Zgadzając się na
pójście z Tomem do jego mieszkania, pozbyłam się praktycznie jedynej
przeszkody, jaka stała nam na drodze, by się ze sobą po prostu przespać. Może
byłam głupia i naiwna, ale nie bez powodu mój umysł nasuwał mi te wszystkie
myśli. Znałam tego człowieka od lat, byłam jego fanką. A konkretniej, to znałam
go jedynie z tego, co o nim pisano lub, co sam o sobie mawiał w wywiadach. Od
zawsze miał opinię kobieciarza lubiącego jednonocne przygody. Prawdą było, że
ostatnimi czasy jego życie wydawało się nieco ustabilizować, ale czy do końca?
Halo, właśnie sprowadzał do swojego mieszkania pierwszą lepszą fankę, którą
poznał po swoim koncercie! A ona szła za
nim jak ta ćma do ognia. Jak ten niedźwiadek do ula z miodem. Różnica była
taka, że ja miałam więcej rozumu niż zwierzęta i miałam większą świadomość
tego, co czyniłam.
Ludzie sami pchają się na rozżarzone węgle,
a potem jęczą, że ich boli.
Idź, poparz sobie stopy.
O ile sam apartamentowiec,
w którym mieszkał Tom, był dla mnie
zjawiskowy, to salon połączony z kuchnią i jadalnią przechodził wszelkie
wyobrażenia. Patrzyłam na wielkość tego pomieszczenia i nie wierzyłam, że to
się nazywa MIESZKANIEM. Parter mojego domu nie był tak ogromny! Podłogę
pokrywał biały granit. Jedynie w miejscu przeznaczonym do rekreacji, pod
białymi kanapami leżał czarny i zapewne cholernie miękki, dywan. Część kuchenna
została oddzielona od salonu białą, podłużną wyspą. Szafki wykonane zostały z
jakiegoś jasnego, prawdopodobnie dębowego drewna. Okna zajmowały całe ściany,
które swoją drogą były bardzo wysokie, co robiło jeszcze lepsze wrażenie. Po
jednej stronie, z widokiem na miasto, stała kanapa. Po drugiej zaś stół i
krzesła. Wszystko było świetnie zorganizowane i dopasowane do siebie. Jakby
tego było jeszcze mało, obok kuchni były schody prowadzące na niewielką
antresolę, z której zapewne widać było cały dół.
Nie mam pojęcia,
jak długo stałam tak bezmyślnie, lustrując po kolei każdy mebel. Przecież
wiedziałam, że Tom nie będzie mieszkał w ciasnej kawalerce. Niemniej, to
naprawdę było dla mnie wciąż niepojęte.
CO JA TUTAJ ROBIĘ!?
Ocknęłam się w
końcu ze swojego transu i zrobiłam krok do przodu. Bałam się chodzić po tej
błyszczącej podłodze. Można było się w niej przejrzeć! W dodatku wszędzie było
tak czysto, jakby nikt tu nie mieszkał. Tom musiał dawno tu nie przyjeżdżać
albo po prostu ma zajebistą sprzątaczkę.
Nie zamierzałam
bardziej się rozglądać, żeby nie wyjść na wścibską, ale zerknęłam z ciekawości
na to, co miał na wierzchu. Nie było tego wiele, bo nie dostrzegłam żadnych
półek, na których mógłby trzymać jakieś pamiątki. Jedynie na stoliku leżały
jakieś motoryzacyjne czasopisma. A mnie najbardziej ciekawiły zdjęcia. Zdjęcia,
których nigdzie nie było. Czy on tu w
ogóle mieszkał?
Może po prostu sprowadza tu tylko swoje
kochanki, więc po co miałby się urządzać? Z takim tokiem myślenia, to mogę
sobie już stąd wyjść i udawać, że mnie wcale tutaj nie było. Czasami przydałby
mi się ktoś, kto porządnie plasnąłby mnie w twarz…
– Chcesz coś do
picia?
Zdążyłam na
chwilę zapomnieć, że on nadal tam ze mną był. Musiałam wyglądać jak kretynka z moim oniemiałym wyrazem twarzy.
Czy na pewno nie rozdziawiłam japy?
