Jesteś
fanką. Jak miliony innych młodych dziewczyn na tym świecie. Prawdopodobnie, co
druga nastolatka, którą spotykasz, jest fanką. Ma swój ulubiony zespół
muzyczny, ulubionego wokalistę, aktora, ulubionego YouTubera. Na co dzień
żyjesz normalnie i od czasu do czasu śledzisz nowości na temat swoich idoli.
Zachwycasz się nowym zdjęciem, które dodał na swojego Instagrama. Cieszysz się
na wieść o drobnych informacjach z jego życia. I po cichu marzysz, by móc
kiedyś go spotkać. Chociaż na chwilę. Pewnie nie wiesz, co byś mu powiedziała,
jak byś zareagowała. To oczywiste, nie możesz wiedzieć takich rzeczy. Tym
bardziej, że prawdopodobieństwo, iż w ogóle go spotkasz, jest naprawdę
niewielkie. No chyba, że zdecydujesz się wydać pół swojej wypłaty lub
odkładanego przez lata kieszonkowego i kupisz specjalny bilet Vip na koncert z
możliwością krótkiego spotkania. Wtedy dostaniesz swoje pięć minut.
Gdy
już wiesz, że to się wydarzy. Że niebawem spotkasz kogoś, kogo podziwiasz od
lat. W kim może nawet skrycie się podkochujesz, bo przecież jest tak idealny i
wspaniały, że nie można się nie zauroczyć. Gdy już to wszystko wiesz, zaczynasz
tworzyć swoje własne wizje tego dnia, tej chwili. W oczekiwaniu na ten dzień,
tworzysz swoje wielkie marzenie o… No właśnie, o czym? Dlaczego Twoje życie
miałoby się nagle zmienić, tylko dlatego, że spotkałaś swojego Idola? Dlaczego
to w ogóle miałoby jakkolwiek wpłynąć na Twoje życie? Dlaczego w ogóle pozwalasz
sobie mieć taką nadzieję?
Wydawać
by się mogło, że niektóre z marzeń tworzą się tylko po to, by dawać nam nadzieję. Bo jak dobrze wiemy, nadzieja jest
tą iskrą, która pozwala przetrwać, gdy już traci się całkowicie wszystko.
A
czy ja straciłam już wszystko?
Jak
zachować racjonalne myślenie, gdy emocje kumulują się w Tobie? Wydawało mi się,
że jestem całkiem zwyczajną, normalną dziewczyną. Dopóki nie spotkałam Ciebie.
I choć bardzo się starałam zachować trzeźwość umysłu, choć walczyłam ze sobą,
by nie popadać w paranoję z ekscytacji… Te uczucia rozrywały mnie od środka. Chwilami
czułam się właśnie, jak taka szalona psychofanka. Ale czy gdybym w
rzeczywistości nią była, zwróciłbyś w ogóle na mnie swoją uwagę? Myślę, że nie.
Mimo że nadal nie opuszcza mnie przekonanie, że to Ty chyba oszalałeś tamtego
dnia. A potem, z biegiem czasu, Twoje szaleństwo tylko poszerzało swoje
horyzonty.
Być
może obydwoje byliśmy trochę szaleni. Może dlatego też tak dobrze się
rozumieliśmy już od pierwszych chwil.
Nasz
początek wcale nie był jak z bajki. Nie był ani trochę taki, jak sobie go
zawsze wyobrażałam. Ale w tamtym momencie, mało mnie to obchodziło. Nigdy nawet
do głowy, by mi nie przyszło, że cokolwiek z tych marzeń mogłoby się
urzeczywistnić. A cała ta otoczka, którą sobie stworzyłam przestawała mieć
znaczenie, gdy po prostu stanąłeś przede mną. TY. Po prostu Ty.
Od momentu, w którym zakupiłam
swój bilet na koncert, odczuwałam jednocześnie niebywałą ekscytację i stres.
