Marzenia były nieodłączną częścią mojego
życia. Przypuszczam, że nawet i większości ludzi na świecie, o ile nie
wszystkich. Zadziwiało mnie, jak daleko potrafiłam w nich zabrnąć. Moja inwencja
tworzyła tak niesamowite wizje, dotyczące przyszłości, a Tom bardzo szybko stał
się dla mnie jej częścią. Mimo że próbowałam stawiać sobie rozsądną granicę.
Pamiętałam, że nie mogłam liczyć na jakąś długotrwałą, poważną relację z nim.
Tylko, jak miałam wytłumaczyć to swojej wyobraźni?
Wyobraźnia tworzyła marzenia,
marzenia tworzyły nadzieję…
Nadzieja zaś tworzyła złudzenia.
W kolejnych
dniach znowu wracała rzeczywistość. Chyba przestawałam ją lubić. Podobało mi
się trwanie w chwilach. Tych z Tomem. Gdy czułam przy nim, że mogłabym wznosić
góry. Wyzwalał we mnie więcej wiary i nadziei, niż ktokolwiek inny na świecie.
Czy to było normalne? Żeby moje nadzieje były w jakiś sposób zależne od
drugiego człowieka? Miałam wrażenie, że coś było nie tak. Z drugiej strony
jednak, uważałam, że może dokładnie miało tak być. Może właśnie o to chodziło.
Może dlatego, niektórzy ludzie stawali na naszej drodze. Byśmy mogli się
budzić, powstawać. Tom zdecydowanie był dla mnie taką osobą. A im dłużej go
znałam, tym nabierałam więcej pewności już nie tylko przy nim, ale także w
życiu codziennym. W momentach, w których go przy mnie nie było. Bo przecież nie
mógł być zawsze. Mimo że bardzo chciałam widywać go częściej. Każde z nas wciąż
miało swoje własne, osobne życie. Nie byłam pewna, czy już staliśmy się
wzajemnie ich częściami. Czy on w ogóle chciał mnie w swoim na stałe? Nie
mogłam się nad tym zastanawiać. Każda poważniejsza myśl była dla mnie zgubna.
Sprawiała, że miałam ochotę zakończyć to wszystko i zejść na ziemię. Choć rozum
nieustannie mi podpowiadał, że już na niej stałam. To była moja nowa
rzeczywistość, a tylko ja wmawiałam sobie, że było inaczej.
Gdy się nie
widywaliśmy, często pisaliśmy smsy. Było to dla mnie pewnego rodzaju
zapychaczem tej tęsknoty za jego fizycznością. Czasami, jak Tom miał wieczorem
więcej czasu, to po prostu do mnie dzwonił. Chyba bardziej poznawałam go
właśnie przez wymianę wiadomości, niż podczas naszych spotkań, które już
mieliśmy za sobą. Zdecydowanie było ich jeszcze za mało, ale dzięki tym
wszystkim rozmowom czułam, że wiem o nim już dużo więcej, niż na samym
początku. Miałam nowy zarys jego osoby, punkt zaczepienia dla swoich uczuć i
myśli. Mogłam w końcu powiedzieć Agness, za co go lubiłam, a co mnie w nim
irytowało i moja przyjaciółka nie powinna była już zarzucać mi, że znałam go
tylko z mediów.
Agness nadal
miała sceptyczne podejście do tego wszystkiego. Co prawda przestała mnie już
gnębić, żebym się nad tym poważnie zastanowiła i powtarzać w kółko, że będę
tego żałowała… Ale wciąż patrzyła na mnie w ten swój specyficzny sposób i
kazała mi być ostrożną. Trochę mnie to już bawiło. Bo traktowała Toma, jakby
był naprawdę jakimś niebezpiecznym kolesiem spod ciemnej gwiazdy. Nie znała go,
więc nie mogła mu ufać, to zrozumiałe. Niemniej, czy ona sama nie przekraczała
pewnej granicy w ocenianiu drugiego człowieka? Nie umiała podejść do tego w
sposób, jakby Tom był zwykłym facetem, jak każdy inny, który stąpał po ziemi.
Od razu przyklejała mu tysiące łatek i oczywiście zawsze były one negatywne. Ja
się już przestałam tym przejmować. Próbowałam jej tłumaczyć, że bardzo się
myliła, co do niego. Opowiadałam jej, jaki Tom był naprawdę. Tylko, że to nadal
było dla niej, jak jakaś bajka. Czasami miałam wrażenie, że Agness była
przekonana, że wszystko sobie zmyślałam. I przede wszystkim, nie rozumiała, co
nas łączyło. Co to dla nas znaczyło i dlaczego wciąż w to brnęliśmy. Ja też
tego nie rozumiałam, ale nie chciałam o tym myśleć. Chciałam tylko to mieć.
– Ivette, jakie
jest rozwiązanie?
– Słucham? –
Uniosłam głowę, patrząc na nauczycielkę, która wyrwała mnie z głębokiego
zamyślenia. Wyłączyłam się na niemal cały czas trwania zajęć, więc nie miałam
pojęcia o czym w ogóle do mnie mówiła.
– Proszę, żebyś
podała rozwiązanie zadania. Czy masz je zrobione?
– Ym… –
Skierowałam swój rozproszony wzrok na zeszyt, który jak się okazało świecił
pustkami. Już miałam zacząć się tłumaczyć, kiedy z wybawieniem przyszedł mi
dzwonek, kończący lekcję. Nie obeszło się jednak bez karcącego spojrzenia
matematyczki.
– Do wakacji
jeszcze ponad miesiąc, radzę ci się obudzić – rzekła do mnie na odchodnym, a ja
wywróciłam tylko oczami, nie biorąc tej uwagi w ogóle do siebie. Przecież nie
tylko mi się zdarzało czegoś nie wiedzieć. Połowa ludzi w sali zapewne nawet
nie tknęła tego zadania.
– Iv, co z tobą?