– Może trochę
wody – odparłam, przywracając się do porządku i podeszłam do wyspy kuchennej,
za którą jak się okazało, chłopak już dawno stał. Poczułam się lekko
zakłopotana, bo moje dziwne zachowanie było całkowicie niekontrolowane i
prawdopodobnie źle wypadałam w jego oczach.
Obserwowałam w
milczeniu, jak wypełniał szklankę wodą. Cisza, która temu towarzyszyła, wcale
nie pomagała mi w rozluźnieniu się. Naprawdę
Ivy, patrzyłaś, jak przechodził przez ogrodzenie, chodziłaś z nim na nocne
spacery, przyjeżdżał pod twój dom, całowałaś się z nim i obmacywałaś w jego
samochodzie… I ty nadal czujesz się spięta!?
– Świetne
mieszkanie – wypaliłam, gdy podał mi już szklankę. Uśmiechnął się lekko, opierając
rękoma o blat naprzeciwko mnie. Wyspa była jedyną granicą między nami, ale
wcale nie przeszkadzało mi to w dokładnym widzeniu jego twarzy.
– Podoba ci się?
– Jeszcze pytasz?
Jest naprawdę zjawiskowe. Sam to wszystko urządzałeś?
– Nie, niczego
nie zmieniałem. To mieszkanie przejściowe, więc nie przywiązywałem do tego
zbytniej wagi.
Po jego głosie
łatwo było wywnioskować, że takie miejsca, to dla niego chleb powszedni. Tylko
ja się czułam dalej, jak idiotka, bo dla mnie było, to coś niesamowitego.
Jarałam się jakimś mieszkaniem, jakbym naprawdę nie wiedziała, że mogłam się
spodziewać takich rzeczy. Czy ja w ogóle jeszcze odczuwałam jakkolwiek
rzeczywistość? Może już całkowicie pochłonęła mnie fikcja, którą utworzył sobie
mój głupi mózg.
– Zaraz wrócę.
Rozgość się – rzekł nagle, odpychając się od blatu i ruszył w kierunku
przedpokoju znajdującego się za kuchnią. Byłam bardzo ciekawa, co tam się
znajdowało. Pewnie jego sypialnia. Na samą myśl o tym pomieszczeniu, serce mi
przyspieszyło. Boże, co ja sobie w ogóle wyobrażałam? Czy naprawdę chciałam
skończyć w jego łóżku!?
Potrząsnęłam
głową, odganiając od siebie te niesforne myśli i odwróciłam się, by dalej
bezkarnie przyglądać się mieszkaniu Toma. Gdy nie było go obok, czułam się
nieco pewniej i nie musiałam martwić się tym, co sobie o mnie pomyśli. Poza tym
kazał mi się rozgościć. To niemal jak zezwolenie na zwiedzanie tego miejsca! A
przynajmniej jakiś tajemniczy głosik w mojej głowie tak uważał. I tym razem się
z nim nie kłóciłam. Przeszłam się po całym salonie, ale i tak nie mogłam
zobaczyć nic więcej, niż na samym początku. Jego mieszkanie było naprawdę
ubogie w jakiekolwiek osobiste przedmioty. Nie chciałam wcale wciskać nosa w
nie swoje sprawy, moim jedynym zamiarem było bliższe poznanie go. Chciałam
wiedzieć więcej. Znać go od jego prywatnej, prawdziwej strony. Niestety, to
mieszkanie nie było dobrym punktem zaczepienia. Ewidentnie sam też nie chciał,
aby takim było.
Podeszłam do
okna, ponieważ widok na oświetlone miasto, sam się o to prosił. Zapierał dech w
piersiach. Tom mieszkał na dwunastym piętrze, o ile dobrze kojarzyłam. Bo
podczas jazdy windą, byłam jeszcze tak oszołomiona, że nie wiem, czy zdążyłam
poprawnie zarejestrować taki szczegół.
Patrzyłam na
Berlin nocą z okna w jego wspaniałym apartamencie i czułam się jak w jakimś
amerykańskim filmie. Ja, zwykła, szara dziewczyna i on, sławny, bogaty i
perfekcyjnie piękny. Każdy, kto usłyszałby to zdanie, uznałby je za część
scenariusza hollywoodzkiego romansu!
