poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Kartka nr 17. „Coraz mniej rozsądniej robi się. Twoje pokuszenie,zwodzisz mnie…”

Tom wyjechał, a ja tkwiłam w swoim świecie. Opętana przez jego spojrzenie, głos, zapach i dotyk. Liczyłam dni. Tęskniłam. Czekałam… odchodziłam od zmysłów gapiąc się w ekran telefonu. Marzyłam, aby się odezwał. Potrzebowałam tego. Bałam się, że mnie zostawi. Że jednak nie wróci. A wtedy… wszystko straciłoby sens. Jeszcze o tym nie wiedziałam. Nie wiedziałam, że już nie umiem sobie bez niego radzić. Był moim powietrzem. Narkotykiem. Uzależnieniem… niewyleczalnym.
Często po szkole zamiast wracać do domu, kierowałam się do jego mieszkania… to było cudowne móc spędzić tam trochę czasu. Czułam go tam wszędzie. Tak jak też zapowiedziałam, zaopatrzyłam jego sypialnię w kwiaty. Zamierzałam się nimi opiekować… one były także moją nadzieją, że zawsze będę tam wracać…

 – Ivette, boże. –  Drgnęłam wyrwana z zamyślenia przez przerażonego brata, który wszedł właśnie do mojego pokoju. Uniosłam na niego swoje zdezorientowane spojrzenie nie wiedząc, co się dzieje. Dopiero po chwili zauważyłam co trzyma w ręce… Patrzył na mnie cały czas stojąc nieruchomo i chyba nie bardzo wiedział, co ma powiedzieć. Był w szoku. Nie dziwię mu się…
 – Nie grzebie się w koszu na śmieci… –  Mruknęłam podchodząc do niego i zabrałam mu z ręki pudełko po teście ciążowym, który robiłam wczorajszego poranka, po czym wyrzuciłam je z powrotem do kosza.
 – Ale… –  Tylko tyle zdołał wydukać. Nie pamiętam już sytuacji, w której nie umiałby wykrztusić z siebie żadnego konkretnego zdania, a co dopiero słowa.
 – Nie jestem w ciąży, Phil. –  Zakomunikowałam głośno i wyraźnie kolejno wracając na swoje poprzednie miejsce. Miałam wrażenie, że słyszę jak oddycha z ulgą… –  Takie rzeczy się zdarzają, nie patrz na mnie w ten sposób. –  Burknęłam czując cały czas na sobie jego spojrzenie i zajęłam się przeglądaniem gazety.
 – Ivette… co ty w ogóle gadasz? –  Usiadł obok mnie wyrywając mi czasopismo z ręki. –  „Takie rzeczy się zdarzają”? Ty mogłaś zajść w ciążę! I w ogóle… ty uprawiasz seks! –  Niemalże zapiszczał, a ja westchnęłam ciężko.
 – Tak jak większość ludzi. Z tego co wiem, też to robisz i jakoś nikt afery z tego powodu nie robi.
 – Ale ja to robię z głową! Poza tym ty jesteś dziewczyną!
 – Teraz to ty pleciesz. –  Stwierdziłam nie rozumiejąc już go wcale. Chyba z tego szoku nie potrafi się normalnie wysławiać.
 – Nie myślałem po prostu… że ty tak szybko… przecież ty zawsze byłaś inna.
 – Dzięki wielkie. –  Prychnęłam. Nie ma to, jak szczerość ukochanego brata. –  I dlatego mi nie wolno uprawiać seksu? Są jakieś specjalne kryteria? –  Uniosłam brwi spoglądając na niego z zapytaniem.
 – Wolno… ale ty nie rozumiesz… –  Pokręcił głową spuszczając wzrok.
 – Rozumiem. –  Odparłam z przekonaniem i przysunęłam się bliżej niego. –  Jestem twoją siostrą i chciałbyś za wszelką cenę mnie chronić. Martwisz się o mnie i jest dla ciebie dużym zaskoczeniem, że twoja kochana, niewinna, mała Iv nagle robi tak odważną rzecz przeznaczoną dla dojrzałych, dorosłych ludzi. –  Wyrecytowałam i byłam pewna, że się nie mylę. Wiedziałam, że kiedyś to nastąpi. –  Zawsze próbowałeś zastąpić ojca, ale uwierz, że nie musisz. Jesteś takim samym nastolatkiem, jak ja czy ktokolwiek inny z twoich rówieśników i nikt nie wymaga od ciebie tak wielkiej odpowiedzialności, ani dojrzałości. Jestem twoją siostrą… mówię ci o wszystkim, jestem szczera, zawsze możesz na mnie liczyć, tak jak ja na ciebie. Jestem ci wdzięczna za troskę, jaką mnie darzysz i za wszystko, co dla mnie robisz… ale proszę… nie mieszaj się chociaż do mojego życia seksualnego. Może to dziwne, ale chciałabym chociaż w tym zachować swoją prywatność… –  Mówiłam, jak nakręcona w rezultacie czego chłopak się zaśmiał.
