środa, 22 sierpnia 2012

Kartka nr 25. „Trzeba podnieść się, jakoś dalej iść. Bo tak miało być…”

3 miesiące później…

3 miesiące, właśnie tyle zajął mi powrót do siebie. Do prawdziwej Ivette… W prawdzie udało mi się to nieco szybciej jednak dopiero pod koniec sierpnia ostatecznie się otrząsnęłam. Po prostu znowu umiałam się uśmiechać… A Tom? Był moim najmilszym wspomnieniem… jego imię nadal przyspieszało bicie mojego serca, nadal uśmiechałam się widząc jego zdjęcie, rozpływałam słysząc głos. Bo cały czas go kochałam… Pogodziłam się z tym, że nie mogę z nim być. Że jest dla mnie nieosiągalny, lecz to nie zmieniło moich uczuć do niego.

 – Uhh… mam już dosyć tego piekielnego słońca! –  Jęknęła żałośnie Ashlee rzucając się na moje łóżko, które pokryte było chłodną, świeżą pościelą. –  Oo, od razu lepiej… ahh…
 – Chcesz coś do picia? –  Zapytałam patrząc na nią z rozbawieniem. Od razu się ożywiła podnosząc się do pozycji siedzącej.
 – Wody! Najlepiej zimnej, proszę. –  Poprosiła grzecznie, na co ja skinęłam tylko głową i udałam się do kuchni, gdzie też wyciągnęłam z lodówki dwie butelki mineralnej wody. Oszczędziłam sobie już szklanek i wróciłam do swojej przyjaciółki, która jak się okazało z wielkim zainteresowaniem obracała coś w swoich długich, zgrabnych palcach. Podałam jej butelkę jednocześnie przypatrując się temu, co trzyma w dłoni.
 – Skąd to wzięłaś? –  Zapytałam lekko podenerwowana widokiem znajomych kluczy. Kompletnie zapomniałam o ich istnieniu.
 – Leżało pod łóżkiem… co to za klucze? Wyglądają, jakby były od jakiegoś porządnego mieszkania…
 – Oh, a co mają to wygrawerowane? –  Wywróciłam oczyma jednocześnie wyrywając jej ową rzecz z ręki. –  Klucze, jak klucze… –  Dodałam chcąc ją przekonać, że nie ma w nich nic nadzwyczajnego.
 – No, a co się tak denerwujesz? –  Uniosła brwi spoglądając na mnie podejrzliwie. –  Wiesz, jak na moją przyjaciółkę, masz przede mną wiele tajemnic.
 – Nie prawda… –  Zaprzeczyłam nieco niepewnie. Bo może i miała trochę racji… ale po prostu pewne rzeczy musiałam zachować tylko dla siebie. Nawet Philp o nich nic nie wie. Tak jest lepiej dla mnie i dla nas wszystkich. –  To stare klucze od starego zamka… zapomniałam wyrzucić.
 – Nie wyglądały na stare… –  Drążyła dalej wyraźnie nie łapiąc się na moje niewinne kłamstewka. Nie sądziłam, że to będzie takie trudne. Oh, czemu ona po prostu nie odpuści? Przecież to już nie ma żadnego znaczenia. To tylko głupie klucze… tylko… co ja w ogóle mówię.
 – Ashlee, możesz przestać? One nie mają żadnej urzekającej historii. –  Oświadczyłam dobitnie, co było kolejnym kłamstwem. Aż coś mnie ukłuło w sercu. Przecież historia tych kluczy jest dla mnie bardzo ważna, a teraz właśnie się jej wypieram przed swoją przyjaciółką… kłamstwo jest okrutną sztuką.
 – W porządku. Ale nie rozumiem, dlaczego się tak denerwujesz. Myślałam, że przeszła ci już ta faza…
 – Bo przeszła. Ale irytuje mnie, gdy na siłę się czegoś doszukujesz… to niepotrzebne. Jeżeli miałabyś o czymś wiedzieć, to byś wiedziała.
 – Okej. W takim razie zajmijmy się może projektem do szkoły?
 – Dzisiaj? Jakoś nie mam chęci. –  Mruknęłam czując, że tracę panowanie nad swoimi myślami. Raczej nie byłabym w stanie się teraz skupić nad żadnym projektem. –  Przełóżmy to na inny dzień…
 – Eh, jak chcesz, tylko żebyśmy nie robiły tego na ostatnią chwilę. –  Zastrzegła z poważną miną, na co jej przytaknęłam dla uspokojenia. Tak naprawdę w tej chwili wisiał mi ten cały projekt i w ogóle wszystko inne, co nie wiązało się z Tomem. Jego osoba znowu zaprzątała mi głowę… w dodatku w dłoni cały czas ściskałam klucze od jego mieszkania. Ciekawe, czy nadal pasują do zamka? Czy on w ogóle tam jeszcze mieszka? Wiem, że nie powinnam nawet się nad tym zastanawiać. Ale może powinnam mu je oddać…? Oh, Ivette… przecież to tylko idiotyczny pretekst, żeby się z nim zobaczyć! Kogo ty chcesz oszukać? Tak bardzo za nim tęsknię… –  Ivette, w porządku? –  Zaniepokojony głos przyjaciółki sprowadził mnie na ziemię. Zamrugałam powiekami spoglądając na nią nieco zdezorientowana. Poczułam, że po policzku spływa mi coś chłodnego… Boże, jakim cudem ja płaczę? Wytarłam szybko rękoma twarz i odetchnęłam głęboko. Kompletnie nie rozumiem, jak i kiedy to się stało… –  Chyba odleciałaś…
 – Tak… zamyśliłam się strasznie, przepraszam… –  Właściwie nie wiedziałam, co mam jej powiedzieć. Przecież nawet sama nie wiem, jak do tego doszło. Nigdy jeszcze nie płakałam nieświadomie.
 – Nic się przecież nie stało… może chcesz pogadać?
 – Nie, nie trzeba. Ja tak tylko… myślałam o tacie. –  Skłamałam po raz kolejny już tego dnia. Ale co ja mogę? Muszę jakoś sobie radzić…
 – Rozumiem… to skoro nie pracujemy nad projektem, może wyskoczymy na lody?
 – Czemu nie. –  Uśmiechnęłam się lekko próbując wrócić do normalności. Muszę coś z sobą zrobić, przecież nie mogę tak nagle doprowadzać się do takiego stanu. Dobrze, że chociaż mam jakąś wymówkę… tylko jak długo można kłamać? Prawda przecież zawsze w końcu wychodzi na jaw. Ale co ja im wszystkim powiem? To takie skomplikowane…

