niedziela, 11 marca 2018

Kartka nr 12. "Bo los znowu śmiał mi się w twarz"


Byliśmy dziećmi, gdy zginął nasz ojciec. To był najgorszy dzień w naszym życiu. Od tamtej pory nasza przyszłość przestała klarować się w jasnych barwach. Co się działo, gdy w idealnej rodzinie dochodziło do tragedii? Z pewnością było to zależne od różnych czynników jak na przykład silna psychika. W tym przypadku psychika mojej matki. Nie, nie była silna. Ta kobieta z dnia na dzień rozpadła się na kawałki na naszych, jeszcze tak niedoświadczonych oczach. Nie tylko śmierć ojca zmusiła nas do szybszego dorośnięcia. Musieliśmy po prostu zacząć radzić sobie sami, gdy już nawet nasza rodzicielka przestała wykazywać jakiekolwiek zainteresowanie. Wolała spędzać czas z butelką wina niż z własnymi dziećmi. To była jej pieprzona tragedia. To była jej pieprzona strata. Bo tylko ona straciła najważniejszą osobę w swoim życiu. Bo tylko jej pierdolony świat rozsypał się jak domek z kart. Tylko jej.
Nie sądziłam, że w moim życiu jeszcze wydarzy się coś, co odciśnie na mnie swoje piętno niemal tak samo mocno. A może już po prostu przywykłam do tego wszystkiego i dlatego, gdy spotkało mnie coś nowego, zaczęłam przeżywać to z taką niezrozumiałą siłą? Może zbyt mocno chciałam się tego złapać, zatrzymać na dłużej, byle tylko mieć coś innego, niż dotychczas? I nie liczyło się już, czy na pewno było to dla mnie dobre.
Gdzieś tam w głębi nadal byłam tą rozważną i odpowiedzialną dziewczyną, która chciała mieć kontrolę nad swoim życiem i poprowadzić je właściwą ścieżką. Pewnie, dlatego wmówiłam sobie, że znajomość z Tomem powinna dobiec końca. Nie kontaktowałam się z nim od naszego ostatniego spotkania. On, jak się okazało, także nie próbował… I to mnie kuło. Każdego dnia myślałam tylko o tym, czy naprawdę byłam tak naiwną idiotką, aby wierzyć choćby przez chwilę, że mogłabym stać się dla niego kimś ważnym. Jego milczenie było dla mnie bodźcem, który tylko utwierdzał mnie w przekonaniu, że podjęłam słuszną decyzję, rezygnując z tej relacji… Ale jednocześnie, bolało mnie to. Podświadomie liczyłam na to, że będzie się starał. Że nie pozwoli mi zniknąć. Że będzie chciał mnie jeszcze więcej, tak jak i ja pragnęłam go więcej.
Mogłam udawać, że już mnie nie obchodził. Mogłam wmawiać sobie, że to koniec. Ale nie potrafiłam przestać o nim myśleć ani czuć…
Mijał tydzień, a ja wciąż pamiętałam. Wciąż przeżywałam. Wciąż… czekałam.

W ramach powrotu do rzeczywistości zaczęłam robić wszystko to, co normalni ludzie. A przynajmniej się starałam. W związku ze zbliżającymi się urodzinami miałam dobry początek w tym moim „nowym i realnym” życiu.  Halo, nie istnieje żadne inne życie poza realnym, kobieto. Kiedy zdążyłaś wmówić sobie, że ten fikcyjny świat posiada w sobie jakąkolwiek część ŻYCIA!?
Wraz z Agness wybrałyśmy się na zakupy w poszukiwaniu odpowiedniej kreacji na ten wielki dzień. Co z tego, że na samą myśl o tej imprezie mną trząsało i miałam ochotę wyjechać gdzieś na koniec świata, byle to wszystko mnie ominęło?
Nie, nie. To twoje życie. To jest Twoje życie.  
Tak więc uśmiechałam się częściej z musu, niż własnego szczęścia i robiłam swoje. Żyłam. Poszukując nowego sensu istnienia. Bo jakiś musiał istnieć, prawda? Musiał czekać gdzieś na mnie jakiś nowy sens, który nie był Tomem.
