Nie spałam tej
nocy zbyt wiele, ale nie brakowało mi wcale energii, gdy wstałam wczesnym
rankiem. Czułam się, jakbym się czegoś naćpała. Rozpierała mnie nieustająca
euforia. Czy właśnie to nazywało się szczęściem?
Wyglądało na to, że moje szczęście było ukryte w pewnym człowieku, który
postanowił wywrócić mój świat do góry nogami i nie zamierzał wcale zaprzestawać
swoich działań.
Nie wiem, na co
tak naprawdę liczyłam. Ale od chwili, gdy miałam w telefonie jego numer, nie
spuszczałam tego urządzenia z oka. Pomijając czas, gdy w końcu udało mi się
zasnąć. Jeszcze mnie to nie przerażało.
Jeszcze do mnie nie docierało, co się dzieje. Jeszcze byłam słodko i beztrosko
nieświadoma. Jeszcze.
– O rany, chyba
wypiłam o jedno piwo za dużo. – Do kuchni weszła moja jęcząca przyjaciółka.
Impreza mojego brata była tak dobra, że Agness padła gdzieś w połowie. A
przynajmniej tak twierdził Philip. Jak było naprawdę, nie wiem, bo przecież
sama się zmyłam jeszcze na początku… – A ty wyglądasz za dobrze. – Usiadła
naprzeciwko mnie, przy kuchennym stole. Nie zamierzałam zaprzeczać. Chyba po
raz pierwszy, szczerze czułam, że wyglądałam lepiej od niej.
– Wygląda na to,
że świeże powietrze jest dużo lepsze dla urody niż picie na imprezach.
– Porzuciłaś mnie
dla jakiegoś kolesia – wytknęła, mrużąc przy tym groźnie swoje oczy. – Co on tu
w ogóle robił? Pod twoim domem? – Zainteresowała się, zmieniając jednocześnie
swój ton na znacznie żywszy.
– Przyjechał –
mruknęłam, przygryzając niepewnie dolną wargę. – Co mam ci powiedzieć? Po
prostu przyjechał. – Westchnęłam, bo sama nawet nie chciałam już nad tym
wszystkim rozważać. Im więcej myślałam, tym było trudniej.
– Teraz to jest
takie „po prostu”? – Dziwiła się, unosząc brwi.
– Tak. Musi takie
być, bo nie widzę innych, lepszych wytłumaczeń.
– Okej. Teraz to
jest ten moment, gdy zaczyna mnie to wszystko niepokoić – rzekła, znacznie przy
tym poważniejąc. Przyglądała mi się niepewnie i badawczo, a ja doskonale znałam
to spojrzenie. Moja euforia, którą odczuwałam od samego rana, zaczęła przygasać
z każdą kolejną sekundą trwania tej rozmowy coraz bardziej.
– Dlaczego? – zapytałam.
Ale czy naprawdę chciałam poznać odpowiedź..? Gdyby tylko dało się przewidzieć
przyszłość…
– Bo sądziłam, że
to się skończyło na waszej super przygodzie po koncercie… Mniej więcej do
tamtej chwili wydawało się to w miarę rozsądne i zdrowe.
– Przecież sama
mówiłaś… Wydawało mi się, że jesteś pozytywnie nastawiona do tej znajomości. –
Teraz to chyba ja przestałam rozumieć. Jej słowa wcale nie brzmiały dobrze. W
żadnym znaczeniu.
– Iv, wtedy to
wydawało się w ogóle tak odległe. Nie mówiąc już o tym, że nie wiedziałam
nawet, że on ma dziewczynę.
– O Boże, czemu
musisz mi to psuć…
– Bo będziesz
płakać. Myślałam, że ten facet ma więcej rozumu.
– Nie znasz go…
– Ty też go nie
znasz. A na twoim miejscu, jakby jakiś facet, który jest w związku, próbował do
mnie podbijać, to bym go pogoniła, gdzie pieprz rośnie. Uważasz, że można ufać
komuś, kto oszukuje innych?
– Uważam, że nie
należy w taki sposób oceniać ludzi.
– Iv, on zdradza
z tobą tę dziewczynę. Nieważne, co robicie, a czego nie. To już jest zdrada.
Spotyka się z tobą potajemnie. I myślisz, że co to dla niego znaczy? Co to w
ogóle jest? Bo moim zdaniem, znalazł sobie dobrą atrakcję i w końcu będzie
musiał ją porzucić.
– Okej, zapomnij
o tym – Próbowałam uciąć tę dyskusję, nim będzie za późno. Choć chyba już było.
Nie tego oczekiwałam. Nie tego chciałam słuchać. Natomiast, jeśli Agness
planowała wzbudzić we mnie poczucie winy, udawało jej się to. Jakbym i bez tego
miała mało do rozważania…
– Nie obrażaj się
teraz jak dziecko. Dobrze wiesz, że mam rację.
