poniedziałek, 26 lutego 2018

Kartka nr 11. "Zakazany owoc"

Tom w przeciwieństwie do mnie wydawał się całkowicie nieporuszony. Niczym. Zachowywał się, jakby to wszystko było normalne. Jakby nasza relacja wcale nie odbywała się na polu minowym. Dla mnie tak zaczęło to wyglądać, gdy tego ranka wróciła bolesna rzeczywistość. Kogo ja chciałam oszukać? Nie należałam do osób, które nie potrzebują zaangażowania, czy jakichkolwiek uczuć i potrafią się bez problemu dostosować do sytuacji. Od zawsze byłam nadwrażliwa i ostrożna, a gdy już się do kogoś odważyłam zbliżyć, przeważnie zaczynało mi zależeć na tej osobie. To się działo automatycznie, bo taką miałam naturę. I dlaczego miałam to przerywać? Po co miałam się dystansować? W przypadku Toma miałoby to sens, ale wcześniej nie musiałam rozdzielać ludzi na tych, z którymi mam możliwość zawarcia bliższej znajomości i gwiazd show-biznesu, z którymi raczej nie powinnam wiązać większej nadziei  na wspólną przyszłość.
Mogłam sobie mówić, ile chciałam, że powinnam dać sobie spokój. Prawda była taka, że trochę się z tym spóźniłam. A sam powód mojego utrapienia i niewyobrażalnego szczęścia jednocześnie, nie odpuszczał. Pojawiał się i znikał. Nawet kiedy go nie było to i tak tkwił w mojej głowie, budząc żywe emocje. W jaki sposób miałam z tym walczyć? Za każdym razem, gdy przymierzałam się do tej walki, pojawiało się coś, co nakazywało mi się wycofać. A ja z niewytłumaczalną euforią i towarzyszącymi mi niezrozumiałymi oczekiwaniami, robiłam to.
Przy nim wszystko wydawało się takie idealne. Pojawiał się i znikały wszelkie wady tego świata. Wystarczyło kilka krótkich spojrzeń, uśmiechów, gestów, aby zepchnąć zdrowy rozsądek w ciemną otchłań naiwnego umysłu i zapomnieć, że w ogóle kiedykolwiek istniał. Nawet ten poranek u niego w mieszkaniu był jak wyrwany ze snu. Co z tego, że przez chwilę sama uczyniłam z niego koszmar, poruszając temat jego związku i zadręczając się wyrzutami sumienia? To przecież rozpłynęło się w nicości w sekundzie, w której opuściłam łazienkę.
Muzyk czekał na mnie ze śniadaniem, zapowiadając, że bez niego nie wypuści mnie do domu. Kolejne pół godziny w jego towarzystwie, które próbowały przekonać mnie na dobre, że to wszystko, co robiliśmy, było w porządku.
– Więc masz tylko siedemnaście lat? – zapytał w pewnym momencie, gdy nasza rozmowa zeszła nieco w kierunku moich zbliżających się nieszczęsnych urodzin. Wydawał się bardzo zaskoczony ową informacją i zbiło mnie to znacznie z tropu.
– Teoretycznie jestem już pełnoletnia – Uściśliłam, zdecydowanie bardziej woląc swoją wersję. Niepełnoletniość nawet dla mnie nie była czymś przekonującym w budowaniu relacji z dojrzałym mężczyzną. O ile w ogóle można takim mianem określić dwudziestoczterolatka. – Przeszkadza ci to?
– Nie, po prostu sądziłem, że jesteś starsza – odparł spokojnie. W mojej głowie i tak włączyło się pomarańczowe światełko, sugerujące, że mój wiek jednak miał jakieś znaczenie. – Wyglądasz w sumie bardzo młodo, ale z drugiej strony jesteś dojrzałą osobą. To trochę mylące.
– Czy to jest, aż tak ważne?
– Oczywiście, że nie. Może byłoby trochę bardziej, jakbyś była piętnastolatką – rzucił z żartem. Mógł mówić cokolwiek, ale widziałam tę nutkę niepewności, która zatliła się w jego czekoladowym spojrzeniu. Jakby zwątpił, czy faktycznie powinien w ogóle brnąć ze mną dalej w tę znajomość. Przez chwilę miałam ochotę prychnąć i wywrócić oczami. Mój umysł sam nasuwał mi myśli o tym, że gitarzysta na sto procent miał w swoim łóżku niejedną laskę poniżej dwudziestego roku życia i wówczas raczej nie pytał jej o wiek.
Nie byłam pewna, czemu tak buntowniczo na to reagowałam. Może bałam się, że fakt, iż jestem tylko nastolatką stanie się dla nas kolejną przeszkodą. A powinien nią być?
 
Byłam spięta całą drogę do domu, bo myślałam tylko o tym, co mnie będzie czekało w kolejnych dniach. A właściwie, co mnie nie czekało. Nie umiałam, może już nawet nie chciałam przyswoić do siebie, że Tom liczył na coś więcej. Nie wierzyłam w to. Nie wierzyłam, że byłby w stanie zostawić dla mnie swoją dziewczynę. Nie wierzyłam, że my moglibyśmy dalej spotykać się potajemnie i być jednocześnie tym usatysfakcjonowani. Być może to był jego styl życia… Ale przecież nie mój. Miałam od teraz być kimś innym, niż byłam do tej pory? Miałabym całować się z nim w samochodzie, kochać w jego tajnym apartamencie i rozmawiać z nim, jakby był mi bliższy, niż kiedykolwiek…? Miałabym robić to wszystko nadal, wiedząc, że nie ma dla nas żadnej przyszłości?
Jak…?