– Czerwona! Spójrz tylko na nią! – okrzyknęła moja przyjaciółka, niemal się telepiąc na widok krwistoczerwonego materiału. Skrzywiłam się z niezadowoleniem. Takie odważne kreacje nie były w moim guście. Nie chciałam, żeby każdy na tej imprezie skupiał swoją uwagę na mnie, bo raziłabym ich w oczy tym jakże pozytywnym kolorem kojarzącym się z najbardziej nieuleczalną chorobą tego świata… Miłością.
– Wolę bardziej stonowane kolory – mruknęłam delikatnie, żeby przypadkiem nie wkroczyć z Agness na jakąś niewygodną dyskusję dotyczącą stylu i mojego gustu. Rozejrzałam się szybko po sklepie, by znaleźć jakiś punkt zaczepienia, zanim blondynka zdecydowałaby się na przekonywanie mnie do swojego wyboru. – Ta jest świetna – rzuciłam, podchodząc szybko do wcześniej upatrzonej czarnej kreacji. Sięgnęłam po wieszak i zaprezentowałam ją Agness, przykładając do swojego ciała.
– Czarna? Ale to nie pogrzeb, Iv… – jęknęła zawiedziona, a ja spojrzałam raz jeszcze na sukienkę. Była prosta i skromna, ale miała gdzieniegdzie cekinowe zdobienia, które zdecydowanie wykluczały ją z kategorii strojów na pogrzeb!
– Jest idealna. – Oświadczyłam stanowczo, jednocześnie dając jej do zrozumienia, że to nie podlega dalszym negocjacjom. To był mój wybór. Skoro już musiałam brać udział w tej całej imprezie, to chciałam, chociaż sama w pełni zadecydować o swoim stroju. Przynajmniej będę czuła się dobrze sama ze sobą… Wizualnie. Bo jeśli chodzi o aspekt duchowy, lepiej nawet nie poruszać tego tematu. – Idę ją przymierzyć, a ty lepiej znajdź mi jakieś buty. Tylko żebym się w nich nie zabiła! – zastrzegłam jeszcze przed odejściem, w kierunku przymierzalni.
Zniknęłam za zasłoną i westchnęłam głęboko. Moja twarz jak za dotknięciem magicznej różdżki przybrała ponurego wyrazu. Nie chciałam taka być. Nie chciałam być wiecznie zdołowaną dziewczyną, ciągle udawać przed wszystkimi, że wszystko jest w porządku, gdy tak naprawdę każdego dnia toczyłam walkę sama ze sobą.
Agness wiedziała, że skończyłam z Tomem. I oczywiście uważała to za dobrą decyzję. Nie dziwiłam jej się, rozumiałam jej troskę. Tylko, czy to mi cokolwiek ułatwiało? Nie. Przyjaciółka bez problemu przeszła po tym do porządku dziennego. Jakby to wszystko z Tomem, nigdy nie miało miejsca. Dla niej było to takie proste. Nie zagłębiałyśmy się więcej w ten temat. Może główna przyczyna tego to, to, że przecież tak świetnie udawałam, że nic mi nie było. Że już mi nie zależało.
Szkoda, że przed samą sobą zatajanie faktów nie wychodziło mi tak dobrze. Patrzyłam w swoje lustrzane odbicie i widziałam w nim jakąś obcą dziewczynę, która miała nieźle nawalone pod kopułą. Nie miałam pojęcia, jak długo to jeszcze potrwa. Jak wiele będę potrzebowała czasu, żeby moje życie jakoś się poukładało i żebym przestała ciągle się łudzić. Powoli mnie to męczyło i nie wiedziałam, jak wiele jeszcze wytrzymam.
Ocknęłam się, słysząc, że Agness już mnie nawołuje zza zasłony. W pośpiechu zrzuciłam z siebie ubrania i wcisnęłam się w czarną kieckę, która jak się okazało, leżała na mnie idealnie. Aż się uśmiechnęłam do swojego odbicia i był to szczery uśmiech! Może jeszcze coś ze mnie będzie.
– Wchodzę! – Usłyszałam ostrzeżenie przyjaciółki i już po sekundzie była ze mną w środku. – No wow! Chyba miałaś rację co do tej kiecki – przyznała, lustrując mnie całą z góry na dół. – Ale zobacz jeszcze te buty – Podała mi parę pantofli na wysokim obcasie. Klasyczne, czarne szpilki. Pasowały do sukienki, pytanie tylko, czy się w nich nie zabiję?
Z cichym westchnieniem wsunęłam buty na stopy i zaprezentowałam się już prawie w kompletnej kreacji przeznaczonej na nadchodzący wieczór. Twarz Agness rozświetlił szeroki uśmiech, a w jej oczach dostrzegłam znajomy blask.
