piątek, 30 grudnia 2011

Kartka nr 11. „W ogniu ramion Twoich spłonąć, w jeziorach oczu tonąć…”


 – Możemy stąd gdzieś iść? –  Zapytał w pewnej chwili. Byłam jeszcze nieco zamroczona, więc trochę potrwało zanim dotarł do mnie sens jego słów. Ja chyba już wiecznie będę w szoku… –  Nie powinien mnie nikt zobaczyć…
 – Tak...jasne. –  Zgodziłam się z nim bez namysłu i odetchnęłam głęboko. Znowu zapowiada się interesujący wieczór… z NIM. Nie mogę uwierzyć, że przyjechał specjalnie do mnie. Tylko po to, żeby się ze mną zobaczyć… że za mną tęsknił… jak to w ogóle możliwe? Ja wiem,  że ludzie za sobą tęsknią i to normalne… ale… on? Ja…?
 – Mam nadzieję, że nikt nie będzie zły, jak znikniesz z przyjęcia?
 – Nawet nie zauważą. –  Zapewniłam go z uśmiechem, a on chwycił moją dłoń po raz kolejny powodując, że zrobiło mi się gorąco. Muszę nad sobą panować. To zwyczajny gest… przesłodki… Poprowadził mnie do swojego samochodu. Znowu ten cudowny pojazd. Jednak właściciel znacznie cudowniejszy… nie ma wątpliwości. Otworzył mi drzwi jednocześnie puszczając moją rękę, co już było mniej przyjemne. Ale cóż… czasem sytuacje wymagają pewnych rzeczy. Chciałam usiąść tam gdzie zawsze, lecz okazało się, że to miejsce jest zajęte… przez uroczego, pluszowego misia.
 – Hm… wziąłeś ze sobą przyjaciela? –  Spojrzałam na niego z rozbawieniem, a ten zajrzał szybko do środka i wyciągnął pluszaka.
 – Zapomniałem o nim… a on też jest dla ciebie. –  Oświadczył znowu mnie zaskakując. Czy nie za dużo tego, jak na jeden wieczór? –  Jak go zobaczyłem pomyślałem o tobie… i po prostu musiałem go kupić. –  Podał mi misia, którego przyjęłam z wielkim zadowoleniem. Był słodki. Miś i Tom… obydwaj byli słodcy. Może ja się lepiej uszczypnę?
 – Dziękuję… –  Cmoknęłam go szybko w policzek i wsiadłam do samochodu, gdzie też mogłam spokojnie się zarumienić. Moja nieśmiałość kiedyś mnie wykończy… dlaczego czasem jestem w stanie robić bardzo odważne rzeczy i wszystko gra, a gdy zrobię coś zupełnie niewinnego to cała płonę ze wstydu? Gitarzysta zaraz dołączył do mnie i oboje zapięliśmy pasy. –  Dokąd jedziemy? –  Zapytałam ciekawa.
 – W pewne miejsce. –  Uśmiechnął się tajemniczo i tyle z zaspokojenia kobiecej ciekawości. Westchnęłam tylko zrezygnowana i usadowiłam się wygodnie na fotelu, a chłopak ruszył w nieznanym mi kierunku. Ufałam mu więc nie musiałam wiedzieć dokąd jedziemy. Poszłabym z nim na koniec świata z zamkniętymi oczami. –  Ślicznie wyglądasz w tej sukience. –  Odezwał się w pewnej chwili, gdy włączał radio.
 – Dziękuję. Cieszę się, że się podoba. –  Odparłam bawiąc się puszystym futerkiem swojego misia. Powoli zaczęłam sobie to wszystko układać w głowie i przyzwyczajać się do myśli, że nie jestem obojętna Tomowi. Udowodnił mi to już po raz kolejny. I w obecnej sytuacji… muszę się tym cieszyć i czerpać z tego jak najwięcej, jednocześnie dając wszystko, co mogę z siebie. Cokolwiek dalej nastąpi… jestem cholernie szczęśliwa i będę.
 – Myślisz, że oszalałem? –  Zapytał nie spuszczając wzroku z jezdni. Ja natomiast teraz bezkarnie mogłam się w niego wpatrywać.
 – To niewykluczone, skoro teraz jestem tu z tobą. –  Zaśmiałam się. Nie potrafiłam skrywać szczęścia, jakie mnie wypełniało. –  Może obydwoje oszaleliśmy… –  Dodałam odrobinę poważniej.
 – Ale podoba mi się to szaleństwo. Jeszcze nigdy nie było mi tak dobrze.
 – Ani mi… –  Przyznałam spoglądając przed siebie.

Skoro on otworzył się przede mną… ja mogłam otworzyć się przed nim. To był kolejny krok w naszej dziwnej, szalonej znajomości. Krok do szczęśliwości. I wielkich zmian.

