czwartek, 29 sierpnia 2013

Kartka nr 44. “Suckle on the hope in lite brassiere…”

Z dedykacją dla Marty ;*


Oddychaj, po prostu oddychaj Ivette.


Dookoła panowała ciemność ze względu na późną porę, a ja miałam wrażenie, jakby ta ciemność ogarniała mnie od środka. Począwszy od umysłu, aż po serce. Chyba już się uspokoiłam. Może ta „ciemność” mi w tym jakoś pomogła? W każdym razie oddychałam siedząc spokojnie w jego samochodzie. Czując jego obecność obok. Czując jego zapach. Jedyne czego pragnęłam to pozbawić się świadomości… Świadomości tego, że to już koniec. I to nie jest tym razem żaden mój chwilowy wybryk… Nie będę mogła w każdej chwili wrócić i przeprosić. Wyznałam mu miłość, a on jej nie przyjął. A tego nie da się cofnąć w żaden sposób, ani nawet oszukać, że nic takiego nie miało miejsca.


Nie odezwaliśmy się do siebie, ani słowem odkąd Tom wyszedł na balkon. Kiedy wrócił czekałam już spakowana i po prostu wymeldowaliśmy się z hotelu następnie wsiadając do jego auta.  Nie wiem, jak długo już jechaliśmy. Nie odczuwałam czasu. Jedyne, co czułam to lekki ból głowy od płaczu i miałam wrażenie, jakby ktoś wylał klej na moją twarz, co było spowodowane zaschniętymi łzami. Swoją drogą musiałam wyglądać wspaniale. Do tego jeszcze brudna od makijażu. Ale chyba nawet on nie zwracał już na to uwagi. Po prostu prowadził swój samochód, a ja po prostu patrzyłam przed siebie. Prawdopodobnie chciałabym, aby ta droga jak najszybciej dobiegła końca. Chcę być już w domu… Z dala od tego wszystkiego. Z dala od niego… Przy nim to boli jeszcze bardziej. Gdy jest tuż obok, a nie mogę go przytulić, dotknąć, pocałować… Powtórzyć mu, jak bardzo go kocham. A on nie może się do mnie uśmiechnąć i odwzajemnić cokolwiek… To boli jeszcze bardziej.


Zatrzymał się nagle, co przykuło moją uwagę, gdyż raczej nie minęło, aż tyle czasu, abyśmy byli już na miejscu. Zamrugałam więc powiekami powracając do rzeczywistości i rozejrzałam się. To tylko stacja benzynowa… Tylko stacja. Więc nadal nic się nie zmienia… Wysiadł bez słowa i odszedł kawałek. A ja dalej siedziałam wpatrując się w przednią szybę. Ta droga była prawdziwą męką. Ale chociaż już nie płakałam… Chociaż już nie krzyczałam… Chociaż już… Nie byłam taka żałosna…


Wrócił po kilku minutach, a może kilkunastu? Czas tak niezauważalnie płynął…


- Napij się, dobrze ci to zrobi – odezwał się nagle powodując we mnie wstrząs dźwiękiem swojego głosu. Głosu, który jak zawsze był zniewalający. I do tego w tym przypadku brzmiał cholernie troskliwie. Odwróciłam głowę z nadzieją, że ma mi do zaoferowania wódkę, albo coś w tym stylu. Co innego mogłoby mi w tej chwili dobrze zrobić!? Widząc jego dłoń wyciągniętą w moim kierunku z kubkiem parującej cieczy, którą najprawdopodobniej była zwykła herbata… Odwróciłam się z powrotem. Słyszałam tylko, jak Gitarzysta wzdycha cicho i odkłada kubek. Myślałam, że po tym ruszymy dalej, lecz wciąż staliśmy w miejscu. -  Ivy, nie możesz się tak zachowywać. To nie jest koniec świata – rzekł po chwili spoglądając w moim kierunku. Nie rozumiem dlaczego wciąż jego głos wywołuje we mnie takie przyjemne emocje! Powinnam go znienawidzić. Właśnie w tej chwili. Ale nie umiem! Nie umiem… Nie odpowiedziałam mu nic, jedynie przekręciłam się bardziej w jego stronę opierając głowę o zagłówek fotela i patrzyłam na niego z nadzieją, że moje spojrzenie zastąpi wszelkie słowa. Ja chyba już dziś po prostu powiedziałam wszystko, co było możliwe… Już więcej się nie dało… - Nie chciałem sprawić ci tyle bólu – dotknął mojego policzka. Myślałam, że serce wyskoczy mi z piersi. Dlaczego on to robi! Pogarsza sytuacje! Przecież i tak mnie chce zostawić! Więc po co to! Po co! Nie umiałam jednak go odtrącić. Ten dotyk wciąż był najprzyjemniejszym na świecie. I chciałam go czuć… Chciałam, żeby do mnie mówił. Dopiero teraz mogłam dostrzec w jego twarzy smutek, gdy był tak blisko. I zbliżył się jeszcze bardziej po chwili całując moje spierzchnięte usta. Automatycznie zamknęłam oczy oddając się temu całkowicie. To było bardzo złe, bardzo złe… Z jego strony i z mojej. On nie powinien tego robić, a ja powinnam go odtrącić. – Ja… Potrzebuję czasu Ivy – powiedział cicho odsuwając się ode mnie, a ja poczułam, jakby coś mnie tchnęło. Jego słowa. Jakby… Jakby wstrzyknął mi nadzieję prosto w serce. Moje oczy od razu się wypełniły życiem i umiałam patrzeć w tej chwili na niego w normalny sposób. Chociaż może nie do końca… Bo chyba patrzyłam, jakby spadł z nieba. – Przepraszam – dodał jeszcze zanim wyprostował się na swoim miejscu i odpalił silnik. A ja w końcu czułam, jak moje serce bije. Czułam to… W ogóle nie zrobiło na mnie wrażenia, że mnie przeprasza. Cały czas myślałam tylko o tym, że potrzebuje czasu. To znaczy… To znaczy, że on może wrócić. Że on wcale nie odchodzi… Po prostu potrzebuje przerwy. A to normalne… Przecież każdy czasem musi odpocząć, przemyśleć pewne rzeczy! Ja mu powiedziałam, że go kocham… On musi się z tym oswoić, musi to przemyśleć i wszystko będzie dobrze… Wróci…


Tak niewiele trzeba, aby na nowo obudzić w drugim człowieku nadzieję. Wystarczy kilka drobnych słów. Jednak słów z Jego ust… Wtedy wszystko nabiera innego znaczenia. Moje serce odzyskało nadzieję. Miałam nowy cel, zaczekać. Chciałam czekać na niego tak długo, jak będzie to konieczne. Bo wierzyłam w przeznaczenie. Wierzyłam, że prawdziwa miłość musi wygrać, musi się spełnić. Wierzyłam, że i on mnie kocha. Że jestem dla niego ważniejsza niż jego duma, honor, czy strach. Chciałam być tą osobą, dla której pokona wszelkie swoje wątpliwości. Dla której zechce coś zmienić. Nowym etapem w jego życiu.


 


- Dlaczego jesteśmy tutaj? – wychrypiałam widząc, że zatrzymaliśmy się pod budynkiem, w którym mieszkał Tom ze swoim bratem. Odezwałam się w ogóle po raz pierwszy odkąd na niego wrzeszczałam i to było dosyć dziwne. Mój głos tak dziwnie brzmiał…


- Jest późno, nie będę niepokoił twojej rodziny. Miałaś wrócić jutro, więc wrócisz jutro – rzekł odpinając swoje pasy. On chyba chce mnie wpędzić do grobu. Torturuje mnie! Mam spędzić u niego noc?! Po tym wszystkim? Czemu nie da mi po prostu odetchnąć… Ja też potrzebuję tego czasu. Też muszę się z tym wszystkim oswoić, poukładać sobie w głowie. Dopiero co straciłam swoje serce… To boli… Tak bardzo boli…