– Wyglądasz zajebiście. Nathaniel tym razem nie odpuści tak łatwo – wyparowała, ciesząc się przy tym, jak dziecko z nowej zabawki. Wywróciłam teatralnie oczami, bo temat Nate’a nadal był dla Agness czymś, jak najbardziej aktualnym. Podczas gdy ja naprawdę unikałam tego chłopaka, ona coraz usilniej próbowała mnie wepchnąć prosto w jego ramiona. Być może to nie byłoby takie głupie. Przecież Nathaniel mógłby pomóc mi zapomnieć o Tomie. Ale czy ja tego w ogóle chciałam? Nie tyle, co zapomnieć, ale wykorzystywać tego niczemu niewinnego chłopaka… Był przystojny, miły i inteligentny. Zasługiwał na coś więcej, niż jakąś popapraną laskę, która nie panowała nad własnym życiem i sama nie wiedziała,  czego chce. Sama wątpiłam, czy jeszcze kiedykolwiek byłabym w stanie obdarzyć jakiegoś mężczyznę podobnie silnymi uczuciami, jakimi darzyłam Toma. To było niepokojące. – No rozchmurz się, Iv. Ten koleś jest naprawdę spoko, powinnaś dać wam szansę. Chcesz całe życie być samotną dziewicą?
– Boże, Ness – burknęłam z niezadowoleniem na przyjaciółkę i odwróciłam się, by się przebrać z powrotem w swoje ciuchy. Ostatnie czego chciałam, to poruszać z nią temat potencjalnych związków. Agness nie miała pojęcia o tym, że spędziłam noc w mieszkaniu Toma i tak naprawdę mogliśmy tam zrobić wszystko. Bo przecież ja na pewno bym mu nie odmówiła. Nie chciałabym mu odmawiać. Pragnęłam go i chwilami czułam, że on pragnął także mnie.
– Po prostu nie rozumiem twoich oporów. Nathaniel to jedno z większych ciach w szkole. I wybrał właśnie ciebie. A ty? Masz totalnie wylane…
– Trochę się spóźnił.
– Spóźnił się? Chcesz powiedzieć, że masz na oku kogoś innego? – zainteresowała się, choć wcale nie to było moim zamiarem i już żałowałam swoich słów. Postanowiłam jej nie odpowiadać, a gdy próbowała złapać ze mną kontakt wzrokowy, moje spojrzenie było mocno wymowne. – Błagam cię. Nawet mi nie mów, że znowu chodzi…
– Nic nie mówię. – Przerwałam jej stanowczo, wiedząc, co za chwilę bym usłyszała. – Nie jestem po prostu gotowa na związki.
– Ale kto tu mówi o związku? Nikt ci nie każe od razu brać z nim ślubu! No halo, Iv.
– O rany, proszę cię – Uniosłam na nią swój pełny rezygnacji wzrok. – Naprawdę rozumiem, co masz na myśli. I że się o mnie troszczysz. Ale po prostu nie chcę pchać się teraz w nowe relacje z facetami. Poza tym… Tego się nie da ot tak zaplanować. Jeśli coś ma się wydarzyć, to się wydarzy.
Tak jak moja znajomość z Tomem…
– Pieprzysz.
– Idę zapłacić za te rzeczy – oznajmiłam, ignorując jej nieprzyjemną uwagę. Agness często była dosadna, nie zawsze było to miłe, ale przywykłam do tego. Znałyśmy się już zbyt długo, by jej słowa miały jeszcze jakkolwiek negatywnie wpływać na naszą przyjaźń. Mimo wszystko szanowałam jej szczerość do bólu. Było to znacznie bardziej wartościowe niż owijanie w bawełnę, czy oszukiwanie.
Czasami miałam ochotę jej powiedzieć o wszystkim, co leżało mi na sercu. Wywalić to z siebie jednym tchem, ale nadal coś mnie blokowało. Wiele razy się do tego przymierzałam i za każdym, rezygnowałam. Może nie chciałam, by wzięła mnie za totalną wariatkę? Przyjaciółka wiedziała, że nie byłam „typową” dziewczyną i zawsze to akceptowała, ale to wcale nie oznaczało, że nie mogła jeszcze zmienić zdania i stwierdzić, że byłam zbyt popaprana, by dalej się ze mną męczyć.