 – Ale ja nie mam zamiaru wciskać nosa do twojego łóżka… po prostu nawet nie zauważyłem, kiedy tak dojrzałaś. Nagle stałaś się kobietą…
 – Tak jak ty mężczyzną. Taka kolej rzeczy… –  Wzruszyłam ramionami. –  Przestań się w końcu mną zamartwiać… skup się na sobie. Nie możesz ciągle żyć moim życiem. –  Przytuliłam go mocno i ucałowałam w czoło.
 – Ale ja nawet go nie znam… –  Jęknął żałośnie. –  Jakiś facet robi dobrze mojej siostrze, a ja nie mam pojęcia kim jest i skąd się wziął… –  Zaczął lamentować, a ja trzepnęłam go poduszką.
 – Jest najlepszym facetem na całej ziemi.
 – To mi wiele wyjaśnia. –  Przewrócił teatralnie oczami, a ja zaśmiałam się. –  Czemu robicie z tego taką tajemnicę? Przecież ja naprawdę nie zrobię mu krzywdy… –  Zapewnił mnie z cwanym wyrazem twarzy.
 – Spróbowałbyś. –  Spojrzałam na niego groźnie. –  Może kiedyś go poznasz… na razie to jest niemożliwe i nie nalegaj. A jeśli będzie się działo coś złego, dowiesz się pierwszy.
 – Oh… tylko weźcie się zabezpieczajcie. Lubię dzieci… ale jeszcze na nie za wcześnie. –  Rzekł zrezygnowany. O to akurat nie musiał mnie prosić. Sama miałam wielkiego stracha, gdy robiłam test… i nie chcę tego powtarzać przez najbliższe kilka lat, dopóki sama nie zechcę zostać mamą.
 – Nie martw się. Na razie i tak wyjechał, więc jestem bezpieczna. –  Puściłam mu oczko. –  Ale każdemu przecież zdarza się zapomnieć…
 – Jasne… weź w ogóle. Dziwnie się czuję gadając z tobą o seksie. Nie mówmy lepiej o tym dopóki nie zajdzie taka potrzeba. –  Skwitował robiąc przy tym dziwną minę, co wprawiło mnie w rozbawienie.
 – Nie ma sprawy.
 – Świetnie. To idę do Ashlee. –  Wyszczerzył się do mnie i składając całusa na moim policzku podniósł się z miejsca. –  Kocham cię. Będę wieczorem.
 – Ja ciebie też. Miłej zabawy! –  Zawołałam za nim, gdy już zniknął w przedpokoju.
 – Dzięki! –  Krzyknął i usłyszałam już tylko trzask drzwi, a potem dźwięk odpalanego silnika. I zostałam sama… przydałby mi się jakiś pies. Mamy prawie nigdy nie ma w domu. Pracuje ile wlezie, a jak już jest to spędza czas popijając wino. Że to niby lepiej wygląda niż picie wódki? A co za różnica skoro i tak zawsze się schleje jak świnia. Philip też ma swoje sprawy… wcześniej byli koledzy, a od pewnego czasu jest wyłącznie Ashlee. Przez, co też i ja straciłam możliwość spędzenia czasu w towarzystwie przyjaciółki. Więc jestem sama. Cierpię na samotność… i myślę o Tomie. Non stop. To już mój nałóg… i czekam na telefon. Minęły już trzy dni. Chcę go w końcu usłyszeć. Strasznie tęsknię…

A czy on tęsknił za mną? Czy myślał? Wspominał? Czy miał ochotę rzucić wszystko i wrócić? Albo chociaż zadzwonić… nie mogłam odpowiedzieć sobie na te wszystkie pytania. Miałam tyle wątpliwości i taki straszny mętlik w głowie. Bałam się, że wydarzenia, na które pozwalałam były moim błędem. Spróbowałam czegoś nowego, otworzyłam się… ale czy słusznie? Może lepiej było nic nie zmieniać… jednak czasu się nie da cofnąć i przecież nie chciałam tego robić. Nawet jeśli popełniłam błąd… liczyło się dla mnie to, co przeżyłam i to, jak wiele te przeżycia mi dały. Byłam naiwna… jestem nadal i będę. Ale za to szczęśliwa.

