środa, 21 marca 2018

Kartka nr 14. "Rozpływałam się"


– Skąd… Skąd ty się tutaj wziąłeś? – wyszeptałam, widząc teraz bardzo dokładnie jego twarz. Stał blisko. Za blisko. Tak trudno było oddychać, gdy był na wyciągnięcie ręki.
– Czy już zawsze będzie tak to wyglądało? – zapytał z lekkim uśmiechem, a ja zamrugałam powiekami. Nie wiedziałam nawet o czym mówił. – Ja będę się zjawiał niespodziewanie, a ty będziesz pytała: co ty tutaj robisz?
– Może powinieneś zacząć się zapowiadać – zauważyłam, siląc się na normalny ton. Nadal byłam w szoku, choć wcale nie powinno mnie to szokować. A może ja sobie to wszystko wymyśliłam? Może jednak wypiłam o jednego drinka za dużo… A może już całkowicie postradałam rozum?
– Próbowałem się do ciebie dodzwonić…
– Och… – Tyle zdołałam z siebie wydusić, gdy dotarło do mnie, że zostawiłam swój telefon w pokoju. Nie przyszło mi nawet do głowy, że ktoś próbowałby do mnie dzwonić podczas imprezy. Poza tym nie miałam gdzie go schować.
– Postanowiłem mimo wszystko zaryzykować i zjawić się bez zapowiedzi. Musiałem… – wyznał, patrząc mi prosto w oczy. I znowu wróciło. Jakby ktoś wylał na mnie całe wiadro uczuć, które do niedawna próbowałam, gdzieś zepchnąć, ukryć. Spadły na mnie wszystkie na raz. A ja nie wiedziałam, co z nimi zrobić. Może nie musiałam już tego wiedzieć? Bo zrobiło się tak przyjemnie. Ciepło rozeszło się po moim ciele. Tom kolejny raz był przy mnie. I nie mogłam już dłużej zaprzeczać, że tego chciał. Nie mogłam zaprzeczać samej sobie.
Patrzyłam na niego długo w milczeniu, jakbym chciała jeszcze upewnić się, że na pewno tam był. Nie odpowiadałam mu nic, bo nie miałam takiej potrzeby. Jego słowa wystarczały mi w zupełności. W końcu odepchnęłam się od zimnej ściany i pozbyłam się ostatnich, dzielących nas centymetrów. Z tak bliska mogłam dostrzec każdą niedoskonałość na jego twarzy. Każdy najdrobniejszy włosek zarostu, który ją lekko pokrywał. Co świadczyło wyłącznie o tym, jak bardzo był prawdziwy.  Muzyk także nie zamierzał przerywać tej chwili. I choć jego delikatnie rozchylone wargi niepewnie drżały, nie wypowiadał ani jednego słowa. A ja wiedziałam, że to były jedyne usta, które pragnęłam całować.
Wspięłam się lekko na palcach, by móc pochwycić jeszcze jego spojrzenie. Nie kontrolowałam już swoich ruchów. Moje ręce same uniosły się, by objąć jego kark i przyciągnąć jego twarz jeszcze bliżej mojej. Aż nasze czoła stykały się ze sobą. Aż koniuszek mojego nosa mógł otrzeć się o jego ciepłą skórę. Aż mogłam poczuć jego oddech pieszczący moje usta. Przymknęłam powieki, rozkoszując się tą drobną przyjemnością. Przesunęłam swoim nosem po jego policzku, a podczas tego ruchu nasze usta zdołały otrzeć się o siebie znacznie wcześniej, niż sobie to zaplanowałam. Nie, ja niczego nie planowałam. To był jakiś trans, po prostu się działo. I trwało sekundy, a dla mnie czas zdążył się zatrzymać.
Dopiero jego dłonie na moich biodrach, pchnęły mnie do dalszego działania i wpiłam się w jego usta bez opamiętania. Były jak narkotyk. Z każdym kolejnym pocałunkiem czułam się lepiej, jakbym odżywała na nowo.
Gdzie ja się podziewałam przez ostatnie dni..?  
I najpiękniejsze było to, że każda emocja i uczucie, jakie z siebie dawałam, zostawało odwzajemniane. Tom pragnął tego równie mocno, co ja. Tęsknił za tym dokładnie tak samo. I pozwalał mi to czuć, pozwalał mi to mieć.
– Zabierz mnie stąd – Oderwałam się od niego, pozwalając nam jednocześnie złapać oddech. I nie musiałam go o nic więcej prosić.  Poczułam przyjemne ciepło, gdy złapał moją dłoń. Pozwoliłam mu się prowadzić, dokądkolwiek by tylko zechciał podążać. Nie liczyło się już nic więcej.


