Byliśmy dziećmi, gdy zginął nasz ojciec. To
był najgorszy dzień w naszym życiu. Od tamtej pory nasza przyszłość przestała
klarować się w jasnych barwach. Co się działo, gdy w idealnej rodzinie
dochodziło do tragedii? Z pewnością było to zależne od różnych czynników jak na
przykład silna psychika. W tym przypadku psychika mojej matki. Nie, nie była
silna. Ta kobieta z dnia na dzień rozpadła się na kawałki na naszych, jeszcze
tak niedoświadczonych oczach. Nie tylko śmierć ojca zmusiła nas do szybszego
dorośnięcia. Musieliśmy po prostu zacząć radzić sobie sami, gdy już nawet nasza
rodzicielka przestała wykazywać jakiekolwiek zainteresowanie. Wolała spędzać
czas z butelką wina niż z własnymi dziećmi. To była jej pieprzona tragedia. To
była jej pieprzona strata. Bo tylko ona straciła najważniejszą osobę w swoim
życiu. Bo tylko jej pierdolony świat rozsypał się jak domek z kart. Tylko jej.
Nie sądziłam, że w moim życiu jeszcze
wydarzy się coś, co odciśnie na mnie swoje piętno niemal tak samo mocno. A może
już po prostu przywykłam do tego wszystkiego i dlatego, gdy spotkało mnie coś
nowego, zaczęłam przeżywać to z taką niezrozumiałą siłą? Może zbyt mocno
chciałam się tego złapać, zatrzymać na dłużej, byle tylko mieć coś innego, niż
dotychczas? I nie liczyło się już, czy na pewno było to dla mnie dobre.
Gdzieś tam w głębi nadal byłam tą rozważną i
odpowiedzialną dziewczyną, która chciała mieć kontrolę nad swoim życiem i
poprowadzić je właściwą ścieżką. Pewnie, dlatego wmówiłam sobie, że znajomość z
Tomem powinna dobiec końca. Nie kontaktowałam się z nim od naszego ostatniego
spotkania. On, jak się okazało, także nie próbował… I to mnie kuło. Każdego
dnia myślałam tylko o tym, czy naprawdę byłam tak naiwną idiotką, aby wierzyć
choćby przez chwilę, że mogłabym stać się dla niego kimś ważnym. Jego milczenie
było dla mnie bodźcem, który tylko utwierdzał mnie w przekonaniu, że podjęłam
słuszną decyzję, rezygnując z tej relacji… Ale jednocześnie, bolało mnie to.
Podświadomie liczyłam na to, że będzie się starał. Że nie pozwoli mi zniknąć.
Że będzie chciał mnie jeszcze więcej, tak jak i ja pragnęłam go więcej.
Mogłam udawać, że już mnie nie obchodził.
Mogłam wmawiać sobie, że to koniec. Ale nie potrafiłam przestać o nim myśleć
ani czuć…
Mijał tydzień, a ja wciąż pamiętałam. Wciąż
przeżywałam. Wciąż… czekałam.
W ramach powrotu
do rzeczywistości zaczęłam robić wszystko to, co normalni ludzie. A
przynajmniej się starałam. W związku ze zbliżającymi się urodzinami miałam
dobry początek w tym moim „nowym i realnym” życiu. Halo,
nie istnieje żadne inne życie poza realnym, kobieto. Kiedy zdążyłaś wmówić
sobie, że ten fikcyjny świat posiada w sobie jakąkolwiek część ŻYCIA!?
Wraz z Agness
wybrałyśmy się na zakupy w poszukiwaniu odpowiedniej kreacji na ten wielki
dzień. Co z tego, że na samą myśl o tej imprezie mną trząsało i miałam ochotę
wyjechać gdzieś na koniec świata, byle to wszystko mnie ominęło?
Nie, nie. To twoje życie. To jest Twoje
życie.
Tak więc
uśmiechałam się częściej z musu, niż własnego szczęścia i robiłam swoje. Żyłam.
Poszukując nowego sensu istnienia. Bo jakiś musiał istnieć, prawda? Musiał
czekać gdzieś na mnie jakiś nowy sens, który nie był Tomem.
– Czerwona!
Spójrz tylko na nią! – okrzyknęła moja przyjaciółka, niemal się telepiąc na
widok krwistoczerwonego materiału. Skrzywiłam się z niezadowoleniem. Takie
odważne kreacje nie były w moim guście. Nie chciałam, żeby każdy na tej
imprezie skupiał swoją uwagę na mnie, bo raziłabym ich w oczy tym jakże
pozytywnym kolorem kojarzącym się z najbardziej nieuleczalną chorobą tego
świata… Miłością.
