czwartek, 27 grudnia 2012

Kartka nr 32. „Bo wiem, że Ciebie właśnie dziś od życia chcę.”

 



Tom zaskoczył mnie nie tylko tym, że po mnie przyjechał, ale także miejscem w jakie mnie zabrał. Spodziewałam się, że pojedziemy do jego mieszkania, lecz byłam w błędzie. Gitarzysta wybrał zupełnie inny kierunek, którym była jakaś nieznana mi, niewielka restauracja na obrzeżach miasta. Nic dziwnego, że jej nie znałam. Nie bywam w takich miejscach, ani tym bardziej restauracjach. Szczerze mówiąc nie sądziłam, że kiedykolwiek pokażę się w towarzystwie Toma publicznie, więc byłam dosłownie zdumiona, kiedy wysiedliśmy z samochodu.


- Bo pomyślę, że nie bywasz wśród ludzi -  skomentował rozbawiony, gdy dostrzegł moją minę.


- Czemu tu przyjechaliśmy? Przecież… Czy ty nie powinieneś być niezauważalny? Albo właściwie, to ja nie powinnam…? -  nieco pogubiłam się w swoich słowach, ale miałam nadzieję, że chłopak mnie zrozumiał.


- A czy nie jesteśmy razem?  - uniósł brwi nie spuszczając ze mnie swoich czekoladowych tęczówek. -  Sądziłem, że od wczorajszego wieczoru jest to oficjalne.


- No tak! Ale Tom ! -  stanęłam nagle przed nim zdając sobie sprawę, co to wszystko w ogóle oznacza. Oczywiście jestem prze szczęśliwa, że jestem jego dziewczyną i, że on sam traktuje to najwyraźniej bardzo poważnie. Tylko, co będzie, jak trafię do gazet?! Jak będę mówić o mnie w telewizji?! W końcu to Tom Kaulitz! On jest znany i każdy chce znać jego dziewczynę! Każdy szczegół z jego życia! A ja nie jestem na coś takiego gotowa! To w ogóle jest okropnie przerażające! -  Przecież my jutro będziemy w każdej plotkarskiej gazecie!


- Ivy, jeśli będziemy mieli być to i tak będziemy -  wzruszył ramionami, jakby to było mu zupełnie obojętne. -  Im bardziej będę cię ukrywał, tym bardziej cię wywęszą. Nie bój się, tutaj jesteśmy w miarę bezpieczni. Znam ten lokal i można spokojnie się tu ukryć, zupełnie jakbym był normalnym człowiekiem. -  wytłumaczył spokojnie.


- Jesteś normalnym człowiekiem - stwierdziłam czując lekką ulgę. -  Ja tylko nie chcę, żeby jutro wszyscy o mnie mówili… Albo, żeby ktoś na mnie napadł w drodze do szkoły!


- Spokojnie. Obiecuję, że nic takiego się nie wydarzy  -  zapewnił łapiąc moją dłoń. -  Nie martw się już i wyluzuj. Chcemy spędzić przecież miły wieczór w swoim towarzystwie, prawda?


- Oh, wiem.  Ja po prostu dzisiaj już chyba mam za dużo wrażeń  -  westchnęłam ciężko.


- Więc będziesz miała czas, żeby mi o nich opowiedzieć. Chodźmy do środka -  rzekł po czym pociągnął mnie w kierunku wejścia nie pozwalając już nic więcej dodać. Od razu rzucił mi się w oczy skromny wystrój restauracji. Co ja poradzę, że będąc z Tomem wyobrażam sobie wiecznie samą elegancję i bogactwo! A tu było bardzo przytulnie, co też mi się podobało. Gitarzysta zaprowadził mnie do stolika, który pewnie już wcześniej zarezerwował i zajęliśmy miejsca naprzeciwko siebie. -  To na co masz ochotę?


- Nie wiem. Tom, ja nie jadam w restauracjach… -  odpowiedziałam dość niepewnie.


- Raz na jakiś czas taki wypad nie zaszkodzi. Nie zdążyłem nic dziś ugotować, więc musiałem cię tu przywieść. No, ale to miejsce chyba nie jest takie złe? Naprawdę możesz czuć się swobodnie.


- Jest w porządku  -  przyznałam z uśmiechem. -  Ale nie podają tu ślimaków? -  zapytałam nieco ciszej.


- Nie -  zaprzeczył ze śmiechem. -  Wiesz co tu podają? Makaron! Uwielbiam makaron.


-  Zauważyłam. Więc zdam się na twój kulinarny gust i zjem to samo  -  stwierdziłam nie zastanawiając się długo. Makaron, to zawsze bezpieczna opcja. Poza tym też go lubię, szczególnie w wykonaniu Toma. Więc żałuję, że dziś nie zdążył go przyrządzić, bo w jego mieszkaniu smakowałby na pewno znacznie lepiej. Po chwili podeszła do nas kelnerka i Tom złożył nasze zamówienie dodając do niego jeszcze dwie lampki czerwonego wina.


- To opowiadaj, co dzisiaj się u ciebie działo.


- Same głupie rzeczy. Nie wiem nawet, czy jest sens o tym mówić…


- Eh… Wiem, że nasza znajomość od przyjaźni raczej się nie zaczęła… Ale chyba możesz mi mówić o wszystkim? To znaczy w sumie nie wiem, czy tak czujesz… -  powiedział dziwnie niepewnym głosem, zupełnie nie w jego stylu. Jednak nie zdążyłam się już odezwać, bo kelnerka przyniosła nam kolację. Odczekałam, więc aż sobie pójdzie. Wyjątkowo się gramoliła, co mnie nieco rozdrażniło.


- Ale to zupełnie nie o to chodzi. Właściwie to nigdy nie zastanawiałam się nad tym, co mi powiedziałeś… Nasz związek jest dosyć dziwny. Trochę jakby… nie wiem nawet jak to nazwać. Latamy w chmurach? - teraz i ja poczułam te niepewność. Bo właśnie Tom mi coś uświadomił, na pewno nie celowo, ale jednak. I znowu będę miała o czym myśleć. Jaki ten dzień jest przepełniony zmartwieniami!


- Wiem… Chodzi ci o to, że nie jest poważny.


- Tak jakby. To znaczy myślę, że coś się zmieniło skoro teraz jestem twoją dziewczyną… Ale sam wiesz, to jest skomplikowane. Nie myśl, że mi się to nie podoba, czy coś… Mi to odpowiada, naprawdę cieszę się, że tak jest. Nie czuję potrzeby, aby to co jest między nami jakoś się specjalnie zmieniało… A co do tego, że mogę ci mówić wszystko… Zawsze czułam się przy tobie dosyć swobodnie pod tym względem -  rozgadałam się trochę, ale jakoś nie potrafiłam odpowiednio wyrazić swoich myśli. Miałam nadzieję, że mimo to zostanę dobrze zrozumiana. -  Eh, jesteś po prostu dla mnie kimś wyjątkowym i wszystko co z tobą przeżyłam, przeżywam i będę przeżywać też takie jest. I nie zamieniłabym tego na nic innego -  zakończyłam swoją wypowiedź i nieważne, że już dawno odbiegłam od tematu.


- Miło to słyszeć. Cieszę się, że nie przeszkadza ci to jaki jestem.


- Przecież jesteś cudowny -  uśmiechnęłam się do niego szczerze.


- Nie do końca to miałem na myśli, ale nie będę psuł tej chwili -  zaśmiał się. -  Ale dobrze, na razie zjedzmy. A później zabiorę cię na spacer i wtedy porozmawiamy o twoich problemach.


- W porządku.- Zgodziłam się wiedząc, że to jest nieuniknione. Nie mogłam ot tak o tym wszystkim zapomnieć… Nawet przy nim.


 


Tamten wieczór nieco odmienił mój sposób myślenia. I właściwie to wina Toma! To on poruszył dość drażliwy temat. Bowiem, co nas łączyło? Ja z pewnością byłam w nim szalenie zakochana. Choć i w to zaczęłam wątpić. Bo czy można kogoś szczerze kochać, gdy tak naprawdę nie zna się go od tej głębokiej, wewnętrznej strony? I w tym właśnie tkwił cały problem. Nasza przygoda rozpoczęła się od romansu, a nie przyjaźni. To dlatego wiele razy stawałam przed różnymi rozterkami i nie miałam pojęcia, co począć. Nigdy przecież nie wierzyłam w miłość bez przyjaźni, bez dosadnego poznania drugiej osoby… A tymczasem miałam pewność, że kocham.



Kiedy zjedliśmy, Gitarzysta od razu uregulował rachunek i opuściliśmy lokal wybierając się na wieczorny spacer. Okolica była bardzo spokojna i całkiem ładna, więc można powiedzieć, że wszystko nam sprzyjało. Nawet pogoda.


- Więc co się dzieje? -  zagadnął w pewnej chwili podczas, gdy ja właśnie gryzłam się sama ze sobą.


- Moja mama straciła pracę -  wyrzuciłam nie owijając w bawełnę. - Przed tym jeszcze się pokłóciłyśmy, ale to akurat jest normalne. Ona zawsze się czegoś uczepi i mnie sprowokuje… Nazwała cię moim sponsorem! Od tego alkoholu jej chyba takie durne pomysły przychodzą do tej głowy…


- Ale trochę wolniej, bo zaraz się pogubię - poprosił obejmując mnie w pasie.  - Twoja mama jest alkoholiczką?


- Nie… To znaczy tak jakby. Nie wiem sama Tom. Niby ma to pod kontrolą, ale ja uważam, że już dawno ją straciła. Ona wszystko ma w nosie! Mnie ma w nosie… A teraz jeszcze straciła pracę. Z czego my będziemy żyć? To też ją mało interesuje z tego co zauważyłam. A ja i Phil mamy maturę za pasem, mamy jeszcze pracować? To w ogóle nie wiem… Nie jestem jakimś geniuszem, żeby pogodzić szkołę z pracą i jeszcze przygotować się do egzaminów -  wyżaliłam się czując totalną swobodę. Wcale nie czułam oporów przed powiedzeniem mu całej prawdy, choć nie była kolorowa i było to moje życie. W sumie powinno mi być wstyd… I jest! Ale przecież mogę mu zaufać mimo wszystko.


- Każdy miałby problem… A nie może wam ktoś pomóc? Rodzina na przykład?


- Nie utrzymujemy z nikim kontaktu od śmierci ojca… To wszystko przez nią. Ona po prostu odstrasza ludzi, Tom! I nie wiem, co robić… Ona nawet nie da sobie pomóc. Już tyle razy próbowaliśmy…


- Może to przez śmierć waszego taty… Niektórzy ludzie sobie nie radzą z utratą ukochanych osób.


- Ale ona ma jeszcze nas… Jesteśmy jej dziećmi! Ty nie dbałbyś o swoje dzieci, gdyby ci żona umarła i zostalibyście sami? Oni mieliby tylko ciebie Tom… I byliby bardziej przerażeni niż ty.


- Eh… Masz rację. Nie rozumiem tego… - westchnął ciężko. -  Ale może ja mogę ci jakoś pomóc?


- Niby jak? - uniosłam na niego swoje spojrzenie. Nie bardzo wiedziałam, co on mógłby w ogóle zrobić w tej sprawie. To dotyczyło wyłącznie mnie, mojego brata i naszej matki… Co on może?


- Chociażby mogę wspomóc was finansowo… Tylko się nie denerwuj! Wszyscy od razu się wściekają, gdy proponuję im pieniądze… Ale to żadna litość ! Po prostu zależy mi na tobie i chcę ci pomóc. Tobie i twojemu bratu… Przecież zasługujecie na to, aby zdać maturę w normalnych warunkach i mieć zapewnioną jakąś przyszłość. Nie, żebym miał was utrzymywać cały czas czy coś, tylko po prostu wam pomogę… -  wyrecytował w pośpiechu nie dopuszczając mnie w ogóle do głosu. Jego szybkie tempo było uzasadnione, bo oczywiście zamierzałam już na niego nakrzyczeć, że w ogóle coś takiego przyszło mu do głowy. Jednak po wysłuchaniu wszystkiego mój umysł się nieco rozjaśnił.


- Masz na myśli taką zwrotną pomoc?


- No powiedzmy… Ale wiesz, że ja tych pieniędzy nie potrzebuję z powrotem.


- Potrzebujesz. Nie można sobie tak rozdawać kasy!


- Ale Ivy! Ja chcę pomóc…


- Wiem! To oddasz je na cel charytatywny -  skwitowałam nie widząc żadnego problemu. -  Gdy ci je zwrócimy -  dodałam nie zamierzając odpuszczać w tym temacie. – Poza tym na razie ich nie potrzebujemy.


- Ale w końcu będziecie…


- Wiem… Ale już nie przejmujmy się tym. To miał być nasz wieczór, a nie wieczór moich problemów.


- Dobrze, ale pamiętaj do kogo się zwrócić w razie czego -  zastrzegł i nachylił się, żeby złożyć krótki pocałunek na moich ustach. Od razu zrobiło się przyjemniej, a na mojej twarzy pojawił się błogi uśmiech.