– Chowając swoje rzeczy do torby, poczułam, jak Agness szturchnęła mnie w
ramię. Westchnęłam cicho, czując to wnikliwe spojrzenie, należące do
przyjaciółki.
– Wszystko w
porządku. Nie wyspałam się tylko – mruknęłam, podnosząc się ze swojego miejsca.
– Poza tym nie zrobiłam jednego zadania i nawet ty widzisz w tym problem? –
Skrzywiłam się, odwracając głowę w kierunku blondynki. Miałam wrażenie, że
wszyscy już byli przewrażliwieni i czepiali się o każdą bzdurę. I co próbowali
mi tym udowodnić?
– Bardziej chodzi
mi o to, że jesteś jakaś nieobecna.
– No jestem, bo
się nie wyspałam – powtórzyłam, bo chyba moje wcześniejsze słowa do niej nie
dotarły. – Agness, weź wyluzuj. To męczące, jak ciągle patrzysz na mnie z
niepokojem. Jeszcze gdybyś w ogóle miała się czym martwić.
– A nie mam? –
Uniosła brew, a ja wywróciłam teatralnie oczami, zbierając swoje rzeczy z
ławki. Zignorowałam to pytanie i ruszyłam do wyjścia. Blondynka zaraz dołączyła
do mnie, chwytając mnie pod ramię.
– Może
przesadzam. Ale może to też dlatego, że to nasz pierwszy raz.
– Co? – Zdziwiłam
się, nie rozumiejąc w ogóle, o czym do mnie mówiła.
– No… Jeszcze nie
przeżywałyśmy nigdy twojej tak poważnej relacji z jakimś facetem. To wszystko
jest dla nas świeże. Dla naszej przyjaźni. Dlatego się tak przejmuję. Nie
chciałabym, żeby jakiś typ cię skrzywdził.
– Doceniam to.
Ale nie możemy zakładać, że każdy facet to dupek.
– Boże, ale kiedy
on wygląda na takiego dupka, że o ja cie.
– Twoja szczerość
jest nieoceniona – Pokręciłam z niedowierzaniem głową, ale w głębi nawet się z
tego śmiałam. Wyobrażałam sobie minę Toma, gdyby usłyszał taki tekst. – Może
mam słabość do dupków i dopiero się o tym przekonuję? Choć wierz mi, że jak do
tej pory, on z dupkiem nie ma wiele wspólnego.
– No może poza
tym, że zdradza swoją dziewczynę.
– W takim razie
ja muszę być niezłą suką… – skwitowałam, znacznie poważniejąc. To była jedna z
tych niewyjaśnionych kwestii. Dziewczyna Toma. Cholernie bałam się poruszać z
nim ten temat. Prawda była dla mnie tak przerażająca, że nie chciałam jej
słyszeć. Nawet w rozmowach z Agness, czułam się beznadziejnie. Bo ona nie
pozwalała mi zapominać o istnieniu tej
drugiej. Choć tak naprawdę, to ja byłam tą
drugą. To nie podlegało wątpliwościom.
– Oj, Iv… Wiesz,
że tak nie uważam.
– Ale ja
biorę w tym czynny udział. Godzę się na
to – przyznałam, bo wbrew pozorom miałam pełną świadomość swoich czynów. I
właśnie to było najgorsze.
– To on miesza
wam w głowach.
– Znowu czuję
się, jak naiwna idiotka.
– Przepraszam.
Nie chciałam psuć ci nastroju. Po prostu… Od tego raczej nie uciekniesz. Dopóki
będzie istniała ta dziewczyna, ten temat będzie ciągle wracał. Znam cię i wiem,
że wcale ci to nie pasuje. Moim zdaniem powinnaś w końcu go o to zapytać.
– Wiem… Ale boję
się.
– Czego?
– Że wybierze ją,
nie mnie – wyznałam cicho, spoglądając beznamiętnie w jakiś punkt przed sobą. –
Nie chcę go tracić, choć wiem, że to nieuniknione. I że tylko przesuwam to w
czasie… Przecież doskonale wiem, że to nie może tak dalej wyglądać.
– Zakochałaś się
w nim?
– Boże, mam
nadzieję, że nie – Spojrzałam na nią szczerze przerażona. Na tamten moment sama
nie wiedziałam, jakie uczucia w sobie skrywałam i jak wiele one znaczyły.
Wiedziałam za to tyle, że jeśli to przerodziło się już w zakochanie, to
wpakowałam się w coś, z czego już tak łatwo się nie dało wygrzebać. Naprawdę
się tego bałam. Nie chciałam czuć do niego niczego więcej, dopóki nasza
sytuacja nie stałaby się jasna. To było głupie i naiwne. O rany, jak bardzo
byłam naiwna, sądząc, że moje serce sobie poczeka, aż my określimy naszą
relację? O czym ja myślałam? Niedorzeczność goniła niedorzeczność w tym
wszystkim.
– Cóż… Ciekawa
reakcja. Spodziewałam się raczej, że to tak pozytywne uczucie, że chciałabyś…
– Pewnie, że bym
chciała. Tylko… Sama widzisz, jak bardzo jest to skomplikowane. Jestem w
czarnej dupie, Ness. Dopóki on się nie określi. Przecież… No cholera, nie chcę
być zakochana bez wzajemności. Nie chcę tego nieszczęśliwego uczucia –
wyrzuciłam sfrustrowana. Nawet moje własne słowa utwierdzały mnie w
przekonaniu, że powinnam w końcu coś z tym zrobić. Iść o krok dalej. Poruszyć
tak istotne dla nas tematy. Bo choć cudownie było trwać z Tomem w tej naszej
oderwanej rzeczywistości, miałam potrzebę zejścia na ziemię. Nie chciałam
dłużej trwać w bańce złudzeń. Oby tylko
nie pękła na zbyt dużej odległości od gruntu.