Uśmiechnęłam się do
swoich myśli i odkleiłam w końcu nos od szyby, żeby nie dać się całkowicie
ponieść swojej wybujałej wyobraźni. Była jeszcze jedna rzecz, która mnie
interesowała. Antresola nad kuchnią. Tym razem to było naprawdę wścibskie! Nie
wiem, co mnie podkusiło.
Z zaciekawieniem
podeszłam do schodów, po których
wspięłam się na górę. Czułam, że posuwam się za daleko i że nie powinnam tam
wchodzić. Urok tego miejsca jednak
zagłuszał moje wyrzuty sumienia, a rozsądek przecież już dawno zgubiłam gdzieś
po drodze, w trakcie tej szalonej znajomości z Tomem. I moje nogi same mnie już prowadziły, by tylko
oczy mogły nacieszyć się jeszcze czymś więcej.
Miałam rację, że
patrząc z góry na całą dolną przestrzeń, będzie dużo lepiej. Antresola była
zabezpieczona jedynie metalową barierką. Poza tym znajdowało się na niej
biurko, na którym leżał laptop. Krzesło, niewielki fotel i regał. Miała swój
klimat, nieco inny od pozostałej części mieszkania.
Podczas gdy
przyglądałam się książkom stojącym na jednej z półek, doszedł mnie dźwięk
otwieranych drzwi. Odwróciłam się odruchowo i ujrzałam Toma, który
prawdopodobnie musiał być bardzo zdziwiony, że nie zastał mnie w miejscu, w
którym wcześniej zostawił.
Cholera. Świetnie. Łazisz sobie po jego
mieszkaniu jak gdyby nigdy nic. Jak się teraz z tego wytłumaczysz!?
Zrobiło mi się
tak strasznie głupio, że nie wiedziałam nawet, co mam zrobić. Bałam się ruszyć,
czy odezwać. Nie chciałam wzbudzać w nim gniewu swoim bezczelnym zachowaniem.
Na pewno nie byłabym zadowolona, gdyby ktoś zachował się podobnie w moim domu bez mojego zezwolenia.
Mimo że bardzo
chciałam się gdzieś schować i udawać, że zniknęłam, coś podpowiadało mi, że
powinnam stanąć na wysokości zadania. Skoro chciałam być dorosła i traktowana
poważnie, to musiałam się tak zachowywać. A w gruncie rzeczy, nie popełniłam
takiej zbrodni. To zwykła kobieca ciekawość… Poza tym, że mogło wyglądać to
wszystko dziwnie, zważywszy na fakt, kim był Tom.
Zdecydowałam się
zejść na dół, ale i tak czyniłam to z ostrożnością, jakbym zaraz miała zostać
zaatakowana i wyrzucona na ulicę.
– Właśnie się
zastanawiałem, gdzie zniknęłaś – Wstrzymałam oddech, gdy dotarł do mnie jego
głos. Nie udało mi się wyczuć, czy był zły, ale serce i tak zaczęło mi znowu
dudnić w piersi.
– Przepraszam… –
powiedziałam od razu, pełna skruchy. – Nie chciałam naruszać twojej
prywatności. Przysięgam, że niczego nawet nie dotknęłam.
– Daj spokój – Machnął
ręką, uśmiechając się lekko. – Jak na razie, jesteś jedyną prywatnością w tym
mieszkaniu – dodał, robiąc krok w moją stronę. Mimo że jego reakcja była, jak
najbardziej pozytywna, ja i tak poczułam się zażenowana. Naprawdę ze mnie
idiotka.
Niemniej, nie
umknęły mojej uwadze jego ostatnie słowa. Co właściwie oznaczało, że jestem jedyną prywatnością w tym mieszkaniu..?
– Jako że nie
popisałem się tą kolacją w aucie, chciałbym się poprawić. To nadal nie będzie
super randką w wykwintnej restauracji, ale moglibyśmy coś zamówić i obejrzeć
film? – zaproponował, nim zdążyłam w ogóle pociągnąć temat jego prywatności. Na
mojej twarzy znowu malowało się zaskoczenie. Oczywiście, przecież byłaś przekonana, że zaprosił cię tutaj na seks. A
myślisz, że w ogóle chciałby iść z tobą do łóżka? Żebyś chociaż dobrze
wyglądała, a ty nadal jesteś w tym obleśnym dresie i bez żadnego makijażu. Nie
mówiąc już o twoich umiejętnościach uwodzenia, które najwyraźniej nie istnieją.
