niedziela, 23 września 2012

Kartka nr 26. „Co przyniesie los, czy zostanie już tylko żal, gdy zabierze więcej niż mi dał?”

 

Oddłuższego czasu odczuwałam już chłód wieczornego wiatru. Choć wrzesień byłbardzo ciepły, wieczory lubiły uświadamiać, że zbliża się jesień. Pomimo tego,że zaczynało mnie to drażnić, nadal trwałam w jednym miejscu. Stałam nachodniku przed wielkim, luksusowym budynkiem i wpatrywałam się w jego bramę.Zupełnie nic mi to nie dawało. Mój wzrok bowiem nie posiada żadnejnadzwyczajnej mocy, która mogłaby sprawić, że widziałabym, co dzieje się zagrubymi murami, albo powodować, aby wybrany przeze mnie człowiek wyszedł nazewnątrz. Gdy tu szłam planowałam po prostu wejść do środka i udać się poddobrze znane mi mieszkanie, a potem… no właśnie. Co potem? Myślałam, że może poprostu oddam klucze… i to wcale nie byłoby takie głupie. Jednak ogarnął mnieniezrozumiały lęk. Tak dawno go nie widziałam. Bałam się jego nagłej bliskości,spojrzenia… głosu. Nie mogę tego zrobić.Z moich ust wydobyło się ciężkie westchnienie i ze zrezygnowanym wyrazem twarzyodwróciłam się napięcie, aby następnie skierować swoje leniwe kroki w stronędomu.

 

Serce, rozum…naprzemienna, ciągła walka. Gdy już podejmowałam decyzję słuchając swojegoszalonego, czasem niezdecydowanego serca, w końcu zatrzymywał mnie rozum. Tobyło okropnie chamskie, bo nie robił tego od razu… tylko tuż przed celem. Wtedyczułam taką nagłą pustkę w środku… i wycofywałam się. Tchórzyłam…

 

-Cześć,Kessler.- Wychodząc ze szkoły usłyszałam obok siebie czyjś głos. Zwróciłam nato uwagę, gdyż ktoś bezczelnie użył mojego nazwiska. To było irytujące. W końcudo czegoś służą nam imiona, jakie nadają rodzice niedługo po, albo jeszcze przedporodem. Odwróciłam się w stronę owej osoby ze zdumieniem stwierdzając, iż tomój kolega z klasy.

-Niesądziłam, że jesteś tak niewychowany. Sprawiałeś wrażenie kulturalnej osoby.-Bąknęłam do niego pomimo, że już mnie wyprzedził.

-Sorry,nie kojarzę twojego imienia.- Mruknął wzruszając przy tym ramionami, co tylkowprawiło mnie w jeszcze większe oburzenie. Przyspieszyłam znacznie, abydotrzymać mu kroku.

-Ivette,mam na imię. Ivette!- Rzekłam głośno i wyraźnie chcąc podkreślić swoje imię.-Trzeci rok chodzimy do jednej klasy! Po prostu nie wierzę, jak możesz niepamiętać mojego imienia.

-Sorry,mam słabą pamięć. Poza tym jakoś specjalnie się nie kumplujemy, więc kto by tamzwracał na to uwagę?

-Skoroto takie nieistotne, dlaczego nagle mówisz mi cześć i to jeszcze po nazwisku!?-Kontynuowałam starając się jakoś zrozumieć tego człowieka. W ogóle skąd siębiorą tacy dziwni ludzie na tym świecie…

-Ojo co ci chodzi? Tak mi się powiedziało, a od razu robisz z tego jakąś aferę.-Przystanął nagle wyraźnie poirytowany.

-Boto było niemiłe.- Odparłam krzyżując ręce na piersi i wbiłam w niego swojespojrzenie.

-Oczekujesz,że cię przeproszę, czy co?

-Nie…-Mruknęłam zbita z tropu. Zrobiło mi się głupio choć nie wiem właściwie czemu?Przecież miałam prawo się zdenerwować, nikt na co dzień tak się do mnie niezwraca. I w ogóle to jakieś durne. Mogłam w ogóle się nie odzywać i niezaczynać tej całej, bezsensownej dyskusji.- Po prostu mam imię.- Dodałam chcącw jakiś sposób zachować twarz i ruszyłam do przodu z zamiarem, jak najszybszegodotarcia do domu. Naprawdę czułam się jakbym to ja zachowała się, co najmniejnietaktownie.