Uśmiechnęłam się dostrzegając, że znajdujemy się w znajomym miejscu. To tu przyprowadziłam Toma, gdy pierwszy raz się spotkaliśmy. A właściwie to jakoś sami tu doszliśmy… On jest genialny. Nie mógł wybrać lepszego miejsca. I jak nie twierdzić, że jest idealny?
 – Dawno tu nie byłam. –  Stwierdziłam odpinając pasy. –  Nie wyłączaj. –  Zaprotestowałam widząc, jak dłoń chłopaka zmierza w kierunku radia, z którego wydobywała się przyjemna muzyka. W tej samej chwili wpadł mi do głowy pewien pomysł. –  Daj głośniej i zatańcz ze mną. –  Poleciłam po czym rzucając w niego miśkiem wyskoczyłam z pojazdu podbiegając do bariery mostu, gdzie na niego czekałam. Spełnił moją prośbę i pogłośnił muzykę następnie wysiadając i dołączając do mnie. –  Chodź… –  Wyciągnęłam do niego rękę chcąc z nim zatańczyć. Nieważne, że nie ma tu odpowiednich warunków…
 – Nie… to chyba nie jest najlepszy pomysł… –  Mruknął niepewnie, a ja i tak chwyciłam go za rękę i pociągnęłam na środek mostu. – Ivy…
 – Nie odmawiaj mi, mam dziś urodziny. –  Użyłam niepodważalnego argumentu licząc na to, iż sobie odpuści. –  Nikt nas nie zobaczy przecież… –  Dodałam chcąc go zachęcić.
 – Ale ja nie umiem tańczyć…
 – Przestań, każdy umie. –  Zaśmiałam się i złapałam jego obie ręce splatając je ze swoimi. –  Tutaj możesz robić, co chcesz… w tym miejscu jesteś wolny. –  Spojrzałam mu w oczy. Chyba pierwszy raz poczułam się przy nim, aż tak swobodnie. I wiedziałam, co mówię. Te słowa miały w sobie magię. I były prawdziwe. –  Teraz… –  Szepnęłam słysząc wydobywającą się z samochodu piosenkę. Nie znałam jej, nigdy wcześniej nie słyszałam, ale wiedziałam, że jest idealna. Jest właśnie dla nas i właśnie na teraz. Zaczęłam się powoli poruszać łapiąc odpowiedni rytm starając się jednocześnie zmotywować Gitarzystę, który póki co wpatrywał się we mnie z uwagą. To też jest przyjemne, ale teraz chciałam czegoś innego. Minęła dobra chwila zanim się przełamał i do mnie dołączył, ale najważniejsze, że się udało. Po raz kolejny mnie uszczęśliwił. I gdy zrobił tylko pierwszy krok potem wszystko zaczęło dziać się swoim tempem i na swój sposób. Tańczyliśmy. A razem z nami tańczył wiatr i tańczyły nasze serca… co chwilę tonęłam w czekoladzie jego tęczówek, którymi mnie pochłaniał. Wczuliśmy się w taniec nie zważając nawet na krople deszczu, które nas zaskoczyły.
Zaśmiałam się, gdy Tom okręcił mnie dookoła, a materiał mojej sukienki uniósł się do góry ukazując moje nogi. Nie czułam nawet chłodu, który powodował wiatr i zimny deszcz. Nawet nagła zmiana pogody nie była w stanie zepsuć mojego szczęścia.
 – Czuję się jak w romantycznej komedii. –  Podsumował przyciągając mnie w pewnej chwili do siebie tak, że prawie zetknęłam się z jego nosem. A właściwie moje czoło z jego nosem, gdyż nie jestem zbyt wysoka… –  A ty jesteś cała przemoczona.
 – A ty też. –  Parsknęłam śmiechem w czym mi zaraz zawtórował. –  I co teraz? –  Zapytałam poważniejąc i wlepiłam w niego swoje spojrzenie.
 – Chyba mam pewne rozwiązanie. –  Skwitował po chwili namysłu i chwycił mnie za rękę. Zaczynało coraz mocniej padać, więc już właściwie pobiegliśmy do samochodu z ulgą zajmując swoje stałe miejsca. –  Okryj się tym. –  Sięgnął do tyłu i podał mi bluzę, która zapewne należała do niego. Nie miałam zamiaru się sprzeciwiać. Z przyjemnością ją przyjęłam i nakryłam się czując zaraz przyjemne ciepło i zapach… który doskonale był mi znany. Chłopak ściszył muzykę i ruszył zapinając wcześniej pasy. Uśmiechnęłam się cała promieniejąc. Znowu nie wiedziałam, co wymyślił… ale nie miało to przecież znaczenia. Miałam tylko nadzieję, że nie odwozi mnie do domu… jeszcze jest mi mało. –  Zimno ci? –  Zapytał zerkając w moją stronę, zaprzeczyłam kręcąc głową. Właściwie to mi gorąco… jak zawsze przy nim. –  Na szczęście to niedaleko. Mam nadzieję, że się nie rozchorujesz…
 – Nic mi nie będzie… zresztą ja mogę być chora, a ty?
 – A ja nigdy nie choruję. –  Puścił mi oczko i zaparkował pod jakimś nieznanym mi budynkiem. Nie wygląda to na  hotel… –  Jesteśmy na miejscu.
 – To znaczy?
