wtorek, 24 kwietnia 2018

Kartka nr 17. "Wybierze ją, nie mnie"


Marzenia były nieodłączną częścią mojego życia. Przypuszczam, że nawet i większości ludzi na świecie, o ile nie wszystkich. Zadziwiało mnie, jak daleko potrafiłam w nich zabrnąć. Moja inwencja tworzyła tak niesamowite wizje, dotyczące przyszłości, a Tom bardzo szybko stał się dla mnie jej częścią. Mimo że próbowałam stawiać sobie rozsądną granicę. Pamiętałam, że nie mogłam liczyć na jakąś długotrwałą, poważną relację z nim. Tylko, jak miałam wytłumaczyć to swojej wyobraźni?
Wyobraźnia tworzyła marzenia,
marzenia tworzyły nadzieję…
Nadzieja zaś tworzyła złudzenia.

W kolejnych dniach znowu wracała rzeczywistość. Chyba przestawałam ją lubić. Podobało mi się trwanie w chwilach. Tych z Tomem. Gdy czułam przy nim, że mogłabym wznosić góry. Wyzwalał we mnie więcej wiary i nadziei, niż ktokolwiek inny na świecie. Czy to było normalne? Żeby moje nadzieje były w jakiś sposób zależne od drugiego człowieka? Miałam wrażenie, że coś było nie tak. Z drugiej strony jednak, uważałam, że może dokładnie miało tak być. Może właśnie o to chodziło. Może dlatego, niektórzy ludzie stawali na naszej drodze. Byśmy mogli się budzić, powstawać. Tom zdecydowanie był dla mnie taką osobą. A im dłużej go znałam, tym nabierałam więcej pewności już nie tylko przy nim, ale także w życiu codziennym. W momentach, w których go przy mnie nie było. Bo przecież nie mógł być zawsze. Mimo że bardzo chciałam widywać go częściej. Każde z nas wciąż miało swoje własne, osobne życie. Nie byłam pewna, czy już staliśmy się wzajemnie ich częściami. Czy on w ogóle chciał mnie w swoim na stałe? Nie mogłam się nad tym zastanawiać. Każda poważniejsza myśl była dla mnie zgubna. Sprawiała, że miałam ochotę zakończyć to wszystko i zejść na ziemię. Choć rozum nieustannie mi podpowiadał, że już na niej stałam. To była moja nowa rzeczywistość, a tylko ja wmawiałam sobie, że było inaczej.
Gdy się nie widywaliśmy, często pisaliśmy smsy. Było to dla mnie pewnego rodzaju zapychaczem tej tęsknoty za jego fizycznością. Czasami, jak Tom miał wieczorem więcej czasu, to po prostu do mnie dzwonił. Chyba bardziej poznawałam go właśnie przez wymianę wiadomości, niż podczas naszych spotkań, które już mieliśmy za sobą. Zdecydowanie było ich jeszcze za mało, ale dzięki tym wszystkim rozmowom czułam, że wiem o nim już dużo więcej, niż na samym początku. Miałam nowy zarys jego osoby, punkt zaczepienia dla swoich uczuć i myśli. Mogłam w końcu powiedzieć Agness, za co go lubiłam, a co mnie w nim irytowało i moja przyjaciółka nie powinna była już zarzucać mi, że znałam go tylko z mediów.
Agness nadal miała sceptyczne podejście do tego wszystkiego. Co prawda przestała mnie już gnębić, żebym się nad tym poważnie zastanowiła i powtarzać w kółko, że będę tego żałowała… Ale wciąż patrzyła na mnie w ten swój specyficzny sposób i kazała mi być ostrożną. Trochę mnie to już bawiło. Bo traktowała Toma, jakby był naprawdę jakimś niebezpiecznym kolesiem spod ciemnej gwiazdy. Nie znała go, więc nie mogła mu ufać, to zrozumiałe. Niemniej, czy ona sama nie przekraczała pewnej granicy w ocenianiu drugiego człowieka? Nie umiała podejść do tego w sposób, jakby Tom był zwykłym facetem, jak każdy inny, który stąpał po ziemi. Od razu przyklejała mu tysiące łatek i oczywiście zawsze były one negatywne. Ja się już przestałam tym przejmować. Próbowałam jej tłumaczyć, że bardzo się myliła, co do niego. Opowiadałam jej, jaki Tom był naprawdę. Tylko, że to nadal było dla niej, jak jakaś bajka. Czasami miałam wrażenie, że Agness była przekonana, że wszystko sobie zmyślałam. I przede wszystkim, nie rozumiała, co nas łączyło. Co to dla nas znaczyło i dlaczego wciąż w to brnęliśmy. Ja też tego nie rozumiałam, ale nie chciałam o tym myśleć. Chciałam tylko to mieć.