– Mam teraz sporo pracy, ale będziemy w kontakcie – Jego głos wyrwał mnie z transu i nawet nie spostrzegłam, że dojechaliśmy pod mój dom. Będziemy w kontakcie, dwa wyrazy odbijały się od siebie w mojej głowie i chyba gdzieś po drodze zgubiły dla mnie swój sens. Czy to nie była jedna z tych durnowatych wymówek?
Przecież to koniec. Dlaczego wciąż obydwoje wmawiamy sobie, że jest inaczej!?
– W porządku?
Nic nie jest w porządku!
– Tak, zamyśliłam się tylko – mruknęłam, odpinając swój pas. – Dzięki za podwiezienie… i w ogóle za wszystko – Spojrzałam na niego. Cholera, za każdym razem, jak na niego spoglądałam, to każde moje postanowienie trafiał jasny szlag. Bo patrzył na mnie tymi swoimi ciepłymi oczami, jakbym była dla niego jedyną osobą na świecie. Właśnie to widziałam w tych czekoladowych tęczówkach. I nie umiałam się temu oprzeć.
– Więc dlaczego mam wrażenie, że się ze mną próbujesz pożegnać?
– Nie chcę się żegnać – Z trudem wydobyłam z siebie głos. Czułam, że jeśli za moment nie wysiądę z tego samochodu, to rozpłaczę się przed nim, jak małe dziecko. Emocje zaczynały przejmować nade mną kontrolę. – Po prostu… Muszę już iść – wydusiłam, w pośpiechu otwierając drzwi.
Uciekaj.
– Ivy… – Chwycił mnie za nadgarstek, nim zdążyłam postawić stopy na ziemi. Westchnęłam ciężko i odwróciłam się do niego, starając się wciąż zachować zimną krew. To było nieosiągalne. Niewykonalne. Nie, gdy zbliżał się do mnie. Nie, gdy jego twarz dzieliły milimetry od mojej. Z moich ust znowu wydobyło się ciche westchnienie. Mało brakowało, a jęknęłabym żałośnie z frustracji, jaka mnie ogarnęła. Nie zrobiłam tego jednak, bo Tom zamknął mi usta pocałunkiem. Najpierw musnął je delikatnie, a gdy nie wyraziłam sprzeciwu, pozwolił sobie na więcej. Mój żołądek znowu wykonał salto, budząc tym do życia stado motyli albo innych dziwnych stworzeń. Nie mogłam się temu opierać. Pozwoliłam, by ten pocałunek przerodził się w pełną zachłanności i namiętności grę naszych warg i języków.
Całowałam go tak, jakby miał to być nasz ostatni pocałunek. Chciałam móc zapamiętać jego smak. Zachować w sobie te wszystkie uczucia, które mi przy tym towarzyszyły.
Pragnęłam, by pozostał tylko mój, na zawsze, dla mnie… przynajmniej zapisany we mnie.
Ale im dłużej, to trwało, tym trudniej było z tego zrezygnować.
Oderwałam się od niego niemal na siłę. Z walącym sercem w piersi i ledwo przytomnymi oczami, wysiadłam z auta, zatrzaskując za sobą drzwi. Przez moment miałam wrażenie, że ziemia osuwa mi się spod nóg. Bez zastanowienia ruszyłam prosto do domu. Nie odwróciłam się, choć bardzo chciałam. 

Wtedy po raz pierwszy poczułam, że chyba nie potrafię bez niego żyć. Że mój świat nie ma sensu bez jego czekoladowych oczu, bez jego uśmiechu, zapachu i głosu. Tak nagle stał się dla mnie wszystkim.  A ja musiałam nauczyć się istnieć dalej, bez tego wszystkiego. Przyzwyczaić się, że jego już nie będzie. Udawać, że to był tylko piękny sen, z którego czas się obudzić… I nawet On nie mógł mieć o tym pojęcia. Bo wymyśliłam to sobie dokładnie tak samo, jak naszą wspólną przyszłość.

Zamknęłam za sobą drzwi i oparłam się o nie plecami, zaciskając mocno powieki. Czułam się rozdarta. Czy ja to wszystko zakończyłam? Czy to był koniec? Nie powiedziałam mu ani jednego słowa, aby więcej się nie pojawiał pod moim domem, nie kazałam wymazać mojego numeru telefonu. Zostawiłam wciąż otwartą furtkę między nami, przez którą mógł w każdej chwili przejść. Nie było większego dowodu na to, że wcale nie chciałam z niego rezygnować. Z nas. Jakkolwiek destrukcyjna była ta relacja, ja nadal pragnęłam brnąć w to dalej i dalej.
Próbowałam być rozsądna, dlatego wmówiłam sobie, że tego dnia spotkaliśmy się po raz ostatni. Wmówiłam sobie, że to był ostatni raz. Wmówiłam sobie, że się z nim pożegnałam.
Moje marzenia się spełniły i… I to tyle. Już nic więcej miało nie być. Więcej miałam go nie zobaczyć. Chciałabym, żeby powiedział mi cokolwiek, co ułatwiłoby mi zapomnienie o nim. Tak po prostu. Żebym zapomniała. Żebym się nie łudziła. Dlaczego tego nie zrobił? Dlaczego to ja musiałam być tak cholernie racjonalna!? Dlaczego to musiało rozdzierać tak mocno właśnie mnie..? Czy on czuł się, choć odrobinę podobnie? Mój Boże, jak ja chciałam wiedzieć, co sobie myślał, co nim kierowało…
Czy to już..? Czy to już było dla mnie za późno?