– Wolę bardziej
stonowane kolory – mruknęłam delikatnie, żeby przypadkiem nie wkroczyć z Agness
na jakąś niewygodną dyskusję dotyczącą stylu i mojego gustu. Rozejrzałam się
szybko po sklepie, by znaleźć jakiś punkt zaczepienia, zanim blondynka
zdecydowałaby się na przekonywanie mnie do swojego wyboru. – Ta jest świetna –
rzuciłam, podchodząc szybko do wcześniej upatrzonej czarnej kreacji. Sięgnęłam
po wieszak i zaprezentowałam ją Agness, przykładając do swojego ciała.
– Czarna? Ale to
nie pogrzeb, Iv… – jęknęła zawiedziona, a ja spojrzałam raz jeszcze na
sukienkę. Była prosta i skromna, ale miała gdzieniegdzie cekinowe zdobienia,
które zdecydowanie wykluczały ją z kategorii strojów na pogrzeb!
– Jest idealna. –
Oświadczyłam stanowczo, jednocześnie dając jej do zrozumienia, że to nie
podlega dalszym negocjacjom. To był mój wybór. Skoro już musiałam brać udział w
tej całej imprezie, to chciałam, chociaż sama w pełni zadecydować o swoim
stroju. Przynajmniej będę czuła się dobrze sama ze sobą… Wizualnie. Bo jeśli
chodzi o aspekt duchowy, lepiej nawet nie poruszać tego tematu. – Idę ją
przymierzyć, a ty lepiej znajdź mi jakieś buty. Tylko żebym się w nich nie
zabiła! – zastrzegłam jeszcze przed odejściem, w kierunku przymierzalni.
Zniknęłam za
zasłoną i westchnęłam głęboko. Moja twarz jak za dotknięciem magicznej różdżki
przybrała ponurego wyrazu. Nie chciałam taka być. Nie chciałam być wiecznie
zdołowaną dziewczyną, ciągle udawać przed wszystkimi, że wszystko jest w
porządku, gdy tak naprawdę każdego dnia toczyłam walkę sama ze sobą.
Agness wiedziała,
że skończyłam z Tomem. I oczywiście uważała to za dobrą decyzję. Nie dziwiłam
jej się, rozumiałam jej troskę. Tylko, czy to mi cokolwiek ułatwiało? Nie.
Przyjaciółka bez problemu przeszła po tym do porządku dziennego. Jakby to
wszystko z Tomem, nigdy nie miało miejsca. Dla niej było to takie proste. Nie
zagłębiałyśmy się więcej w ten temat. Może główna przyczyna tego to, to, że
przecież tak świetnie udawałam, że nic mi nie było. Że już mi nie zależało.
Szkoda, że przed
samą sobą zatajanie faktów nie wychodziło mi tak dobrze. Patrzyłam w swoje
lustrzane odbicie i widziałam w nim jakąś obcą dziewczynę, która miała nieźle
nawalone pod kopułą. Nie miałam pojęcia, jak długo to jeszcze potrwa. Jak wiele
będę potrzebowała czasu, żeby moje życie jakoś się poukładało i żebym przestała
ciągle się łudzić. Powoli mnie to męczyło i nie wiedziałam, jak wiele jeszcze
wytrzymam.
Ocknęłam się,
słysząc, że Agness już mnie nawołuje zza zasłony. W pośpiechu zrzuciłam z
siebie ubrania i wcisnęłam się w czarną kieckę, która jak się okazało, leżała
na mnie idealnie. Aż się uśmiechnęłam do swojego odbicia i był to szczery
uśmiech! Może jeszcze coś ze mnie będzie.
– Wchodzę! –
Usłyszałam ostrzeżenie przyjaciółki i już po sekundzie była ze mną w środku. –
No wow! Chyba miałaś rację co do tej kiecki – przyznała, lustrując mnie całą z
góry na dół. – Ale zobacz jeszcze te buty – Podała mi parę pantofli na wysokim
obcasie. Klasyczne, czarne szpilki. Pasowały do sukienki, pytanie tylko, czy
się w nich nie zabiję?
Z cichym westchnieniem
wsunęłam buty na stopy i zaprezentowałam się już prawie w kompletnej kreacji
przeznaczonej na nadchodzący wieczór. Twarz Agness rozświetlił szeroki uśmiech,
a w jej oczach dostrzegłam znajomy blask.