– Nie obchodzą
mnie twoje racje! – Wybuchłam w końcu, gdy już zaciskanie dłoni w pięści nie
pomagało. – Mam dosyć wszystkich mądrości, od każdego. To moje życie. Przez te
wasze wszystkie racje zawsze z czegoś rezygnuję, bo każdy wie lepiej, co jest
dla mnie dobre, a co złe – wyrzuciłam, nie dając jej dojść do głosu. BO TERAZ
JA MÓWIŁAM. Musiałam, to z siebie uwolnić. – Możesz sobie mieć rację. A ja
sobie mogę potem płakać. Ale to moje błędy i moje łzy. I moje cierpienie, które
widocznie chcę sobie zafundować. Bo może to będzie choć trochę lepsze od
NICZEGO. Kompletnie niczego. Bo na razie, tym jest moje życie. NICZYM. Może
będę płakać, a może będę najszczęśliwszą osobą na świecie. Tak naprawdę, nie
możesz wiedzieć, co się stanie. Nie możesz tego przewidzieć. – Rzekłam, brzmiąc
przy tym na bardzo pewną siebie, ale w głębi tak naprawdę cała powoli się
rozsypywałam na kawałeczki. Ledwo zdołałam powstrzymać cisnące się do oczu łzy.
Tak mocno chciałam wierzyć, że to wszystko nie jest jakąś żałosną historyjką,
która skończy się szybciej, niż się zaczęła i że to nie ja będę potem tą
dziewczyną snującą się niczym swój własny cień, bo wszystkie moje nadzieje
legły w gruzach.
– Iv…
– Nie chcę już o
tym więcej gadać. Nie musisz akceptować moich wyborów. A ja nie muszę zawsze
myśleć o innych. I to wcale nie znaczy, że jestem złą osobą. – Zakończyłam
stanowczo. Czułam, że jeszcze kilka zdań więcej i zapędzimy się w miejsce, z
którego nie będzie łatwego wyjścia.
Nie po raz
pierwszy czułam się tłamszona przez cudzy rozsądek, podczas gdy sama chciałam
sobie po prostu na chwilę odpuścić. Odpuścić i poczuć to wszystko. Żyć przez
jeden moment tak, jakby każdego kolejnego dnia miało już dla mnie nie być. Może
to było naiwne. Ale tak naprawdę wszystko można określić naiwnością w tych
czasach. Bo czego możemy być pewni w stu procentach? Nie istnieje nic takiego.
– Kto jest złą
osobą? – Nawet jeśli Agness chciała coś jeszcze dodać, uniemożliwił jej to mój
brat, zjawiając się w kuchni. Na szczęście, nie słyszał naszej całej rozmowy.
Gdyby jeszcze on się dowiedział… Chyba nie miałabym już życia. Kocham ich.
Naprawdę. Są mi najbliżsi, ale czasami po prostu nie czuję, by mówienie im
całej prawdy było właściwe. – Moja siostrzyczka? – zapytał, mierzwiąc mi zaraz
włosy. Przynajmniej on będzie miał nadal dobry nastrój. Próbowałam się
uśmiechnąć, ale wyszło mi to naprawdę tragicznie. Philip na szczęście nie
wyglądał, jakby mu mocno zależało na poznaniu odpowiedzi na swoje pytania, po
prostu sobie żartował. I zdecydowanie bardziej interesowała go teraz woda, po
którą sięgał z lodówki.
Agness milczała,
przyglądając mi się jedynie wymownie. Wiedziałam, że miała jeszcze wiele do
powiedzenia. Ja jednak nie zamierzałam jej na to pozwalać. Dla mnie rozmowa o
tym, co jest dobre, a co złe, dobiegła końca. Definitywnie. Jeśli miała ochotę
mnie wesprzeć w inny sposób, proszę bardzo. Nie potrzebowałam żadnej ochrony.
Wiedziałam, na co się piszę. Przynajmniej tak mi się wydawało, że wiedziałam. W
każdym razie była to moja odpowiedzialność. Brałam to wszystko na siebie, bo
tego chciałam. I na pewno nigdy nie będę miała do nikogo żalu, że mnie nie
przestrzegł przed popełnieniem błędów.
Bardzo łatwo było zniszczyć czyjeś nadzieje.
Rozdeptać je tak po prostu zdrowym rozsądkiem. Jak można wówczas myśleć choć
przez chwilę, że robi się coś dobrego? Skoro najbliższa Ci osoba, próbuje
przekazać, że Twoje zachowanie przekracza pewne granice…
Mimo że bardzo starałam się odepchnąć od
siebie słowa przyjaciółki, usunąć pewne fakty ze swojej świadomości, nie byłam
w stanie tego uczynić wystarczająco skutecznie. Nie mogłam tak po prostu wyzbyć
się własnego sumienia.