- Mogę dzisiaj u ciebie nocować? -  zapytałam wpatrując się w niego maślanymi oczami. Nie chciałam wracać do domu i na nowo męczyć się z tym wszystkim.


- A szkoła?


- To tylko jeden dzień… A ja nie chce tam wracać -  zrobiłam smutną minkę, choć nie była ona zupełnie szczera. Chodziło mi jedynie o to, aby się zgodził i naturalnie nie mógł mi odmówić.


- W porządku. Sam się stęskniłem za twoją obecnością przy mnie w nocy - przyznał z uśmiechem.


- Dziękuję -  założyłam mu ręce na szyję i przytuliłam się do niego mocno. Chciałabym mu teraz powiedzieć „Kocham Cię”. To byłoby takie pięknie podsumowanie tej chwili… Jednak pozostanie ono w mojej głowie.


..............................................................


Przypominam o zakładce 'czytelnicy'.

piątek, 30 listopada 2012

31. „Może jeszcze się spotkamy, może jeszcze mnie zaskoczysz…”

Dzięki sprawnej jeździe Toma bardzo szybko dojechaliśmy pod mój dom. Chłopak po tej małej przygodzie, która przyprawiła go prawie o zawał jechał bardzo ostrożnie. Nie liczę jednak, że będzie tak już zawsze. Jestem pewna, że jutro już wszystko wróci do normy. Tom lubi jeździć szybko i tego nie da się ukryć. Wątpię, aby pozostała mu jakaś trauma po tym, jak prawie mnie rozjechał. Bo w sumie, to ja wlazłam mu pod koła prawda? Więc jakby nie patrzeć wina leży wyłącznie po mojej stronie.


-Dzięki, kochany jesteś. Mam nadzieję, że nie spóźnisz się przeze mnie bardzo.- Odezwałam się odpinając już pasy.


-Nie przejmuj się tym.- Uśmiechnął się do mnie słodko.- To widzimy się wieczorem?


-Tak jak się umawialiśmy.- Potwierdziłam również posyłając mu swój uśmiech.- Miłego dnia. I uważaj na siebie.


-To ty lepiej uważaj.- Stwierdził marszcząc przy tym zabawnie brwi. Zaśmiałam się pod nosem i zbliżyłam się do niego całując go w usta.- Już się nie mogę doczekać.- Mruknął rozmarzony ponownie mnie rozbawiając.


-Ja też.- Przyznałam bez wahania.- To do wieczora piracie.- Wyszczerzyłam się jeszcze i otworzyłam w końcu drzwi obawiając się, że w takim tempie nigdy nie wrócę do domu, a Tom nie dojedzie do pracy.


-Nie jestem piratem!- Zawołał jeszcze, lecz zatrzasnęłam już za sobą drzwi więc posłałam mu jedynie całusa w powietrzu kierując swoje kroki do wejścia. Gitarzysta zaraz odjechał także już nic nie trzymało mnie na zewnątrz i w wyśmienitym nastroju, jaki pozostawił mi po sobie chłopak weszłam do środka. Znowu czułam, że unoszę się ponad ziemią i to było niesamowicie pięknie. Jeszcze nie dawno myślałam, że już nigdy tak nie będzie, a tu proszę. Nawet udało mi się zapomnieć o tym debilu ze szkoły. Co ja się będę nim przejmować? Niech sobie myśli co chce! Mogę być dla niego nawet zakonnicą. To on ma problem i to olbrzymi, ze swoim nadmiarem głupoty.


-Co to był za facet?- Drgnęłam wystraszona, gdy znienacka usłyszałam nieprzyjemny głos matki. Akurat teraz najmniej się spodziewałam spotkać ją w domu. W dodatku znowu piła, czuć od niej na kilometr! Nie było mi to wcale potrzebne… Widocznie mam dziś wyjątkowego pecha. Aż dziwne, że nie jest dzisiaj piątek trzynastego i czarny kot nie przebiegł mi drogi.


-Jaki facet?- Udałam, że nie wiem o czym mówię i nawet na nią nie spoglądając weszłam do salonu. Miałam szczerą nadzieję, że da sobie spokój. W końcu nie była trzeźwa więc mogło jej się coś przywidzieć prawda? Dobrze, miałam chyba skończyć ze swoją naiwnością…?


-Nie bądź żałosna. Widziałam, jak się liżecie w samochodzie.- Rzekła kpiącym głosem. „Liżecie”, widocznie brak jej doświadczeń w tej kwestii.


-Przyjaciel.- Odparłam uważając, że tyle jej wystarczy. W ogóle nie wiem, co ją to interesuje! Nie chcąc kontynuować tego tematu udałam się do kuchni czując pragnienie. Niestety bardzo się myliłam licząc, że moja zatroskana matka sobie odpuści. Musiała przecież iść za mną i dalej mnie dręczyć. Tak, to cała ona…


-To do niego uciekłaś?


-Nigdzie nie uciekałam.- Zaprzeczyłam od razu lekko poirytowana.- Wyjechałam.


-Oczywiście.- Prychnęła.- Co, jak co ale sądziłam, że dobrze cię wychowałam.


-O co ci chodzi?- Odwróciłam się w jej kierunku w ogóle nie rozumiejąc o czym do mnie mówi.


-Nie udawaj głupiej. Myślisz, że nie wiem, co dziewczyny w twoim wieku wyprawiają!?- Fuknęła rozzłoszczona.- Od razu widać, że to nadziany facet. Tylko, czy tobie czegoś brakuje, żebyś musiała się tak poniżać!? Harowałam jak wół, żebyście mieli wszystko!


-Po pierwsze!- Przerwałam jej gwałtownie nie zamierzając nawet słuchać tych bredni, jakie padały z jej ust.- To tata harował jeśli już i to wszystko, co mamy jest dzięki niemu! Po drugie, nie poniżam się. I po trzecie! Jestem bardzo dobrze wychowana! A wiesz dlaczego!? Bo ojciec mnie wychował na dobrego i porządnego człowieka, a gdy zmarł jego rolę przejął mój brat, który sam potrzebował opieki! Czy to nie wspaniałe, że dziecko tak poświęca się dla swojej siostry?- Wykrzyczałam patrząc jej prosto w oczy. Bardzo chciałam, żeby ją zabolało. Żeby ją to tknęło, jak najgłębiej. I w sumie nie wiem, czy bardziej chciałam ją zranić, czy aby w końcu się otrząsnęła. Aby stał się cud i była taka, jak przed wieloma laty.- I teraz nie masz już nic do powiedzenia? Szkoda. Zawsze byłaś taka wygadana!- Dodałam z pogardą i wycofałam się z pomieszczenia nie mając już ochoty na nią nawet patrzeć. Kiedy byłam już na schodach usłyszałam jeszcze jej zachrypnięte wołanie.


-Lepiej, żebyś jednak miała tego sponsora! Wyrzucili mnie z pracy.


 


Nawet, gdy moja matka była „normalna” nie było mi łatwo się z nią dogadać. A to, co zaczęło dziać się z nią z biegiem czasu… tylko bardziej skomplikowało nasze relacje. Z każdym dniem stawała mi się coraz bardziej obca. Winiłam ją za wiele rzeczy… Nie umiałam też wielu pojąć. Jej postępowanie było dla mnie szczególnie niezrozumiałe. Chyba był czas, kiedy jej nienawidziłam… Oczywiście, że żałuję. Gdyby się dało cofnąć o kilka lat pewnie wiele bym zmieniła. To nie było tak, że patrzyłam jak moja matka stacza się na dno. Kiedyś próbowałam jej pomagać, stawiać ją na nogi. Wspierać… Ale jeśli ona nic sobie z tego nie robiła, jaki był w tym sens? Poddałam się, to prawda. To była chyba moja największa porażka w życiu… A potem już było za późno. Za późno na wszystko…



Kłótnia z matką tylko pogorszyła mój stan psychiczny, a mój wyśmienity nastrój poszedł się jebać. W dodatku jej cudownie przekazana informacja o utracie pracy… lepiej nie mogła tego ująć! To dla mnie kolejne poważne zmartwienie, bo wiem, że wszelkie oszczędności znikną w mig. Część na co dzienne życie, ale inna na jej picie. Teraz, gdy straciła pracę na pewno będzie się upijać do nieprzytomności. W końcu już nic ją nie trzyma przy trzeźwości… Przykra prawda.


-Phil…- Postanowiłam porozmawiać o tym wszystkim z bratem. W końcu to także dotyczyło jego i liczyłam na to, że razem dojdziemy do jakiegoś dobrego rozwiązania.- Wiesz, że wyrzucili mamę z pracy?


-Tak. I nie wiem Iv, co teraz z tym wszystkim. Myślę o tym pół dnia i już nie mogę… Dlaczego ona taka jest?- Spojrzał na mnie z nadzieją, lecz nie mogłam udzielić mu odpowiedzi. Byłam równie bezradna w tym temacie, co on.


-Cholera, że też akurat teraz jak jesteśmy przed maturą.- Usiadłam obok niego zrezygnowana.


-No, ale chyba nie jesteśmy bankrutami nie?


-Tego nie wiem. Kto ją tam wie?- Stwierdziłam mając wiele wątpliwości w tej kwestii. Spodziewałam się już wszystkiego po swojej matce. Więc nie wykluczam, ze mamy puste konto.


-Trudno. Widocznie czas się usamodzielnić.- Powiedział nagle i to całkowicie poważnym tonem.


-Co masz na myśli?


-Między innymi pracę na początek. A potem mieszkanie. Wszystko, Iv. Musimy się stąd wyrwać i tyle.


-To nie jest takie proste.


-Wiem, ale damy radę. Na razie się tym nie przejmuj, jutro jeszcze spróbuję porozmawiać z matką.


-Marnie to widzę…- Mruknęłam nieprzekonana. W prawdzie Philip miał więcej cierpliwości i jeszcze jakoś się z nią dogadywał w przeciwieństwie do mnie… Ale i tak wątpię, aby cokolwiek zdziałał w tej sprawie. Mam wrażenie, że już wszystko jest stracone i naprawdę możemy liczyć tylko na siebie.- Ale próbuj. Ja wychodzę…


-Ze sponsorem?- Uniósł brwi spoglądając na mnie rozbawiony.


-Oh, przegięła dzisiaj z tym już totalnie.- Wywróciłam oczami do tej pory nie mogąc tego ogarnąć.- Gwarantuję ci, że to nie jest mój żaden sponsor. Kocham go i nie wzięłabym od niego ani grosza!- Oświadczyłam zdecydowanie, a po chwili wręcz zdębiałam zdając sobie sprawę z tego co powiedziałam. Pierwszy raz przyznałam na głos, że kocham Toma! Nie wiem, czy powinnam. Myślę, że nie… A jeśli wyrwałoby mi się to w jego obecności? Co wtedy? Mogłabym go stracić! Nie chcę tego… On nie może się dowiedzieć.- To pa.- Rzuciłam szybko przez ramię i opuściłam pokój brata z nowym mętlikiem w głowie. Mam dziś tyle różnych, płatających się myśli, ze chyba nie powinnam w ogóle się widzieć z Tomem. Choć może zrobi mi to dobrze? Może nawet w dosłownym sensie..? O czym ja w ogóle teraz myślę! Jak w obliczu tych wszystkich problemów mogę mieć jeszcze kosmate wizje? Jestem niemożliwa… Nie poznaję samej siebie, znowu.


Chłodne, wieczorne powietrze nieco mnie orzeźwiło, gdy wyszłam z domu i poczułam się znacznie lepiej. Moją głowę znowu powoli zaczynały wypełniać myśli o Gitarzyście, więc chyba wszystko wracało do normy. O ile można w ten sposób w ogóle mówić. Nie wiem, czy dobrze jest udawać, że nie ma problemu, kiedy rzeczywistość jest zupełnie inna. Ale to wszystko jest tak cholernie męczące, że tak bardzo marzy się o tym, aby zapomnieć chociaż na chwilę… A to Tom jest takim moim zapomnieniem. Moim szczęściem w tym całym życiowym nieszczęściu.


-Hej, śliczna!- Odwróciłam się zaskoczona słysząc nagle wołanie, a moim oczom ukazał się samochód Toma i on sam wyglądający przez szybę.- Znowu idziesz, jak zahipnotyzowana i na nic nie patrzysz.- Rzekł kręcąc przy tym z dezaprobatą głową.


-A ty co znowu tu robisz?- Zmarszczyłam brwi patrząc na niego wciąż zaskoczona.- Umawialiśmy się przecież u ciebie.


-Wiem, ale później skończyłem i nie zdążyłem nic przygotować, więc w ramach rehabilitacji postanowiłem od razu po ciebie podjechać. I oto jestem.- Wyrecytował posyłając mi na koniec swój zniewalający uśmiech.- Wskakuj, tylko najpierw daj buzi.- Ułożył usta w słodki dziubek. Zaśmiałam się, ale oczywiście podeszłam bliżej i obdarzyłam go czułym całusem. Uwielbiam go. Już nigdy go nie opuszczę ! Na pewno nie z własnej woli!


