Jak na
zapracowanego muzyka, Tom potrafił bardzo sprawnie pokierować swoimi planami
tak, aby móc zjawiać się nieoczekiwanie pod moim domem. To, że posiadał już mój
numer telefonu, nadal nie nakłaniało go do zapowiadania swoich wizyt. Dlatego
też moje wyjście do śmietnika stojącego przed domem, skończyło się mini zawałem
serca.
Psiocząc pod
nosem na cały świat, że to zawsze na mnie spada ta „brudna robota”, pozbyłam
się worka z odpadkami, następnie otrzepując ręce z niewidzialnego brudu. I
właśnie w momencie, gdy już się odwracałam, by wrócić do domu, po drugiej
stronie ulicy, dostrzegłam znajomy samochód.
Czy to możliwe?
Zadziwiające
było, że ja jeszcze w ogóle się zastanawiałam nad takimi rzeczami. Jakby
ostatnie dni nie udowodniły mi, że już wszystko tak naprawdę jest możliwe.
Podeszłam do
płotu, aby spojrzeć ponad jego wysokość. Prawdopodobnie wyglądałam jak idiotka.
Idiotka w dresie, wychylająca łeb przez
płot. Świetnie. Znowu zaczęłam rozważać nad możliwością posiadania paranoi
i już miałam tłumaczyć sobie, że nie mogę kojarzyć wszystkiego z NIM, gdy dotarł do mnie znienacka tak
dobrze znany mi głos.
– Hej.
Zawał.
Odskoczyłam do
tyłu, jak oparzona przy okazji ocierając dłoń o drewnianą powierzchnię
ogrodzenia. Skutki tego były natychmiastowe, gdy poczułam, jak przetarłam skórę
do krwi. Nie, żeby było mi mało, ale los nie byłby losem, gdybym jeszcze się
nie potknęła. Dobrze, że kubeł stał w pobliżu i zdołałam w ostatniej chwili się
go chwycić.
– Kurwa –
rzuciłam w odruchu, zanim uniosłam głowę i dotarło do mnie, że obserwują mnie
uważnie znajome oczy. Cholera jasna. To
znowu On. Tom stał za cholernym
płotem. A ja sterczałam niemal przed nim, obejmując śmietnik.
– W porządku? –
Nie miał za ciekawej miny. Może to dlatego, że czuł się winien tego, co się tu
przed paroma sekundami wydarzyło. A może dlatego, że wyglądałam, jak ostatnia
sierota tego świata. Wyglądałam i nawet się tak czułam. Miałam ochotę zapaść
się pod ziemię.
– Jasne – Na moją
twarz wpłynął nerwowy uśmiech. Zabrałam w końcu łapy z tego brudnego pojemnika i
wytarłam je szybko o spodnie. Syknęłam cicho, gdy naruszona skóra postanowiła o
sobie przypomnieć.
– Skaleczyłaś
się?
– Nie –
zaprzeczyłam szybko, ponownie unosząc na niego swoje rozproszone spojrzenie. –
To tylko małe otarcie – wyjaśniłam, widząc jego wymowny wyraz twarzy. Na pewno
nie umknął mu ani jeden szczegół z ostatnich pięciu minut. Boże, widział to wszystko. Jestem taką idiotką.
– Nie chciałem
cię przestraszyć.
– Trzeba
przyznać, że jesteś dobry w zaskakiwaniu ludzi.
– Wolałbym, żeby
przy tym nie robili sobie krzywdy – skwitował. Chyba przejął się tą całą dziwną
sytuacją. Nie wiem dlaczego. To była wyłącznie wina moja oraz mojej głupoty. A
poza tym… Właściwie nic takiego się nie stało. Powinnam mu powiedzieć, że
ofiary losu już tak mają. Ale nie chciałam się dłużej pogrążać. – Może powinnaś
to oczyścić? – Spojrzał na moją rękę.
– To nic takiego.
