czwartek, 15 marca 2018

Kartka nr 13. "Baw się dobrze"


„Obiecaj mi, że będziesz się dzisiaj bawić  jak nigdy. I że będziesz najszczęśliwsza na świecie”, te słowa usłyszałam od swojego brata z samego rana, gdy wpadł do pokoju, żeby zrobić mi pobudkę. Nienawidziłam obietnic. Zarówno tych, które mi składano, jak i tych, których składania wymagano ode mnie. Uważałam, że nie miało to najmniejszego sensu. Ludzie na siłę tworzyli sobie jakieś oczekiwania ze świadomym ryzykiem rozczarowania, a później patrzyli na ciebie z zawodem.
Poza tym, jak mogłam obiecywać coś komuś, jeśli nie umiałam nawet ufać samej sobie? Niestety Philip od samego rana zafundował mi natłok myśli i wyrzutów sumienia. Bo oczywiście, musiałam mu to obiecać. A potem pozostało mi się tylko zastanawiać, jak tego miałam dokonać lub po prostu jak znowu świetnie udawać przed całym światem.
To wcale nie było tak, że odkąd w moim życiu pojawił się Tom, ja nagle zaczęłam zmieniać się w jakąś popapraną krętaczkę, która wszystko udawała przed bliskimi. Od zawsze byłam pełna tajemnic i nigdy nie potrafiłam w pełni się przed kimś otworzyć. Miałam wrażenie, że zbyt wiele we mnie mroku, by świat mógł to kiedykolwiek ujrzeć. A Tom? Tom właśnie budził we mnie światło. Szczere i promienne jak wiosenne słońce. Mimo wielu różnic, świadomości, kim dla mnie był… Czułam się przy nim swobodnie. I choć często wydawało mi się, że tracę nad sobą kontrolę, że nie byłam tą osobą, którą być powinnam… Może właśnie było przeciwnie. Może to dopiero przy nim uwalniałam prawdziwą siebie. Nie miałam pojęcia, od czego to wszystko zależało, ale to tylko mocniej mnie do niego przyciągało.
Podczas gdy w moim domu zapanował chaos na czas przygotowań do imprezy, ja siedziałam cicho w swoim pokoju. Miałam poczucie, że powinnam bardziej się udzielać i zaproponować jakąkolwiek pomoc, ale fakt, że nikt mnie o to nie prosił, tylko bardziej przybijał mój tyłek do miękkiego fotela, w którym chciałam się ukryć.  Ze słuchawkami na uszach i laptopem na kolanach przeglądałam sieć. A właściwie snułam się po Internecie bez celu, próbując zająć czymkolwiek swoje myśli.
Philip zaprosił do pomocy swoich kumpli, więc miałam świadomość, że wśród nich na dole był również Nathaniel. A ja naprawdę czułam się w jego obecności niezręcznie po naszej ostatniej rozmowie. Nie przywykłam do tego, żeby komuś zależało na mnie, aż do tego stopnia, by walczyć z nieznajomym rywalem. Rywalem, prychnęłam w swojej głowie i automatycznie spojrzałam na telefon, leżący na biurku. Milczał jak zaklęty, pomijając wiadomości od wiecznie podekscytowanej Agness. Tyle że to nie na nie tak czekałam. Dlaczego ja wciąż czekałam?  
– Skończ z tym. – Nakazałam samej sobie i zatrzasnęłam laptopa.  Nie słuchałam nikogo, więc nie było sensu łudzić się, że posłucham samej siebie. A czy był sens dłużej się opierać? Nie wiedziałam. Zamierzałam jednak zrobić wszystko, żeby choć ten jeden wieczór mieć święty spokój. Nie chciałam już się zadręczać, myśleć w kółko o tym samym. Przypomniałam sobie o tym, co obiecałam bratu i postanowiłam wziąć się w garść. Ten jeden raz. To był mój dzień.

Zawsze najtrudniej było osiągnąć, to czego najbardziej się chciało. Podobnie było z niemyśleniem. Szczególnie o Nim. Nie wiedziałam jednak, że to jest zupełnie zbędne. Obietnica właściwie sama się zamierzała dotrzymać.
Ten dzień miał być wyjątkowym. Niezapomnianym. Miałam w końcu stać się niezależna. Zacząć decydować sama o sobie, nie zważając na zdanie matki, która nigdy mnie nie rozumiała. Ten dzień miał odmienić moje życie. Na lepsze. I tak właśnie było.
To były najdłuższe urodziny w moim życiu. Najdłuższe i najpiękniejsze. Po raz kolejny spełniły się moje marzenia, o których nawet nie miałam pojęcia. To, co się działo,  nie śniło mi się w najśmielszych snach. Ale od tego dnia… byłam już pewna, że nic więcej nie będzie w stanie mnie zaskoczyć. Czy kolejny raz się pomyliłam..?

