poniedziałek, 16 kwietnia 2018

Kartka nr 16. "Dał ci swoje zaufanie"


Nie miałam pojęcia, która była godzina, gdy obudził mnie dzwoniący telefon. Obudził, to właściwie za dużo powiedziane. Byłam tak nieprzytomna, że nawet zapomniałam, gdzie się w ogóle znajdowałam. Dopiero jak usłyszałam zaspany głos Toma, odbierającego połączenie, wróciły do mnie wspomnienia zeszłej nocy. Zdołałam jednak tylko wykrzesać błogi uśmiech na swojej twarzy, nim moja głowa z powrotem zatopiła się w miękkiej poduszce. Zdecydowanie nie było mowy, bym się choć spróbowała rozbudzić. Przeżyłam chyba najdłuższą noc w całym swoim życiu.
– Ivy? – Jak przez mgłę dotarł do mnie znajomy szept i coś bardzo przyjemnego połaskotało moją szyję. To musiał być zarost Toma, który pochylał się nade mną, całując moją skórę. Nawet to nie skłoniło mnie do otwarcia oczu. A jego zapach tylko bardziej sprawiał, że odpływałam. – Muszę wyjść. Zostawiam ci klucze na szafce i pieniądze na taksówkę. Poproś portiera, żeby ci ją wezwał  – Poczułam kolejne muśnięcie jego ust, tym razem na swoim ramieniu. Słabo docierało do mnie, to co mówił. – Słyszysz mnie? – Nagle przeskoczył na drugą stronę łóżka przez co całe się zatrzęsło i to trochę oprzytomniło mój umysł. Niechętnie uchyliłam jedną powiekę i jak się okazało, twarz Toma znajdowała się naprawdę blisko. Wpatrywał się we mnie z uwagą.
– Mhm… Słyszę – mruknęłam z nikłym uśmiechem i przewróciłam się na plecy, wyciągając na całej długości łóżka swoje kończyny.
– O Boże, nie rób tak – Tom podniósł się tylko po to, by zaraz nade mną zawisnąć. – Wcale nie chcę stąd wychodzić, gdy rozciągasz się na moim łóżku, jak słodki kociak.
– To nie wychodź – Zarzuciłam mu ręce na szyję i pociągnęłam go na siebie, co mu się chyba spodobało, bo w nagrodę dostałam od niego głęboki choć bardzo krótki pocałunek. Zdołałam jedynie zamruczeć z zadowoleniem i opleść go rękami w pasie.
– Muszę. Zobaczymy się wieczorem.
– Która jest godzina?
– Bardzo wczesna. To właściwie barbarzyństwo, że nas obudzili, ale ty możesz spać dalej.
Właśnie! Spać dalej! Mój Boże!
Otworzyłam szeroko oczy, gdy sens jego słów spadł na mnie, jak lawina. Co on wcześniej do mnie mówił? Czy on…
– Zjedz coś, jak wstaniesz. I naprawdę musisz mnie już puścić.
Niechętnie rozluźniłam uścisk, pozwalając mu wstać. Nadal próbowałam przeanalizować wydarzenia z ostatnich kilku minut, bo chyba mój mózg coś pominął.
– Do zobaczenia wieczorem, śpiąca królewno – Zaśmiał się i na pożegnanie cmoknął szybko mój policzek. A potem zostałam sama ze swoim mętlikiem w głowie.
„Muszę wyjść. Zostawiam ci klucze i…” Zostawiam ci klucze! Klucze! ZOSTAWIŁ MI KLUCZE!
Podniosłam się nagle do pozycji siedzącej i jak jeszcze przed momentem marzyłam, by oddać się z powrotem w objęcia Morfeusza tak pół sekundy później mój umysł był już całkowicie rozbudzony. Nie mogłam uwierzyć, że Tom wyszedł i zostawił mnie samą w swoim mieszkaniu. Dodatkowo, powierzając swoje klucze. Czy to się działo naprawdę?
Jak bardzo musisz mi ufać?, pytałam samą siebie w głowie, jednocześnie rozglądając się po sypialni. Serce zabiło mi mocniej, gdy mój wzrok zatrzymał się na komodzie, na której faktycznie błyszczał srebrny brelok z zawieszonymi na nim kluczami.
– Cholera jasna – sapnęłam, opadając z powrotem na miękką pościel i wbiłam swój zdumiony wzrok w sufit. Byłam w szoku, ale jednocześnie od środka rozpierała mnie euforia. Bo dla mnie to nie był tylko głupi klucz, który miał mi posłużyć na chwilę do zamknięcia jego mieszkania. Dla mnie to było, jak ofiarowanie mi swojego pełnego zaufania. A czy mogłam otrzymać coś bardziej wartościowego? Czy mogłam otrzymać jakikolwiek większy dowód na to, że Tomowi na mnie zależało..?
Nie było mowy, żebym znowu zasnęła. Byłam w jego mieszkaniu. Sama. Wszędzie były jego rzeczy, w powietrzu unosił się jego zapach. Czułam się, jakbym trafiła do nieba. I trwało to od zeszłej nocy.
Kochaliśmy się ze sobą.
I nie wyrzucił cię następnego dnia.
Dał mi swoje klucze.
Dał ci swoje zaufanie.
Już nawet mój rozsądek zaczął współpracować z sercem.

Czy w takiej sytuacji, mogłam jeszcze wątpić w cokolwiek?


