środa, 9 maja 2018

Kartka nr 19. "Czy to Ciebie chciałam?"


Gdy obudziłam się kolejnego dnia przez chwilę w ogóle nie pamiętałam, co się wydarzyło zeszłego wieczoru. Bardzo żałowałam, że ten zanik pamięci nie mógł towarzyszyć mi na dłużej, niż te kilka sekund. Byłam tak wściekła, że wszystkie miłe momenty, które przecież także miały miejsce w mieszkaniu Toma, zostały przyćmione tym negatywnym uczuciem, jakie we mnie pozostawił. Nie obchodziło mnie, jak bardzo było to niedojrzałe z mojej strony. Uważałam, że miałam prawo tak reagować. A Tom tylko to podjudzał, próbując nawiązać ze mną jakąkolwiek rozmowę.  Pytanie tylko, po co to robił? Nie traktował mnie przecież na serio. Nie wiązał ze mną swojej przyszłości. Byłam dla niego tylko na tu i teraz. I mimo że sama nie miałam większych oczekiwań, starałam się nie odbiegać w aż tak daleką przyszłość… Niemiłosiernie mnie to wkurzało. Bo mogłam trwać z nim w tej dziwnej relacji bez przyszłości, ale kto go upoważnił do odbierania mi mojej głupiej nadziei?!

Tom: Więc zamierzasz tak to zostawić? Bez wyjaśnienia tej sytuacji?
Ivy, porozmawiaj ze mną normalnie.
Ja: Nie chcę o tym więcej rozmawiać, Tom.
Ja: Daj mi odetchnąć.

Odrzuciłam telefon na bok, pozwalając mu się zatopić gdzieś między pościelą mojego łóżka. Sama zaś miałam ochotę się w niej zakopać i zostać tak, na co najmniej cały dzień. Uważałam jednak, że to byłoby bardzo głupie. A ja nie chciałam być dłużej głupia! Nie chciałam tego przeżywać przez najbliższy tydzień i psuć sobie nastroju. Niestety chcieć, nie zawsze oznaczało móc. Wiedziałam, że jeśli nie chcę się poddać gnębiącym mnie uczuciom, powinnam wyjść z domu. Mój pokój to ostatnie miejsce, które sprzyjało wydostawaniu się z dołka. Właściwie nie byłam już pewna, czy złościłam się bardziej na Toma, czy może samą siebie? A miałam powód, by wściekać się na siebie. Bo byłam naprawdę naiwną idiotką. W dodatku narobiłam sobie nadziei, która była wręcz żałosna w świetle faktów. Tom od początku nie był dla mnie całkowicie osiągalny i wiedziałam o tym, a mimo to poczułam się zraniona, gdy praktycznie wprost oznajmił mi, że nic z tego więcej nie będzie. Zabolało, bo chyba jednak zbyt wiele wyobraziłam sobie na jego temat. Ale czy to oznaczało, że byłam gotowa odejść? Zniknąć z jego życia? Czy takie rozczarowanie było dla mnie wystarczającym powodem? Czy może tylko chwilowym zawodem, który i tak zostanie przyćmiony przez możliwość spędzenia z nim kolejnych cudownych chwil. Czy warto było to wszystko tracić przez głupią miłość?
Oczywiście, że marzyłam o tej cholernej miłości. Takiej prawdziwej. Tylko, czy marzyłam, by przeżyć ją właśnie z Tomem? To byłoby bardzo śmieszne. Chyba straciłabym wiarę w samą siebie. Nie mogłam przecież nawet brać jego osoby pod uwagę. Nie w tym przypadku. Więc dlaczego do diabła, tak bardzo się wściekałam, skoro sama tej miłości do niego nie chciałam!? Czy to kolejne próby oszukiwania samej siebie? Może tak bardzo chciałam być ponad to wszystko, że nawet nie zauważałam, jak wiele sobie wmawiałam…
– Co ty jeszcze w łóżku robisz? – Podniosłam się na łokciach, spoglądając w kierunku wejścia, gdzie stanął mój brat. – Jest po dwunastej – dodał, wgryzając się w jabłko, które ze sobą przyniósł i wszedł w głąb mojego pokoju.
– No i co z tego? – rzuciłam od niechcenia i opadłam z powrotem na pościel, przytulając głowę do poduszki. Philip w tym czasie zdążył odsłonić okno i wpuścić do pomieszczenia irytująco jasne promienie słońca. Burknęłam pod nosem z niezadowolenia, gdy ich światło poraziło mnie w oczy.
– Dwie sprawy są.
– Jakie? – zapytałam w poduszkę i poczułam, jak materac obok zapada się pod ciężarem mojego brata, który raczył wskoczyć na łóżko, wstrząsając jednocześnie moim bezwładnym ciałem.
– Po pierwsze… Jakie kwiaty lubi twoja przyjaciółka?
Odwróciłam się na plecy, słysząc pytanie i przetarłam swoją zmarnowaną twarz dłońmi.
– Czemu o to pytasz?
– A jak myślisz, geniuszu? – Obdarzył mnie krzywym spojrzeniem. – Kontaktujesz w ogóle jeszcze ze światem?
– Dopiero się obudziłam, czego oczekujesz? – mruknęłam z niezadowoleniem i podniosłam się do pozycji siedzącej. Philip leżał na boku, podpierając się na łokciu i dalej konsumował swoje jabłko z dość obojętnym wyrazem twarzy. Widocznie nie spieszyło mu się wcale z uzyskaniem odpowiedzi na swoje pytanie. – Nie wolałbyś sam ją o to zapytać?
– Jaki to ma sens? Mamy dzisiaj randkę, chcę jej kupić kwiaty, które lubi.
– Na tym polega poznawanie ludzi. Że dowiadujesz się, co lubią OD NICH – oznajmiłam podkreślając mu bardzo wyraźnie ostatnie słowa. – No, ale ty przecież nie uznajesz czegoś takiego.
– Ty dalej chcesz mi wypominać Nate’a?
Wzruszyłam obojętnie ramionami, właściwie nie mając ochoty poruszać znowu tego tematu, ani tym bardziej się z nim sprzeczać o cokolwiek.
– Agness nie ma ulubionych kwiatów. Zawsze mówiła, że lubi „ładnie pachnące”.
– CO?
– Ładnie pachnące.
– Ale to mi niczego nie ułatwia.
– No i dobrze.
– Ktoś tu dzisiaj wstał górą dupą – stwierdził, przyglądając mi się uważnie. Wywróciłam tylko teatralnie oczami i zrzuciłam z siebie kołdrę, żeby wstać.
– Miałeś chyba dwie sprawy – Przypomniałam mu, zmierzając w kierunku swojego biurka, na którym stała butelka z wodą. Sięgnęłam po nią, żeby ugasić swoje pragnienie. Automatycznie spojrzałam też przez okno, które wychodziło na ulicę. Serce zabiło mi mocniej, gdy ujrzałam przed domem nieznany mi samochód. Właśnie. Nieznany. Więc dlaczego, do cholery, przyprawiał mnie o palpitacje? TO NIE MÓGŁ BYĆ TOM. Tom wyjechał.
– Kim jest Tom?
– CO? – Odwróciłam się gwałtownie w stronę brata, nie rozumiejąc, dlaczego nagle wyskoczył z takim pytaniem. Przez chwilę sfiksowałam i przyszło mi do głowy, że Philip czytał w moich myślach. On jednak tylko obracał w dłoniach mój telefon. Zmierzyłam go rozzłoszczonym wzrokiem i podeszłam, odbierając swoją własność. – Może trochę prywatności, co?
– Daj spokój. Zobaczyłem tylko imię na wyświetlaczu – odparł na swoją obronę, a ja dla pewności zerknęłam na telefon, czy aby na pewno wiadomość nie została odczytana. – Więc? Kto to?
– Znajomy.
Jedno słowo, a tak trudno było je wypowiedzieć na głos. Ale co niby miałabym powiedzieć? Jak go określić? Moim kochankiem? A może moim bogiem? Bardziej by w sumie pasowało moim przekleństwem. Moją pieprzoną życiową pomyłką. Moim szczytem głupoty i naiwności.
– Hej Kessler, zapomniałeś o mnie?
Zastygłam w bezruchu, gdy dotarł do mnie znajomy głos i zanim uniosłam spojrzenie na jego właściciela, najpierw wbiłam je w mojego brata, który w tamtym momencie uśmiechnął się niewinnie.
– To właśnie ta druga sprawa.
– Cześć, Iv – Nathaniel Faber stał w wejściu do mojego pokoju i posyłał mi swój słodki uśmiech, gdy ja właśnie płonęłam z zażenowania głównie ze względu na swój wygląd. Pomijając moje rozczochrane włosy i zmarnowany ryj, byłam ubrana jedynie w jakąś starą koszulkę, która nawet nie zakrywała mi całkiem tyłka i majtki. Nie był to strój, w którym chciałabym witać gości. A już na pewno nie Nate’a. O Boże, nie chciałam, żeby kiedykolwiek mnie taką widział. Choćby dlatego że jeszcze niedawno się do mnie zalecał. Dopiero, co ustaliliśmy, że zostajemy kumplami, a on nagle po tym widział mnie w majtkach.
– Hej…
– No cóż, chyba poczekamy na dole – Philip w końcu wstał i dołączył do swojego przyjaciela. Nawet tego nie skomentowałam, bo szczęka automatycznie zacisnęła mi się ze złości na brata. Stałam, jak kołek, dopóki obydwoje nie zniknęli, zamykając za sobą drzwi. DOBIJCIE MNIE BARDZIEJ. Czułam, że ten dzień będzie jedną wielką bombą, tykającej we mnie wściekłości oraz frustracji.
Nawet już nie odczytałam  kolejnej wiadomości od Toma. Zamiast tego wyłączyłam telefon i postanowiłam dać sobie jeden dzień bez niego. Bez telefonu. I bez Toma w sumie też. Jeden dzień. A potem… Potem miał nadejść czas na podejmowanie ważnych decyzji. Czas na bycie dorosłą i odpowiedzialną za swoje czyny.