– Wyglądasz
zajebiście. Nathaniel tym razem nie odpuści tak łatwo – wyparowała, ciesząc się
przy tym, jak dziecko z nowej zabawki. Wywróciłam teatralnie oczami, bo temat
Nate’a nadal był dla Agness czymś, jak najbardziej aktualnym. Podczas gdy ja
naprawdę unikałam tego chłopaka, ona coraz usilniej próbowała mnie wepchnąć
prosto w jego ramiona. Być może to nie byłoby takie głupie. Przecież Nathaniel
mógłby pomóc mi zapomnieć o Tomie. Ale czy ja tego w ogóle chciałam? Nie tyle,
co zapomnieć, ale wykorzystywać tego niczemu niewinnego chłopaka… Był przystojny,
miły i inteligentny. Zasługiwał na coś więcej, niż jakąś popapraną laskę, która
nie panowała nad własnym życiem i sama nie wiedziała, czego chce. Sama wątpiłam, czy jeszcze
kiedykolwiek byłabym w stanie obdarzyć jakiegoś mężczyznę podobnie silnymi
uczuciami, jakimi darzyłam Toma. To było niepokojące. – No rozchmurz się, Iv.
Ten koleś jest naprawdę spoko, powinnaś dać wam szansę. Chcesz całe życie być
samotną dziewicą?
– Boże, Ness – burknęłam
z niezadowoleniem na przyjaciółkę i odwróciłam się, by się przebrać z powrotem
w swoje ciuchy. Ostatnie czego chciałam, to poruszać z nią temat potencjalnych
związków. Agness nie miała pojęcia o tym, że spędziłam noc w mieszkaniu Toma i
tak naprawdę mogliśmy tam zrobić wszystko. Bo przecież ja na pewno bym mu nie
odmówiła. Nie chciałabym mu odmawiać. Pragnęłam go i chwilami czułam, że on
pragnął także mnie.
– Po prostu nie
rozumiem twoich oporów. Nathaniel to jedno z większych ciach w szkole. I wybrał
właśnie ciebie. A ty? Masz totalnie wylane…
– Trochę się
spóźnił.
– Spóźnił się?
Chcesz powiedzieć, że masz na oku kogoś innego? – zainteresowała się, choć
wcale nie to było moim zamiarem i już żałowałam swoich słów. Postanowiłam jej
nie odpowiadać, a gdy próbowała złapać ze mną kontakt wzrokowy, moje spojrzenie
było mocno wymowne. – Błagam cię. Nawet mi nie mów, że znowu chodzi…
– Nic nie mówię.
– Przerwałam jej stanowczo, wiedząc, co za chwilę bym usłyszała. – Nie jestem
po prostu gotowa na związki.
– Ale kto tu mówi
o związku? Nikt ci nie każe od razu brać z nim ślubu! No halo, Iv.
– O rany, proszę
cię – Uniosłam na nią swój pełny rezygnacji wzrok. – Naprawdę rozumiem, co masz
na myśli. I że się o mnie troszczysz. Ale po prostu nie chcę pchać się teraz w
nowe relacje z facetami. Poza tym… Tego się nie da ot tak zaplanować. Jeśli coś
ma się wydarzyć, to się wydarzy.
Tak jak moja znajomość z Tomem…
– Pieprzysz.
– Idę zapłacić za
te rzeczy – oznajmiłam, ignorując jej nieprzyjemną uwagę. Agness często była
dosadna, nie zawsze było to miłe, ale przywykłam do tego. Znałyśmy się już zbyt
długo, by jej słowa miały jeszcze jakkolwiek negatywnie wpływać na naszą przyjaźń.
Mimo wszystko szanowałam jej szczerość do bólu. Było to znacznie bardziej
wartościowe niż owijanie w bawełnę, czy oszukiwanie.
Czasami miałam
ochotę jej powiedzieć o wszystkim, co leżało mi na sercu. Wywalić to z siebie
jednym tchem, ale nadal coś mnie blokowało. Wiele razy się do tego
przymierzałam i za każdym, rezygnowałam. Może nie chciałam, by wzięła mnie za
totalną wariatkę? Przyjaciółka wiedziała, że nie byłam „typową” dziewczyną i zawsze
to akceptowała, ale to wcale nie oznaczało, że nie mogła jeszcze zmienić zdania
i stwierdzić, że byłam zbyt popaprana, by dalej się ze mną męczyć.