– Ah, a
szczęśliwy, idealny facet jest na wyciągnięcie ręki – westchnęła nagle z
rozmarzeniem, a ja skierowałam swój wzrok w miejsce, w które patrzyła. W ogóle
mnie nie zdziwiło, że ujrzałam Nate’a. Natomiast lekko się spięłam, bo nie
widziałam się z nim od czasu urodzin. I wciąż nie wyjaśniliśmy sobie mojego
zniknięcia. W sumie nie czułam obowiązku wyjaśniania mu niczego, ale nie
chciałam też, żeby miał o mnie jakąś złą opinię. – Chyba cię zauważył. Boże,
czemu on na ciebie leci?
– No dzięki –
parsknęłam na kąśliwą uwagę przyjaciółki. – Mogłabyś mnie wesprzeć.
– Co? Nie ma
mowy. Radź sobie sama – oznajmiła bez ogródek, nawet się nie starając. – Na
twoim miejscu bym wybrała mniejsze zło – dodała jeszcze, zanim odwróciła się na
pięcie i zostawiła mnie samą, na pastwę Nathaniela.
Zmierzał w moją
stronę bardzo pewnym krokiem i jak zawsze ściągał na siebie spojrzenia
przypadkowych dziewczyn. Właśnie. Mógł mieć każdą, a uczepił się takiej mnie.
Czy to działało na tej zasadzie, co ja i Tom? Był moim zakazanym owocem, ale
mimo to dalej mnie do niego ciągnęło i nie chciałam przestawać? Czy Nathaniel
miał to samo ze mną? Im bardziej nie mogłam mu siebie dać, tym bardziej on mnie
chciał mieć?
– Cześć – Jego
głos przerwał moje nagłe rozważania i dobrze się stało, bo brnęłam znowu za
daleko. – Dawno cię nie widziałem.
– Dawno? Zaledwie
kilka dni temu – zwróciłam uwagę. Nie wydawał się być na mnie zły, jego twarz
była całkiem neutralna, co mnie nieco uspokajało.
– Lubisz znikać.
Trudno cię złapać – Oparł się ramieniem o ścianę, wbijając we mnie swój
przenikliwy wzrok. Od razu poczułam potrzebę wyjaśnienia mu mojego dziwnego
zachowania.
– Co do tych
urodzin… Wybacz, że tak uciekłam. Ale nie planowałam tego. Po prostu tak
wyszło. Naprawdę miło spędziłam z tobą czas. Nie bierz tego do siebie.
– Daj spokój –
Machnął ręką. – Wiedziałem, na co się piszę, nie? Od początku postawiałaś
sprawę jasno. I wyraźnie przegrałem tę walkę, choć nawet nie spotkałem swojego
rywala. A chciałbym bardzo, to swoją drogą…
– Ech, naprawdę
mi głupio.
– Niepotrzebnie.
Naprawdę nie ma problemu. Nie zamierzam ci utrudniać życia. Polubiłem się i mam
nadzieję, że możemy się dalej kumplować – Jego twarz ozdobił przyjazny uśmiech,
co w połączeniu z jego słowami przyniosło mi wielką ulgę.
– Jasne, że
możemy. Też cię lubię – zaśmiałam się lekko, bo wyznawanie sobie nawzajem, że
się lubimy na szkolnym korytarzu wydało mi się całkiem zabawne i jednocześnie
bardzo urocze. Byliśmy uroczy!
– Świetnie. To
może masz ochotę wpaść na mecz koszykówki? – Zaproponował nagle, prostując się.
Znowu mnie zaskoczył.
– Koszykówki?
– No wiesz…
odbijasz piłkę, rzucasz do kosza.
– Wiem, co to
koszykówka! – Oburzyłam się. Nie byłam przecież, aż tak zacofana! – Po prostu
nie spodziewałam się zaproszenia na mecz. Nie interesuję się raczej sportem.
– Może cię
przekona, że ja w nim gram? – Uniósł swoje brwi, uśmiechając się w swój
nonszalancki sposób.
– Och, grasz w
koszykówkę?
– Widzę, że wiele
o mnie wiesz – stwierdził całkiem
rozbawiony, co mnie wprowadzało w lekkie zakłopotanie.
– Ej no, znamy
się od niedawna…
– To prawda. Ale
myślałem, że jestem bardziej popularny w tej szkole.
– Narcyz –
wytknęłam mu, krzyżując ręce na piersi. Nie zamierzałam czuć się winna, że tak
mało wiedziałam o jego szkolnym życiu.
– Pf, po prostu ludzie
tu wiedzą kim jestem i co robie, bo robię to dobrze. A ty możesz się o tym
przekonać dzisiaj wieczorem, jeśli zechcesz przyjść. Możesz wziąć ze sobą
przyjaciółkę.
– W takim razie,
muszę się przekonać. Choć i tak się na tym nie znam, żeby rzetelnie to ocenić.
– Wszystko przed
tobą. To widzimy się wieczorem? Podeślę ci smsem dokładniejsze informacje.
– Niezły sposób
na zdobycie mojego numeru – mruknęłam, wciąż zadziwiona bijącą od niego
pewnością siebie.
– A wydaje ci
się, że już go nie mam?
– Jak to? Philip
dał ci mój numer? – Spoważniałam nieco, gdy uświadomiłam sobie, że mój kochany
braciszek znowu robił coś za moimi plecami. Co z nim nie tak?
– Tajemnica.
– I tak go uduszę
– zapewniłam bez chwili wahania.
– Oszczędź brata,
jeszcze się może przydać.
– Tobie na pewno
w zdobywaniu kolejnych informacji na mój temat – zironizowałam, nie ukrywając
wcale swojego niezadowolenia z tego powodu. Nie podobało mi się, że działali w
taki sposób i nie zamierzałam tego przed nim ukrywać.
– Och, wybacz.
Musiałem sobie jakoś poradzić… Ale i tak jeszcze z niego nie skorzystałem.
– W porządku –
Odpuściłam, widząc jego skruszony wyraz twarzy. Zawsze mogło być gorzej i mój
numer mógł trafić w ręce, jakiegoś kretyna. – Więc czekam na wiadomość.