Gdy w miarę się ogarnęłam i zeszłam na dół, Philip z Natem siedzieli przed telewizorem, odgrywając jakiś mecz koszykówki na playstation. Zaczęło mnie zastanawiać, czy Nathaniel bywał u nas wcześniej tak po prostu, bez żadnych okazji. Czy może dopiero od niedawna tak się kumplował z moim bratem? Czy naprawdę tak wiele mnie omijało w życiu? Nie zauważałam takich rzeczy, siedząc w swoim pokoju? To było niemożliwe. Nawet jeśli bym nie wychodziła za często, słyszałabym, że Philip miał gości. Tymczasem oni naprawdę wyglądali na zgrany duet i świetnie się razem bawili. Trudno było przejść obok tego obojętnie i choćby się nie uśmiechnąć.
– Hej Iv, zagrasz z nami? – Usłyszałam za plecami, gdy próbowałam przemknąć niezauważona do kuchni. Nadal czułam się zawstydzona sytuacją z mojego pokoju, choć starałam się nie dawać tego po sobie poznać. Zachowaj resztki godności. Czy coś.
– Ja? W elektryczną koszykówkę jestem tak samo słaba, jak w tą prawdziwą… – stwierdziłam niepewnie, będąc zaskoczona w ogóle taką propozycją. Sądziłam, że to jakieś męskie popołudnie i nie było im potrzebne dodatkowe, babskie towarzystwo.
– Daj spokój, kiedyś ze mną grałaś – rzucił Philip, który najwyraźniej uznał, że szukałam wymówek. Może i trochę tak było. Bo mój nastrój tego dnia nie był najlepszy, nie chciałam, żeby to się przypadkiem na kimś odbiło. Poza tym, miałam wyjść z domu. Dokądkolwiek. Byle tylko nie poddać się temu depresyjnemu nastrojowi, który ściągał mnie na dno.
– Może, jak coś najpierw zjem – mruknęłam i wkroczyłam do kuchni, unikając kolejnych prób namawiania mnie do wspólnej zabawy. Tak naprawdę nie byłam nawet za bardzo głodna, ale rozsądnie było zapchać żołądek czymkolwiek. Przygotowałam więc sobie na szybko kilka kanapek z warzywami i wcale nie myślałam o Tomie podczas ich krojenia… Jeszcze kilkanaście godzin wcześniej razem przygotowywaliśmy posiłek w jego kuchni i to było tak cholernie przyjemne. Tak cholernie normalne. Tak cholernie cudowne. Dlaczego nie mogło trwać wiecznie?
– Sorry, że cię nie uprzedziłem o Nate’cie – Nie wiedziałam nawet, kiedy Philip pojawił się w pomieszczeniu. Moje myśli były tak pochłonięte we wspomnieniach, że już było mi wszystko jedno, co się wydarzyło pół godziny temu.
– Nieważne – Wzruszyłam ramionami, nie wykazując już zainteresowania tym tematem.
– Chodź do nas. Przyda ci się trochę rozrywki na twój drętwy humor – skwitował, wyjmując z lodówki butelkę z colą.
– No dzięki…
– Nie wiem, kto cię tak wkurzył, ale serio… Nie daj się temu tak łatwo.
– I gra z wami na pewno sprawi, że poczuję się lepiej? – Uśmiechnęłam się krzywo, lecz wcale nie miałam na myśli niczego złego. Po prostu średnio wierzyłam, że tego dnia cokolwiek zdołałoby mi poprawić humor.
– Nate jest dobry w poprawianiu humoru – Puścił mi oczko i sięgnął jeszcze do szafki po dwie szklanki, przez co już nie mógł dostrzec, jak wywracam oczami na jego głupi komentarz. – Poza tym, ja wieczorem mam randkę, więc w sumie… Moglibyście też gdzieś wyskoczyć.
– Boże, czy on wie, że umawiasz go ze mną za jego plecami? – Parsknęłam śmiechem, nie wierząc własnym uszom.
– Ja tylko delikatnie sugeruję!
– Jasne. Jesteś delikatny niczym płatek róży – Zironizowałam, bawiąc się kawałkiem ogórka na mojej kanapce. Już chyba przywykłam do tych aluzji odnośnie Nathaniela. Przestało mi to przeszkadzać. Ważne, że ja wiedziałam, jak wyglądała sytuacja między nami. No i on.
– Nie naciskam. Ale serio, przyda ci się dzisiaj chwila zapomnienia.
– Zapomnienia… – Powtórzyłam po nim beznamiętnie. Czasami naprawdę miałam wrażenie, że choć nie mówiłam Philipowi o wszystkim, to on i tak potrafił wyczuwać idealnie mój nastrój. I miał rację. Nie marzyłam o niczym innym, jak o chwili zapomnienia. Potrzebowałam tego wytchnienia.
Nic nie stało na przeszkodzie bym mogła sobie na to pozwolić. Dlatego dołączyłam w końcu do chłopaków w salonie i choć byłam beznadziejna w gry sportowe, zacięcie rywalizowałam z nimi w NBA. Nate próbował mi, co nieco przy okazji wyjaśnić na temat koszykówki, ale naprawdę ciężko przychodziło mi przyswajanie teorii. Uznałam, że byłby dobrym trenerem, bo miał w sobie sporo cierpliwości. Philip za to wziął sobie za punkt honoru naśmiewanie się z moich pomyłek. Niemniej, musiałam przyznać, że podczas dwóch godzin grania z nimi, zapomniałam o całym świecie. Nawet o Tomie. Moja wściekłość zdążyła wyparować na ten czas i to była tak ogromna ulga. Potrafiłam się dobrze bawić i nie myśleć o tym, co mnie tak dobijało.
– Jeszcze mogłabyś trafiać do kosza przeciwnej drużyny, to byłoby całkiem spoko! – Nate roześmiał się w pewnym momencie, a ja prychnęłam oburzona. Widocznie i on postanowił dołączyć do mojego brata i trochę się ze mnie ponabijać.
– Pff, przecież… Bo to wszystko wygląda tak samo!
– Ty naprawdę nie masz zielonego pojęcia o koszykówce.
– Domyślam się, że jak włączyłabym ci simsy też nie miałbyś pojęcia, jak w to grać – odgryzłam się, rzucając pierwszą znaną grę, jaka wpadła mi do głowy. Co z tego, że to porównanie było bez sensu. – Lepiej mi idzie kopanie piłki, niż jej odbijanie.
– To może sprawdzimy twoje umiejętności kopania w FIFie? – Rzucił wyzywająco, ale tym razem nie zamierzałam się popisywać, bo dobrze wiedziałam, że byłabym w tej grze tak samo beznadziejna, jak w NBA.