Samochód Toma stał, jak zawsze po drugiej stronie ulicy. Tym razem jednak w towarzystwie aut należących do imprezowiczów, czy wszyscy zamierzali nimi wracać po pijaku? Mój Boże, prawie zapomniałam, że w ogóle miałam jakieś przyjęcie… Przy nim tak łatwo było nie pamiętać o czymkolwiek.
Chłopak otworzył drzwi od strony pasażera i byłam przekonana, że zrobił to dla mnie, bym mogła wsiąść do pojazdu. Tyle że wcale mnie od razu do niego nie wpuścił. Pochylił się na chwilę i wyskoczył nagle z ogromnym bukietem kolorowych kwiatów. Wytrzeszczyłam oczy w zdumieniu, bo to była ostatnia rzecz, jakiej się po nim spodziewałam.
– Wszystkiego najlepszego – oznajmił z uśmiechem, podając mi nie tylko kwiaty, ale również niewielkie pudełeczko z kokardką. Musiałam wyglądać świetnie, gapiąc się na niego, jakby spadł z nieba. – Otworzysz przy mnie? Chciałbym wiedzieć, czy ci się spodoba.
– Tak, jasne… Dziękuję. Nie spodziewałam się – wykrztusiłam wreszcie jakieś słowa, przyjmując od niego prezenty. Dlaczego to wydawało mi się takie dziwne? Tom przecież, jak każdy mógł podarować mi coś na urodziny.
– Tak. Zacznijmy od tego, że w ogóle się mnie nie spodziewałaś. I chyba nie tylko dzisiaj, ale i w ogóle. – skwitował nagle z dość słabym uśmiechem, co chyba oznaczało lekki zawód. Poczułam się trochę głupio, ale czy mogłam zaprzeczyć jego słowom? Miał rację.
– Dlaczego się nie odzywałeś? – zapytałam, spuszczając swój wzrok na eleganckie opakowanie, które skrywało w sobie zapewne jakiś uroczy drobiazg. Skoro muzyk poruszył już ten temat, chciałam wiedzieć, co było powodem jego milczenia. Bo uważałam, że miałam prawo pomyśleć sobie, że już więcej się nie zobaczymy.
– Pracowałem.
– Przez cały czas? – Mój głos zabrzmiał trochę, jakbym była zdziwiona. Wolałam być bardziej neutralna, ale nie wyszło. Nie uważałam także, bym w ogóle miała jakieś prawo dociekania. Bo kim ja byłam, żeby mi się tłumaczył?
– Tak. Wierz mi, że przez cały czas.
– Wierzę. – Uniosłam ponownie spojrzenie, napotykając od razu jego czekoladowe tęczówki. Nie mogłam wiedzieć, czy mówił prawdę, ale tak czułam. Ufałam mu. Poza tym nie dostrzegałam żadnego powodu, z jakiego mógłby kłamać w tym temacie.
– To otwórz to wreszcie, trochę się nagłowiłem z tym prezentem – Zachęcił mnie wyraźnie zniecierpliwiony, a jego twarz ozdobił wesoły uśmiech. Chyba był bardziej ciekawy mojej reakcji, niż ja tego, co ukrył dla mnie w tym pudełku. Tak naprawdę największy prezent od niego stał przede mną. On nim był. I nie potrzebowałam już niczego więcej. Niemniej nie trzymałam go dłużej w tej niepewności i rozpakowałam w końcu  prezent. A gdy tylko uniosłam wieczko pudełka, ujrzałam srebrnego aniołka w postaci zawieszki na łańcuszku. Ale to nie był zwykły łańcuszek z jakimś zwykłym aniołkiem. To był aniołek z gitarą!
– Jest przepiękny, Tom! – zawołałam i jestem pewna, że moje oczy wręcz zabłysły z zachwytu. W pewien sposób  mnie to wzruszyło. Nie spodziewałam się tak wyjątkowego i spersonalizowanego prezentu. – Dziękuję…
– Proszę bardzo. Cieszę się, że trafiłem – rzekł zadowolony. – Założymy?
– Jasne! – zgodziłam się bez wahania i wyciągnęłam biżuterię, od razu mu ją podając. Odwróciłam się, by mógł bez problemu pomóc mi go zapiąć. Z tego całego szczęścia zapomniałam, że miałam dzisiaj rozpuszczone włosy. Dopiero, gdy Tom mi je odgarniał przypomniałam sobie o tym szczególe oraz uznałam, że to był wspaniały pomysł. Ten drobny gest z jego strony był tak cholernie przyjemny. Poczułam jak dreszcz podniecenia przeszywa moje ciało, gdy jego palce musnęły delikatnie skórę na moim karku. Niechcący albo raczej niekontrolowanie, przygniotłam do swojej piersi biedne kwiaty, które przez ten cały czas trzymałam w rękach. Rośliny zdecydowanie nie były odpowiednimi istotami do przytulania!
– Tęskniłem za tobą… – Moje serce ledwo pozostało na swoim miejscu, gdy dotarł do mnie jego szept.
Rozpływałam się.
Pod jego szeptami.
Spojrzeniami.
Dotykami.
Oddechami…
– Chciałem spotkać się z tobą wcześniej. W dniu twoich urodzin… Ale po prostu nie mogłem.
Odwróciłam się do niego przodem, aby móc widzieć jego oczy. Bo to chyba im ufałam najmocniej.
– Nie mogę przestać o tobie myśleć. Ugrzęzłaś mi tu – Uniósł dłoń, wskazując palcem na swoją głowę. Nie mogłam się oprzeć, żeby się cicho nie roześmiać, bo wyglądało to komicznie. – Śmiejesz się? – Zmarszczył groźnie brwi, lustrując moją twarz uważnym spojrzeniem. – Śmiejesz. A ja odchodzę od zmysłów. Bo chcę cię słyszeć, widzieć, czuć… A ciebie nie ma.
I już przestało mi być wesoło. Każde kolejne słowo z jego ust wywoływało większe emocje, które powoli narastały gdzieś we mnie i miałam wrażenie, że próbowały swoją siłą wybić moje serce w górę.
Czy ten chytry los znowu ośmielił się zaśmiać mi się prosto w twarz?
– Znowu brzmię jak szaleniec.
– Ja… Też za tobą tęskniłam. – Tylko tyle zdołałam z siebie wydusić, bo coś usilnie odbierało mi mowę.

