poniedziałek, 5 czerwca 2017

Kartka nr 1. "Jesteś fanką"


Jesteś fanką. Jak miliony innych młodych dziewczyn na tym świecie. Prawdopodobnie, co druga nastolatka, którą spotykasz, jest fanką. Ma swój ulubiony zespół muzyczny, ulubionego wokalistę, aktora, ulubionego YouTubera. Na co dzień żyjesz normalnie i od czasu do czasu śledzisz nowości na temat swoich idoli. Zachwycasz się nowym zdjęciem, które dodał na swojego Instagrama. Cieszysz się na wieść o drobnych informacjach z jego życia. I po cichu marzysz, by móc kiedyś go spotkać. Chociaż na chwilę. Pewnie nie wiesz, co byś mu powiedziała, jak byś zareagowała. To oczywiste, nie możesz wiedzieć takich rzeczy. Tym bardziej, że prawdopodobieństwo, iż w ogóle go spotkasz, jest naprawdę niewielkie. No chyba, że zdecydujesz się wydać pół swojej wypłaty lub odkładanego przez lata kieszonkowego i kupisz specjalny bilet Vip na koncert z możliwością krótkiego spotkania. Wtedy dostaniesz swoje pięć minut.
Gdy już wiesz, że to się wydarzy. Że niebawem spotkasz kogoś, kogo podziwiasz od lat. W kim może nawet skrycie się podkochujesz, bo przecież jest tak idealny i wspaniały, że nie można się nie zauroczyć. Gdy już to wszystko wiesz, zaczynasz tworzyć swoje własne wizje tego dnia, tej chwili. W oczekiwaniu na ten dzień, tworzysz swoje wielkie marzenie o… No właśnie, o czym? Dlaczego Twoje życie miałoby się nagle zmienić, tylko dlatego, że spotkałaś swojego Idola? Dlaczego to w ogóle miałoby jakkolwiek wpłynąć na Twoje życie? Dlaczego w ogóle pozwalasz sobie mieć taką nadzieję?
Wydawać by się mogło, że niektóre z marzeń tworzą się tylko po to, by dawać nam  nadzieję. Bo jak dobrze wiemy, nadzieja jest tą iskrą, która pozwala przetrwać, gdy już traci się całkowicie wszystko.
A czy ja straciłam już wszystko?
Jak zachować racjonalne myślenie, gdy emocje kumulują się w Tobie? Wydawało mi się, że jestem całkiem zwyczajną, normalną dziewczyną. Dopóki nie spotkałam Ciebie. I choć bardzo się starałam zachować trzeźwość umysłu, choć walczyłam ze sobą, by nie popadać w paranoję z ekscytacji… Te uczucia rozrywały mnie od środka. Chwilami czułam się właśnie, jak taka szalona psychofanka. Ale czy gdybym w rzeczywistości nią była, zwróciłbyś w ogóle na mnie swoją uwagę? Myślę, że nie. Mimo że nadal nie opuszcza mnie przekonanie, że to Ty chyba oszalałeś tamtego dnia. A potem, z biegiem czasu, Twoje szaleństwo tylko poszerzało swoje horyzonty.
Być może obydwoje byliśmy trochę szaleni. Może dlatego też tak dobrze się rozumieliśmy już od pierwszych chwil.
Nasz początek wcale nie był jak z bajki. Nie był ani trochę taki, jak sobie go zawsze wyobrażałam. Ale w tamtym momencie, mało mnie to obchodziło. Nigdy nawet do głowy, by mi nie przyszło, że cokolwiek z tych marzeń mogłoby się urzeczywistnić. A cała ta otoczka, którą sobie stworzyłam przestawała mieć znaczenie, gdy po prostu stanąłeś przede mną. TY. Po prostu Ty.