– Ivette, jakie jest rozwiązanie?
– Słucham? – Uniosłam głowę, patrząc na nauczycielkę, która wyrwała mnie z głębokiego zamyślenia. Wyłączyłam się na niemal cały czas trwania zajęć, więc nie miałam pojęcia o czym w ogóle do mnie mówiła.
– Proszę, żebyś podała rozwiązanie zadania. Czy masz je zrobione?
– Ym… – Skierowałam swój rozproszony wzrok na zeszyt, który jak się okazało świecił pustkami. Już miałam zacząć się tłumaczyć, kiedy z wybawieniem przyszedł mi dzwonek, kończący lekcję. Nie obeszło się jednak bez karcącego spojrzenia matematyczki.
– Do wakacji jeszcze ponad miesiąc, radzę ci się obudzić – rzekła do mnie na odchodnym, a ja wywróciłam tylko oczami, nie biorąc tej uwagi w ogóle do siebie. Przecież nie tylko mi się zdarzało czegoś nie wiedzieć. Połowa ludzi w sali zapewne nawet nie tknęła tego zadania.
– Iv, co z tobą? – Chowając swoje rzeczy do torby, poczułam, jak Agness szturchnęła mnie w ramię. Westchnęłam cicho, czując to wnikliwe spojrzenie, należące do przyjaciółki.
– Wszystko w porządku. Nie wyspałam się tylko – mruknęłam, podnosząc się ze swojego miejsca. – Poza tym nie zrobiłam jednego zadania i nawet ty widzisz w tym problem? – Skrzywiłam się, odwracając głowę w kierunku blondynki. Miałam wrażenie, że wszyscy już byli przewrażliwieni i czepiali się o każdą bzdurę. I co próbowali mi tym udowodnić?
– Bardziej chodzi mi o to, że jesteś jakaś nieobecna.
– No jestem, bo się nie wyspałam – powtórzyłam, bo chyba moje wcześniejsze słowa do niej nie dotarły. – Agness, weź wyluzuj. To męczące, jak ciągle patrzysz na mnie z niepokojem. Jeszcze gdybyś w ogóle miała się czym martwić.
– A nie mam? – Uniosła brew, a ja wywróciłam teatralnie oczami, zbierając swoje rzeczy z ławki. Zignorowałam to pytanie i ruszyłam do wyjścia. Blondynka zaraz dołączyła do mnie, chwytając mnie pod ramię.
– Może przesadzam. Ale może to też dlatego, że to nasz pierwszy raz.
– Co? – Zdziwiłam się, nie rozumiejąc w ogóle, o czym do mnie mówiła.
– No… Jeszcze nie przeżywałyśmy nigdy twojej tak poważnej relacji z jakimś facetem. To wszystko jest dla nas świeże. Dla naszej przyjaźni. Dlatego się tak przejmuję. Nie chciałabym, żeby jakiś typ cię skrzywdził.
– Doceniam to. Ale nie możemy zakładać, że każdy facet to dupek.
– Boże, ale kiedy on wygląda na takiego dupka, że o ja cie.
– Twoja szczerość jest nieoceniona – Pokręciłam z niedowierzaniem głową, ale w głębi nawet się z tego śmiałam. Wyobrażałam sobie minę Toma, gdyby usłyszał taki tekst. – Może mam słabość do dupków i dopiero się o tym przekonuję? Choć wierz mi, że jak do tej pory, on z dupkiem nie ma wiele wspólnego.
– No może poza tym, że zdradza swoją dziewczynę.
– W takim razie ja muszę być niezłą suką… – skwitowałam, znacznie poważniejąc. To była jedna z tych niewyjaśnionych kwestii. Dziewczyna Toma. Cholernie bałam się poruszać z nim ten temat. Prawda była dla mnie tak przerażająca, że nie chciałam jej słyszeć. Nawet w rozmowach z Agness, czułam się beznadziejnie. Bo ona nie pozwalała mi zapominać o istnieniu tej drugiej. Choć tak naprawdę, to ja byłam tą drugą. To nie podlegało wątpliwościom.
– Oj, Iv… Wiesz, że tak nie uważam.
– Ale ja biorę  w tym czynny udział. Godzę się na to – przyznałam, bo wbrew pozorom miałam pełną świadomość swoich czynów. I właśnie to było najgorsze.
– To on miesza wam w głowach.
– Znowu czuję się, jak naiwna idiotka.
– Przepraszam. Nie chciałam psuć ci nastroju. Po prostu… Od tego raczej nie uciekniesz. Dopóki będzie istniała ta dziewczyna, ten temat będzie ciągle wracał. Znam cię i wiem, że wcale ci to nie pasuje. Moim zdaniem powinnaś w końcu go o to zapytać.
– Wiem… Ale boję się.
– Czego?
– Że wybierze ją, nie mnie – wyznałam cicho, spoglądając beznamiętnie w jakiś punkt przed sobą. – Nie chcę go tracić, choć wiem, że to nieuniknione. I że tylko przesuwam to w czasie… Przecież doskonale wiem, że to nie może tak dalej wyglądać.
– Zakochałaś się w nim?
– Boże, mam nadzieję, że nie – Spojrzałam na nią szczerze przerażona. Na tamten moment sama nie wiedziałam, jakie uczucia w sobie skrywałam i jak wiele one znaczyły. Wiedziałam za to tyle, że jeśli to przerodziło się już w zakochanie, to wpakowałam się w coś, z czego już tak łatwo się nie dało wygrzebać. Naprawdę się tego bałam. Nie chciałam czuć do niego niczego więcej, dopóki nasza sytuacja nie stałaby się jasna. To było głupie i naiwne. O rany, jak bardzo byłam naiwna, sądząc, że moje serce sobie poczeka, aż my określimy naszą relację? O czym ja myślałam? Niedorzeczność goniła niedorzeczność w tym wszystkim.
– Cóż… Ciekawa reakcja. Spodziewałam się raczej, że to tak pozytywne uczucie, że chciałabyś…
– Pewnie, że bym chciała. Tylko… Sama widzisz, jak bardzo jest to skomplikowane. Jestem w czarnej dupie, Ness. Dopóki on się nie określi. Przecież… No cholera, nie chcę być zakochana bez wzajemności. Nie chcę tego nieszczęśliwego uczucia – wyrzuciłam sfrustrowana. Nawet moje własne słowa utwierdzały mnie w przekonaniu, że powinnam w końcu coś z tym zrobić. Iść o krok dalej. Poruszyć tak istotne dla nas tematy. Bo choć cudownie było trwać z Tomem w tej naszej oderwanej rzeczywistości, miałam potrzebę zejścia na ziemię. Nie chciałam dłużej trwać w bańce złudzeń. Oby tylko nie pękła na zbyt dużej odległości od gruntu.