Powinnam być wdzięczna za to, co mi się
przytrafiło. Przyjąć to i zaakceptować. Potraktować, jako miłe doświadczenie. I
tak początkowo miało być. Ale im dalej, tym stawało się to trudniejsze. W końcu
ugrzęzłam w tym za bardzo, by móc tak po prostu sobie wyjść. Mogłam zamknąć
drzwi, ale wciąż brakowało mi do nich odpowiedniego klucza. Więc chodziłam z
pokoju do pokoju. Miotałam się i nawet nie przyszło mi do głowy, by zacząć go
szukać.
Tom niezaprzeczalnie zawrócił mi w głowie. A
ja chyba nie byłam na to gotowa. Nie byłam też gotowa, aby o nim zapomnieć.
Chciałam go zachować w swoich wspomnieniach. Chociaż tyle mogłam z tego mieć.
Musiałam jeszcze tylko nauczyć się z nimi żyć…
Dzień naszych
osiemnastych urodzin na szczęście nie był tym samym, w którym miała odbyć się
wielka impreza organizowana przez Philipa. Dawało mi to chwilę wytchnienia i
mogłam nawet udawać, że wcale nie mam żadnych urodzin. To nie było takie trudne
wśród znajomych, którzy przywiązywali wagę do takich powierzchowności, jak
przyjęcia. Nie miałaś imprezy- nie miałaś urodzin.
Naturalnie
zarówno mój brat, jak i Agness nie zamierzali brać udziału w moim oszukiwaniu
samej siebie. Dla nich ten dzień nie mógł być jak każdy inny. Dlatego mój brat już z samego rana
wparował do mojego pokoju, krzycząc o tym, że staliśmy się dorośli i wolni. Po
kolejnej nieprzespanej nocy ledwo kontaktowałam ze światem i jedynie odburknęłam
mu coś w stylu, że jest idiotą. Później pojawiła się przyjaciółka, z którą
miałam spędzić pół dnia w szkole. Jarała się moją pełnoletniością zupełnie,
jakby to były jej własne urodziny. Starałam się ignorować ten przytłaczający
entuzjazm, jakim mnie wręcz atakowała z każdej strony. Nie chciałam być
niemiła, dlatego przytakiwałam jej na wszystko i pozwalałam wierzyć, że cieszę
się równie mocno, co ona. Nie mogłam poradzić nic na to, że naprawdę było mi
wszystko jedno. Nie traktowałam swojej pełnoletniości, jako czegoś niezwykłego.
Były to dla mnie po prostu kolejne urodziny, które musiałam jakoś przetrwać.
– O nie wierzę… –
Drgnęłam, gdy blondynka obok mnie niemal zapiszczała, ściskając jednocześnie
moje przedramię. Spojrzałam na nią zdezorientowana, ale ona nie była tym
zainteresowana. Gapiła się przed siebie cała podekscytowana. – Zmywam się! –
Rzuciła nagle, odwracając się w moją stronę z wymownym wyrazem twarzy. Dopiero
wtedy zauważyłam zbliżającego się do nas chłopaka z naprzeciwka. Wytrzeszczyłam
oczy na Agness, nie mając pojęcia, co ona do cholery znowu wyprawiała. Dlaczego
chciała mnie nagle zostawiać samą na środku korytarza!? I to w chwili, gdy
zmierzał do nas Nathaniel. – Tylko nie spieprz tego. – Poczułam, jak chwyta
mnie za ramiona i potrząsa lekko, a po chwili już jej nie było! Odwróciłam za
nią zszokowana głowę, by ujrzeć tylko jej podskakujące w powietrzu pasma
włosów. Z KIM JA SIĘ ZADAJĘ DO CHOLERY!?
Zamierzałam także
pójść w jej ślady, ale gdzieżby. Nate był szybszy.
– Hej, Iv.
– Cześć – Uniosłam
na niego swoje zakłopotane spojrzenie. Jeśli widział całą akcję z Agness, to
zapewne musiał mieć ciekawe wizje.
– Ptaszki od rana
ćwierkają, że jakaś piękna niewiasta ma dzisiaj swoje osiemnaste urodziny.
Musiałam mocno
nad sobą zapanować, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Czy on to powiedział naprawdę?
Ciekawe, które ptaszki, zdążyłam jedynie
pomyśleć, zanim chłopak wyciągnął zza swoich pleców niewielki bukiet
fioletowo-białych bzów. Tym razem już nic mnie nie bawiło, a raczej zdumiewało.
