czwartek, 27 grudnia 2012

Kartka nr 32. „Bo wiem, że Ciebie właśnie dziś od życia chcę.”

 



Tom zaskoczył mnie nie tylko tym, że po mnie przyjechał, ale także miejscem w jakie mnie zabrał. Spodziewałam się, że pojedziemy do jego mieszkania, lecz byłam w błędzie. Gitarzysta wybrał zupełnie inny kierunek, którym była jakaś nieznana mi, niewielka restauracja na obrzeżach miasta. Nic dziwnego, że jej nie znałam. Nie bywam w takich miejscach, ani tym bardziej restauracjach. Szczerze mówiąc nie sądziłam, że kiedykolwiek pokażę się w towarzystwie Toma publicznie, więc byłam dosłownie zdumiona, kiedy wysiedliśmy z samochodu.


- Bo pomyślę, że nie bywasz wśród ludzi -  skomentował rozbawiony, gdy dostrzegł moją minę.


- Czemu tu przyjechaliśmy? Przecież… Czy ty nie powinieneś być niezauważalny? Albo właściwie, to ja nie powinnam…? -  nieco pogubiłam się w swoich słowach, ale miałam nadzieję, że chłopak mnie zrozumiał.


- A czy nie jesteśmy razem?  - uniósł brwi nie spuszczając ze mnie swoich czekoladowych tęczówek. -  Sądziłem, że od wczorajszego wieczoru jest to oficjalne.


- No tak! Ale Tom ! -  stanęłam nagle przed nim zdając sobie sprawę, co to wszystko w ogóle oznacza. Oczywiście jestem prze szczęśliwa, że jestem jego dziewczyną i, że on sam traktuje to najwyraźniej bardzo poważnie. Tylko, co będzie, jak trafię do gazet?! Jak będę mówić o mnie w telewizji?! W końcu to Tom Kaulitz! On jest znany i każdy chce znać jego dziewczynę! Każdy szczegół z jego życia! A ja nie jestem na coś takiego gotowa! To w ogóle jest okropnie przerażające! -  Przecież my jutro będziemy w każdej plotkarskiej gazecie!


- Ivy, jeśli będziemy mieli być to i tak będziemy -  wzruszył ramionami, jakby to było mu zupełnie obojętne. -  Im bardziej będę cię ukrywał, tym bardziej cię wywęszą. Nie bój się, tutaj jesteśmy w miarę bezpieczni. Znam ten lokal i można spokojnie się tu ukryć, zupełnie jakbym był normalnym człowiekiem. -  wytłumaczył spokojnie.


- Jesteś normalnym człowiekiem - stwierdziłam czując lekką ulgę. -  Ja tylko nie chcę, żeby jutro wszyscy o mnie mówili… Albo, żeby ktoś na mnie napadł w drodze do szkoły!


- Spokojnie. Obiecuję, że nic takiego się nie wydarzy  -  zapewnił łapiąc moją dłoń. -  Nie martw się już i wyluzuj. Chcemy spędzić przecież miły wieczór w swoim towarzystwie, prawda?


- Oh, wiem.  Ja po prostu dzisiaj już chyba mam za dużo wrażeń  -  westchnęłam ciężko.


- Więc będziesz miała czas, żeby mi o nich opowiedzieć. Chodźmy do środka -  rzekł po czym pociągnął mnie w kierunku wejścia nie pozwalając już nic więcej dodać. Od razu rzucił mi się w oczy skromny wystrój restauracji. Co ja poradzę, że będąc z Tomem wyobrażam sobie wiecznie samą elegancję i bogactwo! A tu było bardzo przytulnie, co też mi się podobało. Gitarzysta zaprowadził mnie do stolika, który pewnie już wcześniej zarezerwował i zajęliśmy miejsca naprzeciwko siebie. -  To na co masz ochotę?


- Nie wiem. Tom, ja nie jadam w restauracjach… -  odpowiedziałam dość niepewnie.


- Raz na jakiś czas taki wypad nie zaszkodzi. Nie zdążyłem nic dziś ugotować, więc musiałem cię tu przywieść. No, ale to miejsce chyba nie jest takie złe? Naprawdę możesz czuć się swobodnie.


- Jest w porządku  -  przyznałam z uśmiechem. -  Ale nie podają tu ślimaków? -  zapytałam nieco ciszej.


- Nie -  zaprzeczył ze śmiechem. -  Wiesz co tu podają? Makaron! Uwielbiam makaron.


-  Zauważyłam. Więc zdam się na twój kulinarny gust i zjem to samo  -  stwierdziłam nie zastanawiając się długo. Makaron, to zawsze bezpieczna opcja. Poza tym też go lubię, szczególnie w wykonaniu Toma. Więc żałuję, że dziś nie zdążył go przyrządzić, bo w jego mieszkaniu smakowałby na pewno znacznie lepiej. Po chwili podeszła do nas kelnerka i Tom złożył nasze zamówienie dodając do niego jeszcze dwie lampki czerwonego wina.