– Ah, a szczęśliwy, idealny facet jest na wyciągnięcie ręki – westchnęła nagle z rozmarzeniem, a ja skierowałam swój wzrok w miejsce, w które patrzyła. W ogóle mnie nie zdziwiło, że ujrzałam Nate’a. Natomiast lekko się spięłam, bo nie widziałam się z nim od czasu urodzin. I wciąż nie wyjaśniliśmy sobie mojego zniknięcia. W sumie nie czułam obowiązku wyjaśniania mu niczego, ale nie chciałam też, żeby miał o mnie jakąś złą opinię. – Chyba cię zauważył. Boże, czemu on na ciebie leci?
– No dzięki – parsknęłam na kąśliwą uwagę przyjaciółki. – Mogłabyś mnie wesprzeć.
– Co? Nie ma mowy. Radź sobie sama – oznajmiła bez ogródek, nawet się nie starając. – Na twoim miejscu bym wybrała mniejsze zło – dodała jeszcze, zanim odwróciła się na pięcie i zostawiła mnie samą, na pastwę Nathaniela.
Zmierzał w moją stronę bardzo pewnym krokiem i jak zawsze ściągał na siebie spojrzenia przypadkowych dziewczyn. Właśnie. Mógł mieć każdą, a uczepił się takiej mnie. Czy to działało na tej zasadzie, co ja i Tom? Był moim zakazanym owocem, ale mimo to dalej mnie do niego ciągnęło i nie chciałam przestawać? Czy Nathaniel miał to samo ze mną? Im bardziej nie mogłam mu siebie dać, tym bardziej on mnie chciał mieć?
– Cześć – Jego głos przerwał moje nagłe rozważania i dobrze się stało, bo brnęłam znowu za daleko. – Dawno cię nie widziałem.
– Dawno? Zaledwie kilka dni temu – zwróciłam uwagę. Nie wydawał się być na mnie zły, jego twarz była całkiem neutralna, co mnie nieco uspokajało.
– Lubisz znikać. Trudno cię złapać – Oparł się ramieniem o ścianę, wbijając we mnie swój przenikliwy wzrok. Od razu poczułam potrzebę wyjaśnienia mu mojego dziwnego zachowania.
– Co do tych urodzin… Wybacz, że tak uciekłam. Ale nie planowałam tego. Po prostu tak wyszło. Naprawdę miło spędziłam z tobą czas. Nie bierz tego do siebie.
– Daj spokój – Machnął ręką. – Wiedziałem, na co się piszę, nie? Od początku postawiałaś sprawę jasno. I wyraźnie przegrałem tę walkę, choć nawet nie spotkałem swojego rywala. A chciałbym bardzo, to swoją drogą…
– Ech, naprawdę mi głupio.
– Niepotrzebnie. Naprawdę nie ma problemu. Nie zamierzam ci utrudniać życia. Polubiłem się i mam nadzieję, że możemy się dalej kumplować – Jego twarz ozdobił przyjazny uśmiech, co w połączeniu z jego słowami przyniosło mi wielką ulgę.
– Jasne, że możemy. Też cię lubię – zaśmiałam się lekko, bo wyznawanie sobie nawzajem, że się lubimy na szkolnym korytarzu wydało mi się całkiem zabawne i jednocześnie bardzo urocze. Byliśmy uroczy!
– Świetnie. To może masz ochotę wpaść na mecz koszykówki? – Zaproponował nagle, prostując się. Znowu mnie zaskoczył.
– Koszykówki?
– No wiesz… odbijasz piłkę, rzucasz do kosza.
– Wiem, co to koszykówka! – Oburzyłam się. Nie byłam przecież, aż tak zacofana! – Po prostu nie spodziewałam się zaproszenia na mecz. Nie interesuję się raczej sportem.
– Może cię przekona, że ja w nim gram? – Uniósł swoje brwi, uśmiechając się w swój nonszalancki sposób.
– Och, grasz w koszykówkę?
– Widzę, że wiele o mnie wiesz – stwierdził  całkiem rozbawiony, co mnie wprowadzało w lekkie zakłopotanie.
– Ej no, znamy się od niedawna…
– To prawda. Ale myślałem, że jestem bardziej popularny w tej szkole.
– Narcyz – wytknęłam mu, krzyżując ręce na piersi. Nie zamierzałam czuć się winna, że tak mało wiedziałam o jego szkolnym życiu.
– Pf, po prostu ludzie tu wiedzą kim jestem i co robie, bo robię to dobrze. A ty możesz się o tym przekonać dzisiaj wieczorem, jeśli zechcesz przyjść. Możesz wziąć ze sobą przyjaciółkę.
– W takim razie, muszę się przekonać. Choć i tak się na tym nie znam, żeby rzetelnie to ocenić.
– Wszystko przed tobą. To widzimy się wieczorem? Podeślę ci smsem dokładniejsze informacje.
– Niezły sposób na zdobycie mojego numeru – mruknęłam, wciąż zadziwiona bijącą od niego pewnością siebie.
– A wydaje ci się, że już go nie mam?
– Jak to? Philip dał ci mój numer? – Spoważniałam nieco, gdy uświadomiłam sobie, że mój kochany braciszek znowu robił coś za moimi plecami. Co z nim nie tak?
– Tajemnica.
– I tak go uduszę – zapewniłam bez chwili wahania.
– Oszczędź brata, jeszcze się może przydać.
– Tobie na pewno w zdobywaniu kolejnych informacji na mój temat – zironizowałam, nie ukrywając wcale swojego niezadowolenia z tego powodu. Nie podobało mi się, że działali w taki sposób i nie zamierzałam tego przed nim ukrywać.
– Och, wybacz. Musiałem sobie jakoś poradzić… Ale i tak jeszcze z niego nie skorzystałem.
– W porządku – Odpuściłam, widząc jego skruszony wyraz twarzy. Zawsze mogło być gorzej i mój numer mógł trafić w ręce, jakiegoś kretyna. – Więc czekam na wiadomość.
– Świetnie. To ja uciekam, do zobaczenia – Posłał mi swój promienny uśmiech, po czym popędził w stronę swoich kumpli, którzy najprawdopodobniej obserwowali nas przez ten cały czas.