– To dla ciebie,
na miły początek dnia – oznajmił z szelmowskim uśmiechem. Mój Boże, tak wiele mnie w życiu
omija! Od kiedy ten koleś jest takim romantykiem!? Byłam w szoku, że w
ogóle przyszło mu do głowy wręczać mi cokolwiek, a co dopiero zerwane z krzaka
wiosenne kwiaty. Gdzieś w głębi jednak wypełniło mnie bardzo przyjemne i
jednocześnie niezrozumiałe dla mnie uczucie. Nieważne, jak bardzo chciałam go
do siebie zniechęcić, to nie mogłam zaprzeczyć, że był to z jego strony
cholernie miły gest. Która kobieta nie lubiła dostawać kwiatów? A jeszcze
takich zerwanych prosto z „łąki”, świadczących prawdopodobnie o tym, że ktoś o
tobie myślał w drodze. O rany, czy to
znaczy, że Nathaniel Faber myśli o mnie nawet wtedy, gdy ze sobą nie
rozmawiamy?! Uderzyło we mnie to, jak poważne stawały się jego zaloty.
Właściwie do niedawna byłam przekonana, że sobie odpuścił po imprezie w moim
domu. Właściwie do niedawna, to w ogóle zapomniałam, że ktoś taki istniał…
– Dzięki –
mruknęłam dość niepewnie, gdy już wróciłam do rzeczywistości i zamrugałam
powiekami, aby moje spojrzenie przestało dawać ludziom do zrozumienia, że
jestem szalona. Przyjęłam od niego bukiet świeżych kwiatów, których intensywny
zapach od razu wypełnił moje nozdrza.
– Może miałabyś
ochotę wyjść gdzieś dzisiaj wieczorem z okazji tego jakże ważnego święta? –
Mogłam się spodziewać, że nie skończy się na kwiatkach.
– Przecież mam za
dwa dni imprezę z okazji tego święta – Przypomniałam mu, oczywiście tylko po
to, aby się jakoś sprawnie z tego wymigać. Przysięgam, że byłam na siebie
wściekła. Za to, że nie potrafiłam być jak każda inna dziewczyna, która będąc
na moim miejscu, zgodziłaby się bez wahania pójść z nim na koniec świata i
byłaby przy tym wniebowzięta. Stał przede mną przystojny i cholernie
sympatyczny chłopak, a ja? Ja miałam w głowie zasraną gwiazdę rocka, która już
pewnie nawet nie pamiętała, że istniałam. Na co innego mogło wskazywać jego
milczenie? Złośliwy głos w głowie sugerował mi, że muzyk spędzał ten czas ze
swoją dziewczyną, tak dla odmiany. Bo przecież musiał poświęcać nam go mniej
więcej tyle samo, prawda? Szczególnie jej, żeby nie zauważyła, iż jej wspaniały
facet ma fankę na boku. Boże, jak to
żałośnie brzmiało. Wszystko. Cała ja byłam żałosna.
– Wiem, ale
raczej będzie tam dosyć tłoczno i nie będzie okazji pobyć we dwoje – Jego słowa
mocno sprowadziły mnie na ziemię. Obrzuciłam go swoim zdezorientowanym
spojrzeniem.
– Dlaczego
mielibyśmy być tylko we dwoje? – wypaliłam, robiąc z siebie kolejny raz
idiotkę. Dla odmiany tym razem przed
bożyszczem mojej szkoły, a nie pół świata, ale co to za różnica? Idiotka pozostanie idiotką. – To znaczy…
Nie sądzę, by był to dobry pomysł – wyznałam szczerze. O tak, będę z nim szczera. Powiem mu, że jestem zadurzona po uszy w
swoim idolu, którego już prawdopodobnie nigdy więcej nie zobaczę. Nic nie
będzie lepszym odstraszaczem.
– Zauważyłem, że
masz opory – skwitował z lekkim zawodem, ale jednocześnie nie wyglądał, aby
zamierzał już dać sobie spokój. Nadal stał przede mną i przypatrywał mi się z
uwagą. Miałam ochotę rozpłynąć się w powietrzu, byle ta rozmowa dobiegła już
końca. To było takie trudne. Było mi przykro go spławiać. Gdy widziałam, jak
się starał i przecież chciał dobrze. Przekreśliłam go już na samym starcie,
tylko dlatego, że wcześniej pojawił się Tom. A teraz? Teraz nie ma Toma i nie
będzie też Nathaniela, bo ja nie potrafię wrócić do normalności. – Ale to
całkowicie niezobowiązujące spotkanie. Nie zamierzam wywierać na tobie presji.