Mogłabym tak leżeć w łóżku Toma zapewne, aż do jego powrotu. Nie sądziłam jednak, żeby było to odpowiednie z mojej strony. I nie mogłam też za bardzo dyskutować z moim burczącym brzuchem, który domagał się posiłku. Ostatnią przekąską jaką miałam w ustach były imprezowe chipsy.
Cholera. Powinnam wracać do domu. Kolejny raz zniknęłam na całą noc bez słowa i kolejny raz zupełnie się tym nie przejmowałam. Tym razem było prościej, bo na imprezie krążyło tak dużo ludzi, że nikt na pewno nie zauważył mojego zniknięcia. I nie było także matki, która mogłaby mieć znowu wiele do powiedzenia w tym temacie. Na samą myśl o tym mnie mdliło.
Mimo ogromnej chęci dalszego wylegiwania się na królewskim łożu, zmusiłam się jednak do wstania. Potrzebowałam kąpieli i śniadania. Śniadania o czternastej. Kiedy ostatnio jadłam śniadanie o tej porze? Kiedy w ogóle tak długo siedziałam w łóżku! Nie swoim łóżku. Wciąż przechodziły mnie dreszcze ekscytacji, gdy przypominałam sobie o nocy spędzonej z Tomem. Co chwilę wracało to do mnie, jak bumerang, budząc euforię. Chyba pokochałam to nowe uczucie, które zaczęło mi towarzyszyć od tamtego poranka. Sama perspektywa budzenia się obok Toma była czymś niesamowitym. Ciekawiło mnie, dokąd musiał pójść tak wcześnie, ale domyślałam się, że było to związane z jego pracą. Nadal miał swoje obowiązki. Ty też je masz, przemknęło mi przez myśl. Rzeczywistość była taka przykra.
A Tom nie kłamał. W jego sypialni faktycznie był bałagan. Podczas naszych nocnych przeżyć, nie miałam nawet głowy do tego, żeby skupiać się na takich błahostkach. Właściwie, gdy dotarliśmy do jego pokoju, w mojej głowie istniał już tylko ON. W świetle dziennym i bez jego obecności nie dało się jednak zignorować harmideru dookoła. Tym bardziej, że wstając niemal potknęłam się o jakieś buty leżące przy łóżku. Ogólnie całość nie wyglądała bardzo źle. Główny nieład powodowały ciuchy, które zamiast wisieć w szafie spoczywały w różnych, nieodpowiednich dla nich miejscach. W tym też koszulka, którą wczoraj otrzymałam od Toma. Uśmiech mimowolnie wpłynął na moją twarz, gdy przypomniałam sobie, w jaki sposób się tam znalazła. O rany, będę to przeżywała cały tydzień…
Odruchowo zaczęłam wszystko podnosić, nawet to, co nie było mi potrzebne. Założyłam najpierw jednak T-shirt, bo nie czułam się zbyt komfortowo paradując nago po mieszkaniu muzyka. W szczególności, gdy miał tak ogromne okna. Czy ktoś nas wczoraj przez nie widział? Zastanowiłam się przez chwilę, ponieważ żadne z nas nie pomyślało nawet o zasunięciu rolet. Tom chyba ogólnie nie miał w zwyczaju tego robić. Może tak lubił? Pewnie nie bez powodu wybrał apartament z takimi wielkimi oknami.
Nie chciałam zbytnio naruszać jego prywatności, ale jednocześnie miałam ochotę trochę go wesprzeć i ogarnąć te porozrzucane rzeczy. Przynajmniej powierzchownie. Uznałam, że nie stanie się nic złego, jeśli poskładam kilka ciuchów z zastrzeżeniem, że nie zajrzę do jego szafy. To już mogłoby być źle odebrane, a tego nie chciałam. Tom obdarzył mnie swoim zaufaniem nie bez powodu, a ja nie zamierzałam w żadnym wypadku tego niszczyć. Poza tym naprawdę nie byłam wścibską osobą. Owszem, fascynowało mnie to, że mogłam bezkarnie przebywać w jego apartamencie i praktycznie robić, co by mi tylko wpadło do głowy… Ale nie odczuwałam jakiejś nadmiernej ciekawości, która skłoniłaby mnie do grzebania mu w rzeczach, czy szukania czegokolwiek. Moja natura automatycznie wyperswadowała takie pomysły z umysłu i nawet nie przychodziło mi coś podobnego na myśl. Może i było to dziwne, ale nie dla mnie. Nigdy nie byłam, aż tak ciekawskim człowiekiem i znałam granice. Ważnym było dla mnie wiedzieć, kiedy należy się zatrzymać lub po prostu wycofać.
Gdy już względnie ogarnęłam walające się rzeczy w sypialni Toma i pościeliłam łóżko, pozwoliłam sobie na krótką kąpiel. Nadal miałam uraz do prysznica, a jego wanna była taka kusząca, że musiałam ulec jej urokowi! Wciąż czułam się nieco niezręcznie, bo towarzyszyło mi przeświadczenie, że nie byłam u siebie i zdecydowanie lepiej czułabym się, gdyby gitarzysta jednak był gdzieś za ścianą. No, ale niestety musiałam sobie z tym jakoś poradzić. A nie wyobrażałam sobie wyjść od niego bez wcześniejszego odświeżenia się. Mimo że nasza wspólna noc była cudowna, odczuwałam dyskomfort i potrzebowałam zwyczajnie się umyć.
Moje ubrania były już całkiem suche, więc z powrotem mogłam wcisnąć się w swoją wspaniałą kieckę. Niestety nie było opcji założenia pod nią bokserek Toma, a ja nie widziałam możliwości wkładania znoszonej już bielizny, więc dobrze się złożyło, że materiał sukienki był przylegający do ciała i było niewielkie prawdopodobieństwo, że mogłabym paradować dzisiaj po Berlinie z gołym tyłkiem na wierzchu. Mawiało się, że w życiu trzeba spróbować wszystkiego. Może chodzenie bez bielizny pod ubraniami też się do tego zaliczało? Kolejny punkt do odhaczenia! Och, Iv, jak ty zmieniasz swoje życie! Zaśmiałam się pod nosem, kolejny raz ku czci swojej głupoty.
Poprawiłam swoje włosy, jak najlepiej się tylko dało. Z twarzą niestety już nic nie mogłam zrobić. Tom nie miał kosmetyków. Minus posiadania mieszkania bez brata! Byłam pewna, że jego bliźniak jeszcze trzymałby w swojej kosmetyczne kilka przydatnych produktów, które mogłyby poratować moją twarz po ciężkiej nocy. Ciekawe, czy Bill w ogóle wie o moim istnieniu?
Nie tracąc więcej czasu, pognałam do kuchni, żeby zjeść chociaż jakąś kanapkę. Robiło się coraz później, a ja nie chciałam wychodzić całkiem na czczo, bo jeszcze z tego wszystkiego padłabym gdzieś na ulicy. Tyle ostatnio towarzyszyło mi mocnych wrażeń, że w połączeniu z głodem, mogłoby to się właśnie tak skończyć! O Boże, to ty jeszcze wiesz, co to odpowiedzialność?