Kilka godzin później dom był już pełen ludzi. Przytłaczała mnie sama myśl o tym, a co dopiero gdy pojawiłam się wśród nich. Większość to znajomi mojego brata. Choć śmiałam twierdzić, że nawet on nie znał połowy z nich. Nie zagłębiałam się jednak w ten temat, ponieważ miałam swoje własne zmartwienia. I postanowienia! Będę się dobrze bawić, powtarzałam sobie to, odkąd zamknęłam za sobą drzwi swojego pokoju. Szłam przez przedpokój i szeptałam to w kółko pod nosem, potem schodząc po schodach, aż w końcu napotkałam spojrzenia ludzi ze szkoły i zacisnęłam usta tak mocno, że aż błyszczyk zlepił mi je ze sobą. I jak ty niby chciałaś mieć cokolwiek wspólnego z Tomem, skoro peszą cię ludzie? Przy nim ciągle ktoś by na ciebie patrzył. Nic się nie zmieniło. Mogłam przebywać w towarzystwie tych wszystkich osób, ale w mojej głowie wciąż towarzyszyła mi tylko jedna postać.
– Iv, wszystkiego najlepszego! – Nagle zostałam pochwycona w drobne ramiona, które na szczęście należały do mojej przyjaciółki. Wyściskała mnie, jakby robiła to po raz pierwszy. A to była już w sumie druga dawka życzeń, jakie od niej otrzymałam. Bo przecież oficjalna data moich urodzin minęła dwa dni temu. – Wyglądasz przecudownie! – Blondynka wciąż się ekscytowała, lustrując mnie z góry na dół. Nawet nie zdążyłam zarejestrować, w którym momencie wcisnęła mi w rękę małą torebeczkę z prezentem.
– Dziękuję, Ness. Nie musiałaś nic przynosić.
– A ty jak zawsze to samo! – Machnęła na mnie ręką, w ogóle się nie przejmując. Jej wzrok zaraz powędrował w kilku różnych kierunkach, aż przestałam za nią nadążać. – Gdzie wcięło twoją kopię? – zapytała, zaspokajając jednocześnie moją ciekawość, kogo tak zawzięcie poszukiwała.
– Nie mam pojęcia, przed chwilą dopiero zeszłam.
– Siedziałaś tam cały dzień? – Uniosła brwi tak wysoko, że aż się przeraziłam tym widokiem. Czułam, że od tej odpowiedzi zależało moje dalsze życie, ale i tak postanowiłam być szczera.
– Prawie.
– Nie mam do ciebie siły.
– Nie musisz jej mieć – Wytknęłam jej język. – Chodźmy po jakieś drinki. Zamierzam dzisiaj pić – oznajmiłam, łapiąc ją pod ramię. I taka ja chyba jej się spodobałam dużo bardziej. A sobie? Nie wiedziałam. Miałam świadomość, że chcę zagłuszyć swój umysł alkoholem. Bo wówczas życie naprawdę nie wydawało się już być tak bardzo skomplikowane. Nie rozważałam tak mocno nad każdą swoją decyzją i czułam się dobrze. Choć nie do końca racjonalnie.
Przeszłyśmy z Agness przez salon, który już tak bardzo właściwie go nie przypominał . Większość mebli, które dało się jakkolwiek ruszyć, zniknęła. I w sumie, nie miałam pojęcia, dokąd Philip powynosił to wszystko. Ja naprawdę nie zeszłam na dół nawet na chwilę podczas tych całych przygotowań i dopiero gdy tak zmierzałam do kuchni z przyjaciółką u boku, zrobiło mi się trochę głupio. Kumple Philipa zapewne musieli uznać mnie już za jakąś dziwaczkę stroniącą od ludzi. W sumie za wiele się nie pomylili, prawda?
W każdym razie z naszego salonu zrobił się niezły parkiet. Oczywiście przed powrotem matki musieliśmy wszystko doprowadzić do stanu pierwotnego. Ta myśl już kiełkowała gdzieś z tyłu mojej głowy, mimo że impreza ledwo, co się rozpoczęła. Ale to byłam cała ja. Najpierw zmartwienia, a dopiero potem przyjemności. Właśnie dlatego potrzebowałam dużo procentów. I nie zamierzałam sobie ich tego wieczoru żałować!
– O proszę, tu jest nasz jubilat – Radosny głos Agness sprowadził mnie na ziemię i uświadomił, że dotarłyśmy na miejsce. Droga zajęła nam zaledwie chwilę, ale podczas moich rozmyśleń wpadłam w jakąś otchłań czasową.
– Już się stęskniłaś? – Philip z pewnością zdążył coś wypić, bo jego język stał się nagle całkowicie swobodny, a jeszcze niedawno miał opory przed otwartymi zalotami do mojej przyjaciółki. Uśmiechnęłam się pod nosem, obserwując ich, gdy blondynka podeszła do niego, by go uściskać i złożyć życzenia. Tak się na tym skoncentrowałam, że nie mogłam zauważyć, że mój brat wcale nie był sam. Pomijając kręcących się gości, przy stole stał również Nate. Jego spojrzenie było tak przeszywające, że w końcu musiało zwrócić na siebie moją uwagę. Gdy przeniosłam na niego swój wzrok, w pierwszej chwili speszyłam się świadomością, że w ogóle tam stał. A zaraz po tym speszyłam się tym, w jaki sposób na mnie patrzył. Określenie, że ktoś pożerał kogoś wzrokiem, nagle nabrało dla mnie sensu. Czułam się pożerana. I choć nie byłam zainteresowana romantycznie Nathanielem, zrobiło mi się przyjemnie.