Większość spraw w życiu komplikowałam sobie sama nawet nie zdając sobie sprawy. Nie miałam pojęcia, jak wiele straciłam przez swoją nierozważną impulsywność. To ja sama skomplikowałam sobie bardzo prostą sprawę… Ale nie tylko ja komplikowałam. Tom także to robił. Jednak on to robił ze strachu, a ja? Ja nie miałam tak dobrego argumentu. Po prostu podejmowałam pochopne decyzje, za które potem musiałam płacić… czasem dużą cenę.

Przez całe spotkanie z Ashlee właściwie byłam nieobecna myślami. W mojej głowie cały czas trwał mętlik, a jego przyczyną były głupie klucze należące do Toma. Chyba tysiąc razy przyszło mi na myśl, aby iść do jego apartamentu… i tyle samo razy stwierdzałam, że to największa głupota jaką mogłabym zrobić. Jednak nic nie mogę poradzić, że mój umysł usilnie domaga się powrotu do przeszłości. Zupełnie, jakby coś dzisiaj podsunęło mi te klucze pod nos… jakby to wcale nie był przypadek. Oh, ja chyba zaczynam na nowo wariować. Ale to jest takie kuszące… chciałabym chociaż poczuć jego zapach. W każdym razie na pewno nie powinnam go spotkać, bo to mogłoby się źle dla mnie skończyć. Nie wiem, co bym zrobiła, gdybym się na niego natknęła…
 – Oh, Ivy… –  Zamarłam. Dosłownie stanęłam, jak kołek gdy z ust mojej przyjaciółki wydobyło się to niezwykłe zdrobnienie mojego imienia. Od razu przeniosłam na nią swój zdumiony wzrok, patrzyłam na nią jak na kosmitę, jak na wariatkę, na idiotkę…
 – Co powiedziałaś? –  Wykrztusiłam, gdy ta również patrzyła na mnie lekko oszołomiona zapewne nie rozumiejąc mojej reakcji, która właściwie przerwała jej wypowiedź.
 – Jeszcze nic, bo… cholera spojrzałaś na mnie, jakbym ci brata zabiła.
 – Nazwałaś mnie Ivy. –  Stwierdziłam stanowczo nie zważając na to, jak moje zachowanie musi wyglądać z perspektywy przyjaciółki.
 – Tak jakoś mi się powiedziało… nie lubisz tego?
 – Nie o to chodzi, ale nie mów tak do mnie proszę… i w ogóle, to muszę już iść. –  Powiedziałam szybko i jeszcze lekko zszokowana zawróciłam gwałtownie zmierzając w zupełnie innym kierunku niż miałam. I mało mnie obchodziło, że zostawiłam nic nie rozumiejącą przyjaciółkę samą na chodniku… Bardzo możliwe, że postradałam w tej chwili wszystkie zmysły. Ale po prostu to był przełom. Nie potrafiłam się powstrzymać, czułam, że muszę to zrobić. Chciałam dotrzeć w jedno upragnione miejsce… Przestałam słuchać rozumu, całkowicie go wyłączyłam. Dzięki temu na mojej twarzy widniał uśmiech, szaleńczy uśmiech.