– A nie macie czegoś bez piłki? – zapytałam z niewinnym wyrazem twarzy.
– Ale z ciebie baba – mruknął Philip, a ja wbiłam w niego swój wymowny wzrok.
– Często masz takie przebłyski inteligencji?
– No ktoś musiał je odziedziczyć – Wytknął mi język, czego już nawet nie skomentowałam, bo z piętra stoczyła się nasza matka. Nic nigdy nie trwało wiecznie, prawda? Bardzo szybko zeszłam na ziemię.  
O ile ja rano wyglądałam, jak nieszczęście, to ona była tego siedmiokrotnym powieleniem. Dopiero poczułam, co znaczyło prawdziwe zażenowanie, gdy ją ujrzałam. Nigdy nie było mi przed nikim tak wstyd, jak w tamtym momencie. Żałowałam, że nie mogłam się zapaść pod ziemię. Rzuciłam tylko desperackie spojrzenie bratu, z nadzieją, że mimo swojego stanu nasza matka nie pogorszy sytuacji jeszcze bardziej.
– Wybaczcie… Nie wiedziałam, że macie… Gościa – wyburczała pod nosem, omiatając nas swoim nieprzytomnym spojrzeniem.
– Dzień dobry – Nate ukłonił się w jej kierunku, a ja wbiłam swój beznamiętny wzrok w ekran telewizora byle już tylko na to nie patrzeć.
– Dzień dobry. Nie czuję się dziś najlepiej. Wezmę tylko coś do picia i nie będę wam przeszkadzać.
Zaciskałam usta, żeby tylko nie wdać się w niepotrzebną dyskusję i nie pogrążyć jeszcze bardziej. Philip także milczał i jak gdyby nigdy nic po chwili wrócił do rozgrywki. Ja natomiast nie miałam już najmniejszej ochoty na jakąkolwiek grę, mój dobry humor wyparował, jak za dotknięciem magicznej różdżki. Myślałam, że gorzej niż po ostatnim wieczorze z Tomem być już nie będzie mogło… Ale przecież moja matka zawsze potrafiła przebić każdą sytuację. Była tak bardzo w tym dobra. Wybierała sobie ten idealny moment i nawet nie musiała zbyt wiele robić. Wystarczyło, że się pojawiła. To dopiero była magia! Dlaczego, kurwa, jeszcze nie wysłali jej listu z Hogwartu.
– Iv, grasz? – Philip szturchnął mnie w ramię, co sprowadziło mnie na ziemię.
– Ja już chyba spasuję – mruknęłam, odkładając pada na bok.
– Daj spokój…
– Dam – Podniosłam się, zamierzając udać się do swojego pokoju. Nie chciałabym, aby Nate musiał być jeszcze świadkiem mojej rozmowy z Philipem. I tak widział już więcej, niż powinien. Oczywiście był na tyle dobrze wychowany, że nawet powieka mu nie drgnęła.
Philip po tym, jak obdarzyłam go swoim spojrzeniem także odpuścił i zostawiłam ich samych, zaszywając się na górze. Nie taki miałam plan na ten dzień, który powoli zmierzał już ku wieczorowi. Miałam ochotę wyjść i ukryć się na swoim moście, ale nie uważałam, by był to najlepszy pomysł. Ze względu na Toma. To już nie było tylko moje miejsce, w którym mogłam spędzać czas, zapominając o problemach. Bo od pewnego czasu przywoływało nowe wspomnienia… Wspomnienia, które siłą rzeczy stawały się dla mnie problematyczne.  
Z ciężkim westchnieniem usiadłam na łóżku, chowając twarz w dłoniach. Znowu czułam się taka mała i bezradna. Nie potrafiąca złapać kontroli nad swoim życiem. Z jednej strony tysiące niezrozumiałych uczuć do Toma, wątpliwości, niewiadomych… Z drugiej, matka, która już dawno przestała walczyć, co było chyba frustrujące bardziej dla mnie, niż kogokolwiek innego w tym domu. Philip uwielbiał udawać, że nic się nie działo. Tłumaczyć jej zachowanie na miliony sposobów. Tylko ja wychodziłam na tą niedobrą, niewdzięczną córkę, która mówiła głośno, że coś było nie tak i oczekiwała zmian. Prawda jednak była taka, że nic samo się nie mogło rozwiązać. A ja nie mogłam nikogo do niczego zmusić. I tak błądziłam w tym swoim kole.
Nie wiedziałam, jak długo siedziałam w takiej pozycji. Dopiero ciche pukanie w drzwi, zwróciło moją uwagę na fakt, że nie ruszałam się wcale od jakiegoś czasu, aż mi kark zdrętwiał. Podniosłam głowę, oczekując, że ujrzę zaraz brata lub Nate’a, bo jak przeczuwałam, nikt inny by do mnie nie zajrzał. A jako, że Philip miał tendencję do wchodzenia bez wcześniejszych ostrzeżeń, bardziej brałam pod uwagę w tym przypadku Nate’a.
– Mogę? – Ciemna czupryna wychyliła się zza drzwi. Nie wiem, czemu widok głowy Nate’a mnie tak rozbawił, ale przynajmniej wywołało to na mojej twarzy nikły uśmiech.
– Jasne – rzuciłam, bo przecież i tak było mi już wszystko jedno. – Nie gracie już?
– Twój brat musi się szykować na randkę.
– No tak… Więc porzuca cię na rzecz dziewczyny? – Spojrzałam na niego ze współczuciem, a chłopak zaśmiał się, podchodząc bliżej. Nie odpowiedział nic, tylko zrobił bezradną minę i stanął naprzeciwko mnie. Musiałam zadrzeć głowę do góry, by móc w ogóle widzieć jego twarz. Na Boga, im więcej na niego patrzyłam, tym gorzej się czułam. Nieustannie porównywałam go z Tomem. Nie mogłam przestać. Moje myśli automatycznie przeprowadzały jakieś chore analizy i za każdym razem mówiły mi, jaką idiotką byłam, mając pod nosem fajnego faceta i go odrzucając na rzecz jakiegoś dupka. Bo już ustaliłyśmy… Ja, mój rozum i moje serce… Ustaliłyśmy, że Tom był dupkiem.
– Co tam? – Uśmiechnął się, szturchając swoją stopą moją nogę. Roześmiałam się cicho na ten gest i właściwie też pytanie. Co miałam mu odpowiedzieć? Doskonale wiedział, co chodziło. Był świadkiem tej nieszczęsnej sytuacji z matką. I choć nie zrobiła niczego nadzwyczajnego, wystarczyło samo to, w jakim stanie była. Na samą myśl przechodził mnie dreszcz obrzydzenia.