- To opowiadaj, co dzisiaj się u ciebie działo.


- Same głupie rzeczy. Nie wiem nawet, czy jest sens o tym mówić…


- Eh… Wiem, że nasza znajomość od przyjaźni raczej się nie zaczęła… Ale chyba możesz mi mówić o wszystkim? To znaczy w sumie nie wiem, czy tak czujesz… -  powiedział dziwnie niepewnym głosem, zupełnie nie w jego stylu. Jednak nie zdążyłam się już odezwać, bo kelnerka przyniosła nam kolację. Odczekałam, więc aż sobie pójdzie. Wyjątkowo się gramoliła, co mnie nieco rozdrażniło.


- Ale to zupełnie nie o to chodzi. Właściwie to nigdy nie zastanawiałam się nad tym, co mi powiedziałeś… Nasz związek jest dosyć dziwny. Trochę jakby… nie wiem nawet jak to nazwać. Latamy w chmurach? - teraz i ja poczułam te niepewność. Bo właśnie Tom mi coś uświadomił, na pewno nie celowo, ale jednak. I znowu będę miała o czym myśleć. Jaki ten dzień jest przepełniony zmartwieniami!


- Wiem… Chodzi ci o to, że nie jest poważny.


- Tak jakby. To znaczy myślę, że coś się zmieniło skoro teraz jestem twoją dziewczyną… Ale sam wiesz, to jest skomplikowane. Nie myśl, że mi się to nie podoba, czy coś… Mi to odpowiada, naprawdę cieszę się, że tak jest. Nie czuję potrzeby, aby to co jest między nami jakoś się specjalnie zmieniało… A co do tego, że mogę ci mówić wszystko… Zawsze czułam się przy tobie dosyć swobodnie pod tym względem -  rozgadałam się trochę, ale jakoś nie potrafiłam odpowiednio wyrazić swoich myśli. Miałam nadzieję, że mimo to zostanę dobrze zrozumiana. -  Eh, jesteś po prostu dla mnie kimś wyjątkowym i wszystko co z tobą przeżyłam, przeżywam i będę przeżywać też takie jest. I nie zamieniłabym tego na nic innego -  zakończyłam swoją wypowiedź i nieważne, że już dawno odbiegłam od tematu.


- Miło to słyszeć. Cieszę się, że nie przeszkadza ci to jaki jestem.


- Przecież jesteś cudowny -  uśmiechnęłam się do niego szczerze.


- Nie do końca to miałem na myśli, ale nie będę psuł tej chwili -  zaśmiał się. -  Ale dobrze, na razie zjedzmy. A później zabiorę cię na spacer i wtedy porozmawiamy o twoich problemach.


- W porządku.- Zgodziłam się wiedząc, że to jest nieuniknione. Nie mogłam ot tak o tym wszystkim zapomnieć… Nawet przy nim.


 


Tamten wieczór nieco odmienił mój sposób myślenia. I właściwie to wina Toma! To on poruszył dość drażliwy temat. Bowiem, co nas łączyło? Ja z pewnością byłam w nim szalenie zakochana. Choć i w to zaczęłam wątpić. Bo czy można kogoś szczerze kochać, gdy tak naprawdę nie zna się go od tej głębokiej, wewnętrznej strony? I w tym właśnie tkwił cały problem. Nasza przygoda rozpoczęła się od romansu, a nie przyjaźni. To dlatego wiele razy stawałam przed różnymi rozterkami i nie miałam pojęcia, co począć. Nigdy przecież nie wierzyłam w miłość bez przyjaźni, bez dosadnego poznania drugiej osoby… A tymczasem miałam pewność, że kocham.



Kiedy zjedliśmy, Gitarzysta od razu uregulował rachunek i opuściliśmy lokal wybierając się na wieczorny spacer. Okolica była bardzo spokojna i całkiem ładna, więc można powiedzieć, że wszystko nam sprzyjało. Nawet pogoda.


- Więc co się dzieje? -  zagadnął w pewnej chwili podczas, gdy ja właśnie gryzłam się sama ze sobą.


- Moja mama straciła pracę -  wyrzuciłam nie owijając w bawełnę. - Przed tym jeszcze się pokłóciłyśmy, ale to akurat jest normalne. Ona zawsze się czegoś uczepi i mnie sprowokuje… Nazwała cię moim sponsorem! Od tego alkoholu jej chyba takie durne pomysły przychodzą do tej głowy…


- Ale trochę wolniej, bo zaraz się pogubię - poprosił obejmując mnie w pasie.  - Twoja mama jest alkoholiczką?