– Wzruszyłam ramionami, starając się wyjść na twardszą, niż byłam nią w
rzeczywistości. Trzeba było odzyskać utraconą godność. – No więc… Nie
spodziewałam się twojej wizyty i w sumie… – zaczęłam, ale chyba nie do końca
wiedziałam, co chciałam mu powiedzieć. Że nie byłam gotowa? Że wyglądam jak
chodzące nieszczęście? Powyciągany dres nie był moją najlepszą stylówką w
życiu. Brak makijażu też raczej nie zachęcał.
– Znowu wyszło
spontanicznie, ale mam nadzieję, że masz czas?
Czas? Na co? Tak naprawdę miałam obejrzeć
serial i iść spać, ale tego mu na pewno nie powiem. Boże, o czym ja w ogóle
myślę? Zanim zdołałam wybić sobie z głowy te głupoty, moja wyobraźnia już
stworzyła nową wizję mnie i Toma, leżących na łóżku w moim pokoju. Oglądaliśmy
razem serial, a potem zasnęłam u jego boku, otoczona jego ramieniem… Gdybym tylko wtedy wiedziała, jak niewiele
moja wyobraźnia się pomyliła…
– Ivy?
Ivy… Jak ja uwielbiam, gdy tak do mnie mówi.
Ocknij się!
– Tak, jasne… –
Odchrząknęłam, wracając do rzeczywistości. Nie było to wcale takie proste, gdy
od razu napotkałam jego hipnotyzujące oczy. Jak można w ogóle zachowywać przy
tym człowieku trzeźwy umysł!?
– Dasz się stąd
zabrać?
– Dokąd? –
zapytałam już automatycznie, bo cały czas byłam wpatrzona w jego twarz i nie,
nie myślałam racjonalnie.
– Nie do końca
jeszcze wiem – Oblizał spierzchnięte wargi, zahaczając koniuszkiem języka o
swój kolczyk. Jeśli można by tylko dostać umysłowego orgazmu, byłabym pierwsza.
Czy on coś mówił..?
– Trochę nie
jestem przygotowana na jakieś wyjścia… – odparłam nieco zakłopotana. Nie
wyobrażałam sobie wyjść z nim na miasto w stanie, jakim byłam. Jak widać,
pozostały mi jeszcze jakieś resztki rozsądku.
– Bez obaw, nie
będziemy się rzucać ludziom w oczy. Poza tym wyglądasz świetnie. – Rzekł,
kłamiąc przy tym naprawdę uroczo.
Nie potrafiłam mu odmówić. Mimo że nie
czułam się najlepiej ze swoim aktualnym wizerunkiem, poszłam za nim do jego
samochodu. Nie przyszło mi też do głowy, by poinformować kogokolwiek z
domowników, że wychodzę. Może nawet nie czułam już potrzeby, żeby tłumaczyć się
bratu, czy matce. Nie chciałam psuć sobie tego wieczoru ich wszelakimi
obiekcjami, którymi z pewnością raczyliby mnie napastować. Wolałam skupić się
na chwili. On był moją chwilą.
Sprawiał, że zapominałam o całym świecie i było mi z tym cholernie dobrze.
Czułam się przy nim jak całkiem inna osoba. To sprawiało, że chciałam iść dalej
i dalej. Zagłębiać się w to, co zaczynało nas łączyć.
– Musisz
wiedzieć, że to, co piszą o mnie w gazetach, nie jest do końca zgodne z prawdą.
– Oznajmił w pewnym momencie, nie odrywając wzroku od jezdni przed sobą.
Zabrzmiało to dosyć dziwnie. Chyba nie wiedziałam, co miał tak naprawdę na
myśli. Przecież każdy na świecie musiał zdawać sobie sprawę, że w gazetach
połowa artykułów, to same brednie. Szczególnie tych związanych z show-biznesem.
– Nie spotykam się po koncertach z fankami.
Zaczynałam powoli
czuć narastające we mnie napięcie. Ten temat wydawał się bardzo grząski. Opcje
były dwie. Albo próbował oczyścić przede mną swoje imię, albo dać mi do zrozumienia,
że nasza znajomość nie powinna w ogóle mieć miejsca. O tym drugim sama zdawałam
sobie sprawę i nie potrzebowałam kolejnego przypomnienia. Niemniej, byłam z nim
w tym samochodzie. I on był w nim ze mną. To się działo. Co więc chciał mi
przekazać?
