środa, 29 maja 2013

Kartka nr 38. „I'm trying to tell you…”

Pierwszy raz mi się zdarzyło, że wpuszczając Toma do domu rozejrzałam się, czy przypadkiem w okolicy nie kręci się jakiś paparazzi! To był odruch. Tak, to dopiero początek, a ja już popadam w paranoje… Nikogo jednak nie zauważyłam. Było ciemno, więc mógł mi umknąć, ale z drugiej strony zauważyłabym jeśli robiłby zdjęcie. Nie no, naprawdę już przesadzam… Muszę się ogarnąć i to szybko!


- Hej, co ty taka nieobecna? Nawet się nie przywitałaś - Tom oplótł mnie rękoma w pasie sprowadzając jednocześnie na ziemię. Byłam totalnie rozkojarzona.


- Przepraszam, trochę mnie to wszystko wyprowadziło z równowagi -  wyznałam. - Chodź na górę… -  Dodałam chwytając jego rękę. Nie chciałam, aby ktoś z domowników słyszał naszą rozmowę. Może lepiej, żeby na razie o tym nie wiedzieli. Więc poprowadziłam Toma do swojego pokoju i zamknęłam za nami drzwi.


- To co cię tak bardzo zmartwiło? -  zapytał siadając na moim łóżku. Westchnęłam ciężko nie wiedząc, jak zacząć. W sumie było mi trochę głupio, że robię problemy z takich rzeczy. W końcu to jest jakaś część jego życia… Powinnam to po prostu zaakceptować.


- Ja po prostu nie spodziewałam się, że to tak szybko się stanie.


- No domyślam się. Też nie sądziłem, że tak szybko cię wywęszą… No, ale liczyłem się z tym, że to nastąpi. Mówiłem ci… Ale nie możesz tak bardzo się tym przejmować. Trzeba mieć dystans.


- Wiem, ale ja nie umiem Tom. Mnie to przytłacza! W dodatku źle się czuję, jak piszą o mnie takie rzeczy… To nawet nie było nic miłego.


- Ivy… Nie czytaj tego.


- No, ale mam udawać, że tego nie widzę? A jak zaczną w końcu mnie rozpoznawać i zaczepiać na ulicy? Jak zaczną na mnie czyhać żeby mnie zabić!?


- Kochaanie, nikt cię nie zabije. Nie pozwolę, żeby doszło do takich skrajności.


- Bo ja nie wiem, czy sobie z tym poradzę - usiadłam zrezygnowana obok niego. - Dobrze mi z tobą i nie chcę, żeby zepsuły to jakieś media… -  westchnęłam opierając głowę na jego ramieniu. Chłopak objął mnie ręką w pasie i przytulił do siebie przez co zrobiło mi się o wiele przyjemniej. Czułam w nim prawdziwe oparcie. Takie o jakim zawsze marzyłam…


- Nie będą mieli wpływu na nasze relacje. Musimy to przeczekać i się tym nie przejmować.


- Ty już na pewno do tego przywykłeś i nie robi to na tobie wrażenia… Ale przede mną jeszcze długa droga.


- Dasz radę, przecież nie jesteś z tym sama. Tylko nie myśl już o tym, proszę cię…


- To chyba musisz mnie czymś zająć -  mruknęłam nieco zaczepnie unosząc na niego swoje spojrzenie. No naprawdę nie widzę w tej chwili innego wyjścia! Bo cóż innego może odciągnąć mnie od natrętnych myśli, jak nie jego cudowna osoba?


- Czyżbyś miała bardzo niegrzeczne myśli?


- A można mieć przy tobie inne? - odpowiedziałam pytaniem i bez skrępowania wdrapałam mu się na kolana czemu też się nie sprzeciwiał. Objęłam go rękoma za kark, a on ułożył dłonie na mojej talii pozwalając się namiętnie pocałować. Rzadko się zdarza, abym to ja zainicjowała taki pocałunek, ale ta opcja bardzo mi odpowiada! To przyjemne uczucie, jak Tom się poddaje mojej pieszczocie. Mogę decydować o tym, jak ma to wyglądać, a nawet się z nim drażnić. Pobudza to tylko moje zmysły.