 – Mam tu mieszkanie. –  Wyjaśnił zaskakując mnie. Naprawdę przywiózł mnie do swojego mieszkania…? Ja chyba śnię… o matko. Naprawdę mam dzisiaj za dużo wrażeń… jak ja mam to wszystko ogarnąć? I jak mam żyć z tym szczęściem? Jeszcze nigdy nie miałam go, aż tyle! –  Chodź, wysuszymy się. –  Uśmiechnął się po czym wysiedliśmy z samochodu kierując się do eleganckiego apartamentowca. Nie mogłam się spodziewać niczego innego… Dziwnie się poczułam będąc w takim miejscu. Wszystko wręcz błyszczało… nawet w hotelu tak nie było. Nie miałam czasu zbytnio się rozglądać, bo zaraz wsiedliśmy do windy. Zdziwiłam się, że Tom wcisną cyferkę z numerem jeden. Chyba można było iść schodami… ale chociaż dotarliśmy szybko i bezpiecznie.
 – Szczęśliwa siódemka? –  Uśmiechnęłam się zauważając cyfrę na drzwiach, które otwierał.
 – Mam nadzieję. –  Odwzajemnił uśmiech i zaprosił mnie do środka gestem ręki. Zaświecił światło i zamknął za nami drzwi. –  Mieszkam tu z bratem, ale jego chwilowo nie ma… więc możesz czuć się swobodnie. –  Rzekł prowadząc mnie przez przedpokój. –  Wybacz za bałagan… nie mam kiedy tego wszystkiego ogarnąć, a nie wpuszczamy tu sprzątaczek…
 – Dosyć czysto, jak na „bałagan”. –  Skomentowałam rozglądając się po dużym salonie. On chyba nie widział bałaganu…
 – No może tutaj… w mojej sypialni jest gorzej. –  Wyszczerzył się powodując u mnie śmiech. –  Właśnie… muszę tam iść po jakieś suche rzeczy. Tylko, co ja ci tam znajdę? –  Zmierzył mnie swoim spojrzeniem. Może ma miarę w oczach i już zna moje rozmiary? –  Hm… o… z tego co pamiętam moje bokserki nie spadały ci z… pupci. –  Myślałam, że padnę słysząc jego jakże subtelne określenie na pewną część mojego ciała. On mnie czasem rozbraja… –  Zaraz wrócę, rozgość się. –  Polecił i zniknął gdzieś w przedpokoju… drugim przedpokoju. To mieszkanie rozmiarami przypomina mi dom. Taki mały domek jednorodzinny… Nie wiedząc co ze sobą zrobić usiadłam na kanapie oczekując niecierpliwie jego powrotu. I zjawił się po kilku minutach z ręcznikami i ubraniami w ręku. –  Możesz wziąć prysznic jeśli chcesz, zrobi ci się cieplej. –  Zaproponował podając mi duży, puszysty ręcznik oraz swoją koszulkę i bokserki.
 – W sumie… czemu nie. –  Wzruszyłam ramionami wstając z miejsca. –  Gdzie masz łazienkę? –  Uniosłam brwi rozglądając się na wszystkie strony.
 – Pierwsze drzwi po lewej.
 – Nie zgubię się? –  Zażartowałam starając się odnaleźć właściwe drzwi. –  Jest. To ja zaraz wracam.
 – Nie spiesz się. –  Posłał mi uśmiech, a ja zniknęłam w pomieszczeniu. Instynktownie nie zamknęłam się na klucz. Po pierwsze jestem pewna, że nikt mi tu nie wejdzie… a po drugie jestem strasznie uczulona. Boję się, że coś może się stać i ktoś jednak będzie musiał wkroczyć do łazienki. Mam taki odchył… mały…
Nie chciałam zbytnio się rozglądać, bo w końcu to tylko łazienka. Może była ładniejsza i bogatsza od mojej, ale co z tego… trzeba szanować cudzą prywatność o. Powiesiłam ręcznik na wieszaku, a ubrania położyłam na wolnej półce, która być może służyła właśnie do tego. Zdjęłam z siebie mokrą sukienkę i buty, których wcześniej nie raczyłam ściągnąć… jestem okropna. Mam nadzieję, że mu nie nabrudziłam… Pozbyłam się także bielizny i weszłam do kabiny zasuwając za sobą chropowate szybki. Odkręciłam wodę i uregulowałam ją do odpowiedniej temperatury… Westchnęłam z zadowoleniem czując, jak przyjemne ciepło rozchodzi się po moim ciele… Od razu lepiej. Stałam tak pod strumieniem przez dłuższą chwilą relaksując się w najlepsze. On musi mieć tu wyjątkową wodę… chyba mi już na mózg pada? Ja naprawdę świruję… i to przez niego…Oszalałam, oszalałam.
Zaczęłam śmiać się pod nosem sama z siebie i pokręciłam z politowaniem głową dla własnej głupoty. I co on we mnie widzi? Chyba nie to, co ja w sobie… więc może coś we mnie jest? Odwróciłam się w przeciwną stronę i w tej samej chwili podskoczyłam przerażona wydobywając z siebie niekontrolowany pisk, odskoczyłam do tyłu uderzając o specjalną półkę na której stały jakieś kosmetyki… Nie wierzę!
 – Ivy, wszystko w porządku? –  Usłyszałam niewyraźny głos dochodzący zza drzwi. Chciałam krzyczeć „pomocy”, ale strach mnie sparaliżował. Zresztą! Opamiętaj się kobieto! –  Ivy?!
 – Tu jest pająk! –  Zapiszczałam niemalże wchodząc w ścianę… no i brawo. Dorosła kobieta, która boi się małego, czarnego, ohydnego, zwisającego pająka…. Ale on na pewno mnie zje!