Dom był pusty. Philip najpewniej był w szkole, a matka w pracy. Samotność tego dnia nie pomagała mi w najmniejszym stopniu, w pozbieraniu się. Czułam się jak wrak. Cała euforia zamieniła się w jednej chwili w koszmarną, niewyobrażalną pustkę i odebrała mi jakiekolwiek siły do normalnego funkcjonowania. Miałam ochotę zniknąć i nie musieć już myśleć o niczym.
Na moim telefonie znajdowało się kilkanaście nieodebranych połączeń i wiadomości. Głównie od Philipa, znalazło się także kilka od Agness i może z jedno od matki. Nie trudno zgadnąć, które z nich odchodziło najbardziej od zmysłów, nie wiedząc, dokąd się udałam bez słowa i dlaczego nie wróciłam na noc do domu.
– Ivette!
Podskoczyłam na kanapie, otwierając szeroko oczy, gdy usłyszałam, jak ktoś krzyczy moje imię. Do domu wpadła moja rodzicielka, uświadamiając mi jednocześnie, że był już prawie wieczór. Siedząc bezmyślnie przed telewizorem cały dzień, nawet nie spostrzegłam, jak wskazówki zegara przesunęły kilkukrotnie.
Cholera.
– Możesz mi wyjaśnić do diabła, jakim cudem wyszłaś wczoraj wyrzucić śmieci i nie wróciłaś do tej pory?! – Zagrzmiała, patrząc na mnie z mordem w oczach. Wyprostowałam się, bo mimo wszystko, matka wciąż budziła we mnie jakiś respekt. Choć może był to bardziej pewien rodzaj strachu. Nienawidziłam, gdy ktoś od razu mnie atakował, nie próbując nawet zacząć przyzwoitej rozmowy. Gdzie byłaś do cholery!? Czy ty w ogóle słyszysz, co do ciebie mówię?!
– Słyszę – mruknęłam obojętnie.
– I kompletnie nie czujesz potrzeby wytłumaczenia się?! Miałam dzisiaj dzwonić na policję! Myślisz, że nie mam co robić tylko zastanawiać się, gdzie znikasz na całą noc!?
Nie wierzę, w ani jedno twoje pieprzone słowo.
– Przepraszam, tak wyszło – rzuciłam, choć w głębi duszy wcale nie było mi przykro. Chciałam, tylko aby dała mi święty spokój. Doskonale wiedziałam, że wcale się tym nie przejmowała. Bo pewnie, jak zwykle przed snem wypiła butelkę wina i zasnęła na dobre, nawet nie zauważając, że nie wróciłam. Przynajmniej dopóki nie wstała rano.
– Tak wyszło? – powtórzyła po mnie, wyraźnie rozjuszona. – Gdzie byłaś, do cholery?
– Jeśli już tak bardzo musisz to wiedzieć, byłam u faceta! – wykrzyknęłam, tracąc już nad sobą jakąkolwiek kontrolę i podniosłam się gwałtownie z miejsca, chcąc jak najszybciej zniknąć z jej oczu. Albo raczej, żeby ona zniknęła z moich. Powstrzymała mnie od tego, chwytając mocno za ramię. Syknęłam, czując, jak jej paznokcie wbijają się w moją skórę.
– Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?
– Niczego sobie nie wyobrażam. Puszczaj – Szarpnęłam ręką, nieco zbyt mocno, bo aż się zachwiała. Choć przypuszczałam, że jej niepewna równowaga była spowodowana kolejną dawką procentów we krwi. W końcu poranek też trzeba było dobrze zacząć, prawda? – Ciekawe za to, co ty sobie wyobrażasz, pijąc i jeszcze żałośnie odgrywając przede mną sceny przejętej matki.
Nie mogłam się powstrzymać. Szybciej to z siebie wyrzuciłam, niż w ogóle pomyślałam. Miałam dosyć. Już przed tą konfrontacją byłam pełna frustracji i żalu z powodu Toma, a ona tylko dołożyła oliwy do ognia. Nie miałam na to siły.
– Nic ci do tego, co robię – odparła sucho, patrząc na mnie tymi swoimi szklanymi oczami.
– No widzisz i vice versa – Posłałam jej pełne rozczarowania i pogardy spojrzenie. To skutecznie ją uciszyło, a ja korzystając z okazji, uciekłam do swojego pokoju.
Nic już nigdy nie miało być takie samo. Coraz więcej obrzydzenia do własnej matki, siebie i całego pieprzonego świata. Wstydziłam się tego, jak bardzo jej nienawidziłam.
Rzuciłam się na łóżko i przytulając głowę do poduszki, pozwoliłam sobie na uronienie kilku łez.
Gdy zamykałam oczy, czułam go obok siebie.  Jego dotyk, zapach, usta. Wspomnienia wracały, jak bumerang, przysłaniając sobą przykre obrazy aktualnej rzeczywistości.
– Tom… – Szepnęłam, mimowolnie unosząc powieki. Wbiłam wzrok w plakat wiszący na ścianie.
Musiałam go zdjąć.