Powinnam być wdzięczna za to, co mi się przytrafiło. Przyjąć to i zaakceptować. Potraktować, jako miłe doświadczenie. I tak początkowo miało być. Ale im dalej, tym stawało się to trudniejsze. W końcu ugrzęzłam w tym za bardzo, by móc tak po prostu sobie wyjść. Mogłam zamknąć drzwi, ale wciąż brakowało mi do nich odpowiedniego klucza. Więc chodziłam z pokoju do pokoju. Miotałam się i nawet nie przyszło mi do głowy, by zacząć go szukać.
Tom niezaprzeczalnie zawrócił mi w głowie. A ja chyba nie byłam na to gotowa. Nie byłam też gotowa, aby o nim zapomnieć. Chciałam go zachować w swoich wspomnieniach. Chociaż tyle mogłam z tego mieć. Musiałam jeszcze tylko nauczyć się z nimi żyć…

Dzień naszych osiemnastych urodzin na szczęście nie był tym samym, w którym miała odbyć się wielka impreza organizowana przez Philipa. Dawało mi to chwilę wytchnienia i mogłam nawet udawać, że wcale nie mam żadnych urodzin. To nie było takie trudne wśród znajomych, którzy przywiązywali wagę do takich powierzchowności, jak przyjęcia. Nie miałaś imprezy- nie miałaś urodzin.
Naturalnie zarówno mój brat, jak i Agness nie zamierzali brać udziału w moim oszukiwaniu samej siebie. Dla nich ten dzień nie mógł być jak  każdy inny. Dlatego mój brat już z samego rana wparował do mojego pokoju, krzycząc o tym, że staliśmy się dorośli i wolni. Po kolejnej nieprzespanej nocy ledwo kontaktowałam ze światem i jedynie odburknęłam mu coś w stylu, że jest idiotą. Później pojawiła się przyjaciółka, z którą miałam spędzić pół dnia w szkole. Jarała się moją pełnoletniością zupełnie, jakby to były jej własne urodziny. Starałam się ignorować ten przytłaczający entuzjazm, jakim mnie wręcz atakowała z każdej strony. Nie chciałam być niemiła, dlatego przytakiwałam jej na wszystko i pozwalałam wierzyć, że cieszę się równie mocno, co ona. Nie mogłam poradzić nic na to, że naprawdę było mi wszystko jedno. Nie traktowałam swojej pełnoletniości, jako czegoś niezwykłego. Były to dla mnie po prostu kolejne urodziny, które musiałam jakoś przetrwać.
– O nie wierzę… – Drgnęłam, gdy blondynka obok mnie niemal zapiszczała, ściskając jednocześnie moje przedramię. Spojrzałam na nią zdezorientowana, ale ona nie była tym zainteresowana. Gapiła się przed siebie cała podekscytowana. – Zmywam się! – Rzuciła nagle, odwracając się w moją stronę z wymownym wyrazem twarzy. Dopiero wtedy zauważyłam zbliżającego się do nas chłopaka z naprzeciwka. Wytrzeszczyłam oczy na Agness, nie mając pojęcia, co ona do cholery znowu wyprawiała. Dlaczego chciała mnie nagle zostawiać samą na środku korytarza!? I to w chwili, gdy zmierzał do nas Nathaniel. – Tylko nie spieprz tego. – Poczułam, jak chwyta mnie za ramiona i potrząsa lekko, a po chwili już jej nie było! Odwróciłam za nią zszokowana głowę, by ujrzeć tylko jej podskakujące w powietrzu pasma włosów.  Z KIM JA SIĘ ZADAJĘ DO CHOLERY!?
Zamierzałam także pójść w jej ślady, ale gdzieżby. Nate był szybszy.
– Hej, Iv.
– Cześć – Uniosłam na niego swoje zakłopotane spojrzenie. Jeśli widział całą akcję z Agness, to zapewne musiał mieć ciekawe wizje.
– Ptaszki od rana ćwierkają, że jakaś piękna niewiasta ma dzisiaj swoje osiemnaste urodziny.
Musiałam mocno nad sobą zapanować, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Czy on to powiedział naprawdę?
Ciekawe, które ptaszki, zdążyłam jedynie pomyśleć, zanim chłopak wyciągnął zza swoich pleców niewielki bukiet fioletowo-białych bzów. Tym razem już nic mnie nie bawiło, a raczej zdumiewało.