Przy Nathanielu dla odmiany, zapominałam o Tomie. Mimo że nie czułam do niego niczego poza sympatią, sprawiał swoją osobą, że byłam nim mocno zaabsorbowana. I to uczucie też mi się podobało. Lubiłam jego towarzystwo i to w jaki sposób do mnie podchodził. Potrafił tak po prostu odpuścić sobie dalsze starania o coś więcej, gdy widział, że miejsce u mojego boku było wyraźnie zajęte już przez kogoś innego. No właśnie… A czy na pewno było? To wszystko wciąż tylko pozory.


– Widziałaś, co stoi przed domem!? – Philip zaatakował mnie już na samym wejściu, nie zdążyłam nawet zdjąć butów. Spojrzałam na niego zdezorientowana, bo nie wiedziałam, o czym mówił i przede wszystkim, co było powodem jego nadmiernej ekscytacji.
– A powinnam?
– Chodź! – zawołał, chwytając mnie za rękę i pociągnął z powrotem na zewnątrz. – Jak mogłaś tego nie zauważyć! Nowiusieńkie Audi A7! – Ustawił mnie centralnie przed srebrnym, błyszczącym w słońcu pojeździe. Wywróciłam teatralnie oczami. Kompletnie mnie to nie ruszało. To był tylko samochód. A ja widziałam już lepsze. Choćby u Toma.
– Świetnie. I o to tyle szumu?
– Ty chyba nie rozumiesz – stwierdził, wyraźnie niepocieszony z braku mojej reakcji, jakiej zapewne oczekiwał. – On jest NASZ. Od mamy, w prezencie.
– Oczywiście – prychnęłam. Wbrew pozorom fakt, że dostaliśmy samochód na własność od matki, tylko bardziej gasił mój entuzjazm. W ogóle mi się to nie podobało. Co to w ogóle miało być? Jakaś próba przekupstwa? Wiedziałam, że samochód na osiemnaste urodziny był dość częstym prezentem i że w sumie powinnam przyjąć to z radością, a nie jakimiś chorymi podejrzeniami. Ale ja już kompletnie straciłam wiarę w naszą rodzicielkę. Moje negatywne nastawienie nie sprzyjało poprawie naszych relacji. – Czy ona w ogóle wie, że nie potrafię prowadzić samochodu? – dodałam jeszcze, krzyżując ręce na piersiach.
– Oj daj spokój. Chodź się przejedziemy.
– Nie, nie mam teraz na to czasu – odmówiłam i to nie tylko ze względu na brak czasu, ale także na to, że wcale nie miałam ochoty jeździć tym samochodem. Nie chciałam od niej takich prezentów. Nie chciałam żadnych rzeczy materialnych. Chciałam tylko, żeby znowu była normalna. I żeby przestała wiecznie mydlić nam oczy. – Mam coś do zrobienia do szkoły. A wieczorem jest mecz, na który się wybieram. Powinieneś o tym wiedzieć, bo przecież świetnie ci idzie rozdawanie mojego numeru telefonu pewnemu koszykarzowi ze szkoły – Skierowałam swoje wymowne spojrzenie na brata, którego dotychczasowa radość wyraźnie się ulotniła po moich słowach.
– Przecież to chyba nie jest żadna tajemnica?
– Wolałabym sama decydować o tym, kto dostaje mój numer, Philip – Nie byłam na niego zła, bo i tak lubiłam Nathaniela, dlatego nie przeszkadzało mi to tak bardzo. Ale reagowałam już bardziej na przyszłość. Philip był zbyt otwarty i może jemu to pasowało, ale mógł bardziej szanować moją prywatność. – Proszę cię, nie rozmawiaj na mój temat ze swoimi kumplami. To naprawdę nie jest dla mnie komfortowe.
– Ale Nate jest spoko…
– Wiem – mruknęłam. – Ale nie każdy będzie Natem.
– Och, przecież wiesz, że nie gadałbym o tobie z pierwszym lepszym. Bardzo chciał cię poznać, dowiedzieć się czegoś. A jak miał to zrobić? Jesteś strasznie skryta i prawie nie wychodziłaś z domu – Próbował się jakoś wytłumaczyć, ale tak naprawdę nie miało to znaczenia. Nigdy mu nie dawałam upoważnienia do robienia takich rzeczy, więc nic go nie usprawiedliwiało. Nawet jeśli chciał dobrze.
– Na pewno znalazłby sposób – Wzruszyłam obojętnie ramionami. – I nie żartuję, Phil. Ani słowa więcej na mój temat. Bo zacznę opowiadać Agness najbardziej wstydliwe rzeczy o tobie – zagroziłam i to całkiem poważnie.
– Okej. Będę milczał – zapewnił od razu, a ja uśmiechnęłam się z satysfakcją.
– Dziękuję.
– Ale zawożę cię na ten mecz naszym nowym Audi!
– Może być – Wywróciłam oczami, nie zamierzając już nawet z nim dyskutować dłużej na ten temat. Mógł mieć tę swoją przyjemność chociaż ten jeden raz.

Ja: Co dziś ciekawego robicie?
Tom: Tajemnica ;>
Ja: :(
Tom: Myślisz, że ulegnę Twoim słodkim minkom?
Ja: Powinieneś! No zdradź mi coś.
Tom: Mamy ostatnie, grubsze przygotowania do trasy po Europie.
Ja: Zapomniałam, że niedługo jedziecie w trasę.
Tom: A pamiętasz jeszcze, że jestem muzykiem? ;p
Ja: Pff… Pamiętam. To już za tydzień?
Tom: Tak.