Bałam się, że zdążyłam się już w Nim zatracić. Cała sytuacja w moim domu, tylko temu sprzyjała. Pchała mnie prosto w Jego ramiona. Prosto w otchłań tych wszystkich pokręconych i niezrozumiałych dla mnie uczuć. Nagle stał się moją odskocznią. Pojawiał się w mojej głowie równie niespodziewanie, co w rzeczywistości. I przestawałam już nad tym panować.

Zasnęłam na kilka ładnych godzin. Obudził mnie dopiero brat, wchodząc do mojego pokoju. Zanim zdążyłam odwrócić się w jego kierunku, już siedział obok na moim łóżku. Wyglądał na bardzo przejętego, pewnie wyraz mojej twarzy nie przekazywał mu nic dobrego. A ja nie wiedziałam, czy mam jeszcze siłę, by z nim rozmawiać. Nie mogłam powiedzieć mu wszystkiego.
– Martwiłem się o ciebie, Iv. Gdzie tak nagle wczoraj zniknęłaś? Nie było cię całą noc… Nie wzięłaś nawet telefonu.
– Przepraszam… Nie planowałam tego – wyznałam pełna skruchy, podnosząc się do pozycji siedzącej. Tym razem były to całkowicie szczere przeprosiny. Mój brat mnie kochał i był jedyną osobą na świecie, która faktycznie mogła się o mnie zamartwiać. Nie chciałam, by się niepokoił. Dotarło do mnie, jakie to wszystko było głupie i nieodpowiedzialne. Byłam bezpieczna, ale tylko ja miałam tego świadomość. Philip nie miał pojęcia, co się ze mną działo. Czułam się przez to jeszcze gorzej. Zawiodłam go i w pewien sposób, również siebie. – Wyszłam tylko wyrzucić śmieci… – westchnęłam cicho, spuszczając swój wzrok. Wspomnienie zeszłego wieczoru znowu we mnie uderzyło. I co z tego, że dla mojego brata musiało zabrzmieć to w danym momencie, co najmniej idiotycznie.
– Iv, czy ktoś cię skrzywdził? – Jego zaniepokojony głos od razu otrzeźwił mi umysł.
Sama się krzywdzę. Jestem pieprzoną masochistką.
– Nie, Boże, nie – zaprzeczyłam, chcąc jak najszybciej wybić mu ten pomysł z głowy. – Nikt mnie nie skrzywdził. Byłam z tym samym chłopakiem, co wtedy, po koncercie.
Uznałam, że tyle mógł wiedzieć. Kłamstwa były ostatnią czynnością, jakiej chciałam się podejmować. Jednocześnie nie mogłam powiedzieć całej prawdy. Niemniej, jeśli była jakakolwiek możliwość, by obejść ten temat bez żadnych mocniejszych tajemnic, musiałam spróbować.
– O, nie spodziewałem się, że to jakaś dłuższa znajomość. I co z nim? To coś poważnego?
– Raczej nie. Spędziliśmy tylko miło czas we dwoje i myślę, że to był ostatni raz – odpowiedziałam, nie wdając się w szczegóły. Nie mam pojęcia, jak udało mi się schować w sobie te wszystkie emocje. Wcisnęłam je w jedno durne zdanie, które wciąż uświadamiało mi, że to naprawdę już koniec.
Podobno, gdy powtarza się sobie coś, jakąś określoną ilość razy, ostatecznie mózg przyswaja tę informację, jako prawdę.
To koniec.
Koniec.
Koniec.
Koniec.
Koniec.
Koniec.
Koniec.

– Ale chyba wolałabyś, aby było inaczej – zauważył. Mogłam starać się z całych sił, ale przecież nie mogłam ukryć przed nim wszystkiego. To mój bliźniak. Może nie wyznałam mu, że jestem rozdarta między marzeniami a rzeczywistością. Że z jednej strony jestem najszczęśliwszą osobą na ziemi, bo spędziłam czas z człowiekiem, którego od zawsze pragnęłam i który okazał się naprawdę wspaniałym facetem… A jednocześnie, z drugiej strony byłam też tą najsmutniejszą osobą. Bo żal ściskał moje serce na myśl, że już żadna z tych pięknych chwil nie będzie mogła się powtórzyć.
– Nie ma już znaczenia, czego ja bym chciała…
– Nie rozumiem, w czym tkwi problem? Czemu więcej się nie spotkacie? Skoro podobacie się sobie, coś zaiskrzyło… Przecież możecie to kontynuować – stwierdził, nie spuszczając ze mnie swojego zdezorientowanego spojrzenia.
Dla niego to wszystko wydawało się takie proste. I może nawet, jakby był na moim miejscu, także nie widziałby tylu problemów, co ja. Jestem tego niemal pewna. Poradziłby sobie z każdą przeciwnością losu. Bo nie istniały dla niego rzeczy niemożliwe. Tym się różniliśmy. A ja od zawsze odsuwałam się w cień, gdy czułam, że coś pójdzie nie tak. Że coś po prostu nie ma prawa mieć miejsca. I oto jeden z tych przypadków. Bo Tom był moim zakazanym owocem.
– Nie możemy, Phil. To zbyt skomplikowane. Nie mogę ci za wiele powiedzieć… Ale już pomijając wszystkie fakty, o których nie powinnam wspominać, chyba wystarczy, że on już kogoś ma.
– Zawrócił ci w głowie, mając już laskę? To chamskie – Oburzył się. – Musisz olać typa! Nie jest cię wart.
– Przecież nawet go nie znasz…
– Wiem, ale skoro spotykał się z tobą, będąc w związku… To co to w ogóle ma być?
Dobre pytanie, braciszku. Zadaję je sobie od tygodnia.
Nie mówmy już o tym. To nieważne – Postanowiłam zakończyć tę rozmowę. Philip nie był w stanie tego zrozumieć, a ja nie mogłam mieć o to żalu. Tym bardziej, gdy nie chciałam wyjawiać mu całej prawdy. – Powiedz mi lepiej, co z Agness? – Zmieniłam temat. Potencjalne związki mojego brata są zdecydowanie łatwiejszym orzechem do zgryzienia. Tak, jak wszystko inne, co nie dotyczyło mojej osoby.
– No… Wyszło całkiem fajnie.
– I to wszystko? – Uniosłam brwi, oczekując od niego czegoś znacznie więcej. Chyba nie tylko ja tego dnia nie byłam zbyt wylewna. – Umówiłeś się z nią na randkę?
– To nie takie proste, ona mnie onieśmiela!
– O matko, to jak ty chcesz ją zdobyć?
– Bez pośpiechu. – Skwitował po krótkiej chwili namysłu. – To nie jest dziewczyna, którą można łatwo wyrwać. Zresztą sama wiesz, to twoja przyjaciółka. Dziewczyna z wyższej półki.
Czy ja byłam dziewczyną z niższej półki, lecąc na Toma, niczym pszczoła do miodu..?