– To dla ciebie, na miły początek dnia – oznajmił z szelmowskim uśmiechem.  Mój Boże, tak wiele mnie w życiu omija! Od kiedy ten koleś jest takim romantykiem!? Byłam w szoku, że w ogóle przyszło mu do głowy wręczać mi cokolwiek, a co dopiero zerwane z krzaka wiosenne kwiaty. Gdzieś w głębi jednak wypełniło mnie bardzo przyjemne i jednocześnie niezrozumiałe dla mnie uczucie. Nieważne, jak bardzo chciałam go do siebie zniechęcić, to nie mogłam zaprzeczyć, że był to z jego strony cholernie miły gest. Która kobieta nie lubiła dostawać kwiatów? A jeszcze takich zerwanych prosto z „łąki”, świadczących prawdopodobnie o tym, że ktoś o tobie myślał w drodze. O rany, czy to znaczy, że Nathaniel Faber myśli o mnie nawet wtedy, gdy ze sobą nie rozmawiamy?! Uderzyło we mnie to, jak poważne stawały się jego zaloty. Właściwie do niedawna byłam przekonana, że sobie odpuścił po imprezie w moim domu. Właściwie do niedawna, to w ogóle zapomniałam, że ktoś taki istniał…
– Dzięki – mruknęłam dość niepewnie, gdy już wróciłam do rzeczywistości i zamrugałam powiekami, aby moje spojrzenie przestało dawać ludziom do zrozumienia, że jestem szalona. Przyjęłam od niego bukiet świeżych kwiatów, których intensywny zapach od razu wypełnił moje nozdrza.
– Może miałabyś ochotę wyjść gdzieś dzisiaj wieczorem z okazji tego jakże ważnego święta? – Mogłam się spodziewać, że nie skończy się na kwiatkach.
– Przecież mam za dwa dni imprezę z okazji tego święta – Przypomniałam mu, oczywiście tylko po to, aby się jakoś sprawnie z tego wymigać. Przysięgam, że byłam na siebie wściekła. Za to, że nie potrafiłam być jak każda inna dziewczyna, która będąc na moim miejscu, zgodziłaby się bez wahania pójść z nim na koniec świata i byłaby przy tym wniebowzięta. Stał przede mną przystojny i cholernie sympatyczny chłopak, a ja? Ja miałam w głowie zasraną gwiazdę rocka, która już pewnie nawet nie pamiętała, że istniałam. Na co innego mogło wskazywać jego milczenie? Złośliwy głos w głowie sugerował mi, że muzyk spędzał ten czas ze swoją dziewczyną, tak dla odmiany. Bo przecież musiał poświęcać nam go mniej więcej tyle samo, prawda? Szczególnie jej, żeby nie zauważyła, iż jej wspaniały facet ma  fankę  na boku. Boże, jak to żałośnie brzmiało. Wszystko. Cała ja byłam żałosna.
– Wiem, ale raczej będzie tam dosyć tłoczno i nie będzie okazji pobyć we dwoje – Jego słowa mocno sprowadziły mnie na ziemię. Obrzuciłam go swoim zdezorientowanym spojrzeniem.
– Dlaczego mielibyśmy być tylko we dwoje? – wypaliłam, robiąc z siebie kolejny raz idiotkę. Dla odmiany  tym razem przed bożyszczem mojej szkoły, a nie pół świata, ale co to za różnica? Idiotka pozostanie idiotką. – To znaczy… Nie sądzę, by był to dobry pomysł – wyznałam szczerze. O tak, będę z nim szczera. Powiem mu, że jestem zadurzona po uszy w swoim idolu, którego już prawdopodobnie nigdy więcej nie zobaczę. Nic nie będzie lepszym odstraszaczem.
– Zauważyłem, że masz opory – skwitował z lekkim zawodem, ale jednocześnie nie wyglądał, aby zamierzał już dać sobie spokój. Nadal stał przede mną i przypatrywał mi się z uwagą. Miałam ochotę rozpłynąć się w powietrzu, byle ta rozmowa dobiegła już końca. To było takie trudne. Było mi przykro go spławiać. Gdy widziałam, jak się starał i przecież chciał dobrze. Przekreśliłam go już na samym starcie, tylko dlatego, że wcześniej pojawił się Tom. A teraz? Teraz nie ma Toma i nie będzie też Nathaniela, bo ja nie potrafię wrócić do normalności. – Ale to całkowicie niezobowiązujące spotkanie. Nie zamierzam wywierać na tobie presji.