Oczywiście, że nie zapomniałam, kim był Tom. Ale chyba trochę przymknęłam na to oko. Odkąd się zaczęliśmy spotykać, z każdym kolejnym dniem coraz mniej myślałam o jego zespole, sławie. O tym, że on wciąż ma to swoje gwiazdorskie życie. Że wciąż musi koncertować, bo to część jego pracy. A ostatnie o czym myślałam, to jego wyjazdy. Co to oznaczało dla nas? Czy mogło oznaczać cokolwiek? Nie będziemy mogli widzieć się przez najbliższych kilka miesięcy. Budziło to we mnie niepokój. Bo przecież tak wiele mogło się wydarzyć w tym czasie. O ile ja będę o nim pamiętała i tęskniła, to on… Czy w ogóle będzie miał na to czas? Znów na scenie, w blasku sławy, w chwale swoich fanek…

Tom: Dlatego chciałbym, żebyśmy się jeszcze zobaczyli przed moim wyjazdem. Co powiesz na wspólny obiad? U mnie?
Ja: Jasne, daj tylko znać dokładnie kiedy i o której.
Nate: Gotowa na dopingowanie? Liczę na ciebie!
Wiadomość do Nathaniela totalnie wybiła mnie z rytmu. Nie zdążyłam nawet przetrawić jeszcze informacji od Toma, który swoją drogą zaskoczył mnie propozycją obiadu u siebie w domu. Cholera, nie powinno wydawać się to dla mnie takie dziwne, ale jednak wydawało. I wszystko przez to, że nasza relacja była tak bardzo wciąż nieokreślona. Doprowadzało mnie to do istnej frustracji.
Tom: Pasuje Ci piątek? Koło 16?
Ja do Toma: Pewnie.
Ja do Nate’a: Och, jaka presja :p Postaram się.
Tom: Zaraz muszę wracać do pracy, a Ty co dziś planujesz robić? Skończyłaś już oglądać ten dziwny serial?
Ja: Dziwny serial? On wcale nie jest dziwny!
Tom: Oczywiście, że jest ;p
Ja: Pff… Nie skończyłam. Nie mam czasu, bo jakiś typ mi co wieczór zawraca głowę.
Tom: Wolisz serial od typa?
Ja: Gdybym wolała, to bym mu na to nie pozwalała :p
Tom: Czuję się zaszczycony, że wolisz mnie od serialu.
Ja: Haha, powinieneś. Ale dzisiaj wychodzę na mecz koszykówki, będą emocje.
Tom: Interesujesz się sportem?
Ja: Nie, jestem na to zbyt leniwa. Nawet nie jestem w stanie oglądać go w telewizji.
Tom: Więc co Cię skłoniło do takiej formy spędzania czasu?
Ja: Zostałam zaproszona i liczę, że będę się dobrze bawiła. Może na żywo będzie to ciekawsze, niż w telewizji ;p
Tom: Jestem przekonany, że będzie. W takim razie, baw się dobrze. Możesz się odezwać, gdy już wrócisz. Może uda nam się jeszcze pogadać.
Ja: Jasne! Dzięki. Miłej pracy ;*
Pisanie wiadomości znowu pochłonęło mi mnóstwo czasu i w końcu nie zrobiłam niczego, co planowałam. Zaczynałam się obawiać o moje tegoroczne, końcowe wyniki w szkole. Mecz był na osiemnastą, więc nie mogłam już się uczyć, jeśli chciałam na niego zdążyć. A chciałam! Nate naprawdę na mnie liczył, choć nie do końca rozumiałam, co moja obecność miałaby zmienić. Przecież zapewniał mnie, że nie będzie już próbował swoich sił w zdobywaniu mojej uwagi. Może po prostu potrzebował wsparcia. Tyle mogłam mu od siebie dać.