– Piszesz się na
tą domową randkę?
– Pewnie, że tak.
Randkę. Randkę. Randkę. Randkę.
Randka z Tomem.
Randka z Tomem w jego mieszkaniu.
Randka z Tomem w jego mieszkaniu, oglądając
film.
O. MÓJ. BOŻE.
Ochłoń, dziewczyno! To nadal nic nie znaczy.
❤
Film zamienił się w serial. I
mimo że nie był to romantyczny klimat, moja wizja sprzed kilku godzin
praktycznie się spełniła. Bo faktycznie siedziałam z Tomem i oglądaliśmy razem
serial. Co prawda była to jego kanapa, a nie moje łóżko, lecz to nie miało
żadnego znaczenia. Nie, gdy i tak mogłam bezkarnie wtulić się w jego ramię, a
on rozpraszał moją uwagę drobnymi pocałunkami.
Gdy zgasił światła, jedyna
jasność biła z ekranu telewizora i ulicznych lamp, co nadawało niezwykłej
atmosfery. Moglibyśmy oglądać nawet horror, a i tak byłoby romantycznie.
Kompletnie straciliśmy poczucie czasu. A na pewno ja to uczyniłam. Już nawet
nie zastanawiałam się, która była godzina. Było mi tak dobrze.
Byłam
najedzona, otoczona męskim ramieniem, ogrzewana bliskością ciała Toma i
oglądałam Netflixa. I może też byłam dziwaczką, bo ten wieczór był spełnieniem
moich marzeń.
Nie wiedziałam, w którym
momencie moja głowa opadła, a ja zasnęłam. A gdy uchyliłam powieki, kanapa pode
mną zniknęła.
Przyjemne ciepło okalało moją
twarz. Jasne promienie słońca wpadały do pomieszczenia, jak się okazało, przez
ogromne okno. Zajmowało niemal całą ścianę tak jak w pozostałej części
mieszkania. W pierwszej chwili nie zarejestrowałam nawet, gdzie się
znajdowałam. Dopiero po kilku sekundach mój umysł rozbudził się na tyle, żeby
posklejać fakty. Otworzyłam szerzej oczy i odwróciłam głowę, spoglądając na
drugą stronę łóżka. Tom spał z prawą częścią swojej twarzy przyklejoną do
poduszki. Wyglądało to naprawdę słodko i komicznie zarazem. Brakowało mu tylko
roztwartej buzi i cieknącej po brodzie śliny. Choć może lepiej, że obeszło się
bez tego.
Parsknęłam cicho do swoich myśli
i zagryzłam wargę, przypominając sobie powoli miniony wieczór.
Dziwna euforia wypełniała mnie
od środka. Chyba byłam w tamtym momencie najszczęśliwszą prawie-osiemnastolatką
na świecie. Mimo to nie czułam się wcale tak pewnie, leżąc przy nim, w jego
łóżku.
Nie chciałam go budzić, ale nie
chciałam też udawać, że śpię. Dlatego wstałam ostrożnie, starając się nie
zwracać na siebie uwagi śpiącego jeszcze chłopaka. Gdy wyszłam spod miękkiej kołdry,
nie było mi już tak cieplutko i przyjemnie. Nie miałam na sobie swojej bluzy,
więc rozejrzałam się w jej poszukiwaniu. Leżała na fotelu, który stał w rogu
pokoju. Podeszłam do niego, aby zarzucić ciepły materiał na nagie ramiona. Poruszałam
się na paluszkach, choć podłoga w pokoju była wyłożona niezwykle miękką
wykładziną. Jakbym chodziła po chmurze na niebie! Większość pomieszczenia
zajmowało jednak łóżko, z którego przed momentem się wygrzebałam. I którego od
tego dnia mogłam tylko zazdrościć Tomowi. Spojrzałam na niego, bo choć
sypialnia zapierała dech w piersiach, to on nadal był najpiękniejszą jej
ozdobą.