Wysiedliśmy z samochodu, Tom wziął nasze rzeczy i udaliśmy się do jego mieszkania. Kolejne miejsce pełne wspomnień. Właściwie wszędzie miałam jakieś wspomnienia z nim związane. W jego samochodzie wszystko się tak naprawdę zaczęło między nami… Potem jego mieszkanie… To wszystko nie ma sensu. Cały ten dzień. Rano było cudownie i później też. Byliśmy szczęśliwi… Zrobiliśmy sobie pełno cholernych zdjęć. A potem… Powiedziałam mu, że go kocham i wszystko zaczęło się sypać. Ot tak. Jakby te słowa krzywdziły… Jakby były najgorszą rzeczą, jaką popełniłam w swoim życiu. I jaki w tym sens? Jaki sens jest w tym, że wciąż jestem przy nim? Że idziemy do jego mieszkania? Że ciągle jesteśmy…


- Chcesz wziąć prysznic? – przerwał milczenie, gdy już przekroczyliśmy próg jego mieszkania. Spojrzałam na niego jedynie wymownie i skierowałam się do łazienki. Przez chwilę nawet przeszło mi przez myśl, że znajdę tam coś ostrego i podetnę sobie żyły… Desperacja. Nie zrobiłam tego. Rozebrałam się tylko i weszłam pod prysznic odkręcając letnią wodę. Usiadłam sobie na kafelkach i czekałam, aż strumienie wody zmyją ze mnie cały ból. Czekałam… Ale uczucie ulgi nie nadchodziło. Więc zaczęłam płakać z bezsilności. Zastanawiałam się też, co ja w ogóle robię. Co się dzieje… To jakieś szaleństwo. Obłęd… Jestem szalona…


- Iv, wszystko w porządku? – niewyraźny głos należący do Toma sprowadził mnie z powrotem na ziemię. Teraz chciało mi się śmiać, to pytanie było najgłupsze, jakie mogłam usłyszeć. Schowałam twarz w dłoniach czując, że chyba dłużej tego nie zniosę. – Ivy… - odwróciłam głowę w jego kierunku, a on zakręcił wodę następnie sięgając po ręcznik. Patrzyłam z uwagą na jego poczynania… Czy tak się zachowuje ktoś, kto nie chce miłości? – Nie płacz już. Już wystarczy – powiedział do mnie jednocześnie przykucając i okrył mnie ręcznikiem. – Idziemy do łóżka – dodał jeszcze i poczułam nagle jak unoszę się nad ziemią. Przez chwilę myślałam, że gdzieś odleciałam, że to jakiś sen… Ale on po prostu wziął mnie na ręce. To było chyba najprzyjemniejsze, co się dzisiaj wydarzyło. Poczułam się taka zmęczona… A w jego ramionach byłam całkowicie bezpieczna i mogłam przestać się bać. Zacisnęłam dłonie na materiale jego koszulki mocno się w niego wtulając. Po chwili już byliśmy w jego sypialni i kładł mnie na swoim łóżku, a ja za nic w świecie nie chciałam go puścić. Miałam wrażenie przez chwilę nawet, że się uśmiechnął… Ale może mi się wydawało? Jestem już taka zmęczona…


- Nie odchodź… Ja zaczekam, dam ci tyle czasu, ile zechcesz… Tylko wróć – wyszeptałam zamykając zmęczone powieki. Ciągle czułam go blisko przy sobie, więc nie odszedł. Zasnęłam w jego ramionach…



Miłość potrafi sprawić, że stajemy się żałośni. Zapominamy o rozsądku, zapominamy nawet o sobie samych. Tak bardzo pragniemy obecności drugiej osoby, odwzajemnionego uczucia, albo chociaż najmniejszego zainteresowania z jego strony. Potrafimy czekać na najmniejszy znak całymi dniami, tygodniami, a nawet miesiącami. Blokujemy się na innych ludzi, na inne potencjalne szanse, które mogłyby przynieść szczęście. Nie łatwo jest być ponad to…


 Gdy obudziłam się rano wydawało mi się, że to wszystko co wydarzyło się poprzedniego dnia było tylko złym snem. Bo przecież leżałam w jego łóżku, a on wciąż był przy mnie. Spał słodko obejmując mnie swoim silnym ramieniem. Jakby nic się nie zmieniło… Jednak to moje kolejne złudne nadzieje. Moje spuchnięte oczy mówiły same za siebie.


Spojrzałam na niego, nawet nie rozebrał się do spania. Zapewne przeze mnie, lecz jakie to ma znaczenie? Ważne, że był tu przy mnie. Więc, dlaczego nie może być tak już zawsze? Na co mu ten czas? Żeby zdobyć się na odwagę i uciec? Czy może wrócić? Obiecałam mu, że dam mu ten czas… Choć to tak boli. Wcale nie chcę odchodzić…  Ale obiecałam, zresztą, czy mam jakiekolwiek inne wyjście? Nie zatrzymam go na siłę. Jedyne co mogę, to zaczekać. I wierzyć, że mnie nie zostawi. Mieć nadzieję…


Chciałam wstać i wyjść zanim się obudzi, aby oszczędzić sobie kolejnych łez. Musiałam się jakoś ogarnąć… W końcu… To nie koniec świata..? Nie mogłam jednak nawet się ruszyć przez to, jak mocno mnie obejmował. To było naprawdę słodkie i zapewne w innej sytuacji bym się rozczuliła… Westchnęłam cicho bardzo szybko się poddając. Jakoś nie miałam w sobie na tyle zapału, aby wydostać się z jego ramion i uciec. Przecież to nie ja jestem tą, co ucieka…


Leżałam więc i szmerałam go delikatnie po ręce nie mając lepszego zajęcia. Właściwie miło było przedłużyć czas z nim spędzony. Chociaż to nic nie wnosiło nowego… I tak będę musiała wrócić do domu, udawać, że nic się nie stało. I modlić się o to, by nie odszedł na zawsze.


Miał rację, byłam silna. To on nauczył mnie być silną i odważną. Może nie był tego świadomy, ale to jego zasługa. Zmieniałam się przy nim każdego dnia. Myślę, że na lepsze. Pomijając swoją żałosną desperację, w niektórych przypadkach… To akurat było wyłącznie moją winą. Nie zmieniało to jednak faktu, że byłam na tyle silna, aby cały czas wierzyć i mieć nadzieję. I przede wszystkim przetrwać to. A może to tylko złudzenie? Bo co się ze mną działo, gdy już zostałam sama…


- A co jeśli jestem w ciąży? – zapytałam nagle wpatrując się beznamiętnie w przednią szybę samochodu. Staliśmy już pod moim domem i dzieliła nas jedynie chwila od rozstania. Zdawałam sobie sprawę, jak bardzo jestem w tym momencie żałosna. Jak bardzo żałosna byłam przez ostatnią noc i dzień. On mnie do tego zmusił. Sprawił, że tak bardzo się upokorzyłam… Płaszczyłam się przed nim, jakby był wszystkim, co mam. Jakbym miała bez niego umrzeć… A czy ktokolwiek zasługuje na takie potraktowanie? Czy zasłużyłam sobie na to wszystko? Czym? A on? Kim on jest… I kto upoważnił go do takiego zachowania! W tej chwili byłam rozgoryczona, pełna żalu i wzrastającej z każdą sekundą złości. I musiałam usłyszeć odpowiedź na to jedno, jedyne pytanie. Chciałam… Chciałam usłyszeć odpowiedź, która ściągnęłaby mi kamień z serca.


- Nie jesteś – zaprzeczył spoglądając na mnie. Jak zwykle pewny siebie, jak on zawsze wszystko wie!


- Ale co jeśli jestem? – odwróciłam się energicznie w jego stronę wbijając w niego swoje przeszywające spojrzenie.


- Przecież nie jesteś Iv – ponownie usłyszałam jego stanowczy głos, co jednocześnie było niemą odpowiedzią na moje pytanie. To było jasne… Kompletnie go to nie obchodziło. Nie wierzę! Naprawdę nie wierzę, że go kocham!


- Nie wierzę… To jest takie… Idiotyczne – pokręciłam z niedowierzaniem głową jednocześnie odpinając pasy. – Ty naprawdę jesteś zwykłym egoistycznym i niedojrzałym dupkiem – wypaliłam nie zważając już na swoje słowa. Wyraźnie go tym zaskoczyłam. Nigdy wcześniej nawet bym nie pomyślała, aby tak do niego powiedzieć. A teraz to było… Takie proste. Słowa z łatwością wydobywały się z moich ust, jak jeszcze nigdy. - Zupełnie cię nie obchodzi to, jak sobie poradzę, czy w ogóle sobie poradzę! A co dopiero, jak twoje głupie potrzeby łóżkowe wpłynęły na moje popaprane życie! – wykrzyczałam wszystko, co tylko ślina przyniosła mi na język i nie czekając nawet na jego reakcję wysiadłam z impetem zatrzaskując za sobą drzwi i skierowałam się prosto do domu.