Od momentu, w którym zakupiłam swój bilet na koncert, odczuwałam jednocześnie niebywałą ekscytację i stres. Przez wiele lat to wszystko było dla mnie tak bardzo odległe, a tymczasem za parę miesięcy miało stać się bliższe niż kiedykolwiek. Miałam stanąć oko w oko z ludźmi, którzy od zawsze byli dla mnie nieosiągalni. Przez większość czasu chyba nawet w to nie wierzyłam. Nie docierało do mnie, że będę mogła stanąć obok nich, że będę mogła ich usłyszeć, a może nawet poczuć w minimalnym stopniu. A przede wszystkim nie przypuszczałam, że już nie będę patrzyła na scenę przez ekran monitora. Dla każdego fana jest to niezwykłe przeżycie, dla mnie również się tak zapowiadało. 
Byłam przekonana, że tego dnia po prostu ziemia się zatrzęsie. Tymczasem coś, jakby chciało mi przekazać: Iv, nie jesteś już tą dziewczynką, jak dawniej. Nie będziesz płakać z radości. Do ostatniej chwili czekałam na moment, by wszystkie emocje, które zbierały się we mnie tygodniami, po prostu uwolniły się. Jak się okazało, nie było to takie proste. Mój bilet zawierał również spotkanie z zespołem. Tak zwane Q&A, w grupie. Może właśnie dlatego nie odczułam tego w żaden większy sposób. Byłam tam. Po prostu tam byłam. Jakby tylko ciałem. Patrzyłam na tych wszystkich ludzi i zastanawiałam się tylko, co ja tutaj w ogóle robię? Po co to całe zamieszanie? Dlaczego my za to płacimy? Nie rozumiałam samej siebie. Nie rozumiałam swojej reakcji. A właściwie jej braku. Dlaczego stałam się nagle tak oziębła? To było frustrujące. Oczekiwałam czegoś więcej! Chciałam czuć to całą sobą. Oczywiście w głębi czułam się szczęśliwa. W jakiś sposób spełniona. Bo udało mi się ICH zobaczyć. To nie było byle co i cały czas miałam tego pełną świadomość. Niemniej, wciąż miałam wrażenie, że to nie było moje miejsce.
Na Q&A stałam na samym końcu. Właściwie podpierałam ścianę. Czułam się trochę jak kretynka. Pozostałe dziewczyny siedziały przed zespołem zafascynowane, wyrywając się, by tylko zostać wybranymi do zadania im jakiegoś pytania. A ja? Mogłabym próbować bronić się tym, że zawsze byłam lepszym słuchaczem niż mówcą… Ale każdy by mi w tamtym momencie powiedział, że właśnie traciłam szansę swojego życia. Być może tak było. Tak wybrałam. Nawet jeśli było to niedorzeczne według mnie samej. Może potrzebowałam tam się pojawić tylko po to, aby przekonać się, że tak naprawdę nie jest mi to do niczego potrzebne. Czy było to wobec tego rozczarowujące? Chyba nie mogłabym w ten sposób tego podsumować. Bo mimo wszystko coś się przez cały czas tliło w moim sercu.
Lustrowałam uważnie wzrokiem te roześmiane twarze. Wsłuchiwałam się w tak dobrze znane mi głosy. Było to dla mnie przyjemnym doświadczeniem. To nie tak, że mi się nie podobało, że żałowałam, że w ogóle pojawiłam się w tym miejscu. Ja po prostu… Na trochę zastygłam. Wygasłam. Widocznie potrzebowałam jakiegoś bodźca. Tchnienia. I wcale nie zaskoczyło mnie, że to ON stał się moją iskrą, która wznieciła płomień. Mimo miłości do całego zespołu, to jego gitarzysta od zawsze przykuwał moją największą uwagę.