– Lepiej się w to nie zagłębiać.
– Czemu?
– Bo to wszystko jest zbyt pojebane – oznajmiłam i z głębokim westchnieniem opadłam plecami na pościel, wbijając wzrok w sufit. – Nie masz dzisiaj żadnych planów? – zapytałam, gdy do głowy wpadł mi jeden pomysł. Niekoniecznie mądry, dlatego uznałam, że przydałoby mi się jakieś wsparcie.
– Raczej nie, a czemu pytasz?
– Bo chciałabym cię wykorzystać – wypaliłam prosto z mostu, zerkając w jego kierunku. Uniósł brew, zapewne oczekując wyjaśnień. – Wiesz, że nigdy nie byłam tak naprawdę… Ale tak naprawdę, prawdziwie pijana?
– Domyślam się.
– Pff… Jak zwykle – prychnęłam niezadowolona. Przecież byłam dla każdego tak bardzo przewidywalna. – W każdym razie… Myślę, że dzisiaj jest idealny dzień, by zaliczyć swój pierwszy raz.
– Tak?
– Tak… Ale skoro to mój pierwszy raz, to w sumie nie wiem, co się będzie ze mną działo. I jak wiele głupot mogę popełnić… Więc mógłbyś przy tym być? – Podniosłam się na łokciach, żeby móc lepiej go widzieć, a przede wszystkim jego reakcję. Moja propozycja była dosyć dziwna, ale naprawdę jakoś już mi to zwisało.
– Jesteś cholernie fascynująca – skwitował nagle, na co zmrużyłam oczy, bo nie bardzo wiedziałam, czego się spodziewać po takiej odpowiedzi. To w sumie był komplement. – Ale mimo tego… To najgłupsza rzecz, jaką mogłaś wymyślić.
– Jak to? – zapytałam zawiedziona. – Myślałam, że przyjaciele wspierają się w takich rzeczach?
– Pewnie tak – potwierdził, dlatego tym bardziej nie rozumiałam jego niechęci do mojego planu. A ja czułam, że właśnie tego potrzebowałam. Że to będzie moja chwila zapomnienia.
– Wiem, że to głupio brzmi i w ogóle. Ale… Jestem tak cholernie wściekła na cały świat, na wszystkich dookoła, na samą siebie… Chcę po prostu coś zrobić i zapomnieć. Na te kilka godzin. Chociaż tyle – wyrzuciłam z siebie, stawiając już na całkowitą szczerość. Może nie mogłam, nie chciałam powiedzieć mu wszystkiego, ale to i tak było już dużo.
– To wstawaj – Wyciągnął do mnie rękę. Zdziwiło mnie, że tak szybko zmienił zdanie. Miałam tak wielki dar przekonywania i o tym nie wiedziałam? Bez wahania złapałam jego dłoń i po chwili już stałam na równych nogach. I choć mogło się wydawać, że nasze twarze były zbyt blisko siebie, nie zdążyłam się tym nawet zachwycić, gdy ponownie zabrał głos. – A teraz powiedz mi, czy dopiero co nie przeżywałaś swojej skacowanej matki, która zapewne nie wiedziała nawet, jaki dzisiaj dzień?
Zdębiałam, słysząc nagle z jego ust tak ostre słowa. Dodatkowo nigdy wcześniej jego głos nie brzmiał tak poważnie. Tknęło mnie to mocno. Do tego stopnia, że nie byłam w stanie nawet nic z siebie wydusić. Stałam, jak kołek i widziałam tylko jego ciemne, niebieskie oczy, wpatrujące się we mnie. O ile wcześniej zachował wyczucie, tym razem sprowadził mnie na ziemię jednym zdaniem. Nie wiedziałam, jakim cudem jeszcze przed nim nie pękłam i się nie rozryczałam. Może miałam w sobie znacznie więcej siły, niż kiedykolwiek bym siebie o to podejrzewała.
– Nadal uważasz, że uciekanie od życia w alkohol, to jest to czego potrzebujesz? – zapytał, tym razem znacznie subtelniej. To jednak nie przywróciło mi mowy. Cały czas czułam, jak serce wali mi w piersi. Łzy cisnęły się do oczu, a ja nie przestawałam ich blokować. Bo nie zamierzałam płakać. Już nigdy więcej.
Pokręciłam przecząco głową, by udzielić mu jakiejkolwiek odpowiedzi.
– Iv, ja już wychodzę – Philip zwrócił naszą uwagę. Obydwoje spojrzeliśmy w jego kierunku dość zdezorientowani, musieliśmy wyglądać dziwnie. – Ym… Sorry.
– He? My też właściwie wychodzimy – rzucił Nate, a ja byłam jeszcze na tyle rozkojarzona, że nawet nie posklejałam faktów.
– O, to świetnie. Bawcie się dobrze.
– Philip? – Zatrzymałam go jeszcze, nim zdążył się wycofać z mojego pokoju. – Kup jej storczyka w doniczce.
– CO?
– Kwiatek. W doniczce. Storczyk.
– Ty tak serio? Mam jej kupić kwiatka w doniczce?
– Tak.
– Jak to jakaś ściema…
– Mówię serio.
– No… Dobra. Ale wiesz, że to dziwne?
– Kwiatek w doniczce!
– Okej. To dzięki za info  – Poddał się w końcu i zniknął za drzwiami, ponownie zostawiając nas samych. Wiedziałam, że kwiatek w doniczce nie był codziennym prezentem na randkach, ale znałam swoją przyjaciółkę. I trochę żałowałam, że nie mogłam zobaczyć jej miny.
– Ty też lubisz kwiatki w doniczkach? – Nate przerwał panującą wokół nas ciszę, a ja spojrzałam na niego z ukosa. – To takie…
– Pasujące do mnie?
– Trochę.
– Nie. Wolę cięte kwiaty – poinformowałam, szturchając go w ramię. – Skoro nie chcesz mi się pomóc upić… To dokąd niby wychodzimy? – Zmarszczyłam brwi, przyglądając mu się uważnie. Bo właśnie w tamtym momencie przypomniałam sobie jego słowa kierowane do Phila.
– To że się dzisiaj nie upijesz, nie oznacza, że nie wyładujesz swojej frustracji.
– Co masz na myśli?
– Przekonasz się sama – odparł z tajemniczym uśmiechem, a ja czułam, że niczego więcej się nie dowiem, dopóki nie dotrzemy na miejsce.
To wszystko było cholernie dziwne i popaprane. W jednej chwili Nate sprowadzał mnie do parteru i sprawiał, że czułam się zdruzgotana od środka… A w drugiej potrafiłam przejść do porządku dziennego i dać mu się zaprowadzić w nieznane. Nie miałam pojęcia, skąd brało się we mnie tyle zaufania do jego osoby. Ale to działało. On działał. I było lepiej.