Czy nie miałam być tego wieczoru najszczęśliwszą osobą na świecie? Czy nie miałam bawić się, jak jeszcze nigdy? Chyba dotrzymałam słowa, braciszku. I chyba nie udałoby się to bez małej pomocy kogoś, kto uwielbiał wywracać mój świat do góry nogami…

Ta noc nie mogła skończyć się na ulicy przed moim domem. Tom zabrał mnie tam, dokąd najbardziej chciałam uciec. To miejsce było idealnym dopełnieniem wszystkiego. Bo to już było nasze miejsce.
– Właśnie tego dzisiaj potrzebowałam – wyznałam szczerze, odpinając pasy. – Nie wyłączaj! –Zaprotestowałam, zauważając jak dłoń chłopaka zmierza w kierunku radia, z którego wydobywała się przyjemna muzyka. –  Daj głośniej i zatańcz ze mną. – Poleciłam i nie zamierzając czekać nawet na jego reakcję, wyskoczyłam z pojazdu, podbiegając do bariery mostu, gdzie oczekiwałam jego przybycia. Spełnił moją prośbę i pogłośnił muzykę, a po chwili dołączył do mnie.
– Chodź… – Wyciągnęłam do niego rękę, chcąc z nim zatańczyć. Nieważne, że nie było tam odpowiednich warunków. Euforia sprawiała, że granice przestawały dla mnie istnieć.
– Nie… To chyba nie jest najlepszy pomysł – mruknął niepewnie, ale ja i tak chwyciłam go za rękę, ciągnąc na środek mostu. – Ivy…
– Nie odmawiaj mi. To moje urodziny – Użyłam niepodważalnego argumentu, licząc na to, że nie zauważy pewnych szczegółów. Po pierwsze, nie miałam wcale tego dnia urodzin. A po drugie… Moja urodzinowa impreza pewnie też już się nie liczyła. – Nikt nas tutaj nie zobaczy – dodałam, chcąc go bardziej zachęcić.
– Ale ja nie potrafię tańczyć.
– Każdy potrafi! – Zaśmiałam się i złapałam jego obie ręce, splatając je ze swoimi. – Tutaj możesz robić, co tylko chcesz. W tym miejscu jesteś wolny – Spojrzałam mu w oczy.
To chyba był pierwszy raz, kiedy poczułam się przy nim tak swobodnie i pewnie. A przede wszystkim, wiedziałam co mówiłam. Te słowa miały znaczenie. I były prawdziwe. 
– Teraz… – szepnęłam, słysząc wydobywającą się z głośników w samochodzie piosenkę. Nie znałam jej. Nigdy wcześniej nie słyszałam, ale była idealna. Idealna dla nas na tamten moment.
Zaczęłam się powoli poruszać, łapiąc odpowiedni rytm i starając się jednocześnie zmotywować Toma, który póki co wpatrywał się we mnie z uwagą. To też było przyjemne, ale chciałam czegoś innego. Musiałam jednak poczekać chwilę zanim się przełamał i do mnie dołączył.
Po raz kolejny mnie uszczęśliwił. I gdy zrobił tylko pierwszy krok potem wszystko zaczęło dziać się swoim tempem i na swój sposób. Tańczyliśmy. A razem z nami tańczył wiatr i tańczyły nasze serca.  A może tylko moje, ale jakie miało to wówczas znaczenie? Co chwilę tonęłam w czekoladzie jego tęczówek, którymi mnie pochłaniał. Wczuliśmy się tak bardzo, że nie zwróciliśmy uwagi nawet na krople deszczu, które niespodziewanie nas zaskoczyły.
Zaśmiałam się, gdy Tom okręcił mnie dookoła. Materiał  mojej sukienki zdążył podczas tych naszych wygibasów podwinąć się lekko do góry, ukazując moje uda. Nie czułam chłodu, który powodował wiatr w połączeniu z zimnym deszczem. Nawet nagła zmiana pogody nie była w stanie zepsuć mojego szczęścia.
– Czuję się jak w romantycznej komedii – Podsumował, przyciągając mnie w pewnym momencie do siebie tak, że prawie zetknęłam się z jego nosem. A konkretniej to moje czoło z jego nosem, bo ktoś tworząc moją osobę pożałował mi chyba kilkoma centymetrami wzrostu. – A ty jesteś cała przemoczona.
– Ty też – Parsknęłam śmiechem, w czym też mi zaraz zawtórował. – I co teraz? – zapytałam, poważniejąc i wlepiłam w niego swoje spojrzenie.
– Chyba mam pewne rozwiązanie – Posłał mi tajemniczy uśmiech i chwycił mnie za rękę.
Zaczynało coraz mocniej padać, więc już właściwie pobiegliśmy do samochodu, z ulgą zajmując swoje miejsca.
– Okryj się tym – Sięgnął do tyłu i podał mi bluzę, która zapewne należała do niego. Nie miałam zamiaru się sprzeciwiać. Z przyjemnością ją przyjęłam i nakryłam się, czując zaraz nie tylko przyjemne ciepło, ale także zapach, który doskonale był mi znany.
Chłopak ściszył muzykę i  zapinając wcześniej pasy, ruszył. Nie byłam pewna, dokąd jedziemy, ale miałam swoje domysły. Właściwie przychodziło mi do głowy tylko jedno miejsce i na samą myśl o tym robiło mi się gorąco.
– Zimno ci? – zapytał, zerkając w moją stronę. Zaprzeczyłam od razu, kręcąc głową. Nawet nie wiesz, jak bardzo mi teraz gorąco. Gdybyś tylko wiedział, o czym myślę…
– Na szczęście to niedaleko. Mam nadzieję, że się nie rozchorujesz.
– Nic mi nie będzie. Raczej lepiej, żebyś ty się nie pochorował.
– Ja nigdy nie choruję – Oznajmił, puszczając mi oczko. Pokręciłam już tylko głową, spoglądając przez boczną szybę. Niewiele było widać, ale wszystko pachniało deszczem. My nim pachnieliśmy i to było cudowne. Uwielbiałam wiosnę. A z tamtym rokiem polubiłam ją jeszcze mocniej. Jej zapach już na zawsze kojarzył mi się z chwilami spędzonymi z Tomem.
– Jedziemy do ciebie? – zapytałam, nie owijając w bawełnę. Chciałam tylko potwierdzić swoje przypuszczenia. Bo jeśli nie odwoził mnie na imprezę do mojego domu, to musiał wieźć mnie do siebie. Chyba, że miał w zanadrzu kolejnego asa?
– Tak. Masz coś przeciwko?
– Nie mam – Uśmiechnęłam się lekko. Nie miałam nic przeciwko, tylko na to czekałam. Nie wyobrażałam sobie innego zakończenia tej nocy, jak nie z nim. I marzyłam, żeby trwało to jak najdłużej. Bo bałam się, że gdy wstanie słońce, powrócą wątpliwości. Że cała magia rozpłynie się w jego jasnych promieniach i nie pozwoli mi dłużej być szczęśliwą.