Mecz odbywał się na terenie szkoły i byłam nieźle zdziwiona, że widownia okazała się tak liczna. Chyba nie traktowałam tego zbyt poważnie, do momentu, w którym nie zobaczyłam na własne oczy, że to nie jest jakaś tam zabawa. Tyle czasu chodziłam do tej szkoły, a jeszcze nigdy nie byłam na żadnym meczu. Kompletnie nic nie wiedziałam na temat koszykówki, ani tego, że w ogóle mieliśmy jakąś drużynę. Oczywiście okazało się, że to Nathaniel Faber był jej kapitanem. Skubany, nie pisnął nawet słowa, że jest tak dobry. Ale z drugiej strony, ani trochę mnie to nie dziwiło. Ten chłopak był chodzącym ideałem. Takim drugim Tomem, tylko trochę młodszym i z innej branży. Zupełnie nie wiedziałam, czemu ciągle ich do siebie porównywałam. Chyba sama siebie próbowałam przekonać, że dokonałam odpowiedniego wyboru… A to nie było łatwe. Nie, gdy Nate był na wyciągnięcie ręki. Miły, inteligentny, wysportowany bez balastu, jakim zdecydowanie była sława Toma. Sława, przez którą nie wiedziałam, czy mogłam traktować go poważnie. Przez którą nie wiedziałam, czy za chwilę nie zderzę się z ziemią. Czy za chwilę nasze jutro nie przestanie istnieć, bo on zniknie.
Agness oczywiście zgodziła się również pójść na ten mecz, tym bardziej, że towarzyszył nam Philip. Ich relacja wydawała się rozwijać w znacznie szybszym tempie, niż moja z Tomem. Choć mogło to być tylko moje kolejne złudzenie. Jak to w ogóle ze sobą porównywać? Oni mieli siebie na co dzień. Ja miałam Toma tylko wtedy, gdy on chciał, żebym go miała… To dotykało jednak bardziej, gdy sama sobie uświadamiałam takie rzeczy.
Jedyne co wiedziałam o koszykówce, to dokładnie tyle, o czym wspomniał Nate. Trzeba było odbijać piłkę i rzucać ją do kosza. I w sumie tyle mi wystarczało do szczęścia. Nie musiałam się na tym znać, żeby dobrze się bawić. Z przyjemnością obserwowałam, jak drużyna Nathaniela ogrywała swoich rywali. A przy tym mogłam dostrzec, jak wielką pasją jest dla niego ten sport. Ja naprawdę wciąż tak mało o nim wiedziałam i w sumie chciałam go poznać. Fascynował mnie od początku na swój sposób. Poza tym, jeśli mieliśmy się kumplować, musiałam coś o nim wiedzieć. Czułam, że warto było dać temu szansę. Nawet wbrew tlącym się obawom, że Nate nadal mógłby próbować lub nawet oczekiwać ode mnie czegoś więcej. Chciałam mu zaufać.
Ta godzina minęła naprawdę szybko i przyjemnie. Nie przeszkadzała mi nawet obecność tylu ludzi, ani ten cały hałas. Czego zazwyczaj bardzo nie lubiłam. Okazało się, że jak człowiek się na czymś mocno skupił, to takie błahostki przestawały mieć znaczenie. Powinnam była to częściej wykorzystywać w innych, trudnych dla mnie sytuacjach.
– Co to było?! Te dupki nie miały z wami szans! – Zawołał roześmiany Philip, gdy już po wszystkim spotkaliśmy Nathaniela i jego kumpli, wychodzących z budynku. Mój brat oczywiście musiał się emocjonować, bo nie byłby sobą. Tę cechę mamy wspólną, z tym, że ja raczej chowam emocje do siebie. I wiadomo, dlaczego to ja mam wiecznie problemy ze sobą.  – To był naprawdę dobry mecz.
– To prawda, daliśmy radę – przyznał rozpromieniony chłopak. Nie było widać po nim w ogóle zmęczenia, co było dla mnie znowu zadziwiające. Lata treningu pewnie robiły swoje, a ja dalej ledwo wchodziłam po schodach na drugie piętro. – Idziemy teraz świętować, zabieracie się z nami? – Nate spojrzał najpierw na mojego brata, a później jego wzrok spoczął na mojej osobie. Przez chwilę miałam ochotę powiedzieć: ale przecież jutro szkoła. Ugryzłam się jednak w język. Poza tym, Philip był szybszy.
– No pewnie. Obczaj moją nową brykę! – rzucił, popychając chłopaka w kierunku samochodu, który zaparkował niedaleko. I nagle to się stała JEGO bryka. Za moim bratem i Natem udała się też reszta męskiej ekipy. Ja parsknęłam tylko pod nosem jeszcze na słowa Phila i wraz z Agness, ruszyłyśmy za nimi. O Boże, moje życie towarzyskie nigdy jeszcze nie było tak INTETNSYWNE, pomyślałam sobie, ogarniając wzrokiem pół drużyny koszykarskiej, która nam towarzyszyła. W dodatku sami faceci. Kilka tygodni temu w życiu bym nie pomyślała, że kiedykolwiek spędzę w taki sposób jakiś wieczór.
Tymczasem już po kilku minutach, gdy ci wszyscy idealni kolesie obejrzeli z każdej strony nasze nowe Audi i wymienili się błyskotliwymi spostrzeżeniami, zmierzaliśmy do jednego z barów. Kolejna rzecz do odhaczenia na liście pierwszych razów. Bary zawsze mnie odpychały. Raz zdarzyło mi się być w klubie, to też nie była do końca moja bajka. Niemniej, odkryłam niedawno, że nieważne, gdzie byłam, ale z kim. I tego się trzymałam.
Było mi trochę raźniej, mając przy sobie Agness. Tyle, że ona wolała zdecydowanie towarzystwo mojego brata. Dziwnie się na nich razem patrzyło, gdy byli ze sobą tak blisko. Philip bez skrępowania obejmował moją przyjaciółkę ramieniem, gdy siedzieli obok siebie na kanapie. A widziałam to bardzo dobrze, bo znajdowali się centralnie naprzeciwko. Ja natomiast zostałam przytłoczona obecnością dwóch ledwo znanych mi kolesi, którzy zajęli miejsca po obu moich stronach. Nienawidziłam być w środku. Miałam ochotę iść do łazienki, tylko po to, aby się wydostać z tej niekomfortowej dla mnie sytuacji, ale nie musiałam. Nathaniel pojawił się w samą porę ze swoją propozycją.
– Iv, skoczymy do baru coś zamówić?
Nie musiał dwa razy powtarzać. Podniosłam się natychmiast, jakby mi ktoś wbił szpilę w tyłek. Przecisnęłam się obok chłopaka, którego imienia nawet nie zapamiętałam i ruszyłam za Natem. W barze było tego wieczoru dość tłoczno i śmierdząco. Ot dlaczego ich nie lubiłam.
– Szkoda, że nie widziałaś swojej miny – Chłopak zaśmiał się nagle, gdy zmierzaliśmy w kierunku barmana. Spojrzałam na niego zdziwiona, bo nie wiedziałam, co miał dokładnie na myśli. – Jak siedziałaś między Ivanem, a Markiem.
– Och… Naprawdę? Boże, zupełnie tego nie kontrolowałam – Poczułam się głupio, że ktoś mógł zauważyć moje skrępowanie, wyrażone poprzez idiotyczną mimikę twarzy. Nie chciałabym, żeby zostało to jakoś źle odebrane.
– Nie przejmuj się. W każdym razie, uznałem, że ci trochę pomogę – Puścił mi oczko. – Co pijesz?
– Hm…
– Sok?
– Co? Dlaczego? – Zamrugałam energicznie powiekami. Chyba już miałam wyrobioną opinię i wcale mi to nie odpowiadało! – Chcę piwo. Tak, jak wy.
– Żeby znowu się krzywić, tak jak na domówce?
– Oczywiście musiałeś to zapamiętać…
– Nie musisz brać tego, co wszyscy.
– O rany, przecież wiem. Nie jestem durną laską, która idzie za tłumem. Po prostu chcę piwo. Serio. Czasem muszę się pokrzywić, żeby ćwiczyć mimikę twarzy – powiedziałam dość szybko i stanowczo, aby przypadkiem nie miał kolejnych dziwnych wątpliwości.
– W takim razie, dwa piwa proszę – Zwrócił się już do barmana, a ja miałam tylko nadzieję, że mężczyzna nie słyszał nic z naszej głupiej rozmowy. – Jak ci się podobało na meczu?
– Było naprawdę fajnie. Lepiej niż się spodziewałam. A ty, chyba dobrze grasz – stwierdziłam, na co ten się zaśmiał.
– Chyba? Komplementy z twoich ust są niesamowite.
– Byłeś dobry na tyle, ile jestem w stanie to ocenić bez żadnej wiedzy na temat koszykówki – wyjaśniłam rzeczowo. Nie chciałam go przecież urazić, byłam po prostu szczera.
– Dzięki. Cieszę się, że ci się podobało. To znaczy, że będziesz częściej wpadać.
– Nie rozpędzaj się tak lepiej.
– No tak, bo znowu będę miał zderzenie czołowe.
– Zderzenie czołowe? – Zmarszczyłam brwi, nie bardzo rozumiejąc, do czego nawiązywał.
– Yhym. Tak, jak na twoich urodzinach.
– A więc jednak…
– No wybacz, potrzebuję jeszcze kilku dni, żeby moja duma to przełknęła – zaśmiał się, dzięki czemu chyba nie zrobiło się miedzy nami tak niezręcznie.  Bo przysięgam, że już prawie zaczynało mi się robić gorąco.  – Tak serio, to bez presji. Nie oczekuję cię teraz na każdym meczu. Ale miło będzie, jeśli czasem wpadniesz.
– Też myślę, że będzie miło.