-Zaczekaj!-Zawołał za mną i zaraz po tym znalazł się ponownie obok.- Idę w tym samymkierunku.- Teraz chyba całkowicie zostałam „rozwalona”. Moje brwi automatycznieuniosły się ku górze, a w głowie włączyła czerwona lampka sygnalizująca, że cośtu jest ewidentnie nie tak!

-Dobra.O co ci chodzi?- Wypaliłam zatrzymując się i odwracając w jego kierunku.

-Mi?

-Tak,tobie. Nigdy ze sobą nie rozmawiamy, a teraz nagle mnie zaczepiasz i w dodatkuchcesz odprowadzić do domu?

-Maszracje, to idiotyczne. Mówiłem, że to idiotyczne, ale nikt nie chciał mniesłuchać.- Skwitował z przekonaniem, co niczego mi nie wyjaśniało. Wręczprzeciwnie stawiało przede mną kolejne pytania.- Ja nie zamierzam grać w jakieśgłupie gry! To bezsensu, jesteśmy dorosłymi ludźmi prawda?- Spojrzał na mnie wdziwny sposób, a ja zdumiona skinęłam jedynie głową.- No właśnie, więc niepotrzebne nam żadne podchody.

-Nierozumiem cię, możesz jaśniej?

-Naturalnie.-Odparł bez wahania i znienacka chwycił moją rękę przyciągając do siebie. Zdążyłamjedynie poczuć, jak nagle wzrasta we mnie poziom adrenaliny, a moje oczy przybierająrozmiaru pięciozłotówek, a potem zostałam sparaliżowana. Dosłownie wbiło mnie wglebę, gdy ten osobnik ośmielił się tknąć moich ust. Jednak nie zdołał nawetrozwinąć pocałunku, gdyż nie pozwoliłam mu na to. Po moim trupie chyba! Odepchnęłamgo gwałtownie po czym bezmyślnie zaczęłam okładać pięściami, jak jakaś opętanawariatka.

-Coty sobie wyobrażasz! Dupek! Dupek, Dupek, Dupek!

-Heej,spokojnie!- Chwycił moje nadgarstki broniąc się jednocześnie przed kolejnymiciosami z mojej strony. Byłam zszokowana i wściekła jednocześnie.

-Pojebałocię!? Co to miało być?!- Krzyknęłam nie zważając na to, czy ktoś mógłby tosłyszeć, a co gorsza w ogóle widzieć...Widzieć? Widzieć… Zaraz. W jednej chwilizrobiło mi się niemiłosiernie duszno, a w oczach pociemniało. Zamrugałamkilkakrotnie powiekami analizując w głowie wszystko, co przed momentem miałomiejsce. Wróciłam dokładnie do chwili, kiedy chłopak przyciągnął mnie dosiebie, a potem próbował pocałować… miałam cały czas otwarte oczy i nie wiem,czy to była moja wyobraźnia, przywidzenie, czy jeden Bóg wie, co jeszcze… Miałamnieodparte wrażenie, że dokładnie wtedy przemknął mi znajomy samochód. Przecieżwszędzie bym go rozpoznała!

-Sorry,nie sądziłem, że tak zareagujesz. Chciałem tylko coś sprawdzić…- Jego głoswyrwał mnie z chwilowego otępienia.

-Sprawdzić?-Wykrztusiłam.- Sprawdzić?

-No?Ty się dobrze czujesz?

-Ja?!Ja?! Chyba ty jesteś chory człowieku!- Fuknęłam rozwścieczona i pchnęłam go zcałej siły sprawiając, że niemal się przewrócił. Jednak już mnie to nieobchodziło i nawet nie oczekiwałam od niego żadnych wyjaśnień. Nie interesowałomnie to. Zaczęłam biec do domu nie oglądając się nawet za siebie.