Apartament Toma naprawdę nie był, aż tak daleko. Byłam pewna, że spokojnie mogłabym przejść się do niego kiedyś na nogach.
O ile „kiedyś” by nastało…
Przestań. Skończ, zanim w ogóle zaczniesz. Nie rób sobie tego znowu, dziewczyno. Po prostu nie rób.
– Wybacz bałagan, ale ostatnio byłem zabiegany, a sprzątaczki nawet nie fatygowałem…
– Całkiem czysto, jak na bałagan – skomentowałam ze śmiechem, widząc wciąż błyszczące podłogi. Właściwie niewiele zmieniło się w tym miejscu od mojej ostatniej wizyty. Może na wierzchu leżało kilka rzeczy więcej, niż wcześniej. No, ale na moje oko, to wciąż nie tworzyło żadnego bałaganu, za który należałoby przepraszać.
– No może tutaj… W mojej sypialni jest nieco gorzej – Roześmiał się, a ja poszłam w jego ślady. Sypialnia, to chyba miejsce, w którym najczęściej i najszybciej tworzyło się harmider. Miałam ten sam problem, więc nawet się nie przejęłam jego słowami. Przecież on też był człowiekiem. – Właśnie… Muszę się tam udać po jakieś suche rzeczy. Tylko, co ja ci dam? – Zmierzył mnie swoim spojrzeniem, jakby próbował określić moje wszystkie wymiary. Speszyło mnie to znacznie, bo zdawałam sobie sprawę, że moja sukienka była przyklejona do mojego ciała, a jej materiał lekko prześwitywał. Nie ostrzegali przed tym podczas zakupu. Ale skąd mieli wiedzieć, że planowałam tańczyć w deszczu na jakimś starym moście? Coś czuję, że takie kreacje mają inne zastosowanie! Ratował mnie jeszcze bukiet, który trzymałam wciąż na wysokości swoich piersi, zasłaniając całkiem sporo.
– Wystarczy jakaś koszulka – zasugerowałam niepewnie, jednocześnie chcąc odwrócić jego uwagę. Nie chciałam się mimo wszystko narzucać, ale wiedziałam, że przyda mi się coś suchego, bym mogła poczuć się trochę bardziej komfortowo. I sprawi to jego koszulka, sięgająca ci zapewne ledwo do ud?
– Nie ma sprawy. Zaraz wracam, rozgość się – Polecił i udał się w doskonale znane mi już miejsce. Boże, dlaczego chciałam pobiec za nim i wepchnąć go do jego własnego łóżka?! Odkąd tylko pojawiliśmy się w jego mieszkaniu moje myśli nieustannie próbowały sprowadzić mnie na drogę samych zbereźności. I nie wiedziałam, co się ze mną działo. Nie byłam przecież osobą, która szukałaby takiej przygody… Ale to wcale nie musiała być przygoda. Poza tym tak bardzo go pragnęłam. Nie mogłam temu zaprzeczyć.
– Możesz wziąć prysznic jeśli chcesz, zrobi ci się cieplej – Drgnęłam, gdy głos Toma wyrwał mnie nagle z zamyślenia. Spojrzałam na niego zdezorientowana, gdy podawał mi jedną ze swoich większych koszulek i w gratisie również bokserki. Jak tak dalej pójdzie, niedługo skompletuję całą męską garderobę w swojej szafie.
– Właściwie… bardzo chętnie. Tylko, jakbyś mógł wstawić to do wody – Zwróciłam uwagę na bukiet. Biedne kwiatki już pewnie ledwo zipały po naszych nocnych spacerach, gdy leżały samotnie w samochodzie bez kropli wody.
– Oczywiście – Przejął ode mnie wiązankę. – Drogę już znasz. Nie spiesz się – Posłał mi uśmiech, a ja z ochotą udałam się w kierunku łazienki. Czułam, że odprowadzał mnie wzrokiem. Nie mogłam udawać, że mnie to nie kręciło. Czy on również chociaż przez chwilę pomyślał o tym, że moglibyśmy dzisiaj skończyć w jego łóżku?
Przydał mi się nie tylko ciepły prysznic, ale także chwila, żeby ochłonąć. Musiałam jakoś okiełznać te swoje niesforne myśli! Krążyły jak sępy wokół Toma i czekały, aż tylko zechce podarować mi jeszcze coś więcej. Stałam tak pod strumieniem przez dłuższą chwilę, relaksując się w najlepsze.
Zaczęłam też śmiać się pod nosem sama z siebie i pokręciłam z politowaniem głową dla własnej głupoty. I co on we mnie widział? Na pewno nie to samo, co ja w sobie. Więc może było we mnie coś więcej? Odwróciłam się w przeciwną stronę i w tej samej chwili podskoczyłam przerażona, wydobywając z siebie niekontrolowany pisk. Odskoczyłam do tyłu, uderzając o półkę na której stały jakieś kosmetyki. Ale z tego szoku, nawet nie poczułam bólu. Nie wierzę!
 – Ivy, wszystko w porządku? - Usłyszałam niewyraźny głos, dochodzący zza drzwi. Chciałam krzyczeć „pomocy”, ale strach mnie sparaliżował. Opamiętaj się kobieto! – Ivy?!
– Tu jest pająk! – Zapiszczałam, niemalże wchodząc w ścianę.
No i brawo. Dorosła kobieta, która boi się małego, czarnego, ohydnego, zwisającego pająka…
Ostatnie czego się spodziewałam to ujrzeć takiego potwora w tym mieszkaniu. A już na pewno nie pod prysznicem!
Dlaczego znowu ja!?
Próbowałam nad sobą zapanować, ale to było silniejsze. Milion razy już sobie tłumaczyłam, że to tylko małe, niewinne stworzenie, które nic mi nie zrobi. Czy działało? NO NIE, DO CHOLERY! Większość małych istot typu robale wzbudzało we mnie po prostu wstręt, a pająki? Ich widok potrafił mnie sparaliżować. I przestawało być to zabawne, czy dziecinne, gdy nie byłam w stanie się ruszyć z miejsca.
Jednak istnieje coś, co odrzuca mnie bardziej od samych ludzi. O ironio.
– Mogę wejść? – Głos Toma kolejny raz dotarł do mnie przez drzwi, uświadamiając mi, że on wciąż tam stał.