Całkiem nieświadomie skupiłam na nim swoje spojrzenie. Odcięłam się od rzeczywistości, nie słyszałam już o czym trwała rozmowa. Widziałam tylko jego twarz. Mówił coś, uśmiechał się. Przenosił swój wzrok z jednej osoby na drugą. Wykazywał zainteresowanie. Każdy jego ruch wydawał się być tak bardzo idealny, że trudno było mi to w ogóle ogarnąć. Zaczęłam się zastanawiać, czy on naprawdę taki jest. Czy w tamtej chwili był prawdziwy. Nie mogłam oderwać od niego oczu. Bezwstydnie patrzyłam prosto na niego, zapominając zupełnie o pewnej zasadzie, którą zdradziła mi kiedyś moja przyjaciółka. Brzmiała ona mniej więcej tak: Jeśli będziesz patrzyła na kogoś wystarczająco długo, w końcu ściągniesz go wzrokiem. Nigdy do końca w to nie wierzyłam. Ale od tamtego dnia zaczęłam brać nieco poważniej dobre rady przyjaciółki. Szczególnie, gdy zostałam zaskoczona odpowiedzią na moje natarczywe spojrzenie. Nagle okazało się, że już nie tylko ja patrzyłam na niego, ale i on na mnie. Zajęło mi trochę czasu, nim w ogóle dotarło to do mnie. Zdążyliśmy patrzeć na siebie tak przez kilka, może nawet kilkanaście sekund, nim się spłoszyłam faktem, że przyłapał mnie na gorącym uczynku.
Dlaczego moje serce zaczęło tak szybko bić? Czego się tak bardzo wystraszyłam? Przecież nic się nie działo. To tylko jedno, nic nie znaczące spojrzenie. Jak milion innych… Dla niego zapewne była to codzienność. Ja niestety nie miałam w zwyczaju ostentacyjnego gapienia się na facetów. I to jeszcze w taki sposób. Muszę przyznać, że pożerałam go wzrokiem. I on to wiedział. Nie mógł tego nie wiedzieć. Pewność siebie to ostatnia rzecz, której by mu brakowało. W przeciwieństwie do mnie. Nie spodziewałam się nawet, że mnie dostrzeże wśród tych wszystkich ludzi. Może nie było nas aż tak wiele, jak mi się wydawało.
Oczywiście, gdy tylko dotarło do mnie, co się działo, odwróciłam swój wzrok pośpiesznie, szukając nowego punktu zaczepienia. Nie przewidziałam jeszcze jednego. To, że ja przestanę patrzeć, nie oznaczało, że on uczyni to samo. Jeszcze przez kolejne pięć minut nie mogłam wyzbyć się wrażenia, że jego czekoladowe tęczówki przeszywają mnie na wskroś. Nie mogłam potwierdzić jednak, czy faktycznie tak było. Moja szalona wyobraźnia zaczęła już tworzyć swoje własne fantazje, które tylko nakręcały moje naiwne, dziewczęce serce jeszcze bardziej.
Już do końca spotkania czułam, jak bije mi w nienaturalnym tempie. Zrobiło mi się też niemiłosiernie gorąco. Chciałaś emocji, to je masz, myślałam w duchu, próbując ogarnąć kotłujące się w głowie myśli. A zdążyły już zabrnąć kilka kilometrów za daleko. Moja wyobraźnia nigdy nie szczędziła mi wrażeń. Wówczas również nie zamierzała. A ja bałam się unieść swój wzrok choć na chwilę, by jeszcze raz ujrzeć jego twarz. Mimo że powinnam to uczynić bez najmniejszego zawahania. Powinnam patrzeć na niego tak długo, jak tylko pozwoliłby mi na to czas. Patrzeć i zapamiętywać każdy szczegół. Bo już wiedziałam, że to on będzie moim bodźcem, punktem zaczepienia. Będzie wszystkim, do czego będę chciała wracać pamięcią.
Nie chciałam być jedną z tych dziewczyn, które wzdychają do zdjęć. Nie chciałam być jedną z tych, którym pęka serce na wieść, że ich ukochany właśnie romansuje z idealną modelką. Nie chciałam być jedną z tych dziewczyn, która rozbijała się każdego dnia o swoje złudzenia…
Ustawiając się na samym tyle, miałam pierwsze miejsce w kolejce do wyjścia. I w pełni to wykorzystałam. Wystrzeliłam jak z procy. Czułam już tylko, jak nogi się pode mną uginały i że jestem bliska, by paść jak długa na posadzkę. Potrzebowałam powietrza. Dużo powietrza. W tym całym szale, nie bardzo zarejestrowałam chyba dokąd zmierzałam. Planowałam dostać się do wyjścia, lecz owe wyjście okazało się nie być tym właściwym. Nagle znalazłam się na zewnątrz, ale w zupełnie obcym mi miejscu. Chyba coś poszło nie tak, przemknęło mi przez myśl, gdy rozglądałam się dookoła. Widząc kawałek ogrodzonego terenu, kilka pustych kartonów oraz kontener na śmieci, doszłam do wniosku, że wyszłam na tył budynku. Świetnie, Ivette. Przynajmniej na chwilę zapomniałam o moich dogłębnych przeżyciach z Q&A. Przeżyciach, które chyba sama sobie wytworzyłam we własnej, głupiej głowie. Zdecydowanie nie byłam normalna.