- Ivette! – drgnęłam lekko czując napływ nowej nadziei, gdy dotarło do mnie jego wołanie. Zatrzymałam się będąc już przy drzwiach i odwróciłam w jego stronę. – Jesteś w ciąży!? – Nie wierzyłam własnym uszom. Czy ja naprawdę kocham największego idiotę na świecie? Nawet ten dupek ze szkoły mu nie dorównuje! Rzeczywiście Tom Kaulitz jest mistrzem w każdej dziedzinie! Każdej!


Odwróciłam się bez słowa i zamknęłam za sobą drzwi.

środa, 21 sierpnia 2013

Kartka nr 43. „Come on skinny love just last the year.”

Ile razy życie może zmienić swój bieg?


A ile może znieść tych zmian człowiek?


Leżałam nieruchomo na łóżku wpatrując się w biały sufit, moja klatka piersiowa unosiła się rytmicznie w górę i w dół… W górę i w dół… Skupiałam się na tym. Skupiałam się na oddychaniu. Chwytałam powietrze i wypuszczałam je próbując jeszcze żyć…


Co ja zrobiłam?


Po tym całym wydarzeniu, wróciłam do naszego pokoju sama. I nie mam pojęcia, gdzie jest Tom. Chyba powinnam się zacząć niepokoić. Tylko o co? To dorosły facet. Dorosły facet, który boi się uczuć! Który nie chce miłości! Nie mogę się o niego martwić! Nie potrafię po tym wszystkim. Próbuję być spokojna… Próbuję oddychać. Ale czuję się, jakby powietrze z każdą sekundą robiło się coraz gęstsze i… A ja nie mogę złapać oddechu! Ile już tak leżę? Godzinę? Dwie? Straciłam poczucie czasu…


Wyznałam mu miłość! Ivette, ty głupia idiotko!


Myślę, że on już tu nie wróci. Na pewno wsiadł do samochodu i odjechał… Chociaż jego kluczyki leżą na szafce. Wszystkie jego rzeczy leżą tu, na swoim miejscu nie ruszone. On nie może mnie zostawić… Tak się nie robi! Po prostu nie…


Moje serce niemal wyskoczyło z piersi, gdy usłyszałam, jak ktoś wchodzi do pokoju. Od razu poderwałam się do pozycji siedzącej wlepiając swój wzrok w drzwi, przez które wszedł Tom. Wyglądał zupełnie tak, jak zawsze. Zupełnie… Idealny. Wspaniały… Ale chyba już nie chciał być dla mnie. Nie chciał…


- Tom – wypowiedziałam cicho jego imię widząc, jak chłopak zaczyna zbierać z pokoju swoje rzeczy. Zostawi mnie…


- Muszę wracać – rzekł, jak gdyby nigdy nic. Jakby… Jakby nic go nie obchodziło! Jakby to wszystko w ogóle się nie wydarzyło! Wzbudzało to we mnie złość, a jednocześnie rozpacz. Popadałam w panikę…


- Mieliśmy jutro…


- Miałem telefon – przerwał stanowczo. Kłamał… Wiem, że skłamał. Nie było żadnego cholernego telefonu! On ode mnie ucieka. Po prostu ucieka! Pieprzony tchórz!


- Nie rób tego – podeszłam do niego szybko i chwyciłam mocno za rękę zmuszając, aby na mnie spojrzał. Miałam łzy w oczach wiedząc, że na nic są moje nadzieje. Ale mimo to ciągle się łudziłam… Jak zwykle. Naiwna, głupia idiotka.


- Spakuj się.


Poczułam, jakbym kolejny raz została przez niego znokautowana. Jakbym wylądowała na ziemi, całkowicie sparaliżowana bo w tej chwili nie mogłam się nawet ruszyć.


Bolało. Wszystko tak bardzo bolało...


- Dlaczego to robisz? – wykrztusiłam ledwo wydobywając z siebie głos. Nie mogłam już tego znieść. Czułam z każdą chwilą, jak mnie to przerasta. Nigdy nie będę ponadto. – Nie masz nawet odwagi spojrzeć mi w oczy.


- Możesz po prostu wziąć swoje rzeczy? – rzucił zdenerwowany. Nie zamierzałam jednak ruszać się nawet na krok. Nawet, gdybym chciała, nie umiałam. Jakby coś trzymało mnie na siłę… I ten ból przezywający całe moje ciało. Chyba przestaję czuć…


- Więc to nic nie znaczyło – roześmiałam się gorzko przez łzy, które spływały już automatycznie po moich policzkach. – Chodziło ci tylko o seks. Od samego początku. Seks! Ale powiedz mi, wytłumacz, dlaczego?! Aż taka dobra jestem w łóżku!? Błagam cię, przecież byłam w tym kompletnie zielona! Byłam pieprzoną dziewicą Kaulitz! – wyrzuciłam z siebie w ogóle nie zważając na to, jak głośne są moje słowa i, że jest już dość późno. To po prostu samo wydobywało się ze mnie. Nie mogłam tego powstrzymać. – Więc jak mogło chodzić tylko o seks? Naprawdę potrafisz tak dobrze udawać? – kontynuowałam nie widząc z jego strony żadnej reakcji. Stał jedynie przede mną ze swoim pustym spojrzeniem i kamiennym wyrazem twarzy. Jakby zamienił się w jakąś cholerną bezuczuciową skałę, o którą mogę rzucać swoimi słowami. – Nie wierzę w to. Nie nabrałam się, nie nabrałam się na to! Wiesz, dlaczego? Bo nie oszukiwałeś! Ani przez chwilę niczego przede mną nie udawałeś! Naprawdę ci na mnie zależy! Od samego początku, gdy tylko mnie spotkałeś! Od pierwszego dnia! Tak, chcesz mnie! Ale musisz wziąć też to, co ze sobą niosę! To co mam w sobie! Znam cię i nie wierzę, że nic nie czujesz! – czułam jak wpadam w jakąś histerię przestając już nad sobą panować. Do tego ten ciągły brak reakcji z jego strony wzbudzał we mnie jeszcze większą wściekłość. Dławiłam się już łzami wrzeszcząc na niego, a on tylko patrzył. – Powiedz, że coś czujesz! Powiedz coś do cholery! Nie udawaj! – zaczęłam uderzać w niego swoimi drobnymi pięściami, co też przyjął. Tak po prostu… - Przestań! Przestań! Nie stój tak! Nie pozwalaj mi się na tobie wyżywać, jakbyś na to zasłużył! Nie będziesz dzięki temu rozgrzeszony! Nie stój z tą pieprzoną miną świadomego skazańca, który chce godnie przyjąć swoją karę! – nie mogłam złapać już oddechu, nie miałam nawet siły dłużej go bić, co nie przynosiło nawet żadnych rezultatów. Zapewne i tak nic nie czuł, za to ja miałam wrażenie, że ręce zaczynają mi puchnąć. Straciłam wszelkie siły, nie umiałam już nawet ustać na nogach. Zsunęłam się na ziemię nie mogąc przestać płakać. Klęczałam przed nim, jak najżałośniejsze stworzenie świata i w dodatku cała we łzach. Myślałam, że takie sceny zobaczyć można tylko w idiotycznych, brazylijskich serialach… Jednak to się dzieje naprawdę. To się dzieje naprawdę! I to ja jestem tą żałosną, główną bohaterką…


- Uspokój się Ivy – przyklęknął przede mną chwytając moje dłonie. Uniosłam na niego swoje spojrzenie, a łzy jakby przestały cieknąć… Miałam nadzieję. Znowu poczułam nadzieję. Wystarczyło, że usiadł przy mnie i wypowiedział moje imię tak, jak zawsze. A ja znowu zaczęłam się łudzić… - Musisz się uspokoić…


- Ty chcesz odejść prawda? – wyszeptałam nie spuszczając z niego wzroku. Patrzyłam na niego, jak na Boga, od którego zależy moje życie. – Nie możesz… - pokręciłam głową nie czekając nawet na jego odpowiedź. – Musisz zrozumieć… Zrozum Tom…