Czy naprawdę wtedy postradałam zmysły? Ktoś idący z naprzeciwka mógłby pomyśleć, że z drugiej strony idzie po prostu szczęśliwa dziewczyna. Ale może, gdyby wiedział, co kryło się w mojej głowie, zmieniłby zdanie? Tylko kogo wtedy obchodziło kim ja jestem i co myślę, co zamierzam? Nikogo. Może poza zdezorientowaną, biedną Ashlee, która nie miała pojęcia, w jaki sposób do mnie dotrzeć. Nikt nie miał. Odkąd poznałam Toma zmieniłam się bardzo. Te zmiany zaszły we mnie bardzo głęboko i utrwaliły się. Na chwilę tylko je przyćmiłam zdrowym rozsądkiem… jednak jak się okazało ta chwila minęła w mgnieniu oka. W jednej sekundzie. Wystarczyło, że sobie coś ubzdurałam. Że uwierzyłam w przeznaczenie… Przecież to śmiesznie. Znowu pozwoliłam, aby moim losem pokierowało złudzenie. Czy to było złe? Ja po prostu byłam szaleńczo zakochana… więc czy miłość też jest zła?


piątek, 17 sierpnia 2012

Kartka nr 24. „Fairytales don't always have a happy ending…”

 – No proszę, kto zaszczycił nas swoją obecnością. –  Niczego mi teraz nie było bardziej potrzeba niż ociekającego kpiną głosu matki. Ledwo zdążyłam wejść do salonu, a ona już nie omieszkała mnie entuzjastycznie powitać. Towarzyszył mi jednak tak podły nastrój, że nawet nie zamierzałam wdawać się z nią w jakiekolwiek dyskusje. Nawet nie obdarzyłam jej swoim spojrzeniem, od razu skierowałam kroki na piętro w stronę swojego pokoju. Marzyłam jedynie o tym, aby rzucić się na łóżko i o wszystkim zapomnieć. Najlepiej przestać w ogóle myśleć. I czuć… –  I nie masz nic mi do powiedzenia?! –  Usłyszałam jeszcze za sobą jej wyraźnie zirytowany głos, na co odpowiedziałam trzaśnięciem drzwiami. Rzuciłam swój bagaż na podłogę, a następnie zdjęłam z siebie wierzchnie ciuchy pozostając w samej bieliźnie. Byłam wykończona podróżą, a do tego ciągłym myśleniem o tym, co się wydarzyło. Starałam się tylko nie załamywać, co było niesamowicie trudne. Niemalże wszystko przypominało mi o Tomie. A w szczególności pluszowy misiek siedzący na moim łóżku… gdy na niego spojrzałam, miałam ochotę wybuchnąć płaczem. Zacisnęłam jednak zęby i zrzuciłam go na podłogę, aby zaraz wgramolić się pod pościel. Zakryłam się po sam czubek głowy, a twarz schowałam w miękkiej poduszce. To był moment, w którym pękłam i dałam upust łzom. Najgorsze jest chyba to, że te cholerne łzy w niczym mi nie pomogą. W niczym… nic mi już nie pomoże! Wszystko się skończyło. Tak po prostu… ale przecież bolesna rzeczywistość zawsze dopada znienacka. Bo jak ma już boleć, to na całego… trzeba zawsze dokopać człowiekowi z całych sił, aby potem jak najdłużej się podnosił…
 – Ivette?
 – Nie teraz, Philip. –  Zastrzegłam, gdy tylko brat wszedł do pokoju. Dzięki poduszce prawdopodobnie nie był w stanie rozpoznać, czy płaczę. Naprawdę nie mam teraz najmniejszej ochoty na jakiekolwiek rozmowy, czy kazania…
 – A kiedy, Iv? Jak znowu gdzieś znikniesz? –  Zapytał lekko poddenerwowany. Oderwałam się od poduszki i podniosłam do pozycji siedzącej spoglądając na niego załzawionymi oczami. Dostrzegłam jego zaskoczenie spowodowane zapewne widokiem mojej twarzy. Byłam rozczochrana i rozmazana…
 – Wiem, że wyglądam fatalnie. I tak samo się czuję… więc może lepiej przełóżmy to.
 – Iv, co się stało? –  Podszedł do mnie wyraźnie wystraszony i usiadł na łóżku nie spuszczając ze mnie swojego spojrzenia. Gdy tak patrzył miałam tylko większą ochotę się znowu rozpłakać… Co się stało? Świat mi się zawalił…
 – Nie chcę o tym mówić…
 – Ktoś cię skrzywdził?
 – Nie. Phil, proszę cię… ja naprawdę teraz nie mam siły. Muszę się z tym przespać… pogadamy jutro. –  Mój ton był wręcz błagalny.
 – W porządku. –  Odpuścił, co przyniosło mi ulgę. Chociaż tyle… –  Potrzebujesz czegoś?
 – Nie… tylko spokoju.
 – Dobrze, już idę. Dobrej nocy. –  Ucałował mnie jedynie w czoło i wyszedł zamykając za sobą drzwi. Pozostałam znowu sama z mnóstwem myśli w głowie i drugim tyle wracających wspomnień. Jednak nie potrafiłam teraz się do nich uśmiechać…