Nie odrywając od niego swoich ust zsunęłam dłonie na jego tors i pchnęłam go lekko, aby się położył. Tak było znacznie wygodniej i co najważniejsze mogliśmy się bezkarnie macać. Kocham jego mięśnie, nawet taka drobnostka powoduje na moim ciele dreszcze. A przez jego koszulkę świetnie je wyczuwałam pod swoimi dłońmi.


- Ivy… - przerwał nagle, co mi się wcale nie spodobało. Chciałam więcej i więcej. Jego usta były jak magnez.


- Hm? - wymamrotałam jedynie pragnąc jak najszybciej powrócić do namiętnych pocałunków.


- Chyba nie chcesz teraz… -  urwał chyba nie do końca wiedząc, jak się wypowiedzieć. -  Za ścianą jest twój brat, poza tym twoja mama. No wiesz… - dodał jakby skrępowany na co miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. Miałam wrażenie, jakbyśmy zamienili się rolami!


- Nie chcesz mnie? - zapytałam podchwytliwie.


- No co ty! Wiesz, że ja ciebie zawsze… No, ale ja tak nie umiem! Twoja mama może tu wejść, albo brat… brat to już w ogóle wolę nie myśleć!


- Przecież nikt tu nie wejdzie nie proszony -  zapewniłam go lekko rozbawiona. Szczególnie z jego strachu przed Philipem. Nie sądziłam, że Tom mógłby obawiać się mojego brata. Może ja o czymś nie wiem?


- Może, ale i tak mam świadomość, że tam są. Wiesz, mogą nas na przykład słyszeć! Nie, w ogóle nie ma mowy… Nie mógłbym się skupić!


- Nie wiedziałam, że tak się tym przejmujesz -  stwierdziłam zauważając, że chłopak wcale nie żartuje. Muszę przyznać, że jego zachowanie mnie zaskoczyło. To właściwie pierwszy raz, kiedy coś mogło między nami zajść, a nie zaszło. Trochę dziwiło mnie, że to właśnie on zrezygnował, a nie ja. Może rzeczywiście coś się w nas pozmieniało? - I kto by pomyślał, że akurat ty nie będziesz chciał…


- Ale to wcale nie tak, że nie chcę - zaprzeczył od razu i podniósł się do pozycji siedzącej, dzięki czemu był bliżej mnie. - Wiesz przecież, że cię uwielbiam, a seks z tobą to w ogóle chyba moje ulubione zajęcie. Właściwie chyba jeszcze nigdy tak się z kimś nie czułem…


- Chyba nie powiesz mi, że żadna inna kobieta nie potrafiła ci dogodzić -  przerwałam mu nie chcąc do końca wierzyć jego słowom.


- Nie o to chodzi… To znaczy nie w tym sensie. Po prostu z tobą jest inaczej… Sam nie wiem, jak to wytłumaczyć. Po prostu czuję wtedy coś więcej. I wtedy to nie jest tylko seks… - wytłumaczył rozczulając mnie tym totalnie. To było takie… Takie słodkie i miłe! Zrobiło na mnie ogromne wrażenie.


Może Ty też mnie kochasz?


- Ivy?


- No już dobrze przecież nie mam ci tego za złe -  uśmiechnęłam się do niego. -  Też nie chciałabym się z tobą kochać, jakby za ścianą był Bill.- Dodałam ze śmiechem wyobrażając sobie te sytuację.


- Ale jaką widzisz różnice między moim, a twoim bratem?


- No jak to! Bill to mój idol, spaliłabym się ze wstydu, gdyby był obecny chociażby za ścianą w takiej sytuacji - oświadczyłam, jakby to było oczywiste. No bo właściwie było! Jak on w ogóle może pytać? Bill to przecież… Bill! Bill Kaulitz, wokalista Tokio Hotel o magicznym głosie, którym czaruje… Albo cię zaczaruje i jesteś z nim na dobre i na złe, albo cię po prostu nie ma, ot cała filozofia.