Wzięłam głęboki oddech, gdy moja wyobraźnia przywołała wspomnienie tych czekoladowych oczu skierowanych prosto w moją stronę. Nadal nie mogłam uwierzyć, że zostałam zaszczycona tym jednym, wyjątkowym spojrzeniem. Jakkolwiek idiotyczne to nie było, zawsze marzyłam, by móc w nie spojrzeć. Tak naprawdę. Całkowicie realnie. A nie przez cholerny ekran laptopa czy telefonu.
Uśmiechnęłam się do siebie lekko. Może nie wszystko było tak do końca stracone, skoro jednak udało mi się coś poczuć. Co prawda, odezwała się we mnie moja platoniczna miłość do gitarzysty zespołu, ale… W tamtym momencie to nie miało już znaczenia. To było dopełnieniem tego dnia. Mogłam wypierać się tego, że po cichu od zawsze o tym marzyłam. Ale tlące się we mnie uczucia, zdradzały wszystko.
Spojrzałam na rozgwieżdżone niebo. Złote punkciki migotały przyjaźnie, jakby podzielając całkowicie moje emocje. Nawet to nocne niebo wiedziało, co w sobie skrywałam. Nie wiedziałam, która była godzina. Czas zdecydowanie tego dnia przestał istnieć dla wszystkich, którzy przybyli na koncert. A dla mnie już w szczególności.
Stąd na pewno się nie wydostanę, stwierdziłam w myślach i zdecydowałam, że powinnam się wrócić, by znaleźć właściwą drogę. Robiło się coraz później, a ja obiecałam bratu, że nie będę się włóczyć po koncercie. Mógł do mnie dołączyć, to przynajmniej miałabym jakieś wsparcie. I pewnie nie uciekałabym jak głupia ze spotkania, na które wydałam wszystkie swoje oszczędności. Czasem zastanawiałam się, co ja w ogóle mam w tej swojej popapranej głowie, bo na pewno nie rozsądek. Trzeba było jednak w końcu zejść na ziemię. Przeżyłam swój moment. Musiałam zacząć godzić się z myślą, że to już minęło i pozostanie mi tylko krótkie, słodkie wspomnienie…
- Co ty tu robisz, dziewczyno? – Drgnęłam wystraszona, gdy za moimi plecami zagrzmiał gruby, męski głos. Nie należał do najprzyjemniejszych, jakie słyszałam w życiu. I dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że nie powinno w ogóle mnie być w tym miejscu. Nie należę do pracowników klubu, by mieć prawo do szwendania się po jego terenie. I wyraźnie ktoś uważał dokładnie tak samo. – Zdaje się, że twój bilet nie obejmuje zwiedzania.
- Oczywiście, ja tylko…
- Dobra, nie zamierzam słuchać twoich wymówek. Nie mi się będziesz tłumaczyć – przerwał mi surowo i nim zdążyłam w ogóle ogarnąć, co do mnie mówił, znalazł się tuż obok i poczułam, jak chwyta mnie za ramię. To była chwila, w której obudziła się we mnie moja buntownicza natura. Bo jakim prawem ten człowiek mnie w ogóle dotykał!?
- Halo! Gdzie te łapy? Chyba się pan zapomina! – oburzyłam się, próbując jednocześnie wyszarpnąć swoje ramię z jego uścisku, ale sprawiłam sobie tym tylko większy ból. Mężczyzna był bardzo zdeterminowany. – Nie ma pan prawa traktować mnie w taki sposób. Pomyliłam po prostu wyjścia, nie zrobiłam nic złego.