 

Na podstawieswojego nieodpartego wrażenia czułam się rozdarta. Choć nawet jeżeli mojeprzypuszczenie było prawdziwe przecież nie powinnam tak reagować. Bowiem samawyrzuciłam Toma ze swojego życia, więc dlaczego tak bardzo zależało mi na tym,co myśli? Co czuje? Nie chciałam, żeby tego widział. Poczułam się, jakbym gozdradziła chociaż tak naprawdę nie miałam z tym nic wspólnego, a słowo „zdrada”było w tym przypadku jakimś kompletnym nieporozumieniem! Nie utrzymywałam z nimkontaktu od tygodni, a teraz nagle… gdy miałam wrażenie, że tam był. Że mniewidział… i widział jego. I nieważne, że mogło mi się tylko wydawać! To byłobeznadziejne. Ja stałam się beznadziejna. Tak bardzo tęskniłam, tak bardzopragnęłam jego powrotu, że to zaczynało mnie przerastać. Miałam ochotę zostawićwszystko i biec do niego nie zważając na innych.

 

-Ivco to miało być?- Z ust mojej przyjaciółki padło pytanie, na które tylkoczekałam, choć nie miałam najmniejszej ochoty odpowiadać.- Cała szkoła o tymmówi!

-Świetnie…Ale gówno mnie to obchodzi i nie wiem co to miało być! Zapytaj się tego dupka.-Stwierdziłam i przytuliłam się do swojej poduszki.

-Eh.Naprawdę w ogóle się tym nie przejmujesz?

-Przejmuje,ale nie tak jak wy wszyscy sobie myślicie. Wcale nie interesuje mnie to, czymnie upokorzył, czy chuj wie co zrobił, albo chciał zrobić…- Powiedziałam pełnażalu.- Boję się, że stało się coś gorszego. Że widział to ktoś, kto w ogóle niepowinien widzieć… to głupie, ale wszystko jest głupie! Myślałam, że sobieporadzę, ale wcale sobie nie radzę… wcale! Mam wrażenie, że jak za chwilę się znim nie zobaczę, że jak za chwilę mnie nie przytuli to umrę!- Wyrzuciłam zsiebie wylewając przy tym potok łez. Ashlee była wyraźnie zaskoczona, zapewnenie wiedziała o czym mówię, ale też zdała sobie sprawę, że wiele przed niązataiłam. I to bardzo wiele…

-Iv…Ja nie rozumiem. Dlaczego… dlaczego po prostu mi o wszystkim nie powiesz?- Zapytałaprzyciszonym i niepewnym głosem, a w jej oczach dostrzegłam łzy…

 

Próba przyjaźni…Gdy okazuje się, że jedna strona wszystko świadomie skomplikowała, a druga niemogła nic na to poradzić, bo żyła w większej nieświadomości niż w ogóle jej sięwydawało. Skomplikowane. Ale tak było… Sprawiłam, że moje życie stało siępaskudniejsze niż kiedykolwiek było. Opuściłam mężczyznę, którego szaleniekochałam i zawiodłam przyjaciółkę, która również była dla mnie jedną znajważniejszych osób. Podsumowując… Spieprzyłam. Sama sobie, sama wszystkimdookoła…



5 komentarzy:

  1. 1!! Idę czytać!

    OdpowiedzUsuń
  2. co to w ogóle miało być?! jaki bezczelny typ!a co z Tomaszkiem? :C

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny szablon... i oczywiście odcinek ciekawy.. czekam na kolejny pzdr..;P

    OdpowiedzUsuń
  4. Yh! Matko, róż! Wszędzie róż! Róż, umieram x.x Choc kolorystyka mi się nie podoba, bo nienawidze tego kooru, tak treść jest cudowna, a yto ważne ^^ No nieźle... generalnie widze, że nie wszystko sie teraz pięknie układa... próba przyjaxni. hm. ponure wspomnienia mi przychodz.ą na myśl, ci powiem. No i na koniec: błagam,, zmień kolor czcionki, bo ciężko się czyta, jak na bieli ci róż po oczach daje ;) czekam na nexta i pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny Odcinek :DOho :D Mam nadzieję że Ivy powie w końcu o Tomie :DCzekam na NN ;'***

    OdpowiedzUsuń