– Nie! – wrzasnęłam, nie chcąc, ani żeby widział mnie w takim stanie psychicznym, ani tym bardziej nagą! Nie tak sobie wyobrażałam tę chwilę. Już czułam się zażenowana, a co dopiero, gdyby wszedł do tej pieprzonej łazienki i spojrzał na to moje skulone w kącie kabiny ciało.
Czyli sama sobie dasz radę z tym pająkiem? Doskonale! Do dzieła!
– Już jest okej? – Ze strony zaniepokojonego Muzyka padło następne pytanie, a ja w panice rozejrzałam się po łazience. Przy okazji znowu natknęłam się na dyndającego czarnego stwora, co sprawiło, że się wzdrygnęłam spinając na nowo swoje wszystkie mięśnie.
– Nie! – Nie zamierzałam go okłamywać, ani już nawet samej siebie! Przykleiłam się plecami do ściany i ocierając po niej swoim ciałem, przesunęłam się w stronę wyjścia. Zachowywałam się, co najmniej jakby zwisała przede mną tarantula i chciała mnie pożreć. Ale dla mnie właśnie tak wyglądał ten pająk. I na tamten moment kompletnie już mnie nie obchodziło, jak to mogłoby zostać odebrane przez Toma.
– Ivy, może wyjdziesz po prostu?
– Nie mogę!
– Jak to!?
– No nie mogę! – Jęknęłam żałośnie i wzięłam głęboki wdech. Jedyne, co mnie jeszcze ratowało to sięgnięcie po ręcznik, by się zakryć. Wówczas Tom mógłby wejść do pomieszczenia i mnie uratować. Tak, uratować… Co za koszmar!
Zrobiłam dokładnie tak, jak pomyślałam. Kosztowało mnie to naprawdę wiele wysiłku. Ty idiotko, przecież możesz po prostu wyjść z tej kabiny! Krzyczałam do siebie w głowie, ale i tak czułam całkowicie coś sprzecznego. Jakie było prawdopodobieństwo, że gdy się bardziej poruszę, ten stwór zrobiłby to samo?
– Ivy!
– Dobra, chodź! – zezwoliłam, co już bardziej brzmiało, jak rozkaz. Zdążyłam zakryć się ręcznikiem, ale zdawałam sobie sprawę, że i tak byłam żałosna.
Komm Und Rette Mich, kurwa. Nienawidzę cię losie, nienawidzę. Wiedz o tym!
Zabierz tego potwora!
Tom wpadł do łazienki, ale patrzył na mnie, jakby nie miał pojęcia o co mi chodziło! I gapił się, zamiast zająć się przyczyną mojego paraliżu.  
– Co się stało?
– No przecież mówię! Pająk! – Krzyknęłam zrozpaczona i niepewnym ruchem wskazałam w miejsce, gdzie zwisało to bydle, sama nawet już nie patrząc w jego kierunku.
– Matko, myślałem, że coś ci się stało…
– Zaraz mi się stanie! – zapewniłam go bez wahania. Chłopak spojrzał na mnie zdezorientowany, a potem przeniósł wzrok na pająka. Wyraźnie nie bardzo wiedział, co miałby z nim zrobić. NIGDY STĄD NIE WYJDĘ! – No weź go po prostu utop!
– Mam go utopić!? – Przeraził się, jakbym naprawdę kazała mu dokonać morderstwa, za które groziła kara pozbawienia wolności. 
– Jego albo mnie – mruknęłam już pełna desperacji. Tom chyba nie rozumiał powagi sytuacji, ale przynajmniej miał więcej rozumu ode mnie. Westchnął głęboko i wlazł mi do kabiny. Pierwsze, co uczynił, to zakręcił wodę. Po tym odwrócił się w moją stronę i złapał mnie w pasie. Serce mi zadrżało, gdy nagle moje stopy straciły grunt pod nogami.
CZY ON CHCE MNIE NAPRAWDE UTOPIĆ!?
Nie, idiotko.
On po prostu wyniósł mnie spod tego cholernego prysznica i postawił na kafelkach. To był moment, w którym poczułam się dopiero bezpieczna. Wszystko po prostu ze mnie zeszło, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
– Lepiej? – zapytał, wpatrując się uważnie w moją twarz. A skoro już strach sobie odpuścił, to powróciło zażenowanie. Także stałam przed nim owinięta samym ręcznikiem i czerwona jak buraczki, taplające się w wigilijnym barszczyku.
– Przepraszam… – szepnęłam automatycznie, wciąż patrząc na niego ogromnymi oczami. Miałam świadomość, że urządziłam mu scenę niemal jak z jakiejś beznadziejnej komedii, która wcale nie była zbyt zabawna. Co druga osoba nazwałaby mnie wariatką. A przynajmniej uznałaby, że przesadziłam. Nawet ja miałam takie odczucia mimo że wiedziałam, że z fobiami nie było żartów.
– Nie musisz przepraszać. Przecież nic złego nie zrobiłaś.
Poza tym, że znowu się ośmieszyłam. Ale kto by się przejmował? Chyba tylko ja.
– Musiał się tu dostać przez klatkę wentylacyjną. Mówiłem ci, że mam bałagan! I proszę, nawet goście się pojawili. To ja powinienem przeprosić. Prawie mi tu umarłaś na zawał, nie widziałem jeszcze tak przerażonej kobiety.
Mimowolnie parsknęłam śmiechem, bo przerażona kobieta naprawdę zabrzmiała zabawnie w jego ustach. O mój Boże, dlaczego to nigdy nie może być normalne? Czy mnie zawsze musi coś spotkać?
– Widzę, że już jest chyba dobrze.
– Tak. Dzięki za ratunek – mruknęłam nadal zażenowana. Wstyd było mi nawet patrzeć mu w oczy. W dodatku krępował mnie mój strój, a właściwie to jego brak. Ręcznik nie był dla mnie wystarczającą osłoną. Poza tym Tom wciąż stał tak blisko mnie. Gdy już emocje związane ze strachem opadły, znowu wracała ta błoga rzeczywistość.
– Do usług – Mówiąc to, niespodziewanie zbliżył się do mnie i musnął krótko moje usta. Tym razem nie umiałam już uniknąć jego oczu. O Boże, to wszystko jeszcze nie musi być wcale stracone. On jest taki cudowny, ledwo przemknęło mi to przez myśli, gdy dotarł do mnie jego śmiech. Zmarszczyłam brwi, patrząc na niego z niezrozumieniem i niepewnością. Czemu nagle zrobiło mu się tak wesoło? – Przepraszam. Po prostu… wyglądasz jak panda.