– Przywiozłeś mnie na mecz? – Odwróciłam głowę w kierunku chłopaka, gdy okazało się, że podjechaliśmy pod halę sportową. Jego zdaniem kolejny mecz koszykówki miał mi w czymkolwiek pomóc? Naprawdę szanowałam ten sport, a przede wszystkim jego pasję do niego, ale… Nie wydawało mi się to najlepszym rozwiązaniem na tamten moment. Naprawdę nie miałam nastroju na kibicowanie. Nawet jeśli to Nate miałby grać w tym meczu.
– Wysiadasz? – rzucił tylko i opuścił samochód, nie zamierzając mi nawet nic wyjaśniać. Z niezadowoleniem podążyłam w jego ślady, bo chyba nie miałam zbyt dużego wyboru. Trochę zaczynałam żałować, że nie poszłam jednak sama do jakiegoś baru, żeby schlać się jak świnia. Mimo tego głosiku z tyłu głowy, który wciąż przypominał mi o mojej matce. I o Nate’cie, który widział moją matkę. I o tym, że to wszystko nie było tym, czego ja bym chciała.
– Chciałam tylko powiedzieć, że mi się to nie podoba… Jeśli w ogóle cię to interesuje – marudziłam pod nosem, gdy powłóczyłam za nim nogami. Chłopak ewidentnie mnie ignorował, co było jeszcze bardziej frustrujące. Czy on nie miał mi przypadkiem pomóc? Bo póki co, trochę mi się pogarszało.
Wprowadził mnie do środka budynku, który okazał się być dość pusty, jak na mecz, który miałby się w nim odbyć. Od razu wydało mi się to podejrzane. Dokąd on mnie prowadzi?! Mogłam tylko zadawać sobie w głowie pytania, lecz odpowiedzi i tak żadnej nie uzyskiwałam. Zdałam się na łaskę chłopaka, którego nadal za dobrze nie znałam. Czy to jakaś nowość? Żadna. Z Tomem było tak samo. A potem BUM, niespodzianka.
– My sportowcy inaczej rozładowujemy gniew – usłyszałam nagle i zanim zdążyłam zarejestrować, co się dzieje piłka do kosza odbijała się w moją stronę. W ostatniej chwili ją złapałam, bo prawdopodobnie zderzyłaby się z moją twarzą. Spojrzałam na niego zszokowana, bo nie miałam pojęcia, kiedy zdążył w ogóle zgarnąć tą cholerną gumę wypełnioną powietrzem. Podczas gdy byłam tak zajęta swoimi myślami on zdążył przyprowadzić mnie na salę do koszykówki. – No dawaj – Skinął głową, nie wiem czy bardziej na mnie, czy na piłkę, którą trzymałam w dłoniach.
– Co? Ale ja nie umiem grać. Mówiłam ci, że się do tego nie nadaję…
– Po prostu odbij do mnie tę piłkę, Iv – Polecił tonem, nie znoszącym sprzeciwu. Cokolwiek w tym głosie miał, zadziałało. Bo automatycznie odbiłam piłkę od podłogi. Co prawda za lekko, by do niego doleciała, ale w końcu i tak potoczyła się w jego stronę. – Tak bardzo jesteś wkurzona? – zakpił ze mnie, co wyraźnie słyszałam, ale też widziałam po jego minie. Piłka znowu do mnie wróciła, a ja wciąż patrzyłam na niego, jakby spadł z księżyca. BO CO TO DO CHOLERY MIAŁO BYĆ!? – Czekam.
– Nate, to jest głupie! – zawołałam oburzona i zapewne miałam minę pięcioletniego, obrażonego dzieciaka.
– Nie tak głupie, jak zapijanie problemów wódką! Chcesz iść do baru? Nadal chcesz tam iść? – Stał kilka ładnych kroków ode mnie, ale i bez tego dostrzegałam ten perfidny, prowokujący wyraz twarzy. I jak Boga kocham, miałam ochotę mu przyjebać tą piłką prosto w ten piękny ryj. Oczami wyobraźni widziałam, jak rozkwasza mu nos. TO BYŁO ZŁE. TAK BARDZO ZŁE.
Nawet nie wiem, kiedy zamachnęłam się i odbiłam piłkę z całych sił. Dopiero, gdy zobaczyłam, jak leciała w jego kierunku, przeraziłam się, że faktycznie mogłabym go trafić w twarz. A przecież w głębi duszy wcale nie chciałam zrobić mu krzywdy! Ale na co ja w ogóle liczyłam? To był zawodowiec. Nie było opcji, by ta cholerna piłka choćby się o niego otarła. Od razu ją złapał równo przy swojej klatce.
– Myślisz, że ta twoja piłka cokolwiek zmieni?
– Może więcej niż twoja wódka.
Nie powinno mnie w ogóle dziwić, że odpierał mój atak. Stojąc tam czułam się jeszcze bardziej wściekła, niż w ciągu tego całego dnia. Nie wiedziałam, czy to wszystko zmierzało w dobrym kierunku. Ale skoro już się działo. Podeszłam do niego, a moje tęczówki zapewne iskrzyły ze złości. Wyrwałam mu z rąk piłkę i odsunęłam się, by odbić ją od podłoża na ścianę. Skoro miałam w ten sposób wyładować emocje, mój przeciwnik nie mógł mieć żadnej twarzy. Nate pozwolił mi działać samej, stojąc w bezpiecznej odległości. Na chwilę zapomniałam, że w ogóle tam ze mną był, gdy tak skupiłam się na swoich czynnościach. Nie miałam pojęcia, jak to działało i czy w ogóle działało. Ale odbijałam ten kawał gumy i patrzyłam, jak uderza o ścianę. Dziwiło mnie, że jeszcze nie odcisnęłam w niej żadnego niepożądanego kształtu. Okazało się, że drzemało we mnie naprawdę sporo siły. Siły, która była kompletnie bezużyteczna w tych wszystkich popieprzonych życiowych sprawach. Bo to z nimi sobie nie radziłam. Nie radziłam sobie z Tomem. Nie radziłam sobie z sytuacją w domu. Nie radziłam sobie nawet sama ze sobą! I gdybym tylko mogła wziąć tak swoje życie w ręce i rzucić nim o cholerną ścianę, patrzeć jak się rozwala na kawałki, a ja znikam, znikam, znikam…
– Cholera jasna – syknęłam sfrustrowana, a piłka w tym samym momencie wróciła do mnie, lecz nie zdążyłam jej tym razem złapać. Uderzyła w mój brzuch, aż się lekko zgięłam. Na własnej skórze przekonałam się, jak wiele energii w to władowałam.
– W porządku? – Nate się zaniepokoił, wiedziałam, że chodziło mu tylko o ten mały incydent. Ale co z tego? Co z tego, kiedy to pytanie tylko mnie bardziej rozjuszyło? Odwróciłam się gwałtownie w jego stronę.
– Czy tobie to wygląda na w porządku?! Stoję tu jak idiotka i odbijam cholerną piłkę! Czy to jest w porządku!? – krzyknęłam do niego, ale najwyraźniej nie zamierzał odpowiadać. Zaczęłam więc znowu odbijać piłkę do niego. – Wszystko jest tak cholernie popaprane… Nawet ludzie. Wszyscy. Tak beznadziejni. Tak bardzo beznadziejni! – Słowa same zaczęły wypadać z moich ust, gdy dystans między nami się zmniejszał podobnie, jak siła z którą odbijałam piłkę do chłopaka. – Pojawiają się, znikają, oceniają, odchodzą, umierają… Wykorzystują! Odbierają ci wszystko… Przestajesz ich obchodzić. Zapominają. Nie dbają. Łamią cię. Aż w końcu nie zostaje z ciebie nic. A w tym wszystkim… nie możesz liczyć nawet na najbliższych – Nie zauważyłam, kiedy Nate zabrał mi piłkę i już tylko stałam przed nim, mówiąc dalej, co tylko nasuwało mi się na język. Bez żadnego ładu, jakiegoś sensu. – I nawet ja. Nawet ja w tym wszystkim nie mogę być od nich lepsza. A jakby było mi mało, musiałam wpaść w sidła jakiegoś pieprzonego, niespełnionego uczucia! Bo nie mogłam… nie mogłam… Dlaczego po prostu nie mogłam zakochać się w tobie…

