mogę spodziewać się samych najgorszych rzeczy…


- Dokąd idziesz? – matka spojrzała na mnie z zapytaniem.


- Na spacer – skłamałam chcąc jak najszybciej zakończyć te rozmowę.


- Blado wyglądasz…


- Dlatego idę na spacer! – rzekłam stanowczo i nie zwlekając opuściłam dom. Musiałam znaleźć się w aptece i to jak najprędzej, bo nie wiem, jak długo jeszcze wytrzymam… Chyba umrę…


Wróciłbyś, gdybyś jednak dostał wiadomość, że jestem w ciąży? Co byś wtedy zrobił? Nagle chciał mnie kochać? Kochać nasze dziecko? Tworzyć z nami rodzinę? Wróciłbyś? Powiedz mi, co zmienia w Twoim zachowaniu fakt, czy jest dziecko, czy go nie ma? Dlaczego to miałoby cokolwiek zmienić? Albo mnie kochasz i chcesz ze mną być, albo nie… Chcesz?


 


Kobieta w aptece dosyć dziwnie na mnie spoglądała, pewnie dlatego, że byłam u niej już kolejny raz po to samo. A może po prostu dlatego, że wyglądałam jak wrak człowieka. Do tego przerażona, jak małe dziecko pozostawione, gdzieś samo w środku miasta. Zdane wyłącznie na siebie…


Nie mogłam już wrócić do domu, trwałoby to za długo. Musiałam wiedzieć natychmiast! Test ciążowy w publicznej toalecie? Totalna desperacja, ale to w końcu w moim stylu… Jestem desperatką. To takie żałosne…


- Hej Iv! – szłam właśnie do łazienki, gdy dotarł do mnie znajomy głos, a po chwili ujrzałam Ashlee. Co ona tu robi?! Boże, dlaczego oni wszyscy utrudniają! – Co tu robisz?


- Myślałam, że się na mnie obraziłaś – mruknęłam dosyć nieprzyjemnie.


- Dobrze, może zachowujesz się nieznośnie, ale wciąż jestem twoją przyjaciółką – odparła przez co na chwilę zrobiło mi się lepiej. Ale tylko na chwilę, bo zaraz uświadomiłam sobie, jaki miałam cel. – Martwię się o ciebie. Zresztą nie tylko ja… Wszyscy widzimy, że coś się dzieje, a ty nas od siebie odsuwasz. Chcemy ci pomóc…


- Nie możecie mi pomóc – oznajmiłam stanowczo spoglądając jej w oczy. Pomóc? Mi? Oni? To po prostu niemożliwe… Nic mi już nie pomoże. Zakochałam się jak głupia w facecie, który od początku miał mnie w dupie tak naprawdę. A teraz jeszcze noszę w sobie jego dziecko… Więc, jak ktoś może mi pomóc?! Nikt nie cofnie czasu, ani tym bardziej nie zmieni biegu życia.


- Iv… Dlaczego nawet nie dasz nam szansy?


- Nie zawsze da się coś zrobić Ashlee – powiedziałam cicho. – Muszę iść do toalety...


- Zaczekam na ciebie – zadeklarowała, co wcale mi się nie podobało. Bez względu na wynik testu, nie chciałam, aby ktokolwiek mnie widział. Nie chcę, żeby ktoś wiedział… Chociaż to i tak nieuniknione. I tak wszyscy się dowiedzą, jeśli naprawdę mam w sobie to dziecko… Mój Boże, nadal nie mogę się z tym oswoić… Że w ogóle jest taka możliwość!


- Okej – rzuciłam oszczędzając już niepotrzebnych dyskusji i zostawiłam ją udając się do damskiej toalety. Nikogo w niej nie było więc mogłam czuć się swobodniej… O ile tak się w ogóle da. Zamknęłam się w kabinie i rozpakowałam test. Ręce cały czas mi się trzęsły, jakbym była na jakimś alkoholowym głodzie.


Co jeśli znowu będzie pozytywny? Co jeśli naprawdę jestem w ciąży?