Przez wiele lat to wszystko było dla mnie tak bardzo odległe, a tymczasem za
parę miesięcy miało stać się bliższe niż kiedykolwiek. Miałam stanąć oko w oko
z ludźmi, którzy od zawsze byli dla mnie nieosiągalni. Przez większość czasu
chyba nawet w to nie wierzyłam. Nie docierało do mnie, że będę mogła stanąć
obok nich, że będę mogła ich usłyszeć, a może nawet poczuć w minimalnym
stopniu. A przede wszystkim nie przypuszczałam, że już nie będę patrzyła na
scenę przez ekran monitora. Dla każdego fana jest to niezwykłe przeżycie, dla
mnie również się tak zapowiadało.
Byłam przekonana, że tego dnia po
prostu ziemia się zatrzęsie. Tymczasem coś, jakby chciało mi przekazać: Iv, nie jesteś już tą dziewczynką, jak dawniej.
Nie będziesz płakać z radości. Do ostatniej chwili czekałam na moment, by
wszystkie emocje, które zbierały się we mnie tygodniami, po prostu uwolniły się.
Jak się okazało, nie było to takie proste. Mój bilet zawierał również spotkanie
z zespołem. Tak zwane Q&A, w grupie. Może właśnie dlatego nie odczułam tego
w żaden większy sposób. Byłam tam. Po prostu tam byłam. Jakby tylko ciałem.
Patrzyłam na tych wszystkich ludzi i zastanawiałam się tylko, co ja tutaj w ogóle robię? Po co to całe
zamieszanie? Dlaczego my za to płacimy? Nie rozumiałam samej siebie. Nie
rozumiałam swojej reakcji. A właściwie jej braku. Dlaczego stałam się nagle tak
oziębła? To było frustrujące. Oczekiwałam czegoś więcej! Chciałam czuć to całą
sobą. Oczywiście w głębi czułam się szczęśliwa. W jakiś sposób spełniona. Bo
udało mi się ICH zobaczyć. To nie było byle co i cały czas miałam tego pełną
świadomość. Niemniej, wciąż miałam wrażenie, że to nie było moje miejsce.
Na Q&A stałam na samym końcu.
Właściwie podpierałam ścianę. Czułam się trochę jak kretynka. Pozostałe
dziewczyny siedziały przed zespołem zafascynowane, wyrywając się, by tylko
zostać wybranymi do zadania im jakiegoś pytania. A ja? Mogłabym próbować bronić
się tym, że zawsze byłam lepszym słuchaczem niż mówcą… Ale każdy by mi w tamtym
momencie powiedział, że właśnie traciłam szansę swojego życia. Być może tak
było. Tak wybrałam. Nawet jeśli było to niedorzeczne według mnie samej. Może
potrzebowałam tam się pojawić tylko po to, aby przekonać się, że tak naprawdę
nie jest mi to do niczego potrzebne. Czy było to wobec tego rozczarowujące?
Chyba nie mogłabym w ten sposób tego podsumować. Bo mimo wszystko coś się przez
cały czas tliło w moim sercu.
Lustrowałam uważnie wzrokiem te
roześmiane twarze. Wsłuchiwałam się w tak dobrze znane mi głosy. Było to dla
mnie przyjemnym doświadczeniem. To nie tak, że mi się nie podobało, że
żałowałam, że w ogóle pojawiłam się w tym miejscu. Ja po prostu… Na trochę
zastygłam. Wygasłam. Widocznie potrzebowałam jakiegoś bodźca. Tchnienia. I
wcale nie zaskoczyło mnie, że to ON stał się moją iskrą, która wznieciła
płomień. Mimo miłości do całego zespołu, to jego gitarzysta od zawsze przykuwał
moją największą uwagę.
Całkiem nieświadomie skupiłam na
nim swoje spojrzenie. Odcięłam się od rzeczywistości, nie słyszałam już o czym
trwała rozmowa. Widziałam tylko jego twarz. Mówił coś, uśmiechał się. Przenosił
swój wzrok z jednej osoby na drugą. Wykazywał zainteresowanie. Każdy jego ruch
wydawał się być tak bardzo idealny, że trudno było mi to w ogóle ogarnąć.