– Świetnie. To ja
uciekam, do zobaczenia – Posłał mi swój promienny uśmiech, po czym popędził w
stronę swoich kumpli, którzy najprawdopodobniej obserwowali nas przez ten cały
czas.
Przy Nathanielu dla odmiany, zapominałam o
Tomie. Mimo że nie czułam do niego niczego poza sympatią, sprawiał swoją osobą,
że byłam nim mocno zaabsorbowana. I to uczucie też mi się podobało. Lubiłam
jego towarzystwo i to w jaki sposób do mnie podchodził. Potrafił tak po prostu
odpuścić sobie dalsze starania o coś więcej, gdy widział, że miejsce u mojego
boku było wyraźnie zajęte już przez kogoś innego. No właśnie… A czy na pewno
było? To wszystko wciąż tylko pozory.
♥
– Widziałaś, co
stoi przed domem!? – Philip zaatakował mnie już na samym wejściu, nie zdążyłam
nawet zdjąć butów. Spojrzałam na niego zdezorientowana, bo nie wiedziałam, o
czym mówił i przede wszystkim, co było powodem jego nadmiernej ekscytacji.
– A powinnam?
– Chodź! –
zawołał, chwytając mnie za rękę i pociągnął z powrotem na zewnątrz. – Jak
mogłaś tego nie zauważyć! Nowiusieńkie Audi A7! – Ustawił mnie centralnie przed
srebrnym, błyszczącym w słońcu pojeździe. Wywróciłam teatralnie oczami.
Kompletnie mnie to nie ruszało. To był tylko samochód. A ja widziałam już
lepsze. Choćby u Toma.
– Świetnie. I o
to tyle szumu?
– Ty chyba nie
rozumiesz – stwierdził, wyraźnie niepocieszony z braku mojej reakcji, jakiej
zapewne oczekiwał. – On jest NASZ. Od mamy, w prezencie.
– Oczywiście –
prychnęłam. Wbrew pozorom fakt, że dostaliśmy samochód na własność od matki,
tylko bardziej gasił mój entuzjazm. W ogóle mi się to nie podobało. Co to w
ogóle miało być? Jakaś próba przekupstwa? Wiedziałam, że samochód na osiemnaste
urodziny był dość częstym prezentem i że w sumie powinnam przyjąć to z
radością, a nie jakimiś chorymi podejrzeniami. Ale ja już kompletnie straciłam
wiarę w naszą rodzicielkę. Moje negatywne nastawienie nie sprzyjało poprawie
naszych relacji. – Czy ona w ogóle wie, że nie potrafię prowadzić samochodu? –
dodałam jeszcze, krzyżując ręce na piersiach.
– Oj daj spokój.
Chodź się przejedziemy.
– Nie, nie mam
teraz na to czasu – odmówiłam i to nie tylko ze względu na brak czasu, ale
także na to, że wcale nie miałam ochoty jeździć tym samochodem. Nie chciałam od
niej takich prezentów. Nie chciałam żadnych rzeczy materialnych. Chciałam tylko,
żeby znowu była normalna. I żeby przestała wiecznie mydlić nam oczy. – Mam coś
do zrobienia do szkoły. A wieczorem jest mecz, na który się wybieram.
Powinieneś o tym wiedzieć, bo przecież świetnie ci idzie rozdawanie mojego
numeru telefonu pewnemu koszykarzowi ze szkoły – Skierowałam swoje wymowne
spojrzenie na brata, którego dotychczasowa radość wyraźnie się ulotniła po
moich słowach.
– Przecież to
chyba nie jest żadna tajemnica?
– Wolałabym sama
decydować o tym, kto dostaje mój numer, Philip – Nie byłam na niego zła, bo i
tak lubiłam Nathaniela, dlatego nie przeszkadzało mi to tak bardzo. Ale
reagowałam już bardziej na przyszłość. Philip był zbyt otwarty i może jemu to
pasowało, ale mógł bardziej szanować moją prywatność. – Proszę cię, nie
rozmawiaj na mój temat ze swoimi kumplami. To naprawdę nie jest dla mnie
komfortowe.
– Ale Nate jest
spoko…
– Wiem –
mruknęłam. – Ale nie każdy będzie Natem.
– Och, przecież
wiesz, że nie gadałbym o tobie z pierwszym lepszym. Bardzo chciał cię poznać,
dowiedzieć się czegoś. A jak miał to zrobić? Jesteś strasznie skryta i prawie
nie wychodziłaś z domu – Próbował się jakoś wytłumaczyć, ale tak naprawdę nie
miało to znaczenia. Nigdy mu nie dawałam upoważnienia do robienia takich
rzeczy, więc nic go nie usprawiedliwiało. Nawet jeśli chciał dobrze.
– Na pewno
znalazłby sposób – Wzruszyłam obojętnie ramionami. – I nie żartuję, Phil. Ani
słowa więcej na mój temat. Bo zacznę opowiadać Agness najbardziej wstydliwe
rzeczy o tobie – zagroziłam i to całkiem poważnie.
– Okej. Będę
milczał – zapewnił od razu, a ja uśmiechnęłam się z satysfakcją.
– Dziękuję.
– Ale zawożę cię
na ten mecz naszym nowym Audi!
– Może być –
Wywróciłam oczami, nie zamierzając już nawet z nim dyskutować dłużej na ten
temat. Mógł mieć tę swoją przyjemność chociaż ten jeden raz.
♥
Ja: Co
dziś ciekawego robicie?
Tom: Tajemnica ;>
Ja: :(
Tom: Myślisz, że ulegnę Twoim słodkim minkom?
Ja: Powinieneś!
No zdradź mi coś.
Tom: Mamy ostatnie, grubsze przygotowania do trasy po Europie.
Ja: Zapomniałam,
że niedługo jedziecie w trasę.