- Ruszaj się, to będziemy mieli to za sobą – rzucił do mnie, jakby w ogóle nie słyszał tego, co do niego mówiłam. Czy miałam inne wyjście? Musiałam zagryźć zęby i posłusznie udać się z tym dupkiem. Czułam się poniżona, gdy trzymał mnie w taki sposób, jakbym była największym złoczyńcą i planowała zaraz uciec, by zrobić coś głupiego. To było niedorzeczne!
- Zgłoszę to, jak traktuje pan gości klubu – burknęłam jeszcze, by mojej naiwności stało się za dość. Nie wiem na co liczyłam, ale musiałam ratować swój honor. Nie zasługiwałam na takie traktowanie. Do tego byłam kobietą! Drobną i niewinną. Co ten pajac sobie myślał? Że podłożę bombę? Czy, że zaczaję się na któregoś z chłopaków, by ich zgwałcić przy śmietniku, w kartonach!? Na Boga! Żaden z nich nawet by się nie pojawił w takim miejscu…
- Coś nie tak?
Zastygłam w bezruchu, gdy przed nami, jak spod ziemi, wyłonił się Tom K. we własnej osobie. Jak gdyby nigdy nic wyszedł przez drzwi i stanął przed nami. Wytrzeszczyłam tylko oczy, gdy ten w międzyczasie zdążył zlustrować swoim spojrzeniem naszą dwójkę. Wydawał się nieco zdezorientowany, co wyczytałam po jego wyrazie twarzy. Też byłabym zdezorientowana, gdybym zobaczyła jakąś wystraszoną dziewczynkę przetrzymywaną przez goryla. Miałam tylko nadzieję, że ten szanowny pan nie należy do ochrony jego zespołu. Bo jeśli dobierali takich ludzi do swojej ekipy, to byłoby niebywale zasmucające.
- My się chyba znamy. – Drgnęłam, gdy Muzyk ponownie zabrał głos. Ja drgnęłam, a moje serce stanęło chyba w miejscu. Nie mogłam złapać tchu z wrażenia. Czy on powiedział to do mnie? ŻE MY SIĘ ZNAMY? Niby skąd!?
Nie byłam w stanie nic powiedzieć, gdy tak na mnie patrzył, a jego twarz zdobił delikatny, cwaniacki uśmiech. Owa sytuacja zaczynała mnie powoli przerastać. Chyba traciłam świadomość. Nie sądziłam, że ten wieczór mógłby przynieść mi jeszcze jakieś emocje. A tymczasem zaczęło się od ochroniarza, który postradał rozum i postanowił traktować mnie, jak intruza i potem… Tom. Tom, który pojawił się znikąd w najmniej oczekiwanym momencie i tak po prostu…
- Pan ją zna? – Zdziwiony mężczyzna zwrócił się do chłopaka, a ja poczułam, jak ścisk na moim ramieniu znacznie się rozluźnia. – Sądziłem, że to nieproszony gość. Nie powinno się tu przebywać o tej porze.
- Poprosiłem o spotkanie tutaj, na osobności. – Gitarzysta uśmiechnął się wymownie, na co ochroniarz skinął jedynie głową. Co tu zaszło? Pogubiłam się w wydarzeniach. Los właśnie płatał mi niezłego figla.
- W takim razie, nic tu po mnie. Miłego wieczoru.
Zaraz, zaraz…
Chciałam coś powiedzieć, ale w sumie, nie wiedziałam, co. Byłam totalnie skołowana.
- W porządku? – Znowu ten głos. On naprawdę tam stał i do mnie mówił. ON. TOM K. we własnej osobie. A ja zapewne musiałam wyglądać jak kretynka, nie reagując w żaden sposób. Naprawdę trudno było się ogarnąć. Nie wiedziałam już nawet, co się dzieje w mojej głowie. – Zdaje się, że los jest bardzo przewrotny.