poniedziałek, 12 grudnia 2011

Kartka nr 10. „Przypływ uczuć, krótka chwila, starczy mi by mócoddychać…”

Dzień moich urodzin okazał się być bardzo ciężki i szokujący. Z samego rana dostałam smsa, który na nowo przewrócił mój świat, który udało mi się odrobinę ułożyć podczas tych dwóch tygodni. Przez godzinę gapiłam się w wyświetlacz telefonu czytając w kółko podpis nadawcy.  Nie wierzyłam.

 – Wszystkiego najlepszego. Tom. –  Przeczytałam na głos. Miałam wrażenie, że ktoś robi sobie głupie żarty… tylko kto i dlaczego? Naprawdę był czas, kiedy o nim nie myślałam. A dziś? Wszystko wróciło i to z tak wielką siłą… mam dreszcze na samą myśl o nim. Ale to niemożliwe, aby ta wiadomość była od niego. On nie wie, kiedy mam urodziny. Nie podałam mu konkretnej daty! Poza tym nie odzywał się dwa tygodnie i nagle wysłałby sms?! Jakaś bzdura. Zresztą nie tylko on ma na imię Tom na tym świecie. Ogarnij się dziewczyno! Odetchnęłam głęboko i odłożyłam telefon uspakajając się. Miałam mętlik w głowie jednak nie będę się tym przejmować. Takie rzeczy się po prostu nie dzieją. Dziś jest mój dzień i nie zmarnuję go na głupie przemyślenia. Muszę o nim zapomnieć.
 – Ivette! Ty jeszcze w łóżku? –  Do mojego pokoju wtargnął brat od razu rzucając się na mnie niczym zwierz. Nie zdążyłam nawet zareagować, jak zaczął mnie łaskotać swoimi łapskami… –  Pierwsze łaskotki w wieku osiemnastu lat!
 – Phil! –  Pisnęłam próbując go z siebie zrzucić jednak z marnym efektem. Był silniejszy… –  Przestań! Jestem na to za stara! –  Zaczęłam protestować poprzez śmiech.
 – Oj tam za stara… pff… łaskotki będziesz mieć zawsze. –  Wytknął mi język i w końcu zlazł ze mnie. –  Wstawaj, robota czeka. –  Wyszczerzył się zadowolony. –  Nie będę wszystkiego sam robił przecież, a do wieczora coraz mniej czasu.
 – Wiem… już wstaję. Daj mi odetchnąć. –  Mruknęłam próbując uspokoić swój oddech. Najpierw mnie męczy, a potem żąda, abym wstawała. Bezczelność…
 – I obiecaj mi coś. –  Spojrzał na mnie poważnie, jak rzadko kiedyś, a ja nastawiłam uszu skupiając się. –  Będziesz się dzisiaj bawić, jak nigdy. I będziesz najszczęśliwsza na świecie. –  Oznajmił, co przeanalizowałam w swojej głowie bardzo dokładnie.
 – Obiecuję, że tak będzie. –  Odparłam po chwili zastanowienia, na co uśmiechnął się zadowolony.
 – Doskonale. To teraz się ogarnij i zapraszam do salonu! –  Rzucił przez ramię i opuścił mój pokój pozostawiając mnie znowu samą z własnymi myślami. Czy ja na pewno mogę dotrzymać obietnicy? Być może… o ile przestanę myśleć o Tomie.

Zawsze najtrudniej jest osiągnąć, to czego najbardziej się chce. Tak samo zawsze było z nie myśleniem… szczególnie o nim. Jednak nie wiedziałam, że to jest zupełnie zbędne. Obietnica właściwie sama się dotrzymała… W prawdzie nie bawiłam się świetnie i nie byłam szczęśliwa od samego początku imprezy… ale po jakimś czasie to się zmieniło. W czasie zabawy były tylko chwile, kiedy się cieszyłam. Tylko, że one szybko przemijały…
Ten dzień miał być wyjątkowym. Niezapomnianym. Miałam w końcu stać się niezależna… zacząć decydować sama o sobie nie zważając na zdanie matki, która nigdy mnie nie rozumiała. Ten dzień miał odmienić moje życie. Na lepsze. I tak właśnie było. Odmienił moje życie i stał się wyjątkowym. To były najdłuższe urodziny w moim życiu. Najdłuższe i najpiękniejsze. Po raz kolejny spełniły się moje marzenia, o których nawet nie miałam pojęcia. To co się działo nie śniło mi się w najśmielszych snach. Ale od tego dnia… byłam już pewna, że nic więcej nie będzie w stanie mnie zaskoczyć.