Bo przecież nie byłam złym człowiekiem.
Chciałam tylko być szczęśliwa.
Ale jakim kosztem..?
Tom: Jesteś tam?
Sms od Toma
przyszedł niespodziewanie, w najmniej odpowiednim momencie. Lekcja niemieckiego
wydała się już być stracona, bo jedno zdanie od chłopaka dekoncentrowało mnie w
mgnieniu oka. Miałam wrażenie, że bicie mojego serca odbijało się od wszystkich
czterech ścian sali.
Ja: Jestem…
Co to za pytanie?
Odpisałam
niepewnie, bo nie do końca rozumiałam, co mógł w ogóle mieć na myśli. Czekałam
cały wczorajszy dzień na jakikolwiek znak od niego, aż wreszcie sobie
odpuściłam. Widocznie Muzyk wziął za punkt honoru wybierać właśnie te chwile,
gdy ja już powiedziałam PAS.
Tom: Nie wiedziałem, co napisać. Chyba wyszedłem już z wprawy.
Zaśmiałam się
cicho pod nosem, odczytując kolejną wiadomość. Czyli mój Tom nie był mistrzem w pisaniu sms-ów? I bez tej umiejętności
wydawał się niezwykle uroczy. A ja byłam w siódmym niebie, że w ogóle się do
mnie odezwał.
Tom: Myślę o Tobie, co chwilę. Chciałbym się stąd wyrwać i znowu móc Cię
zobaczyć.
Nie zdążyłam
nawet przemyśleć tego, co mogłabym mu odpowiedzieć, gdy mój telefon ponownie za
wibrował. I tym razem dosłownie zabrakło mi tchu w piersi. Ale tylko na jakąś
sekundę, po której moje serce znowu zaczęło walić, jakby coś poraziło je
prądem. Jeśli sms-y nie były jego specjalnością, to wprawianie mnie w
palpitacje wręcz przeciwnie!
Nie pamiętałam
już, gdzie się znajdowałam i że powinnam się opamiętać. Gapiłam się w ekran
swojego smartfonu, jak zahipnotyzowana, powtarzając w myślach treść wiadomości
od Toma.
Tom: Masz mnie już pewnie za jakiegoś psychopatę. Sam zaczynam się tak nawet
czuć. Nadal nie wiem, co się dzieje. Jesteś jak jakiś zakazany owoc… Im
bardziej mówię sobie, że powinienem przestać i nie wciągać Cię w to wszystko,
tym bardziej Cię pragnę.
Kolejna wibracja
i uczucie, które zaczynało dawać mi delikatne ostrzeżenie, że jeśli za moment
nie opuszczę murów szkoły, po prostu zemdleję. Zrobiło mi się nagle
niemiłosiernie duszno, a moje ręce zaczęły się trząść do tego stopnia, że
niemal upuściłam telefon na podłogę.
O mój Boże. Co on do mnie pisze!?,
krzyczałam w swojej spanikowanej już głowie, nie mając żadnego pojęcia, ani jak
to wszystko rozumieć, ani tym bardziej, jak na to odpowiedzieć. W dodatku
zajęcia w szkole były najmniej odpowiednim miejscem na takie wyznania! Musiałam
się, jak najszybciej ewakuować.
– Przepraszam,
czy mogę wyjść do toalety? Źle się czuję – Podniosłam rękę, spoglądając na
nauczycielkę. Musiałam wyglądać bardzo przekonująco, ponieważ zgodziła się od
razu, nie pytając nawet o nic. Zapewne byłam blada jak sufit w tamtej sali.
Zgarnęłam szybko
swoje rzeczy i opuściłam pomieszczenie, kierując się prosto do wyjścia ze
szkoły. Pędząc przez korytarze, w głowie wciąż analizowałam słowa Toma. I
zadawałam sobie tysiące pytań. Jednym z nich było: dlaczego zdecydował się
napisać mi takie rzeczy? Nawet ja, szalona, wpatrzona w niego, jak w obrazek,
uważałam to za zbyt odważny i nieprzemyślany krok!
ON. MNIE. KURWA. PRAGNIE.
Ciepłe powietrze
uderzyło we mnie znienacka, gdy w swoim zaślepieniu wyszłam na zewnątrz.
Tom: Twoje milczenie wprawia mnie w zakłopotanie, wiesz? Przesadziłem,
prawda? Mogę do Ciebie zadzwonić? Chciałbym się wytłumaczyć.
Z czego on chce mi się tłumaczyć?,
zastanawiałam się bez końca, zamiast mu po prostu odpisać. Nie przyszło mi
nawet do głowy, że ten facet także w jakiś sposób mógł przeżywać zaistniałą
sytuację. Przecież on to wszystko zapoczątkował.