Wtedy jeszcze miałam wszystko pod kontrolą, bo przecież to była moja decyzja. Ja postanowiłam skończyć z tym wszystkim… Nie chciałam pozwolić, żeby zabrnęło to za daleko. Nie miało prawa tak się stać. Przecież Tom miał własne życie i nie było w nim dla mnie miejsca. Musiałam zrezygnować ze swojego szczęścia dla spokoju sumienia? Nawet nie jestem w stanie określić dokładnie co mną wtedy kierowało. Po prostu zadziałałam pod wpływem impulsu, dużych emocji. Bo gdy nagle coś sprowadza człowieka na ziemię i wtedy człowiek upada, a czasem nawet porządnie się uderza o twardą skorupę ziemi… doznaje szoku przez, który może być w stanie zmienić wszystko jednym ruchem. Jednak tym razem nie ruchem serca…

Pierwsza noc za mną, w większości nieprzespana, a przepłakana… nie byłam w stanie udać się do szkoły. Nie wiem, czy w ogóle będę w stanie zrobić cokolwiek w najbliższym czasie. Ale… muszę. Nie mam wyjścia. Po prostu muszę żyć dalej… i nie płakać. Tylko ja powstrzymać łzy? Cisną się tak uparcie do oczu… co się uspokoję, to znowu. A ja przecież tak nie mogę… podjęłam decyzję i wiedziałam co robię. Zresztą wszystko, co robiłam, to z pełną świadomością. Więc dlaczego teraz jest mi tak ciężko?
Tom zadzwonił jedynie raz. Nie odebrałam… nie mogę z nim rozmawiać. Nie mogę w ogóle się z nim kontaktować. Muszę być po prostu konsekwentna i wziąć się w garść. Przecież to nie koniec świata! Liczyłam się z tym, że kiedyś to się po prostu skończy… wiedziałam, że nie będę z nim wiecznie. My nawet nie byliśmy parą! Ivette, jesteś skończoną idiotką, rozumiesz? Dałaś się wciągnąć w te grę, a teraz cierpisz na własne życzenie! I najgorsze jest w tym wszystkim, że nikt cię nie skrzywdził! Nikt! Poza samą tobą… skrzywdziłaś sama siebie. Złamałaś sobie serce idiotko!
 – Kurwa nie. Nie będziesz teraz płakać, kretynko. –  Warknęłam na samą siebie i poderwałam się z łóżka podchodząc do lustra. Chyba nigdy jeszcze nie wyglądałam tak beznadziejnie. Wytarłam rękoma policzki i pociągnęłam nosem patrząc z litością na swoje żałosne odbicie. –  Dlaczego ja jestem taka naiwna i głupia… dlaczego? Boże! Kurwa no! Dlaczego!? –  Zaczęłam krzyczeć, co najmniej, jakby miało mi to w czymś pomóc, albo jakby ktoś miał mi odpowiedzieć na te żałosne pytania. Na co ja liczę? Ciągle się łudzę. Żyję jakimiś jebanymi złudzeniami i co mi z tego? –  Miałaś niczego nie żałować… miałaś nie żałować… –  Powiedziałam cicho spoglądając na siebie raz jeszcze. –  Nie żałuj… przecież byłaś szczęśliwa… wykorzystałaś już swoją szansę… teraz po prostu żyj dalej…żyj, Ivette. Nawet idiotki muszą żyć…
 – Ivette? –  Moją rozmowę z samą sobą przerwał Philip, który nie wiem nawet kiedy zjawił się w pokoju.  Wystraszył mnie swoją nagłą obecnością jednak to pewnie nie równało się z jego zdumieniem dla mojego dziwnego zachowania. No nie co dziennie widzi, jak jego bliźniaczka gada sama do siebie, a właściwie do swojego lustrzanego odbicia. – Dobrze się czujesz?
 – Oczywiście. –  Odparłam odwracając się gwałtownie w jego kierunku przez co też lekko zakręciło mi się w głowie. –  Wszystko gra, musiałam tylko sobie trochę pogadać… wiesz… taka mała mobilizacja, żeby zrobić chociażby jeden pierdolony krok na tym pojebanym świecie. –  Dodałam nieco ironicznie.
 – Chcesz pogadać?
 – Wiesz, myślę, że już nie ma o czym… Ty chyba doskonale wiesz, że twoja siostra jest kretynką, więc… nie mam nic więcej do dodania. Jedynie mogę potwierdzić te tezę no i to tyle w tym temacie. Czas wrócić do pierdolonej rzeczywistości.
 – O czym ty mówisz Ivette? –  Philip patrzył na mnie wręcz z przerażeniem. Być może nigdy wcześniej nie widział mnie w takim stanie, być może nigdy wcześniej nie mówiłam takich rzeczy… ale kogo to obchodzi? Jeżeli to ma mi ułatwić w co dzienności…
 – Nieważne. Nie przejmuj się braciszku, wszystko gra. Zjem coś, a potem skoczę do Ashlee po notatki ze szkoły… narobiłam sobie pewnie trochę zaległości. –  Stwierdziłam zupełnie odbiegając od głównego tematu. – Ah no i… mimo wszystko byłoby miło, gdybyś nie patrzył na mnie jak na idiotkę. Ja zdaję sobie sprawę, że to cholernie trudne… ale mimo wszystko proszę. –  Posłałam mu głupkowaty uśmiech i nie zwlekając udałam się do łazienki, gdzie też zamierzałam doprowadzić się do normalnego stanu. Chociaż po części.