– No dobrze, trzymam za was kciuki – Poklepałam go przyjaźnie po ramieniu, dając do zrozumienia, że może na mnie liczyć. Naprawdę chciałam, aby im się udało. Agness może nie do końca dawała mi jakieś znaki, że Philip wzbudził jej zainteresowanie, ale przecież to wcale nie oznaczało, że nie mogłaby chcieć się z nim spotykać. Na wszystko trzeba czasu.
I mówisz to Ty? Twoja znajomość z Tomem trwa raptem dwa tygodnie, a już wepchałabyś się mu do łóżka… Nie mówiąc o rozsądku, który wypadł Ci gdzieś po drodze i nawet się za nim nie odwróciłaś!
– A, właśnie. Mam dla ciebie kasę, na kieckę. – Wyszczerzył się, podając mi plik banknotów, który wcześniej wyciągnął ze swojej kieszeni. –Powinno wystarczyć na coś wystrzałowego. W końcu osiemnastkę ma się raz w życiu!
– Jesteś niemożliwy! – Zaśmiałam się, biorąc od niego pieniądze. – Kupiłabym za to, co najmniej dwie wystrzałowe kiecki.
– To będziesz miała jeszcze wystrzałowe buty i dodatki – Wzruszył ramionami. – Ja się zajmę imprezą, a ty skup się na sobie. To będzie twój wyjątkowy dzień, siostrzyczko.
Zdaje mi się, że ja już miałam swój wyjątkowy dzień. I to nie jeden.
Słowa brata naprawdę podnosiły mnie na duchu i dodawały pozytywnej energii. Zarażał mnie tym swoim cholernym optymizmem i poczułam się dużo lepiej.
– Nasz wyjątkowy dzień, nasz – Poprawiłam go stanowczo. – I od tego dnia już wszystko, zawsze będzie lepiej. – Dodałam, pełna nowej nadziei.
Bo musiało tak być.

To były te chwile w moim życiu, które uświadamiały mi, że nie tylko Tom był szczęściem, jakie zesłał dla mnie los. Mój brat był tą iskierką, która nie pozwalała mi tracić jeszcze nadziei… Był najważniejszym mężczyzną w moim życiu. Choć może już obaj byli w nim najważniejsi.



15 komentarzy:

  1. Weszłam na Twojego bloga by zobaczyć, czy może wisi tu już mój poprzedni komentarz (z tego co widzę, wymaga to Twojej akceptacji), a tu już nowa kartka! Przyznam, że bardzo podobają mi się takie niespodzianki :)

    Może to trochę irracjonalne, ale… czuję trochę presję (choć wcale jej na mnie nie wywierasz!) wiedząc, że mój komentarz mógł mieć jakikolwiek wpływ na fabułę. Jeśli tak – nie wiem, czy to słusznie! Niemniej jednak, cieszę się, że wyszły z tego te seriale ;)

    Zacznę znów od stylu (tak, jestem przewidywalna)… Przyznam, że to było dziwne doświadczenie, bo do tej pory byłam przekonana, że w tym opowiadaniu uwiódł mnie humor – tymczasem, w tej części nie ma ani grama humoru, a ja jestem tak samo zachwycona. Okazuje się, że to chyba nie poczucie humoru, a niesamowicie zgrabne wczucie się w bohaterkę.

    Szczerze mówiąc, nie jestem fanką narracji pierwszoosobowych – głównie dlatego, że kojarzą mi się z tym, co zalewało myloga (o borze gęsty, czy ktoś jeszcze pamięta myloga? pobiegłam sprawdzić. okazało się, że już nie istnieje, świeczka dla niego [*]) i onet te dziesięć lat temu: głównie w bardzo, bardzo miernej wersji. Z dzisiejszej perspektywy myślę, że były to marzenia wszystkich autorek (i jasne, generalizuję, ale też popełniłam kiedyś paskudną pierwszoosobówkę), wepchniętych w świat fikcji, wybierających tę formę narracji właściwie bez zastanowienia. Tymczasem to, co dzieje się u Ciebie, Ka… zaklaskałabym teraz, ale niestety nie usłyszysz.