 – Twoje zdrowie piękna. –  Usłyszałam koło siebie znajomy głos. Oczywiście impreza nie zdążyła się jeszcze dobrze rozkręcić, a już większość osób płci męskiej była nieźle wstawiona. W tym także mój znajomy ze szkoły, który chyba zapomniał, że za mną nie przepada. Jaka szkoda… Odwróciłam się w jego kierunku ze słodkim uśmieszkiem. Nawet sobie nie wyobraża, jak żałośnie wygląda… ja też nigdy nie pałałam do niego sympatią. –  Może z okazji twojego wejścia w dorosłość zrobimy coś dorosłego, a zarazem szalonego? –  Poruszał brwiami, co wywołało u mnie wybuch śmiechu. Nie chcę wiedzieć, co on ma na myśli, ale jest cholernie zabawny.
 – Razem? –  Zapytałam siląc się na naturalny głos. Miałam się w końcu dobrze bawić… nikt nie powiedział, że cudzym kosztem jest zabronione. W końcu to moje urodziny i moja impreza!
 – No oczywiście. Mogę ci dać taki osobisty prezent. –  Odparł z tajemniczym uśmiechem.
 – A wiesz chociaż, jak mam na imię? –  Zmarszczyłam czoło przyglądając mu się z zaciekawieniem. Od razu się zmieszał i chyba bardzo wysilał mózg, co wywnioskowałam po jego minie. To bardzo skomplikowane pytanie… dla każdego faceta.
 – Oh, jakie znaczenie mają imiona? Ja mogę mówić na ciebie piękna! I też się dogadamy. Chodź zatańczymy… –  Chwycił mnie za rękę ciągnąc na środek. W pierwszej chwili chciałam mu się wyrwać, ale zmieniłam zdanie. W końcu nic się nie stanie jeśli z nim zatańczę… a miałam dobrze się bawić. Poza tym nie mogę ograniczać swoich kontaktów. Może się okaże, że ten cymbał od jutra będzie za mną szalał i będzie na każde skinienie mojego palca? Warto czasem się poświęcić. Przecisnęliśmy się przez tłum znajomych… i nieznajomych właściwie też… po czym chłopak porwał mnie do tańca. Warto dodać, że dzikiego. Ledwo za nim nadążałam, a jego ruchy sprawiały, że chciało mi się śmiać… W pewnym momencie jednak znacznie zwolnił do czego zmusiła go chyba piosenka, którą ktoś zmienił. Przyciągnął mnie gwałtownie do siebie z taką siłą, że ledwo uniknęłam zderzenia z jego czołem. Śmiechu warte… Co za facet! Starałam się jednak zachowywać powagę, aby go nie urazić. No przecież bardzo miły jest… –  Śliczna kiecka. Zerwałbym ją z ciebie. –  Wychrypiał mi do ucha, a ja parsknęłam jedynie śmiechem. Już wiedziałam, że ten chłopak nie jest dla mnie. Nie wzbudzał we mnie żadnych uczuć poza rozbawieniem.
 – Nie radzę, była droga. –  Ostrzegłam znacznie poważniejąc.
 – Odkupię. –  Rzekł bez wahania, a ja poczułam jak zsuwa ręce na mój tyłek. –  Nie żartowałem z tym szaleństwem. Mogę być tylko twój. –  Dodał zbliżając się do mnie, tym razem musiałam zareagować. Od razu położyłam dłonie na jego klatce delikatnie go od siebie odsuwając. Co za dużo to nie zdrowo.
 – To miło, ale nie jestem zainteresowana Derec. –  Zakomunikowałam udając, że mi bardzo przykro z tego powodu i zrzucając z siebie jego ręce wycofałam się znikając mu zaraz z pola widzenia. Stał tam zapewne jeszcze długo zszokowany, że odważyłam się mu odmówić… Jakoś nie żałuję. Nie specjalnie interesują mnie jednonocne przygody. Skierowałam się do wyjścia, gdyż czułam, że muszę odetchnąć świeżym powietrzem.
Kiedy tylko wyszłam na zewnątrz zaczęłam się śmiać pod nosem. Na szczęście wszyscy bawili się w środku, albo z tyłu domu i nikt mnie nie widział więc mogłam spokojnie dać upust emocją. Właściwie nie mam zbyt często do czynienia z facetami… ale nie sądziłam nawet, że potrafią być, aż tak żałośni i śmieszni. Dobrze, że za dużo nie wypiłam bo jeszcze zrobiłabym coś idiotycznego.
Przeszłam się kawałek, a mianowicie do furtki i z powrotem… dobre i tyle. Nie powinnam chyba zostawiać gości na swoich urodzinach, ale trzeba czasem chwilę odetchnąć od tego gwaru. A tutaj jest tak fajnie. Ciemno i widać gwiazdy i słychać wszelkie odgłosy natury pomijając dźwięki dochodzące z ogrodu… Naprawdę jest fajnie.
 – Co tu robisz? Chodź do nas! –  Zza domu wyjawił się nagle Phil z uwieszoną na swojej szyi Ashlee. Matko, dzisiaj chyba wszyscy chcą, abym pękła ze śmiechu. –  Zaraz odpalimy fajerwerki! –  Zawołał podekscytowany i zniknął wraz z dziewczyną. Zaśmiałam się pod nosem i ruszyłam powoli w ich stronę, co nie było prostym zadaniem, gdyż z trudem poruszałam się po trawniku w wysokich butach…