...........................


Widzę, że wszyscy czytają to co piszę i wręcz rzuciliście się na zakładkę "Czytelnicy" , aż nie mogę się połapać, żeby was wszystkich zamieścić w linkach :D


Ka.

poniedziałek, 12 listopada 2012

Kartka nr 30. „Teraz kiedy mnie przytulasz, moją dłoń otulasz, patrzysz na mnie tak…”

Klucze, które zwróciłam Tomowi jakimś cudem z powrotem znalazły się w mojej kieszeni. Tak samo na swoje miejsce wrócił misiek, którego dostałam na urodziny i łańcuszek. Wszystko wróciło na swoje miejsce, jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło. I właśnie tak chciałam się wtedy czuć. Zapomnieć o swoim długim cierpieniu, które zdawało się, że będzie trwało całą wieczność… Jednak okazało się, że niewiele trzeba, aby przestało boleć. Czasem wystarczy dostać porządnego kopa, aby ruszyć do przodu…



Nadmiar emocji ostatniego wieczora sprawił, że zupełnie zapomniałam o niedawnym wydarzeniu, jakie miało miejsce po szkole. I w sumie w tej chwili było mi to kompletnie obojętne! Postanowiłam wymazać to z pamięci, jak wiele innych sytuacji z mojego życia i nigdy więcej do tego nie wracać. Uznać to za głupi żart od losu, którym nie warto zaprzątać sobie umysłu. I słusznie! Bo teraz miałam o czym myśleć i było to znacznie przyjemniejsze. Ciągle wspominałam rozmowę z Tomem, nasze pocałunki i wszystko inne co z nim związane. Znowu jego osoba pochłaniała całe moje myśli i nie było w nich miejsca na żadne głupoty. To chyba dobrze? W prawdzie powinnam się skupić na szkole, tym bardziej, że aktualnie się w niej znajduję… Ale to silniejsze ode mnie! Jestem po prostu szczęśliwa, a tym szczęściem jest mój Tom. I nic nie poradzę, że to szczęście wypełnia każdą komórkę mojego ciała. Oczywiście nie zapominam o tym, że to wszystko właściwie dzięki pomocy Ashlee. Już jej dziękowałam, ale to i tak za mało. Będę jej wdzięczna do końca życia!


-Ale się wszyscy na ciebie gapią.- Głos przyjaciółki przerwał moje rozmyślenia i dopiero teraz wróciłam na ziemię. Rozejrzałam się i rzeczywiście dostrzegłam dziwne spojrzenia w moim kierunku. Wcześniej nie zwróciłam na to uwagi, byłam zbyt zajęta myśleniem o Tomie…


-Niech się gapią.- Wzruszyłam obojętnie ramionami. Jeszcze tego brakowało, żebym miała przejmować się czymś takim!- Wątpię, aby wypatrzyli coś ciekawego.- Dodałam z głupim uśmiechem.


-Widzę, że masz dziś świetny humor, ciekawe dlaczego.- Skomentowała udając, że nie wie o co chodzi. Ponownie wzruszyłam ramionami śmiejąc się przy tym pod nosem.- Chyba Tom nie został na noc?


-No co ty! Przecież matka jest w domu.- Odparłam nie ukrywając wcale swojego zawodu.- Pożegnaliśmy się grzecznie i pojechał do siebie.


-Biedny, pewnie musiał jechać na ręcznym przez pół nocy…- Westchnęła rozżalona, a ja wytrzeszczyłam oczy nie wierząc w to co słyszę. Ashlee i takie teksty… w dodatku o moim Tomie !?- Jezus nie patrz tak na mnie! Żartuję, nie? Chociaż kto go tam wie… Wyglądał na napalonego. W końcu długo pościcie. A przynajmniej ty… bo on pewnie sobie ulżył nie raz.- Miałam ochotę ją trzepnąć za to paplanie. To bardzo wspierające, naprawdę! Uwielbiam słuchać o tym, jak mój facet zaspakajał swoje potrzeby podczas naszej rozłąki z jakimiś innymi laskami…


-Przestań. Ty za to masz dzisiaj nadmiernie zboczony nastrój! Idź lepiej wyżyj się z Philem w toalecie.- Poradziłam nie chcąc, aby dłużej mówiła o intymnych relacjach Toma.


-W toalecie? Daj spokój, to zbyt obrzydzające! Szmaty pieprzą się w kiblach. Poza tym niewygodnie! I na szybko? To po co w ogóle się za to zabierać!


-Matko, nie musisz od razu się tak rozgadywać w tym temacie. Naprawdę jesteś niewyżyta, wiesz? A to podobno ja poszczę.


-Ale zapewne to się już skończy. Znowu będziesz rozpustnicą!


-Ashlee!


-No co? Taka prawda!- Wyszczerzyła się. Dobrze wiedzieć, co myśli o mnie moja najlepsza przyjaciółka, naprawdę! Ja i rozpustnica? Pff…


-A co ja takiego robię, co? Naprawdę nic nadzwyczajnego. Nie wykraczam ponad normy! I w ogóle czemu o tym rozmawiamy? W dodatku w szkole.


-Oj czemu się tak denerwujesz?


-Bo tak, nie lubię takich głupich rozmów.


-Aleś ty drażliwa! Przecież wiesz, że tylko sobie żartuję. Nie mam zamiaru cię w żaden sposób urażać.


-Wiem, Ashlee. Ale po prostu nie mówmy o tym ok? To nie jest odpowiednie miejsce, ani czas. A ja nie lubię, jak ktoś gada o moich intymnych sprawach.


-No dobrze już. Obiecuję, że więcej nie będę. Ale z tego Toma to naprawdę niezłe ciacho!- Ashlee, jak to Ashlee musiała znowu z czymś wyskoczyć. Przynajmniej mój nastrój dzięki temu znacznie się poprawił. Uśmiech automatycznie wpłynął na moją twarz. Kto, jak kto, ale ja najlepiej wiedziałam, jaki Tom jest boski! I cieszy mnie, że nie tylko ja tak uważam. Może to głupie, ale zwyczajnie rozpierała mnie duma, że ktoś taki jak on  zainteresował się właśnie mną. W prawdzie nie mogę się nim zbytnio chwalić… Ale to chyba nie jest takie istotne. Najważniejsze, że go znowu mam. Już nie mogę się doczekać, kiedy znowu go zobaczę.- Phil powinien brać z niego przykład.


-Co ci się nie podoba w moim bracie?- Założyłam ręce na piersi spoglądając na nią surowo.


-Nie powiedziałam, że mi się coś nie podoba!- Zaprzeczyła od razu.- Po prostu… No wiesz.


-No nie wiem?


-Oj, Iv. Spójrz na Toma, a na swojego brata.- Wywróciła teatralnie oczami. Ja w ogóle nie wiem, jak niby miałabym porównać te dwie osoby! Na swojego brata przecież zawsze będę patrzyła tylko, jak na brata… A Tom? Tom, to mój bóg!


-To niezbyt dobry pomysł.- Potrząsnęłam głową.- W ogóle proponuję, żebyśmy już poszły pod salę.


-Jak sobie chcesz.


 


Można było się spodziewać, że gdy moja przyjaciółka dowie się wszystkiego będzie tym wręcz żyła! Ashlee już taka była. Widocznie bardzo zależało jej na moim szczęściu… na pewno! Dlatego jest moją przyjaciółką do dziś. I kiedy jej o wszystkim powiedziałam było mi o wiele lżej. W końcu mogłam swobodnie z nią rozmawiać i dzielić się swoimi przeżyciami. Wcześniej mi tego brakowało…



-Cześć Iv.- Wychodząc ze szkoły stało się to, czego unikałam przez cały dzień. Starałam się za wszelką cenę omijać tego typa szerokim łukiem, a on mi teraz wyskakuje z „cześć”. W ogóle po tym co zrobił, na jego miejscu nie pokazywałabym się mi na oczy!


Postanowiłam zignorować go i szłam dalej zawzięcie milcząc i udając, że nic nie słyszałam. Miałam nadzieję, że odpuści, lecz on ciągle szedł obok. W najmniejszym stopniu mi to nie odpowiada!


-Weź się odpieprz psycholu!- Przystanęłam na chwilę w dość gwałtowny sposób, aż drgnął przestraszony nie spodziewając się tego.


-Psycholu? Mówisz, co najmniej jakbym zrobił ci jakąś wielką krzywdę.


-Odwal się ode mnie. Czegoś nie rozumiesz?- Spojrzałam na niego jak na idiotę, którym dla mnie był.- Jak chciałeś stać się popularny w szkole trzeba było znaleźć sobie inny sposób! Bo ja nie zamierzam ci w niczym pomagać.


-Nie potrzebuję pomocy. Sprawdzałem tylko, czy jesteś lesbijką i wygląda na to, że jednak mieli rację.- Odparł całkowicie spokojnie, a ja wręcz zawrzałam w środku. Co on do mnie w ogóle mówi! Lesbijką!? Ja!?


-Jesteś pojebany! I to totalnie! Trzymaj się ode mnie z daleka!- Krzyknęłam nie mogąc się opanować i czym prędzej ruszyłam przed siebie chcąc od niego odejść, jak najdalej. Nie mieściło mi się to wszystko w ogóle w głowie. Co to za człowiek! Boże, ci ludzie są naprawdę niemożliwe! Nie sądziłam, że są zdolni do takich rzeczy! Czy nie ma już żadnych granic!?


Wściekłość, jaka mnie ogarnęła nie mogła się równać nawet z tą, jaką czułam niedawno na Toma. To w ogóle było coś zupełnie innego… Już kłamstwo Toma było dla mnie bardziej zrozumiałe od tego czegoś! To przerastało moje siły po prostu. No nie wierzę! Cała gotowałam się w środku, a moje myśli wypełnione były samymi przekleństwami na tego debila. Byłam tak tym pochłonięta, że nie zwracałam kompletnie na nic uwagi przez co omal nie wpadłam pod jadący samochód, który zatrzymał się z piskiem opon tuż przede mną. W jednej chwili zapomniałam o tym dupku czując jak moje serce wali niczym oszalałe… Stałam oszołomiona wpatrując się w maskę samochodu i nic do mnie nie docierało. Ja mogłam umrzeć ! Właśnie teraz ! I już nigdy nie zobaczyłabym Toma…


-Ivy!? Prawie cię zabiłem! Co ty tu robisz!? I dlaczego nie patrzysz na drogę!?- Nie wiem skąd, nagle do moich uszu dotarł głos samego Toma. Czyżby to wytwór mojej wyobraźni? Zanim w ogóle zdążyłam się otrząsnąć poczułam, jak obejmują mnie silne, męskie ramiona, a do moich nozdrzy dotarł znajomy zapach.- I mnie też byś zabiła! Przecież zawału mogłem dostać… Boże, nic ci nie jest? No powiedz coś dziewczyno!- Mężczyzna ujął w dłonie moją twarz unosząc mi głowę, a ja ujrzałam czekoladowe ślepia wpatrujące się we mnie z troską. Uśmiechnęłam się automatycznie mając nieodparte wrażenie, że to jakiś sen…


-Tom?


-Zawiozę cię do szpitala.- Dopiero gdy wypowiedział te słowa, jakby powróciłam do rzeczywistości. Od razu oprzytomniałam, a mój wzrok się wyostrzył.


-Ale wszystko w porządku, nic mi się nie stało. Skąd ty tutaj? Ja po prostu jestem w lekkim szoku…- Powiedziałam szybko jeszcze nie mogąc tego wszystkiego do końca ogarnąć.


-Na pewno? Może powinni cię przebadać?


-Tom, przecież nawet mnie nie drasnąłeś.


-Ale taki szok też może byś niebezpieczny.


-Nie martw się, nic mi nie jest.- Uspokoiłam go, sama czując się już o wiele lepiej. Serce przestało mi tak mocno bić i zaczęłam trzeźwiej myśleć.


-W takim razie wsiadaj, zawiozę cię do domu.- Polecił wskazując na swój samochód. Nie miałam nic przeciwko temu, więc bez zbędnych słów zajęłam miejsce u jego boku.


-No, ale co ty tu robisz?


-Przejeżdżałem po prostu… A tu nagle wyskakujesz mi pod koła. Boże, co ja bym zrobił, jakbym ci coś zrobił!?


-Przepraszam, zdenerwowałam się w szkole i w ogóle przestałam myśleć.- Wyznałam ze skruszoną miną. Naprawdę mogłam przez swoją głupotę zniszczyć sobie życie i jemu też!


-No już dobrze, każdemu się może zdarzyć… A ja i tak za szybko jechałem. Na szczęście nic się nie stało…


-Aniołek czuwa.- Dotknęłam swojego łańcuszka, który dostałam od Toma na urodziny. Chłopak uśmiechnął się do mnie łapiąc moją dłoń.


-To bardzo dobrze. Tęskniłem za tobą… Ale inaczej planowałem nasze spotkanie.