    Dzięki Tobie chcę zatracać się wraz z Ivy, zaczynam wierzyć, że sytuacja jest bez rozwiązania, nie widzę sensu znajomości i, przede wszystkim, nie widzę żadnych argumentów – które przecież pojawiają się od razu, gdy tylko weźmie się oddech. Tylko że Ivy nie bierze oddechu, bo siedzi w tym za głęboko, by móc wyjrzeć poza swoją bańkę i absolutnie uwielbiam to, w jaki zgrabny sposób sobie z tym poradziłaś.

    Może brakować mi więcej "treści" – tej nieposuwającej fabuły do przodu, która ma tylko cieszyć czytelnika, pokazywać prawdziwe rozmowy bohaterów, a nie zbywać je słowami "porozmawiali wesoło przez godzinę i czuli się jakby znali się od zawsze" (no offence, nie mówię tutaj o Tobie)… ale co z tego, skoro to nie te rozmowy, nie to "normalne" życie teraz pochłaniają Twoją bohaterkę. Ona w głowie ma swojego fioła, swojego świra, podczas których skupia się na ustach Toma, na tym, co powiedział, co się będzie z nimi działo, dokąd prowadzi ich relacja, czy się wygłupiła, czy może coś mogło pójść źle, inaczej… totalnie ignorując rzeczywistość.

    Uwielbiam to. Uwielbiam to totalnie.
    I chcę więcej, dużo, dużo więcej.

    Mnie – w przeciwieństwie do Ivy, najwyraźniej :D – ciekawi też fabuła. Dziewczyna, która według mnie nie istnieje, a w głowie Ivy zaczyna urastać do roli ogromnej przeszkody nie do przekroczenia, choć przecież Tom nie może mieć o tym pojęcia. Wielka różnica wieku – dla mnie, w tym momencie, jako prawie-równolatki Toma (gówniarz!), zupełnie niewyobrażalna. Fakt, w jakich różnych momentach swoich żyć (dziwne słowo) mogą się znajdować: podczas gdy ona chodzi do szkoły i ma mieć niedługo urodzinową imprezę, on musi "poważnie pracować". Dlaczego nie będą się widzieli? Czemu Tom nie może jej podać żadnego argumentu, tylko informuje Ivy o rzeczach, które sprawiają, że zaczyna usychać? A może, przeciwnie – przemyca jakieś drobne informacje tylko ona, zaaferowana, wcale tego nie zauważa?

    Kurde, Ka. Dawaj no więcej:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja mam trochę podobnie z Twoimi komentarzami, że czuję pewnego rodzaju presję, że nagle coś schrzanię w tym opowiadaniu tak, że Cię rozczaruję :D
      Powiem, że odkąd piszę, moim największym zamiarem jest przekaz emocji czytelnikowi. W taki sposób, by mógł z łatwością wczuć się w historię, którą opisuję... I gdy czytam, że tak się faktycznie dzieje, to moje serce się raduje.
      Narracje pierwszoosobowe są chyba najłatwiejsze dla ludzi, dlatego dawniej przeważały. Ale niekoniecznie zawsze muszą być złe! Swego czasu pisałam same takie w pierwszej osobie :D I pewnie należałam do tych, które Cię odstraszały xD
      [*] też zostawiam świeczkę dla myloga, bo zniknął tak niespodziewanie i straciłam jedno ze swoich ulubionych opowiadań z dawnych lat :( Onetowe blogi także niebawem przestaną istnieć. Smutno trochę, że cała ta przeszłość FFTH znika...
      Podoba mi się określenie, że Ivy ma fioła :D (nie wiem, czy to w sumie dobrze o niej świadczy xd), ale ucieszyło mnie to. Może jestem dziwna, że cieszy mnie szaleństwo mojej bohaterki haha. W każdym razie zauważasz sporo szczegółów w tej historii, których jeszcze nikt nie odkrył, a które chciałam, aby zostały przez czytelnika odkryte, dlatego Twoje komentarze naprawdę mnie motywują do działania i czasem wręcz wzruszają.
      Dziękuję Ci bardzo i będę dawać tak dużo, jak tylko będę mogła! <3

      Usuń
    2. O, teraz chyba trochę przesadzasz! Komentarze czytelników, owszem, są miłe i zawsze fajnie jest czytać, że udało się wywołać pewne (oczekiwane lub nie) emocje, ale ja jednak uważam, że potrzeba pisania wynika z czegoś więcej, niż opinia pozostałych. W moim przypadku – chyba po prostu z przymusu, kiedy piszę to czuję, że muszę „wyrzucić” z siebie jakąś historię, a nie spełniać czyjeś oczekiwania! I, broń boże, błagam, nie spełniaj moich oczekiwań. Po prostu pisz! :D
      Co do pierwszoosobówki, ja właśnie uważam, że jest dużo, dużo trudniejsza niż narracja trzecioosobowa – właśnie ze względu na dystans, którego wielu autorów nie posiada i chcieliby oceniać sytuację „obiektywnie”. No nie da się być obiektywnym, kiedy siedzi się w czyjejś głowie. I, zgrabnie przechodząc do Ivy – Tobie właśnie bardzo fajnie udaje się „mieć fioła”, jednocześnie, no bądźmy szczere, nie zdradzając tego prosto w twarz. Może nie jestem skromna, ale za to pewna, że wielu czytelników po prostu tego nie zauważa, „ciesząc się jej szczęściem w miłości”. No fajnie. Tylko trochę rzyg.
      :D
      Właśnie polewam z tego, co napisałam, mam nadzieję, że się łatwo nie obrażasz, bo na pewno nie to miałam na myśli! Po prostu, przez internet trochę trudno się przekazuje ironię i (specyficzne) poczucie humoru :D
      Trzymaj się!