 – Ej…e...dziewczyno?… Hej! –  Drgnęłam lekko przestraszona słysząc znienacka za sobą czyjś głos. Myślałam, że zawału dostanę. Jak można tak straszyć ludzi!? – Aniele… zaczekaj. –  Co? Jaki znowu anioł… czy ci faceci dzisiaj powariowali? Pokręciłam z dezaprobatą głową i odwróciłam się słysząc za sobą kroki. –  Bo właściwie nie wiem, jak masz na imię. –  Ujrzałam przed sobą znajomą twarz i oniemiałam. Niech mnie ktoś trzyma… niech mnie ktoś uszczypnie! Co jest do cholery!? –  Dopiero teraz udało mi się wyrwać… przepraszam za tego smsa, nie mogłem zadzwonić. A teraz w ogóle telefon mi się rozładował, wracam prosto z nagrania i nie miałem jak cię uprzedzić… ale musiałem przyjechać. Znowu czuję się jak idiota. –  Zaczął mówić, jak nakręcony i dopiero teraz dotarło do mnie, że on naprawdę przede mną stoi. I poznałam ten głos… i ten uśmiech… i te oczy… Cholera jasna! –  Chciałem… i musiałem osobiście złożyć ci życzenia… no i dać prezent… gdzie ja go mam… –  Zaczął przeszukiwać nerwowo swoje kieszenie, a ja nadal stałam jak kołek gapiąc się na niego jakby spadł z księżyca. To jakiś sen… znowu?! –  Jest! –  Wyciągnął jakieś niewielkie pudełeczko. –  Wszystkiego najlepszego. –  Uśmiechnął się ślicznie podając mi je. Zamrugałam powiekami nadal będąc w szoku. Tom Kaulitz przed moim domem wręcza mi prezent! – A czemu tak zbladłaś…?
 – Skąd… skąd ty się tu wziąłeś…? –  Wykrztusiłam nie mogąc wyjść z szoku. Nieważne, że przed chwilą, co mi się tłumaczył.
 – Wiem, że to dziwne… no, ale w sumie to też normalne? Chciałem osobiście złożyć ci życzenia i wręczyć prezent… po prostu się z tobą zobaczyć… –  Odparł zagryzając nerwowo dolną wargę. Czy on wie jakie to… seksowne?! Muszę się uspokoić.
 – Tak… to bardzo dziwne, a zarazem normalne… –  Pokiwałam głową zgadzając się z nim, lecz nadal nie mogłam ogarnąć tej sytuacji. Dobrze, że jesteśmy na dworze… przynajmniej mam dostęp do chłodnego powietrza, które nieco mnie orzeźwia. Muszę się wziąć w garść. –  Naprawdę mnie zaskoczyłeś. –  Uniosłam na niego swoje spojrzenie. Znowu mogę patrzeć w jego czekoladowe oczka… czuć na sobie jego tęczówki. Mogłabym się rozpłakać ze szczęścia…
 – Wiem… ale mam nadzieję, że pozytywnie.
 – No oczywiście, że tak. –  Potwierdziłam bez wahania jednocześnie się trochę rozluźniając. Pierwszy szok minął.
 – To cieszę się. A prezent przyjmiesz? –  Wskazał na swoją rękę. Dopiero teraz zorientowałam się, że ciągle trzyma ją wyciągniętą w moim kierunku. Ależ jestem głupia!
 – Dziękuję, nie musiałeś. Samo to, że tu jesteś jest wielkim prezentem. –  Stwierdziłam, co było zgodne z prawdą. Teraz nie potrzebowałam już naprawdę nic. Wzięłam od niego pudełeczko i od razu je otworzyłam ciekawa, co w nim znajdę. –  Jakie ładne… –  Założę się, że oczy mi zabłysły z zachwytu, gdy wyjęłam srebrny łańcuszek ze słodkim aniołkiem. Ale ten aniołek nie był zwyczajny, ten aniołek miał gitarę!
 – Podoba ci się?
 – Jest śliczny! Dziękuję! –  Nie mogłam opanować swojej radości, a tak naprawdę tych wszystkich emocji, które pojawiły się wraz z nim i rzuciłam mu się na szyję całując go w policzek. Zrobiło mi się trochę głupio, gdy już dotarło do mnie, co zrobiłam… jednak to szybko minęło. Czuję się szczęśliwa. Najszczęśliwsza.
 – Na nową drogę życia, żeby była bezpieczniejsza. –  Uśmiechnął się ciepło i wziął ode mnie prezent, aby zapiąć mi go na szyi. Czułam dreszcze na całym ciele, gdy odgarniał moje włosy, a potem musnął palcami skórę… –  Tęskniłem za tobą… –  Szepnął niespodziewanie, a moje serce zabiło sto razy mocniej niż zwykle. Odwróciłam się w jego stronę lekko speszona. –  To jest totalnie dziwne… nawet nie wiem, jak masz na imię, a i tak… wypełniasz moją głowę i kompletnie nie wiem, o co chodzi. Po prostu chciałbym cię widzieć… słyszeć… i odchodzę od zmysłów, bo nie mogę. Tyle razy próbowałem się wyrwać z pracy… i zawsze ktoś mnie zatrzymał. –  Wyrzucił z siebie z żalem w głosie. I kolejny szok. Czy los sobie ze mnie żartuje? Jeśli tak, to wcale mnie to nie śmieszy… –  Aż do dziś. –  Na jego twarz wpłynął delikatny uśmiech, który mnie rozczulił. Mam ochotę go pocałować. Tak, jak jeszcze nigdy… pragnę jego ust. Jeżeli to nie jest sen… a on naprawdę to wszystko do mnie mówi… Właściwie, co mi stoi na przeszkodzie? Nic. Miałam się dobrze bawić i miałam być szczęśliwa… więc będę.
Stanęłam na palcach i wpiłam się w jego usta bez opamiętania. Nie odtrącił mnie, więc poczułam się znacznie pewniej. Objęłam rękoma jego kark i nie przestawałam. Odwzajemniał pocałunki zupełnie tak, jakby równie mocno ich pragnął. Ułożył dłonie na moich biodrach zmniejszając odległość między nami jeszcze bardziej. Czy może być jeszcze lepiej?
 – Ivette. –  Oderwałam się od niego spoglądając mu prosto w oczy. Oddychaliśmy szybko patrząc cały czas na siebie. –  Ja też tęskniłam…