Już ją wywierasz.
– Po prostu… Jesteś bardzo miły i zaskakujący, ale nie zamierzam robić ci złudnych nadziei. Jest ktoś inny. – Powiedziałam to najdelikatniej, jak tylko umiałam.
– Och… Nie miałem pojęcia. Twój brat zapewniał, że jesteś sama… – Nate wydawał się w tamtym momencie bardziej zakłopotany niż ja. To się robiło coraz bardziej niezręczne. I dlaczego Philip, do diabła, udzielał jakichkolwiek informacji na mój temat swoim kumplom?! Ciekawe, czym jeszcze raczył się podzielić.
– Bo właściwie jestem – potwierdziłam, czego od razu pożałowałam. Mogłam przecież udawać, nie miałby jak tego sprawdzić. Chyba miałam już dosyć tajemnic, które wokół siebie tworzyłam. – To bardziej skomplikowane – dodałam, dostrzegając jego niezrozumiałe spojrzenie.
– Czyli… Teoretycznie, dopóki nie jest to nic oficjalnego, nadal mogę się o ciebie starać.
BOŻE, CO? Starać się? O mnie? Świetnie z tego wybrnęłaś, Iv. Po prostu zajebiście. Jesteś tak bardzo nieporadna w relacjach międzyludzkich…
– Nate…
– Nie odbieraj mi szansy już na wstępie.
– Po co ci to? Rozejrzyj się, jest mnóstwo dziewczyn, które możesz mieć i nie miałbyś żadnej konkurencji… – Próbowałam do niego przemówić, bo kompletnie nie rozumiałam jego upartości. Dlaczego ja? Dlaczego teraz?
– O to chodzi, że my nie chcemy mieć każdej.
– My?
– My, faceci. Nie chcemy mieć każdej laski.
To było kolejnym świństwem z mojej strony, że pomyślałam o Tomie przy okazji jego słów. Jego wypowiedź była tak ogólna, że uderzyło to we mnie. Nate i Tom w jakiś sposób byli do siebie podobni, ale jednak nie byłam w stanie się przełamać, żeby chociaż spróbować zamienić ich miejscami. To byłoby następne oszustwo z mojej strony.
– Nie będę naciskał, ale nie zamierzam też od razu się poddawać. Wierzę, że nadal mam jakąś szansę. A skoro jesteś wolna… To znaczy, że on też jeszcze cię nie zdobył. Zobaczymy, któremu z nas uda się to wcześniej – Puścił do mnie oczko, a ja już nie wierzyłam, w to, co słyszałam. On tak na poważnie? Czy to jakaś gra? Jakby mało mi było rozterek życiowych, to jeszcze uparty Nathaniel zamierzał o mnie WALCZYĆ!? – Do zobaczenia na waszych urodzinach – Posłał mi swój zniewalający uśmiech, po czym bez uprzedzenia, na odchodnym cmoknął mój policzek. A ja stałam jak ostatnia sierota na tym korytarzu z bukietem bzów i wytrzeszczem oczu.
Bo los znowu śmiał mi się w twarz.


Wieczór zamierzałam spędzić z pudełkiem lodów i kolejnymi odcinkami Chirurgów. Trudno było mi poruszać się po Internecie i nie wchodzić na strony, czy grupy powiązane z zespołem Toma. Nie raz po wejściu na Facebooka wyskakiwały mi różne zdjęcia. Musiałam anulować wszystkie powiadomienia, żeby udało mi się jakoś funkcjonować w sieci i nie zwariować przy tym. Nie wiem, który już raz postanawiałam sobie, że kończę z tym. Kończę z rozmyślaniem, użalaniem się. Kończę ze wzdychaniem i żałością do czegoś, czego już nie będzie. Robiłam to na chwilę. Potem znowu przypominały mi się spotkania z Tomem i wszystko trafiał szlag. Bo życie było cholernie niesprawiedliwe.
Jakby było mi mało, tego wieczoru dostałam smsa. Od NIEGO. Myślałam, że serce wyskoczy mi z piersi, gdy ujrzałam jego imię na wyświetlaczu. To była jedna sekunda i naprawdę nic znowu nie miało znaczenia. Moje postanowienia? Jakie postanowienia… Przecież i tak sobie z nimi nie radziłam, więc po co miałam się zadręczać?
Długo patrzyłam w ekran telefonu, nim odważyłam się odczytać wiadomość. To było tylko jedno, niewinne zdanie.