-Wiem, ale i tak się cieszę, że cię widzę. Mimo wszystko.- Przyznałam i podniosłam się lekko, aby ucałować jego policzek. Nie mieliśmy jeszcze okazji normalnie się przywitać… Nasze przypadkowe spotkanie było zdecydowanie bardzo szokujące pod każdym względem.


.................


Nie ogarniam tego bloga :D Ze względu na pewne zmiany, proszę zajrzeć do zakładki "czytelnicy" i pozostawić tam adres swojego bloga, byłabym wdzięczna ;)


Pozdrawiam, Ka.

czwartek, 1 listopada 2012

Kartka nr 29. „Piękne chwile znowu ominęły nas, może dzisiaj spróbujemy jeszcze raz…”

Życie jest tak skomplikowane, tak popaprane, że czasem trudno uwierzyć, że coś dzieje się naprawdę. Miałam w swoim życiu mnóstwo takich sytuacji, szczególnie z Tomem. Z nim wiele rzeczy wydawało się takich nieprawdopodobnych, a jednak działo się to wszystko naprawdę. A ja musiałam po prostu w to zacząć wierzyć… Bo czy można zaprzeczać faktom? Można, ale wtedy byłoby to zwyczajne oszustwo. A po co oszukiwać samego siebie? Pamiętam, gdy dowiedziałam się, że dziewczyna Toma była zmyślona… I to wszystko nagle tak mnie przytłoczyło. Nie byłam gotowa na takie wiadomości. Kto by był na moim miejscu? Tom zawsze przysparzał mi mnóstwa emocji… wszelakich emocji.



-Wrócisz do mnie?- Uniosłam głowę spoglądając na niego szeroko otwartymi oczyma. On naprawdę chce dzisiaj ode mnie zarobić w ten śliczny ryjek… Jak może teraz zadawać mi takie pytanie! Ja nawet jeszcze nie zdołałam przyswoić żadnej informacji, jaką mi dziś przekazał. Nie ogarniam tego wszystkiego…


-Nawet nie próbowałeś tego wyjaśnić. W ogóle do czego mam wracać? Przecież my nawet nie byliśmy razem!- Stwierdziłam wciąż oszołomiona. Może on sam nie wie czego chce. Chyba nie tak sobie wyobrażałam to spotkanie… na pewno nie tak. Życie jest takie nieprzewidywalne. I jak się w tym odnaleźć?


-To bądźmy! I nie próbowałem, bo mi nie pozwoliłaś… Tęsknię za tobą do cholery!


-No i dobrze! Myślisz, że ja nie tęskniłam!?- Obruszyłam się patrząc na niego ze złością. Co on sobie w ogóle wyobraża! Niech teraz sobie cierpi. To jego wina… Może i zachowałam się niedojrzale, ale to on kłamał! I zawsze mógł mi wszystko wyjaśnić…- Przyszłam oddać ci tylko klucze!- Dodałam nawet na chwilę nie spuszczając z tonu. Nieważne, że nie do końca byłam szczera. Ale jestem za to bardzo zła. Jestem zła na swojego księcia z bajki. Bo książę z bajki mnie oszukał! I zamienił moją bajkę w koszmar…- Więc proszę.- Sięgnęłam do kieszeni po owy przedmiot i położyłam go na stoliku. Chłopak był wyraźnie zaskoczony moim zachowaniem. Na pewno spodziewał się czegoś innego… ja w sumie też. Ale co z tego! Nie wiem, co będzie dalej… ale ja też mam swoją dumę do cholery! I nie przeboleję, że mnie tak okłamał! I w dodatku i tak się w nim zakochałam! Kurwa kocham go!


-Ivy, nie chciałem, żeby tak wyszło… Dlaczego tak bardzo się złościsz? Gdybyś wtedy nie wyszła, powiedziałbym ci od razu…


-Ale nie zostałam. Więc znajdź sobie teraz inną dziewczynę, którą będziesz okłamywał, a ona potem będzie przez ciebie cierpieć. Bo ja już nie mam ochoty.- Powiedziałam stanowczo choć z bolącym sercem. Miałam wrażenie, że właśnie kończę coś bardzo dla mnie ważnego i robię to całkowicie świadomie. Jak ja mogę coś takiego robić? Czy ja właśnie niszczę swoje marzenia?- To cześć.- Nie bardzo wiedziałam, jak powinnam się pożegnać…  W ogóle dziwnie się czułam. Bo przecież nie chciałam, aby tak to wyglądało. Ale wygląda…


-Jakie „cześć”?! Chcesz sobie iść? Tak po prostu?


-A czego się spodziewałeś? Skończyła się zabawa Tom.- Odparłam nieco przygaszona już tą całą sytuacją. Też wolałabym, aby ułożyło się to inaczej.


-Przestań. Nie bawię się tobą, nigdy nie bawiłem.- Podszedł do mnie chwytając mnie za rękę. Jak będę chciała i tak wyjdę… wyjdę?- Wiem już, że nie powinienem był kłamać w kwestii dziewczyny. Ale po prostu było nam dobrze, tak jak było… A ja nie chcę tego psuć głupią miłością. Nie chcę, żebyś się we mnie zakochała. Nie możesz mnie kochać. To, co nas łączy jest piękne samo w sobie i nie potrzeba do tego nic więcej… Mogłoby być tak jak wtedy… Tylko nie bądź taka uparta.


-Muszę to przemyśleć…- Mruknęłam sama już nie wiedząc, jak powinnam postąpić. Mącił mi w głowie, jak zwykle. Nic nowego… I stał tak blisko. On dobrze wie, jak na mnie działa. Pod tym względem nic się nie zmieniło i nigdy się nie zmieni. Musiałam bardzo się pilnować… Jego zapach był wciąż taki pociągający. On cały taki jest… Jak z tym walczyć?


Podczas, gdy ja starałam się panować nad swoimi zmysłami, pragnieniami i  walczyłam ze sobą, Gitarzysta nie zamierzał marnować czasu. Nie miałam nawet okazji jakkolwiek zareagować, gdy poczułam jego usta na swoich… doznałam szoku. Nogi się zaczęły pode mną uginać, serce mocniej bić… Znowu wróciły te wszystkie uczucia i emocje. Tak dawno tego nie czułam… Jego usta były takie cudowne. Poddawałam się mu. Nie byłam w stanie go odepchnąć. Jedyne, co mogłam zrobić to odwzajemnić ten pocałunek. I już nawet się nie zastanawiałam. Po prostu zaczęłam to robić. Całowałam go z taką samą pasją, jak on mnie. I z każdą chwilą robiliśmy to coraz zachłanniej, zupełnie, jakby to miał być nasz ostatni raz. Nie chciałam tego przerywać. Nie mogłam się od niego oderwać. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak bardzo tego pragnęłam. Odkąd go tylko ujrzałam… I ta cała rozmowa była bezsensu. Wszystko było bezsensu! Ja chcę tylko jego. Jego ust. Jego głosu. Jego zapachu, spojrzenia, dotyku… jego całego! Chcę znowu go mieć. Tym razem tylko dla siebie. I przecież wszystko zależy teraz ode mnie… Zatraciłam się całkowicie w tych pocałunkach. Przestałam się kontrolować… Cudownie było znowu móc to robić. Poczułam się wolna i szczęśliwa jak kiedyś. Właśnie tego potrzebowałam. I wszystkie negatywne emocje ze mnie upłynęły. Wszystko przestało mieć znaczenie, liczył się tylko on. Objęłam go rękoma za kark napierając na niego swoim ciałem nawet na chwilę nie przestając go całować. Chłopak ułożył dłonie na moich biodrach pilnując, abyśmy nie runęli na podłogę. Choć teraz nawet na to nie zważałam…


-Gdybym wiedział wcześniej…- Próbował coś powiedzieć, lecz skutecznie mu to uniemożliwiałam ciągle go całując. Nie chciałam, żeby przerywał. Pragnęłam jego ust, jak powietrza…- Hej… spokojnie, Ivy…- Zachowywałam się, jak opętana, ale nie umiałam przestać. To było silniejsze ode mnie… Jakbym się bała, że to wszystko zaraz się skończy… Że znowu go stracę.- Popatrz na mnie…- Niemal na siłę oderwał mnie od siebie i ujął moją twarz w dłonie unosząc ją lekko.- Czemu płaczesz?


-Co?- Zamrugałam powiekami nie wiedząc o czym mówi. Nawet nie czułam swoich łez. Szybko dotknęłam ręką twarzy, która rzeczywiście była mokra.- Nie wiem…


-Już dobrze, chodź się przytul trochę.- Uśmiechnął się do mnie, a mnie przeszedł przyjemny dreszcz. Jego śliczny uśmiech, znowu tylko dla mnie… Przyciągnął mnie do siebie, a ja bez obaw wtuliłam się w niego. Znowu poczułam to cudowne ciepło bijące z jego ciała. Znowu było mi tak cudownie w jego silnych ramionach… Niech to się nie kończy. Już nigdy.- Gdybym wiedział wcześniej, od razu bym zaczął cię całować…- Dokończył swoje wcześniej już rozpoczęte zdanie. Uśmiechnęłam się, ale nie mógł tego zobaczyć. Jednak to bez znaczenia. Tak jak wszystko inne… Bo znowu byłam w jego ramionach.


-Jeszcze chwilkę…- Szepnęłam nie chcąc, aby mnie puszczał. Musiałam się do końca uspokoić. A nic nie działało na mnie bardziej kojąco niż bicie jego serca… To mój ulubiony dźwięk. Kocham przykładać głowę do jego piersi i wsłuchiwać się w niego.


-Ile tylko chcesz… Tylko nie uciekaj mi więcej.- Ucałował mnie w głowę obejmując jeszcze mocniej, wtedy też przypomniałam sobie słowa Billa. I w ogóle przypomniałam sobie, że on i Ashlee są w tym mieszkaniu… A gdyby nie oni… Gdyby nie oni, nadal byłabym nieszczęśliwa…


-To mnie pilnuj.


-Oj będę, drugi raz nie popełnię tego błędu.- Zaśmiał się tak słodko, że prawie rozpłynęłam się w jego ramionach… Ah, jak dobrze móc znowu to czuć! I co z tego, że ciągle mu ulegam... Że może robić ze mną co mu się żywnie podoba. Należę do niego i to się chyba nigdy nie zmieni… z pewnością.


 


Niesamowicie chciałam wtedy powiedzieć mu, jak bardzo go kocham. Szalałam z miłości! I chciałam krzyczeć o tym na cały świat! Ale wiedziałam, że nie mogę. On tego nie chciał… a ja nie mogłam zniszczyć tego, co nas łączyło. Bo nie mogłam znowu go stracić. Nie zniosłabym tego po raz kolejny… Pragnęłam, aby już było dobrze. Przecież chcieliśmy tego obydwoje… jeszcze raz. I wierzyłam, ze może kiedyś będę mogła wyznać mu, co czuję… a on to odwzajemni. Bo na wszystko przecież potrzeba czasu, prawda? A Tom był wyjątkowy… I dla niego potrafiłam wiele poświęcić, bez wahania…



Czuję, że moje życie znowu nabrało pięknych barw! Jestem taka szczęśliwa, że nic nie jest w stanie mi tego zepsuć. Teraz już wiem, że warto ryzykować. Nawet jeżeli miałoby się stracić wszystko… Bo jeśli ma się udać, to się uda! Muszę bardziej w siebie wierzyć, zdecydowanie. Gdyby nie Ashlee mogłabym zaprzepaścić wszystko i zapewne sama bym o to nie zawalczyła. Ale postanowiłam się zmienić. Jeszcze raz. A właściwie dokończyć swoją wcześniej rozpoczętą przemianę, którą zatrzymałam w pewnym momencie. Już wiem, że to był błąd.


-Skoro już sobie wszystko wyjaśniliście, powinnyśmy wracać. Późno się zrobiło, a jutro szkoła…- Moja przyjaciółka w końcu włączyła racjonalne myślenie, ale akurat teraz wolałabym, aby była taka jak przed paroma godzinami. Bo nie mam najmniejszej ochoty wracać do domu!


-Niech Tom was odwiezie, nie będziecie wracać po ciemku same.- Bill skinął głową w kierunku swojego brata.- Fajnie, że mogłem w końcu cię poznać w miarę normalnie… Choć może tak niezupełnie normalnie, ale chociaż nie jesteś naga.- Zwrócił się do mnie z uśmiechem, a ja poczułam, że się cała czerwienię. Matko… on naprawdę zapamiętał tamtą sytuację z hotelu. Ale skąd wie, że byłam naga! Przecież zakryłam się po sam nos!


-Dobra, już daruj sobie braciszku.- Gitarzysta poklepał Czarnowłosego po ramieniu. Dało się zauważyć, że traktuje go zdecydowanie jako młodszego. A różni ich tylko 10 minut!- Wrócę…- Zaczął, lecz zawiesił się spoglądając na mnie w dziwny sposób.- Jak będę.- Wzruszył ramionami, a ja zmarszczyłam brwi zastanawiając się co on znowu kombinuje. Przecież ma nas tylko odwieźć, tylko! Niestety…


-Już ja to widzę! Ona jutro idzie do szkoły, Tom! Dziewczyna ma maturę niedługo, a ty co! Bądź dojrzały.- Młodszy Kaulitz obdarzył Toma karcącym spojrzeniem. Teraz to dopiero się zawstydziłam… Chyba wiadomo, co miał na myśli. Co obydwoje mieli na myśli!