      Usuń
    3. Bez obaw, wszystko rozumiem i się nie obrażam haha :D
      Oczywiście nie zamierzam spełniać niczyich oczekiwań, ale już tak mam, że przeżywam niepotrzebnie pewne rzeczy. Jak na przykład opinie Czytelników :D
      I prawdą jest, że każdy szuka w opowiadaniu tego, czego najbardziej potrzebuje. Dlatego nie wszyscy dostrzegają w nim to samo, ale chyba o to w sumie w tym chodzi :)
      (No i wszystkie moje historie są miłosne do porzygu, tak całkowicie szczerze xD)

      Usuń
  2. Muszę przyznać, że po przeczytaniu pierwszej części miałam mieszane uczucia, długo trzymał mnie z daleka od tej historii jej tytuł. Pomyślałam: „znów opowieść o jakiejś zakochanej nastolatce”, ale mimo to postanowiłam jednak tu zajrzeć. No i nie zaskoczyłaś mnie: nastolatka, w której niemal od razu zadurzył (bo zakochał, to zbyt wielkie słowo) się Tom. Tak, to zdecydowanie nie moje klimaty (pewnie też ze względu na to, że ten wiek dawno poza mną ;) ), dlatego też fabuła początku wydała mi się trochę banalna, ale stwierdziłam, że jednak posunę się o krok dalej i naciskając „nowsze posty” postanowiłam kontynuować. A jeśli już coś czytam, zawsze pozostawiam opinię, dłuższą, bądź krótszą, zależy od sytuacji a, że to mój pierwszy komentarz u Ciebie i to po jedenastu odcinkach, należy się odrobinę więcej, niż kilka zdań.
    Wiem, że historia powstała jakiś czas temu, kiedy zapewne sama byłaś w wieku podobnym do bohaterki, więc o czym miałabyś pisać? To dla mnie zrozumiałe, poza tym w końcu przecież wszystkie opowiadania są banałem i wytworem naszej wyobraźni, więc postanowiłam dać sobie szansę, aby poznać tę historię. Pewnie, gdyby nie było to napisane w tak dobrym stylu, tak lekko i przyjemnie, nie zdobyłabym się na ten krok. Nie lubię męczyć swojego wzroku na czymś, co jest katorgą, dlatego niestety większości opowiadań napisanych w marnej stylistyce po prostu nie czytam, ale tu nie było mowy o żadnej męce! Nie wiem, jak Ty to zrobiłaś, że Twoje słowa, zdania, kartki tekstu, tak szybko wciągnęły mnie w wir akcji i popłynęłam z wartkim prądem Twoich słów. Potrafisz zaciekawić, mimo, że akcja toczy się wolno i dopiero się rozkręca, wciąż w niej masa niedopowiedzeń i niewiadomych, ale to plus, że nie podajesz czytelnikowi niczego na tacy.
    Narracja pierwszoosobowa jest smakowita, lecz ma to do siebie, że czytelnik nie może poznać zamiarów i myśli innych bohaterów, więc chcąc co nieco zdradzić z ich przemyśleń nie jest łatwa do prowadzenia. Ale od czego czytelnicza wyobraźnia? Możemy domniemać, że dziewczyna naprawdę wpadła mu w oko, bądź też jest nieziemsko dobrym aktorem, aby naiwność tego niewinnego dziewczęcia okrutnie wykorzystać. Sądzę jednak, że nie uczynisz go ostatnim bydlakiem, w końcu miłość pachnie w powietrzu! Podoba mi się główna bohaterka, jej słodko-gorzkie przemyślenia są urocze, jak też i to, że mimo wątpliwości, jakie rodzą się w jej głowie, nie daje za wygraną. Nie wierzy, że to ma szansę przetrwania, jakiś głębszy sens, ale chwyta te ulotne (jak jej się wydaje) uncje szczęścia, aby moc zapisać je w swojej głowie, tak na wypadek, gdyby to miało się skończyć. Ciekawi mnie, czy szykujesz jakąś niespodziankę na jej urodziny, czy obiekt jej westchnień wykaże się sprytem, czy może dowie o wszystkim tuż po? Ciekawi mnie, jak to wszystko potoczy się dalej i dokąd zawiedzie ich ta znajomość? I wreszcie ciekawi mnie wszystko! I dlatego też będę tu częstym gościem.
    Na koniec coś o ortografach, jakich właściwie nie można znaleźć, gdzieś widziałam jedynie jakiś przymiotnik osobno z „nie”, ale nie pamiętam gdzie, nie zapisałam, nieważne. W ostatnim zdaniu natomiast: „obydwoje byli” – obydwaj, ewentualnie obaj, wszak mowa o dwóch mężczyznach.
    Reasumując jest świetnie, pod względem stylu, pomysłu, wolno rozwijającej się akcji! (ale przecież nie spodziewałam się niczego innego:* )
    Życzę powodzenia w redagowaniu i pozdrawiam cieplutko ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam świadomość, że tytuł dla wielu jest odstraszający, ale jednocześnie mam zbyt duży sentyment no i nie wyobrażam sobie żadnego innego. Dlatego cieszę się, że mimo wszystko się skusiłaś, by tu zajrzeć.
      Dziękuję bardzo za tak konstruktywną i szczerą opinię, naprawdę dobrze jest poznać zdanie kogoś nowego, kto jest spoza kręgu moich stałych Czytelników.
      Co do błędów natomiast, zamierzam jeszcze raz przeglądać rozdziały i wprowadzać ewentualne poprawki, więc na pewno zwrócę uwagi na to, co wskazałaś.
      Miło mi ogólnie, że nie uznałaś w efekcie końcowym tej historii za stratę czasu.
      Również pozdrawiam :*