Zaczęłam się zastanawiać, czy on naprawdę taki jest. Czy w tamtej chwili był
prawdziwy. Nie mogłam oderwać od niego oczu. Bezwstydnie patrzyłam prosto na
niego, zapominając zupełnie o pewnej zasadzie, którą zdradziła mi kiedyś moja
przyjaciółka. Brzmiała ona mniej więcej tak: Jeśli będziesz patrzyła na kogoś wystarczająco długo, w końcu
ściągniesz go wzrokiem. Nigdy do końca w to nie wierzyłam. Ale od tamtego
dnia zaczęłam brać nieco poważniej dobre rady przyjaciółki. Szczególnie, gdy
zostałam zaskoczona odpowiedzią na moje natarczywe spojrzenie. Nagle okazało
się, że już nie tylko ja patrzyłam na niego, ale i on na mnie. Zajęło mi trochę
czasu, nim w ogóle dotarło to do mnie. Zdążyliśmy patrzeć na siebie tak przez
kilka, może nawet kilkanaście sekund, nim się spłoszyłam faktem, że przyłapał
mnie na gorącym uczynku.
Dlaczego moje serce zaczęło tak
szybko bić? Czego się tak bardzo wystraszyłam? Przecież nic się nie działo. To
tylko jedno, nic nie znaczące spojrzenie. Jak milion innych… Dla niego zapewne była to codzienność. Ja
niestety nie miałam w zwyczaju ostentacyjnego gapienia się na facetów. I to
jeszcze w taki sposób. Muszę przyznać, że pożerałam go wzrokiem. I on to
wiedział. Nie mógł tego nie wiedzieć. Pewność siebie to ostatnia rzecz, której
by mu brakowało. W przeciwieństwie do mnie. Nie spodziewałam się nawet, że mnie
dostrzeże wśród tych wszystkich ludzi. Może nie było nas aż tak wiele, jak mi
się wydawało.
Oczywiście, gdy tylko dotarło do
mnie, co się działo, odwróciłam swój wzrok pośpiesznie, szukając nowego punktu
zaczepienia. Nie przewidziałam jeszcze jednego. To, że ja przestanę patrzeć,
nie oznaczało, że on uczyni to samo. Jeszcze przez kolejne pięć minut nie
mogłam wyzbyć się wrażenia, że jego czekoladowe tęczówki przeszywają mnie na
wskroś. Nie mogłam potwierdzić jednak, czy faktycznie tak było. Moja szalona
wyobraźnia zaczęła już tworzyć swoje własne fantazje, które tylko nakręcały
moje naiwne, dziewczęce serce jeszcze bardziej.
Już do końca spotkania czułam,
jak bije mi w nienaturalnym tempie. Zrobiło mi się też niemiłosiernie gorąco. Chciałaś emocji, to je masz, myślałam w
duchu, próbując ogarnąć kotłujące się w głowie myśli. A zdążyły już zabrnąć
kilka kilometrów za daleko. Moja wyobraźnia nigdy nie szczędziła mi wrażeń.
Wówczas również nie zamierzała. A ja bałam się unieść swój wzrok choć na
chwilę, by jeszcze raz ujrzeć jego twarz. Mimo że powinnam to uczynić bez
najmniejszego zawahania. Powinnam patrzeć na niego tak długo, jak tylko
pozwoliłby mi na to czas. Patrzeć i zapamiętywać każdy szczegół. Bo już
wiedziałam, że to on będzie moim bodźcem, punktem zaczepienia. Będzie
wszystkim, do czego będę chciała wracać pamięcią.
Nie
chciałam być jedną z tych dziewczyn, które wzdychają do zdjęć. Nie chciałam być
jedną z tych, którym pęka serce na wieść, że ich ukochany właśnie romansuje z idealną modelką. Nie chciałam być
jedną z tych dziewczyn, która rozbijała się każdego dnia o swoje złudzenia…
Ustawiając się na samym tyle,
miałam pierwsze miejsce w kolejce do wyjścia. I w pełni to wykorzystałam. Wystrzeliłam
jak z procy. Czułam już tylko, jak nogi się pode mną uginały i że jestem
bliska, by paść jak długa na posadzkę. Potrzebowałam powietrza. Dużo powietrza.
W tym całym szale, nie bardzo zarejestrowałam chyba dokąd zmierzałam.