Niespodziewana euforia wstrząsnęła moim ciałem, gdy po pomieszczeniu rozniosła się znajoma melodia wydobywająca się z mojego telefonu. Byłam przekonana, że to Tom. Liczyłam na to. Miałam nadzieję. Wierzyłam… i nie rozczarowałam się. Gdy tylko chwyciłam urządzenie do ręki ujrzałam na wyświetlaczu jego imię. Serce zabiło mi mocniej. I choć pragnęłam go usłyszeć zawahałam się. Ogarnął mnie niezrozumiały lęk. Bo właściwie nadal nie wiem, czego mogę się spodziewać…
Mimo wszystko nie chciałam już dłużej zwlekać. Obawiałam się, że może przerwie połączenie jeśli nie będę zbyt długo odbierać. Tak więc wcisnęłam magiczny guzik na klawiaturze i przyłożyłam aparat do ucha.
 – Tak? –  Z trudem wydobyłam z siebie drżący głos oczekując z niecierpliwością jego reakcji.
 – Cześć, nareszcie udało mi się zadzwonić. Stęskniłem się. –  Moje serce znowu zabiło dwa razy mocniej, gdy dotarł do mnie jego głos wraz z sensem słów, jakie wypowiedział. Właśnie do mnie… Przymknęłam powieki rozkoszując się tym momentem.
 – Ja też… –  Przyznałam niepewnie po krótkiej chwili. Bałam się wyznawać mu zbyt wiele. Przyznać się do uczuć, jakie się we mnie rodzą…
 – Chciałbym już wrócić. Mam dosyć tego całego szumu dookoła. Nie mam nawet chwili, żeby do ciebie zadzwonić, czy choćby wysłać głupiego smsa. To chore… potrzebuję odpoczynku. –  Wyrzucił z siebie kolejny raz sprawiając mi swoimi słowami przyjemność.
 – Na pewno będziecie mieli przerwę, gdy skończycie…
 – Tak, wiem… Przyjedź do mnie. –  I znowu ta chwila, kiedy nie wiem co powiedzieć. Nie umiem wydobyć z siebie głosu, a w mojej głowie panuje mętlik. Czyste szaleństwo. Tysiąc pomysłów na sekundę. Walka rozumu z sercem. –  Ivy? –  I sposób w jaki wymawia moje imię…
 – Ale… jak? –  Wykrztusiłam czując, że jestem gotowa na wszystko. Naprawdę jestem w stanie wyjść tak jak stoję i znaleźć się obok niego…choć nie wiem, jakim cudem.
 – Wsiądź w samolot, autobus… cokolwiek i przyjedź. Po prostu.
 – Po prostu… –  Wymamrotałam mrugając nienaturalnie powiekami. –  Ale przecież ja nie mogę…
 – Jeden dzień.
 – Tom…
 – Proszę. Ivy… tylko jeden dzień. –  Nogi mi się uginały pod wpływem jego głosu. Walczyłam sama ze sobą. Bo przecież to było czyste szaleństwo. Dla niego to takie proste… właściwie, czy istnieje coś niemożliwego dla Toma Kaulitza? Jeśli nawet… to zapewne nie myśli o tym, jako o czymś niewykonalnym.
 – Zobaczę, co da się zrobić… –  Westchnęłam ciężko zrezygnowana. –  Ale nie liczyłabym…
 – Ivy, przecież nie jesteś już dzieckiem. –  Przerwał mi stanowczo. –  Wystarczy, że ty tego będziesz chciała. Chcesz się ze mną zobaczyć?
 – Chcę… –  Przyznałam cicho.
 – Więc po prostu przyjedź. Jak najszybciej. Wyślę ci adres…
 – Ale Tom… co ja mam powiedzieć matce? I bratu?
 – Skarbie, poradzisz sobie. –  Potrafił powiedzieć to w taki sposób, że rozwiewał wszelkie moje wątpliwości. I choć czułam się nieco bezradna w tej sytuacji… wiedziałam, że zrobię wszystko, aby się do niego dostać. Pragnęłam tego, jak niczego innego na świecie. –  Muszę już kończyć. Będę na ciebie czekał, Ivy.
 – W porządku. Do zobaczenia…

Przy nim nauczyłam się pokonywać własne słabości. Każdego dnia stawałam się silniejsza i bardziej niezależna, choć potrafiłam taka być jedynie przy nim… uczyłam się korzystać z tego w swoim co dziennym życiu. Wszystkie uczucia, jakie mi towarzyszyły budowały mój nowy charakter. Mimo wielu zmian pozostawałam gdzieś w głębi sobą, dlatego pewne sytuacje wciąż potrafiły doprowadzić mnie do zguby. Bo ta pozorna siła, jaką w sobie miałam, była tylko powierzchowną skorupą… ochronną tarczą pod, którą skrywało się delikatne wnętrze. Dokładnie, to które, tak go urzekało.