- Pff, a ja przepraszam bardzo to niby co?! Też gram w zespole! - oburzył się i to z taką energią, że niewiele brakowało, abym zleciała z jego kolan.


- Ale ty jesteś moim chłopakiem, ciebie znam bliżej - wyjaśniłam spokojnie. Właściwie kiedyś patrzyłam na niego w podobny sposób, nawet z jeszcze większym zaangażowaniem. Przecież od zawsze był moim bogiem… I nadal jest! Jednak teraz jest moim Tomem… Dla którego poświęciłabym wszystko. Właśnie dla niego, a nie dla Gitarzysty Tokio Hotel i to jest ta różnica.


- No i podziwiasz Billa, a nie mnie…


- I będziesz teraz zazdrosny? - uniosłam z zaciekawieniem brwi. Tom Kaulitz zazdrosny! O mnie! W snach nie liczyłam na taką sytuację. Przecież prędzej to ja powinnam czuć się zazdrosna. On przecież zawsze jest taki pewny siebie i męski…


- Będę, a co!


- Oh, dobrze bądź sobie! -  oznajmiłam równie gwałtownie po czym cmoknęłam go szybko w usta. -  Schlebia mi to tylko.


- Właśnie widzę, że się tym w ogóle nie przejęłaś -  mruknął wyraźnie niepocieszony. -  No, ale taki mój los… Stałem się zwykłym facetem… Tylko czekać, aż mnie porzucisz dla mojego brata -  zaczął tworzyć fikcyjne i kompletnie nierealne teorie.


- No oczywiście. Nie znasz dnia, ani godziny kiedy mi się znudzisz! - rzekłam z udawaną powagą i zeszłam z jego kolan kierując się do swojego biurka.- Swoją drogą… Skoro już dziś jesteśmy przy takich tematach. Może opowiesz mi coś o swojej przyjaciółce? - odwróciłam się w jego stronę opierając pośladki o blat.


- A co chcesz o niej wiedzieć? -  zapytał lekko jakby zaskoczony. No nie wiem, czy to takie szokujące, że jego dziewczyna chce wiedzieć kim są jego przyjaciele? W dodatku przyjaciel-dziewczyna! Warto dodać też, że bardzo ładna oraz postrzegana jako partnerka. A przynajmniej do dziś tak było…


- Wszystko? Albo chociaż te najistotniejsze informacje. W sumie nawet nie wiem, jak ona ma na imię.


- Eh… Miriam, lat 25. Zajmuje się aktorstwem. Przyjaźnimy się od kilku lat. Wystarczy?


- Czemu wszyscy uważają, że jesteście parą?


- Ivette, przecież każdą dziewczynę obok mnie uważają od razu za moją wybrankę -  wywrócił teatralnie oczami. Jednak nie mogłam pozbyć się wrażenia, że nie mówi mi wszystkiego. Czyżby brak zaufania…? Jakim cudem? Przecież do tej pory ufałam mu… bezgranicznie. -  Chyba nie będziesz teraz o nią zazdrosna? Ja nawet widuję ją raz na długi czas.


- Przecież nic nie mówię -  stwierdziłam wzruszając przy tym ramionami. - Muszę się spakować do szkoły na jutro… Ahh i najprawdopodobniej w następnym tygodniu nie będzie mnie przez kilka dni ze względu na szkolną wycieczkę  - zmieniłam zwinnie temat na nie mniej istotny. W końcu wiązało się to z naszą rozłąką!


- To tym bardziej musimy się w ten weekend wyszaleć.


- No niby tak.  Tylko wiesz… To jednak nie działa tak, że nacieszysz się kimś na zapas.


- Wiem. Ale to dobry pretekst, żeby doszczętnie cię wykorzystać - wyszczerzył się nawet nie ukrywając swoich chytrych zamiarów. Roześmiałam się kręcąc przy tym z dezaprobatą głową. Rozwalał mnie po prostu.


- No, że też potrzebujesz do tego pretekstów.


- No widzisz! Jakie ja mam ciężkie życie.


- Strasznie! I do tego okropną dziewczynę - westchnęłam ciężko okazując mu swoje wielkie wsparcie. - Ale nie martw się, kiedyś będzie lepiej.