Może gdzieś w głębi chciałam być zauważana. Doceniana i pożądana przez mężczyzn. Bo nie mogłam zaprzeczyć, że było to niesamowicie ekscytujące uczucie. A Nathaniel wyglądał całkiem seksowanie w opinającej jego tors koszuli. Nadal nie rozumiałam, jak mogłam mu się oprzeć. Zdecydowanie było ze mną coś nie tak.
Uśmiechnęłam się lekko, nabierając trochę więcej pewności siebie i zrobiłam ten pierwszy krok, podchodząc bliżej. Wciąż dzielił nas blat dużego stołu, więc dystans został zachowany.
– Jesteś dziś barmanem? – zagadnęłam swobodnie. Okazało się, że to nie było takie trudne być dziewczyną, która umiała nawiązywać kontakt z ludźmi. Jeden-zero, dla mnie. Ta impreza jeszcze będzie moja.
– Nie, ale dla ciebie mogę zrobić wyjątek. Co pijesz? – Wbił we mnie swoje przenikliwe spojrzenie, oblizując przy tym usta.
Boże, może jakbym się bardziej postarała, mogłabym, chociaż spróbować dać mu szansę..?
Tak jak spróbowałaś zapomnieć o Tomie? No, na pewno.
– Zrób mi coś smacznego, żeby mi nie wykrzywiło twarzy.
Postanowiłam zdać się na jego umiejętności, bo nie znałam się na alkoholach, aż tak dobrze, by sama zaproponować coś, co by mnie od razu nie zwaliło z nóg. Chłopak skinął tylko głową i zabrał się za przyrządzanie drinka, a ja w tym czasie spostrzegłam, że Agness i Philip zniknęli. Świetnie, pomyślałam z ironią. O niczym tak nie marzyłam,  jak snuć się wśród w większości obcych mi, ludzi na mojej własnej imprezie urodzinowej. Pozostawał mi jeszcze Nate, ale niekoniecznie chciałam spędzać z nim, aż tak wiele czasu. Musiałam trzymać go na dystans, żeby nie przyszło mu do głowy, że może zmieniłam zdanie. Mogłabym. Tyle że nie chciałam go wykorzystywać. Nie zasługiwał, bym traktowała go, jako kogoś na zastępstwo. Nikt tak naprawdę na coś takiego nie zasługiwał.
– Proszę – Podał mi szklankę z napojem, a ja zorientowałam się, że nawet nie patrzyłam, co mi do niej nalewał. Nie było to chyba zbyt rozsądne, ale z drugiej strony… Miałam się obawiać na własnej imprezie? I to jeszcze kumpla mojego brata? Nie wiedziałam, dlaczego od razu umiałam obdarzyć go takim zaufaniem. Nie znaliśmy się dobrze. Właściwie niczego o nim nie wiedziałam, poza tym, co usłyszałam od znajomych lub sama zdążyłam wywnioskować.
– Dzięki.
– Mam nadzieję, że trafiłem w twoje smaki – Posłał mi swój piękny uśmiech, a ja głównie z grzeczności, od razu spróbowałam drinka, który mi przygotował. Ze dziwieniem stwierdziłam sama przed sobą, że był pyszny. Minimalnie wyczuwałam w nim alkohol, za którym nie przepadałam. Głównie jednak czułam swoje ulubione cytrusowe, orzeźwiające smaki. Miałam tylko nadzieję, że to nie była kolejna informacja, jaką zdradził mu o mnie mój brat.
– Jest świetny – rzekłam z uznaniem. Stoi przed tobą idealny facet, który w dodatku cię pragnie. Haloo. – Pójdę lepiej znaleźć przyjaciółkę – dodałam, czując, jak nagle zaczynała ogarniać mnie niezręczność. Moje głupie myśli!
– Agness poszła z Philipem, pewnie dobrze się bawią. – Jego głos zmusił mnie do pozostania na miejscu. Nie mogłam ratować siebie kosztem swojej przyjaciółki. – Chętnie ci potowarzyszę i przedstawię kilku osobom.
Doskonale. Przedstaw mnie ludziom na imprezie. Mojej imprezie. Mojej imprezie, na której szwendają się jacyś obcy mi ludzie.
Baw się dobrze.
– Okej, ale pod warunkiem, że będziesz mi to robił do końca imprezy – wypaliłam, niewiele już myśląc. Wzięłam tylko łyka, a już mi padło na mózg! To zdanie nie miało sensu. I brzmiało, co najmniej dziwnie. Byłam pewna, że znowu spłonęłam rumieńcem i nawet mój makijaż mnie nie ratował. – Tego drinka… że robił mi będziesz. – Uniosłam szklankę do góry. Chyba już bardziej zażenowana być nie mogłam. Chłopak zaśmiał się tylko, nie komentując mojej głupoty w żaden sposób.
– Masz to, jak w banku. – zapewnił mnie i obszedł stół, by stanąć u mojego boku. Nadal czułam się jak idiotka i było mi gorąco. Może dlatego nie zareagowałam, gdy objął mnie w pasie, prowadząc do salonu. – Swoją drogą… ślicznie wyglądasz. – Dopiero gdy poczułam jego oddech na swojej skórze przy uchu, dotarło do mnie, jak blisko się znajdował. Nie umiałam jednak ponownie stworzyć między nami odpowiedniego dystansu. Bo czułam się bezpieczniej, gdy mogłam iść u jego boku, zamknięta w tym silnym ramieniu, które odizolowywało mnie od wszystkich ludzi wokół.
– Dziękuję – odparłam cicho z nadzieją, że w ogóle zdołał to usłyszeć i upiłam spory łyk trunku, który wciąż dzielnie trzymałam w swojej lewej ręce. Wiedziałam już, że będę potrzebowała tego bardzo dużo.