Chyba nie rozumiałam wtedy samej siebie. I może nawet nie chciałam rozumieć. W moim życiu dokonała się kolejna rewolucja, która po prostu musiała się na mnie w jakiś sposób odbić. A ja musiałam sobie z tym jakoś poradzić. W jakiś sposób chyba uciekałam poprzez dziwne zachowanie, które nigdy wcześniej mi nie towarzyszyło. Nie byłam przecież taka. Od tamtej pory coraz częściej towarzyszyła mi frustracja, potworna wściekłość na cały świat, żal… i byłam w stanie obarczyć tymi negatywnymi uczuciami wszystkich dookoła. Nie patrzyłam na to, czy komuś się to nie podoba. Ja po prostu szłam przed siebie i rozpychałam się łokciami. Zabijałam wzrokiem. Byłam ponura, jak nigdy dotąd.  Ludzie nie mieli ochoty na moje towarzystwo, poza Philipem i Ashlee, którzy byli mi najbliżsi i wiedziałam, że nigdy by mnie nie zostawili. Oni wiedzieli, że coś się stało w moim życiu i po prostu muszę odreagować. Pozwalali mi na to wszystko, wręcz nie dopuszczali, abym tłumiła w sobie jakiekolwiek emocje. Wiele razy prowokowali mnie do różnych zachowań… czasami starali się wydobyć ze mnie jakieś informacje. Chcieli po prostu wiedzieć, co takiego się stało… tylko ja wtedy nie wiedziałam, co miałabym im odpowiedzieć. I nie chciałam znowu o tym myśleć. Co dziennie walczyłam ze swoim umysłem, aby wyzbyć się myśli o Tomie. Nie wspominać, nie marzyć. Nie zastanawiać się, czy może jednak powinnam do niego napisać, zadzwonić…
Myślałam, że jeśli on nie będzie się odzywał, jeśli da mi po prostu spokój, będzie łatwiej. Ale było wręcz przeciwnie. Bolało mnie dwa razy mocniej, gdy miałam świadomość, że nie zadzwonił, ani razu, nie wysłał żadnej wiadomości. Milczał. W najmniejszym stopniu mi to nie ułatwiało. Ja po prostu chciałam zobaczyć, że mu zależy. Chciałam się przekonać, że byłam dla niego kimś naprawdę ważnym… że to wszystko było wyjątkowe, niepowtarzalne… A tymczasem nawiedzały mnie myśli, że byłam tylko jego zabawką.  Że nic nie znaczyłam… nigdy.  Że od początku to była jakaś żałosna gra w jego wykonaniu, na którą zresztą sama się pisałam.
Dlaczego go pokochałam? Przecież zdawałam sobie sprawę, że to uczucie nie ma żadnej przyszłości. Nie ma szans na odwzajemnienie. I do tego ta noc, kiedy powiedział mi, abym tego nie robiła. Żebym go nie kochała. On także wiedział, jak to się skończy. Wiedział lepiej ode mnie… ale nie miał pojęcia, jak bardzo się pomylił. Jak bardzo pomyliłam się ja.
Bo wszystko nas zaskoczyło. Po raz kolejny.


poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Kartka nr 23. „Big girls don't cry…”


Jego głos, zapach, dotyk… cały on. Sprawiał, że potrafiłam zapomnieć o wszystkim. O największym smutku… nawet o szarej rzeczywistości, która czasem była przytłaczająca. O tym, że tak naprawdę niewiele dla niego znaczę. Że to wszystko było tylko grą… krótkim epizodem w jego życiu. A ja bardzo chciałam wierzyć, że jest inaczej… chciałam go zmusić, aby mnie pokochał tak jak ja jego.

 – Ivy… ja po prostu nie chciałem…
 – Nie tłumacz się Tom. –  Przerwałam mu stanowczo. Nie chciałam słuchać żadnych zbędnych wyjaśnień. Nie chciałam zmuszać go do kłamstwa… zależało mi na szczerości. Sama starałam się być wobec niego szczera i tego samego oczekiwałam od niego. A teraz… mogłoby się wszystko zepsuć. Nie mogę na to pozwolić. Nie odbiorę sobie szczęścia. Nikt mi tego nie zrobi, nie pozwolę. –  Wszystko jest, jak być powinno. –  Dodałam dotykając jego policzka i musnęłam jego wargi.
Poza tym, że cię kocham…
 – Wydawało mi się… nie wiem w sumie, to wszystko jest bardziej skomplikowane niż sądziłem.
 – Nikt nie mówił, że będzie łatwo, prawda? –  Uśmiechnęłam się do niego lekko. –  Kiedy mam wracać do domu? –  Spytałam chyba go tym zaskakując. Ale przecież to musiało kiedyś nastąpić… nie mogę z nim zostać do końca trasy.
 – Po jutrze z rana wyjeżdżamy… Zostań może do tego czasu, co? Później mój kierowca cię odwiezie.
 – Kierowca?
 – No na pewno nie pozwolę ci znowu tłuc się po obcym kraju i jeszcze jechać jakimś pociągiem. W ogóle dziwnie to wszystko wymyśliłaś…
 – Taki impuls. –  Wzruszyłam ramionami nieco się rozluźniając. Nie warto się teraz niczym przejmować, muszę korzystać z ostatnich chwil, które mogę z nim spędzić. –  Więc jutro wieczorem wracam, tak?
 – Na to by wychodziło… –  Westchnął obejmując mnie w pasie. –  Będę musiał dziś wyjść…
 – Rozumiem, znajdę sobie jakieś zajęcie.
 – Ale chyba nie zamierzasz wychodzić?
 – No co ty, aż tak chyba szalona nie jestem, co? –  Roześmiałam się wyobrażając już sobie, jak się gubię pośród obcego mi tłumu.
 – No nie wiem. Ale ja tam lubię te twoje szaleństwo. –  Uśmiechnął się słodko. – Naprawdę nie myślałem, że taka jesteś… wydawałaś się być dosyć grzeczną dziewczynką.
 – Bo byłam. –  Potwierdziłam bez wahania. – Tylko ktoś tu sprowadził mnie na złą drogę. –  Dodałam szczerząc się przy tym dość znacząco. –  Ale wiesz, jaka jestem teraz szczęśliwa?
 – Wiem coś o tym… –  Ujął mój podbródek sprawiając, że patrzyliśmy sobie w oczy. – Właściwie ja też jestem szalony…i do tej pory nie jestem w stanie tego wszystkiego zrozumieć.
 – I tak jest dobrze… przecież o to chodzi. Nie musimy tego rozumieć.

Życie czasem jest dużo łatwiejsze, gdy nie analizuje się każdej sytuacji. Nawet gdy się czegoś nie rozumie, ważne jest, aby żyć tym, co teraz jak najmocniej. Tym bardziej jeśli sprawia to niebywałą przyjemność i daje tyle szczęścia. Bo przecież zdecydowanie łatwiej jest żyć nie wiedząc wszystkiego. Nie do końca zdając sobie sprawy z konsekwencji, z nadchodzących problemów. Było mi dużo prościej stawiać kolejne kroki nie rozmyślając o przyszłości… nawet tej najbliższej. Chyba, że dotyczyło to jakichś planów z Tomem…