Już ją wywierasz.
– Po prostu…
Jesteś bardzo miły i zaskakujący, ale nie zamierzam robić ci złudnych nadziei.
Jest ktoś inny. – Powiedziałam to najdelikatniej, jak tylko umiałam.
– Och… Nie miałem
pojęcia. Twój brat zapewniał, że jesteś sama… – Nate wydawał się w tamtym
momencie bardziej zakłopotany niż ja. To się robiło coraz bardziej niezręczne.
I dlaczego Philip, do diabła, udzielał jakichkolwiek informacji na mój temat
swoim kumplom?! Ciekawe, czym jeszcze raczył się podzielić.
– Bo właściwie
jestem – potwierdziłam, czego od razu pożałowałam. Mogłam przecież udawać, nie miałby jak tego sprawdzić. Chyba miałam
już dosyć tajemnic, które wokół siebie tworzyłam. – To bardziej skomplikowane –
dodałam, dostrzegając jego niezrozumiałe spojrzenie.
– Czyli…
Teoretycznie, dopóki nie jest to nic oficjalnego, nadal mogę się o ciebie
starać.
BOŻE, CO? Starać się? O mnie? Świetnie z
tego wybrnęłaś, Iv. Po prostu zajebiście. Jesteś tak bardzo nieporadna w
relacjach międzyludzkich…
– Nate…
– Nie odbieraj mi
szansy już na wstępie.
– Po co ci to?
Rozejrzyj się, jest mnóstwo dziewczyn, które możesz mieć i nie miałbyś żadnej
konkurencji… – Próbowałam do niego przemówić, bo kompletnie nie rozumiałam jego
upartości. Dlaczego ja? Dlaczego teraz?
– O to chodzi, że
my nie chcemy mieć każdej.
– My?
– My, faceci. Nie
chcemy mieć każdej laski.
To było kolejnym
świństwem z mojej strony, że pomyślałam o Tomie przy okazji jego słów. Jego
wypowiedź była tak ogólna, że uderzyło to we mnie. Nate i Tom w jakiś sposób
byli do siebie podobni, ale jednak nie byłam w stanie się przełamać, żeby
chociaż spróbować zamienić ich miejscami. To
byłoby następne oszustwo z mojej strony.
– Nie będę
naciskał, ale nie zamierzam też od razu się poddawać. Wierzę, że nadal mam
jakąś szansę. A skoro jesteś wolna… To znaczy, że on też jeszcze cię nie
zdobył. Zobaczymy, któremu z nas uda się to wcześniej – Puścił do mnie oczko, a
ja już nie wierzyłam, w to, co słyszałam. On tak na poważnie? Czy to jakaś gra?
Jakby mało mi było rozterek życiowych, to jeszcze uparty Nathaniel zamierzał o
mnie WALCZYĆ!? – Do zobaczenia na waszych urodzinach – Posłał mi swój
zniewalający uśmiech, po czym bez uprzedzenia, na odchodnym cmoknął mój
policzek. A ja stałam jak ostatnia sierota na tym korytarzu z bukietem bzów i
wytrzeszczem oczu.
Bo los znowu śmiał mi się w twarz.
Wieczór
zamierzałam spędzić z pudełkiem lodów i kolejnymi odcinkami Chirurgów. Trudno
było mi poruszać się po Internecie i nie wchodzić na strony, czy grupy
powiązane z zespołem Toma. Nie raz po wejściu na Facebooka wyskakiwały mi różne
zdjęcia. Musiałam anulować wszystkie powiadomienia, żeby udało mi się jakoś
funkcjonować w sieci i nie zwariować przy tym. Nie wiem, który już raz
postanawiałam sobie, że kończę z tym. Kończę z rozmyślaniem, użalaniem się.
Kończę ze wzdychaniem i żałością do czegoś, czego już nie będzie. Robiłam to na
chwilę. Potem znowu przypominały mi się spotkania z Tomem i wszystko trafiał
szlag. Bo życie było cholernie niesprawiedliwe.
Jakby było mi
mało, tego wieczoru dostałam smsa. Od NIEGO. Myślałam, że serce wyskoczy mi z
piersi, gdy ujrzałam jego imię na wyświetlaczu. To była jedna sekunda i
naprawdę nic znowu nie miało znaczenia. Moje postanowienia? Jakie
postanowienia… Przecież i tak sobie z nimi nie radziłam, więc po co miałam się
zadręczać?