- Proszę, uspokój się…


- Nie mogę się uspokoić! – krzyknęłam ponownie wpadając w furię. Jak on w ogóle śmie mówić mi coś takiego! Jak może mu to przejść przez gardło! I to z takim stoickim spokojem! Jakim prawem w ogóle! – Nie mogę się uspokoić i nie uspokoję się! – wstałam gwałtownie zupełnie nie wiedząc co mam ze sobą zrobić. On uczynił to samo. Zachowywał się, jakby chciał mieć wszystko pod kontrolą jednocześnie sam nie robiąc zupełnie nic.  – Ty… Ty w ogóle nie wiesz, co mówisz! Jesteś… -  wyciągnęłam w jego kierunku swoją otwartą dłoń, jakbym chciała mu coś wyrwać. – Powiedziałeś mi, żebym się w tobie nie zakochiwała. To były najgłupsze i najbardziej popierdolone słowa, jakie kiedykolwiek usłyszałam w tym popieprzonym życiu! Bo kurwa nie można oczekiwać, czegoś takiego od ludzi! Rozumiesz? Nie można! Nie panujemy nad swoimi uczuciami! Naprawdę jesteś takim idiotą, że o tym nie wiesz?! Nie, nie jesteś! – wyrzuciłam podchodząc do niego bliżej. – Teraz… Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałabym cię nie kochać. Chciałabym umieć nie kochać… Nie czuć nic! Ale nie da się… Nie da się! Kocham cię Tom, tak bardzo… Tak bardzo, że nie mogę oddychać – dotknęłam dłonią jego policzka. Był taki ciepły… Taki jak zawsze, gdy go dotykałam. Tylko, że teraz było inaczej… - Nie możesz zabronić mi cię kochać – wyszeptałam przez łzy prosto w jego usta, których zawsze tak pragnęłam. Wpiłam się w nie zachłannie z kolejną złudną nadzieją. Łapałam się wszystkiego, jak ostatnia desperatka. Nie odtrącił mnie, pozwolił się całować. Odwzajemnił ten pocałunek. I z jego strony nie różnił się wcale niczym od każdego innego… Tylko ja… Ja czułam, jakby to już był ostatni. Jakbym nigdy więcej miała nie poczuć smaku jego ust… Oderwałam się od niego nagle i uderzyłam go w twarz. Chyba obydwoje byliśmy tym zaskoczeni, lecz nie zareagował. Ja jedynie znowu rozpłakałam się, jak dziecko…


- Iv, jesteś silna…


- Nie, nie, nie – zaczęłam zaprzeczać jednocześnie kręcąc przy tym głową jak opętana. – Nie możesz mi tego zrobić! Oddałam ci się cała! Oddałam ci moje serce! Wszystko! Nie chcesz miłości!? Dobrze! – wykrzyczałam i zrobiłam krok w tył, aby następnie zacząć ściągać z siebie ubrania. W tej chwili już nie myślałam.


- Ivy, co ty robisz? – podszedł do mnie powstrzymując moje działania przez co zdążyłam zdjąć jedynie swoją bluzkę, ale nie miałam zamiaru tak po prostu odpuścić.


- Nie będzie miłości! Będzie sam seks! Bo widocznie nie możesz połączyć tych dwóch rzeczy, jest to zbyt trudne dla kogoś takiego jak ty! – wyrecytowałam wręcz rzucając się na niego. Chciałam dać mu tylko to, czego zawsze pragnął. Siebie. Próbowałam znowu go pocałować, ale tym razem nie pozwolił na to. Poczułam, jak mocno chwyta mnie za nadgarstki trzymając od siebie na bezpieczną odległość. – Przecież tego chcesz! Tego właśnie chcesz!


- Przestań! Zamknij się! – pierwszy raz tego dnia podniósł głos, co w pierwszej chwili wywołało u mnie szok zmieszany ze strachem. Chyba w tym momencie to wszystko dopiero zaczęło do mnie tak naprawdę docierać. – Ubierz się i spakuj swoje rzeczy. Koniec przedstawienia – rzekł stanowczo po czym puścił moje dłonie i wyszedł na balkon wyciągając po drodze z kieszeni spodni paczkę papierosów. Stałam jak wmurowana już nawet nie płacząc. Po prostu stałam i patrzyłam w jego kierunku w bezruchu, nawet moje dłonie, które przed chwilą ściskał wciąż tkwiły nieruchomo w powietrzu… Trwało to dobrą chwilę zanim mogłam jakkolwiek się ruszyć. Gdy już mi się to udało od razu zaczęłam zbierać wszystkie swoje rzeczy i pakować je do torby. Robiłam to totalnie automatycznie. Jak jakiś pieprzony robot… Tym właśnie się stałam tego wieczoru.



Miłość. Można kochać kogoś ze wzajemnością, ogromne szczęście. Można kochać bez wzajemności, ogromne nieszczęście. Można kochać po cichu… Można kochać głośno. Moja miłość krzyczała. Tak bardzo, że musiałam pozwolić jej się wydostać. Płacąc za to najwyższą cenę. Straciłam wszystko. Jednego dnia całe moje życie powtórnie zmieniło bieg. I już przestałam być szczęśliwa.


Szczęście potrafi być ulotne. Może być i za chwilę zniknąć. A miłość? Z nią jest ciężej. Gdy już raz się pojawi i jeżeli nie może się spełnić… I tak będzie dręczyć. Tak długo, aż nie uda się z niej wyleczyć. Czyli… Chyba, dopóki człowiek nie umrze. Tak… Śmierć.


Z miłości leczy tylko śmierć… 

wtorek, 13 sierpnia 2013

Kartka nr 42. „Give me love…”

Obudziłam się wtulona w Toma, który jeszcze smacznie spał. Nasz pierwszy poranek wygląda dokładnie tak, jak sobie go wyobrażałam. Aż szkoda, że już jutro wieczorem wszystko wróci do szarej rzeczywistości. Ale na razie nie warto o tym myśleć. Trzeba cieszyć się tym, co jest! Uśmiechnęłam się patrząc na jego spokojną twarz i złożyłam na jego policzku krótki pocałunek. Nie mogłam się powstrzymać, jest taki słodki! Na szczęście nie przerwało to jego snu, a ja ostrożnie wysunęłam się spod kołdry nie chcąc go w żaden sposób obudzić. Myślę, że zasłużył, aby się porządnie wyspać. Dziwię się, że sama tak wcześnie się obudziłam. Jednak czuję się bardzo wypoczęta i pełna energii… A to bardzo dobrze bo przed nami długi dzień, mam nadzieję, że pełen wrażeń. Postanowiłam się odświeżyć, a potem zamówić jakieś śniadanie. Tom zapewne do tego czasu już wstanie i na pewno będzie miał ochotę coś przekąsić, a przede wszystkim napić się świeżej kawy. Wcale nie zamierzam się podlizywać! Ja po prostu go kocham… Tak, może kiedyś się tego dowie?


 


Myśl, aby wyznać mu swoje uczucia coraz częściej zaprzątała moją głowę. Czułam w sobie coraz większą potrzebę podzielenia się tym z nim. Gdzieś w głębi pragnęłam powiedzieć mu, jak bardzo mi na nim zależy, jak wiele dla mnie znaczy, jak mocno go kocham… Chciałam poznać jego reakcję, zobaczyć co się stanie. Myślałam wtedy, co jeśli on czuje to samo? Przecież to równie wrażliwy człowiek, co ja. Każdego dnia przekonywałam się, jak wiele delikatności, czułości i uczuć w nim drzemie. W takim z pozoru twardym mężczyźnie. Tylko co z tego? Bałam się. Najmocniej na świecie bałam się tego, że mogę go stracić przez zwykłe „kocham cię”. A może wcale nie takie zwykłe? To już była jakaś choroba, bo nie umiałam sobie wyobrazić po raz drugi mojego życia bez niego… Choroba, którą nazywa się miłością. Tylko, czy taka miłość jest dobra? Wiele pytań kłębiło się w mojej głowie… Pytań bez odpowiedzi. I wiedziałam, że wszystko by się rozwiało raz na zawsze, gdybym tylko odważyła się zrobić ten jeden krok…


 


Kiedy odbierałam śniadanie Tom jeszcze smacznie tulił się do poduszki. Mój słodki śpioch! Jednak było już po dziesiątej, a ja mimo wszystko nie zamierzałam pozwolić mu przespać całego dnia. Tym bardziej, że zaczynałam się już sama nudzić. A my nie przyjechaliśmy tu spać! Naprawdę szkoda mi każdej minuty… Tak więc będę zmuszona go obudzić! O ja okrutna…


Wgramoliłam się na łóżko obok niego i zaczęłam budzić go pocałunkami, tak jak on miał to w zwyczaju robić wobec mnie. Zaczęłam od jego szyi podążając ustami coraz wyżej i wyżej… Bardzo się w to wczułam, mi również sprawiało to przyjemność.  Jednak Gitarzysta podejrzanie za długo się nie budził! Przerwałam więc nachylając się nad jego twarzą ze zmrużonymi podejrzliwie oczami. Uśmiechał się, można by pomyśleć, że przez sen, ale ja dobrze znam ten uśmiech.