-Bill, proszę cię. Nie rób mi wiochy przed dziewczyną…


-Ja tylko mówię prawdę, w przeciwieństwie do ciebie.- Wzruszył niewinnie ramionami. I czy nie miał racji? Mam tylko nadzieję, że myślał o czasie przeszłym. Tom chyba znowu czegoś nie zataił? Jakiegoś drobnego, z pozoru nic nie znaczącego szczegółu… właśnie takie są najniebezpieczniejsze!


-Dobra, chodźcie już…


-Miło było cię poznać! Może jeszcze kiedyś będziemy mieli okazję pogadać.- Ashlee entuzjastycznie uścisnęła dłoń Billa. Jak dla mnie przesadzała z tą swoją świergoczącą uprzejmością…W ogóle jest dzisiaj jakaś dziwna… To już nawet ja tak nie strzelam endorfinami ! Choć mam powody…


-I wzajemnie. Do zobaczenia dziewczęta.- Chłopak posłał nam szeroki uśmiech.


-Na razie.- Mruknęłam niezbyt pewnie. Bill wciąż mnie krępuje, poza tym… on też jest dziwny! Chyba za dużo wrażeń, jak na jeden wieczór.


 


Byłam fanką Tokio Hotel. Uwielbiałam ich muzykę, ale także samych członków zespołu. Każdego z osobna, na inny, wyjątkowy sposób. Byli dla mnie niezwykli… I nagle spotykam Gitarzystę, który miał szczególne miejsce w moim sercu. Zawsze mi się podobał, pociągał mnie jego wygląd, ale i charakter. Oczywiście nie znałam go, był tylko jednym z moich idoli… Jednak chyba jak każda fanka, sama stworzyłam sobie jego osobowość na podstawie nielicznych informacji, jakie przekazywał światu. I nie dość, że stanął na mojej drodze, to jeszcze wkroczył na stałe do mojego życia. Po pewnym czasie, gdy już zawrócił mi totalnie w głowie, poznałam Wokalistę. Nie tak dobrze, jak jego brata… Ale już miałam jakąś śladową znajomość z nim. Do tego moja przyjaciółka poznała całą prawdę, a oprócz tego głównego bohatera tej prawdy i jego bliźniaka. Czy od tego nie może lekko przewrócić się w głowie? Ja powinnam chyba wylądować na oddziale psychiatrycznym! Ale właściwe… nie stwarzałam zagrożenia dla siebie, ani swojego otoczenia. Przynajmniej na początku. Bo później różnie to wyglądało… niekoniecznie bezpiecznie dla mnie samej.


Ta historia na zawsze odmieniła moje życie. Już nigdy nie będzie tak, jak dawniej. Ale przecież nie chcę, aby było. Kto chciałby cofnąć spełnione marzenia? Może bywały chwile, kiedy tego pragnęłam. Ale każdy ma chyba momenty, w których wątpi. Kiedy czuje się bezsilny… Szczególnie, gdy wydaje się, ze wszystko się sypie. Spada na głowę i nie można się przed tym uchronić.


 

czwartek, 18 października 2012

Kartka nr 28. „Tak chciałam wpaść w jego objęcia i znowu brak mi sił…”

Z dedykacją dla Agatki :D




Wszystko wróciło wraz z zapachem wydostającym się z wnętrza mieszkania, gdy zostały otworzone nam drzwi. Uderzyło we mnie to znajome powietrze i jakby odżyły we mnie dawne emocje… Natychmiast oniemiałam odurzona tym zapachem oraz widokiem samego Billa Kaulitza. Nie przewidziałyśmy, że brat Toma może być w domu, a nawet może otworzyć nam drzwi… I co teraz? Teraz kiedy stoi przed nami sam Wokalista Tokio Hotel… Ten sam, którego widziałam przez kilka chwil w pokojowym hotelu… Mój idol.


-Cześć, ja tylko przyprowadziłam kogoś.- Zrobiło mi się słabo, kiedy to dotarł do mnie głos Ashlee. Co ona w ogóle mówi! I jak! Jak można być tak naturalnym! I jak można zachowywać się, jakby to było wszystko normalne!- Mam nadzieję, że jest twój brat?


-Jest… A my się znamy?- Czy ktoś może podać mi tlen? Mam wrażenie, że za chwilę będę leżeć na tej bardzo drogiej podłodze… nieprzytomna.


-My nie. Jestem Ashlee, przyjaciółka Ivette. Ją chyba znasz.


-Ah! To ty!- Ten okrzyk dosłownie mną wstrząsnął. Muszę się opamiętać. Muszę się ogarnąć. Ivette, zacznij myśleć, oddychać… Zachowaj spokój.- Nie poznałem w pierwszej chwili, wybacz. No, ale widziałem tylko kawałek twojej twarzy przez mojego genialnego, uprzejmego brata. Ale świetnie, że wróciłaś! Nie masz pojęcia, jaki on zrobił się nieznośny… nie radzę sobie z nim kompletnie. I to przez ciebie!- Jego słowa wręcz we mnie uderzały. Ledwo za nim nadążałam. Mówił, jak nakręcony, a ja tylko stałam jak słup i gapiłam się w niego, jak jakaś idiotka. Miałam się ogarnąć! Cholera.


-Miała pewne opory, aby tu przyjść. Jest trochę nieśmiała.- Wypaliła brunetka podczas, gdy ja milczałam. Jednak miałam w sobie na tyle siły, aby ją szturchnąć za to, co powiedziała. Mogłaby czasem się powstrzymać!


-Coś blada jest, może źle się czuje?


-Stresuje się po prostu, to u niej normalne.- Odparła, jak gdyby nigdy nic. A ja z każdą chwilą miałam coraz większe wrażenie, że to jakiś głupi żart. Jakiś popaprany sen, czy inne cholerstwo. Stoję przed Billem Kaulitzem, który rozmawia sobie w najlepsze z moją przyjaciółką! A właściwie oni obydwoje mnie obgadują, podczas, gdy jestem tuż obok! Może by tak nie było, jakbym sama zaczęła coś mówić…


-Przecież nie ma czym! Nikt jej tu krzywdy nie zrobi. Tom się ucieszy!


-Dobra, dosyć tego.- Otrząsnęłam się w końcu i mało tego, zebrałam się w sobie, aby wziąć sprawy w swoje ręce. Nie będą mnie tu obgadywać! W ogóle nie będą mną dyrygować! Wcale nie chciałam tu być… I nie tak miało to wszystko wyglądać! Znowu stałam się marionetką w cudzych rękach i wcale mi się to nie podoba! Już przecież nie jestem taka… nie jestem!- Chcę tylko oddać wam klucze, które dał mi twój brat.- Dodałam, gdy już ściągnęłam na siebie ich zaskoczone spojrzenia. Ashlee teraz wytrzeszczyła oczy prawdopodobnie nic nie rozumiejąc, ale mało mnie to obchodziło.- Powinnam była już dawno to zrobić, przepraszam za zwłokę.


-Ale jak to? To nie wejdziesz?- Zapytał rozczarowany. Widzę, że oni wszyscy nic nie rozumieją. Czy to naprawdę takie skomplikowane?


-Nie i lepiej nie mów Tomowi, że w ogóle byłam. Chciałam tylko oddać klucze…


-Nie prawda!- Moja wypowiedź została przerwana przez pisk Ashlee.- Nie chciałaś! Miałaś z nim porozmawiać Ivette!- Zaczęła na mnie krzyczeć przyprawiając mnie o szybsze bicie serca. Bałam się, że zaraz sprowadzi tu wszystkich sąsiadów, a co gorsza samego Toma!- Weź jej coś powiedz Bill!


-Ashlee!- Warknęłam tracąc już do niej cierpliwość. Przecież tak nie można! Ona zachowuje się, jakby on był jej kolegą co najmniej! I w ogóle to wszystko jest nie na miejscu. Jej zachowanie szczególnie… Nie powinnyśmy były tu w ogóle przychodzić. Co mnie podkusiło !


-Bill? Wszystko w porządku?- Cała zadrżałam i miałam nieodparte wrażenie, że było to po mnie widać. Głos Toma wypełnił moje wnętrze i wiedziałam, że za chwilę go zobaczę…


-Oh, nie…- Wyrwało mi się niekontrolowane jęknięcie i automatycznie zakryłam usta dłonią. Wszyscy teraz gapili się na mnie, jakbym spadła z księżyca. Włącznie z Tomem… Zdumionym Tomem. Boże… Jego twarz… Jego śliczna twarz, jego śliczne oczy, jego śliczny nosek, jego śliczne usta… on…!


-Masz gościa.- Czarnowłosy uśmiechnął się szeroko do swojego bliźniaka. I chyba przestanie być moim idolem! Tu w ogóle nikt mi nie pomaga! Wszyscy są przeciwko mnie! Nie pozwalają mi o sobie decydować, to nie fair! Wszystko…!- Wejdź, nie będziecie rozmawiać na korytarzu.- Zwrócił się do mnie, a Ashlee jak na komendę popchnęła mnie w jego stronę, nie żałowała siły przez co niemal się potknęłam.- Hej, spokojnie dziewczyno… Już i tak nie zwieje.- Zachichotał pod nosem. Przysięgam, że mu w końcu przyłożę! Najchętniej to wszystkim! Co oni sobie myślą! Zgromiłam Wokalistę spojrzeniem kompletnie nie mogąc uwierzyć w to, co się dzieje. Jedynie Tom mnie nie denerwował… Stał spokojnie i tylko patrzył tymi swoimi słodkimi, zagubionymi ślepkami… O matko! Chyba zaraz znowu zacznę się rozpływać… Jak dawno tego nie czułam.- No już, wchodzić mi szybko! Ty też narwańcu.- Skinął głową na brunetkę, która jakby na chwilę odpłynęła. Chyba nie patrzy na mojego Toma!? Mojego..? Sama nie miałam odwagi, aby na niego spojrzeć. Weszłam niepewnie do mieszkania, ale sama nie wiedziałam, co będzie dalej. Cały czas oddychałam głęboko chcąc się uspokoić i wziąć w garść. Za dużo emocji. To powinno wyglądać inaczej… Bez  Billa, bez Ashlee… Z nimi wszystko wydaje się być znacznie trudniejsze. Oni są obydwoje narwańcami! Chcieliby tak wszystko od razu, natychmiast… a ja potrzebuję chwili.- My pójdziemy do kuchni może, a wy sobie pogadajcie spokojnie. No śmiało.- Jeśli myślał, że doda mi tym otuchy to się mylił. I tak już go nie lubię, o ! Niech się zaprzyjaźni z Ashlee, świetnie pasują do siebie pod względem charakterów! Obydwoje są walnięci… Byłam ciągle tak wzburzona i pochłonięta klnięciem w myślach na przyjaciółkę i  Wokalistę, że nawet nie zauważyłam kiedy wyszli zostawiając mnie sam na sam z Tomem… Kiedyś taka sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej.


-To znaczy, że wróciłaś?- Zaskoczyło mnie jego pytanie. Zamurowało mnie. Wróciłam? Jak w ogóle… Zamknęłam na chwilę oczy próbując się skoncentrować. Ciągle coś mnie rozpraszało… Po prostu Tom mnie rozpraszał. Ja nadal nie wierzę, że jestem u niego i znowu go widzę. Przecież to miało się już nigdy więcej nie zdarzyć…- Ivy?- Ohh, niech on tak do mnie nie mówi… Tak bardzo za tym tęskniłam… Zaraz się zwyczajnie rozpłaczę. Nie mogę, nie mogę przecież…


-Tom, ja nie… Tak naprawdę nie wiem po co tu w ogóle przychodziłam. Przepraszam… Lepiej będzie, jak już pójdę i zapomnimy o tym wszystkim…


-Znowu chcesz uciec?


-Nie uciekam! Zresztą… możesz nazywać to sobie jak chcesz.- Stwierdziłam zrezygnowana. Sama już nie wiedziałam, co mam mu powiedzieć…


-Zostawiłaś mi głupi list i tyle…


-To był impuls. Poza tym, gdybym miała się z tobą normalnie pożegnać, pewnie w ogóle nic by z tego nie wyszło.


-No i dobrze! Nie chciałem tego. Omotałaś mnie i zniknęłaś, nie można tak!- Wytknął z oburzeniem, a ja uniosłam brwi ze zdziwienia. W sumie nie myślałam, że mógłby mieć do mnie o to pretensje. Czemu mu tak zależy? I to po takim czasie? Nadal?


-Wiem, ale zdradzanie niewinnej dziewczyny też nie jest w porządku.- Wyrzuciłam w swojej obronie uważając to za niepodważalny argument. Bo właśnie ten jeden fakt przeważył o wszystkim.