– Domyślam się,
że nic nie wygląda, tak jak o tym piszą… – mruknęłam niepewnie. Może powinnam
czuć się, jak jakiś wyjątek w odniesieniu do jego słów, ale one raczej budziły
we mnie więcej wątpliwości, niż pewności siebie.
– Nie wiem, co
tam się wydarzyło. Nie wiem, co się wydarzyło, że jesteś tutaj. Są rzeczy,
których nie potrafimy zrozumieć…
– A czy trzeba
wszystko rozumieć? – zapytałam cicho, wpatrując się w swoje splecione na
kolanach dłonie. Odrapana skóra wciąż lekko piekła, ale już prawie tego nie czułam.
Byłam zbyt przejęta obecnością Toma. I trwającą rozmową z nim. Sprawiał, że w
moim umyśle narastało zdezorientowanie.
– Pewnie nie. Po
prostu wszystko wygląda tak łatwo, dopóki nie dopada nas rzeczywistość.
– Tom, co chcesz
właściwie powiedzieć? Trochę mnie to dezorientuje. Jeśli nie chcesz, żebym tu
była…
– Co ty mówisz? –
Rzucił krótkie spojrzenie w moim kierunku. A ja poczułam, jak po moim sercu
rozlewa się ciepłe uczucie ulgi. – Chcę, żebyś tu była. Chcę… Ciebie chcę.
Te słowa
zamieniły moje spokojne dotychczas serce w prawdziwy bumerang. Czułam, jak dudniło
oszołomione w mojej piersi, próbując znaleźć jakieś wyjście. Ale wyjście nie istniało.
– Jeśli tego
chcesz, nie możesz budzić w nas wątpliwości. I bez tego, wszystko jest już
skomplikowane… – Zebrałam się w sobie, wydobywając w końcu głos. Starałam się
podejść do tego z rozwagą, choć uderzenia w klatce piersiowej mocno mnie
rozpraszały. – Nie chcę się ciągle zastanawiać, jaki to ma sens…
– W porządku.
Powinniśmy robić, co czujemy, prawda? O to przecież chodzi w życiu – powiedział
nagle z przekonaniem. A nic nie mogło umocnić mnie bardziej, niż jego pewność
do tego, co sam mówił.
Nie
odpowiedziałam już nic, ponieważ Tom zatrzymał samochód i odpiął swój pas.
Obdarzyłam go pytającym spojrzeniem, bo nadal nie wiedziałam, jaki był cel
naszej podróży i gdzie się znajdujemy. On jednak chyba nie chciał mi tego
jeszcze wyjaśniać.
Ujął moją twarz w
obie dłonie, wywołując tym masę dreszczy na moim ciele. I to wszystko
spotęgowała jeszcze bardziej chwila, w której zbliżył się do mnie, a jego
ciepły oddech omiótł moje usta. Wiedziałam, co się wydarzy i czekałam na to z
utęsknieniem, patrząc mu cały czas w oczy. Po kilku sekundach przysłoniły je
powieki, gdy mnie pocałował. Najpierw krótko i czule, co było tylko namiastką
kolejnego, znacznie głębszego pocałunku przepełnionego namiętnością.
Westchnęłam w
jego usta, poddając się temu w zupełności. Przycisnęłam swoje wargi do jego, by
połączyć je ze sobą jeszcze mocniej. Ten pocałunek zwiastował całkiem nowy etap
w naszej relacji i nie miałam co do tego żadnych wątpliwości.
Pragnienie
przejmowało nad nami kontrolę i ewidentnie żadne z nas nie zamierzało się temu
przeciwstawiać. Wszystkie opory rozpłynęły się w powietrzu, jakby nigdy wcześniej
nie istniały. I nawet zaczynałam w to wierzyć. Byłam z nim w tym samochodzie.
Czułam jego usta na swoich. Dotyk dłoni na twarzy. Przyspieszone bicie serca.
Nierówny oddech.
Nie wiem, nawet
kiedy i jak odpięłam swój pas, by mieć więcej swobody. By móc wdrapać się na
jego kolana i objąć jego kark, nieustannie spijając z jego warg całe pożądanie,
jakim mnie darzył.