Miło, to słowo klucz w znajomości z Natem. Z nim wszystko było miłe. Może właśnie to różniło go od Toma? Po co mi miły facet, skoro mogłam mieć faceta zagadkę..? Płynęłam pod prąd. I na Boga, nie umiałam przecież pływać. Nie tylko w rzeczywistości. Metaforycznie także.



Tym razem poszło całkiem gładko. 
Lubicie odcinki bez Toma? xD 



12 komentarzy:

  1. Odcinek bez Toma... Trochę pusto się bez niego zrobiło xd. Wgl, skąd u Ivette myśl, że Tom ma dziewczynę? Umknęło mi to przy czytaniu czy sobie to ubzdurała? I po drugie, mam wrażenie, że gdy Tom wyjedzie w trasę, to Iv zrobi coś głupiego... Nie wykluczam, że z tym całym Nate'm...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kilka razy było wspomniane o jego dziewczynie, ale nikt się tym nie przejmuje, więc mogło umknąć xD

      Usuń
  2. Nie, nie lubie odcinkow bez Toma! Ja sie tu buntuje! A Ne niech sobie idzie ten no...szukac grzybow xD
    Obiad z Tomem,.mniam.

    S.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja lubię.
    Nie dlatego, że nie lubię Twojego Toma (bo lubię, naprawdę porządny z niego facet, przynajmniej z perspektywy Ivy), nie dlatego, że shipuję ją z Nate’em (o tym chyba za chwilę, mam nadzieję, że do tego dojdę)… po prostu, fajnie w końcu zobaczyć jej codzienność – tę, w której przecież nie ma muzyka, gdy mijają dni, gdy wiedzie swoje życie; przy tym cały czas mając go w głowie. To wszystko daje w sumie piękny obraz zauroczenia, tych pierwszych chwil, gdy myśli wciąż dążą w jednym kierunku, mimo tego, że przecież trzeba myć naczynia czy wynosić śmieci. I Tobie, tutaj, ten obraz udaje się idealnie ;)
    Nie mogłam coś polubić Agness; uważam jej obawy za całkowicie oderwane od rzeczywistości i mam wrażenie, że zafiksowała się na swoim zdaniu, niekoniecznie chcąc poznać perspektywę Ivy. Za to dzisiaj mnie ujęła – tym, jak sama zauważyła, że to ich (jej i Ivy) pierwsza taka sytuacja, wspólne przeżywanie jej relacji z mężczyzną i, po prostu, nie wie gdzie leży ta granica. Takie drobne gesty chyba właśnie świadczą o przyjaźni – o tym, jak dbają o siebie i troszczą się nawzajem. Ale, a’propos tej wzajemności… zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem z Ivy nie jest spora egoistka w tej przyjaźni; cała uwaga skupia się na niej, na jej uczuciach, jej relacji z Tomem (nawet, jeśli ona nie jest z tego powodu szczególnie ukontentowana) – a co z Agness? Odnoszę wrażenie, że Ivy ją zaniedbuje i o niej zapomina; i zaś, nie wiem, czy to rzeczywista kreacja, czy pominięte rozmowy, których nam nie pokazałaś.
    Relacja z Nate’em. Wbrew temu, co pisze Blue Moon, ja nie sądzę, że gdy Tom wyjedzie w trasę, Ivy zrobi coś głupiego z Nate’em. Coś głupiego, na pewno (czekam na jakąś oznakę jej szaleństwa z tego zauroczenia), ale w ogóle nie uważam, że „go zdradzi”. Po pierwsze, to byłaby za duża klisza (a fe), a po drugie… no nie, nie jest taka. Za to podoba mi się, jak wykorzystujesz tę relację (Ivy-Nate) do pokazania sposobu, w jaki zmienia się… sama Ivy. Jak relacja z Tomem wpływa na jej relację z otoczeniem, jak dzięki niemu zaczyna się już trochę otwierać; jak dzięki przekroczeniem z nim pewnych barier swojego wstydu i fizyczności, zaczyna mieć mniej oporów przed interakcją z, hm, społeczeństwem. To bardzo ładny obraz ilustrujący pokonywanie swoich lęków: bo przecież skoro pokonała swoje największe obawy (odrzucenia, wyśmiania, pozostawienia, wszystko przez swego idola) – co więcej może się stać? Nie wiem, czy to są te fragmenty, które nazywałaś zapychaczami w naszej prywatnej rozmowie, ale jeśli tak… Kurwa, Ka., naprawdę – chcę więcej tych zapychaczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, Iv zrobi coś (w moim mniemaniu przynajmniej) głupiego. Choć wszystko zależy od tego, w jaki sposób się na to spojrzy ;>
      Cieszę się, że udaje mi się ukazywać tą jej "przemianę" i że wychodzi to w miarę naturalnie. Siłą rzeczy to był zapychacz, bo tak naprawdę niewiele wnosi do fabuły... Ale jednocześnie też nim do końca nie był xD Po prostu czasem są odcinki, które niewiele wnoszą, ale są niezbędne :D