Zjadłam na szybko kanapkę z masłem. Mimo że Tom miał naprawdę dobrze zaopatrzoną lodówkę, ja wybrałam samo masło. Moje dziwactwa czasem mnie samą wprowadzały w konfundację. Tym razem jednak spieszyłam się do domu, więc w jakiś sposób znajdowałam dla siebie wytłumaczenie. Oczywiście znalazłam jeszcze chwilę, by nie tylko posprzątać po sobie w kuchni, ale także po naszej zeszłej nocy. Niedopite lampki z winem wciąż stały na blacie. Jakoś z automatu wydawało mi się odpowiednim, by zostawić po sobie porządek. Szczególnie, że Tomowi byłoby milej wracać do czystego mieszkania. Przynajmniej ja tak sądziłam.
Kiedy byłam w pełni gotowa do wyjścia, dochodziła już szesnasta! Przeczuwałam, że znowu będę musiała porządnie się tłumaczyć w domu. Ale czy nie było warto? Naprawdę nie mogłam się tym przejmować, gdy wciąż pamiętałam, z jakiego powodu spędziłam noc poza domem.
„Mam nadzieję, że nie będziesz miał mi za złe, że trochę tu ogarnęłam. Po prostu bałam się o twoje życie (nie żartowałeś z bałaganem w sypialni) ;p
Będę czekała na Ciebie dziś o 21 na moście. Tym razem nie zapytam: skąd się tam wziąłeś, obiecuję.
Dziękuję za tę noc.
Twoja Ivette”
Zapisałam na kartce krótką wiadomość, którą zostawiłam mu na blacie w kuchni. Mogłam wysłać smsa, ale wolałam to zrobić w tak banalny i standardowy sposób, podejmując ryzyko, że Tom wcale tego nie przeczyta przed dwudziestą pierwszą. Nie miałam przecież gwarancji, że do tego czasu w ogóle wróciłby do mieszkania.
Udałam się jeszcze na chwilę do jego sypialni, by wziąć z niej klucze  i… Właśnie. Pieniądze na taksówkę. To było naprawdę cholernie miłe, że o wszystkim pomyślał i dbał nawet o mój powrót do domu. Ja jednak miałam wciąż swoje pewne blokady, które nie pozwalały mi wziąć tej kasy. Spacer do domu nagle wydał mi się fantastycznym pomysłem. Na dworze świeciło słońce i było ciepło, a przecież już zeszłej nocy stwierdziłam, że droga nie jest wcale taka długa. To był idealny czas, aby się o tym faktycznie przekonać. Odpowiadał mi mój pomysł.
Zamknęłam dokładnie za sobą drzwi, ale niestety nie miałam gdzie schować kluczy, więc twardo dzierżyłam je w zaciśniętej dłoni, niczym najcenniejszą rzecz. Skorzystałam z windy, która na szczęście była pusta. Wolałam nie rzucać się w oczy. Nie wiem, czy Tom w ogóle chciałby, żeby ktoś widział mnie wychodzącą z jego apartamentu. Choć w gruncie rzeczy, nie miałam wypisane na czole, że byłam akurat u niego. W każdym razie nie wyglądam za dobrze w swoim stroju i bez makijażu, więc bezpieczniej było pozostać niezauważalną. Pomijając oczywiście portiera, który już chyba zapamiętał moją osobę. Ciekawe czy obowiązuje go dochowywanie tajemnic? I  jak wiele już widział w swoim życiu…
– O nie, jak to wyszedł? Tak wcześnie? Cholera – Dziwnie znajomy głos dotarł do mnie, gdy już prawie wysiadałam z windy. Zdążyłam jednak zrobić tylko jeden krok, jak dosłownie mnie cofnęło z powrotem do środka, niemal pod samą ścianę. – No trudno. I tak zaczekam, spróbuję się jeszcze do niego dodzwonić. Dzięki! – Zamarłam, widząc, że mężczyzna również zmierza w kierunku windy. Windy, w której byłam ja! CHOLERA JASNA. TO BILL!
Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Brat Toma właśnie zamierzał stanąć obok mnie! Doznałam szoku, do tego stopnia, że w końcu nie wysiadłam na parterze. 
– Które piętro? – Wstrzymałam oddech, gdy z jego ust padło pytanie w moją stronę. Miałam tylko nadzieję, że nie dostrzegł mojego wytrzeszczu oczu. To zachowanie było, co najmniej niepoważne. Ale nie mogłam poradzić nic na to, że Bill robił na mnie, aż takie wrażenie. Oczywiście nie chciałam mu w ogóle okazywać żadnego zafascynowania, ani że w ogóle go rozpoznałam! Co on tu do cholery robi?
– Trzecie – Wymyśliłam na poczekaniu, ledwo panując nad swoim drżącym głosem. Chłopak uśmiechnął się delikatnie i wcisnął odpowiednie przyciski. A ja w tym czasie przypomniałam sobie, że muszę oddychać, żeby zaraz przed nim nie zemdleć. Wtedy też poczułam zapach jego perfum. O rany… Co ja robię ze swoim życiem?! Dlaczego znowu jadę na górę!?
Drzwi zasunęły się, a ja stałam sztywna, jak kołek, starając się nie myśleć o tym, kto ze mną jedzie tą cholerną windą.
– Chyba dobra impreza była? – zagadnął nagle, lustrując mnie swoim czekoladowym spojrzeniem. Doprawdy, brakowało mi jeszcze emocji z drugim bliźniakiem! Nie miałam pojęcia, dlaczego on w ogóle się do mnie odzywał. Pewnie po prostu był uprzejmym człowiekiem! I nie mógł wiedzieć, że byłam jego fanką, która wcale nie mieszkała w tym wypasionym apartamentowcu.
– Ah… Tak. Urodziny, trochę się przedłużyły – Palnęłam, co tylko przyszło mi do głowy. Moje próby bycia naturalną wychodziły mi naprawdę żałośnie. Stresowałam się przy nim dużo bardziej niż na początku przy Tomie. Naprawdę nie rozumiałam samej siebie. Dopiero, co wyszłam z mieszkania jego brata, po całej nocy z nim, a przejmowałam się jakimś wokalistą, który tylko wymienił ze mną dwa zdania?
– Nie wysiadasz? – Uniósł jedną brew i O MÓJ TOMIE, wyglądał niemal tak samo, jak Tom. Bo ja przecież stałam tam jak wryta i gapiłam się na niego już nawet tego nie ukrywając. Dopiero, gdy uświadomił mi, że dotarliśmy na trzecie piętro, zamrugałam powiekami i przywróciłam swój umysł do porządku.
– Tak. Miłego dnia – rzuciłam i czym prędzej opuściłam windę, już nawet się za siebie nie oglądając. Mignął mi tylko jeszcze jego wesoły uśmiech. NIE WIERZĘ W SWOJE ŻYCIE.
 Boże, rozmawiałam z Billem! Z TYM Billem!
Ręka, w której trzymałam klucze od mieszkania Toma, zdążyła mi się już spocić. Dziwne, że w ogóle nie wypadły mi z ręki na widok wokalisty. Z bliska był jeszcze piękniejszy, niż na zdjęciach. Dopiero, gdy zniknął mi z pola widzenia, mogłam spokojnie sobie przeanalizować wszystko. Tego było za wiele!
Tym razem wybrałam drogę na dół schodami.