Tom: A pamiętasz jeszcze, że jestem muzykiem? ;p
Ja: Pff…
Pamiętam. To już za tydzień?
Tom: Tak.
Oczywiście, że
nie zapomniałam, kim był Tom. Ale chyba trochę przymknęłam na to oko. Odkąd się
zaczęliśmy spotykać, z każdym kolejnym dniem coraz mniej myślałam o jego
zespole, sławie. O tym, że on wciąż ma to swoje gwiazdorskie życie. Że wciąż
musi koncertować, bo to część jego pracy. A ostatnie o czym myślałam, to jego
wyjazdy. Co to oznaczało dla nas? Czy mogło oznaczać cokolwiek? Nie będziemy
mogli widzieć się przez najbliższych kilka miesięcy. Budziło to we mnie
niepokój. Bo przecież tak wiele mogło się wydarzyć w tym czasie. O ile ja będę
o nim pamiętała i tęskniła, to on… Czy w ogóle będzie miał na to czas? Znów na
scenie, w blasku sławy, w chwale swoich fanek…
Tom: Dlatego chciałbym, żebyśmy się jeszcze zobaczyli przed moim wyjazdem.
Co powiesz na wspólny obiad? U mnie?
Ja: Jasne,
daj tylko znać dokładnie kiedy i o której.
Nate: Gotowa na dopingowanie? Liczę na ciebie!
Wiadomość do
Nathaniela totalnie wybiła mnie z rytmu. Nie zdążyłam nawet przetrawić jeszcze
informacji od Toma, który swoją drogą zaskoczył mnie propozycją obiadu u siebie
w domu. Cholera, nie powinno wydawać się to dla mnie takie dziwne, ale jednak
wydawało. I wszystko przez to, że nasza relacja była tak bardzo wciąż
nieokreślona. Doprowadzało mnie to do istnej frustracji.
Tom: Pasuje Ci piątek? Koło 16?
Ja do Toma: Pewnie.
Ja do Nate’a: Och, jaka presja :p Postaram się.
Tom: Zaraz muszę wracać do pracy, a Ty co dziś planujesz robić? Skończyłaś
już oglądać ten dziwny serial?
Ja: Dziwny
serial? On wcale nie jest dziwny!
Tom: Oczywiście, że jest ;p
Ja: Pff…
Nie skończyłam. Nie mam czasu, bo jakiś typ mi co wieczór zawraca głowę.
Tom: Wolisz serial od typa?
Ja: Gdybym
wolała, to bym mu na to nie pozwalała :p
Tom: Czuję się zaszczycony, że wolisz mnie od serialu.
Ja: Haha,
powinieneś. Ale dzisiaj wychodzę na mecz koszykówki, będą emocje.
Tom: Interesujesz się sportem?
Ja: Nie,
jestem na to zbyt leniwa. Nawet nie jestem w stanie oglądać go w telewizji.
Tom: Więc co Cię skłoniło do takiej formy spędzania czasu?
Ja: Zostałam
zaproszona i liczę, że będę się dobrze bawiła. Może na żywo będzie to
ciekawsze, niż w telewizji ;p
Tom: Jestem przekonany, że będzie. W takim razie, baw się dobrze. Możesz się
odezwać, gdy już wrócisz. Może uda nam się jeszcze pogadać.
Ja: Jasne!
Dzięki. Miłej pracy ;*
Pisanie
wiadomości znowu pochłonęło mi mnóstwo czasu i w końcu nie zrobiłam niczego, co
planowałam. Zaczynałam się obawiać o moje tegoroczne, końcowe wyniki w szkole. Mecz
był na osiemnastą, więc nie mogłam już się uczyć, jeśli chciałam na niego
zdążyć. A chciałam! Nate naprawdę na mnie liczył, choć nie do końca rozumiałam,
co moja obecność miałaby zmienić. Przecież zapewniał mnie, że nie będzie już
próbował swoich sił w zdobywaniu mojej uwagi. Może po prostu potrzebował
wsparcia. Tyle mogłam mu od siebie dać.
♥
Mecz odbywał się
na terenie szkoły i byłam nieźle zdziwiona, że widownia okazała się tak liczna.
Chyba nie traktowałam tego zbyt poważnie, do momentu, w którym nie zobaczyłam
na własne oczy, że to nie jest jakaś tam zabawa. Tyle czasu chodziłam do tej
szkoły, a jeszcze nigdy nie byłam na żadnym meczu. Kompletnie nic nie
wiedziałam na temat koszykówki, ani tego, że w ogóle mieliśmy jakąś drużynę. Oczywiście
okazało się, że to Nathaniel Faber był jej kapitanem. Skubany, nie pisnął nawet
słowa, że jest tak dobry. Ale z drugiej strony, ani trochę mnie to nie dziwiło.
Ten chłopak był chodzącym ideałem. Takim drugim Tomem, tylko trochę młodszym i
z innej branży. Zupełnie nie wiedziałam, czemu ciągle ich do siebie
porównywałam. Chyba sama siebie próbowałam przekonać, że dokonałam
odpowiedniego wyboru… A to nie było łatwe. Nie, gdy Nate był na wyciągnięcie
ręki. Miły, inteligentny, wysportowany bez balastu, jakim zdecydowanie była
sława Toma. Sława, przez którą nie wiedziałam, czy mogłam traktować go
poważnie. Przez którą nie wiedziałam, czy za chwilę nie zderzę się z ziemią.
Czy za chwilę nasze jutro nie przestanie istnieć, bo on zniknie.
Agness oczywiście
zgodziła się również pójść na ten mecz, tym bardziej, że towarzyszył nam
Philip. Ich relacja wydawała się rozwijać w znacznie szybszym tempie, niż moja
z Tomem. Choć mogło to być tylko moje kolejne złudzenie. Jak to w ogóle ze sobą
porównywać? Oni mieli siebie na co dzień. Ja miałam Toma tylko wtedy, gdy on
chciał, żebym go miała… To dotykało jednak bardziej, gdy sama sobie
uświadamiałam takie rzeczy.