      Usuń
    2. To zrozumiałe, tak jak i ja mam sentyment do swoich opowiadań sprzed dziesięciu lat. To przecież cząstka nas i jeśli coś poprawiamy, to jedynie treść pod względem stylu, fabuła i tytuły są zbyt osobiste, aby cokolwiek naruszać.
      Absolutnie nie uważałam czasu poświęconego tej historii za stracony, bardzo przyjemnie było się w niej zatopić, ale nie zapominaj, że teraz i ja stałam się Twoją czytelniczką :D

      Usuń
    3. Na pewno nie zapomnę :D Wyczekiwałam Twojej opinii, odkąd wspomniałaś, że zamierzasz przeczytać to opowiadanie :D Cieszę się, że mogę Cię gościć w tym gronie <3

      Usuń
  3. NO HALKO, co z tą obietnicą, że jedna karta na tydzień?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raz na tydzień, to pojęcie względne xD Odcinek jest gotowy, ale ja mam kryzys i mi się nie chce go poprawić :p
      A komentarze moderuję, bo niestety różne jełopy krążą po necie, a ja nie chcę śmieci pod postami xD

      Usuń
    2. Nie powiedziałabym, że względne, choć – jak się okazuje – bardzo niedokładne i pozostawiające spore pole do interpretacji! Ciekawość mnie zżera i staję się powoli ześwirowaną fanką Twojej ześwirowanej fanki (absurd). Trzymam więc kciuki za pokonanie kryzysu, bo czekam tu mocno :D
      Z tego, co rozumiem, powstaje tu właściwie nowa historia inspirowana starą wersją?
      E tam, zawsze komentarze można usunąć, a tak zero radości z trollowania xD

      Usuń
    3. Może właśnie o to chodzi, by doprowadzić Was do czystego szaleństwa byście poczuli się jeszcze bardziej, jak Ivy? XD
      Tak, powstaje nowa wersja. Stara jest w opłakanym stanie, ale i tak niebawem się pojawi w archiwum, jako że Onet umarł xD
      Łatwiej mi je kontrolować i usuwać z maila :D

      Usuń
    4. To miałoby sens gdyby nie fakt, że koniec końców opowiadanie będzie można przeczytać jako jedną całość. Ha, przejrzałam Cię!

      Usuń
    5. Tak naprawdę jest ono dostępne cały czas w sieci na wordpressie, ale nie odpowiada mi ta platforma :D Każdy od początku może je przeczytać i poznać całą historię, ale uważam, że różnica między starą, a nową jest znacząca. Nie tylko pod względem błędów, choć to się na pewno będzie rzucało pierwsze w oczy, ale trochę stylu i przede wszystkim fabuły. Niby zmieniam szczegóły, a jednak ta historia czasami wygląda jak coś zupełnie innego i nowego xD (Teraz, czy ja w ogóle dobrze Cię zrozumiałam i miałaś na myśli tą starą wersję? xD)

      Usuń
  4. Widać, że ta dziwna relacja z Tomem już trochę zaczyna przerastać Ivette i w ogóle się temu nie dziwię. Miała spokojne życie, a tu nagle taki gwiazdor doszczętnie burzy jej spokojną egzystencję, co wcale nie jest łatwe. Z jednej strony to smutne, ponieważ widać, że Ivette musi kłamać, bo i tak nikt jej nie uwierzy, kiedy powie prawdę i już trochę popsuła się jej relacja z przyjaciółką. Jednak z drugiej, coś się w jej życiu ruszyło i nie wieje nudą na kilometr, a to jest bardzo dobre, bo w końcu ma tylko 18 lat i nie może poświęcić swojego młodego życia na bycie kurą domową, bo jej kochana mamusia woli się upijać. Nie mówię też, żeby Ivette od razu wszytko rzuciła i pędziła w ramiona Toma bez żadnego opamiętania, ale od czasu do czasu ma prawo zaszaleć, jak prawdziwa nastolatka.
    Podobnie jak bohaterka, ja również nie ogarniam tego, że Tom tak bardzo jest nią zainteresowany, zaprasza ją na jedzenie, do domu... Jakby był naprawdę zauroczony. Wciąż mam przeczucie, że coś jest nie tak z tym facetem, sielanka się skończy i Ivette będzie cierpieć przez niego. (Bardziej niż teraz.)
    Przechodzę dalej, bo jestem strasznie ciekawa, co wymyśliłaś.

    OdpowiedzUsuń