- Ty udajesz! – zawołałam oburzona i szturchnęłam go w ramię. Wtedy ujrzałam parę brązowych oczu wyłaniającą się spod jego powiek. Miałam już zacząć na niego krzyczeć, lecz uprzedził mnie swoim refleksem. Nim się obejrzałam wylądowałam na plecach, a on zawisł nade mną z cwanym uśmiechem.


- Dzień dobry Kochanie.


- Pf… - prychnęłam próbując się podnieść, ale bezskutecznie, gdyż uniemożliwił mi to przyciskając moje nadgarstki do materaca. – No i co robisz? – zapytałam spoglądając na niego z obojętnością.


- Obraziłaś się?


- Tak – mruknęłam z przekonaniem.


- No nie, na mnie? Taki foch? Z samego rana?


- Było nie udawać! Puść – nakazałam spoglądając w kierunku swoich rąk, które zaczynały już mi cierpnąć.


- Oj to naprawdę taki okropny czyn? Chciałem tylko dłużej zatrzymać te przyjemną chwilę twoich czułości – wytłumaczył bardzo przejęty. – Jak mam prosić o wybaczenie moją Księżniczkę? – dodał wpatrując się we mnie, na co wzruszyłam ramionami. Nie będę mu jeszcze podpowiadać, jak ma przepraszać phi… Niech sam się stara, o. W końcu to nie takie trudne… Naprawdę łatwo mnie udobruchać! Tak no… Może troszeczkę go prowokuję?


- Bolą mnie już ręce – zwróciłam ponownie uwagę na swoje nadgarstki, co wcześniej zignorował. Tym razem jednak przejął się bardziej i posłuchał uwalniając moje ręce ze swojego uścisku. Automatycznie zaczęłam je sobie rozmasowywać, co wykorzystał i chwycił jedną z moich dłoni następnie czule obdarowując ją pocałunkami. Tak, to było znacznie milsze niż jakieś tam masowanie… Od razu zrobiło się przyjemnie, a mój mini foch zniknął. Uwielbiam, gdy jest taki czuły i kochany.  Tak, w sumie to przez niego mnie te ręce bolą… Ale no… Warto było! Hm, jeszcze popadnę w jakąś obsesje… Sama zacznę się okaleczać, żeby Tom potem mógł tak cudownie opatrywać moje rany… Źle ze mną skoro mam już tak idiotyczne myśli. Zupełnie jakby nie mogło być miło i bez takich rzeczy…


- Lepiej? – zapytał przenosząc jednocześnie swoje usta na drugą rękę. Myślę, że mój uśmiech mówił wszystko. Jednak dla pewności skinęłam jeszcze twierdząco głową. Gdy skończył zajmować się już moimi dłońmi, nachylił się bardziej i złączył nasze usta w pocałunku. Westchnęłam cicho czując, jak rozsuwa mi wargi swoim zwilżonym językiem i wsuwa go delikatnie do mojej buzi. Jego dłoń w międzyczasie wylądowała na moim pośladku, który zawzięcie masował podczas długiego i namiętnego pocałunku. Znowu to robił! Znowu mnie podniecał i doprowadzał do szaleństwa…


- Zamówiłam śniadanie – wykrztusiłam, gdy pozwolił mi się na chwilę od siebie oderwać. Od kolejnego głębokiego pocałunku dzieliła nas moja dłoń, która spoczęła na jego torsie tym samym oddzielając nas od siebie. Bardzo chciałabym wrócić do tej przyjemności, a nawet chciałabym dużo więcej. Jednak nie mogłam pozwolić, aby namiętność zaczęła rządzić całym naszym życiem. Musimy robić coś więcej! Musimy trochę żyć… A w życiu trzeba jeść, tak! Trzeba jeść… Trochę czasem porozmawiać, czasem wyjść z łóżka! Przede wszystkim wyjść z łóżka…


- Wiem, słyszałem – odparł oblizując przy tym swoje wargi, co było takie seksowne… On cały czas prowokuje! Nie dam się!


- Oh ty! Od kiedy nie śpisz, co?


- Od dawna – uśmiechnął się szeroko. – Obserwowałem cię, to bardzo przyjemne zajęcie.


- Co w tym przyjemnego? – zmarszczyłam brwi oczekując, jakiś szczegółów.


- Sam nie wiem… To fajne budzić się i wiedzieć, że ktoś jest obok. Trudno to wytłumaczyć, ale podoba mi się to uczucie, gdy krzątasz się po pokoju. Zamawiasz śniadanie… Albo bierzesz prysznic i słychać szum wody. Wiem, że tam jesteś… Tak po prostu. Nie jestem sam… - wyznał. Takiej odpowiedzi się nie spodziewałam! Rozczuliło mnie to niesamowicie. I było tak bardzo dla mnie ważne… Każde słowo w tej wypowiedzi, każe bez wyjątku miało szczególną moc.


 


Po raz kolejny pragnęłam wyznać mu swoje uczucia… I po raz kolejny też tego nie zrobiłam.



- To teraz żałuję, że się na ciebie obrażałam – stwierdziłam uśmiechając się do niego i pogładziłam dłonią jego policzek. Przymknął wtedy powieki, po raz kolejny, nieświadomie sprawiając mi tym wielką przyjemność. Rozkoszował się tym drobnym gestem z mojej strony jednocześnie dając mi znak, ile to dla niego również znaczy. Że nie tylko, ja przeżywam każdy jego dotyk, czy słowo… Być może on czuje dokładnie to samo za każdym razem, kiedy ja do niego mówię, czy go dotykam. Kocham cię Tom… Tylko te słowa tkwiły w tej chwili w mojej głowie i za nic w świecie nic innego nie chciało ich zastąpić. Tak więc nie powiedziałam nic… Podniosłam się jedynie i ucałowałam jego usta najczulej, jak tylko potrafiłam.



Czułość, delikatność, wrażliwość, niepokój, przyjemność… Czy widząc to wszystko, tak trudno rozpoznać miłość? Ile jeszcze trzeba dowodów? Co jeszcze musiało się wydarzyć, aby zauważył… Żeby sam dostrzegł, jak bardzo Go kocham…


 


Po śniadaniu w końcu wybraliśmy się trochę w teren. Świeże, górskie powietrze od razu nas orzeźwiło i dodało jeszcze więcej energii. Robiliśmy bardzo dużo zdjęć, w większości otaczającej nas natury, ale znalazły się również takie, gdzie obydwoje na nich byliśmy. W końcu takie pamiątki były obowiązkowe! Musze mieć jakieś zdjęcia z moim mężczyzną. Właściwie nie wiem nawet, jak długo potrwa nasz związek… Jestem taka szczęśliwa, że to jest, aż podejrzane. Ale lepiej nie będę zapeszać! Bo jeszcze sama wszystko zepsuje… A to jest bardzo możliwe. Nie wiem, jak długo jeszcze wytrzymam, aby nie powiedzieć mu, że go kocham… Czy to nie jest z mojej strony kłamstwo? Na pewno brak szczerości… A przede wszystkim ogromny strach.


Podczas naszej wycieczki mogliśmy całkowicie się zrelaksować i zapomnieć o całym świecie. Jednak nie o wszystkim się dało. Moje myśli uparcie wracały do uczuć, jakie w sobie dusiłam…


- O czym tak myślisz? – zagadnął w pewnej chwili przysiadając sobie na pniu drzewa i spojrzał na mnie w ten swój dociekliwy sposób, jakby chciał mi tym przekazać, że nawet nie mam co kręcić, bo on i tak będzie o tym wiedział.