Planowałam dostać się do wyjścia, lecz owe wyjście okazało się nie być tym
właściwym. Nagle znalazłam się na zewnątrz, ale w zupełnie obcym mi miejscu. Chyba coś poszło nie tak, przemknęło mi
przez myśl, gdy rozglądałam się dookoła. Widząc kawałek ogrodzonego terenu,
kilka pustych kartonów oraz kontener na śmieci, doszłam do wniosku, że wyszłam
na tył budynku. Świetnie, Ivette. Przynajmniej
na chwilę zapomniałam o moich dogłębnych przeżyciach z Q&A. Przeżyciach,
które chyba sama sobie wytworzyłam we własnej, głupiej głowie. Zdecydowanie nie
byłam normalna.
Wzięłam głęboki oddech, gdy moja
wyobraźnia przywołała wspomnienie tych czekoladowych oczu skierowanych prosto w
moją stronę. Nadal nie mogłam uwierzyć, że zostałam zaszczycona tym jednym,
wyjątkowym spojrzeniem. Jakkolwiek idiotyczne to nie było, zawsze marzyłam, by
móc w nie spojrzeć. Tak naprawdę. Całkowicie realnie. A nie przez cholerny
ekran laptopa czy telefonu.
Uśmiechnęłam się do siebie lekko.
Może nie wszystko było tak do końca stracone, skoro jednak udało mi się coś
poczuć. Co prawda, odezwała się we mnie moja platoniczna miłość do gitarzysty
zespołu, ale… W tamtym momencie to nie miało już znaczenia. To było
dopełnieniem tego dnia. Mogłam wypierać się tego, że po cichu od zawsze o tym
marzyłam. Ale tlące się we mnie uczucia, zdradzały wszystko.
Spojrzałam na rozgwieżdżone
niebo. Złote punkciki migotały przyjaźnie, jakby podzielając całkowicie moje
emocje. Nawet to nocne niebo wiedziało, co w sobie skrywałam. Nie wiedziałam,
która była godzina. Czas zdecydowanie tego dnia przestał istnieć dla
wszystkich, którzy przybyli na koncert. A dla mnie już w szczególności.
Stąd
na pewno się nie wydostanę, stwierdziłam
w myślach i zdecydowałam, że powinnam się wrócić, by znaleźć właściwą drogę.
Robiło się coraz później, a ja obiecałam bratu, że nie będę się włóczyć po
koncercie. Mógł do mnie dołączyć, to przynajmniej miałabym jakieś wsparcie. I
pewnie nie uciekałabym jak głupia ze spotkania, na które wydałam wszystkie
swoje oszczędności. Czasem zastanawiałam się, co ja w ogóle mam w tej swojej
popapranej głowie, bo na pewno nie rozsądek. Trzeba było jednak w końcu zejść
na ziemię. Przeżyłam swój moment. Musiałam zacząć godzić się z myślą, że to już
minęło i pozostanie mi tylko krótkie, słodkie wspomnienie…
- Co ty tu robisz, dziewczyno? –
Drgnęłam wystraszona, gdy za moimi plecami zagrzmiał gruby, męski głos. Nie
należał do najprzyjemniejszych, jakie słyszałam w życiu. I dopiero teraz zdałam
sobie sprawę, że nie powinno w ogóle mnie być w tym miejscu. Nie należę do
pracowników klubu, by mieć prawo do szwendania się po jego terenie. I wyraźnie
ktoś uważał dokładnie tak samo. – Zdaje się, że twój bilet nie obejmuje
zwiedzania.
- Oczywiście, ja tylko…
- Dobra, nie zamierzam słuchać twoich
wymówek. Nie mi się będziesz tłumaczyć – przerwał mi surowo i nim zdążyłam w
ogóle ogarnąć, co do mnie mówił, znalazł się tuż obok i poczułam, jak chwyta
mnie za ramię. To była chwila, w której obudziła się we mnie moja buntownicza
natura. Bo jakim prawem ten człowiek mnie w ogóle dotykał!?
- Halo! Gdzie te łapy? Chyba się
pan zapomina! – oburzyłam się, próbując jednocześnie wyszarpnąć swoje ramię z
jego uścisku, ale sprawiłam sobie tym tylko większy ból. Mężczyzna był bardzo
zdeterminowany. – Nie ma pan prawa traktować mnie w taki sposób. Pomyliłam po
prostu wyjścia, nie zrobiłam nic złego.