Jedyne co
wiedziałam o koszykówce, to dokładnie tyle, o czym wspomniał Nate. Trzeba było
odbijać piłkę i rzucać ją do kosza. I w sumie tyle mi wystarczało do szczęścia.
Nie musiałam się na tym znać, żeby dobrze się bawić. Z przyjemnością
obserwowałam, jak drużyna Nathaniela ogrywała swoich rywali. A przy tym mogłam
dostrzec, jak wielką pasją jest dla niego ten sport. Ja naprawdę wciąż tak mało
o nim wiedziałam i w sumie chciałam go poznać. Fascynował mnie od początku na
swój sposób. Poza tym, jeśli mieliśmy się kumplować, musiałam coś o nim
wiedzieć. Czułam, że warto było dać temu szansę. Nawet wbrew tlącym się obawom,
że Nate nadal mógłby próbować lub nawet oczekiwać ode mnie czegoś więcej.
Chciałam mu zaufać.
Ta godzina minęła
naprawdę szybko i przyjemnie. Nie przeszkadzała mi nawet obecność tylu ludzi,
ani ten cały hałas. Czego zazwyczaj bardzo nie lubiłam. Okazało się, że jak
człowiek się na czymś mocno skupił, to takie błahostki przestawały mieć
znaczenie. Powinnam była to częściej wykorzystywać w innych, trudnych dla mnie
sytuacjach.
– Co to było?! Te
dupki nie miały z wami szans! – Zawołał roześmiany Philip, gdy już po wszystkim
spotkaliśmy Nathaniela i jego kumpli, wychodzących z budynku. Mój brat
oczywiście musiał się emocjonować, bo nie byłby sobą. Tę cechę mamy wspólną, z
tym, że ja raczej chowam emocje do siebie. I wiadomo, dlaczego to ja mam
wiecznie problemy ze sobą. – To był
naprawdę dobry mecz.
– To prawda,
daliśmy radę – przyznał rozpromieniony chłopak. Nie było widać po nim w ogóle
zmęczenia, co było dla mnie znowu zadziwiające. Lata treningu pewnie robiły
swoje, a ja dalej ledwo wchodziłam po schodach na drugie piętro. – Idziemy
teraz świętować, zabieracie się z nami? – Nate spojrzał najpierw na mojego
brata, a później jego wzrok spoczął na mojej osobie. Przez chwilę miałam ochotę
powiedzieć: ale przecież jutro szkoła.
Ugryzłam się jednak w język. Poza tym, Philip był szybszy.
– No pewnie. Obczaj
moją nową brykę! – rzucił, popychając chłopaka w kierunku samochodu, który
zaparkował niedaleko. I nagle to się stała JEGO bryka. Za moim bratem i Natem
udała się też reszta męskiej ekipy. Ja parsknęłam tylko pod nosem jeszcze na
słowa Phila i wraz z Agness, ruszyłyśmy za nimi. O Boże, moje życie towarzyskie nigdy jeszcze nie było tak INTETNSYWNE, pomyślałam
sobie, ogarniając wzrokiem pół drużyny koszykarskiej, która nam towarzyszyła. W
dodatku sami faceci. Kilka tygodni temu w życiu bym nie pomyślała, że
kiedykolwiek spędzę w taki sposób jakiś wieczór.
Tymczasem już po
kilku minutach, gdy ci wszyscy idealni kolesie obejrzeli z każdej strony nasze
nowe Audi i wymienili się błyskotliwymi spostrzeżeniami, zmierzaliśmy do
jednego z barów. Kolejna rzecz do odhaczenia na liście pierwszych razów. Bary zawsze mnie odpychały. Raz zdarzyło mi się być
w klubie, to też nie była do końca moja bajka. Niemniej, odkryłam niedawno, że
nieważne, gdzie byłam, ale z kim. I tego się trzymałam.
Było mi trochę
raźniej, mając przy sobie Agness. Tyle, że ona wolała zdecydowanie towarzystwo
mojego brata. Dziwnie się na nich razem patrzyło, gdy byli ze sobą tak blisko.
Philip bez skrępowania obejmował moją przyjaciółkę ramieniem, gdy siedzieli
obok siebie na kanapie. A widziałam to bardzo dobrze, bo znajdowali się
centralnie naprzeciwko. Ja natomiast zostałam przytłoczona obecnością dwóch
ledwo znanych mi kolesi, którzy zajęli miejsca po obu moich stronach.
Nienawidziłam być w środku. Miałam ochotę iść do łazienki, tylko po to, aby się
wydostać z tej niekomfortowej dla mnie sytuacji, ale nie musiałam. Nathaniel
pojawił się w samą porę ze swoją propozycją.
– Iv, skoczymy do
baru coś zamówić?
Nie musiał dwa
razy powtarzać. Podniosłam się natychmiast, jakby mi ktoś wbił szpilę w tyłek.
Przecisnęłam się obok chłopaka, którego imienia nawet nie zapamiętałam i
ruszyłam za Natem. W barze było tego wieczoru dość tłoczno i śmierdząco. Ot
dlaczego ich nie lubiłam.
– Szkoda, że nie
widziałaś swojej miny – Chłopak zaśmiał się nagle, gdy zmierzaliśmy w kierunku
barmana. Spojrzałam na niego zdziwiona, bo nie wiedziałam, co miał dokładnie na
myśli. – Jak siedziałaś między Ivanem, a Markiem.
– Och… Naprawdę?
Boże, zupełnie tego nie kontrolowałam – Poczułam się głupio, że ktoś mógł
zauważyć moje skrępowanie, wyrażone poprzez idiotyczną mimikę twarzy. Nie
chciałabym, żeby zostało to jakoś źle odebrane.
– Nie przejmuj
się. W każdym razie, uznałem, że ci trochę pomogę – Puścił mi oczko. – Co
pijesz?
– Hm…
– Sok?