Sen… z tobą mam sen.
Czekam na każdą noc, by móc utulić ciebie…
na zawsze my, jawa i sny.
(Volver –  Z tobą mam sen)

sobota, 26 listopada 2011

Kartka nr 9. „I can fly, but I want his wings…”

Pierwszy tydzień był prawdziwą udręką. Czas nagle zaczął się niemiłosiernie dłużyć… a moje myśli przepełniał jeden mężczyzna i wszystkie chwile, które z nim spędziłam. Odcinałam się coraz bardziej od otaczającej mnie rzeczywistości. Szczególnie w domu. Matka już totalnie zatraciła się w swoim alkoholowym świecie… więc i ja zamknęłam się w swojej wyobraźni. Tam byłam szczęśliwa. Tam byłam z Tomem… tęskniłam za nim. Każdego dnia. Aż w końcu powiedziałam sobie dość… wbiłam sobie do głowy, że przecież już więcej go nie zobaczę więc nie mogę ciągle nim żyć. Nie mogę się zatracić. Nie mogę popaść w obsesję… to stawało się po prostu niebezpieczne. Zmusiłam się do normalnego życia.
 – Czerwona! Spójrz tylko na nią! –  Ashlee niemalże się trzęsła na widok pięknej, krwistoczerwonej sukienki wiszącej na manekinie. Jak dla mnie za bardzo rzuca się w oczy i nie pasuje do okazji. –  Jest boska i twój rozmiar!
 – Ash… wolę ciemniejsze kolory. –  Mruknęłam rozglądając się po sklepie, aż dojrzałam cudowną czerń, która się wręcz prosiła, aby do niej podejść i ją obmacać zarówno dłońmi jak i wzrokiem. –  Ta jest świetna. –  Rzuciłam do przyjaciółki i ruszyłam w stronę sukienki, która zaraz znalazła się w moich rękach. Nie jest zbyt elegancka, ale też nie za skromna. Po prostu w sam raz. I uważam, że świetnie do mnie pasuje. Cekinowe zdobienia dodają jej uroku, a że są w odpowiednich miejscach i wzorach nie będą mnie przyćmiewać.
 – Oj… ale czarna? To nie pogrzeb. –  Jęknęła zawiedziona, lecz i tak dobrze wie, że nie ma szans, abym zmieniła zdanie. Potrafię być uparta.
 – Lepiej znajdź jakieś buty. Tylko, żebym się w nich nie zabiła! A ja skoczę ją przymierzyć. –  Oznajmiłam i czym prędzej udałam się do wolnej przymierzalni, gdzie też włożyłam na siebie upatrzoną sukienkę. Leżała idealnie, zupełnie jakby była szyta właśnie na mnie. Cała szczęśliwa wyszłam prezentując się Ashlee.
 – No… łał… rzeczywiście dobra. –  Skomentowała lustrując mnie uważnie swoim spojrzeniem. –  Dobra masz oko. –  Przyznała szczerząc się do mnie. –  Ale zobacz te buty. –  Wręczyła mi parę pantofli na wysokim obcasie. Z pewnością nie połamię sobie nóg… Westchnęłam tylko głęboko i posłusznie wsunęłam na stopy buty, które pasowały zarówno rozmiarem jak i do sukienki. –  Więc mamy komplet. –  Ucieszyła się. –  Powalisz wszystkich. Jeszcze tylko fryzura.
 – Raz w życiu…
 – I może w końcu pozwolisz jakiemuś fajnemu chłopakowi…
 – Nawet nie kończ. –  Przerwałam jej gromiąc ją spojrzeniem. –  Nie jestem gotowa na związek. Nie mam do tego głowy.
 – Oj, ale kto tu mówi o związku. –  Poruszała wymownie brwiami, na co parsknęłam śmiechem. –  No co… chcesz trzymać cnotę do ślubu?
 – A kto powiedział, że… –  Urwałam zdając sobie sprawę, że brnę odrobinę za daleko. Chyba się zapomniałam. Nie mogę przecież jej powiedzieć. Poza tym miałam o tym nie myśleć! –  A ty też? –  Postanowiłam więc odwrócić kota ogonem zważywszy na fakt, iż ona sama nie ma pierwszego razu za sobą.
 – A ja… ja właśnie mam już plany. –  Odparła z nutką tajemniczości w głosie zaskakując mnie. –  Tylko nie wiem, czy powinnam ci o tym mówić… –  Dodała niepewnie.
 – Ale czemu nie ?