- Ruszaj się, to będziemy mieli
to za sobą – rzucił do mnie, jakby w ogóle nie słyszał tego, co do niego
mówiłam. Czy miałam inne wyjście? Musiałam zagryźć zęby i posłusznie udać się z
tym dupkiem. Czułam się poniżona, gdy trzymał mnie w taki sposób, jakbym była
największym złoczyńcą i planowała zaraz uciec, by zrobić coś głupiego. To było
niedorzeczne!
- Zgłoszę to, jak traktuje pan
gości klubu – burknęłam jeszcze, by mojej naiwności stało się za dość. Nie wiem
na co liczyłam, ale musiałam ratować swój honor. Nie zasługiwałam na takie
traktowanie. Do tego byłam kobietą! Drobną i niewinną. Co ten pajac sobie
myślał? Że podłożę bombę? Czy, że zaczaję się na któregoś z chłopaków, by ich
zgwałcić przy śmietniku, w kartonach!? Na Boga! Żaden z nich nawet by się nie
pojawił w takim miejscu…
- Coś nie tak?
Zastygłam w bezruchu, gdy przed
nami, jak spod ziemi, wyłonił się Tom K. we własnej osobie. Jak gdyby nigdy nic
wyszedł przez drzwi i stanął przed nami. Wytrzeszczyłam tylko oczy, gdy ten w
międzyczasie zdążył zlustrować swoim spojrzeniem naszą dwójkę. Wydawał się
nieco zdezorientowany, co wyczytałam po jego wyrazie twarzy. Też byłabym
zdezorientowana, gdybym zobaczyła jakąś wystraszoną dziewczynkę przetrzymywaną
przez goryla. Miałam tylko nadzieję, że ten szanowny pan nie należy do ochrony
jego zespołu. Bo jeśli dobierali takich ludzi do swojej ekipy, to byłoby
niebywale zasmucające.
- My się chyba znamy. – Drgnęłam,
gdy Muzyk ponownie zabrał głos. Ja drgnęłam, a moje serce stanęło chyba w
miejscu. Nie mogłam złapać tchu z wrażenia. Czy on powiedział to do mnie? ŻE MY
SIĘ ZNAMY? Niby skąd!?
Nie byłam w stanie nic
powiedzieć, gdy tak na mnie patrzył, a jego twarz zdobił delikatny, cwaniacki
uśmiech. Owa sytuacja zaczynała mnie powoli przerastać. Chyba traciłam
świadomość. Nie sądziłam, że ten wieczór mógłby przynieść mi jeszcze jakieś
emocje. A tymczasem zaczęło się od ochroniarza, który postradał rozum i
postanowił traktować mnie, jak intruza i potem… Tom. Tom, który pojawił się
znikąd w najmniej oczekiwanym momencie i tak po prostu…
- Pan ją zna? – Zdziwiony
mężczyzna zwrócił się do chłopaka, a ja poczułam, jak ścisk na moim ramieniu
znacznie się rozluźnia. – Sądziłem, że to nieproszony gość. Nie powinno się tu
przebywać o tej porze.
- Poprosiłem o spotkanie tutaj,
na osobności. – Gitarzysta uśmiechnął się wymownie, na co ochroniarz skinął
jedynie głową. Co tu zaszło? Pogubiłam się w wydarzeniach. Los właśnie płatał
mi niezłego figla.
- W takim razie, nic tu po mnie.
Miłego wieczoru.
Zaraz,
zaraz…
Chciałam coś powiedzieć, ale w
sumie, nie wiedziałam, co. Byłam totalnie skołowana.
- W porządku? – Znowu ten głos.
On naprawdę tam stał i do mnie mówił. ON. TOM K. we własnej osobie. A ja
zapewne musiałam wyglądać jak kretynka, nie reagując w żaden sposób. Naprawdę
trudno było się ogarnąć. Nie wiedziałam już nawet, co się dzieje w mojej głowie.
– Zdaje się, że los jest bardzo przewrotny.
- Co? – Zamrugałam powiekami, nie
rozumiejąc ani trochę, o co mu chodzi. Nadal byłam w szoku, choć powoli
schodziło to ze mnie. Nie chciałam doszczętnie wyjść na psychiczną fankę.