I wiedziałam już, co znaczyły Jego słowa,
gdy mówił: pragnę Cię. Chcę Cię. Wiedziałam też, co znaczyło nasze: chcę
więcej.
Byłam pewna, że
gdyby nie fakt, iż znajdowaliśmy się w samochodzie, nie skończyłoby się na
samych pocałunkach. Podniecenie wypełniało każdą najmniejszą przestrzeń między
nami. A racjonalne myślenie? Coś takiego przestało w ogóle istnieć.
Przynajmniej dla mnie. I było mi z tym cholernie dobrze.
Tak, ledwo go
znałam. On ledwo znał mnie. Właściwie znaliśmy swoje usta lepiej niż samych
siebie. W dodatku on był tym, kim był. I ja byłam tą, którą byłam. Ale… Razem byliśmy kimś całkowicie nowym.
– Musimy przestać,
zanim… Nie zrobimy tego w samochodzie – Poczułam, jak wracam na ziemię, gdy bez
uprzedzenia pozbawił mnie swoich ust. Nadal siedziałam na nim w dość pokraczny
sposób i dopiero teraz, jak już się nie całowaliśmy, jak widziałam jego twarz z
tak bliska i jak emocje powoli zaczynały opadać, zrobiło się niezręcznie. A
dokładniej, to mnie ogarnęła ta niezręczność. Co ja wyprawiam?
Przeczesałam
nerwowo swoje lekko już rozmierzwione włosy i próbowałam ostrożnie zejść z
kolan Toma, najlepiej od razu zapadając się pod siedzenia samochodu. Wtedy
poczułam jego dłonie na swoich biodrach, które stanowczo zatrzymywały mnie w
aktualnej pozycji. Znowu poczułam, jak oblewa mnie fala gorąca. Byłam
oficjalnie uczulona na jego dotyk. Mimo to spojrzałam na niego z zapytaniem. Bo
wydawało mi się, że próbował przed momentem sprowadzić nas na ziemię.
– Nie odsuwaj się
ode mnie. Lubię, gdy jesteś tak blisko – wyznał, przenosząc jedną ze swoich
dłoni na mój podbródek, który ujął i uniósł delikatnie ku górze. Nasze oczy
ponownie się spotkały, a ja czułam się jak w pieprzonym raju na ziemi. To było
totalnie wyrwane z rzeczywistości. Nawet moja wybujała wyobraźnia nie
potrafiłaby stworzyć tak wspaniałego obrazu. Tak głębokich odczuć, które temu
towarzyszyły.
Od razu
zapomniałam o jakimkolwiek zakłopotaniu. Chciał, abym była blisko, a ja w
żadnym wypadku, nie miałam nic przeciwko temu. Z przyjemnością siedziałam na
jego kolanach i pozwalałam na drobne czułości, jakimi mnie darzył. Czułam się
jak pielęgnowany przez niego kwiat. Gdy muskał opuszkami palców moją skórę na
twarzy, obrysowywał usta, podbródek. Gdy zakładał mi włosy za ucho i składał
drobne pocałunki na mojej szyi.
Jak można było się od tego nie uzależnić..?
Gdy nogi
zdrętwiały mi już na tyle, że byłam zmuszona wrócić na swoje miejsce, Tom
zaproponował, że moglibyśmy coś zjeść. Oczywiście obiecał mi wcześniej, że nie
będę musiała pokazywać się ludziom w swoim stroju i obietnicy dotrzymał. Na
szczęście istniało jeszcze jedzenie na wynos, więc nie miałam nic przeciwko.
Szczególnie że byłam przed kolacją, gdy muzyk pojawił się i mnie „porwał”, a
nie ma nic gorszego niż burczący brzuch na spotkaniu! Nawet jeśli to dość
niekonwencjonalne spotkanie, odbywające się w towarzystwie sławnej osoby i w
dodatku, w jego samochodzie. Sama, we własnej głowie, słyszałam, jak to
niedorzecznie brzmiało…
– Proszę, to dla
ciebie – Wręczył mi moją część zamówienia. Stwierdziliśmy, że usatysfakcjonują
nas zwykłe frytki i cheeseburger z McDrive’a, do tego cola i kolacja gotowa.