- Nie… To znaczy tak jakby. Nie wiem sama Tom. Niby ma to pod kontrolą, ale ja uważam, że już dawno ją straciła. Ona wszystko ma w nosie! Mnie ma w nosie… A teraz jeszcze straciła pracę. Z czego my będziemy żyć? To też ją mało interesuje z tego co zauważyłam. A ja i Phil mamy maturę za pasem, mamy jeszcze pracować? To w ogóle nie wiem… Nie jestem jakimś geniuszem, żeby pogodzić szkołę z pracą i jeszcze przygotować się do egzaminów -  wyżaliłam się czując totalną swobodę. Wcale nie czułam oporów przed powiedzeniem mu całej prawdy, choć nie była kolorowa i było to moje życie. W sumie powinno mi być wstyd… I jest! Ale przecież mogę mu zaufać mimo wszystko.


- Każdy miałby problem… A nie może wam ktoś pomóc? Rodzina na przykład?


- Nie utrzymujemy z nikim kontaktu od śmierci ojca… To wszystko przez nią. Ona po prostu odstrasza ludzi, Tom! I nie wiem, co robić… Ona nawet nie da sobie pomóc. Już tyle razy próbowaliśmy…


- Może to przez śmierć waszego taty… Niektórzy ludzie sobie nie radzą z utratą ukochanych osób.


- Ale ona ma jeszcze nas… Jesteśmy jej dziećmi! Ty nie dbałbyś o swoje dzieci, gdyby ci żona umarła i zostalibyście sami? Oni mieliby tylko ciebie Tom… I byliby bardziej przerażeni niż ty.


- Eh… Masz rację. Nie rozumiem tego… - westchnął ciężko. -  Ale może ja mogę ci jakoś pomóc?


- Niby jak? - uniosłam na niego swoje spojrzenie. Nie bardzo wiedziałam, co on mógłby w ogóle zrobić w tej sprawie. To dotyczyło wyłącznie mnie, mojego brata i naszej matki… Co on może?


- Chociażby mogę wspomóc was finansowo… Tylko się nie denerwuj! Wszyscy od razu się wściekają, gdy proponuję im pieniądze… Ale to żadna litość ! Po prostu zależy mi na tobie i chcę ci pomóc. Tobie i twojemu bratu… Przecież zasługujecie na to, aby zdać maturę w normalnych warunkach i mieć zapewnioną jakąś przyszłość. Nie, żebym miał was utrzymywać cały czas czy coś, tylko po prostu wam pomogę… -  wyrecytował w pośpiechu nie dopuszczając mnie w ogóle do głosu. Jego szybkie tempo było uzasadnione, bo oczywiście zamierzałam już na niego nakrzyczeć, że w ogóle coś takiego przyszło mu do głowy. Jednak po wysłuchaniu wszystkiego mój umysł się nieco rozjaśnił.


- Masz na myśli taką zwrotną pomoc?


- No powiedzmy… Ale wiesz, że ja tych pieniędzy nie potrzebuję z powrotem.


- Potrzebujesz. Nie można sobie tak rozdawać kasy!


- Ale Ivy! Ja chcę pomóc…


- Wiem! To oddasz je na cel charytatywny -  skwitowałam nie widząc żadnego problemu. -  Gdy ci je zwrócimy -  dodałam nie zamierzając odpuszczać w tym temacie. – Poza tym na razie ich nie potrzebujemy.


- Ale w końcu będziecie…


- Wiem… Ale już nie przejmujmy się tym. To miał być nasz wieczór, a nie wieczór moich problemów.


- Dobrze, ale pamiętaj do kogo się zwrócić w razie czego -  zastrzegł i nachylił się, żeby złożyć krótki pocałunek na moich ustach. Od razu zrobiło się przyjemniej, a na mojej twarzy pojawił się błogi uśmiech.


- Mogę dzisiaj u ciebie nocować? -  zapytałam wpatrując się w niego maślanymi oczami. Nie chciałam wracać do domu i na nowo męczyć się z tym wszystkim.


- A szkoła?


- To tylko jeden dzień… A ja nie chce tam wracać -  zrobiłam smutną minkę, choć nie była ona zupełnie szczera. Chodziło mi jedynie o to, aby się zgodził i naturalnie nie mógł mi odmówić.


- W porządku. Sam się stęskniłem za twoją obecnością przy mnie w nocy - przyznał z uśmiechem.


- Dziękuję -  założyłam mu ręce na szyję i przytuliłam się do niego mocno. Chciałabym mu teraz powiedzieć „Kocham Cię”. To byłoby takie pięknie podsumowanie tej chwili… Jednak pozostanie ono w mojej głowie.


..............................................................


Przypominam o zakładce 'czytelnicy'.