Gdzieś w głębi coś podpowiadało mi, że powinnam szybko doprowadzić się do
porządku. Ale jak miałam to zrobić, gdy on tak pięknie się uśmiechał, a ja nie
miałam bladego pojęcia, co ten jego uśmiech oznaczał? Po prostu się uśmiechał.
Do mnie. Czym sobie na to zasłużyłam? Niczym
głupia, niczym. To bożyszcze tysięcy kobiet na świecie, jego uśmiech jest
automatyczny. Nic nie powinien dla ciebie znaczyć. Bo jesteś tylko kolejną z
dziewczyn, która jedyne, co potrafi uczynić na jego widok, to wydać z siebie
rozmarzone westchnienie.
Nie odpowiedział mi. Przeszedł
obok i stanął kilka metrów dalej, wyciągając z kieszeni swojej bluzy paczkę
papierosów. No tak, Tom K. wyszedł po
prostu na papierosa i akurat musiał trafić na taką mnie…
Nie
wiedziałam, dlaczego wciąż tam stałam zamiast po prostu sobie pójść. Coś mi na
to nie pozwalało. Zupełnie, jakby ktoś zalał mi stopy cementem. Nie mogłam się
ruszyć z miejsca. W dodatku moje serce znowu szalało. I nie rozumiałam tego ani
trochę. Nie byłam głupia. Nie aż tak, aby kochać się w gwieździe muzyki. Zawsze
mnie pociągał na swój sposób. Bo nie można było zaprzeczyć, że był cholernie przystojny. A jego oczy w rzeczywistości
hipnotyzowały dwa razy bardziej. I ten uśmiech. On naprawdę mógłby zwalić z
nóg. To wszystko okazało się być prawdą.
Po
prostu nagle uświadomiłam sobie, że to nie były jakieś tam nastoletnie
urojenia. On naprawdę taki był. Magiczny. To było pierwsze wrażenie jakie po
sobie zostawiał. Może dlatego dalej tam stałam, czekając… na więcej. Chciałam
więcej. Dużo więcej.
- Co tutaj robisz? Nie próbowałaś
chyba wkraść się przez okno do garderoby? – zapytał. Stałam do niego nadal
tyłem, ale słyszałam, jak odpalał zapalniczkę. I to było cholernie dziwne, ale
na ten dźwięk moje ciało przeszył dreszcz. Co za chory fetysz.
Parsknęłam cicho śmiechem, gdy
wyobraziłam sobie, jak wspinam się po ścianie do ich garderoby. To było tak
bardzo niedorzeczne. Co mu przyszło do głowy? Ta wizja jest bardzo daleka od
mojej osoby. Jakkolwiek popaprana bym nie była, nigdy nie postąpiłabym w tak
szalony sposób.
- Naprawdę wyglądam na taką
osobę? – Odwróciłam się do niego automatycznie, gdy z moich ust padły pierwsze,
w miarę normalne słowa tego wieczoru. Przez ułamek sekundy poczułam się bardzo
pewnie. Trwało to dokładnie do chwili, w której znowu nie zobaczyłam go w
pełnej okazałości. Sprawiał, że czułam się przy nim malutka.
Stał tuż przy ogrodzeniu,
popalając papierosa. Widziałam go bardzo dokładnie, dzięki światłu latarni,
które padało prosto na jego osobę. Prezentował się niczym sam bóg. To było
onieśmielające i po raz kolejny wbiło mnie w ziemię.
- Nie. Mam nadzieję, że nie jesteś
taką osobą.
Uniósł
swoje spojrzenie, napotykając od razu moje wystraszone tęczówki. Mimo dzielącej
nas odległości, poczułam to, aż za mocno. Modliłam się już tylko o to, aby nie
usłyszał, jak głośno biło mi w tamtej chwili serce.
Może i postradałam rozum. Ale moje
serce i tak dzisiaj postradało go dwa razy bardziej, o ile coś takiego, jak
rozum, można w ogóle przypisać w posiadanie sercu. Stojąc kilka metrów przed
Tomem, który jeszcze do niedawna był jedynie obrazem na ekranie, miałam
wrażenie, że już po prostu nie istnieje nic, co mogłoby być niemożliwe.