Moje oczy przybrały rozmiarów wieczka od słoika i nawet się nie zastanawiając, popędziłam do lustra, wiszącego nad zlewem. Z mojego idealnego makijażu zostały już tylko same smugi wokół oczu. Jeszcze coś? Czekam, zapraszam. Żenada to moje drugie imię!
– Ej, ale pandy są urocze!
– Oczywiście – mruknęłam z niezadowoleniem, po czym odkręciłam wodę, by zacząć szorować twarz. Wodoodporny tusz był zawsze spoko do momentu, aż musiałam go zmywać bez pomocy środków do demakijażu.
– Nie przejmuj się tak, Ivy.
– Ależ skąd…
– Naprawdę!
– Było tak pięknie, a mi się zawsze musi przytrafić coś, co pozostawi po sobie tylko zażenowanie i frustrację – wyrzuciłam nagle z siebie, czego chyba nie zdążyłam już nawet skontrolować. Wcale nie chciałam mówić tego na głos!
– Przecież nic się nie stało, a noc jeszcze się nie skończyła – rzekł, poważniejąc. Dopiero, gdy zakręciłam wodę i spojrzałam na odbicie w lustrze, dostrzegłam, że stał dużo bliżej niż się wydawało. Boże, jak wspaniale razem wyglądamy. – Nie przejmuj się takimi drobiazgami, wszystko jest w porządku. A ty… jesteś cudowna. – dodał po chwili, gdy nasze spojrzenia w lustrze skrzyżowały się ze sobą. Znowu te motyle w brzuchu i to biedne serce, które zapomniało, jak wybijać racjonalny rytm.
– Czekam w salonie – Uśmiechnął się, a ja wstrzymałam oddech, gdy jeszcze pochylił się, by musnąć ustami mój policzek. Naprawdę tyle mi wystarczało. Tylko tyle, by dla niego oszaleć.
Zaraz! Jak to w salonie! Przecież ten pająk dalej tam jest!
– Nie możesz teraz wyjść! – Odwróciłam się do niego gwałtownie.
– Jak to?
– Dopóki on tam jest! – Wskazałam palcem w kierunku prysznica, a Tom w zdziwieniu uniósł wysoko brwi. – W każdej chwili może stamtąd wyjść. Nie przeżyję tego drugi raz.
– W porządku. Zabieram go ze sobą.
– Ale jak to?
– Zwrócę mu wolność.
– Jesteś zbyt szlachetny, on chciał mnie zaatakować.
– To chyba powinienem zgłosić to na policje?
– To nie jest śmieszne.
– Oczywiście, że nie jest.
– Dobrze. Proszę bardzo. Rób z nim, co chcesz. – Skrzyżowałam ręce na piersi i urażona obróciłam się do niego tyłem. Nie byłam pewna, czy Toma bawił mój strach przed pająkami, czy coś innego, ale było mi przykro. Bo miałam z tym prawdziwy problem. Czułam się już wystarczająco głupio, a on to jeszcze pogłębiał, gdy nie traktował sytuacji poważnie.
– Chodź Bruno, musisz wynająć pokój u kogoś innego, bo jesteś zbyt paskudny.
Mimo że gadanie Toma z pająkiem mogło wydawać się zabawne, zamierzałam utrzymać swoją obrażoną minę dopóki chłopak nie wyszedł z tym stworzeniem. Nawet nie patrzyłam, w jaki sposób go złapał. Na samą myśl przechodziły mnie ciarki. Nie widziałam naszej przyszłości zbyt kolorowo, jeśli muzyk przyjaźnił się z pająkami!
Odetchnęłam głęboko, gdy wyszedł, ale nie trwało to długo. Po chwili zjawił się z powrotem już bez swojego nowego kumpla.
– Nie jestem pewien, ale możliwe, że Bruno jednak stracił życie – oznajmił z całkowitą powagą, podchodząc do mnie. Posłałam mu swoje niedowierzające spojrzenie w lustrze, bo wciąż się w nie gapiłam. – Obiecał przed swoim odejściem, że jego rodzina nie będzie cię nawiedzać.
Nadal jestem wkurzona, śmieszkuj sobie dalej! Nic tym nie ugrasz! Nie tym razem, panie Idealny! Psioczyłam w myślach z kamienną twarzą. I naprawdę świetnie mi to wszystko wychodziło. A przynajmniej do momentu, gdy ten znowu nie stanął za moimi plecami i nie ułożył swoich dłoni na moich nagich ramionach. Zadrżałam.
Wtedy uderzyła we mnie rzeczywistość. Fakt, że byłam obwiązana tylko ręcznikiem. Jeden ruch i stałabym przed nim całkowicie naga. Wiedziałam jednak, że nie zrobi nic, dopóki ja sama nie podejmę takiej decyzji, dlatego czułam się bezpieczna… Ale to nie znaczy, że wciąż mnie ta sytuacja nie krępowała.
– Czujesz się urażona?
– Tak – Nie zamierzałam kłamać. Mimo że było mi strasznie gorąco, gdy stał tak blisko i mnie dotykał, kontrowałam swój umysł. Jeszcze. – Rozumiem, że mogę być śmieszna w swoim zachowaniu… Ale fobia, to jak choroba. A z choroby wcale nie są śmieszne.
– Nie śmiałem się z twojej fobii. Chciałem tylko rozluźnić atmosferę… Przepraszam, jeśli źle to odebrałaś.
– Tak, źle to odebrałam… Za bardzo się przejęłam.
– Nie gniewaj się na mnie. Czasem zapominam, że nie zawsze moje żarty są odpowiednie.
– Nie gniewam się.
– Więc mogę cię już tutaj zostawić? – zapytał, odgarniając moje mokre włosy na bok. Nie mogłam zignorować jego palącego spojrzenia. Jego wzrok był skupiony na moim odkrytym ramieniu oraz szyi. Nie miałam pojęcia, gdzie jeszcze patrzył. Prawie płonęłam. – Czy może potrzebujesz jeszcze jakiejś drobnej pomocy…
– Myślę, że już sobie poradzę…
– Szkoda – Uśmiechnął się lekko, unosząc w górę swoje spojrzenie. – Jakby co, będę niedaleko – Puścił mi oczko, a ja poczułam nagły chłód, gdy się ode mnie nagle odsunął.
Nie… Wróć! Ja… wcale nie chciałam! Po prostu nie myślę trzeźwo! Wróć…
Jack, come back…
Wypuściłam z ust powietrze i wbiłam swój rozkojarzony wzrok w lustro.
– Cholera jasna.
Co on ze mną robił?