Czy gdybym nie poznała Toma, wszystko byłoby łatwiejsze? Trochę chyba zwalałam na niego winę za to, że odczuwałam takie opory przed bliższymi kontaktami z innymi ludźmi. A prawdą było, że od zawsze miałam z tym problem. I gdyby Nathaniel pojawił się wcześniej, wciąż nie umiałabym ot tak przyjąć tego z wdzięcznością.
Byłam tak skupiona na mroku w swoim życiu, że nie potrafiłam już funkcjonować normalnie.
Więc to nie Tom.
To ja.
Moje popaprane życie.

Nate był wytrwałym towarzyszem, a jego drinki za każdym kolejnym razem smakowały mi bardziej. Mimo że byłam już nieźle wstawiona, chłopak tego w żaden sposób nie wykorzystywał. Podziwiałam go za to swoim pijackim mózgiem. Patrzyłam na jego roześmianą twarz, błyszczące oczy i uroczy uśmiech i podziwiałam tego chłopaka, za to, jaki był wspaniały. A siebie samą klęłam w myślach, że mimo tej całej wspaniałości, jaką miałam przed sobą, tuż pod nosem, ja dalej chciałam czegoś innego. Zakazanego. Kogoś, dla kogo zapewne nie znaczyłam już nic.
– Przeproszę cię na chwilę, potrzeba wzywa – Chłopak niespodziewanie podniósł się z kanapy, na której siedzieliśmy już od kilku minut. Okazało się, że jednak Philip pozostawił cokolwiek do przycupnięcia. Kiwnęłam tylko głową, będąc lekko rozczarowana chłodem, jaki mnie ogarnął, gdy jego ciepłe ramie przestało się już stykać z moim.
Nathaniel udał się do toalety, a ja już lekko zamroczonym wzrokiem sunęłam po ludziach w salonie. Niektórzy tańczyli, inni żwawo rozmawiali, jeszcze inni robili jakieś dziwne niezrozumiałe dla mnie rzeczy. W sumie mało mnie to wszystko obchodziło. Zdaje się, że spędzałam już pół imprezy w towarzystwie wyłącznie Nathaniela, a on też nie wyrażał potrzeby, by zastępować mnie kimś innym. To było przyjemne. On był przyjemny. Jego zapach był przyjemny. Jego dotyk był przyjemny. Jego spojrzenie było przyjemne…
– Sto lat, piękna. Ciężko się do ciebie dzisiaj dostać – Odwróciłam głowę w bok, gdy miejsce obok mnie zostało przez kogoś zajęte.
Kim ty w ogóle jesteś?, przemknęło mi przez myśl, gdy ujrzałam nieznajomego chłopaka. Czy mogłam być już tak pijana, że nie rozpoznawałam ludzi? Nie. Nie byłam pijana. Wypiłam tylko kilka drinków i może lekko mi się kręciło w głowie, ale byłam jeszcze całkiem świadoma tego, co się działo dookoła. I byłam również pewna, że nie znałam tego typa. – Masz ochotę się trochę bardziej zabawić? Nate chyba nie zapewnia ci tu zbyt wielu rozrywek.
– Czy my się w ogóle znamy? – wypaliłam, marszcząc ze zdziwieniem brwi. Trochę nie dotarł do mnie w ogóle sens jego słów. Cały czas zastanawiałam się, kim właściwie jest. Nie dawało mi to spokoju.
– Poniekąd – zaśmiał się. – Ale możemy poznać się jeszcze bliżej – Jego ramie niespodziewanie wylądowało na oparciu kanapy, tuż za moją głową. Zapaliło to czerwoną lampkę w moim podpitym lekko mózgu, który jak się okazało, wcale do końca nie stracił swojego rozsądku. Od razu dał mi znać, że ten pan mi się nie podobał. Ani trochę.
Przesunęłam się nieco dalej, by jego ręka nie mogła mnie sięgnąć. Zdecydowanie odczuwałam różnicę między ramieniem Nate’a, a tego typa, którego nawet imienia nie znałam. I jeszcze doszło do tego, że zaczęłam porównywać ze sobą męskie ramiona.
– Raczej nie jestem zainteresowana.
– Na pewno zmienisz zdanie, gdy podaruję ci specjalny prezent.
– Nie sądzę. Nie wiem nawet, kim jesteś – mruknęłam z niezadowoleniem, którego wcale nie zamierzałam ukrywać. Po alkoholu nie tylko łatwiej było mi rozmawiać z ludźmi, ale także nie czułam potrzeby, by na siłę być dla kogoś miłą.
– Derek, wystarczy? – Przedstawił się z imienia. Może i by wystarczyło, gdyby pojawił się o kilka drinków później.
– Miło mi, ale tym razem musisz znaleźć sobie inne towarzystwo. Derek. – oznajmiłam, podkreślając jednocześnie jego imię. Nie miałam zbyt często do czynienia z namolnymi typami. Co prawda Nathaniel też nie przyjął do siebie jakoś specjalnie mojej pierwszej odmowy, ale zdecydowanie nie zachowywał się nachalnie. A ja tego wieczoru spędzałam z nim czas, bo tego chciałam i sprawiało mi to cholerną przyjemność. – Jestem już zajęta, jak słusznie wcześniej zauważyłeś – dodałam jeszcze, jakby przypadkiem jedno, dobitne zdanie mu nie wystarczyło. Argument, że byłam z Nathanielem, według mojej skromnej opinii powinien skutecznie odstraszyć każdego niepożądanego gościa.
– Daj spokój – rzucił od niechcenia. W tamtym momencie uświadomiłam sobie, że na tej imprezie nie tylko ja miałam dostęp do alkoholu. A ta sytuacja przestawała mi się podobać z każdą sekundą coraz bardziej. Z utęsknieniem wyczekiwałam powrotu Nathaniela, który dosłownie gdzieś przepadł akurat, gdy najbardziej był mi potrzebny. – Chociaż spróbuj, dla porównania.