- Mówisz?


- Pewnie. Los się zawsze odwraca, wcześniej czy później.


- Nie strasz!- Spoważniał nagle - wychodziłoby na to, że grozi nam wielkie nieszczęście… Bo teraz jestem cholernie szczęśliwy.


 


Szczęście jest tak ulotne… W jednej chwili czujesz, że masz wszystko. Unosisz się ponad ziemię… Sięgasz nieba. I zanim się obejrzysz… Nagle nie masz nic. Zostaje przygnębiająca pustka. Masz ochotę usiąść i płakać z bezradności nad swoim losem… Ile to już razy dopadał mnie ten moment? I choć zawsze mijał z biegiem czasu… Choć zawsze w końcu odnajdywałam w tym wszystkim sens i chociażby odrobinę radości…I tak w końcu pojawiało się coś, co skutecznie zakłóciło moją radość, nadzieję na przyszłość…

niedziela, 5 maja 2013

Kartka nr 37. „Każdego dnia nadajesz mojemu życiu nowy sens.”

 Nie łatwo było rano zwlec się z łóżka, tym bardziej, gdy miało się takie miłe towarzystwo tuż obok. Jednak nie miałam wyjścia, Tom trochę mnie zmobilizował i jakoś w rezultacie dotarłam do szkoły, a on pojechał załatwiać swoje sprawy. Co nie zmienia wcale faktu, że mimo iż nie było go ze mną, to o nim nie myślałam. Bo naturalnie wypełniał wszystkie moje myśli! Nawet na matematyce. Obawiam się, że w tym roku mogę kiepsko wyjść z ocenami. Ale co ja poradzę? Po prostu się zakochałam! I świat wydaje się taki piękny… Nawet moje problemy przestały mnie martwić. Bo czymże one są w odniesieniu do chwil spędzonych z Gitarzystą. Miłość jest taka oślepiająca…


- Dodatkowe zajęcia przygotowujące do matury z matematyki będą dwa razy w tygodniu. Życzyłbym sobie obecności was wszystkich! Chyba, że ktoś nie jest zainteresowany tymże egzaminem. Na przykład Ivette - donośny głos nauczyciela matematyki dotarł do moich myśli niszcząc ich całą harmonię. Właśnie się rozmarzyłam, a on mi to zepsuł! I w dodatku wyczuwam jakieś pretensje do mojej osoby.


- Słucham?


- Opuściłaś się ostatnio. Nigdy nie byłaś wybitna, ale jednak ostatnimi czasy kompletnie olewasz mój przedmiot, nie wiem jak z pozostałymi. W każdym razie, radzę ci się ogarnąć dziewczyno, bo w innym wypadku pożegnasz się z maturą - oświadczył całkowicie poważnym tonem, co mnie lekko wybiło z równowagi. Czego on ode mnie chce? Staram się jak mogę, nie moja wina, że sobie z czymś czasem nie radzę. I tak próbuję! No może ostatnio rzeczywiście trochę trudniej mi się skupić, lecz nie zmienia to faktu, że robię co mogę. Zresztą… tyle od nas wymagają, że każdy miałby dosyć! Nic dziwnego chyba, że wolę towarzystwo Toma niż głupią matematykę…


- Oczywiście -  uśmiechnęłam się do niego sztucznie, aby tylko dał mi spokój. Nie zamierzałam nawet dyskutować. Temu człowiekowi nie warto się narażać.


- A wracając do dodatkowych zajęć…


- Ej może potrzebujesz korepetycji? - poczułam nagle, jak ktoś dźga mnie palcem w plecy. Odwróciłam się więc z miną mordercy, a ujrzawszy ostatnio bardzo dobrze znaną mi twarz… mój stan tylko się pogorszył. Znowu ten debil. Czy on da mi w końcu spokój? O co mu chodzi!


- Spadaj psycholu. I nie dotykaj mnie - syknęłam i ponownie zwróciłam się w kierunku tablicy ignorując jego osobę w zupełności.


