piątek, 4 maja 2012

Kartka nr 18. „Miłość jest wtedy, gdy człowiek zakochuje się każdego dnia w drugiej osobie.”

Każdy kto mnie zna powiedziałby, że postradałam rozum… Ja nawet sama sobie to powtarzałam w kółko i nie wiem, co właściwie chciałam tym wtedy zdziałać. Zabawne było, że próbowałam przekonać samą siebie, że robię głupstwo. Kto zostawia nagle wszystko, aby wyjechać za gwiazdą rocka, na jego życzenie? Najbardziej naiwna dziewczyna na całej kuli ziemskiej, czyli ja ! Od tamtej pory coraz częściej rzucałam się pod wiatr… bo byłam zakochana.

 – Miłość, miłość, miłość! –  Od razu się wyprostowałam słysząc głos nauczycielki, która wkroczyła do sali po chwili stając przy swoim biurku. –  Myślę, że ten temat jest nieskończonością. Można o nim mówić bez końca, nieprawdaż? Jednak chcę od was się dowiedzieć, czy są jakieś granice tego emocjonalnego stanu? –  Skrzyżowała ręce na piersi wbijając w nas swoje spojrzenie. W tej chwili cała klasa milczała, jak zaklęta. Nikt nawet nic nie mówił między sobą, jak to zazwyczaj bywało. Mnie osobiście lekko zatkało… nie da się ukryć, że pytanie kobiety dało mi dużo do myślenia. –  Oh, nie mówcie, że nie macie zdania. Jesteście w takim wieku, że musicie coś na ten temat wiedzieć. Na pewno nie raz byliście zakochani po uszy i co wtedy się z wami działo? Jak wiele byliście w stanie zrobić dla ukochanej osoby, a co już było granicą, której nie odważyliście się przekroczyć? Czym w ogóle jest dla was miłość?
 – Ja pierdziele… co ją dzisiaj wzięło? –  Mruknęła pod nosem Ashlee, co było kierowane zapewne do mnie. I przez to zwróciła uwagę na naszą ławkę…
 – Ashlee? Wypowiedz się proszę na ten temat.
 – Nie mam zbyt wiele do powiedzenia. –  Podniosła się niechętnie spoglądając na kobietę. –  Nie wierzę w miłość. Istnieje tylko zakochanie, a gdy pojawiają się granice, oznacza to, że ono minęło i tyle.
 – Ciekawa koncepcja. A ktoś ma inne zdanie? Czy naprawdę jest tak, jak mówi Ashlee i miłość nie istnieje?
 – Prawdziwa miłość istnieje tylko w książkach, w fikcji. –  Podzieliłam się swoją opinią, choć nie wiem, czy to był dobry pomysł. Nie powinnam chyba udzielać się w tym temacie.
 – Miłość, to tylko słowo! Po prostu trzeba było jakoś nazwać to coś, co łączy dwoje ludzi, którzy chcą ze sobą być.
 – Miłość jest wtedy, gdy człowiek zakochuje się każdego dnia w drugiej osobie. –  Rzucił ktoś z ostatnich ławek, co okazało się być strzałem w dziesiątkę. Przynajmniej dla mnie. Aż musiałam odwrócić się do tyłu, aby zobaczyć kto oświecił mój umysł. Zresztą nie tylko ja, bo podobnie uczyniła reszta klasy. –  Zawsze są jakieś granice, ale to nie znaczy, że wtedy się nie kocha. Miłość, to nie tylko emocje i uczucia, ale także rozum. Miłość, to ukochana osoba.
 – Brawo panie Kähler. Myślę, że teraz spokojnie możecie napisać z tego długie wypracowanie, jako zadanie domowe. –  Zakończyła poruszona wypowiedzią chłopaka.
 – Szajze, kto by pomyślał, że mamy takiego znawcę miłości w klasie. –  Skomentowała siedząca obok mnie brunetka, na co tylko wzruszyłam ramionami. Tak naprawdę odpłynęłam gdzieś daleko w swoim umyśle.
Jeśli miłość, jest wyrazem… to go nie rozumiem. Brzmi tak poważnie, sprawia wrażenie czegoś wyjątkowego… a ile razy pada z naszych ust prawdziwie?