Po takich przeżyciach w windzie, spacer dobrze mi zrobił. Miałam nadzieję wśliznąć się do domu niezauważona. Dla ułatwienia sprawy zdjęłam nawet swoje buty przed drzwiami, żeby nie stukać obcasami. Czułam się idiotycznie, skradając jak jakiś złodziej. Z drugiej strony, naprawdę nie miałam ochoty się przed nikim kolejny raz tłumaczyć ze swojego zniknięcia. Może nie było to do końca w porządku, ale podobno też miałam prawo do własnego życia. A o ile było mi wiadomo, ludzie nie mieli w zwyczaju spowiadania się ze wszystkiego, co robili.
Cisza panująca w domu wydawała mi się podejrzana, a porządek w salonie jeszcze bardziej. Nie spodziewałam się, że tak szybko wszystko zdążą ogarnąć. Czy tylko ja leżałam tego dnia w łóżku prawie do czternastej?
– Widziałem, jak wsiadasz do czyjegoś samochodu. Może i trochę wypiłem, ale pamiętam –  Usłyszałam znienacka znajomy głos i aż podskoczyłam przestraszona. W ogóle go nie zauważyłam! Philip leżał na kanapie, przerzucając kanały w telewizorze, który grał tak cicho, że nie byłam pewna, czy mój brat w ogóle cokolwiek z niego słyszał. –  Ivette, co to za facet? –  Podniósł się do pozycji siedzącej i odłożył pilot na stół, wbijając we mnie swoje spojrzenie. Westchnęłam ciężko. A jednak nie obejdzie się bez rozmowy.   W co ty się wpakowałaś, co?
 – W nic –  Mruknęłam marszcząc brwi. Mogłam się tylko domyślać, co mój brat zdążył już sobie natworzyć w głowie odnośnie mojej osoby.
– Iv, nie jestem głupi. Myślisz, że uwierzę, że jakiś twój rówieśnik jeździ takim samochodem? Co się z tobą dzieje? Znikasz nagle na całe noce, nic nie mówisz… –  Nie spuszczał ze mnie swojego natarczywego spojrzenia, a ja usiadłam zrezygnowana na fotelu. Dlaczego to musiało być takie trudne?
 – Phil, o co ci chodzi? Mam po prostu swoje sprawy. Nie wolno mi? Czy muszę ze wszystkiego się wszystkim spowiadać? –  Wywróciłam poirytowana oczami. –  Nie robię nic złego, możesz być pewien. O co ty mnie w ogóle podejrzewasz?
 – O nic. Po prostu to wszystko jest dziwne   skwitował, lekko się mieszając. Może i miał rację.  Było to dziwne… A nawet bardziej niż mu się wydawało. Ale co z tego?
 – Obiecałam ci, że będę się dobrze bawić i że będę szczęśliwa. I właśnie tak było. Nigdy nie bawiłam się tak świetnie i nigdy nie byłam tak cholernie szczęśliwa –  oświadczyłam z pełnym przekonaniem. Nie chciałam, żeby się o mnie martwił. Przecież nie musiał. Byłam całkowicie bezpieczna i wiedziałam, co robiłam.    I dzisiaj też wychodzę. I będę wychodzić kiedy mi się zachce. Musisz to zaakceptować.
 – Jutro idziemy do szkoły…
 – Wrócę dzisiaj… –  stwierdziłam nieco niepewnie. Bo w sumie nie miałam pojęcia, jak potoczy się  spotkanie z Tomem. Wszystko, co się z nim wiązało było takie nieprzewidywalne i ekscytujące.
 – Kto to jest?
 – Nie mogę ci powiedzieć – zarzekłam od razu. Nie wyobrażałam sobie opowiadać mu całej historii związanej z Tomem. Doskonale pamiętałam reakcję Agness. Nie chciałam powtórki z rozrywki. Nie chciałam, by ktokolwiek jeszcze próbował mnie powstrzymywać.  Na to było już za późno. – Ale na pewno nie żaden stary facet, który miałby mnie wykorzystywać    Zapewniłam go, domyślając się, co mogło go tak niepokoić. Mógł to być jedynie młody facet, który miałby mnie wykorzystywać…
  Pozwól mi być szczęśliwą i nie pytaj o nic    Poprosiłam, spoglądając na niego uważnie.
 – Bardzo wiele ode mnie wymagasz.
– Przecież sam chciałeś, żebym zaczęła żyć i była szczęśliwa. Teraz, gdy zaczęłam działać w tym kierunku, będziesz stawał mi na drodze?
– Wiesz, że nie o to chodzi.
– No właśnie nie wiem. Wy sami nie wiecie, czego chcecie. Mówicie mi jedno, a robicie drugie – rzuciłam lekko już zirytowana tą całą sytuacją.
– My?
– Tak. Ty i Agness.
– Więc ona wie coś więcej? – Zainteresował się, a mi od razu zapaliła się czerwona lampka. Zauważyłam na imprezie, że obydwoje zbliżyli się do siebie. Nie wiedziałam jeszcze, jak bardzo było to zaawansowane, ale przeczuwałam, że mogliby złączyć swoje siły w celu „przemawiania mi do rozumu”. Po prostu fantastycznie.
– Nie więcej, niż powinna.
– Martwimy się po prostu o ciebie.
– Tylko dlatego, że zaczęłam spotykać się z kimś spoza naszego kręgu? To jest przesada, Philip – oznajmiłam z wyrzutem. Czułam, że to było wobec mnie niesprawiedliwe.
– Może gdybyś tak nie znikała bez słowa…
– Czasem tak wychodzi.
– Powinnaś chociaż zadzwonić. Dać znać, że w ogóle żyjesz, Iv. Zrozum, nikt nie zna tego człowieka, z którym się zaczęłaś nagle spotykać. Ty sama nic nam nie mówisz. Jak mamy dać ci spokój? Nie dajesz nam takiej możliwości, tworząc wokół siebie jakieś tajemnice.
– Możesz liczyć na to, że od tej pory będę uprzedzała, gdy będę zamierzała spędzić noc poza domem. Ale nie wymagaj, że nagle zacznę się spowiadać ze wszystkiego. Nie wszystko mogę ci powiedzieć i nie wszystko też chcę.
– W porządku. Jesteś dorosła i mam nadzieję, że wiesz, co robisz.
– Ja też – mruknęłam, podnosząc się z miejsca. – Mamy jeszcze nie ma?
– Nie.
– Widocznie nie tylko ja zabalowałam tej nocy – rzuciłam z przekąsem i leniwie powłóczyłam nogami w kierunku schodów. Przynajmniej ominęła mnie tego dnia jedna z gorszych dyskusji. O ile z Philipem byłam w stanie jakkolwiek się dogadać, z matką już nie.