W końcu musiałam pęknąć.
Tak, jak w końcu musiało zaboleć.
To wszystko musiało nastąpić.

– Iv… – Dopiero, gdy poczułam ciepło jego ramion,  którymi mnie objął zorientowałam się, że z moich oczu płynęły łzy. Czułam ich gorycz na swoich ustach. Paliły moją skórę, przedzierały się przez nią i zapisywały we mnie kolejne wspomnienie bólu, żalu, cierpienia…
– Przepraszam… – szepnęłam w jego koszulkę. Przepraszałam nie tylko za swoje zachowanie, ale za słowa, których nie powinnam nigdy wypowiadać. Nigdy nie powinien tego słyszeć.
– Nie wiem, kto ci tak zalazł za skórę… Ale jak coś, mogę skopać mu dupę – mruknął mi do ucha, a ja mimowolnie parsknęłam śmiechem. Bo wyobraziłam sobie, jak Nate kopie Toma po tyłku. I to było komiczne. Nawet w sytuacji, gdy byłam tak żałosna. Boże, sama miałam ochotę skopać Tomowi dupę.
– Nawet po tym, co powiedziałam?
– Szczególnie po tym. Odbił mi dziewczynę i jeszcze przez niego moczy mi koszulkę.
– Ale…
– Spokojnie, przecież żartuję – Przerwał mi, nim w ogóle zdążyłam się przejąć jego słowami. – Wszystko gra, wiem o co chodzi. Nie mam żalu.
– I tak czuję się z tym źle.
– Niepotrzebnie. Nie jestem typem, który daje się wplątać w dziwną relację. Nie musisz się obawiać, że będę czekał, aż koleś  złamie ci serce, żeby potem je sklejać – zapewnił mnie, a ja znowu odniosłam wrażenie, że dosłownie każdy człowiek na planecie wiedział, co mnie spotka, tylko ja wciąż się oszukiwałam. – Ale chcę być obok, żeby w razie czego skopać mu dupę.  
– Dzięki, to miłe wiedzieć, że mam takie wsparcie – Odsunęłam się w końcu od niego, żeby móc na niego spojrzeć. Pewnie wyglądałam jak siedem nieszczęść ze swoim rozmazanym makijażem, ale to też było już bez znaczenia. Nawet już przy Nathanielu zaczynałam się czuć na tyle swobodnie, by ignorować takie mankamenty. A on był świetnym kumplem, może już trochę przyjacielem. I chyba po raz pierwszy w życiu nie próbowałam doszukiwać się w tym jakiegoś drugiego dna. Zaakceptowałam, że ktoś może mnie lubić na tyle, by po prostu przy mnie być i w jakiś sposób o mnie dbać. Myślę, że polubiłam Nate’a z taką samą wzajemnością.
To niebywałe, jak szybko może zacząć nam na kimś zależeć. O dziwo, wcale nie potrzeba do tego długich lat znajomości, poznawania się. Tak było z Tomem i tak było też z Natem. Obydwoje pojawili się niemal w tym samym czasie i każdy z nich odznaczył się wyraźnie w moim życiu.
– W takim razie, myślę, że powinieneś pokazać mi coś więcej z tą swoją piłką – stwierdziłam po chwili, wycierając ręką mokre policzki. Nate rzucił mi zdziwione spojrzenie, chyba nie do końca rozumiejąc, co miałam na myśli. – Uważam, że samo walenie piłką o ścianę jest głupie. Co prawda, pomocne, ale nadal głupie. Pokaż mi coś więcej.
– Naprawdę chcesz nauczyć się grać w kosza?
– Podobno to lepsze od zapijania problemów, tak?
– Chętnie ci pokażę wszystko, ale na moich zasadach.
– Jakich zasadach?
– Po pierwsze, nie ma grania w kosza w dżinsach – Zlustrował mnie z góry na dół, wyrażając dezaprobatę dla mojego stroju. Halo, nie zapowiedział, dokąd mnie zabierał! Nie czułam się ani trochę winna, że nie byłam odpowiednio ubrana.
– Mam rozumieć, że dzisiaj nie będzie lekcji?
– Myślę, że na dzisiaj to masz już wystarczająco dużo emocji.
– Ale nadal bym coś rozwaliła.
– Po drugie: nie rozwalamy sprzętów, ani ścian.
– Pff, ta ściana nawet nie drgnęła.
– Szkoda, że nie widziałaś siebie z mojej perspektywy.
– A nie o to ci chodziło?
– O to. Ale chyba przerosło to moje oczekiwania.
– Dlaczego?
– Zaskoczyło mnie, że w tak drobnej osobie drzemie tyle agresji.
– Rzadko wyrzucam z siebie gniew, dlatego to wszystko się kumuluje…
– Po trzecie: koniec z kumulowaniem w sobie emocji.
– Halo, czy to miała być lekcja koszykówki, czy sesja psychologiczna? – Wytknęłam, spoglądając na niego zadziornie. – Poza tym, co to za wymyślanie zasad na bieżąco? Myślałam, że masz już gdzieś zapisaną całą profesjonalną listę.
– Przygotuję ją na następny raz, specjalnie dla ciebie – Puścił mi oczko. – A tymczasem, zabieram cię do domu.
– Twojego?
– Ha, nie. Twojego – Zaznaczył, wskazując na mnie przy tym palcem. – Nie chciałaś trafić do mojego – dodał, w swój dobrze już mi znany prowokujący sposób i ruszył w kierunku wyjścia. Uniosłam tylko brew, czując jakiś podtekst z jego strony. Kolejny! Już chyba na zawsze miałam pozostać w jego oczach dziewczyną, która go odrzuciła. Nie przeszkadzało mi to, dopóki kończyło się na zwykłych żartach. I miałam nadzieję, że nigdy nie przekroczy tej granicy.