♥♥♥

Ghaaa. >.<
To najlepszy komentarz ode mnie :D 






5 komentarzy:

  1. Uwielbiam zakochaną Ivy!

    Iiii ponieważ zabrzmiało jak uwielbiam „Zakochaną Fankę” to spieszę z tłumaczeniem, że owszem, opowiadanie też, ale chodzi mi o to, że uwielbiam Ivy, kiedy jest zakochana. Albo właściwie… zakochana (to już? może na razie „zafascynowana”) to ona jest cały czas, ale uwielbiam te części, kiedy… jest szczęśliwa. I, wbrew pozorom, wcale nie z czysto życzę-im-wszystkiego-najlepszego powodu!

    W teorii to w tych częściach, gdzie jest smutna, gdzie tęskni za Tomem, gdzie wali się jej świat… no, w teorii to w tych częściach powinno być „najciekawiej” pod względem emocjonalno-pisarskim; tam powinny Ci się rozwijać skrzydła i tam powinno być „najlepiej”. I nie to, że nie było (bo było zajebiście), ale uważam, że na wyżyny swoich możliwości wspinasz się, gdy opisujesz w naprawdę niebanalny sposób jej szczęście. Znajdujesz, nie wiem jak, ale idealną granicę pomiędzy patetyzmem (a biorąc pod uwagę kreację głównej bohaterki, baaardzo łatwo popaść tutaj w skrajność), a czarnym humorem i sprawiasz, że naprawdę, naprawdę, naprawdę mam na twarzy głupi uśmiech podczas czytania. Wiem, bo mam naprzeciwko siebie lustro i w nie spojrzałam. Szczerzyłam się jak debil.

    I… W KOŃCU. W końcu dostałam to, czego chciałam, czyli chociaż trochę Toma. Siedzę od trzynastu części w głowie Ivy i tylko ciągle słyszę jej ustami, jaki to nie jest cudowny, wspaniały… a tak naprawdę ciężko go było polubić po tych kilku scenach, w których cokolwiek robił. Tutaj znów wracasz do tego Toma, którego poznałam przy śmietniku, tego faceta, w którym rzeczywiście można się spokojnie zadurzyć, bo poza tym, że jest przystojny, jest też bardzo zabawny, miły, opiekuńczy… i tym razem nie są to opisy serwowane przez Ivy, to są jego prawdziwe zachowania! Uwielbiam tego zasranego Casanovę, który doskonale wie, co działa na dziewczyny i świadomie to wykorzystuje, jednocześnie (to już czysto *fanowsko* w stosunku do Twojego opowiadania) mam nadzieję, że przy tym wszystkim nie okaże się skurwielem. Bo wszystkie wiemy, że tacy chłopcy to doskonały materiał na skurwieli.