Jego nagie plecy i ramiona
muśnięte słonecznym światłem wyglądały jak wyrzeźbione z marmuru. Gdyby nie
oddychał, spokojnie można by uznać go za posąg. Dla wielu ludzi na świecie
zapewne był właśnie kimś w rodzaju boga. Właściwie, nie wiem, czy i dla mnie
nim nie był przez pewien etap w moim życiu. A
teraz? Teraz po prostu wszystko jest inaczej.
Nadal niezręcznie było mi
poruszać się samej po jego mieszkaniu, tym bardziej, gdy spał. Niemniej, nie
bardzo wiedziałam, co ze sobą zrobić i zależało mi na znalezieniu toalety.
Dlatego wyszłam po cichu z sypialni. I mimo że już zeszłego wieczora widziałam
mieszkanie w całej okazałości, tego ranka oświetlony przez jasne promienie
słońca, ponownie mnie olśniewał.
Udałam się do kuchni, ponieważ
bardziej niż pęcherz, doskwierała mi suchość w ustach. Poza tym po przebudzeniu
nie marzyłam o niczym innym, jak przepłukać sobie usta czymkolwiek. Niepewnie
stawiałam kroki i sięgałam do szafek, w poszukiwaniu jakiejś szklanki. Czułam
się trochę jak intruz. Zdecydowanie wolałabym, aby Tom nie spał i mógł być
świadomy tego, że się rządzę w jego mieszkaniu. Z drugiej strony jednak
spędziłam u niego noc, to chyba normalne, że potrzebuję zaspokoić podstawowe
pragnienia i nie powinnam czuć się z tym niezręcznie. Jak zawsze, mnóstwo
wątpliwości tliło się w moim umyśle, a ja poddawałam się im nieustannie.
Pijąc wodę, zastanawiałam się
nad ostatnimi wydarzeniami. To było trochę tak, jakby ktoś wyrwał mnie z
rzeczywistości. Jakby moje dotychczasowe życie zniknęło na ten jeden wieczór,
noc i już również poranek. Bo trochę tak było. Wyszłam z domu i zostawiłam to
wszystko za sobą. Bez słowa. Powinnam się chyba tym jakoś przejmować, ale nie
potrafiłam. Byłam zbyt szczęśliwa.
Nie wiedziałam, jak długo tak
stałam zapatrzona w bliżej nieokreślony punkt. Dopiero gdy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi i
następnie zbliżające się kroki, ocknęłam się ze swojego zamyślenia i odruchowo
odstawiłam szklankę z wodą na blat, oczekując w napięciu pojawienia się Toma.
– Szybko uciekłaś – Usłyszałam
na wstępie, gdy Tom stanął przede mną w pełnej krasie, rozciągając się niczym
kocur. Nie wierzyłam, że stał właśnie przede mną prawie nagi. Tak po prostu! W
samych bokserkach! Z tymi wszystkimi mięśniami na wierzchu! Chyba spłonęłam.
Jak nic spłonęłam. Czy już został ze mnie popiół? Czy już może wyciągać
odkurzacz? O ile wcześniej było mi chłodno, bluza już przestała być mi
potrzebna. – Dobrze ci się spało? – Mówił do mnie dalej, jak gdyby wcale nie
widział, że mnie zatkało na jego widok. Czy to kwestia przyzwyczajenia? Oczywiście, a myślisz, że tylko ty jesteś
zachwycona jego boskością? Milion razy doświadczał już takich spojrzeń. Spływa
to po nim. Nie jesteś wcale wyjątkiem.
– Tak… Nie wiem, nawet kiedy
zasnęłam. Przepraszam, to chyba nie było zbyt taktowne – wypaliłam, walcząc ze
swoim umysłem, by sklejał poprawnie jakieś sensowne zdania. Musiałam odwrócić
wzrok i skupić go na czymkolwiek innym, bo już nawet nie dostrzegałam jego
twarzy, tylko tą cholerną wyrzeźbioną klatę, która wołała do mnie: dotknij mnie.