– Czego mam próbować? – Obdarzyłam go swoim pełnym zdezorientowania spojrzeniem. – Wiesz, ja chyba jednak spasuję – powiedziałam, nim sam zdążył w ogóle otworzyć usta, by udzielić mi odpowiedzi. Zdecydowałam się wstać i po prostu od niego odejść, w ten sposób uzyskując upragniony święty spokój. On jednak nie uszanował mojej decyzji. Bo miał widocznie inne plany, zamiary, cokolwiek. Gdy tylko stanęłam na dywanie, chwycił moją dłoń, ciągnąc od razu w swoim kierunku. Serce zabiło mi z dziesięć razy mocniej z przerażenia, jakie mnie ogarnęło w ciągu pieprzonej, jednej sekundy, gdy wylądowałam na jego kolanach. Nie chciałam tego. Boże, nie chciałam, żeby w ogóle mnie dotykał!
– Co ty robisz!? – fuknęłam na niego wściekła i odruchowo próbowałam wstać. Szkoda tylko, że szanowny Derek zdążył mnie objąć w pasie. – To chyba jakiś żart – syknęłam,  a mój łokieć sam powędrował prosto między żebra chłopaka. Wyraźnie nie spodziewał się, że będę chciała użyć jakiejkolwiek siły, bo od razu mnie puścił. W dodatku patrzył na mnie jak zbity pies. Czekałam tylko, aż powie, że to moja wina!
– Hej, co jest? – Nathaniel pojawił się dosłownie sekundę po tym, jak wyswobodziłam się z uścisku tego dupka i zdążyłam już wstać. Nadal jednak byłam wściekła, a w środku wręcz się trzęsłam.
– Nic. Niektórzy nie znają umiaru – odparłam sucho.
– Spoko, już mnie nie ma – Derek uniósł ręce w geście obronnym. – Tylko źle się zrozumieliśmy – dodał, gdy Nate wciąż patrzył na nas ze zdezorientowaniem.
– Narzucał ci się?
– Jak widać, stałam się ostatnio smacznym kąskiem dla każdego – skwitowałam z przekąsem. Nie chciałam go urazić, ale ten chłopak wyprowadził mnie tak bardzo z równowagi, że w jednej chwili ten przyjemny wieczór zamienił się w jakieś gówno. Nic się nie stało. I by się nie stało. Ale jego postępowanie samo w sobie było tak beznadziejne i wkurzające, że budziło we mnie jedynie wściekłość i żal do świata.
– Wybacz, że tak długo mnie nie było.
– W porządku. Przecież nie musisz mnie pilnować – Wzruszyłam ramionami, spoglądając na niego nieco łagodniej. Musiałam pamiętać, że to nie Nate był moim wrogiem. Nie zasługiwał, żebym się na nim wyżywała. – To ja przepraszam, że zrobiłam się taka niemiła. Strasznie mnie wkurzył ten koleś. Jestem ostatnio zbyt rozdrażniona… – wyznałam skruszona, czując, jak emocje powoli zaczynają już opadać. Przez to jednak miałam ochotę się rozpłakać. Wszystko, co we mnie narastało od kilku dni, właśnie docierało do punktu kulminacyjnego i wyraźnie domagało się wolności. Mój Boże, nie możesz beczeć na własnych urodzinach, przy tych wszystkich ludziach. Opanuj się, Iv.
– Hej, przecież wszystko jest w porządku – Chłopak zbliżył się do mnie, odgarniając mi włosy za ucho. I choć tym czułym gestem budził we mnie pozytywne uczucia, one nadal należały do Toma. – Iv, co się dzieje?
– Nic – skłamałam, bo nie zamierzałam mu się nagle zwierzać ze swoich tajemnic. Choć może tego potrzebowałam. – Przepraszam cię. Wyjdę na chwilę się przewietrzyć.
– Nie musisz mnie przepraszać. Mam iść z tobą?
– Nie, wolę sama.
– W porządku. Będę tu, jakbyś potrzebowała.
– Dziękuję – Posłałam mu swój niewyraźny uśmiech i odwróciłam się, zmierzając od razu do wyjścia. Znowu się rozbijałam. Dryfowałam po oceanie niedomówień, strachu, wątpliwości i obijałam się o własne słabości i pragnienia. A miało być już wszystko dobrze. Moje życie miało się zmienić. Co poszło nie tak?
Noc nie była zbyt chłodna, ale niebo zapowiadało, że niebawem mógł spaść deszcz. Miałam ochotę wybrać się na most, ale nie sądziłam, by był to dobry pomysł o takiej porze. Po doświadczeniu ze wstawionym i namolnym Derekiem wolałam nie ryzykować samotnym spacerem o 2 w nocy. Zdecydowałam się pozostać w obrębie domu. Spacer po ogrodzie zawsze był dobrą alternatywą. Poza tym, że chciałam być sama, a zza domu słychać było wesołe śmiechy i rozmowy. Po chwili nawet wiedziałam już, do kogo należały.
– Iv! Co tu robisz!? Chodź do nas! Za chwilę odpalamy fajerwerki! – Wykrzyczał mój brat, a ja uśmiechnęłam się lekko na widok Agness, która była uwieszona na jego szyi. Wyglądali komicznie, ale wyraźnie świetnie się bawili.
– Jasne, zaraz przyjdę – zapewniłam go, wykrzesując z siebie resztki entuzjazmu i wycofałam się jeszcze na chwilę. Jeśli miałam do nich dołączyć, musiałam choć trochę doprowadzić się do porządku. Oparłam się o ścianę domu, zamykając oczy i wzięłam kilka głębokich oddechów.
– Hej.
Drgnęłam, słysząc niespodziewanie czyjś głos, a powietrze gwałtownie wypłynęło z moich ust.
Nie. Nie. Nie. To tylko moja wyobraźnia.
– Ivy?
Nie otworzę tych cholernych oczu. Nie otworzę!
Nie chciałam w to wierzyć. Nie chciałam wierzyć, że on znowu się pojawił. Mogłam udawać, że wcale nic nie słyszałam, że wcale tam nie stał. Jego zapach jednak był tak intensywny, gdy podszedł bliżej. Był tak prawdziwy.
Moje serce zaczęło bić, jak szalone, gdy powoli unosiłam powieki...