-Cholera. Nie mam żadnej dziewczyny! Nigdy nie miałem. Nie w czasie, kiedy byłem z tobą Ivy.- To, co powiedział uderzyło we mnie jak grom z jasnego nieba. Myślałam, że za chwilę padnę, jak porażona piorunem. Co on w ogóle do mnie mówi!?


-Jak to nie miałeś? Przecież… No jak to nie miałeś!?- Wykrztusiłam nie wierząc, w to co słyszę. I jednocześnie czułam, jak budzi się we mnie złość. Okłamywał mnie!? Przez cały czas myślałam, że się nim dzielę z jakąś laską! I to nie byle jaką !


-Normalnie, nie miałem.- Odpowiedział już znacznie spokojniej, a ja nadal trwałam w swoim szoku nic nie rozumiejąc.- Ty mi wyjechałaś z tekstem, że mam dziewczynę. Pewnie usłyszałaś jakieś plotki, ale to nieistotne. Po prostu to podłapałem i nie wyprowadzałem cię z błędu…


-Ale dlaczego?!- Podczas, gdy on mówił spokojnie ja wciąż nie potrafiłam nad sobą zapanować. Cała wrzałam w środku…


-Myślałem, że tak będzie lepiej, łatwiej. Że dzięki temu będzie między nami jakiś dystans, że się we mnie nie zakochasz! Nie chciałem, żebyś mnie pokochała rozumiesz? Nie możesz mnie kochać. Miało dzięki temu być prościej…


-Ty…! Ty! Boże! Ty debilu!- Sama nie wiem, jakim cudem takie słowa wydobyły się z moich ust. Jak w ogóle mogłam w ten sposób do niego powiedzieć… Ja? Jednak nie byłam w stanie się nad tym teraz zastanawiać. Zostałam opanowana przez wściekłość. Już dawno nie czułam takiej złości na nikogo!- Jak mogłeś mnie tak oszukać!- Niemal rzuciłam się na niego z pięściami. Przysięgam, że bym go pobiła, gdyby nie to, że w porę chwycił mnie za nadgarstki chroniąc się tym samym. Zapewne był równie zaskoczony moim zachowaniem, jak ja sama.- Wiesz, co ja przeszłam!? Jak mogłeś mi to zrobić!


-Nie wiedziałem, że tak wyjdzie! Skąd mogłem wiedzieć, że ty zobaczysz jakąś dziewczynę i zwiejesz! To była moja przyjaciółka!


-Jesteś cholernym kłamcą! Nienawidzę cię! Jak mogłeś mi to zrobić!- Jego słowa zupełnie już do mnie nie docierały. Cała się trzęsłam ze złości, w oczach miałam już łzy. Nie mogłam w to uwierzyć. Tak długo żyłam z poczuciem winy. I w dodatku przekreśliłam wszystko przez nieistniejącą dziewczynę! Wszystko zaprzepaściłam bo on mnie okłamywał!- Ufałam ci do cholery! Nie masz pojęcia, jak się czułam, gdy ją zobaczyłam! Gdy musiałam wyjechać i zostawić ci ten głupi list! A potem, kiedy musiałam o wszystkim zapomnieć!


-Wiem, wiem! Przepraszam, Ivy no przepraszam!


-Wiesz..! Weź sobie wsadź to przepraszam!- Wyrwałam się z jego silnego uścisku odsuwając znacznie. Musiałam odetchnąć. I to porządnie… teraz wszystko zaczęło w ogóle wyglądać zupełnie inaczej, a ja na nowo zaczęłam się w tym gubić. Gdybym wtedy na niego zaczekała… Nie wierzę, nie wierzę… Bo jak można uwierzyć w coś tak popapranego!


-Wrócisz do mnie?


 


niedziela, 30 września 2012

Kartka nr 27. „Kolejny dzień przynosi nam nowe szanse…”

 

To było dziwne…Opowiadając przyjaciółce historię swojego życia, która przecież powinna być wjakiś sposób dla mnie bolesna… Czułam się szczęśliwa… Wszystko uchodziło zemnie tak lekko. Każde słowo… I pamiętałam każdy szczegół. Dzieliłam się tym znią i czułam się lepiej…

 

-Przysięgamna wszystko, że nigdy… Naprawdę nigdy w życiu nie byłam taka szczęśliwa Ashlee,rozumiesz?- Spojrzałam na przyjaciółkę swoim szklanym wzrokiem. Obydwie płakałyśmy,jak głupie od dłuższego czasu. Przyjaciółka słuchała mnie uważnie i ani razu minie przerwała. Pozwalała mi mówić tak jak chciałam i ile chciałam, to byłochyba w tym wszystkim najlepsze.- Wczoraj prawie do niego poszłam… Chciałamoddać mu te klucze, ale stchórzyłam. Ja nie wiem co mam robić…

-Wieszco? Głupia jesteś, że uciekłaś.- Powiedziała nagle zaskakując mnie tym samymniesamowicie. Nie spodziewałam się takich słów. Raczej myślałam, że zacznieprawić mi kazania, powie cokolwiek innego…- Coś takiego nie zdarza się codziennie Ivette. I to nie jest teraz żadna wielka gwiazda rocka… Bóg wie kto.Dla ciebie on nigdy nią nie był i nigdy nie będzie! On był… jest dla ciebiekimś więcej. I mało tego! On sam z siebie stał się kimś więcej. I pieprzyć, żema jakąś laskę Iv! Pieprzyć to rozumiesz? Bo on i tak  wybrał ciebie. Po prostu to zrobił. Nie wiem jak mogłaś tego niewidzieć… To pewnie przez te twoje kompleksy…- Mówiła jak nakręcona, a ja niemogłam wyjść z podziwu jej słów. Teraz miałam wrażenie, jakbym nie tylko jabyła w tym wszystkim szalona… Naprawdę trudno mi było uwierzyć w to, cosłyszałam. Może ja w ogóle jej nie znam? Po prostu pierwszy raz od bardzo dawnatak mnie zaskoczyła…- Musisz do niego wrócić.

-Jakty sobie to wyobrażasz? Tak po prostu pójdę do niego i co…?- Patrzyłam na niąjak na wariatkę mając już w głowie totalny mętlik.

-Irzucisz mu się na szyję i powiesz, jak bardzo tęsknisz!- Wypaliła zentuzjazmem.

-AleAhlee… Przecież, gdyby on chciał… Chyba by się odezwał prawda?

-Kazałaśmu zapomnieć! Nie utrudniać! Nie odebrałaś telefonu jak dzwonił! I dziwisz się,że się nie odzywa? Po prostu spełnia twoją prośbę Iv.- Stwierdziła w pełniprzekonana. Nie wiem skąd u niej taka pewność siebie. Sprawiała wrażenie, jakbynie miała żadnych, nawet najmniejszych wątpliwości.

-Niewiem, nic już nie wiem. Czuję się taka zagubiona… Myślałam, że uda mi się żyćnormalnie… Że może zapomnę, ale to chyba jednak niemożliwe. Dzisiaj po prostuwpadłam w histerie… Źle ze mną Ashlee…

-Kobietoweź się ogarnij i jedź do niego. Gwarantuję, że nie wrócisz prędko.

-Nie,nie mogę tak! To nie takie proste.- Zupełnie, jakbym mówiła do ściany! Mojaprzyjaciółka chyba kompletnie nie rozumie moich obaw. Zachowuje się, jakby towszystko było… proste? A tak wcale nie jest! Nie dla mnie. Jak mam po tymwszystkim iść do niego… i co? Ja nawet nie wiem, czy będę umiała spojrzeć mujeszcze w oczy…

-Aletak! Umaluj się, przebierz i jazda! Chcesz na dobre wszystko stracić?- Zapytałamając przy tym bardzo poważną minę. I bez tego byłam już przerażona…

-Jajuż sama nie wiem czego chcę. Po prostu czuję się potwornie z myślą, że onzdradzał ze mną tę dziewczynę… ale jednocześnie nie radzę sobie bez niego.

-Idźwięc do niego i chociaż porozmawiaj. Jeśli stwierdzisz, że to bezsensu inaprawdę to co was połączyło nie ma przyszłości… to po prostu zrezygnuj iwymyślimy wtedy co dalej. Ale musisz dać sobie szansę…

-Niewiem nawet czy on jest teraz w mieście… odcięłam się od niego.

-Niemyśl tyle tylko zacznij działać! Nie wiesz, to się dowiesz. Proste. Trzebatylko się ruszyć!- Ashlee w dalszym ciągu stała przy swoim chyba coraz bardziejsię niecierpliwiąc. Nie wiem, czy jej pomysł jest dobry. Choć pewnie zrobićcokolwiek powinnam. Tak, czy siak pozbierać się muszę. Bez względu na to, czydo niego pójdę, czy nie. Myślałam, że jakoś zmieniłam się podczas tej rozłąki zTomem… ale chyba jednak się myliłam. Wciąż brakuje mi pewności siebie i to jesttakie wkurzające. Każda inna dziewczyna na moim miejscu już dawno by do niegopobiegła i nawet by się nie zawahała… a ja? Ja wiecznie mam jakieś „ale”.- Iv,nie obrażę się na ciebie tylko pod warunkiem, że do niego pójdziemy teraz.Skoro już to wszystko przede mną ukrywałaś muszę wiedzieć, że się to opłaciło.

-Niemożesz mnie tak szantażować.- Oburzyłam się marszcząc brwi.- I w ogólestresujesz mnie!

-TwójTom już cię odstresuje.- Zaśmiała się pod nosem, a ja skarciłam ją spojrzeniem.Teraz ciągle będzie mi tak dokuczać?- Dobra, nie traćmy czasu. Umaluj się iprzebierz.

-Niemożemy jutro? Dzisiaj chyba nie jest najlepszy dzień…

-Iv,nie wymyślaj już tylko się pospiesz.- Poleciła dobrze znanym mi tonem, którynie znosił sprzeciwu. Czułam się trochę postawiona pod ścianą. Właściwiemogłabym się zbuntować… ale czy chciałam? Z moich ust jedynie wydobyło sięciężkie westchnienie, a ja sama podniosłam się z łóżka z zamiarem udania się dołazienki… To będzie bardzo stresujący koniec dnia.

 

Nie raz udajemy, żena czymś kompletnie nam nie zależy, albo mamy przed czymś jakieś opory… A wgłębi nie czujemy nic innego, jak ogromne pragnienie osiągnięcia tego. Jamiałam tak niemal zawsze! To wynikało z mojej ciężkiej osobowości. Przez tobyło mi trudno podejmować, niektóre decyzje. Tą blokadą nie było nic innego,jak strach…

 

Podczas,gdy Ashlee ciągle paplała jak nakręcona,  ja odchodziłam od zmysłów walcząc sama zesobą. Nie docierało do mnie żadne jej słowo, kompletnie nie mogłam się skupić. Dlamojej przyjaciółki to było ekscytujące, a przede wszystkim proste wydarzenie… aja? Znowu czuję się zagubiona. Oczywiście, że marzę o tym, aby znowu gozobaczyć… Tylko to wszystko jest takie pokręcone!

-O,jaki czad. Tu chyba mieszka elita z całego Berlina!- Podekscytowany głos mojejprzyjaciółki drastycznie przywrócił mnie do rzeczywistości. Kiedy tylkouniosłam wzrok, ujrzałam znajomy mi budynek. Moje serce automatycznie zaczęłomocniej bić, a w głowie pojawił się totalny mętlik. Jakby tego mi było mało, zaczęłyhurtowo nawiedzać mnie wspomnienia…- Dobra, to zaprowadzę cię pod drzwi, żebymieć pewność, że tam dotrzesz.

-Tonie jest konieczne…- Mruknęłam bez przekonania.

-Uwierz,że jest.- Stwierdziła najprawdopodobniej w najmniejszym stopniu mi nie ufając wtej chwili. Nie miałam zamiaru z nią dyskutować i tak bym nic nie wskórała. Noi racja była po jej stronie, przecież zaraz bym stąd zwiała… Nie mam odwagi, poprostu jej nie mam.- To chodźmy, szkoda czasu.- Ponagliła mnie i pociągnęła zarękę bez czego chyba bym się nie ruszyła. Oh, dlaczego to musi być takiestresujące. Ja potrzebuję chyba więcej czasu. Muszę się jakoś do tegoprzygotować… To w ogóle jest bezsensu. To ja zakończyłam naszą znajomość, ateraz sobie tak po prostu wrócę? Czemu Ashlee tego nie dostrzega? Myślałam, żeto ja ciągle żyję marzeniami, a tymczasem moja przyjaciółka wcale nie jestlepsza. Co ona sobie wyobraża? Że ta historia, to jakaś bajka, która będziemiała szczęśliwe rozwinięcie? Chyba wyczerpałam już swój limit szczęścia w tymżyciu…

-Dobrywieczór, a panie do kogo?- Przed wejściem zatrzymał nas ochroniarz. Widywałamgo już wcześniej, gdy przychodziłam z Tomem…

-Jesteśmy…Właściwie to… Iv, no weź powiedz coś.- Brunetka szturchnęła mnie w ramię niewiedząc, jak wybrnąć z sytuacji. To raczej oczywiste, że nikt by jej nieuwierzył. Właściwie miałam dobrą okazję, aby się wycofać z tego wszystkiego…Jednak powstrzymała mnie od tego myśl, że Ashlee po tym by mnie znienawidziła.