Przyznam, że i ja czułam się dzięki temu lepiej. Nie musiałam mieć wyrzutów
sumienia, że Tom za wszystko płacił i kosztowało to krocie. Przy okazji,
dowiedziałam się także, że gitarzysta nie stronił od fast-foodów. W mediach
zwykle miałam szansę widywać go w wykwintnych restauracjach. Coraz bardziej
dostrzegałam tę różnicę między jego wizerunkiem medialnym a tym rzeczywistym.
Jakby był dwoma różnymi osobami na raz.
– Wybacz te
koczownicze warunki – mruknął jakby zakłopotany. – Powinienem bardziej
przemyśleć nasze dzisiejsze spotkanie.
– Ale mi się
bardzo podoba! – zapewniłam go z uśmiechem. – Jest bardzo oryginalnie… Poza tym
spójrz tylko na swój samochód. To prawie jak pięciogwiazdkowa restauracja –
dodałam. Prawda była taka, że mogłabym zjeść z nim kolację nawet przy
złomowisku, a i tak byłabym szczęśliwa. Może wyglądałoby to na całkowite
oślepienie jego osobą, ale nie dla mnie.
– Jesteś bardzo
wyrozumiała – skwitował. Nie brzmiał, jakby do końca przekonały go moje słowa.
Chciałam pociągnąć temat, ale słona frytka przypomniała mi, że otarłam sobie
tego dnia nieszczęsną dłoń. Moja skóra w kontakcie z solą zapiekła i w tym
momencie wróciło do mnie wspomnienie z lekcji biologii, na której nauczycielka
wyraźnie polecała, jak najszybsze dezynfekowanie nawet takich drobiazgów.
– Mówiłem, że
powinnaś to oczyścić. – Tom był niebywale spostrzegawczym człowiekiem, od razu
zareagował, widząc zapewne mój skrzywiony wyraz twarzy.
– Wiem…– przyznałam
skruszona. – Myślałam, że to nic takiego…
– Pokaż –
polecił, łapiąc za moją rękę jeszcze zanim sama zdecydowałam się ją do niego
wyciągnąć. Przyglądał się chwilę wnętrzu mojej dłoni jak prawdziwy specjalista.
– Nie wygląda to najlepiej. Wezmę apteczkę.
Chłopak nie
tracił czasu, nim zdążyłam zaprotestować, wyskoczył z samochodu i otwierał już
drzwi z tyłu, by sięgnąć po niewielkie pudełko leżące na półce za siedzeniami. Nie
chciałam, by się przejmował takimi bzdurami, jestem pewna, że nic wielkiego by
się nie stało, do czasu mojego powrotu do domu. On jednak wykazał się większą
troską, niż się spodziewałam.
Wrócił do mnie z
apteczką i z ostrożnością zdezynfekował moje zadrapania, jednocześnie dmuchając
na moją dłoń, by pieczenie nie było tak mocno odczuwalne. Czułam się, jak mała
dziewczynka, ale i tak było to cholernie urocze z jego strony.
– Teraz nie
powinna ci odpaść – zażartował, zakrywając ranę sporej wielkości, białym
plastrem. Zaśmiałam się lekko i spojrzałam na niego z wdzięcznością.
– Dziękuję.
Nasze spojrzenia
spotkały się ze sobą, gdy Tom uniósł głowę, a moje serce znowu drgnęło niespokojnie.
Ciepło płynące z jego oczu było hipnotyzujące i nie dawało chwili wytchnienia.
Za każdym razem, gdy te tęczówki na mnie spoglądały, ogarniało mnie poczucie
bezwładności.
– Mieszkam tu
niedaleko – oznajmił nagle, nie spuszczając wzroku z mojej twarzy, ani na
sekundę.