Tom: Wszystkiego najlepszego, Ivy.
Nie powinnam się cieszyć. Nie powinnam czuć tej ekscytacji. Nie powinnam robić sobie nowej nadziei. Niczego nie powinnam. Mój mózg był nieugięty. Podpowiadał mi: halo, przecież to głupi sms. Kto składa życzenia przez smsa? Mógł zadzwonić! Cokolwiek!, ale od kiedy mózg miał jakiekolwiek szanse z sercem..? Bo choć głupie, zawsze posiadało większą siłę przebicia.
Ja: Dziękuję.
Ta odpowiedź kosztowała mnie wiele. Bo nie była tym, co naprawdę chciałam mu napisać. A chciałam napisać mnóstwo rzeczy. Chciałam zapytać go, czy spotkamy się niebawem. Poprosić, żeby do mnie zadzwonił. Błagać go, żeby mnie nie zostawiał.
Może miałam w sobie więcej silnej woli, niż mi się wydawało? A może to była duma? Pieprzona kobieca duma, która nakazywała mi trzymać dystans. Nie poniżać się dłużej przed nim. Nie okazywać, że byłam tutaj i czekałam z utęsknieniem na odrobinę jego zainteresowania.
Odłożyłam komórkę, bo nie liczyłam już na kolejną wiadomość. Ja, pełna nadziei, naiwna dziewczynka przestałam nagle liczyć na cokolwiek. Zrozumiałam, że nie ma już na co.
Utkwiłam swój wzrok w bzach stojących w wazonie, na moim biurku. Były takie skromne i niewinne, pachniały tak słodko. Uświadamiały mi, że są mężczyźni, którym zależy na mnie bardziej. I którzy nie zapominają o mojej osobie. Którzy potrafią sprawić, że nie będę musiała się obawiać o kolejny dzień. Tom do nich nie należał. Nieustannie był dla mnie wielką niewiadomą. Budził wątpliwości, strach, niepewność. I skutecznie maskował to wszystko pięknymi chwilami, które mi ofiarowywał.
❤❤

6 komentarzy:

  1. Czy mówiłam już, że bardzo lubię Twoje dialogi? Chyba w poprzednim komentarzu za dużo chciałam powiedzieć i w rezultacie zapomniałam. Tak, bardzo je lubię. Są lekkie, bardzo naturalne, niewymuszone. Masz dar, nawet zwykłą scenę w przymierzalni butiku potrafisz wymalować słowami tak, że czyta się ją z ogromnym zaciekawieniem i przyjemnością. Atutem są te wszystkie dylematy i przemyślenia, to, co dzieje się w głowie Iv. Zauroczenie gra pierwsze skrzypce i wątpię, że ich dźwięk dopuści rozsądek do głosu. Polubiłam tę dziewczynę, razem z jej przemyśleniami i dylematami, wątpliwościami i niewątpliwym ryzykiem, jakiego się nie boi decydując na dalszą kontynuację tej znajomości. Wie, że gdyby odpuściła, odcięła się, żałowałaby, że nie dała sobie szansy, nawet za cenę cierpienia.
    Ściskam i czekam na więcej ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, że moje dialogi w opowiadaniach zawsze wydawały mi się jakieś głupie, dlatego jestem mile zaskoczona, że Ci się podobają :D
      Dziękuję bardzo ;*

      Usuń
    2. Absolutnie nie są głupie. Są swobodne i bardzo naturalne. A Ty... jesteś dla siebie zbyt surowa ;*

      Usuń
  2. Przyznam, że jestem lekko zaskoczona – zdaje się, że wspominałaś, że nie lubisz trójkątów, a tutaj wybitnie pchasz Ivy w trójkąt :D Ktoś mógłby stwierdzić czworokąt, skoro niby Tom też ma dziewczynę, ale wciąż w to nie wierzę i na razie pozwolę sobie snuć swoje wizje wydarzeń (a co. fanfic fanfica, to by było!) :D
    Uwielbiam te wewnętrzne dylematy Ivy. Dylematy, rozmowy z samą sobą, to jak jej słowami, jej przemyśleniami porywasz nas (czytelników) w jej świat. To różni się od znajomych mi pierwszosobówek, które bardziej „relacjonują” zdarzenia, u Ciebie to jest jak prawdziwa rozmowa, nie wiem, ciężko mi to oddać słowami, ale wszystkie te części pozostawiają… no, ten feeling. Feeling już pal licho, że zdarzeń (o nich później), ale emocji, tej pustki, która się tworzy, tego niezrozumienia samej siebie, ale także tego, co Ty – autorka – chcesz nam pokazać, a czego ona – Ivy, bohaterka – sama o sobie nie wie. Te momenty lubię najbardziej i uważam, że wychodzą Ci niesamowicie sprawnie. To dużo większa sztuka zrobić to w pierwszoosobówce, zwłaszcza tak „zaangażowanej” jak Twoja – niż w formie trzecioosobowej (tymi banalnymi zdaniami typu „nie wiedziała, jak bardzo się myli” itp itd). Uwielbiam te subtelne różnice w tym, co Ivy myśli, mówi i robi. I w tym, co chciałaby myśleć, mówić i robić. :)
    Zwykle nie rozdzielam stylu, formy od zdarzeń, ale mam wrażenie, że w tej historii to niesamowicie ważne i istotne. Popraw mnie, jeśli się mylę!