Tom: Dzięki za ogarnięcie sypialni, nie musiałaś tego robić.
Ja: Wiem, ale miałam na to ochotę. Jesteś zły?
Tom: Żartujesz? To było cholernie miłe.
Ja: Uff. Zdaje się, że mam ci coś do oddania…
Tom: Zauważyłem, że ja Tobie również.
Ja: Co takiego?
Tom: Choćby bukiet, który Ci wczoraj podarowałem. Bo rozumiem, że część swojej bielizny zostawiłaś specjalnie? ;>
O CHOLERA JASNA!
Ja: W zastaw za Twoje bokserki, które mi pożyczyłeś i nadal Ci ich nie zwróciłam ;p
Tom:  Już Ci ich nie oddam.
Ja: Więc jednak kolekcjonujesz damską bieliznę…
Tom: Zboczenie zawodowe!
Ja: Chyba Ci się zawody pomyliły ;p
Tom: Widzimy się o 21?
Ja: U mnie nic się nie zmieniło w tej kwestii. A u Ciebie?
Tom:  Też. Czekaj na mnie.
Ja:  Będę.

Szczerzyłam się do siebie, jak głupia wymieniając wiadomości z Tomem. Nie mogłam się doczekać naszego wieczornego spotkania. I ze smutkiem liczyłam się  z tym, że będzie to nasze jedno z najkrótszych wyjść. Obydwoje musieliśmy zacząć wracać do szarej rzeczywistości. Kolejnego dnia czekała mnie szkoła, a Toma praca. Obawiałam się nadchodzących dni. Tego, co na nas czyhało za rogiem. Obawiałam się, że im więcej będziemy sobie dawali, tym mniej później będziemy oczekiwali, a w końcu… Nie będzie już na co czekać.
Agness: Gdzie wczoraj zniknęłaś? Wiesz, że Nate Cię szukał? Czy Ty znowu spotykasz się z tym Tomem?
Następny sms niestety nie był już od Toma. Moja przyjaciółka miała idealne wyczucie czasu. Mina zrzedła mi natychmiast. Zasypała mnie pytaniami, a ja nawet nie wiedziałam, co mogłabym jej odpowiedzieć. Bo już i jej nie chciałam zdradzać całej prawdy.
Ja: U mnie wszystko w porządku. Pogadamy o tym jutro.
Zdecydowałam się uciąć temat, uznając, że lepiej będzie wyjaśnić to na żywo, niż przez telefon. Poza tym miałam całą noc na wymyślenie idealnej wymówki. A przynajmniej sposobu na to, jak zaspokoić jej ciekawość, a jednocześnie nie zdradzać zbyt wiele. Czasem po prostu chciałam, żeby ludzie przestali się ciągle o mnie martwić. Czułam się osaczana. Każdy chciał dla mnie dobrze, a tak naprawdę nikt nie pytał, jak to „dobrze”, wyglądało według mnie.
Chciałam móc podzielić się z przyjaciółką i bratem moim szczęściem. Naprawdę tego chciałam. Gdybym mogła, wykrzyczałabym, jak bardzo byłam szczęśliwa. Ale nie mogłam. Bo wówczas każde z nich rozłupałoby to moje małe szczęście na kawałki i odebrało mi jego cząstkę, nazywając to troską.
Miałam jeszcze trochę czasu do umówionej godziny i nie zamierzałam spędzić go na zadręczaniu się. To miał być w sumie pierwszy wieczór z Tomem, o którym zostałam uprzedzona. Tym razem nic nie powinno było mnie zaskoczyć. A ja? W końcu mogłam się przygotować. O rany, to chyba będzie pierwszy raz, gdy zrobię sobie ładny makijaż i odpowiednio się ubiorę na spotkanie z nim, przemknęło mi przez myśl, gdy spoglądałam w lustro w swojej łazience. Mimowolnie uśmiechnęłam się do swojego odbicia. To było idiotyczne, ale miałam ochotę wskazać na siebie palcem i powiedzieć: tak, on wybrał właśnie ciebie. Spośród tysięcy. Jesteś tą wyjątkową osobą. Bo dokładnie tak się czułam w tamtym momencie.
Uważaj, bo jeszcze w samouwielbienie wpadniesz.
Otrząsnęłam się ze swoich fantazji i zaczęłam ogarniać twarz, żeby choć jeden raz móc wyglądać dla niego przyzwoicie. Wtedy też dotarło do mnie, że on kompletnie nie zwracał na to uwagi. Albo bardzo dobrze udawał, że go to nie obchodziło. Widział mnie już w każdym wydaniu. I to jeszcze zanim spędziliśmy razem noc. Czy naprawdę, aż tak mu się mogłam podobać? Nawet w zwykłym dresie i bez żadnego makijażu?
– O rany… – zachwyciłam się, analizując w głowie jego zachowanie. Nie byłam pewna, czy już nie ponosiła mnie wyobraźnia, ale z drugiej strony…
Moje rozważania przerwał Philip, wchodząc do łazienki. Mój błąd, że nie zamknęłam za sobą drzwi. Nadal byłam rozkojarzona i ciągle myślałam o Tomie. Dlatego musiałam znieść natarczywe spojrzenie brata, który oparł się o ścianę, krzyżując ręce na piersi. Wywróciłam teatralnie oczami i ignorując jego obecność, zaczęłam się po prostu malować.
– Jednak wychodzisz.
– No przecież nie żartowałam – mruknęłam, rozcierając na twarzy odrobinę podkładu. – Chciałeś coś?
– Myślałem, że zjemy razem pizze…
– Niedługo wychodzę, więc raczej odpadam.
– Dokąd idziecie?
– Nie wiem jeszcze – skłamałam, co przyszło mi naprawdę szybko i prosto.
– Wrócisz dzisiaj?
– Tak. Możesz przestać się już tym tak martwić, Phil.
– Ja po prostu… Myślę, że powinnaś uważać.
– To nie myśl tyle. I zrozum, że nie jestem już małym dzieckiem. Chociaż ty jeden mógłbyś to rozumieć – Odwróciłam się do niego, nie mając już siły dłużej powtarzać w kółko tego samego. – Jestem z nim bezpieczna. Ufam mu. A ty musisz zaufać mi.
– No właśnie ufam ci! Ale nie jemu… Nawet go nie znam!
– Nie zaczynaj znowu, błagam.
– W porządku. Nie chcę się kłócić. I tak zrobisz, co uważasz za słuszne.
– Tak.
– Uważaj na siebie, Iv.
– Będę uważała, możesz być pewien – zapewniłam go i żywiłam ogromną nadzieję, że po tym poczuje się lepiej. – Wezmę tym razem telefon, więc nie musisz się martwić.
– Ok. Wróć o przyzwoitej godzinie.
– Dobra, bo już zaczynasz mnie denerwować i stajesz się moim ojcem, a nie bratem – skwitowałam zirytowana i podeszłam do niego, żeby wypchnąć go z łazienki.
– No bo przecież…
– Bla, bla, bla… Widzimy się jutro rano – Zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem i tym razem zamknęłam je na zamek.
Byłoby dużo prościej, gdybym mogła przedstawić Toma bratu. I Agness. I każdemu kolejnemu, który miałby jakieś „ale”, do naszej znajomości. Wiedziałam jednak, że nie miałam takiej możliwości. Przynajmniej na razie. Nie byłam nawet pewna, czy będę miała ją kiedykolwiek…