- O tobie – odparłam z lekkim uśmiechem, co też było zgodne z prawdą.


- A są chwile kiedy o mnie nie myślisz? – na jego twarz wpłynął chytry uśmiech jednocześnie powodując, że i ja automatycznie się uśmiechnęłam.


- Zdarza się – mruknęłam dość niepewnie. Bo właściwie sama do końca nie wiem. Czy popadłam już w taką obsesję? Czy Tom Kaulitz całkowicie opanował mój umysł i ciało? Czy ja w ogóle jeszcze jestem sobą?


- W czasie przerwy świątecznej planujemy z bratem wybrać się na małe wakacje. Chciałabyś dołączyć? – zapytał nagle ściągając tym samym na siebie moje lekko zaskoczone spojrzenie. Po pierwsze do świąt jeszcze trochę daleko, po drugie… Zaprasza mnie na urlop, gdzie będzie jego brat? To znaczy, że nie ma nic przeciwko, abym spędzała z nim czas? Żebym go poznała? Żeby on poznał mnie? Czy to znaczy, że jestem dla niego znacznie ważniejsza, niż sądziłam? Czy chce tworzyć ze mną poważny związek?


Czy mnie kocha?


Mnóstwo pytań pojawiało się w mojej głowie. Pojawiały się i znikały, aby zaraz mogły na ich miejsce utworzyć się kolejne. Stałam nieruchomo, jak zaklęty posąg ze spojrzeniem wciąż utkwionym w Gitarzyście.


- Czy powiedziałem coś nie tak? – zaniepokoił się widząc moją reakcję, a raczej jej brak. – Wiem,  że cenisz sobie Billa. W końcu jesteś fanką naszego zespołu… Ale nie sądziłem, że zrobi to na tobie takie wrażenie.


- Nie o to chodzi – pokręciłam głową przysiadając obok niego. Serce znowu biło mi nienaturalnie szybko. Nie wiedziałam, w jaki sposób mam mu to wyjaśnić bez wyjawiania swoich uczuć. Jak mu nie powiedzieć, że go kocham?


Albo może w końcu powiedzieć!


- Więc czemu tak zamilkłaś?


- Bo… To co nas łączy, ten nasz związek… Przestaję to rozumieć – wyznałam spoglądając na niego. Lepiej ująć tego nie potrafiłam.


- Ale co tu jest do rozumienia? – zaśmiał się. W ogóle mi tego nie ułatwiał. Naprawdę mógłby się bardziej wysilić i sam dojść do tego, o co mi chodzi! Trochę współpracy by nie zaszkodziło…


- Nie wiem, jak ważne jest to dla ciebie.


- Iv, chyba widać, że mi zależy?


- Tak – potwierdziłam bez wahania. Nie można było się z tym nie zgodzić, ale nie zmieniało to pozostałych faktów. – Ale do czego to prowadzi Tom?


- A do czego ma prowadzić? – mogłam dostrzec w nim narastające zdenerwowanie. Chyba jednak poruszyłam nieodpowiedni temat. Jednak powinnam była milczeć… Nie powinnam nic mówić. Nie powinnam… - Jesteśmy razem tu i teraz, tyle.


- Tu i teraz? Tom zapraszasz mnie na wakacje ze swoimi bratem, które odbędą się za kilka tygodni – przypomniałam mu o dziwo sama się nieco irytując. Jego zachowanie naprawdę mnie dziwiło. Nie rozumiałam już nic. Nie wiem o co w ogóle mu w tym wszystkim chodzi! Co to wszystko ma znaczyć…


- Nie musisz jechać, jeśli…


- Przecież nie o to chodzi – przerwałam mu stanowczo. – Dlaczego ty tak nic nie rozumiesz? – wstałam z miejsca denerwując się już na poważnie.


- Bo może nie chcę – rzucił krótko, jakby obojętnie. Zupełnie, jakby w tej chwili wcale mu nie zależało. Jakby miał dosyć. Dosyć mnie i mojego gadania, tego niewygodnego tematu. Moich pytań… Wszystkiego.


- Dlaczego nie możesz ze mną porozmawiać, jak dorosły facet?


- A jak z tobą rozmawiam?!


- Robisz wszystko, aby ta rozmowa spełzła na niczym. Wszystko, żeby nie dowiedzieć się tego, co chcę ci przekazać! – wyrzuciłam podniesionym głosem nie spuszczając z niego wzroku nawet na chwilę.


- Bo nie chcę tego! – podniósł się gwałtownie z miejsca stając tuż przede mną. – Chcę ciebie, nic więcej. Wiedziałaś o tym od początku – nie wiedziałam, jak powinnam zareagować na te słowa. Nie potrafiłam nawet wyczuć, czy zawierały one w sobie coś pozytywnego, czy przeciwnie. Jedyne co potrafiłam w tej chwili to roześmiać się. Jednak to nie była radość, a ironia. – Więc nie psuj tego – rzekł już nieco spokojniej i uniósł rękę próbując dotknąć mojego policzka, ale odsunęłam się od niego. Pierwszy raz w życiu nie uległam, bo właśnie dotarł do mnie sens jego słów.


Nie chce twojej miłości… On nie chce twojej miłości…


- Ivy… - wypowiedział cicho moje imię, a w jego oczach mogłam dostrzec rozczarowanie. Moje za to błyszczały od łez. Zrobiłam krok do tyłu odsuwając się od niego jeszcze bardziej, a potem kolejny i kolejny, aż w końcu odwróciłam się chcąc odejść. Jednak przed tym zatrzymałam się na chwilę.


Zepsuję to.


Odwróciłam się z powrotem w jego kierunku, stał ciągle w miejscu patrząc na mnie z tym swoim rozczarowaniem. Miałam znowu ochotę po prostu się roześmiać. Żałosne życiowe rozczarowania.


- Kocham cię! – krzyknęłam najgłośniej, jak tylko w tej chwili potrafiłam. Swoim drżącym i łamliwym się głosem. Chłopak, jakby drgnął. – Kocham cię – powtórzyłam już normalnym tonem, ale wiedząc, że nie otrzymam odpowiedzi… I, że on nie chce mojej miłości… Odeszłam.



Wtedy, gdy to wykrzyczałam… Nie pozbyłam się tylko samego ciężaru ze swojego serca. Chciałam też zniszczyć Twój idealnie poukładany, cudowny świat. Świat, w którym nie chciałeś miłości. Pragnęłam zburzyć harmonię, jaką sobie sam stworzyłeś. Rozwalić mur, który rozstawiłeś wokół siebie. I udało mi się prawda? Odważyłam się powiedzieć Ci, że Cię kocham. Wiedziałam, jak to się skończy. To było oczywiste. Jednak, to było silniejsze ode mnie. Mogłam przecież tego nie robić. Mogłam przeprosić, uznać, że ta rozmowa była złym pomysłem i wrócić do normalności. Twojej normalności… Mogłam kolejny raz Tobie ulec. Chciałam. Pragnęłam tego. Ale jeszcze bardziej pragnęłam wykrzyczeć Ci, że Cię kocham. Zniszczyć Twój idealny świat. Zmusić Cię do tego, abyś usłyszał te słowa. Pobudzić Twoje serce. Obudziło się, prawda? Obudziłam Cię…

piątek, 2 sierpnia 2013

Kartka nr 41. “Cause you are for me and I'm yours.”

Pierwszy prawdziwy wyjazd z Tomem. Towarzyszyła mi wtedy taka ekscytacja… W końcu wyjeżdżałam na calutkie dwa dni z moim chłopakiem! Mieliśmy spędzić weekend we dwoje i miało być cudownie. Ta moja romantyczna dusza… Przy Tomie ujawniała się ze zdwojoną siłą, bo przecież byłam zakochana po uszy!


 


Chłodny dreszcz przeszedł moje ciało, gdy stanęłam na zimnych kafelkach w łazience. Tom musiał załatwić coś w recepcji więc korzystając z okazji chciałam odświeżyć się po męczącej podróży, aby już potem mieć czas tylko dla niego. Nie zamierzam marnować ani chwili, tym bardziej, że niedługo będę musiała wyjechać na jakąś głupią szkolną wycieczkę i nie będę się z nim widzieć kilka dni. To będzie wieczność! Nie wiem, jak to zniosę.