❤❤❤

Ostatnio mocno żyję tą historią. Piszę od trzech dni i minionej nocy nawet nie mogłam zasnąć, bo jestem na 15 kartce i zastanawiam się ciągle, jak tego nie spieprzyć. Im więcej razy czytam, to co już napisałam, tym mam więcej wątpliwości, czy jest to dobre. 
Ten rozdział wydawał mi się dobry, jak przeczytałam go raz. Na ten moment nie mam pojęcia, czy faktycznie taki jest. Ale jednocześnie czytałam go, poprawiałam te głupie przecinki (które i tak nadal są pewnie źle xd) i nie czułam potrzeby dopisania czegoś więcej, czy poprawienia w jakiś bardziej znaczący sposób któregokolwiek ze zdań. Także trudno być mną. 
Dawno już zrezygnowałam z pisania takich "przemyśleń" pod swoimi rozdziałami, ale czasem trzeba gdzieś to jednak z siebie wyrzucić i może nie powinnam tego w sobie zatrzymywać. Tak, bo ja przejmuję się takimi pierdołami.  
Oczywiście nie mogłabym nie podziękować Wam. Osobom, które czytają to opowiadanie. A już w szczególności Karolinie i Beatrice, bo Wasze komentarze są dla mnie ogromnym wsparciem. I naprawdę nie spodziewałam się już, że doczekam jeszcze takiego momentu, gdy to właśnie słowa Czytelników będą dla mnie tak bardzo zaskakujące i podbudowujące. Dziękuję <3 

(A jeszcze odnośnie tego rozdziału... Przez chwilę miałam większy dylemat niż Iv, czy wolę Nate'a od Toma (choć ona w sumie nie ma dylematu xd). I mam nadzieję, że w kolejnym rozdziale będziecie mogli dostrzec tę różnicę, który z nich "wygrał" u mnie :p) 


7 komentarzy:

  1. O BOŻE, JAK MNIE WKURWIA TEN TOM!

    Dobra, napisałam to, teraz mogę przejść do komentarza xD

    W pierwszym odruchu chciałam pominąć komentarz odautorski (głównie ze względu na podziękowania, nigdy nie wiem, jak się zachować w takiej sytuacji – po prostu, jak czytam to i komentuję, mówiąc, co myślę. Nie lubię, gdy ktoś czyta i nie wyraża swojej opinii, nawet jeśli mogłaby być niepochlebna, więc sama staram się tego nie robić), ale zobaczyłam tam Twoje dywagacje na temat wyboru Nate vs Tom i… o borze gęsty i szeroki!

    Kurwa, zrobiłam się właśnie podobnie chaotyczna do Ciebie, nie wiem od czego zacząć :D

    Bo powinnam od początku, ale chyba dziś po prostu nie mogę! Kurwa, jak mnie denerwuje ten Tom. Pojawia się i znika, w porządku, ale potem nie daje znaku życia i znów się pojawia, znowu kurwa pieprzy jej w głowie, jakby nie miała i tak już wyjątkowo w niej popieprzone, robi jej wodę z mózgu! Bardzo, bardzo, BARDZO dobrze to oddałaś w tym odcinku, aż sama się zirytowałam, aż sama nie miałam ochoty go widzieć, aż przeklinałam, że się pojawił – chociaż przecież dokładnie TO jest potrzebne do fabuły i jej napędzenia. Cudowne emocje <3

    I, wiadomo, wolę Nate’a, #TeamNate. Wnioskując po Twoim posłowiu autorkim… ty chyba też, ale co z tego, skoro i tak obie wiemy (wiemy, nie?), że u Ivy wygra Tom. Nieważne, co by zrobił, nieważne, jakiby nie był, ile razy znikałby i się pojawiał, ile mącił jej w głowie… och, z jednej strony nie chcę się mylić (bardzo chciałabym czytać to popierzenie w głowie Ivy, wierzę, że oddałabyś to najlepiej na świecie), z drugiej… no przecież nie chcę tego dla bohaterki. Pojebana sprawa.

    To o fabule, a teraz jeszcze trochę słów uznania w tym, jak fajnie wplatasz „pozostałe” wydarzenia w bieg. Agness i Philip? Proszę bardzo, jeb, zdarza się – i może nie tyle ignorująca to, ale biorąca „tak po prostu” Ivy, tak po prostu, bo przecież w głowie ma coś innego… ojej, jak bardzo mi się podoba ten sposób przedstawienia świata przez jej pryzmat! No i ta wchodząca schizofrenia… znaczy, nie wiem, czy to schizofrenia (nie jestem nawet aspirującym pseudo-psychologiem), ale te fragmenty, te jedne… no przecież wiesz, o które mi chodzi. Czasem mam wrażenie, że opowiadają o sytuacji z jakiegoś dystansu czasu, czasem tylko rozmawiają w głowie Ivy… cóż.