Na most dotarłam jeszcze przed dwudziestą pierwszą, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało. Z przyjemnością mogłam zaczekać na pojawienie się Toma. Pogoda była idealna. Bezchmurne, gwieździste niebo. Nic nie zapowiadało, by i tej nocy miała nas zaskoczyć jakaś ulewa. Uśmiechnęłam się do swojego wspomnienia, gdy zaciągnęłam Toma do tańca. Dawno nie robiłam tak szalonych rzeczy. I musiałam przyznać, że bardzo mi się to spodobało.
Wdrapałam się na barierę mostu, jak miałam to w zwyczaju robić, gdy przychodziłam w to miejsce sama i usadowiłam się w miarę wygodnie, spoglądając przed siebie. Atmosfera była magiczna. Złote punkciki odbijały się w ciemnej tafli wody, idealnie z nią współgrając. Chyba po raz pierwszy siedziałam na swoim moście i nie towarzyszyły mi przy tym żadne troski. Byłam po prostu szczęśliwa.
Długo jeszcze rozmyślałam o ostatnich wydarzeniach, szczególnie nad nocą spędzoną z Tomem. Wszystko było jeszcze takie świeże, wciąż budziło we mnie niesamowite emocje, a nawet podniecenie. Tak bardzo pragnęłam jeszcze kiedyś to z nim powtórzyć. Poczuć jeszcze raz, spróbować nowych rzeczy. I liczyłam w głębi duszy, że będziemy mieli taką okazję.
Po pewnym czasie zdecydowałam się jednak przerwać swoje rozważania, głównie dlatego że pośladki zdążyły już mi zdrętwieć od siedzenia na niewygodnej poręczy. Chwyciłam się jej więc mocno obiema rękami i stanęłam na kawałku betonu, który wystawał od strony wody, by rozprostować nogi. Mogłam się poczuć, niczym Rose na Titanicu. Z tym, że ona chciała z niego wyskoczyć… Ups? Mi zdecydowanie nie chodziło o kąpiel w zimnej wodzie. Szczególnie, że nie potrafiłam nawet pływać.
– Ivy! –  Drgnęłam niespokojnie, gdy głuchą ciszę przerwał głośny, męski głos. Prawie straciłam równowagę. Dobrze, że tak mocno się trzymałam, bo zapewne pływałabym już w rzece… A właściwie to się topiła. Serce zaczęło mi bić z przerażenia, co jakimś dziwnym sposobem stało się dla mnie zabawne. – Co ty robisz? –  Poczułam nagle silne dłonie na swojej talii, należące do Toma. Chyba nie tylko ja się przestraszyłam? Uśmiechnęłam się mimowolnie, czując ciepło rozchodzące się po moim ciele. Jego dotyk…
 – Czekałam na ciebie    odparłam spokojnie.
 – Wyłaź stąd –  Rozkazał, całkowicie poważnym głosem.
 – Najpierw musisz mnie puścić –  Zaśmiałam się, czując cały czas silny ucisk w pasie, ale chłopak chyba nie miał zamiaru zabierać swoich rąk. Stracił do mnie zaufanie?
– Złap mnie za ręce – polecił, a ja nie sprzeciwiałam się temu. Z jego pomocą, odwróciłam się przodem do poręczy. Uśmiechnęłam się szeroko na widok jego twarzy. Co prawda jemu wcale nie było wesoło, ale mnie przeciwnie. – Dasz radę?
– Pewnie, że dam.
Nigdy wcześniej nie stałam poza ogrodzeniem mostu, lecz nie wydawało mi się to takie trudne do zrobienia. Musiałam tylko mieć wolne dłonie, więc wyswobodziłam je z jego uścisku. W tym przypadku to zdecydowanie ja miałam więcej pewności, niż on. Patrzył z niepokojem, gdy przechodziłam na drugą stronę.
A ja po chwili stałam już na twardym gruncie, spoglądając w jego czekoladowe tęczówki.
 – To było bardzo głupie    rzekł, zachowując nadal powagę, a ja odsunęłam się od niego i oparłam plecy o barierkę, wpatrując się w jego twarz.
 – Wystraszyłeś się? –  Przechyliłam lekko głowę, przyglądając mu się z zaciekawieniem. Fascynował mnie coraz bardziej. I był piękny. W świetle latarni wyglądał niczym bóg.
 – Tak. Mogłaś spaść    odparł bez wahania, powodując u mnie nikły uśmiech. Zależało mu. Jakim cudem? Jakim cudem mogło mu zależeć… na kimś takim jak ja? To totalne szaleństwo.
 – Mógłbyś z tym żyć    Wzruszyłam obojętnie ramionami, nie okazując, że jego słowa zrobiły na mnie wrażenie. –  Jak każdy.
 – Nie mów takich głupot –  Zrobił krok w moją stronę, zmniejszając między nami odległość i złapał mnie za rękę gładząc delikatnie jej wierzch. –  Nie rób tak nigdy więcej, proszę.
 – Postaram się    Uśmiechnęłam się niewinnie i  zaplotłam ręce na jego karku, właściwie się na nim uwieszając. –  Miałeś mi chyba przywieźć moje kwiatki.
– Są w samochodzie – Kiwnął w kierunku swojego Audi, a ja przyjmując to do wiadomości, sięgnęłam do kieszeni swoich spodni, aby wyciągnąć z niej należące do niego klucze.
– Dziękuję. I za ogarnięcie tego chaosu też.
– Już mi dziękowałeś.
– Wiem, ale należą ci się porządne podziękowania – stwierdził, zbliżając swoją twarz do mojej. Uśmiechnęłam się, gdy złączył nasze usta w pocałunku. Ponownie objęłam jego kark, poddając się całkowicie słodkim wargom i językowi, który niemal od razu odnalazł swoje miejsce między nimi. Za takie podziękowania, mogłabym zostać jego sprzątaczką! Gdyby nie to… że przecież miałam te usta i te pocałunki całkowicie za darmo.
– Co dziś robiłaś? – Wymruczał jeszcze w moje usta, gdy powoli się od nich odrywał. – Widziałem, że nie wzięłaś taksówki…
– Chciałam się przejść – odparłam, co nie było właściwie kłamstwem. Mój Boże, Bill! Przez całe dochodzenie Philipa, zapomniałam, że w ogóle miałam styczność z bratem Toma!
– Naprawdę?
– Tak. Szczególnie po spotkaniu z twoim bratem.
– Jak to… Jakim spotkaniu? – Zmarszczył brwi, spoglądając na mnie zdezorientowany.
– Wychodziłam od ciebie… To znaczy już jechałam windą, kiedy on nagle się pojawił. Szedł do twojego mieszkania, a ja… Jak go zobaczyłam, to trochę spanikowałam i zapomniałam, że miałam wysiąść, więc pojechałam z powrotem na górę. Z nim – wyjaśniłam podekscytowana.
– Zaraz… To ty jesteś tą sąsiadką z trzeciego piętra? – Roześmiał się nagle, wyraźnie kojarząc jakieś fakty. No oczywiście, że Bill musiał mu coś wspomnieć!
– Na to wychodzi…
– Nie wierzę… Dlaczego tak spanikowałaś?
– Bo to Bill! – zawołałam przejęta. Gdy o tym mówiłam, emocje powracały jak bumerang. – To było niesamowite, że pojawił się tak nagle, tak po prostu… I do mnie zagadał. O rany, nie spodziewałam się takiej sytuacji.
– O świetnie, to teraz mój brat jest twoim idolem?
– Hej, przecież zawsze nim był.
– Jak to? Myślałem, że to moją fanką jesteś…
– O rany, naprawdę cię to kręci?
– Co takiego?
– Że jestem twoją fanką?
– Och, wiesz, że nie. Urzekłaś mnie tym, że wcale nie wydawałaś się nią być.
– Więc teraz przemawia przez ciebie po prostu zazdrość.
– Pf, jaka zazdrość!? Halo, to ja teraz jestem tu z tobą, a nie jakiś tam Bill.
– Jesteś niepoważny! – Zaśmiałam się, dając mu kuksańca w ramię. – Jeśli chcesz wiedzieć, to jestem fanką waszego całego zespołu, a nie poszczególnych jego członków…
– Członków, powiadasz? Jesteś pewna, że nie jesteś fanką jednego, szczególnego…