Stałam przez chwilę w samej bieliźnie nie mogąc zdecydować się, czy wziąć kąpiel czy prysznic. Miałam ochotę na relaks w dużej wannie pełnej piany, ale to trwałoby zbyt długo, a znacznie bardziej pragnęłam teraz być z Tomem. Więc ostatecznie wybrałam prysznic. Jednak udało mi rozpiąć jedynie stanik, gdy poczułam znajome dłonie na swoich ramionach. Żołądek mi zawirował z podniecenia. Nie spodziewałam się Toma tak szybko, ale bardzo mi się to spodobało. Stał tuż za mną całując czule moją szyję, a dłońmi pieścił skórę. Automatycznie przymknęłam powieki odchylając się lekko do tyłu, aby mógł swobodnie mnie całować. Mój biustonosz od razu zsunął się na podłogę przez, co byłam już tylko w samych majtkach. Czuję, że mój prysznic znacznie się przedłuży… Nie mogło być lepiej!


W pomieszczeniu zrobiło się bardzo gorąco, co było z pewnością zwykłym złudzeniem. Bo to dłonie Toma wędrujące po moim ciele tak mnie rozpalały, nie mówiąc już o jego ustach. Podniecenie rosło z każdą chwilą coraz bardziej i marzyłam już tylko o spełnieniu, które chłopak mógł mi zapewnić. Przeszkadzało mi trochę, że sam się jeszcze nie rozebrał, ale nie mogłam zbyt długo się tym przejmować, ponieważ doprowadzał mnie swoim dotykiem do szaleństwa. Cały czas stałam do niego odwrócona plecami, lecz to niczemu nie wadziło. Gitarzysta świetnie sobie radził sunąc silnymi dłońmi po moich piersiach. Doskonale wiedział jak nimi poruszać, aby mnie pobudzić. Byłam w tym momencie mu zupełnie poddana. Opierałam się o jego tors oddychając coraz ciężej i czekałam niecierpliwie na jego dalsze ruchy. Mógł ze mną robić co tylko chciał. Chyba po raz pierwszy naszła mnie chęć tak sama z siebie, aby przeniósł swoje usta na moje piersi jednak on wcale tego nie robił. Wciąż masował je dłońmi i bawił się sutkami, czym też doprowadzał mnie do obłędu. Zaczęłam się zastanawiać do czego to właściwie prowadzi. Dlaczego nie ściągnie z siebie ubrań, czemu nie pójdziemy do łóżka… Albo raczej kiedy w końcu to zrobimy! Ta gra zaczynała wzbudzać coraz większe emocje i coraz bardziej się niecierpliwiłam. Moje pragnienie rosło, a on wciąż jak gdyby nigdy nic bawił się moimi piersiami, od czasu do czasu całował moją szyję, kark, ramiona… Czyżby w ten sposób chciał osiągnąć wszystko? Uwielbiam jego gry i wszelkie nowe urozmaicenia, które wprowadza do naszego seksualnego życia… Tylko jestem tak strasznie niecierpliwa! Oszaleję przez niego. Sprawia, że czuję się jak wariatka, która chce tylko jednego. Westchnęłam cicho, gdy w końcu zaczął zsuwać swoje dłonie coraz niżej. Sądziłam, że pozbędzie się ze mnie reszty bielizny i potem sam się rozbierze. Jednak znowu mnie zaskoczył. Wygięłam się lekko zaskoczona, a z moich ust wydobyło się niekontrolowane jęknięcie, gdy jego dłoń niespodziewanie znalazła się pod materiałem moich majtek. Automatycznie otworzyłam oczy zdezorientowana tą całą sytuacją. Minęła dobra chwila zanim dotarło do mnie, co się w ogóle dzieje. Jego dłoń w tym czasie na dobre umiejscowiła się między moimi udami, a ja czułam jak wzrasta we mnie podniecenie. Rozchyliłam odrobinę bardziej nogi czując, jak palce Gitarzysty wkraczają w mój najczulszy punkt. Oddychałam coraz szybciej i nie mogłam powstrzymać się od cichego pojękiwania, kiedy zaczął poruszać swoimi palcami. To było tak nieziemskie i obłędne, że z trudem powstrzymywałam się, aby nie przyspieszyć tej całej akcji. Czułam, że za chwilę dojdę i zastanawiałam się tylko, czy mój mężczyzna w ogóle mi na to pozwoli. Ostatnią rzeczą jakiej bym teraz chciała to, to aby przestał. Nie rozumiałam tylko, czemu sprawia mi taką przyjemność sam nie mając z tego zbyt wiele. Spodziewałam się całkowicie innego rozwinięcia tej sytuacji, ale nie byłam w stanie zastanawiać się nad tym ani chwili dłużej. Jego zwinne palce poruszały się coraz szybciej z niesamowitym wyczuciem, a ja ledwo stałam na nogach. Gdyby nie był tak blisko i nie wspierał mnie swoim torsem zapewne już bym leżała na ziemi. Jednak chronił mnie przed upadkiem i jednocześnie doprowadzał do szaleństwa. Zaczęłam głośniej jęczeć przeczuwając, że zbliżam się do szczytu rozkoszy. Wszystko zaszło mi mgłą, a moje ręce same wylądowały na piersiach, które ścisnęłam mocno podczas orgazmu, który powoli ogarniał mnie całą. Chłopak nie przestawał nawet na moment i nie wiem, czy to dlatego trwało to tak długo. Nie pamiętam, aby kiedykolwiek było mi dobrze przez taki czas. Miałam nawet wrażenie, że to się nigdy nie skończy. Mało tego, ja chciałam, żeby to się nigdy nie skończyło! Przez chwilę nawet było mi wstyd, że jest mi dobrze z palcami Toma… Jednak rozkosz przysłaniała mi trzeźwe myślenie. W tym momencie najważniejsze było to uczucie, które rozlewało się we mnie budząc te szalone doznanie spełnienia.


Serce biło mi przez cały czas jak oszalałe i oddychałam, co najmniej jakbyśmy uprawiali dziki seks. Czułam się szczęśliwa i spełniona, nie mogłam uwierzyć, że udało mu się doprowadzić mnie do takiego stanu bez użycia swojego przyrodzenia. W końcu odwrócił mnie do siebie przodem nie zabierając wcale swojej dłoni. Spojrzałam na niego swoim zamglonym wzrokiem, a on w dalszym ciągu nic nie mówiąc, pocałował mnie. Językiem rozchylił moje wargi wsuwając go do moich ust i całował coraz zachłanniej, chyba pierwszy raz w taki sposób. Niemalże brutalny. Jednak podobało mi się to i sama zaczęłam odwdzięczać się tym samym. Przysunęłam się jeszcze bliżej niego przez co też naparłam nieco mocniej na jego dłoń, która wciąż znajdowała się między moimi nogami. Poczułam jak oblewa mnie przy tym fala gorąca. Jak od nowa wzrasta we mnie to niesamowite podniecenie. Wsunęłam ręce pod jego koszulkę i zaczęłam dotykać jego torsu podniecając się tym jeszcze bardziej. Nie przestawał mnie całować, pieścił językiem moje podniebienie i odprawiał dzikie tańce wspólnie z moim. Miałam wrażenie, że budzi we mnie jakąś dziką bestię. Straciłam nad sobą kontrolę, nawet nie wiem, jak i kiedy zaczęłam napierać na jego dłoń jeszcze bardziej, ocierać się o nią. To wszystko dotarło do mnie dopiero, gdy poczułam, że znowu szczytuję. Oderwałam się wtedy od jego ust i wygięłam się czując, jak wstrząsa mną kolejny orgazm. Byłam tym zaskoczona w przeciwieństwie do mojego partnera. Na jego twarzy widziałam satysfakcję, zadowolenie. Bardzo odpowiadało mu, że doprowadza mnie do takiego stanu. Że należę do niego w zupełności.


- Tom – szepnęłam wtulając się w jego szyję. – Co ty ze mną robisz..? – poczułam jakieś niezrozumiałe wyrzuty sumienia, które nagle postanowiły zniszczyć moje dobre samopoczucie.


- Chciałem poznać cię z innej strony – odparł, choć na niego nie patrzyłam czułam, że się uśmiecha. W końcu zabrał swoją rękę uwalniając moją kobiecość, a ja poczułam, jak bardzo jestem mokra. Chyba nie do końca rozumiem, co miał na myśli.