Mam trochę wrażenie, jakbym była na wakacjach. I to oczywiście najlepszych w swoim życiu! Dawno tak dobrze się nie czułam, nie bawiłam i nie wypoczywałam, jak teraz. I w końcu zrobiłam coś zupełnie sama, bez matki, bez brata… chyba już dorosłam? Z jednej strony to, co zrobiłam jest cholernie niedojrzałe i dostanie mi się za to, ale z drugiej… to przecież moje życie i mam prawo żyć nim, jak mi się podoba. Nikt go za mnie nie przeżyje, dlatego to ja powinnam o wszystkim decydować. I nie zamierzam z tego rezygnować. Nie pozwolę już nikomu nigdy mną rządzić.
Podczas, gdy Tom wywiązywał się ze swoich zawodowych obowiązków, ja relaksowałam się na dobre. Oczywiście niecierpliwie oczekując jego powrotu! Właściwie nie było chwili, abym o nim nie myślała. Cały czas krąży mi po głowie… wspominam nasze wspólne chwile ciągle uświadamiając sobie, że to wszystko dzieje się naprawdę. To najpiękniejsza rzeczywistość! Nie wiem, czym sobie zasłużyłam na tak wielkie szczęście…
Moje rozmyślenia przerwało jednak pukanie do drzwi. Dosyć drastycznie sprowadziło mnie to na ziemię, bo w ogóle nie spodziewałam się, że ktoś może tu przyjść pod nieobecność Toma! Od razu poderwałam się z miejsca stając na równe nogi, lecz nie miałam pojęcia co zrobić. Byłam zaskoczona ową sytuacją, a osoba stojąca za drzwiami wyraźnie nie zamierzała odejść. Może to ktoś z obsługi? Tom nic nie mówił na ten temat!
 – Cholera… –  Szepnęłam do siebie zdenerwowana i niepewnie podeszłam do drzwi. To musi być ktoś z obsługi, przecież Tom nie ma w Rosji żadnych znajomych i na pewno uprzedziłby, jakby ktoś miał wpaść z wizytą. Poza tym w ogóle by nie dopuścił do tego, żeby ktokolwiek z jego znajomych tu przychodził. Przecież jestem jego wielką tajemnicą pf. Nawet jego brat nie mógł mnie poznać… Ta myśl nie daje mi spokoju i może to właśnie ona spowodowała, że postanowiłam otworzyć te drzwi, choćby miała stać za nimi jego matka. Poczułam po prostu złość. Było mi przykro, że Gitarzysta tak bardzo stara się mnie ukryć… ja to wszystko rozumiem, ale chciałam poznać chociaż jego brata! Nie chcę czuć się jak jakiś intruz… przecież nie jestem nim. Jestem ważna dla Toma! Chyba… a może jednak nie?
Potrząsnęłam głową chcąc wyzbyć się tych przeklętych myśli, które tylko pogarszały mój stan psychiczny. Nie zwlekając dłużej, pociągnęłam mocno za klamkę, a moja pewność siebie zniknęła wraz z ujrzeniem wysokiej, młodej kobiety. Dosłownie zdębiałam.
 – Cześć, zastałam Toma? –  Odezwała się na wstępie uśmiechając się przy tym dosyć przyjaźnie. Ciekawe czy zauważyła jak bardzo się speszyłam jej widokiem. Naprawdę ostatnie czego mi było trzeba to spotkania z dziewczyną Toma! Cholera.
 – Tom… Pan Kaulitz wyszedł. –  Wykrztusiłam w ostatniej chwili decydując się na pewne oszustwo. Nie mogłam przecież wydać Toma.
 – Ah… no tak. Czasami zapominam ile ma pracy. –  Zaśmiała się. –  Cóż… a właściwie kim jesteś? –  Miałam nadzieję, że nie zapyta. A najlepiej zapomni, że w ogóle mnie widziała… cholera jasna! Co ja najlepszego narobiłam? Po co otwierałam te drzwi!? Jestem bezmyślną idiotką! Teraz na pewno stracę Toma na zawsze… zostawi mnie po prostu…
 – Ja… ja tu tylko sprzątam. –  Kolejne szybkie kłamstwo w dodatku nie brzmiące ani trochę pewnie. –  Przekazać coś? –  Zaproponowałam starając się na dobre wejść w swoją nową rolę.  Modliłam się tylko w duchu, żeby nie chciała wejść do środka i na niego zaczekać. Wtedy byłaby już kompletna katastrofa! Wszystko by się wydało… Boże, Ivette! Ty skończona idiotko!
 – Nie, dziękuję. Skontaktuję się z nim później. To nie przeszkadzam w pracy. –  Posłała mi swój promienny uśmiech i odeszła niczego nieświadoma. A ja nadal stałam osłupiona w drzwiach wsłuchując się w stukot jej obcasów, aż nie wsiadła do windy.
 – Kurwa… –  Szepnęłam i zatrzasnęłam drzwi od razu opierając się o nie plecami. –  Jestem skończoną idiotką… jak mogłam otworzyć te drzwi! Co ja powiem Tomowi… Boże, przecież zniszczyłam mu życie! Cholera… –  Zaczynałam już panikować nie mogąc uwierzyć w to, co przed chwilą miało miejsce. Stałam twarzą w twarz z dziewczyną Toma! Ale jeśli ona tu jest… ja muszę stąd zniknąć! Nie mogę pozwolić, aby wszystko się wydało. Zasady przecież są od początku jasne… choć właściwie nie było żadnych zasad. Ale nie jestem, aż tak głupia… wiem gdzie jest moje pieprzone miejsce. W dodatku… ona była tak cholernie miła. Jest śliczna, mądra i miła… dlaczego Tom tak ją krzywdzi? Dlaczego on jej to robi? I to jeszcze ze mną! Kurwa, co ja narobiłam? Pozwalam mu zdradzać kobietę… to także moja wina. Jak mogłam na to wszystko się zgodzić… Jestem pieprzoną egoistką. Właśnie teraz to do mnie dotarło. Wcale nie jestem dorosła! Jestem pieprzoną smarkulą, która nic nie wie o życiu! W dodatku przyczyniłam się do zdrady… a ta dziewczyna nie jest niczemu winna! Jestem potworem… tak samo jak Tom. Obydwoje jesteśmy okropni.
Jak mogłam cieszyć się cudzym nieszczęściem? Nie wierzę, że taka jestem… nigdy wcześniej nie robiłam takich rzeczy. Nie byłam taka podła. I w ogóle na co ja liczyłam? To wszystko jest chore.