– Toom! – Przerwałam mu, czując, że cała już czerwieniałam. Chłopak roześmiał się tylko i ułożył dłonie na moich biodrach, przyciągając do siebie.
– Chciałem się tylko upewnić.
– Jakbyś miał w ogóle jakieś wątpliwości!
– Czyli jednak jestem twoim ulubionym…
– Gitarzystą w zespole, tak oczywiście – wtrąciłam ze śmiechem, nim zdołałby w ogóle dokończyć swoją myśl. Zrobił oburzoną minę, ale nie przejęłam się tym zbytnio. Za to ujęłam jego twarz w dłonie i przyciągnęłam do siebie, składając na jego ustach soczysty pocałunek.
– To nieczysta zagrywka.
– Ależ co?
– Właśnie to – oznajmił, wpijając się ponownie w moje wargi. Tym razem nie był to krótki pocałunek. Tom naparł na mnie całym sobą, aż przesunęliśmy się pod samą barierę mostu. Jego język drażnił się z moim podniebieniem, a chłodny kolczyk przyjemnie pieścił usta. Znowu zapomniałam, jak się oddycha. Zadrżałam, gdy jego dłonie wdarły się pod materiał bluzki na moich plecach. Błądził nimi po całej długości, zahaczając co chwilę palcami o zapięcie mojego stanika. I nie wiedziałam już na czym się skupiać. Czy na spijaniu namiętności z jego ust, czy rozpalającym moją skórę dotyku. W ciągu kilku sekund doprowadził mnie do istnego obłędu i naprawdę miałam ochotę zerwać z niego ubrania, nie zważając na miejsce, w którym się znajdowaliśmy. To było niedorzeczne! Czy pragnienie kiedyś się kończyło..?
– Boże, boże, musimy przestać – Oderwałam się od niego resztką swojej silnej woli. Nasze oddechy były nierównomierne, gdy patrzyliśmy w swoje zamglone pożądaniem oczy. – Muszę wrócić dzisiaj do domu… Ty też powinieneś odpocząć. A tutaj… Za chwilę może wydarzyć się za wiele.
– Nie podoba ci się to miejsce? – Uśmiechnął się, przesuwając językiem po dolnej wardze. Rozproszył mnie tym ruchem. Prowokator! A ty jesteś napalona i niewyżyta…
– Podoba. To jest najbardziej wyjątkowe miejsce w tym mieście. Ale też jednocześnie najmniej odpowiednie, by spędzać na nim upojne chwile…
– Nie w takich się to robiło – Wzruszył ramionami, jak gdyby nigdy nic. Ja natomiast wytrzeszczyłam oczy. Po pierwsze, że w ogóle brał to po uwagę. I po drugie, że wyznał mi nagle coś takiego!
– Ah, to w jakich miejscach miałeś już okazję to robić? – Spojrzałam na niego zaintrygowana. Skoro sam podzielił się ze mną taką informacją, postanowiłam pociągnąć temat i dowiedzieć się czegoś więcej. Mimo iż perspektywa wyobrażania sobie go z innymi kobietami nie należała dla mnie do najprzyjemniejszych.
– Hm, prościej byłoby wymienić te, w których nie miałem.
– Och, jasne – Wywróciłam teatralnie oczami, bo miałam  wrażenie, że zaczął się już zgrywać. – Jakie było najdziwniejsze miejsce, według ciebie, w którym to robiłeś? – Zadałam nieco konkretniejsze pytanie i wbiłam w niego swój ciekawski wzrok. Nie poznawałam samej siebie, ale to wyszło całkowicie naturalnie.
– Schowek na szczotki? – rzekł po chwili zastanowienia, a ja już nawet tego nie kontrolując, wybuchnęłam śmiechem. – Ej! Miałem wtedy jakieś szesnaście lat i byłem naprawdę durny, a przede wszystkim cholernie napalony. Niczego nie żałuję – dodał, a jego twarz przybrała niemal dumnego wyrazu, co tylko bardziej mnie rozbawiło.
– Okej. Twoje życie jest naprawdę ekscytujące – Przyznałam, wciąż z szerokim uśmiechem.
– Tak naprawdę, najdziwniejsze miejsce dopiero będzie – oświadczył nagle z tajemniczym wyrazem twarzy. Patrzył na mnie w tak wymowny sposób, że nie trudno było mi zgadnąć, co już kiełkowało w jego głowie. Cholera, naprawdę? Zrobiło mi się nienaturalnie gorąco.
– Jeszcze dziwniejsze od schowka na szczotki? – Kontynuowałam temat, mocno kontrolując swoje emocje. Podobał mi się kierunek, w którym zmierzaliśmy. Nieważne, jak głupie to musiało się wydawać.
– Seks pod mostem taki się wydaje, nie uważasz?
– Czy ty próbujesz mi coś zaproponować? – wypaliłam, nie zastanawiając się już nad niczym. A już na pewno nie nad tym, co ON musiał mieć w głowie. Seks pod mostem? Brzmiało, jak dwoje bezdomnych… Brudno, zimno i niewygodnie.
– A jak myślisz?
– Myślę, że ta rozmowa zabrnęła zdecydowanie za daleko – skwitowałam w końcu, gdy zaczynało robić się dla mnie dość niewygodnie. Trochę mi jeszcze brakowało do pełnej otwartości w tym temacie, zdecydowanie. A Tom cały czas był tak bardzo pewny siebie. Patrzył mi w oczy i dosłownie przekazywał mi w ten sposób, że nasza wspólna noc w jego mieszkaniu nie była ostatnią.
– Och, a było już tak ciekawie – westchnął z zawodem. Prychnęłam w odpowiedzi i zdecydowałam się jednak dodać od siebie coś więcej w tym temacie.
– Nie będę robiła z tobą takich rzeczy pod mostem!
– Jeszcze zmienisz zdanie.
– Kto w ogóle powiedział, że zamierzam z tobą jeszcze kiedyś cokolwiek robić… – powiedziałam nagle, marszcząc brwi. Bo czy to musiało być takie oczywiste? Jego pewność, co do tego była za duża! Nieważne, że marzyłam, by to z nim powtórzyć. On nie musiał być o tym przekonany. Ja nie musiałam być w jego oczach tak bardzo przewidywalna.
– Czyli zaciągnęłaś mnie do łóżka na jednonocną przygodę… Wykorzystałaś mnie?  
– Oczywiście – potwierdziłam, krzyżując ręce na piersi. Ta rozmowa już dawno zeszła w bardzo dziwnym kierunku, ale nie miało to znaczenia, dopóki czuliśmy się z tym wystarczająco komfortowo. Nawet ja!
– Nie umiesz kłamać.
– Wiem – Westchnęłam głęboko. – Ale świetnie mi wychodzi robienie się czerwoną, jak burak.
– Jesteś wtedy przeurocza. Uwielbiam cię zawstydzać – wyznał, na co ja parsknęłam śmiechem. Doskonale! Połowa moich zawstydzających chwil przy nim, zapewne była powodowana jego umyślnym zachowaniem. – Ale skoro już zeszliśmy na takie tematy… Podobało ci się wczoraj?
– O rany… co to za pytanie? – Spojrzałam na niego zdezorientowana. Momentalnie poczułam, jak zrobiło mi się gorąco. To by było na tyle jeśli chodziło o poczucie komfortu!
– Całkiem zwyczajne.
– Wcale nie… Znowu jestem czerwona! – Zaprotestowałam, ale on tylko patrzył na mnie z tym swoim uroczym uśmieszkiem. I wiedziałam już, że nie odpuści.
– Powiesz mi?
– Czemu w ogóle o to pytasz? Przecież znasz odpowiedź. Jak mogłoby mi się nie podobać?
– Oczywiście, że mogłoby. To wcale nie jest dla mnie takie jasne…
– Nie? – Zdziwiłam się, bo widząc jego pewność siebie nie przyszłoby mi nawet do głowy, że mógłby mieć jakiekolwiek wątpliwości. Okej, może zasugerowałam się zbyt mocno jego wizerunkiem medialnym… Może to był błąd.
– Nie. Nie mam pojęcia, co czułaś, myślałaś, czy naprawdę było ci przyjemnie. Skąd miałbym to wszystko wiedzieć?
Bo jesteś bogiem.
– Podobało mi się.