- Iv, jakaś ty stanowcza - mruknęła do mnie Ashlee, na co wzruszyłam obojętnie ramionami. - Patrz, jak to facet może zmienić dziewczynę…


- Ciebie jakoś Philip nie zmienił.


- Może więc nie jest tym odpowiednim - skwitowała, a ja wbiłam w nią swoje spojrzenie. Czy ona chce coś przez to powiedzieć? - No co?


- Nie układa wam się? - zapytałam przeczuwając, że może być coś nie tak. Ostatnio trochę zaniedbałam przyjaciółkę, więc mogłam o czymś nie wiedzieć. Ale w sumie… Przecież bym zauważyła! W końcu mieszkam z Philem pod jednym dachem. I on też mi wszystko mówi!


- Oj to nie tak. Nie doszukuj się drugiego dna. Może i ostatnio jest lekko nie w sosie, ale nic się nie dzieje, jest ok…


- Ashlee, Ivette to nie kawiarnia. Chcecie sobie pogadać, to wyjazd mi stąd - zagrzmiał matematyk przerywając naszą rozmowę. Byłyśmy zmuszone zamilknąć, w innym wypadku mogłoby być bardzo nieprzyjemnie. Jednak i tak nurtowała mnie ta sytuacja. Ashlee była jakaś dziwna… Naprawdę mam wrażenie, że coś się dzieje! Tylko ja jakoś jestem poza tym wszystkim… Tom kompletnie zawładną moim światem. Podoba mi się to i to bardzo… Ale zaczynam mieć wyrzuty sumienia. Bo jak wracam do zwykłego życia, to czuję się, jakby wszystko mnie jakoś ominęło i nawet nie wiem kiedy.


Udało nam się dotrwać jakoś do końca tej nieszczęsnej matematyki, wyniosłam z niej w sumie niewiele, ale zawsze coś. Nie mogłam się skoncentrować… Muszę się jakoś ogarnąć. Ale to może po weekendzie z Tomem, bo póki co myślę tylko o tym. Nie mogę się doczekać, kiedy spędzimy dwa dni tylko we dwoje. To będzie cudowny weekend. I myśl o tym mobilizuje mnie do przetrwania tych ostatnich dni tego tygodnia. Po lekcjach poszłam z Ashlee na spacer. I tak nie miałam ochoty wracać do domu, wiedząc, że jest w nim matka. Pewnie znowu byśmy się o coś pokłóciły. Poza tym chciałam poświęcić trochę czasu swojej przyjaciółce i być może dowiedzieć się czegoś nowego.


- Heej, a może kupimy jakąś gazetę? Nie jesteś ciekawa co piszą o twoim chłopaku? - wypaliła, gdy przechodziłyśmy obok kiosku. Poczułam się dosyć dziwnie na słowo „chłopak”, to wciąż było dla mnie takie nowe i takie… przyjemne. Taak, mogłabym to słyszeć ciągle! „Mój chłopak Tom”.


- No nie wiem… Wiesz, jakie są gazety - mruknęłam nie do końca przekonana.


- A ja jestem bardzo ciekawa. Może jest już coś o tobie, a nawet nie wiesz?


- Oszalałaś? Nikt nic o mnie nie wie, na szczęście – powiedziałam szybko. Naprawdę przerażała mnie myśl, że mogłabym nagle stać się popularna! Nie chciałabym, żeby przylepiła się do mnie metka „dziewczyna Toma Kaulitza”. Wiem, że to zaszczyt i w ogóle… Ale ja po prostu nie chcę być sławna. Nie interesuje mnie to… Chcę sobie spokojnie żyć bez obawy, że zza krzaka wyskoczy jakiś paparazzi, albo napadnie mnie gromada dzikich fanek. Sama jestem fanką Tokio Hotel i trochę znam to środowisko. Trzeba być szczerym! Nie wszystkie jesteśmy zupełnie normalne… Niestety.


- Czekaj, kupię kilka.