Niezwykłe jest, jak szybko można stracić całą radość. W jednej sekundzie wszystko, co dotychczas wydawało się niesamowite, niepowtarzalne, wyjątkowe… może stracić swój cały sens. Wtedy dotarło do mnie, co zrobiłam. Poczułam się winna… wyrzuty sumienia potrafią przysłonić bardzo wiele. Zrozumiałam, że ja wcale nie dorosłam… ale wiedziałam, że powinnam to zrobić. Właśnie w tamtej chwili. Stanąć w końcu twardo na ziemi i ruszyć do przodu.

„Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby otworzyć te cholerne drzwi Tom… wybacz. Wiem, że miałam być niezauważalna, ale nie wyszło. Twoja dziewczyna mnie widziała… to chyba zresztą już bez znaczenia. Powiedziałam jej, że tylko tu pracuję i chyba uwierzyła, więc nie musisz się tym martwić… Ale wiesz… bardzo wiele dzisiaj zrozumiałam. To wszystko… to wszystko było naprawdę szalone, kompletnie nieprzemyślane, totalnie nierozważne… było cudownie. Nigdy wcześniej nie było lepiej… ale to nie może dłużej trwać. Nie potrafię krzywdzić ludzi, rozumiesz? Nie umiem. Nie jestem taka… po prostu nie jestem… najgorsze jest to, że cały czas o niej wiedziałam, a wcale nie było mi z tym źle. Tak długo raniłam niczemu niewinnego człowieka… i wiem, że może tego nie rozumiesz… ale to nieistotne. Nie musisz rozumieć… ja po prostu muszę z tym skończyć. Pewnie nie miałabym odwagi powiedzieć Ci tego wszystkiego prosto w oczy… dlatego lepiej, że Cię teraz nie ma… Dziękuję Ci, że pokazałeś mi nowy świat… że dzięki Tobie mogłam być najszczęśliwszą kobietą na ziemi. Jesteś wspaniałym mężczyzną… i choć to dla mnie cholernie trudne… Boże, nie masz pojęcia co teraz czuję. Nie potrafię Ci tego wszystkiego tak po prostu napisać… może po prostu zapomnij. Zapomnij.
Wracam do domu i proszę nie utrudniaj… zapomnij.
Twoja Ivette.”

Musiałam odejść bez pożegnania. Zdawałam sobie sprawę, że gdybym zaczekała choć chwilę… zostałabym. Pogrążałabym się dalej w tej grze… tonęła w brązie jego tęczówek, rozpływała się słuchając jego głosu… Musiałam jedynie w tamtej chwili zakodować to wszystko, jako najpiękniejsze wspomnienia. Wiedziałam, że nie będę potrafiła zapomnieć… ale nie mogłam tym po prostu żyć.

 And I'm gonna miss you like a child misses their blanket,
 But I've got to get a move on with my life…
 It's time to be a big girl now.
 And big girls don't cry…
(Fergie –  Big girls don’t cry)