– Nie przywykłem, że dziewczyny
przy mnie zasypiają – zażartował, ale mi zajęło chwilę, zanim do mnie dotarło,
że to był żart. – A tak naprawdę, to było urocze. Ale byłem rozczarowany, gdy
się obudziłem, a ciebie nie było obok – dodał, znowu zmniejszając między nami
dystans. Już jest tak blisko, wystarczy
wyciągnąć rękę i mogłabym go dotknąć.
– Wybacz, nie chciałam cię
budzić… A właściwie szukałam toalety.
– Domyślam się, że w końcu do
niej nie dotarłaś? – Uniósł brwi, przyglądając mi się z wyraźnym rozbawieniem.
Zapewne widział, jak się spinam, gdy stał tak blisko pół nagi. I jak bardzo musiałam
ze sobą walczyć, by móc normalnie z nim rozmawiać, a nie rozpłynąć się przed
nim.
– Spore to twoje mieszkanie, pewnie jeszcze
długo bym do niej nie dotarła – Próbowałam zażartować, ale wyszło mi to raczej
bardzo marnie.
– Chcesz się odświeżyć? Mogę dać
ci jakąś bieliznę.
– Masz tu damską bieliznę? –
wypaliłam zdumiona, nim zdążyłam w ogóle pomyśleć.
– Nie, nie mam. Jesteś pierwszą
kobietą w tym mieszkaniu, a ja raczej nie korzystam z damskich majtek.
– A twoja dziewczyna?
Cholera,
weź ty się czasem ugryź w ten długi język, Iv! Po co w ogóle poruszasz ten
temat, po co psujesz to wszystko! Teraz!?
– Dziewczyna? – powtórzył po
mnie, jakby w ogóle nie wiedział, o czym mówię. Zbiło mnie to z tropu, ale z
drugiej strony przecież wyskoczyłam z tym, jak jakaś ostatnia idiotka.
– Przepraszam, niepotrzebnie w
ogóle cokolwiek mówiłam. Nieważne, po prostu…
– Przeszkadza ci, że jest? –
Spojrzał na mnie w dość dziwny sposób, sama nie wiedziałam, co to oznaczało.
Naprawdę żałowałam, że poruszyłam ten temat. I co miałam mu niby odpowiedzieć?
Oczywiście, że wolałabym, aby jej nie było. Tylko, czy na pewno mi przeszkadza?
– Nie byłoby mnie tutaj, gdyby
mi to przeszkadzało.
Mówiąc mu to, czułam się jak
największa zdzira. Coś ściskało mnie za moje naiwne i durne serce.
Nienawidziłam tego, że stałam się tą
drugą. Tą, która pojawia się znikąd i niszczy cudzą relację budowaną
miesiącami. Być może właśnie zapoczątkowałam nienawiść do samej siebie.
– Chodź, pokażę ci, gdzie możesz
wziąć prysznic.
Myjąc się, mój mózg miał dużo
czasu, by zacząć zadręczać mnie wyrzutami sumienia. I brutalną rzeczywistością.
Bo, co miało być dalej..? Przecież to nie miało żadnej przyszłości. Które z nas
skończy to pierwsze..? Jak długo będziemy to ciągnęli? A może to już jest
koniec..? Czego jeszcze możemy od siebie oczekiwać?
Kurwa.
W coś ty się wpakowała, Iv?
I
przypomniały mi się słowa Agness. I wiedziałam, że miała rację. Wiedziałam o
tym, odkąd tylko to wszystko od niej usłyszałam. A potem straciłam kontrolę.
Nad sobą, swoim życiem i jak widać, przyszłością.
Ojej, dopiero zorientowałam się, że dodałaś nową część! Muszę wymyślić sobie chyba jakiś sprawny sposób na reading list ;)
OdpowiedzUsuńPonownie jestem zachwycona humorem, którym potrafisz poprawić mi naprawdę parszywą niedzielę. Uwielbiam Twoją pierwszoosobową narrację, to, jak w zgrabny sposób wkradam się dzięki Tobie do głowy Ivy i chyba nawet nie zauważam jeszcze tego szaleństwa, które – mam wrażenie – gdzieś tutaj kiełkuje. Tymczasem wszystko pod zasłoną tego stylu wychodzi niesamowicie zgrabnie, lekko i tak, jak (ciągle chyba) powinno wyglądać na tym etapie opowieści. Bo skoro teraz jest kolorowo, to kiedy ma być źle, jak nie później?