Długo patrzyłam w
ekran telefonu, nim odważyłam się odczytać wiadomość. To było tylko jedno,
niewinne zdanie.
Tom: Wszystkiego
najlepszego, Ivy.
Nie powinnam się cieszyć. Nie
powinnam czuć tej ekscytacji. Nie powinnam robić sobie nowej nadziei. Niczego
nie powinnam. Mój mózg był nieugięty. Podpowiadał mi: halo, przecież to głupi sms. Kto składa życzenia przez smsa? Mógł
zadzwonić! Cokolwiek!, ale od kiedy mózg miał jakiekolwiek szanse z sercem..?
Bo choć głupie, zawsze posiadało większą siłę przebicia.
Ja: Dziękuję.
Ta odpowiedź kosztowała mnie
wiele. Bo nie była tym, co naprawdę chciałam mu napisać. A chciałam napisać
mnóstwo rzeczy. Chciałam zapytać go, czy spotkamy się niebawem. Poprosić, żeby
do mnie zadzwonił. Błagać go, żeby mnie nie zostawiał.
Może miałam w sobie więcej
silnej woli, niż mi się wydawało? A może to była duma? Pieprzona kobieca duma,
która nakazywała mi trzymać dystans. Nie poniżać się dłużej przed nim. Nie okazywać,
że byłam tutaj i czekałam z utęsknieniem na odrobinę jego zainteresowania.
Odłożyłam komórkę, bo nie
liczyłam już na kolejną wiadomość. Ja, pełna nadziei, naiwna dziewczynka
przestałam nagle liczyć na cokolwiek. Zrozumiałam, że nie ma już na co.
Utkwiłam swój wzrok w bzach
stojących w wazonie, na moim biurku. Były takie skromne i niewinne, pachniały
tak słodko. Uświadamiały mi, że są mężczyźni, którym zależy na mnie bardziej. I
którzy nie zapominają o mojej osobie. Którzy potrafią sprawić, że nie będę
musiała się obawiać o kolejny dzień. Tom do nich nie należał. Nieustannie był
dla mnie wielką niewiadomą. Budził wątpliwości, strach, niepewność. I
skutecznie maskował to wszystko pięknymi chwilami, które mi ofiarowywał.
❤❤❤
Czy mówiłam już, że bardzo lubię Twoje dialogi? Chyba w poprzednim komentarzu za dużo chciałam powiedzieć i w rezultacie zapomniałam. Tak, bardzo je lubię. Są lekkie, bardzo naturalne, niewymuszone. Masz dar, nawet zwykłą scenę w przymierzalni butiku potrafisz wymalować słowami tak, że czyta się ją z ogromnym zaciekawieniem i przyjemnością. Atutem są te wszystkie dylematy i przemyślenia, to, co dzieje się w głowie Iv. Zauroczenie gra pierwsze skrzypce i wątpię, że ich dźwięk dopuści rozsądek do głosu. Polubiłam tę dziewczynę, razem z jej przemyśleniami i dylematami, wątpliwościami i niewątpliwym ryzykiem, jakiego się nie boi decydując na dalszą kontynuację tej znajomości. Wie, że gdyby odpuściła, odcięła się, żałowałaby, że nie dała sobie szansy, nawet za cenę cierpienia.
OdpowiedzUsuńŚciskam i czekam na więcej ;*
Przyznam, że moje dialogi w opowiadaniach zawsze wydawały mi się jakieś głupie, dlatego jestem mile zaskoczona, że Ci się podobają :D
UsuńDziękuję bardzo ;*
Absolutnie nie są głupie. Są swobodne i bardzo naturalne. A Ty... jesteś dla siebie zbyt surowa ;*
UsuńPrzyznam, że jestem lekko zaskoczona – zdaje się, że wspominałaś, że nie lubisz trójkątów, a tutaj wybitnie pchasz Ivy w trójkąt :D Ktoś mógłby stwierdzić czworokąt, skoro niby Tom też ma dziewczynę, ale wciąż w to nie wierzę i na razie pozwolę sobie snuć swoje wizje wydarzeń (a co. fanfic fanfica, to by było!) :D
OdpowiedzUsuńUwielbiam te wewnętrzne dylematy Ivy. Dylematy, rozmowy z samą sobą, to jak jej słowami, jej przemyśleniami porywasz nas (czytelników) w jej świat. To różni się od znajomych mi pierwszosobówek, które bardziej „relacjonują” zdarzenia, u Ciebie to jest jak prawdziwa rozmowa, nie wiem, ciężko mi to oddać słowami, ale wszystkie te części pozostawiają… no, ten feeling. Feeling już pal licho, że zdarzeń (o nich później), ale emocji, tej pustki, która się tworzy, tego niezrozumienia samej siebie, ale także tego, co Ty – autorka – chcesz nam pokazać, a czego ona – Ivy, bohaterka – sama o sobie nie wie. Te momenty lubię najbardziej i uważam, że wychodzą Ci niesamowicie sprawnie. To dużo większa sztuka zrobić to w pierwszoosobówce, zwłaszcza tak „zaangażowanej” jak Twoja – niż w formie trzecioosobowej (tymi banalnymi zdaniami typu „nie wiedziała, jak bardzo się myli” itp itd). Uwielbiam te subtelne różnice w tym, co Ivy myśli, mówi i robi. I w tym, co chciałaby myśleć, mówić i robić. :)
Zwykle nie rozdzielam stylu, formy od zdarzeń, ale mam wrażenie, że w tej historii to niesamowicie ważne i istotne. Popraw mnie, jeśli się mylę!