      Usuń
  4. "Iv jest na takim etapie swojego życia, że w końcu dotknęło ją coś tak dobrego, że wypełnia ją to od czubka głowy po koniuszki palców, nie oszukujmy się, każdy chciałby czegoś takiego doświadczyć, a jak już się tak dzieje, to chcemy w tym trwać jak najdłużej, często nie zauważamy dziejących się dookoła rzeczy, bo po co sprowadzać się na ziemię, to nie nasze problemy, my jesteśmy szczęśliwi, wiemy, że to nie będzie trwać wiecznie, inni powinni to zrozumieć - to dobre i zarazem złe, ale bliscy nam ludzie powinni nas wtedy wspierać, podobnie jak w tych złych chwilach... Rozumiem Twoją Agness, jej sceptycyzm, bo przecież w każdej chwili może pierdolnąć xD Wydaje mi się, że ona bardziej przejmuje się tym, co będzie potem, jakby on zniknął z życia Iv, bo to ona będzie próbowała pozbierać ją do kupy..." xDDD

    PS Czekam na więcej odcinków bez Toma.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie musiałaś dodawać cudzysłowie ;> Bo to nie som CUDZEsłowa xD
      No ta moja Agness to trochę taka racjonalistka. Rzeczywiście myśli bardziej o efekcie końcowym tego wszystkiego i to ją tak niepokoi. Ale jednocześnie ma trudne wyzwanie, bo wypadałoby wesprzeć tą szaloną przyjaciółkę w jej poczynaniach. Agness pewnie też jest rozdarta w tym wszystkim.
      Ale cieszę się, że rozumiesz Iv ;> Bo właśnie o to w tym chodzi. Ją to wypełnia. Kurde, trafiło jej się coś niezwykłego. Z głupiego przypadku. Jak ślepej kurze ziarno. Mam wrażenie, że nawet ktoś naprawdę twardo stąpający po ziemi dałby się temu w końcu ponieść ;>

      PS Nie będzie więcej odcinków bez Toma ;))

      Usuń
    2. To po co pytałaś, czy je lubimy? lol2

      Usuń
    3. Nie pytałam, czy chcecie więcej, tylko jak słusznie zauważyłaś... Po prostu, czy lubicie xD

      Usuń
  5. Zupełnie nie doskwierał mi tutaj brak Toma, czasem potrzebna taka chwila oddechu od jego towarzystwa, nie tylko mi, ale także i Iv. Ten Nat, to taki środek zastępczy, jak nie ma Toma, można spędzić w jego towarzystwie miły wieczór. Moja mama mawiała, że lepszy wróbel w garści, niż kanarek na dachu, oczywiście kanarkiem jest tutaj Tom. Ale jak mi się wydaje, Iv i tak woli zerkać na ten dach, mając nadzieję, że uda jej się mimo wszystko schwycić tego kanarka. I wierzę, że nie skorzysta z tego, co ma w garści, w afekcie tęsknoty za Tomem, nie będzie starała się samej sobie przetłumaczyć, że to byłoby dla niej lepsze i bezpieczniejsze. No cóż, może i by było, ale z rozsądku, a nie z tego przyjemnego uniesienia. Kiepskie jest życie z rozsądku, no… chyba, że pokocha się ten rozsądek. Jej jednak to nie grozi, pomału w jej sercu rozgaszcza się Tom.
    Czekam na ten obiad i mam nadzieję, że będzie to może obiado-kolacja, ze śniadaniem, hmm? I, że też tak gładko pójdzie ;)
    Buziak ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Nate jest spoko. Naprawdę miły i ciepły z niego facet. Przez to nie wiem, czy wolę jego, czy Toma. Ciężko mi jest się zdecydować. Niby Nate'a jest trochę mniej niż Toma, ale to się wyrównuje, bo o gitarzyście wiemy dość mało.
    Jestem ogromnie ciekawa, jak to będzie, kiedy Tokio pojedzie w trasę i nie będzie ich przez kilka miesięcy. Jeśli Ivette słabo znosi jeden czy dwa dni rozłąki z Tomem, to co będzie, kiedy zniknie z jej życia na kilka tygodni? Wciąż intryguje mnie tak jego tajemnicza dziewczyna, o której ciągle myśli Ivette i Agness, a o której Tom w ogóle nie wspomina. Może wcale jej nie ma i to plotka tylko na potrzeby mediów? Ech... Ciężka sprawa.
    Ale przechodzę dalej, bo widzę, że dodałaś 20. :)

    OdpowiedzUsuń