- A rób co chcesz - skwitowałam obojętnie. Jak sobie chce, niech kupuje. Choć równie dobrze mogłaby znaleźć informacje o Tomie w Internecie. Ona w ogóle za bardzo się tym fascynuje. Tom dla mnie jest naprawdę normalnym facetem. No może nie do końca… Bo jest niezwykły, kochany i w ogóle cudowny… No, ale jest moim Tomem! A nie Gitarzystą Tokio Hotel… Umiem oddzielić od siebie te dwie rzeczy.


- Hahaha, no rzeczywiście w ogóle nikt nic o tobie nie wie - śmiech mojej przyjaciółki przywrócił mnie do rzeczywistości. Podczas, gdy ja się zamyśliłam ona zdążyła już obkupić niemal cały kiosk, wyolbrzymiając oczywiście...


- Co tam przeczytałaś takiego śmiesznego? - skrzyżowałam ręce na piersi spoglądając na nią wyczekująco.


- Nic takiego. Po prostu jesteś nową zdobyczą Toma Kaulitza i… jakby trochę się dziwią, że zamienił kobietę na nastolatkę - rzekła, na co wyrwałam jej gazetę chcąc sprawdzić, czy mówi poważnie. Nie chciałam w to wierzyć! Myślałam, że mnie wkręca. Jednak tak nie było! Pierwsze co zobaczyłam, to zdjęcie dziewczyny, którą widziałam w hotelu i przez którą uciekłam od Toma. Te jego niby przyjaciółkę… Obok jej zdjęcia było natomiast moje, lecz nie było wyraźne. Stałam bardziej bokiem i było ciemno, prawdopodobnie był tam też Tom, ale go wycięli. Musiało to być wtedy, gdy poszliśmy do restauracji! Moje serce od razu zaczęło mocniej bić. Więc jednak… to się stało! Naprawdę! I co teraz!? Co teraz!?


- Cholera. Jak oni… no nie! Nie miało tak być, nie tak…


- Oj daj spokój. Prawie cię nie widać na tym zdjęciu, nie postarali się. Dalej jesteś anonimowa. Ja cię rozpoznałam, bo wiem o wszystkim i dobrze cię znam. Nikt się nie skapnie, że to ty - brunetka zaczęła mnie pocieszać widząc moją reakcję. W sumie nie wiem, co mam o tym już myśleć. Może i ma rację… Ale jeśli nie ma!? Te głupie szmatławce czytają wszyscy… wszyscy!


- Myślisz? A jeśli jednak ktoś mnie rozpozna?


- Nie bój się, nie ma takiej opcji. Przecież nikomu nawet na myśli by nie przyszło, że mogłabyś być z kimś takim - stwierdziła wywracając teatralnie oczami. I tym rzeczywiście trochę mnie uspokoiła. Miała przecież rację. Kto niby uwierzyłby mi w to, że chodzę z wielką gwiazdą?


- No, ale co oni tu piszą w ogóle… Mają coś do mnie!? - naburmuszyłam się. To było właściwie przykre, że jestem postrzegana, jako jakaś gówniara. Jako ktoś gorszy od tamtej kobiety…


- Dobra, daj już spokój! To nic takiego. Musisz przywyknąć, niedługo to wszystko i tak się wyda.


- Ale ja nie chcę… - jęknęłam żałośnie. Miałam świadomość tego, że mój związek z Tomem nie może być utrzymany w tajemnicy, choćbyśmy nie wiem jak bardzo się starali. To jest po prostu niemożliwe. A ja tego nie chcę… Przeraża mnie to! Czemu to musi się tak komplikować…


Popularność. Niektórzy o tym marzą całe swoje życie. Inni dążą za wszelką cenę… A ja? Ja przeciwnie. Całe życie przed tym uciekam. Nawet w głupiej szkole wolałam być postrzegana, jako szara myszka. Nie chciałam być zauważalna. Tymczasem wszystko miało się zmienić. Bo pokochałam człowieka, który był znany niemal na całym świecie. I w dodatku był pożądany przez miliony dziewcząt! Mógłby mieć każdą, każdą… A wybrał mnie.


Nie wiedziałam jeszcze, że czeka nas znacznie trudniejsza droga niż do tej pory. Było to może nawet bardziej skomplikowanego od tego, co nas łączyło.