Byłam trochę niezrównoważona, to
prawda. Ale Ty od początku wiedziałeś, że nie umiałam przekraczać granic. Nie
sama. Trzeba było poprowadzić mnie za rękę. A Ty byłeś świetnym przewodnikiem.
Do tego stopnia, że w końcu potrafiłam radzić sobie sama. Tylko, że nie zawsze
chciałam robić to sama.
Zakochałam się... <3 Z całego, szczerego serca muszę przyznać, że Iv ma identyczny charakter do mnie, przez co dziwnie mi się czytało ten rozdział. Jakbym widziała tam siebie... (?) Identyczny brak pewności siebie, łamanie granic ale z kimś u boku. Identycznie zamieniam się w obserwatora i wszystko co mówię to milczenie. Iv z pewnością jest podobna do mnie, przez co nie miłosiernie Twoja historia jest już dla mnie sentymentem. Na dodatek Tom... <3 (Ale czemu wyszedł sam na tę fajkę? Wydaje mi się, że nie chodzi nigdy sam. ^^) No cóż. Bardzo mi się spodobało. Czytam dalej. Pozdrawiam! :*
OdpowiedzUsuńJestem. Nareszcie. Długo nie mogłam się zabrać za to opowiadanie z wielu względów. Po pierwsze dlatego, że myślałam, iż to jest druga część "Zakochanego Fana" Twojego autorstwa. (Jeśli pomyliłam tytuły, to przepraszam, ale chyba wiesz, o którą Twoją historię mi chodzi.) Po drugie dlatego, że już kiedyś czytałam jedno Twoje opowiadanie i bardzo mi się podobało ("Miłość z Las Vegas"), jednak gdzieś w pewnym momencie uciekło mi trochę życia i zabrało ze sobą chęci dalszej egzystencji, jak i dalszego bawienia się w FanFiction. Ale jestem. I zaczęłam czytać. ("Miłość z Las Vegas" też dokończę, ale nie wiem kiedy, bo tam jest trochę więcej do nadrobienia.)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam prolog i jestem pod wrażeniem. Kilka lat temu, kiedy byłam na bieżąco z inną Twoją historią, było widać, że masz na swoim koncie wiele opowiadań, dużo ćwiczysz swój styl, masz doświadczenie i wiesz, jak składać zdania, żeby miało to ręce i nogi i można było z zachwytem śledzić każdą linijkę tekstu. W tym prologu pokazałaś, że Twój warsztat pisarski jest na wysokim poziomie i jest o wiele lepiej niż myślałam.
Szczerze mówiąc, nie mogłam zrozumieć tego, jak wiele osób zachwyca się Twoimi opowiadaniami i może też dlatego nie mogłam się zebrać. (Z "Harrym Potterem" też tak miałam. Kiedy wszyscy czytali, ja nie chciałam, bo nie rozumiałam tego fenomenu. Potem przeczytałam, kiedy już wiele osób miało to za sobą i wtedy dotarło do mnie, co straciłam. I tutaj mam tak samo z Twoim opowiadaniem.) Pamiętam, jak kiedyś polecałaś mi "Trzy miesiące", ale rozdziałów było tak dużo, że trochę mnie to przerosło. Całe szczęście, że tutaj jest tylko 19, to nie zajmie mi to dużo czasu, chyba, że po drodze znowu nie znajdę chwili na czytanie.
Wracając jednak do samego prologu. Kurczę... Trzech bohaterów, zwykła sytuacja, a tyle emocji jest zawarte w tym wszystkim, że brakuje mi słów. Bardzo lubię, kiedy narracja jest w pierwszej osobie, bo łatwiej można się utożsamiać z bohaterem i muszę przyznać, że tutaj nie jest trudno. Ivette jest taka naturalna, tak wszystko przeżywa (pewnie później będzie mnie to irytować, bo nie lubię użalania się nad sobą na każdym korku), że pozostaje tylko wcielić się w jej rolę i wyobrażać sobie, jak to wszystko wyglądało. I serio, czułam to palące spojrzenie Toma, uścisk ochroniarza i słyszałam odpalanie zapalniczki... Magia.
Bardzo mi się podoba.
Obserwuję, czytam dalej i na bieżąco będę dodawać komentarze do każdego rozdziału, jak to mam w zwyczaju. :)