    Jest bardzo dobrze. Bardzo <3 Piszesz, że ten rozdział mocno Cię pochłonął – cóż, ważne, byś wiedziała, że mnie też. Nawet nie upiłam łyka swojej (świeżo przygotowanej!) mięty, tak szybko przebiegałam oczami po tekście.

    Czekam na więcej <3

    Uściski,
    Karolina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakie emocje! xD Twarz mnie boli od uśmiechania się podczas czytania tego komentarza. O rany, czyli moja choroba się rozprzestrzenia!? xD Ups? :D
      Nie powinno mnie to cieszyć, ale mnie cieszy, że wkurwia Cię Tom. Taki z niego Józek, pojawia się i znika, a Iv ma na jego punkcie bzika ;>
      I te fragmenty, które tak Cię zachwycają od początku... doskonale wiem, co masz na myśli i jesteś na dobrym tropie. To znaczy nie schizofrenii, ale z tym dystansem. Na pewno zauważyłaś, że historia jest przedstawiana w czasie przeszłym, więc... Cieszę się ogromnie, że ktoś dostrzega tę różnicę w tych ważnych momentach, bo dokładnie o to mi chodziło.
      A ja i tak będę dziękowała za opinie, bo wiele dla mnie znaczą <3 Choć zgadzam się, że jak się już coś czyta, powinno się wyrazić swoje zdanie, jakiekolwiek ono by nie było ;)

      Usuń
    2. Jej, w takim razie robi się jeszcze ciekawiej… kiedyś czytałam jedno opowiadanie pisane "z perspektywy czasu" w formie pierwszoosobowej, bardzo lubiłam. Tylko, w takim razie, zastanawiam się teraz coraz bardziej nad tym podekscytowaniem Ivy. Gdyby to była relacja "z dystansu" chyba zachowywałaby się nieco inaczej… hm, jedyne, co przychodzi mi teraz na myśl to dwie osobne narracje. Cóż, będę obserwowała z ciekawością :>