 


„Wiedziałeś, że jestem w prasie…? ;( Aż się boję zaglądać do internetu…”


„Nie widziałem jeszcze. Ale wiedzą kim jesteś?”


„Nie. Jeszcze nie…”


„Spokojnie Skarbie, wszystko będzie ok. Kiedyś musiało to wyjść. Wcześniej, czy później ktoś i tak wygada kim jesteś. Musimy to przejść, w końcu dadzą spokój… Wpadnę wieczorem ;*”


„Dobrze, czekam ;*”


 


Odłożyłam telefon na biurko i zagryzłam nerwowo dolną wargę spoglądając niepewnie na ekran laptopa. Bałam się wejść na jakąkolwiek stronę, ale z drugiej strony byłam też ciekawa, co już o mnie wypisują. Już sobie wyobrażam te okropne wyzwiska pod moim adresem… Tym bardziej, że nawet w artykule nie postawili mnie w dobrym świetle. Teraz będę chodzić z przyklejoną łatką smarkuli u boku Gitarzysty Tokio Hotel.


- Nie. Nie będę się tym przejmować - powiedziałam do siebie stanowczo i zamknęłam laptop. Westchnęłam ciężko, te myśli nie dadzą mi teraz spokoju. To, że będę znana to swoją drogą… Ale, że będą o mnie źle mówić to druga sprawa. A ja naprawdę nie jestem złą osobą… Nie zasługuję na to. Wiem, ze Ashlee i Tom mają rację. Wszystko kiedyś i tak by się wydało… Ale czemu akurat teraz? Nie byłam na to przygotowana. Ani trochę…


- Ivette, wiesz, że dzwoniła twoja wychowawczyni - do mojego pokoju weszła mama przerywając moje myśli. Odwróciłam się w jej kierunku zdziwiona. Po pierwsze, że w ogóle się tu zjawiła, po drugie w normalnym stanie, po trzecie miała normalny głos, a po czwarte… po co dzwoniła moja wychowawczyni!?


- Po co?


- Mówiła,  że ostatnio opuściłaś się w nauce i masz zaległości. Nie przygotowujesz się do zajęć, przestałaś w ogóle się udzielać. Pytała, czy coś się dzieje - oznajmiła ciągle się we mnie wpatrując. Dziwne, że na mnie nie krzyczała… Co z nią nie tak?


- I co jej powiedziałaś?


- Nic. Nie wiedziałam, co mam jej powiedzieć. Przecież sama nie wiem, co się dzieje. Zawsze dobrze się uczyłaś, może nie byłaś geniuszem, ale jednak.


- Staram się, naprawdę. Niepotrzebnie w ogóle zawracała ci tym głowę. Teraz będzie dzwonić z każdą głupotą!? - zdenerwowałam się. - Poprawię się jeśli tak jej zależy.


- Mam nadzieję. Rozumiem, że jesteś zakochana i nie w głowie ci teraz nauka, ale niezbyt przyjemnie jest odbierać takie telefony i jeszcze nie wiedzieć, co powiedzieć.


- No wiem…- mruknęłam sama teraz nie wiedząc, co odpowiedzieć. Właściwie czułam się, jakoś głupio… Głupio, bo miałam wrażenie, że rozmawiam ze swoją mamą. Taką prawdziwą mamą.


- Aha, i pytała czemu nie wpłaciłaś jeszcze na wycieczkę.


- Wycieczkę? - uniosłam brwi nie bardzo wiedząc o co chodzi. Matko, ja naprawdę, aż tyle przeoczyłam!?


- Nie wiem dokładnie. Jedziecie gdzieś na kilka dni i trzeba wpłacić pieniądze do końca tego tygodnia - odparła. - Weź się naprawdę ogarnij dziecko. Zapłać jutro.


- Okej - przez chwilę miałam wrażenie, że zaraz wejdzie, usiądzie i zacznie rozmawiać ze mną  niczym kochająca matka z córką, ale na szczęście sobie poszła. Na szczęście, bo jak na jeden dzień wystarczy mi już tych wrażeń! Nie ogarniam już tego wszystkiego… Dobrze, że niedługo zobaczę się z Tomem…