Tu, myślę, fabuła służy bardziej do napędzania tego szaleństwa i niezdecydowania, aniżeli do „głównego” wątku – bo ten, słodko-gorzki, mniej więcej wiemy, jaki będzie (albo mi się tylko wydaje, że wiem!). Przyznam, że prywatnie całkiem kibicuję Nate’owi – wydaje się bardzo szczery i naturalny, ale oczywiście należy to przełożyć przez filtr oczów nastolatki (a taką jest przecież Twoja bohaterka). Kurwa, to jest najtrudniejsze przy ocenie postaci przy tej formie. Tom mógłby być wielkim skurwielem, a przecież Ivy i tak by go sobie idealizowała… no, w każdym razie, zastanawia mnie też jego dystans. Jedynym, co teraz przychodzi mi na myśl jest to, że nie chce za bardzo wpuścić jej do swojego życia (stąd ta wymyślona dziewczyna, stąd to milczenie, które pewnie sporo go kosztuje etc). Domyślam się też, że może się to zmienić, gdy zorientuje się, że wokół Ivy kręci się też ktoś inny; pytanie w jakie kręgi nas to zaprowadzi… Szczerze mówiąc, współczuję Nate’owi, bo nawet nie wie, w jakie gówno się pakuje.
No i proszę o więcej Philippe’a (dobrze zapisałam jego imię? Nie jestem pewna). To aktualnie moja ulubiona postać <3
A to chyba kolejny odcinek też trochę Cię zaskoczy. Ale to w ogóle zależy, jak rozumiesz pojęcie tego całego "trójkątu", bo dla mnie on jeszcze nim nie jest :D I nadal ich nie lubię! Nikogo też nigdzie nie pcham! xd
OdpowiedzUsuńHm, a to ciekawe, że Twoje przekonanie o tym, że dziewczyna Toma jest wymyślona jest tak mocne :D
I ja też współczuję Nate'owi, że trafił na mnie i tak mu muszę niszczyć życie. Sama bym go przygarnęła, gdyby był trochę starszy xD Ah.
A Philippe to w sumie po prostu Philip. xD <3
Taki smutny ten odcinek, ale jednocześnie budzący nadzieję dla Ivette. Moja pierwsza myśl o Nate'em (nie wiem, czy dobrze odmieniłam xd): jakiś buc, Ivette niech sobie nawet nim głowy nie zawraca. A teraz? Kurczę, nie wiem nawet, co mam myśleć. Te kwiatki, miłe słowa... Widać, że chyba naprawdę zależy mu na zdobyciu zaufania dziewczyny, chociaż - podobnie jak ona - mam mnóstwo wątpliwości. Może będzie chciał ją wykorzystać lub postąpi jak Tom? Sama nie wiem, na kogo bardziej stawiam.
OdpowiedzUsuńTom coraz bardziej traci w moich oczach. Czyżby naprawdę przeszkadzało mu to, że Ivette ma dopiero 18 lat? Między nimi nie ma dużej różnicy (on ma 24, tak?), więc chyba nie to jest problemem dla niego. A ta dziewczyna, z którą jest? Trochę to podejrzane.
Ech... Mam mieszane uczucia. Niby chciałabym, żeby Ivette była szczęśliwa z Tomem, ale z drugiej strony wolałabym, żeby dostał za swoje.
No nic... Przechodzę dalej.