-Witam,pamięta mnie pan? Jestem przyjaciółką Toma, bywałam tu kiedyś z nim.- Przejęłaminicjatywę nabierając przy tym pewności siebie, która spadła na mnie chyba zkosmosu. Inaczej nie umiem tego wyjaśnić.

-Oczywiście,że pamiętam. Pan Kaulitz nigdy wcześniej nie przyprowadzał dziewcząt domieszkania.- Uśmiechnął się do mnie przyjaźnie. Zrobiło mi się bardzo miłosłysząc od niego takie słowa… Byłam pierwszą dziewczyną, jaką tu przyprowadzał!Naprawdę mi ufał… A co z dziewczyną z którą chodził? To, co najmniej dziwne…-Proszę wejść, ale nie mam pewności, czy ktoś jest.

-Nieszkodzi, mamy klucze.- Wypaliła moja towarzyszka, a ja mało co nie zakrztusiłamsię powietrzem. Jak ona mogła to powiedzieć! Mężczyzna uniósł brwi w geściezdziwienia, ale nie odpowiedział już nic w tej kwestii.

-Dziękujemybardzo, sprawdzimy.- Rzekłam szybko i chwyciłam przyjaciółkę za ramię wciągającją do budynku.- Ashlee, co z tobą? Nie możesz rozpowiadać, że masz klucze domieszkania Gitarzysty Tokio Hotel! A właściwie to ja je mam.- Skarciłam jąjeszcze nie mogąc dojść do siebie po tej akcji.

-Ojwyrwało mi się… Ale to miły facet, dobrze , że cię zapamiętał. Masz tu fory.-Wyszczerzyła się zadowolona. Nie mogłam ukryć swojego uśmiechu. Podobało mi sięto! I dzięki temu może też jakby przestałam się tak bardzo stresować.- Winda,chodź.

-Topierwsze piętro, możemy wejść schodami…- Mruknęłam, ale dziewczyna zdążyła jużmnie wepchnąć do środka. Przypomniało mi się, jak pierwszy raz przyszłam tu zTomem. Też jechaliśmy windą, choć mogliśmy wejść po prostu schodami… Ale tobyło takie niesamowite. Towarzyszyły nam wtedy takie emocje… Nasze pragnieniaunosiły się w powietrzu, w końcu chcieliśmy tylko jednego. Siebie…

-Alesię rozmarzyłaś.- Usłyszałam wesoły głos, który wyrwał mnie z zamyślenia.

-Co?

-Wspomnienia?-Na jej twarz wpłynął cwany uśmiech.- Ahh, będziesz mi za to wdzięczna do końcażycia.- Dodała z pewnością w głosie.

-Nieprzesadzaj już, nawet nie wiemy czy jest w domu.- Nawet to nie było w stanie jązgasić. Wyglądała, jakby co najmniej znała już całą moją przyszłość wraz zTomem oczywiście. Pokręciłam jedynie z dezaprobatą głową nie komentując już jejwyrazu twarzy. Winda zatrzymała się w końcu, a my wysiadłyśmy. I znowu poczułamstres…

-Toktóry numerek?

-Siódemka.

-Żartujesz?-Roześmiała się szukając wzrokiem odpowiednich drzwi. Zaprzeczyłam ruchem głowystawiając jednocześnie niepewne kroki.- To nie może się nie udać.- Oświadczyłai zanim zdążyłam zareagować usłyszałam głośne stukanie. Myślałam, że ją  w tej chwili zabiję na miejscu! Bezuprzedzenia zapukała do drzwi! Nie miałam nawet chwili, aby odetchnąć… Pierwszamyśl- ucieczka…

 

Ucieczka… Jakczęsto zostajemy postawieni w nieoczekiwanej sytuacji, gdy nie ma już odwrotu.I jedyne na co mamy ochotę, to uciec. Zapaść się pod ziemię, cofnąć czas,zniknąć… Ale stwierdzamy nagle, że nie możemy się ruszyć. Nie powinniśmy. Botrzeba stawić czoło rzeczywistości, a co najważniejsze, poradzić sobie…


niedziela, 23 września 2012

Kartka nr 26. „Co przyniesie los, czy zostanie już tylko żal, gdy zabierze więcej niż mi dał?”

 

Oddłuższego czasu odczuwałam już chłód wieczornego wiatru. Choć wrzesień byłbardzo ciepły, wieczory lubiły uświadamiać, że zbliża się jesień. Pomimo tego,że zaczynało mnie to drażnić, nadal trwałam w jednym miejscu. Stałam nachodniku przed wielkim, luksusowym budynkiem i wpatrywałam się w jego bramę.Zupełnie nic mi to nie dawało. Mój wzrok bowiem nie posiada żadnejnadzwyczajnej mocy, która mogłaby sprawić, że widziałabym, co dzieje się zagrubymi murami, albo powodować, aby wybrany przeze mnie człowiek wyszedł nazewnątrz. Gdy tu szłam planowałam po prostu wejść do środka i udać się poddobrze znane mi mieszkanie, a potem… no właśnie. Co potem? Myślałam, że może poprostu oddam klucze… i to wcale nie byłoby takie głupie. Jednak ogarnął mnieniezrozumiały lęk. Tak dawno go nie widziałam. Bałam się jego nagłej bliskości,spojrzenia… głosu. Nie mogę tego zrobić.Z moich ust wydobyło się ciężkie westchnienie i ze zrezygnowanym wyrazem twarzyodwróciłam się napięcie, aby następnie skierować swoje leniwe kroki w stronędomu.

 

Serce, rozum…naprzemienna, ciągła walka. Gdy już podejmowałam decyzję słuchając swojegoszalonego, czasem niezdecydowanego serca, w końcu zatrzymywał mnie rozum. Tobyło okropnie chamskie, bo nie robił tego od razu… tylko tuż przed celem. Wtedyczułam taką nagłą pustkę w środku… i wycofywałam się. Tchórzyłam…

 

-Cześć,Kessler.- Wychodząc ze szkoły usłyszałam obok siebie czyjś głos. Zwróciłam nato uwagę, gdyż ktoś bezczelnie użył mojego nazwiska. To było irytujące. W końcudo czegoś służą nam imiona, jakie nadają rodzice niedługo po, albo jeszcze przedporodem. Odwróciłam się w stronę owej osoby ze zdumieniem stwierdzając, iż tomój kolega z klasy.

-Niesądziłam, że jesteś tak niewychowany. Sprawiałeś wrażenie kulturalnej osoby.-Bąknęłam do niego pomimo, że już mnie wyprzedził.

-Sorry,nie kojarzę twojego imienia.- Mruknął wzruszając przy tym ramionami, co tylkowprawiło mnie w jeszcze większe oburzenie. Przyspieszyłam znacznie, abydotrzymać mu kroku.

-Ivette,mam na imię. Ivette!- Rzekłam głośno i wyraźnie chcąc podkreślić swoje imię.-Trzeci rok chodzimy do jednej klasy! Po prostu nie wierzę, jak możesz niepamiętać mojego imienia.

-Sorry,mam słabą pamięć. Poza tym jakoś specjalnie się nie kumplujemy, więc kto by tamzwracał na to uwagę?

-Skoroto takie nieistotne, dlaczego nagle mówisz mi cześć i to jeszcze po nazwisku!?-Kontynuowałam starając się jakoś zrozumieć tego człowieka. W ogóle skąd siębiorą tacy dziwni ludzie na tym świecie…

-Ojo co ci chodzi? Tak mi się powiedziało, a od razu robisz z tego jakąś aferę.-Przystanął nagle wyraźnie poirytowany.

-Boto było niemiłe.- Odparłam krzyżując ręce na piersi i wbiłam w niego swojespojrzenie.

-Oczekujesz,że cię przeproszę, czy co?

-Nie…-Mruknęłam zbita z tropu. Zrobiło mi się głupio choć nie wiem właściwie czemu?Przecież miałam prawo się zdenerwować, nikt na co dzień tak się do mnie niezwraca. I w ogóle to jakieś durne. Mogłam w ogóle się nie odzywać i niezaczynać tej całej, bezsensownej dyskusji.- Po prostu mam imię.- Dodałam chcącw jakiś sposób zachować twarz i ruszyłam do przodu z zamiarem, jak najszybszegodotarcia do domu. Naprawdę czułam się jakbym to ja zachowała się, co najmniejnietaktownie.

-Zaczekaj!-Zawołał za mną i zaraz po tym znalazł się ponownie obok.- Idę w tym samymkierunku.- Teraz chyba całkowicie zostałam „rozwalona”. Moje brwi automatycznieuniosły się ku górze, a w głowie włączyła czerwona lampka sygnalizująca, że cośtu jest ewidentnie nie tak!

-Dobra.O co ci chodzi?- Wypaliłam zatrzymując się i odwracając w jego kierunku.

-Mi?

-Tak,tobie. Nigdy ze sobą nie rozmawiamy, a teraz nagle mnie zaczepiasz i w dodatkuchcesz odprowadzić do domu?

-Maszracje, to idiotyczne. Mówiłem, że to idiotyczne, ale nikt nie chciał mniesłuchać.- Skwitował z przekonaniem, co niczego mi nie wyjaśniało. Wręczprzeciwnie stawiało przede mną kolejne pytania.- Ja nie zamierzam grać w jakieśgłupie gry! To bezsensu, jesteśmy dorosłymi ludźmi prawda?- Spojrzał na mnie wdziwny sposób, a ja zdumiona skinęłam jedynie głową.- No właśnie, więc niepotrzebne nam żadne podchody.

-Nierozumiem cię, możesz jaśniej?

-Naturalnie.-Odparł bez wahania i znienacka chwycił moją rękę przyciągając do siebie. Zdążyłamjedynie poczuć, jak nagle wzrasta we mnie poziom adrenaliny, a moje oczy przybierająrozmiaru pięciozłotówek, a potem zostałam sparaliżowana. Dosłownie wbiło mnie wglebę, gdy ten osobnik ośmielił się tknąć moich ust. Jednak nie zdołał nawetrozwinąć pocałunku, gdyż nie pozwoliłam mu na to. Po moim trupie chyba! Odepchnęłamgo gwałtownie po czym bezmyślnie zaczęłam okładać pięściami, jak jakaś opętanawariatka.

-Coty sobie wyobrażasz! Dupek! Dupek, Dupek, Dupek!

-Heej,spokojnie!- Chwycił moje nadgarstki broniąc się jednocześnie przed kolejnymiciosami z mojej strony. Byłam zszokowana i wściekła jednocześnie.

-Pojebałocię!? Co to miało być?!- Krzyknęłam nie zważając na to, czy ktoś mógłby tosłyszeć, a co gorsza w ogóle widzieć...Widzieć? Widzieć… Zaraz. W jednej chwilizrobiło mi się niemiłosiernie duszno, a w oczach pociemniało. Zamrugałamkilkakrotnie powiekami analizując w głowie wszystko, co przed momentem miałomiejsce. Wróciłam dokładnie do chwili, kiedy chłopak przyciągnął mnie dosiebie, a potem próbował pocałować… miałam cały czas otwarte oczy i nie wiem,czy to była moja wyobraźnia, przywidzenie, czy jeden Bóg wie, co jeszcze… Miałamnieodparte wrażenie, że dokładnie wtedy przemknął mi znajomy samochód. Przecieżwszędzie bym go rozpoznała!

-Sorry,nie sądziłem, że tak zareagujesz. Chciałem tylko coś sprawdzić…- Jego głoswyrwał mnie z chwilowego otępienia.

-Sprawdzić?-Wykrztusiłam.- Sprawdzić?

-No?Ty się dobrze czujesz?

-Ja?!Ja?! Chyba ty jesteś chory człowieku!- Fuknęłam rozwścieczona i pchnęłam go zcałej siły sprawiając, że niemal się przewrócił. Jednak już mnie to nieobchodziło i nawet nie oczekiwałam od niego żadnych wyjaśnień. Nie interesowałomnie to. Zaczęłam biec do domu nie oglądając się nawet za siebie.

 

Na podstawieswojego nieodpartego wrażenia czułam się rozdarta. Choć nawet jeżeli mojeprzypuszczenie było prawdziwe przecież nie powinnam tak reagować. Bowiem samawyrzuciłam Toma ze swojego życia, więc dlaczego tak bardzo zależało mi na tym,co myśli? Co czuje? Nie chciałam, żeby tego widział. Poczułam się, jakbym gozdradziła chociaż tak naprawdę nie miałam z tym nic wspólnego, a słowo „zdrada”było w tym przypadku jakimś kompletnym nieporozumieniem! Nie utrzymywałam z nimkontaktu od tygodni, a teraz nagle… gdy miałam wrażenie, że tam był. Że mniewidział… i widział jego. I nieważne, że mogło mi się tylko wydawać! To byłobeznadziejne. Ja stałam się beznadziejna. Tak bardzo tęskniłam, tak bardzopragnęłam jego powrotu, że to zaczynało mnie przerastać. Miałam ochotę zostawićwszystko i biec do niego nie zważając na innych.