– Co? Dlaczego? –
Zamrugałam energicznie powiekami. Chyba już miałam wyrobioną opinię i wcale mi
to nie odpowiadało! – Chcę piwo. Tak, jak wy.
– Żeby znowu się
krzywić, tak jak na domówce?
– Oczywiście
musiałeś to zapamiętać…
– Nie musisz brać
tego, co wszyscy.
– O rany,
przecież wiem. Nie jestem durną laską, która idzie za tłumem. Po prostu chcę
piwo. Serio. Czasem muszę się pokrzywić, żeby ćwiczyć mimikę twarzy –
powiedziałam dość szybko i stanowczo, aby przypadkiem nie miał kolejnych
dziwnych wątpliwości.
– W takim razie,
dwa piwa proszę – Zwrócił się już do barmana, a ja miałam tylko nadzieję, że
mężczyzna nie słyszał nic z naszej głupiej rozmowy. – Jak ci się podobało na
meczu?
– Było naprawdę
fajnie. Lepiej niż się spodziewałam. A ty, chyba dobrze grasz – stwierdziłam,
na co ten się zaśmiał.
– Chyba? Komplementy
z twoich ust są niesamowite.
– Byłeś dobry na
tyle, ile jestem w stanie to ocenić bez żadnej wiedzy na temat koszykówki –
wyjaśniłam rzeczowo. Nie chciałam go przecież urazić, byłam po prostu szczera.
– Dzięki. Cieszę
się, że ci się podobało. To znaczy, że będziesz częściej wpadać.
– Nie rozpędzaj
się tak lepiej.
– No tak, bo
znowu będę miał zderzenie czołowe.
– Zderzenie
czołowe? – Zmarszczyłam brwi, nie bardzo rozumiejąc, do czego nawiązywał.
– Yhym. Tak, jak
na twoich urodzinach.
– A więc jednak…
– No wybacz,
potrzebuję jeszcze kilku dni, żeby moja duma to przełknęła – zaśmiał się,
dzięki czemu chyba nie zrobiło się miedzy nami tak niezręcznie. Bo przysięgam, że już prawie zaczynało mi się
robić gorąco. – Tak serio, to bez
presji. Nie oczekuję cię teraz na każdym meczu. Ale miło będzie, jeśli czasem
wpadniesz.
– Też myślę, że
będzie miło.
Miło, to słowo klucz w znajomości z Natem. Z
nim wszystko było miłe. Może właśnie to różniło go od Toma? Po co mi miły
facet, skoro mogłam mieć faceta zagadkę..? Płynęłam pod prąd. I na Boga, nie
umiałam przecież pływać. Nie tylko w rzeczywistości. Metaforycznie także.
♥♥♥
Tym razem poszło całkiem gładko.
Lubicie odcinki bez Toma? xD
Odcinek bez Toma... Trochę pusto się bez niego zrobiło xd. Wgl, skąd u Ivette myśl, że Tom ma dziewczynę? Umknęło mi to przy czytaniu czy sobie to ubzdurała? I po drugie, mam wrażenie, że gdy Tom wyjedzie w trasę, to Iv zrobi coś głupiego... Nie wykluczam, że z tym całym Nate'm...
OdpowiedzUsuńKilka razy było wspomniane o jego dziewczynie, ale nikt się tym nie przejmuje, więc mogło umknąć xD
UsuńLOL, co za potwarz!
UsuńNie, nie lubie odcinkow bez Toma! Ja sie tu buntuje! A Ne niech sobie idzie ten no...szukac grzybow xD
OdpowiedzUsuńObiad z Tomem,.mniam.
S.
Ja lubię.
OdpowiedzUsuńNie dlatego, że nie lubię Twojego Toma (bo lubię, naprawdę porządny z niego facet, przynajmniej z perspektywy Ivy), nie dlatego, że shipuję ją z Nate’em (o tym chyba za chwilę, mam nadzieję, że do tego dojdę)… po prostu, fajnie w końcu zobaczyć jej codzienność – tę, w której przecież nie ma muzyka, gdy mijają dni, gdy wiedzie swoje życie; przy tym cały czas mając go w głowie. To wszystko daje w sumie piękny obraz zauroczenia, tych pierwszych chwil, gdy myśli wciąż dążą w jednym kierunku, mimo tego, że przecież trzeba myć naczynia czy wynosić śmieci. I Tobie, tutaj, ten obraz udaje się idealnie ;)
Nie mogłam coś polubić Agness; uważam jej obawy za całkowicie oderwane od rzeczywistości i mam wrażenie, że zafiksowała się na swoim zdaniu, niekoniecznie chcąc poznać perspektywę Ivy. Za to dzisiaj mnie ujęła – tym, jak sama zauważyła, że to ich (jej i Ivy) pierwsza taka sytuacja, wspólne przeżywanie jej relacji z mężczyzną i, po prostu, nie wie gdzie leży ta granica. Takie drobne gesty chyba właśnie świadczą o przyjaźni – o tym, jak dbają o siebie i troszczą się nawzajem. Ale, a’propos tej wzajemności… zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem z Ivy nie jest spora egoistka w tej przyjaźni; cała uwaga skupia się na niej, na jej uczuciach, jej relacji z Tomem (nawet, jeśli ona nie jest z tego powodu szczególnie ukontentowana) – a co z Agness? Odnoszę wrażenie, że Ivy ją zaniedbuje i o niej zapomina; i zaś, nie wiem, czy to rzeczywista kreacja, czy pominięte rozmowy, których nam nie pokazałaś.