Nie musiał słyszeć w tamtym momencie, że chciałabym to jeszcze z nim powtórzyć. Nie raz i nie dwa. Chciałabym móc robić to z nim zawsze, gdy tylko tego oboje zapragniemy. Chciałabym móc zasypiać po wszystkim u jego boku i budzić się rano, widząc jego twarz. Chciałabym tego wszystkiego. Tak naprawdę. Bez udawania, bez zastanawiania się, czy robiliśmy coś złego. Czy ja robiłam coś złego.

♥♥♥

 Ale jak to już 16 kwietnia?!


5 komentarzy:

  1. Oooo, i mamy pierwsze, choć przypadkowe, spotkanie Ivette z Billem :).
    To było urocze :).
    I wgl dziękuję Ci bardzo za ten odcinek, bo po nim Tom znów wrócił do rangi słodziaka :). Po tych zdjęciach z Heidi miałam go już po dziurki w nosie, nie mogłam na niego patrzeć :)
    Dzięki Tobie znów mogę :*
    Danke, danke,danke :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten poranek w mieszkaniu Toma, pierwsza scena szesnastej kartki to właśnie ta romantyczność, która lubię; ta, która nie sprawia, że wywracam oczami, nie zastanawiam się, komu to się może podobać, tylko uśmiecham się pod nosem i czuję takie przyjemne ciepło rozlewające się po wnętrzu. Bardzo lubię tego twojego Toma, jest nieprzesadzony w swoich gestach, w totalnie idealnej mieszance (właśnie) humoru i romantyzmu, no fajny z niego facet, po prostu! Niektórych zachowań Ivy nie rozumiem, to znaczy… nie to, że nie rozumiem (bo siedząc w jej głowie wiem, jakie to dla niej ważne), ale po prostu nie przystają one tak bardzo do moich reakcji, że aż śmieję się z tego, jak różni są ludzie. Ta ekscytacja kluczami – no to urocze, że dla niej to tak ważne, ale w głowie miałam tylko „boże, lasko, to tylko klucze, weź się ogarnij” :D Śmieszne – z Ivy jesteśmy od siebie totalnie różne, ale tak samo, obu nam, podoba się ten sam Tom. Ciekawe, o czym to świadczy :D
    Przy tym ciekawi mnie bardzo relacja z Philipem. Uwielbiam jego postać, totalnie, zastanawiam się, co tam szykujesz. Nie łapię dlaczego Ivy tak broni swojej prywatności, dlaczego traktuje brata – w końcu jej najlepszego przyjaciela, tak? – w taki protekcjonalny sposób. To nie jest na pewno zdrowe, ani w porządku, bardzo solidaryzuję się tu z Philipem. Skoro tak ją kocha, skoro się przyjaźnią… no cóż, chce jej dobra, a domyślam się, że jest na tyle dojrzały, by nie zrobić czegoś na zasadzie „nie możesz się z nim spotykać” – bo doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że do niczego by to nie doprowadziło. Tymczasem taka izolacja, którą stosuje Ivy wydaje mi się chora i na pewno nie prowadzi do niczego dobrego; przeczuwam mały dramat.
    Nie mogę dziś zmontować tutaj nic sensownego, wszystko przez to, że czytałam to już wcześniej i uleciały mi z głowy myśli. Więc to na dzisiaj tyle, dodam jeszcze, że w sumie wpadłam na kolejny genialny pomysł (#skromność). Gdy już skończysz Zakochaną Fankę, napisz kilka one-partów z perspektywy Toma, Philipa, Agness, Nate’a, Billa… i kto tam się jeszcze pojawi, co? #CHCĘ

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że Ivette została skutecznie spłoszona reakcją Agness podczas jednej z rozmów i już po prostu boi się wspominać o takich rzeczach komukolwiek. I czemu nie jest to zdrowe? Według mnie to jest w pewien sposób "reakcja obronna", bo Iv czuje, że nie spotka się z uznaniem dla tego, co wyczynia. Bo każdy ze zdrowym rozumem będzie chciał jej wytłumaczyć, że to wszystko jest tylko chwilowym, pięknym złudzeniem, które niebawem minie, a ona spadnie na ziemię. W głębi sama o tym doskonale wie, bo nie jest taka głupia, jak czasami się wydaje :D
      Nie wiem, czy będę w stanie takie one-party stworzyć, ale pomysł całkiem ciekawy xD

      Usuń
  3. Na wstępie przepraszam, że komentuję dopiero dziś, ale właśnie posprzątałam jako tako, z grubsza po remoncie i mam chwilę oddechu, jaką chcę wykorzystać na pozostawienie komentarza, bo jutro znów zapracowany dzień i pewnie nie będzie kiedy. Ale oczywiście przeczytałam od razu!
    Część fantastyczna. To przebudzenie u boku wspaniałego mężczyzny, magiczne… Choć musiał zaraz znikać, ale i tak było bardzo przyjemnie.
    Zatrzymam się na dłuższą chwilę przy tym spotkaniu przy windzie. Idealnie ukazałaś, jak człowiek miota się i popełnia największe głupstwa w takiej sytuacji, kiedy coś/ktoś zaskoczy, a jest to sytuacja/osoba, przez jakie na moment traci się głowę. I naprawdę wówczas najrozsądniejszy i najbardziej opanowany człowiek nie wie co ma począć. Tak samo zachowała się Ivy, zamiast zupełnie naturalnie po prostu wysiąść, ominąć go i wyjść, ona z powrotem wchodzi do windy i traci zupełnie głowę. Trochę się nawet uśmiechnęłam przy czytaniu tej akcji, było odrobinę zabawnie i bardzo naturalnie.
    Zastanawiam się, kiedy i w jakich okolicznościach brat dziewczyny dowie się, z kim spotyka się jego siostra i bardzo ciekawi mnie jego reakcja. Może być zaskakująco. Stare czytelniczki tej historii zapewne już wiedzą, ja muszę zapewne jeszcze trochę poczekać, ale będę cierpliwa.
    I wreszcie rozmowa o ich wspólnej nocy. Spontaniczna i pewnie niezaplanowana. Nie spodziewałam się, że poruszy ten temat, zapyta ją o doznania. I wcale nie dziwię się Ivy, że odpowiedziała tak krótko i zwięźle. Jestem bardzo ciekawa, jak potoczy się dalej ich znajomość i czy nasza bohaterka zapyta go, o tę domniemaną partnerkę, o jakiej rozpisują się tabloidy.
    Czekam na nową część, pozdrawiam i ściskam ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Wkurza mnie Philip i Agness tym swoim wtrącaniem się w życie Ivette. Ona ma 18 lat i ma prawo korzystać z życia (pisałam już o tym, ale nadal nie mogę przeżyć, że oni tak bardzo chcą decydować o tym, co dla niej dobre). Dlaczego jej na to nie pozwalają? To nie jest wiek, gdzie trzeba już decydować o tym, z kim chce się założyć rodzinę, ile dzieci chce mieć w przyszłości i jaką suknię ślubną sobie wybierze! 18 lat to czas na popełniane błędów i kształtowanie osobowości a nie zamartwianie się o to, czy brat albo przyjaciółka nie odchodzą od zmysłów, bo nie nocuje się w domu! Litości!
    Bo pewnie Agness i Philip nigdy nie popełnili żadnego błędu i wiedzą wszystko o życiu, co pozwala im dawać rady życiowe wszystkim znajomym.
    Zdenerwowałam się.
    A spotkanie pod mostem bardzo mi się podobało.

    OdpowiedzUsuń