Po całym dniu byłam wyczerpana nie tylko fizycznie, ale i emocjonalnie. Nieważne, jak głupie wydawało mi się rzucanie tej piłki z Natem, przyniosło mi pewną ulgę. Od zeszłego wieczoru zapierałam się rękoma i nogami przed tym, by dać upust swoim emocjom. By choćby wylać kilka kropel łez. Tak bardzo się zawzięłam, że nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak mi to szkodziło. Tylko dlatego, że nie chciałam znowu wyjść na słabą, naiwną dziewczynkę. Ale przecież byłam nią. Jak długo zamierzałam jeszcze wmawiać sobie, że było inaczej? Nastał najwyższy czas, żeby po prostu siebie zaakceptować taką, jaką byłam. A byłam tą dziewczyną, która wierzyła, że świat jeszcze może się do niej uśmiechnąć. Że ludzie mogą być dla niej lepsi. Że wiara w nich może tak wiele zmienić. I nawet, jeśli czasem coś szło nie tak, nie był to powód, żeby się poddawać. Bo nie zawsze mogło być idealnie. Trzeba było po prostu trwać i walczyć. Zdecydować, czego się naprawdę chciało. A potem iść i sobie to zabrać.
3 nieodebrane połączenia.
4 wiadomości.
Wszystko od Toma. Choć może nie, aż tak wiele.
Tom: Mamy spore opóźnienie. Zdążę się jeszcze z Tobą dzisiaj zobaczyć.
Tom: Wyjaśnijmy to zanim wyjadę. Chyba lepiej wiedzieć na czym stoimy, prawda?
Tom: Po prostu będę czekał wieczorem na moście. Tak długo, jak będę mógł.
Tom: Jeśli się nie pojawisz, zrozumiem. Nie będę Ci się więcej narzucał.