    Do głowy wpadła mi też myśl, że… hm, naprawdę nie wiem, dlaczego on się z nią spotyka. I uważam, że to dobrze – w końcu siedzę w głowie Ivy, która też ciągle zadaje sobie to pytanie, też ciągle w to wątpi i generalnie na horyzoncie widzi czarne chmury. Jestem całkiem zaskoczona, że odkryłam to dopiero teraz, ale tym bardziej – chapeau bas dla Ciebie, bo dość późno się w tym zorientowałam :D

    Przyznam, że totalnie nie załapałam akcji z Aniołkiem. To znaczy – czy ten prezent miał jakieś znaczenie? Rozumiem, że Ivy będzie cieszyła się ze wszystkiego, co dałby jej Tom (bitch please), ale toż to jakiś badziew. Czemu on myślał, że to się jej spodoba? Czemu to jej dał? Nie rozumiem!

    No i, odnośnie fabuły, jeszcze raz: humor <3 Uwielbiam to, że jednocześnie śmieję się dzięki narracji pierwszoosobowej i przez rozterki w głowie Ivy, a do tego – przez to, co się dzieje. I chociaż sama sytuacja z pająkiem nie jest śmieszna (przybijam piątkę Ivy) to dialogi to naprawdę mistrzostwo <3 I to stopniowe podsycanie napięcia, przebijane komentarzami o komedii romantycznej, czy pandzie… BOŻE, ten Tom jest naprawdę, naprawdę, naprawdę.
    Nic dziwnego, że w piętnastce stanie się to, co się stanie xD W tej chwili wierzę w to TOTALNIE, a – przyznaję – zastanawiałam się, jak to rozegrasz.

    To mój zdecydowanie ulubiony rozdział u Ciebie, jak do tej pory <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakoś zupełnie nieświadoma tego, że to opko też jest na blogspocie,nie zostawiałam tutaj komentarzy :(. Ale od teaz się to zmieni xd.

    Kolejny cudowny odcinek :).
    Nie mogę przestać zachwycać się Tomem w tym odcinku, jest tak uroczy i kochany, że szok xd. Zupełnie jak nie Tom :D.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja oczywiście nigdy nie mogę przeczytać i skomentować w dniu publikacji, bo zawsze coś mi wypadnie, ale już jestem.
    Zanurzając się w Twoich słowach zastanawiałam się, gdzie Iv pozwoli się zabrać Tomowi, czy on da jej prawo wyboru, czy dokona go sam? Kwiaty i prezent! Spisał się chłopak, ale czułam, że jeśli się już zjawi, nie przyjedzie z pustymi rękoma. Myślałam nad tym jego zapracowaniem; czemu nie miał czasu na choćby smsa, czy telefon? Logiki facetów nie zrozumiesz, on także pewnie miał w tym swój cel. Ciekawa byłam bardzo co jej sprezentuje, wprawdzie stawiałam na coś z biżuterii, ale nie spodziewałam się takiego kształtu! Potem już było tylko coraz bardziej romantycznie, czyli – tak, jak lubię. A potem… potem było bardzo zabawnie. Zupełnie jakbym widziała siebie. Na Boga! Ja też obsesyjnie boję się pająków!
    Ach… I już myślałam, że czegoś się doczekam, tymczasem, jak znam życie lojalny Tom jej nie tknie, nawet choćby ona bardzo tego chciała. Będzie grzeczny niczym ten anioł na wisiorku, jaki jej podarował ;) A może się mylę?
    Sprawa kolejna. Chyba łączy mnie z Iv więcej niż się spodziewam, nie dość, że boi się pająków, to może jest także urodzona w maju? No, chyba, że to kwiecień, ale może chociaż jest też spod znaku Byka?

    Teraz przyczepię się raz, taka mała uwaga: nie współgra mi znaczeniowo w tym zdaniu słowo „pogardził” - bo ktoś tworząc moją osobę pogardził mi chyba kilkoma centymetrami wzrostu – powinno być raczej – pożałował mi jeszcze kilku centymetrów wzrostu.
    Poza tym nic tam więcej mnie nie ukłuło. Odcinek świetny, wielobarwny, obfity w uczucia i odczucia, romantyczny, a zarazem nie pozbawiony zabawnej akcji. Super! Czekam na więcej, na ten gorąc jaki spływa po Iv!
    Buziaki, pozdrawiam serdecznie ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak Iv jest majową dziewczyną i byczkiem :D Właśnie zdałam sobie sprawę, że to kolejna moja bohaterka z maja... Za bardzo kocham ten miesiąc xD Także chyba wychodzi na to, że natknęły się tu na siebie trzy byczki :D
      A co do Toma... W tej wersji zdecydowanie jest grzeczniejszy, ale czy zdoła się dłużej opierać? Myślę, że sama Iv mimo nieśmiałości będzie w końcu miała dość czekania :D
      Dziękuję za opinię i również pozdrawiam ;*

      Usuń
  4. Gdyby związki wyglądały tak w prawdziwym życiu, chyba częściej bym się zakochiwała. Ivette jest przeurocza w tym stanie i aż szkoda byłoby, gdyby Tom jednak okazał się draniem. (Wiem, że w każdym komentarzu piszę o swoich przeczuciach co do tego, jednak nie potrafię się przekonać do jego szczerości oraz tego, że będą szczęśliwą parą do końca życia.)
    Ale ma w sumie jeszcze Nate'a, więc może nie będzie tak źle.
    Sytuacja z pająkiem... Sztos.

    OdpowiedzUsuń