 

-Ivco to miało być?- Z ust mojej przyjaciółki padło pytanie, na które tylkoczekałam, choć nie miałam najmniejszej ochoty odpowiadać.- Cała szkoła o tymmówi!

-Świetnie…Ale gówno mnie to obchodzi i nie wiem co to miało być! Zapytaj się tego dupka.-Stwierdziłam i przytuliłam się do swojej poduszki.

-Eh.Naprawdę w ogóle się tym nie przejmujesz?

-Przejmuje,ale nie tak jak wy wszyscy sobie myślicie. Wcale nie interesuje mnie to, czymnie upokorzył, czy chuj wie co zrobił, albo chciał zrobić…- Powiedziałam pełnażalu.- Boję się, że stało się coś gorszego. Że widział to ktoś, kto w ogóle niepowinien widzieć… to głupie, ale wszystko jest głupie! Myślałam, że sobieporadzę, ale wcale sobie nie radzę… wcale! Mam wrażenie, że jak za chwilę się znim nie zobaczę, że jak za chwilę mnie nie przytuli to umrę!- Wyrzuciłam zsiebie wylewając przy tym potok łez. Ashlee była wyraźnie zaskoczona, zapewnenie wiedziała o czym mówię, ale też zdała sobie sprawę, że wiele przed niązataiłam. I to bardzo wiele…

-Iv…Ja nie rozumiem. Dlaczego… dlaczego po prostu mi o wszystkim nie powiesz?- Zapytałaprzyciszonym i niepewnym głosem, a w jej oczach dostrzegłam łzy…

 

Próba przyjaźni…Gdy okazuje się, że jedna strona wszystko świadomie skomplikowała, a druga niemogła nic na to poradzić, bo żyła w większej nieświadomości niż w ogóle jej sięwydawało. Skomplikowane. Ale tak było… Sprawiłam, że moje życie stało siępaskudniejsze niż kiedykolwiek było. Opuściłam mężczyznę, którego szaleniekochałam i zawiodłam przyjaciółkę, która również była dla mnie jedną znajważniejszych osób. Podsumowując… Spieprzyłam. Sama sobie, sama wszystkimdookoła…



środa, 22 sierpnia 2012

Kartka nr 25. „Trzeba podnieść się, jakoś dalej iść. Bo tak miało być…”

3 miesiące później…

3 miesiące, właśnie tyle zajął mi powrót do siebie. Do prawdziwej Ivette… W prawdzie udało mi się to nieco szybciej jednak dopiero pod koniec sierpnia ostatecznie się otrząsnęłam. Po prostu znowu umiałam się uśmiechać… A Tom? Był moim najmilszym wspomnieniem… jego imię nadal przyspieszało bicie mojego serca, nadal uśmiechałam się widząc jego zdjęcie, rozpływałam słysząc głos. Bo cały czas go kochałam… Pogodziłam się z tym, że nie mogę z nim być. Że jest dla mnie nieosiągalny, lecz to nie zmieniło moich uczuć do niego.

 – Uhh… mam już dosyć tego piekielnego słońca! –  Jęknęła żałośnie Ashlee rzucając się na moje łóżko, które pokryte było chłodną, świeżą pościelą. –  Oo, od razu lepiej… ahh…
 – Chcesz coś do picia? –  Zapytałam patrząc na nią z rozbawieniem. Od razu się ożywiła podnosząc się do pozycji siedzącej.
 – Wody! Najlepiej zimnej, proszę. –  Poprosiła grzecznie, na co ja skinęłam tylko głową i udałam się do kuchni, gdzie też wyciągnęłam z lodówki dwie butelki mineralnej wody. Oszczędziłam sobie już szklanek i wróciłam do swojej przyjaciółki, która jak się okazało z wielkim zainteresowaniem obracała coś w swoich długich, zgrabnych palcach. Podałam jej butelkę jednocześnie przypatrując się temu, co trzyma w dłoni.
 – Skąd to wzięłaś? –  Zapytałam lekko podenerwowana widokiem znajomych kluczy. Kompletnie zapomniałam o ich istnieniu.
 – Leżało pod łóżkiem… co to za klucze? Wyglądają, jakby były od jakiegoś porządnego mieszkania…
 – Oh, a co mają to wygrawerowane? –  Wywróciłam oczyma jednocześnie wyrywając jej ową rzecz z ręki. –  Klucze, jak klucze… –  Dodałam chcąc ją przekonać, że nie ma w nich nic nadzwyczajnego.
 – No, a co się tak denerwujesz? –  Uniosła brwi spoglądając na mnie podejrzliwie. –  Wiesz, jak na moją przyjaciółkę, masz przede mną wiele tajemnic.
 – Nie prawda… –  Zaprzeczyłam nieco niepewnie. Bo może i miała trochę racji… ale po prostu pewne rzeczy musiałam zachować tylko dla siebie. Nawet Philp o nich nic nie wie. Tak jest lepiej dla mnie i dla nas wszystkich. –  To stare klucze od starego zamka… zapomniałam wyrzucić.
 – Nie wyglądały na stare… –  Drążyła dalej wyraźnie nie łapiąc się na moje niewinne kłamstewka. Nie sądziłam, że to będzie takie trudne. Oh, czemu ona po prostu nie odpuści? Przecież to już nie ma żadnego znaczenia. To tylko głupie klucze… tylko… co ja w ogóle mówię.
 – Ashlee, możesz przestać? One nie mają żadnej urzekającej historii. –  Oświadczyłam dobitnie, co było kolejnym kłamstwem. Aż coś mnie ukłuło w sercu. Przecież historia tych kluczy jest dla mnie bardzo ważna, a teraz właśnie się jej wypieram przed swoją przyjaciółką… kłamstwo jest okrutną sztuką.
 – W porządku. Ale nie rozumiem, dlaczego się tak denerwujesz. Myślałam, że przeszła ci już ta faza…
 – Bo przeszła. Ale irytuje mnie, gdy na siłę się czegoś doszukujesz… to niepotrzebne. Jeżeli miałabyś o czymś wiedzieć, to byś wiedziała.
 – Okej. W takim razie zajmijmy się może projektem do szkoły?
 – Dzisiaj? Jakoś nie mam chęci. –  Mruknęłam czując, że tracę panowanie nad swoimi myślami. Raczej nie byłabym w stanie się teraz skupić nad żadnym projektem. –  Przełóżmy to na inny dzień…
 – Eh, jak chcesz, tylko żebyśmy nie robiły tego na ostatnią chwilę. –  Zastrzegła z poważną miną, na co jej przytaknęłam dla uspokojenia. Tak naprawdę w tej chwili wisiał mi ten cały projekt i w ogóle wszystko inne, co nie wiązało się z Tomem. Jego osoba znowu zaprzątała mi głowę… w dodatku w dłoni cały czas ściskałam klucze od jego mieszkania. Ciekawe, czy nadal pasują do zamka? Czy on w ogóle tam jeszcze mieszka? Wiem, że nie powinnam nawet się nad tym zastanawiać. Ale może powinnam mu je oddać…? Oh, Ivette… przecież to tylko idiotyczny pretekst, żeby się z nim zobaczyć! Kogo ty chcesz oszukać? Tak bardzo za nim tęsknię… –  Ivette, w porządku? –  Zaniepokojony głos przyjaciółki sprowadził mnie na ziemię. Zamrugałam powiekami spoglądając na nią nieco zdezorientowana. Poczułam, że po policzku spływa mi coś chłodnego… Boże, jakim cudem ja płaczę? Wytarłam szybko rękoma twarz i odetchnęłam głęboko. Kompletnie nie rozumiem, jak i kiedy to się stało… –  Chyba odleciałaś…
 – Tak… zamyśliłam się strasznie, przepraszam… –  Właściwie nie wiedziałam, co mam jej powiedzieć. Przecież nawet sama nie wiem, jak do tego doszło. Nigdy jeszcze nie płakałam nieświadomie.
 – Nic się przecież nie stało… może chcesz pogadać?
 – Nie, nie trzeba. Ja tak tylko… myślałam o tacie. –  Skłamałam po raz kolejny już tego dnia. Ale co ja mogę? Muszę jakoś sobie radzić…
 – Rozumiem… to skoro nie pracujemy nad projektem, może wyskoczymy na lody?
 – Czemu nie. –  Uśmiechnęłam się lekko próbując wrócić do normalności. Muszę coś z sobą zrobić, przecież nie mogę tak nagle doprowadzać się do takiego stanu. Dobrze, że chociaż mam jakąś wymówkę… tylko jak długo można kłamać? Prawda przecież zawsze w końcu wychodzi na jaw. Ale co ja im wszystkim powiem? To takie skomplikowane…

Większość spraw w życiu komplikowałam sobie sama nawet nie zdając sobie sprawy. Nie miałam pojęcia, jak wiele straciłam przez swoją nierozważną impulsywność. To ja sama skomplikowałam sobie bardzo prostą sprawę… Ale nie tylko ja komplikowałam. Tom także to robił. Jednak on to robił ze strachu, a ja? Ja nie miałam tak dobrego argumentu. Po prostu podejmowałam pochopne decyzje, za które potem musiałam płacić… czasem dużą cenę.

Przez całe spotkanie z Ashlee właściwie byłam nieobecna myślami. W mojej głowie cały czas trwał mętlik, a jego przyczyną były głupie klucze należące do Toma. Chyba tysiąc razy przyszło mi na myśl, aby iść do jego apartamentu… i tyle samo razy stwierdzałam, że to największa głupota jaką mogłabym zrobić. Jednak nic nie mogę poradzić, że mój umysł usilnie domaga się powrotu do przeszłości. Zupełnie, jakby coś dzisiaj podsunęło mi te klucze pod nos… jakby to wcale nie był przypadek. Oh, ja chyba zaczynam na nowo wariować. Ale to jest takie kuszące… chciałabym chociaż poczuć jego zapach. W każdym razie na pewno nie powinnam go spotkać, bo to mogłoby się źle dla mnie skończyć. Nie wiem, co bym zrobiła, gdybym się na niego natknęła…
 – Oh, Ivy… –  Zamarłam. Dosłownie stanęłam, jak kołek gdy z ust mojej przyjaciółki wydobyło się to niezwykłe zdrobnienie mojego imienia. Od razu przeniosłam na nią swój zdumiony wzrok, patrzyłam na nią jak na kosmitę, jak na wariatkę, na idiotkę…
 – Co powiedziałaś? –  Wykrztusiłam, gdy ta również patrzyła na mnie lekko oszołomiona zapewne nie rozumiejąc mojej reakcji, która właściwie przerwała jej wypowiedź.
 – Jeszcze nic, bo… cholera spojrzałaś na mnie, jakbym ci brata zabiła.
 – Nazwałaś mnie Ivy. –  Stwierdziłam stanowczo nie zważając na to, jak moje zachowanie musi wyglądać z perspektywy przyjaciółki.
 – Tak jakoś mi się powiedziało… nie lubisz tego?
 – Nie o to chodzi, ale nie mów tak do mnie proszę… i w ogóle, to muszę już iść. –  Powiedziałam szybko i jeszcze lekko zszokowana zawróciłam gwałtownie zmierzając w zupełnie innym kierunku niż miałam. I mało mnie obchodziło, że zostawiłam nic nie rozumiejącą przyjaciółkę samą na chodniku… Bardzo możliwe, że postradałam w tej chwili wszystkie zmysły. Ale po prostu to był przełom. Nie potrafiłam się powstrzymać, czułam, że muszę to zrobić. Chciałam dotrzeć w jedno upragnione miejsce… Przestałam słuchać rozumu, całkowicie go wyłączyłam. Dzięki temu na mojej twarzy widniał uśmiech, szaleńczy uśmiech.

Czy naprawdę wtedy postradałam zmysły? Ktoś idący z naprzeciwka mógłby pomyśleć, że z drugiej strony idzie po prostu szczęśliwa dziewczyna. Ale może, gdyby wiedział, co kryło się w mojej głowie, zmieniłby zdanie? Tylko kogo wtedy obchodziło kim ja jestem i co myślę, co zamierzam? Nikogo. Może poza zdezorientowaną, biedną Ashlee, która nie miała pojęcia, w jaki sposób do mnie dotrzeć. Nikt nie miał. Odkąd poznałam Toma zmieniłam się bardzo. Te zmiany zaszły we mnie bardzo głęboko i utrwaliły się. Na chwilę tylko je przyćmiłam zdrowym rozsądkiem… jednak jak się okazało ta chwila minęła w mgnieniu oka. W jednej sekundzie. Wystarczyło, że sobie coś ubzdurałam. Że uwierzyłam w przeznaczenie… Przecież to śmiesznie. Znowu pozwoliłam, aby moim losem pokierowało złudzenie. Czy to było złe? Ja po prostu byłam szaleńczo zakochana… więc czy miłość też jest zła?