- Co? – Zamrugałam powiekami, nie rozumiejąc ani trochę, o co mu chodzi. Nadal byłam w szoku, choć powoli schodziło to ze mnie. Nie chciałam doszczętnie wyjść na psychiczną fankę. Gdzieś w głębi coś podpowiadało mi, że powinnam szybko doprowadzić się do porządku. Ale jak miałam to zrobić, gdy on tak pięknie się uśmiechał, a ja nie miałam bladego pojęcia, co ten jego uśmiech oznaczał? Po prostu się uśmiechał. Do mnie. Czym sobie na to zasłużyłam? Niczym głupia, niczym. To bożyszcze tysięcy kobiet na świecie, jego uśmiech jest automatyczny. Nic nie powinien dla ciebie znaczyć. Bo jesteś tylko kolejną z dziewczyn, która jedyne, co potrafi uczynić na jego widok, to wydać z siebie rozmarzone westchnienie.
Nie odpowiedział mi. Przeszedł obok i stanął kilka metrów dalej, wyciągając z kieszeni swojej bluzy paczkę papierosów. No tak, Tom K. wyszedł po prostu na papierosa i akurat musiał trafić na taką mnie…
Nie wiedziałam, dlaczego wciąż tam stałam zamiast po prostu sobie pójść. Coś mi na to nie pozwalało. Zupełnie, jakby ktoś zalał mi stopy cementem. Nie mogłam się ruszyć z miejsca. W dodatku moje serce znowu szalało. I nie rozumiałam tego ani trochę. Nie byłam głupia. Nie aż tak, aby kochać się w gwieździe muzyki. Zawsze mnie pociągał na swój sposób. Bo nie można było zaprzeczyć, że był cholernie przystojny. A jego oczy w rzeczywistości hipnotyzowały dwa razy bardziej. I ten uśmiech. On naprawdę mógłby zwalić z nóg. To wszystko okazało się być prawdą.
Po prostu nagle uświadomiłam sobie, że to nie były jakieś tam nastoletnie urojenia. On naprawdę taki był. Magiczny. To było pierwsze wrażenie jakie po sobie zostawiał. Może dlatego dalej tam stałam, czekając… na więcej. Chciałam więcej. Dużo więcej.
- Co tutaj robisz? Nie próbowałaś chyba wkraść się przez okno do garderoby? – zapytał. Stałam do niego nadal tyłem, ale słyszałam, jak odpalał zapalniczkę. I to było cholernie dziwne, ale na ten dźwięk moje ciało przeszył dreszcz. Co za chory fetysz.
Parsknęłam cicho śmiechem, gdy wyobraziłam sobie, jak wspinam się po ścianie do ich garderoby. To było tak bardzo niedorzeczne. Co mu przyszło do głowy? Ta wizja jest bardzo daleka od mojej osoby. Jakkolwiek popaprana bym nie była, nigdy nie postąpiłabym w tak szalony sposób.
- Naprawdę wyglądam na taką osobę? – Odwróciłam się do niego automatycznie, gdy z moich ust padły pierwsze, w miarę normalne słowa tego wieczoru. Przez ułamek sekundy poczułam się bardzo pewnie. Trwało to dokładnie do chwili, w której znowu nie zobaczyłam go w pełnej okazałości. Sprawiał, że czułam się przy nim malutka.
Stał tuż przy ogrodzeniu, popalając papierosa. Widziałam go bardzo dokładnie, dzięki światłu latarni, które padało prosto na jego osobę. Prezentował się niczym sam bóg. To było onieśmielające i po raz kolejny wbiło mnie w ziemię.
            - Nie. Mam nadzieję, że nie jesteś taką osobą.
Uniósł swoje spojrzenie, napotykając od razu moje wystraszone tęczówki. Mimo dzielącej nas odległości, poczułam to, aż za mocno. Modliłam się już tylko o to, aby nie usłyszał, jak głośno biło mi w tamtej chwili serce.
            Może i postradałam rozum. Ale moje serce i tak dzisiaj postradało go dwa razy bardziej, o ile coś takiego, jak rozum, można w ogóle przypisać w posiadanie sercu. Stojąc kilka metrów przed Tomem, który jeszcze do niedawna był jedynie obrazem na ekranie, miałam wrażenie, że już po prostu nie istnieje nic, co mogłoby być niemożliwe.