Pewnie moje
zdezorientowanie trwałaby w nieskończoność, gdyby Tom grzeszył większą
cierpliwością. Tak jednak nie było, o czym świadczył mój dzwoniący telefon.
Odbierz!
Nie odbieraj!
Odbierz!
Już nie pamiętasz, co mówiłaś wczoraj,
kłócąc się z Agness!?
Odbierz!
– Tak?
Świetny początek, Iv. Kto w ogóle odbiera w
taki sposób telefon, po takich wiadomościach!
– Wystawiasz moją
cierpliwość na sporą próbę – TEN GŁOS. Nogi się pode mną ugięły, gdy go
usłyszałam i dotarło do mnie w końcu, że z nim rozmawiam. – Znowu milczysz.
Mocno cię wystraszyłem?
Jak cholera.
– Nie, dlaczego?
– zapytałam, jak gdyby nigdy nic. Co z tego, że ledwo oddychałam? Co z tego, że
doprowadzał mnie do obłędu? Co z tego, że moje życie już nie miało w sobie
nawet odrobiny normalności? Wszystko zostało wywrócone do góry nogami.
– Nie chciałbym,
żebyś źle zrozumiała, to co napisałem.
– Dlaczego
miałabym źle to zrozumieć?
Nie rozumiem tego wcale, ale może akurat to
pomińmy…
– Bo jesteśmy w
dość specyficznej sytuacji i nasza relacja również do takich należy.
Jego odpowiedzi
były zaskakująco… Dojrzałe? Nie wiedziałam nawet, jak odpowiednio to sobie
określić. Po prostu, wiedział, co powiedzieć i przede wszystkim odpowiadał na
każde moje głupie pytanie.
– Jeśli chcesz
wiedzieć… Nie uważam cię za żadnego psychopatę. Nie zaprzeczam, że mnie
zaskoczyłeś… ale jednocześnie podoba mi się to, co napisałeś.
– Czyli nie
jestem jeszcze u ciebie całkiem stracony?
– Stracony? Nie
wiem, co musiałbyś powiedzieć, aby tak się stało – skwitowałam z lekkim
rozbawieniem. Sam jego ton głosu pozwolił mi się już znacznie rozluźnić w tej
rozmowie. – Jeśli to doda ci więcej pewności, ja też o tobie myślę. I nie pytaj
od jak dawna… – wyznałam, zagryzając skrępowana swoją dolną wargę. Nadal było
mi gorąco i już nawet nie liczyłam uderzeń swojego serca.
– A jeśli
zapytam?
– To spalę się ze
wstydu.
– Och, tylko nie
to! Dobrze. Nie zapytam – zarzekł się. – Ale… Nadal bardzo chcę się z tobą
zobaczyć.
– Więc znajdź dla
mnie czas – odparłam zadziornie. W duchu bardzo cieszyłam się, że chwilowo nie
mógł mnie widzieć. Moje policzki płonęły szkarłatnymi rumieńcami. Ba, toż ja
cała płonęłam. Naprawdę nie musiał o tym wiedzieć! Choć nie powinnam się
oszukiwać. Mogłabym udawać przed nim, niczym najlepsza aktorka, ale i tak moja
reakcja na niego była zbyt oczywista.
– Możesz być
pewna, że go znajdę.
Jeśli to groźba, niechaj grozi mi tak
częściej.
W końcu się doczekałam kolejnej kartki! :D Ach jakże się ucieszyłam, gdy zobaczyłam, że dodałaś wpis!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Tom nie okaże się kompletnym idiotą i nie zrani biednej Iv..
Życzę weny, mam nadzieję, że szybko znajdę tu kolejny wpis!
Pozdrawiam i zapraszam do siebie. :)
Pisałam wcześniej, że Agness to skarb, jednak po przeczytaniu tego odcinka zmieniam zdanie. I cieszę się, że Ivette wreszcie się postawiła. Ile można słuchać "dobrych rad" przyjaciół? Zwłaszcza, jeśli ten przyjaciel mówi ci, że wszystko, co robisz w ogóle nie pasuje do ciebie i nie powinieneś nawet o czymś takim myśleć. Ivette ma osiemnaście lat i można zauważyć, że myśli bardzo dojrzale i jest mądrą dziewczyną, toteż takie "dobre rady" Agness są naprawdę wkurzające. Fajnie, że się o nią martwi i chce dla niej jak najlepiej, ale według mnie to trochę przesadza.
OdpowiedzUsuńPoza tym, że Agness mnie zdenerwowała, to jestem dumna z Ivette, że jej się postawiła.
I ten Tom. Boski Tom. Aż mnie samej robi się gorąco, kiedy czytam o tym, co myśli o Ivette i jakie rzeczy jej pisze. Mam nadzieję, że będzie taki jak najdłużej.