      Usuń
  2. Śnieżyca o tę porę roku to rzadkość i pewnie dlatego wracałam dziś z pracy godzinę, mogłam przeczytać w autobusie (wcześniej o zgrozo… miałam masakrycznie zabiegane dni), ale stwierdziłam, że zrobię to w bardziej dogodnym i komfortowym miejscu, na własnej kanapie, odpoczywając i pijąc kawę. Bo Twoje opowiadanie nie zasługuje, aby czytać części po kawałku, gdzieś w biegu, w poszarpanych, wolnych chwilach. I oto jestem. Wreszcie!
    Spokojny początek imprezy raczej nie zwiastował fajerwerków (oczywiście tych uczuciowych, bo te prawdziwe były ;)), a już z pewnością nie w tym towarzystwie, nie przy tym chłopcu, przy którym tak niefortunnie wybrzmiała prośba, aby „robił jej to do końca imprezy” – tu szczerze się zaśmiałam, biedna Iv! Ale jakoś wybrnęła, poradziła sobie i chyba nie zrozumiał tego jakoś nieopatrznie, a przynajmniej tak się zachował.
    Potem sytuacja diametralnie się zmieniła, pojawił się niejaki Derek. Ciekawa jestem, czy to zupełnie przypadkowa postać, mająca jedynie na celu ją poderwać, a niemająca nic wspólnego z Tomem. Bo z początku myślałam, że to może jakiś jego szpieg/zwiadowca/wtyczka, gdybać nie będę, okaże się pewnie w kolejnej części.
    No i wreszcie sama końcówka, zwiastująca już te uczuciowe fajerwerki. Ach ten Tom! Chyba zamarłam razem z bohaterką. Przyznam, trochę bym mu nawrzucała za tę złowrogą ciszę, jaka trwała między nimi dłuższy czas. Oczywiście, że dziewczynie nie wypadało się narzucać; wydzwaniać i pisać. Mimo tego rozpierającego ją zauroczenia, swój honor ma. Mam nadzieję, że jej to jakoś wynagrodzi.
    I teraz mam ochotę nawrzucać Tobie! Czemu jakoś tak krótko i w takim momencie koniec? Czuję niedosyt. Ale pociesza mnie nadzieja, że w kolejnym odcinku będzie, oj będzie się działo!
    To tyle, jeśli chodzi o treść odcinka.
    Każdy autor ma jakieś „ale” do swojej twórczości, a już poprawianie czasem jest gorszą robotą, niż pisanie na nowo. Coś o tym wiem. Myślę, że niczego nie spieprzysz, popraw na tyle, na ile dyktuje Ci to serce. Z przecinkami to fakt, jest trochę na bakier. Gdzieś tam brakowało mi go np. przed „że” i przed drugim „i” w tym samym zdaniu, jak też i było wręcz za dużo. Taki przykład: ”błyszczące oczy i uroczy uśmiech i podziwiałam tego chłopaka, za to, jaki był wspaniały” – tu właśnie jest i za mało (przed drugim i) i za dużo (przed „jaki”). No, ale nie było takiego zdania, w jakim brak lub nadmiar przecinka rujnowałby jego szyk, sprawiał, że zmienia się cały sens, bo tak przecież może się stać. Toteż nie przeszkadzały mi one w jakiś znaczący sposób. Cieszę się, że w jakiś sposób motywuję Cię, nie musisz dziękować. Komentarze zazwyczaj są wsparciem i motywacją, może prócz takiego: „Spoko opko, kiedy next?” ;D xD. Ja mam taką zasadę, że jeśli coś czytam, nie poprzestając na jednej części, bądź fragmencie, bo np. odstrasza mnie styl i beznadziejna składnia, czy tez fabuła wydaje się być banalna (ale zazwyczaj to idzie w parze), to znaczy, że mnie wciągnęło i zainteresowało, a jeśli zainteresowało, to zazwyczaj wyrażam swoją opinię, i jest to z reguły opinia pozytywna. Nie czytałabym czegoś tylko po to, aby zjechać autorkę. Twoje opowiadania mi się podoba, piszesz bardzo dobrze, lekko, błędy raczej nie zdarzają się. Czasem może coś mi zgrzyta, ale nie jest to coś, co miałabym Ci wytykać. Choć tu mam małą uwagę: Solenizant – osoba świętująca imieniny, jubilat – świętująca urodziny.
    Reasumując, czekam (nie)cierpliwie na kolejną część, chcąc dostrzec tę różnicę między Nat’em, a Tomem i zobaczyć ją Twoimi oczami.
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ah... Ja czekałam całą zimę u siebie na śnieg i oczywiście musiał zawitać, gdy zaczęłam już oczekiwać wiosny! :D
      Bardzo mi miło, że z takim szacunkiem podchodzisz do tego opowiadania. Ja w sumie nigdy nie czytam w autobusach, bo są to dla mnie zbyt wielkie emocje, by okazywać je od razu obcym ludziom xD
      I powiem szczerze, że jak patrzę na ten odcinek też mi się wydaje jakiś krótki, mało treściwy. Mimo że wyszło sporo tego tekstu, to tak jakby nic się nie wydarzyło? Sama nie wiem. Pewnie jeszcze kiedyś będę poprawiała wszystko znowu, aż umrę na tą swoją obsesję, bo chyba to już się staje nienormalne xD
      Oczywiście Ivette potrafi się zawziąć nawet w sytuacji, gdy najchętniej poleciałaby do Toma na skrzydłach... Ale tu też zaważyło na jej milczeniu to, że tak bardzo walczyła, by o nim zapomnieć i sama chciała uwierzyć, że to już koniec.
      Ostatnio jestem bardzo otwarta na wskazywanie mi błędów, bo wiem, że sama nie jestem ich w stanie wyłapać. Mimo swojego "doświadczenia", wcale nie jestem jakoś uzdolniona gramatycznie. Od zawsze skupiałam się bardziej na tym, co chcę przekazać, a niekoniecznie na tym, w którym miejscu powinien być przecinek i wielu ludzi to po prostu irytuje... A ja przez to, po takim czasie nadal mam problemy z takimi błahostkami i tylko sobie wypominam, że nadal nie mogę zapamiętać, gdzie postawić ten głupi przecinek xD No, ale nikt nie jest idealny! Internetowy ortograf, z którego korzystam tym bardziej xD
      I dziękuję za uwagę, co do Solenizanta... szczerze to nawet nie zwróciłam na to nigdy uwagi w swoim życiu... Aż wstyd!
      Pozdrawiam serdecznie ;*

      Usuń
    2. No właśnie! Bo co to by było, jak pełna złości szpetnie i na głos przeklęłabym Toma w autobusie? ;) Dlatego też czytam w zaciszu własnego domu.
      Odcinek wydaje się być krotki ponieważ faktycznie mało się dzieje, ale za to mamy trochę słownej uczty, poprzez przemyślenia Iv. Coś za coś ;*
      A co do przecinków to sama też nie zawsze stawiam je tam, gdzie trzeba i czasem się mocno zastanawiam. Nie ma się czego wstydzić, każdy jakieś tam błędy popełnia ;*

      Usuń
  3. Tak trochę zbiłaś mnie z tropu. W poprzednich odcinkach miałam wrażenie, że Ivette wariuje przy Tomie, nie ma pojęcia, jak powinna się zachować, co zrobić, a tu, w tym odcinku czytam, że Ivette tylko przy nim zachowuje się swobodnie, jest sobą. Co jest nie tak? Może źle zinterpretowałam jej postępowanie, jednak naprawdę myślałam, że ona właśnie nie potrafi się opanować i denerwuje się samą jego obecnością. W dodatku analizuje wszystko, co zrobiła, co powiedziała i to - według mnie - nie jest swobodne.
    Nathaniel musiał w takim momencie sobie gdzieś pójść?! Ale oczekiwałam chyba czegoś więcej, nie wiem... może, że Nate uratuje Ivette z opresji, pokaże, jaki jest męski, odpowiedzialny i troskliwy, żeby jej zaimponować? I tak mi się podobało!
    Tom, Tom, Tom... Czy on zawsze musi się pojawiać w momencie, kiedy Ivette uda się chociaż trochę pozbierać po poprzednim spotkaniu z nim?! Denerwujące to. Niech się wreszcie ogarnie, bo doprowadza mnie to do szału. Nie dość, że wkroczył w życie Ivette z impetem i pomieszał jej w głowie, to nawet nie raczy się zdecydować czy chce z nią być, czy nie! Zawsze mnie takie niezdecydowanie u mężczyzn bardzo irytowało.
    Idę dalej, bo ciekawość mnie zżera!

    OdpowiedzUsuń