Tak sobie gdybym – pewnie ty, znająca cały rys, śmiejesz się teraz pod nosem.
Do tego, skoro już tak piszę o tym języku, stylu, narracji – tym wszystkim, co mnie tutaj tak totalnie urzeka – to nie wypada wspomnieć o… kursywie? Nazwijmy to tak z braku laku. Chodzi mi o te wtrącenia, które towarzyszą Ivy od pierwszej kartki, a ja coraz bardziej zyskuję przeświadczenie, że to coś więcej – w końcu jej myśli mogłyby być pisane "normalnie". Najprostszy motyw prowadzi właśnie do tego całego szaleństwa, ale nie wydaje mi się to takie proste.
Dużo tego gdybania, kiedy pojawia się kolejne – domniemana dziewczyna Toma. To, że nie istnieje, to raczej pewne (lubię zakłady, mogę się z kimś założyć), pytanie tylko w co tutaj gramy i skąd taka jego reakcja.
Czy powinnam coś dostać za przewidzenie przytulania się na kanapie podczas oglądania seriali?
Droga Ka, nawet nie wiesz z jaką niecierpliwością czekam na kolejną część i jak muszę się powstrzymywać, by nie wejść na Twojego starego bloga. Trwam jednak w postanowieniu, bo wiem, jak trudne jest przepisywanie na nowo starego opowiadania (niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto dziesięć lat temu nie nawypisywał głupich fanficków w internecie) – a, zarzekam się, jestem niesamowicie chętna do śledzenia tej opowieści. W nowej wersji.
pozdrawiam gorąco i dziękuję za poprawę humoru,
Karolina
Nie wiem, czy przez 10 lat, jak jestem w tym świecie dostawałam kiedykolwiek tak konstruktywne i wylewne komentarze. To niesamowicie budujące czytać takie rzeczy od Ciebie. Mam nadzieję, że przyszłość tej historii, którą tutaj tworzę nie będzie dla Ciebie rozczarowująca.
UsuńI broń Boże, wcale się nie śmieję z Twoich gdybań. Co prawda mam cały zarys historii, ale czyjaś opinia zawsze rzuca nowe światło i nigdy nie wiadomo, jak wiele dzięki temu się zmieni w życiu Ivy.
Zdradzę Ci, że pojawia się tu coraz więcej wątków, których wcale nie było w pierwowzorze. A sytuacja z kanapą stała pod wielkim znakiem zapytania praktycznie do samego dnia, w którym otworzyłam Worda, by napisać ten rozdział. I mogłabyś w sumie dostać "coś", za tę przewidywalność :D Szczególnie, że nie ukrywam, Twój poprzedni komentarz trochę nakierował mnie na tę drogę.
I obyś wytrwała w cierpliwości i nie zaglądała na starego bloga, bo nie ukrywam, czasem trochę mi wstyd za to, co tam wypisywałam.
Staram się publikować raz w tygodniu, ale nie zawsze to niestety wychodzi. Możesz zaobserwować bloga, wtedy nowości powinny wyświetlać Ci się na bloggerze w Liście Czytelniczej :)
Dziękuję serdecznie za tyle miłych słów i również pozdrawiam <3
Tom zachował się trochę jak palant. Ok, może nie wychodzi mu z obecną dziewczyną, może jej nie kocha, ale z jakiegoś powodu z nią jest, może mają kryzys... Ale powinien chociaż przyznać Ivette, o co chodzi w jego związku, a nie wyjeżdża jej z tym, gdzie może wziąć prysznic. Niby zachowuje się jak prawdziwy mężczyzna, ale nie do końca, bo mając dziewczynę spotyka się z inną. A to już nie jest takie męskie.
OdpowiedzUsuńEch! Wiedziałam, że Ivette przyzna Agness rację, ale niech tego nie robi, do cholerny! To nie ona zaczęła podrywać Toma, tylko on wyszedł z inicjatywą! Ma dziewczynę i to on powinien się martwić, że źle robi!
Zdenerwował mnie ten odcinek. Idę czytać dalej.