 – Philip! –  Wychodząc z klasy niemalże rzuciłam się na swojego brata chwytając go mocno za ramię. –  Potrzebuję samochodu. –  Wypaliłam od razu, gdy spojrzał na mnie przestraszony.
 – No okej, spokojnie. Przecież jest nasz. –  Wzruszył ramionami nie widząc problemu i sięgnął do kieszeni wyciągając z niej kluczyki. –  Proszę… tylko, chwila. Przecież ty nie masz prawa jazdy. –  Uświadomił sobie, lecz było już za późno, ponieważ wyrwałam mu je z ręki.
 – Muszę zniknąć na jakiś czas…
 – Co?
 – Nie będzie mnie przez jakieś dwa dni… o ile nie dłużej.
 – Zaraz, zaraz. Co ty kombinujesz? –  Skrzyżował ręce na piersi wbijając we mnie swoje nad wyraz surowe spojrzenie, czułam, że będę miała przez niego trudności. Czasem posiadanie rodzeństwa potrafi być udręką. –  Po co ci samochód, to po pierwsze. A po drugie gdzie znikasz i dlaczego?
 – Musisz coś wymyślić dla mamy. Jadę do Rosji, nie wiem na jak długo właściwie… mam ważną sprawę.
 – Ivette, pojebało cię chyba do reszty! W ogóle zapomnij. –  Niemalże wrzasnął gwałtownie wyrywając mi kluczyki z ręki. Zrobił to tak nagle i szybko, że nie zdążyłam zareagować. –  Kompletnie ci już odbiło. Nie mam pojęcia w co się wpakowałaś, ale radzę ci z tym skończyć. –  Dodał stanowczo takim tonem, jakim jeszcze nigdy w życiu do mnie nie mówił. Wprawił mnie w osłupienie. Spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego. Nie po nim… przecież to mój durny brat. –  I nawet nie waż się robić nic głupiego bo osobiście dopilnuję, aby matka dowiedziała się o każdym szczególe i zamknęła cię kurwa w piwnicy. Wyraziłem się jasno?
 – Tak. –  Mruknęłam czując, jak moje serce nienaturalnie mocno bije. I to wcale nie było żadne podniecenie, czy inny zachwyt… bardziej złość i rozczarowanie. Właśnie mój jedyny brat, najbliższa mi osoba skreśliła jednym ruchem wszystkie moje plany. Odebrała mi moje szczęście… i nie mogłam się z tym pogodzić.

Nikt nigdy nie mówił, że będzie łatwo. Oczywiście mój brat miał rację, pojebało mnie do reszty. Nie znał całej sytuacji… gdyby tak było, zapewne posłałby mnie prosto do zakładu psychiatrycznego. Jednak mimo wszystko… gdy życie stawiało mi drodze przeszkodę, ja ją po prostu mogłam usunąć, albo… ominąć znajdując inną drogę.

Gdy wróciłam do domu, mama oczywiście była  w pracy, a Philip na spotkaniu z Ashlee, co całkowicie mi sprzyjało. Zamierzałam spakować niezbędne rzeczy do podróżnej, niewielkiej torby i udać się na dworzec. Można powiedzieć, że działam w transie… coś z pewnością jest ze mną nie tak. Odbiło mi totalnie. Nic już do mnie nie docierało. Bicie mojego serca, jego wrzask zagłuszał mój rozum. Ja naprawdę zostawiłam wszystko tak, jak stałam i zrobiłam to. Nie zostawiając żadnej wiadomości opuściłam dom pragnąc osiągnąć za wszelką cenę swój cel. To chyba jest chore? Z pewnością jest! Może ja już naprawdę nie jestem normalna…
Zatrzymałam się na chwilę przy tablicy z informacją o odjazdach pociągów mając już swój bilet w ręce i jakby zaczęłam myśleć. Przez moment miałam ochotę się wycofać, ze strachu. Ale nie mogłam stchórzyć. Postanowiłam, że pojadę do Toma i to zrobię choćbym miała jechać tam kilka dni… nie wiem, co mnie może spotkać po drodze i jak to wszystko się skończy. Ale nie obchodzi mnie to. Po prostu mam to gdzieś…

Granice przestawały dla mnie istnieć. Chciałam je przekraczać… i wraz z każdym kolejnym krokiem dokonywać zmian. W sobie. Pragnęłam się zmienić w kogoś niezwykłego. Pragnęłam móc osiągnąć wszystko dla niego. Chciałam zasługiwać na jego słowo, spojrzenie, każdy gest… na zainteresowanie. Chciałam być tego wszystkiego warta. Warta tego, aby mnie pokochał. Aby odwzajemnił moje uczucia… bo jeśli chcę od niego miłości muszę być jej warta. Tylko, czy musiałam przewracać do góry nogami cały swój poukładany świat? Właściwie niszczyłam wszystko, co udało mi się zbudować przez osiemnaście lat swojego życia. Postawiłam wszystko na jedną kartę tylko dlatego, że moje serce oszalało. Tak… to nie ja oszalałam, tylko ono. Gdy zaczęły spełniać się moje marzenia, ono chciało jeszcze więcej… zmusiło mnie, abym uwierzyła, że mogę znacznie więcej jeśli tylko będę tego chciało. Tak więc… dążyłam do tego. Postawiłam przed sobą cel. Musiałam wspinać się po wyżyny… spadać w głębokie doły i podnosić się z nich. A wszystko po to… po to, żeby móc latać. Latać ponad ziemią, pod błękitnym niebem… aby wiatr mógł bawić się moimi włosami, a ciało i umysł czuło się wolne. To się nazywa pełnia szczęścia, którą daje zakochanie… i nie widziałam powodu, dla którego miałabym sobie tego odmawiać. Nie wiedziałam, czemu miałabym nie pozwolić sobie na to wszystko.


„Jak bardzo za mną tęsknisz?”
„A znasz to uczucie, gdy toniesz w śnie i nie możesz nic z tym zrobić?”
„Znam…często mi się to śni.”
„Właśnie to uczucie wypełnia każdy mój dzień odkąd Cię nie ma przy mnie.”
„Zrobiłam to, Tom.”