– Masz
mieszkanie? – Wypaliłam, niewiele myśląc i bardzo szybko zdałam sobie sprawę,
jak kretyńsko to zabrzmiało. Nie zdziwiłaby mnie wcale odpowiedź w stylu: nie idiotko, mieszkam pod mostem. Znowu
pewnie zrobiłam się czerwona jak burak, ale Tom nie wyglądał wcale na
poruszonego moją bezmyślnością. Może był znacznie bardziej wyrozumiały, niż mi
się zdawało. Ale to pytanie nie wzięło się znikąd! Po prostu wiedziałam, że Tom
mieszkał wraz ze swoim bratem w wielkim domu. Widocznie miałam błędne
informacje?
– Taki dodatek.
Przyjeżdżam tu, gdy potrzebuję pobyć trochę sam. Bez brata i ogólnie całego
tego świata – odparł, rozwiewając od razu moje wszelkie wątpliwości. – Chciałabyś
wejść? – zapytał, a ja zapomniałam na moment, jak się oddycha. Miałam nadzieję,
że nie zauważył zmieszania na mojej twarzy wywołanego tym pytaniem. Myślę, że
ta propozycja nie zabrzmiała dwuznacznie tylko w mojej głowie. Ona po prostu
miała być dwuznaczna.
Wiesz, jak to się skończy, gdy z Nim
pójdziesz Iv.
Skończymy w łóżku.
Tak. A potem…
Nie będzie żadnego potem…
Właśnie.
– Tak.
O cholera.
OdpowiedzUsuńJestem totalnie zakochana, po uszy. W Twoim poczucie humoru, przede wszystkim, bo pochłonęłam tę historię w kilka chwil, śmiejąc się jak głupia do monitora, co zdarza mi się naprawdę rzadko. Uwielbiam to, jak mrugasz do czytelnika słowami Ivy :) Do tego kocham te niedopowiedzenia, które wcale nie psują mi historii, bo choć zupełnie nie wiem, gdzie, kiedy i jak dzieje się ta historia, mam to totalnie w dupie, bo jestem oczami Ivy, która przecież doskonale to wie. O borze szeroki i gęsty, jestem urzeczona i widzę, że jest luty 2018, a Ty miałaś jakąś przerwę, więc naprawdę mam nadzieję, że tym razem nie będzie żadnej przerwy. Czekam z WIELKĄ niecierpliwością na kolejną część.
I więcej tego humoru.
I osiemnastkę.
I na te seriale w mieszkaniu Toma, bo jestem przekonana, że to będą seriale.
buziaki,
Karolina
O kurcze, dziękuję bardzo! Takie opinie do wielki skarb w aktualnych czasach FFTH. Cieszę się ogromnie, że dostrzegłaś w tej historii tyle pozytywów i że Cię urzekła, chyba nic bardziej nie mogłoby uszczęśliwić autora.
UsuńNiestety mam ostatnio sporo przerw nad czym sama ubolewam. Ale walczę mocno, by się temu nie poddawać. Ta historia jest właściwie bardzo stara i to co możesz teraz czytać jest jej lepszą, nowszą wersją. Dlatego tym bardziej cieszę się, że ktoś nowy zwrócił na nią uwagę :) Jeszcze raz dziękuję bardzo i mam nadzieję, że nie zawiodę.
Pozdrawiam!
Wiem, udało mi się przypadkiem trafić na blog na Onecie :) Stwierdziłam jednak (po paru linijkach), że wolę tę wersję i zdecydowałam się powstrzymać ciekawość, by dać Ci szansę na przedstawienie tego z nowej, lepszej perspektywy :) Trzymam kciuki i z niecierpliwością czekam na kolejną kartkę!
UsuńDla mnie to było zdecydowanie za krótko! Dobrze, że po tym rozdziale są jeszcze następne, bo chyba bym nie wybaczyła Ci tego, że urwałaś w takim momencie!
OdpowiedzUsuńKurczę... Mam takie dziwne wrażenie, że ta tomowa sielanka niedługo się skończy i Ivette będzie przez niego cierpieć. Oczywiście, nie życzę jej źle, jednak zawsze jest tak, że wszytko co dobre, kiedyś musi się skończyć i ktoś musi przez to cierpieć. Spodziewam się, że jeśli teraz jest tutaj tak bardzo kolorowo, wkrótce będzie płacz i zgrzytanie zębów. Wtedy będzie mi bardzo smutno.