    Tu, myślę, fabuła służy bardziej do napędzania tego szaleństwa i niezdecydowania, aniżeli do „głównego” wątku – bo ten, słodko-gorzki, mniej więcej wiemy, jaki będzie (albo mi się tylko wydaje, że wiem!). Przyznam, że prywatnie całkiem kibicuję Nate’owi – wydaje się bardzo szczery i naturalny, ale oczywiście należy to przełożyć przez filtr oczów nastolatki (a taką jest przecież Twoja bohaterka). Kurwa, to jest najtrudniejsze przy ocenie postaci przy tej formie. Tom mógłby być wielkim skurwielem, a przecież Ivy i tak by go sobie idealizowała… no, w każdym razie, zastanawia mnie też jego dystans. Jedynym, co teraz przychodzi mi na myśl jest to, że nie chce za bardzo wpuścić jej do swojego życia (stąd ta wymyślona dziewczyna, stąd to milczenie, które pewnie sporo go kosztuje etc). Domyślam się też, że może się to zmienić, gdy zorientuje się, że wokół Ivy kręci się też ktoś inny; pytanie w jakie kręgi nas to zaprowadzi… Szczerze mówiąc, współczuję Nate’owi, bo nawet nie wie, w jakie gówno się pakuje.
    No i proszę o więcej Philippe’a (dobrze zapisałam jego imię? Nie jestem pewna). To aktualnie moja ulubiona postać <3

    OdpowiedzUsuń
  3. A to chyba kolejny odcinek też trochę Cię zaskoczy. Ale to w ogóle zależy, jak rozumiesz pojęcie tego całego "trójkątu", bo dla mnie on jeszcze nim nie jest :D I nadal ich nie lubię! Nikogo też nigdzie nie pcham! xd
    Hm, a to ciekawe, że Twoje przekonanie o tym, że dziewczyna Toma jest wymyślona jest tak mocne :D
    I ja też współczuję Nate'owi, że trafił na mnie i tak mu muszę niszczyć życie. Sama bym go przygarnęła, gdyby był trochę starszy xD Ah.
    A Philippe to w sumie po prostu Philip. xD <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Taki smutny ten odcinek, ale jednocześnie budzący nadzieję dla Ivette. Moja pierwsza myśl o Nate'em (nie wiem, czy dobrze odmieniłam xd): jakiś buc, Ivette niech sobie nawet nim głowy nie zawraca. A teraz? Kurczę, nie wiem nawet, co mam myśleć. Te kwiatki, miłe słowa... Widać, że chyba naprawdę zależy mu na zdobyciu zaufania dziewczyny, chociaż - podobnie jak ona - mam mnóstwo wątpliwości. Może będzie chciał ją wykorzystać lub postąpi jak Tom? Sama nie wiem, na kogo bardziej stawiam.
    Tom coraz bardziej traci w moich oczach. Czyżby naprawdę przeszkadzało mu to, że Ivette ma dopiero 18 lat? Między nimi nie ma dużej różnicy (on ma 24, tak?), więc chyba nie to jest problemem dla niego. A ta dziewczyna, z którą jest? Trochę to podejrzane.
    Ech... Mam mieszane uczucia. Niby chciałabym, żeby Ivette była szczęśliwa z Tomem, ale z drugiej strony wolałabym, żeby dostał za swoje.
    No nic... Przechodzę dalej.

    OdpowiedzUsuń