            Byłam trochę niezrównoważona, to prawda. Ale Ty od początku wiedziałeś, że nie umiałam przekraczać granic. Nie sama. Trzeba było poprowadzić mnie za rękę. A Ty byłeś świetnym przewodnikiem. Do tego stopnia, że w końcu potrafiłam radzić sobie sama. Tylko, że nie zawsze chciałam robić to sama.

2 komentarze:

  1. Zakochałam się... <3 Z całego, szczerego serca muszę przyznać, że Iv ma identyczny charakter do mnie, przez co dziwnie mi się czytało ten rozdział. Jakbym widziała tam siebie... (?) Identyczny brak pewności siebie, łamanie granic ale z kimś u boku. Identycznie zamieniam się w obserwatora i wszystko co mówię to milczenie. Iv z pewnością jest podobna do mnie, przez co nie miłosiernie Twoja historia jest już dla mnie sentymentem. Na dodatek Tom... <3 (Ale czemu wyszedł sam na tę fajkę? Wydaje mi się, że nie chodzi nigdy sam. ^^) No cóż. Bardzo mi się spodobało. Czytam dalej. Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem. Nareszcie. Długo nie mogłam się zabrać za to opowiadanie z wielu względów. Po pierwsze dlatego, że myślałam, iż to jest druga część "Zakochanego Fana" Twojego autorstwa. (Jeśli pomyliłam tytuły, to przepraszam, ale chyba wiesz, o którą Twoją historię mi chodzi.) Po drugie dlatego, że już kiedyś czytałam jedno Twoje opowiadanie i bardzo mi się podobało ("Miłość z Las Vegas"), jednak gdzieś w pewnym momencie uciekło mi trochę życia i zabrało ze sobą chęci dalszej egzystencji, jak i dalszego bawienia się w FanFiction. Ale jestem. I zaczęłam czytać. ("Miłość z Las Vegas" też dokończę, ale nie wiem kiedy, bo tam jest trochę więcej do nadrobienia.)
    Przeczytałam prolog i jestem pod wrażeniem. Kilka lat temu, kiedy byłam na bieżąco z inną Twoją historią, było widać, że masz na swoim koncie wiele opowiadań, dużo ćwiczysz swój styl, masz doświadczenie i wiesz, jak składać zdania, żeby miało to ręce i nogi i można było z zachwytem śledzić każdą linijkę tekstu. W tym prologu pokazałaś, że Twój warsztat pisarski jest na wysokim poziomie i jest o wiele lepiej niż myślałam.
    Szczerze mówiąc, nie mogłam zrozumieć tego, jak wiele osób zachwyca się Twoimi opowiadaniami i może też dlatego nie mogłam się zebrać. (Z "Harrym Potterem" też tak miałam. Kiedy wszyscy czytali, ja nie chciałam, bo nie rozumiałam tego fenomenu. Potem przeczytałam, kiedy już wiele osób miało to za sobą i wtedy dotarło do mnie, co straciłam. I tutaj mam tak samo z Twoim opowiadaniem.) Pamiętam, jak kiedyś polecałaś mi "Trzy miesiące", ale rozdziałów było tak dużo, że trochę mnie to przerosło. Całe szczęście, że tutaj jest tylko 19, to nie zajmie mi to dużo czasu, chyba, że po drodze znowu nie znajdę chwili na czytanie.
    Wracając jednak do samego prologu. Kurczę... Trzech bohaterów, zwykła sytuacja, a tyle emocji jest zawarte w tym wszystkim, że brakuje mi słów. Bardzo lubię, kiedy narracja jest w pierwszej osobie, bo łatwiej można się utożsamiać z bohaterem i muszę przyznać, że tutaj nie jest trudno. Ivette jest taka naturalna, tak wszystko przeżywa (pewnie później będzie mnie to irytować, bo nie lubię użalania się nad sobą na każdym korku), że pozostaje tylko wcielić się w jej rolę i wyobrażać sobie, jak to wszystko wyglądało. I serio, czułam to palące spojrzenie Toma, uścisk ochroniarza i słyszałam odpalanie zapalniczki... Magia.
    Bardzo mi się podoba.
    Obserwuję, czytam dalej i na bieżąco będę dodawać komentarze do każdego rozdziału, jak to mam w zwyczaju. :)

    OdpowiedzUsuń