- Z jakiej? – uniosłam na niego swoje lekko przygaszone spojrzenie.


- Chciałem sprawdzić w jaki sposób mogę sprawić ci przyjemność. W końcu jestem twoim mężczyzną, powinienem wiedzieć, co na ciebie działa. Wiedzieć wszystko – wyjaśnił. Zrobiło mi się nawet miło, gdy nazwał się moim mężczyzną. Ogólnie chyba jego słowa miały dobre znaczenie. Zależało mu na tym, aby było mi dobrze, więc zależało mu także na mnie. – Czemu tak posmutniałaś? Może jednak nie podobało ci się?


- Podobało – powiedziałam szybko, aby tylko nie pomyślał inaczej. – Bardzo. Właśnie dlatego… Jakoś dziwnie się czuję. Jakby to było złe?


- Złe? Kotku, nie wiem czy jest coś lepszego na świecie – rzekł lekko rozbawiony, co też wywołało uśmiech u mnie. – Nie robimy nic złego przecież… Chyba, że masz na myśli religię?


- Nie. Ja sama nie wiem, po prostu tak trochę się dziwnie czuję. Wiesz… Ja nigdy taka nie byłam. Trochę jakby nie wiem, co się ze mną dzieje chyba – wyznałam sama nie wiedząc, jak wyjaśnić mu swoje uczucia. Chciałam być szczera, ale nie umiałam ubrać tego w odpowiednie słowa. Bo przecież podobało mi się, lubię to… A nawet kocham z nim to robić!


- Jeśli nie chcesz, nie musimy… To nie jest najważniejsze. Nie chcę na ciebie naciskać… Może trochę za szybko to wszystko się dzieje. Powiedz tylko, a naprawdę możemy przestać. Chociażby na jakiś czas…


- Nie Tom… Nie o to chodzi – przerwałam mu łagodnie. Bardzo mi się podobało to, co mówi. Był gotów dla mnie zrezygnować z takich przyjemności! On, dorosły facet z potrzebami! I jak miałabym go nie kochać? – Ja bardzo to lubię. Jest mi z tobą cudownie i myślę, że już nigdy z nikim tak nie będzie. Ja nawet nie sądziłam, że kiedykolwiek mogłabym coś takiego przeżywać z jakimkolwiek mężczyzną. I niczego nie żałuję! Jeśli miałabym przeżyć to jeszcze raz, zrobiłabym to bez wahania – zapewniłam go z przejęciem. Musiał wiedzieć, jakie to dla mnie ważne. – Po prostu nie do końca się w tym wszystkim jeszcze odnajduję, pewnie dlatego czasem nachodzą mnie takie dziwne odczucia. Ale naprawdę dziś było wspaniale… Nawet nie myślałam, że tak może być bez seksu i w ogóle… Ty naprawdę wiesz, czego potrzebuję – uśmiechnęłam się do niego. – I na pewno nie chcę z tego rezygnować.


- No dobrze. Bałem się, że robię coś nie tak… A nie chcę, żebyś źle się z tym czuła – ucałował mnie w czoło. Właśnie za to wszystko go kocham. Za te jego troskę, męskość, czułość… Za uczucia, których może sam nawet do końca nie jest świadomy. Kocham go za to, jaki jest. Bez względu na wszystko. I wierzę, może naiwnie, ale wierzę, że mnie pokocha.


- Jesteś cudowny, jak mogłabym przy tobie źle się czuć?


- Cieszę się, że cię mam Ivy – przytulił mnie do siebie. Nawet nie wie, jakie to dla mnie ważne. Jeszcze nie zdaje sobie sprawy z tak wielu rzeczy…


- Tom, a tobie nie przeszkadza, że ja nigdy… No wiesz…  - zamiast dokończyć zerknęłam znacząco na jego krocze z nadzieją, że zrozumie o co mi chodzi. Jakoś nie miałam wystarczająco odwagi, aby powiedzieć to na głos. Dziwne! Nagle stałam się takim tchórzem… Widocznie tylko w łóżku jestem odważna.


- Że niby…? – uniósł brwi analizując wyraźnie moje słowa, a zaraz potem zaśmiał się cicho. -  Kompletnie mi to nie przeszkadza Skarbie. Przejmujesz się tym?


- No nie… To znaczy trochę, czasami. Bo chyba faceci lubią, jak się im robi takie rzeczy… - co ja w ogóle gadam, sama się pogrążam jak zwykle!


- To nie jest najważniejsze i w ogóle o tym nie myśl. Jesteś na tyle dobra, że podniecasz mnie i bez tego – oznajmił z uśmiechem i zbliżył się całując moje usta.


- Ale ty jakoś…


- Ja lubię się tobą zajmować – nie pozwolił mi dokończyć. – Bardzo lubię. Więc nie przejmuj się tym, jasne?


- No dobrze – odpuściłam czując się przez niego już w zupełności przekonaną.


- Uwielbiam cię wiesz? Jesteś taka słodka.


- Chyba dziecinna – wywróciłam oczami zdając sobie sprawę, jakie to wszystko głupie z mojej strony. Niby jestem dorosła, jestem w związku z mężczyzną, uprawiamy seks… A i tak wciąż mam problemy z takimi banalnymi rzeczami. Z wypowiedzeniem pewnych rzeczy na głos, a co dopiero zrobieniem czegoś!


- Nie prawda. Słodka i kobieca. I nie dyskutuj – cmoknął mnie w nos. I kto tu niby jest słodki!?


- Miałam wziąć prysznic, wiesz? Skutecznie mi to przerwałeś.


- Zrobiłem to celowo! – przyznał otwarcie. – Teraz weźmiemy go razeeem. Zaoszczędzimy na wodzie.


- Szkoda tylko, że już zapłaciłeś za korzystanie z tej wody – stwierdziłam mając na uwadze, że jesteśmy w wynajętym hotelowym pokoju i raczej nie my na tym oszczędzimy.


- Masz rację. Ale to nic, będziemy się często kąpać – zaśmiał się.


- No dobrze, ale rozbierz się w końcu i chodź pod ten prysznic – uśmiechnęłam się zadziornie i sama skierowałam się do kabiny przed, którą ściągnęłam swoją resztkę bielizny ukazując mu się całkowicie naga. W sumie nie miałabym nic przeciwko, jakbyśmy co nieco powtórzyli… Przecież jemu także się coś należy, więc nawet to jest wskazane.


- Wiesz te twoje wyrzuty sumienia bardzo szybko znikają – stwierdził wpatrując się we mnie bez skrępowania, na co wzruszyłam tylko niewinnie ramionami. Przecież to on tak na mnie działa!


- Pośpiesz się, bo wyjdę wcześniej – wytknęłam mu język i weszłam pod prysznic zasuwając za sobą szklane drzwi. Odkręciłam wodę o odpowiedniej temperaturze i zaczęłam się myć podczas, gdy Tom walczył jeszcze ze swoimi ciuchami. Po chwili jednak dołączył do mnie witając się słodkim pocałunkiem. Przysunęłam się do niego bliżej lekko pocierając nogą o jego męskość, zrobiłam to z premedytacją. Chciałam mu wynagrodzić jego dzisiejsze starania. A pamiętałam nasz ostatni seks pod prysznicem i z przyjemnością to powtórzę choć nie mam pojęcia, czy możliwe jest mieć tyle orgazmów w  tak krótkim czasie! Tylko jakie to ma znaczenie? Teraz liczy się dla mnie, aby jemu było dobrze. Złożyłam kilka drobnych pocałunków na jego torsie, dłońmi przejechałam po karku, ramionach i wyrzeźbionych plecach. Jego czekoladowe oczy błyszczały z podniecenia, a ja sama właściwie nie musiałam zbyt wiele robić. Woda spływająca po naszych nagich ciałach tylko wszystko ułatwiała.


Czując, że przyrodzenie mojego mężczyzny jest gotowe ujęłam je delikatnie  w swoją dłoń i wsunęłam powoli  w siebie. Zrobiłam to po raz pierwszy  w życiu i podobało mi się.  Jednak to znowu nie był czas na rozmyślanie nad tym. Tom przejął inicjatywę i znowu zaczęło się nasze wspólne szaleństwo…