Odruchowo spojrzałam na zegarek, wiszący na ścianie mimo że miałam wyraźną godzinę na wyświetlaczu swojego telefonu. Było już po dwudziestej pierwszej. A ja stałam i zastanawiałam się, czy Tom jeszcze tam był. Czy jeszcze na mnie czekał. Serce waliło mi w piersi, tak głośno, że znowu je słyszałam.
To była jedna z tych decyzji, które musiałam podjąć. Zdecydować, czego tak naprawdę chciałam. Na co byłam gotowa, a z czym mogłabym sobie nie poradzić. Ale czy na tamtą chwilę byłam w stanie to wszystko w ogóle określić?
Czy to Ciebie chciałam?
Czy chciałam iść i sobie Ciebie zabrać?

Czułam już tylko strach przed tym, że nie zdążyłam. Dopadła mnie świadomość, że to naprawdę mógł być już koniec. Mogłam się spóźnić, nie pojawić w porę i stracić go na zawsze. Na to nie byłam gotowa. Nie byłam gotowa na taki koniec. Mimo wszystkiego, co powiedział. Wbrew temu, jak bardzo grząski stał się grunt pod naszymi stopami. Mogłabym dalej się wściekać, unosić dumą, wmawiać sobie, że byłam ponad to. Ponad niego. Ale to byłoby największe kłamstwo mojego życia. Bo ja już dawno w nim ugrzęzłam. Może nie do końca jeszcze odróżniałam swoje uczucia, rozumiałam je… Może to wciąż było dla mnie zbyt skomplikowane.
Po prostu tak lekko było przestać się szamotać z własnymi myślami, tak lekko było sobie odpuścić. Poczuć tą wypełniającą mnie ulgę.
Właśnie to czułam, widząc już z daleka zarys jego sylwetki, gdy docierałam na miejsce. Miałam chwilowe obawy, że może znów sobie coś wymyśliłam, że jego tam wcale nie było, że miałam jakieś omamy. Bo dlaczego miałby czekać na mnie tak długo? Po tym, jak ignorowałam go cały dzień?
Możesz go sama o to zapytać.
Stał, opierając łokcie na poręczy mostu i spoglądał przed siebie. Nie wiedziałam, czy nawet zauważył, że się pojawiłam. Dookoła nie było słychać niczego poza odgłosami świerszczy i cichego szumu wiatru. Nie dziwiło mnie w ogóle, że był tak skupiony na widoku, jaki miał przed sobą. Nocą było tam naprawdę pięknie.
– Dlaczego jeszcze tu jesteś? – zapytałam, stając ostrożnie obok niego. Jakby ziemia pode mną miała za chwilę się zapaść.
– Nie wiem – Odwrócił głowę w moim kierunku, dając naszym spojrzeniom możliwość spotkania się. – Pewnie wszystko byłoby prostsze, gdyby mnie tutaj nigdy nie było.
Chciałam mu przytaknąć, bo miał rację. Mój głos jednak wyraźnie miał odmienne zdanie w tym temacie, ponieważ ugrzązł mi w gardle, a ja tylko dalej na niego patrzyłam w milczeniu.
– Przepraszam za wczoraj – rzekł po chwili, tym razem obracając w moim kierunku całe swoje ciało. – Za to, że rozwiązałem to w tak idiotyczny sposób. To nie był dobry moment na takie rozmowy. Po prostu… Miałem wrażenie, że za chwilę mogłoby być za późno.
– Mistrzem wyczucia chwili na pewno nie jesteś – skwitowałam z przekąsem. Wciąż mnie to w jakiś sposób bolało, ale już nie aż tak, bym dała się temu całkowicie ponieść. Byłam znacznie spokojniejsza. Jakbym zdążyła to zaakceptować, nim uderzyło ponownie. – Chciałabym powiedzieć, że to, że tu przyszłam jeszcze nic nie znaczy… Ale wiemy, że znaczy bardzo wiele. Za cholerę nie wiem też, co się kryje w twojej głowie. Nie mam pojęcia, co sobie zdążyłeś wymyślić i jak widzisz to wszystko dalej. Ale myślę, że to, że ty też tu nadal jesteś… O czymś świadczy – oznajmiłam, co nie przyszło mi już tak łatwo. Czułam, że się przed nim znowu uzewnętrzniałam, a to nadal budziło jakieś opory. A wyznanie mu, że jego zachowanie znaczyło coś więcej i że ja o tym wiedziałam, było dla mnie czymś odważnym.
– To że nie chcę większego zaangażowania od ciebie, nie oznacza, że mi nie zależy.
– Czasem mam wrażenie, że w ogóle siebie nie słyszysz – mruknęłam, spoglądając na niego nieco zdezorientowana. – Nie chcesz miłości, zaangażowania… To czego właściwie chcesz?
– A ty wiesz, czego chcesz? – Wbił we mnie swój przeszywający wzrok, jakby miał wyrzut, że w ogóle zadałam mu takie pytanie. I może tym się różniliśmy. Że ja już wiedziałam, czego chciałam.
– A myślisz, że dlaczego tutaj przyszłam, Tom? – odpowiedziałam pytaniem, robiąc krok w jego stronę. Patrzyłam mu w oczy i chyba po raz pierwszy to nie ja w tej relacji czułam się zagubiona. – Bo chcę ciebie. Ale nie potrzebuję do tego byś nazywał mnie swoją dziewczyną albo żebyś wyznawał mi miłość. Nie potrzebuję móc wyznawać ci miłości. Bo tego najbardziej się obawiasz, prawda? Biednej, niewinnej dziewczyny, która mogłaby cię kochać? – wyrzuciłam, ściszając swój głos do minimum. Wiedziałam, że i tak doskonale słyszał każde moje słowo. Tlący się strach w jego oczach był odpowiedzią na wszystko, nie musiał nawet używać głosu.

A ja?
Czy osiągnęłam właśnie szczytu swojej desperacji?
Czy choć jedno zdanie z moich ust było realne?
Czy naprawdę tego wszystkiego nie potrzebowałam?
Które z nas bało się w tamtym momencie bardziej?

Na pewno nie myślałam już o tym, gdy sięgałam jego ust, przyciągając go do siebie za materiał bluzy. Choć się tego nie spodziewał, odwzajemnił ten pocałunek, bardzo zachłannie wsuwając mi swój język między wargi. Zachwiałam się pod jego naporem, ale przytrzymał mnie w talii, przesuwając ostrożnie pod barierę mostu, o którą mogłam się oprzeć. Przeniosłam swoje dłonie na jego szyję, przesuwając je w stronę karku, a na końcu wplatając we włosy. Nie odrywaliśmy się od siebie na dłużej, niż było to konieczne do zaczerpnięcia oddechu. A ja znowu cała drżałam w jego ramionach, poddając się gorzkiej namiętności, którą spijałam z jego ust.

Bo wybrałam Ciebie wbrew wszystkiemu.
I czułam, że będę chciała Cię mieć nawet wtedy, gdy Ty przestaniesz już chcieć mnie.

♥♥♥