Relacja z Nate’em. Wbrew temu, co pisze Blue Moon, ja nie sądzę, że gdy Tom wyjedzie w trasę, Ivy zrobi coś głupiego z Nate’em. Coś głupiego, na pewno (czekam na jakąś oznakę jej szaleństwa z tego zauroczenia), ale w ogóle nie uważam, że „go zdradzi”. Po pierwsze, to byłaby za duża klisza (a fe), a po drugie… no nie, nie jest taka. Za to podoba mi się, jak wykorzystujesz tę relację (Ivy-Nate) do pokazania sposobu, w jaki zmienia się… sama Ivy. Jak relacja z Tomem wpływa na jej relację z otoczeniem, jak dzięki niemu zaczyna się już trochę otwierać; jak dzięki przekroczeniem z nim pewnych barier swojego wstydu i fizyczności, zaczyna mieć mniej oporów przed interakcją z, hm, społeczeństwem. To bardzo ładny obraz ilustrujący pokonywanie swoich lęków: bo przecież skoro pokonała swoje największe obawy (odrzucenia, wyśmiania, pozostawienia, wszystko przez swego idola) – co więcej może się stać? Nie wiem, czy to są te fragmenty, które nazywałaś zapychaczami w naszej prywatnej rozmowie, ale jeśli tak… Kurwa, Ka., naprawdę – chcę więcej tych zapychaczy.
Fakt, Iv zrobi coś (w moim mniemaniu przynajmniej) głupiego. Choć wszystko zależy od tego, w jaki sposób się na to spojrzy ;>
UsuńCieszę się, że udaje mi się ukazywać tą jej "przemianę" i że wychodzi to w miarę naturalnie. Siłą rzeczy to był zapychacz, bo tak naprawdę niewiele wnosi do fabuły... Ale jednocześnie też nim do końca nie był xD Po prostu czasem są odcinki, które niewiele wnoszą, ale są niezbędne :D
"Iv jest na takim etapie swojego życia, że w końcu dotknęło ją coś tak dobrego, że wypełnia ją to od czubka głowy po koniuszki palców, nie oszukujmy się, każdy chciałby czegoś takiego doświadczyć, a jak już się tak dzieje, to chcemy w tym trwać jak najdłużej, często nie zauważamy dziejących się dookoła rzeczy, bo po co sprowadzać się na ziemię, to nie nasze problemy, my jesteśmy szczęśliwi, wiemy, że to nie będzie trwać wiecznie, inni powinni to zrozumieć - to dobre i zarazem złe, ale bliscy nam ludzie powinni nas wtedy wspierać, podobnie jak w tych złych chwilach... Rozumiem Twoją Agness, jej sceptycyzm, bo przecież w każdej chwili może pierdolnąć xD Wydaje mi się, że ona bardziej przejmuje się tym, co będzie potem, jakby on zniknął z życia Iv, bo to ona będzie próbowała pozbierać ją do kupy..." xDDD
OdpowiedzUsuńPS Czekam na więcej odcinków bez Toma.
Nie musiałaś dodawać cudzysłowie ;> Bo to nie som CUDZEsłowa xD
UsuńNo ta moja Agness to trochę taka racjonalistka. Rzeczywiście myśli bardziej o efekcie końcowym tego wszystkiego i to ją tak niepokoi. Ale jednocześnie ma trudne wyzwanie, bo wypadałoby wesprzeć tą szaloną przyjaciółkę w jej poczynaniach. Agness pewnie też jest rozdarta w tym wszystkim.
Ale cieszę się, że rozumiesz Iv ;> Bo właśnie o to w tym chodzi. Ją to wypełnia. Kurde, trafiło jej się coś niezwykłego. Z głupiego przypadku. Jak ślepej kurze ziarno. Mam wrażenie, że nawet ktoś naprawdę twardo stąpający po ziemi dałby się temu w końcu ponieść ;>
PS Nie będzie więcej odcinków bez Toma ;))
To po co pytałaś, czy je lubimy? lol2
UsuńNie pytałam, czy chcecie więcej, tylko jak słusznie zauważyłaś... Po prostu, czy lubicie xD
UsuńZupełnie nie doskwierał mi tutaj brak Toma, czasem potrzebna taka chwila oddechu od jego towarzystwa, nie tylko mi, ale także i Iv. Ten Nat, to taki środek zastępczy, jak nie ma Toma, można spędzić w jego towarzystwie miły wieczór. Moja mama mawiała, że lepszy wróbel w garści, niż kanarek na dachu, oczywiście kanarkiem jest tutaj Tom. Ale jak mi się wydaje, Iv i tak woli zerkać na ten dach, mając nadzieję, że uda jej się mimo wszystko schwycić tego kanarka. I wierzę, że nie skorzysta z tego, co ma w garści, w afekcie tęsknoty za Tomem, nie będzie starała się samej sobie przetłumaczyć, że to byłoby dla niej lepsze i bezpieczniejsze. No cóż, może i by było, ale z rozsądku, a nie z tego przyjemnego uniesienia. Kiepskie jest życie z rozsądku, no… chyba, że pokocha się ten rozsądek. Jej jednak to nie grozi, pomału w jej sercu rozgaszcza się Tom.
OdpowiedzUsuńCzekam na ten obiad i mam nadzieję, że będzie to może obiado-kolacja, ze śniadaniem, hmm? I, że też tak gładko pójdzie ;)
Buziak ;*
Nate jest spoko. Naprawdę miły i ciepły z niego facet. Przez to nie wiem, czy wolę jego, czy Toma. Ciężko mi jest się zdecydować. Niby Nate'a jest trochę mniej niż Toma, ale to się wyrównuje, bo o gitarzyście wiemy dość mało.
OdpowiedzUsuńJestem ogromnie ciekawa, jak to będzie, kiedy Tokio pojedzie w trasę i nie będzie ich przez kilka miesięcy. Jeśli Ivette słabo znosi jeden czy dwa dni rozłąki z Tomem, to co będzie, kiedy zniknie z jej życia na kilka tygodni? Wciąż intryguje mnie tak jego tajemnicza dziewczyna, o której ciągle myśli Ivette i Agness, a o której Tom w ogóle nie wspomina. Może wcale jej nie ma i to plotka tylko na potrzeby mediów? Ech... Ciężka sprawa.
Ale przechodzę dalej, bo widzę, że dodałaś 20. :)