 – Bo… wiesz… to twój brat w końcu. –  Zagryzła wargę spoglądając na mnie niewinnie, a ja prawie zakrztusiłam się powietrzem. Już dawno nie byłam w takim szoku… chyba odkąd… odkąd… Tom…
 – Że niby wy…?
 – Przeszkadza ci to? –  Zapytała wyraźnie się niepokojąc. A ja po prostu nic nie rozumiem… nie zauważyłam, aby ich związek jakoś wyraźnie się rozwiną. Nie spodziewałam się czegoś takiego… a Phil? Przecież nie pisnął słówkiem.
 – Nie no co ty. Tylko… czy on o tym wie? –  Wypaliłam bez owijania.
 – No tak nie do końca… to znaczy kręcimy ze sobą… ale on wzbudza we mnie takie dziwne uczucia! No wiesz… –  Wyznała nie ukrywając wcale swojej ekscytacji. Dziwnie było mi słuchać o własnym bliźniaku… ale to chyba dobrze.
 – Wiem… –  Przyznałam uśmiechając się mimowolnie. Znowu… znowu to zrobiłam. Pomyślałam o nim… –  Cieszę się, że myślisz o nim na poważnie. Jemu naprawdę na tobie zależy.
 – I to jest najfajniejsze. W końcu jakiś normalny facet! –  Przewróciła teatralnie oczami. –  No, ale ty weź się przebierz i chodź do kasy. –  Kiwnęła na mnie głową patrząc na sukienkę, o której zupełnie zapomniałam.
 – A no tak… już. –  Mruknęłam i zniknęłam w przymierzalni szybko wracając do swoich ubrań, aby po chwili wyjść. Poszłyśmy od razu do kasy i zapłaciłam za swoje zakupy zadowolona opuszczając sklep. –  Jak dobrze, że urodziliśmy się z Philipem w maju. Mamy świetną pogodę. –  Stwierdziłam oddychając świeżym, ciepłym powietrzem.
 – Właśnie… czy jak kupię ci coś związanego z Tokio Hotel, to będzie zbyt skromny prezent? Bo z jednej strony wiem, jak ich uwielbiasz… no ale z drugiej to tylko jakiś tam zespół i chyba to słaby prezent.
 – Oj daj sobie spokój…
 – O Boże! A co ja mam kupić twojemu bratu!? –  Przerwała mi gwałtownie.
 – Ash, uspokój się. Myślisz, że czekamy tylko na prezenty? Naprawdę nam to zwisa. A już na pewno nie oczekujemy niczego od ciebie… uwierz, że Phil nawet by o tym nie pomyślał. Jest w tobie zauroczony po uszy i nie w głowie mu prezenty. –  Wyrecytowałam z przekonaniem jednocześnie wkopując własnego brata. No, ale skoro ona ma wobec niego takie plany, to chyba może już wiedzieć, jak bardzo podoba się mojemu bratu…?
 – W takim razie znajdę coś szczególnego, co będzie mu o mnie przypominało. –  Zachwyciła się własnym pomysłem. –  I tobie też. –  Dodała uśmiechając się szeroko.
 – Jak uważasz, ale wracajmy już. Padam z nóg… a urodziny nie zwalniają mnie ze szkolnych obowiązków, niestety. –  Skrzywiłam się na samą myśl o nauce i masie zadań domowych. Z każdym rokiem było tego coraz więcej i coraz trudniej… nie chcę nawet myśleć co będzie za rok. Muszę zdać maturę, co jest dla mnie nie lada wyzwaniem. Nie jestem wcale tempa… ale leniwa i nie mam też talentu do, co niektórych przedmiotów.
 – Oh wiem… ale już niewiele nam zostało. W końcu mamy maj, niedługo wakacje. –  Ashlee zawsze umiała na wszystko spojrzeć jak najbardziej pozytywnie. Dlatego też umiała dodać mi otuchy nawet w najgorszych sytuacjach. I za to między innymi ją kocham. Gdybym tylko mogła opowiedzieć jej o Tomie… i mogę. Ale… zawsze jest jakieś „ale”. To po prostu za bardzo skomplikowane i za trudne. Może kiedyś… gdy już naprawdę się z tym wszystkim oswoję i nie będzie wywierało to na mnie takich emocji. Bo na pewno kiedyś nadejdzie dzień, w którym będę się z tego śmiać…

Moje życie wyglądało zwyczajnie. Pomijając mały nałóg matki, który z czasem się nasilał… Miałam brata, najlepszą przyjaciółkę i znajomych. W szkole szło mi przeciętnie i taką samą byłam osobą. Nie wyróżniałam się z tłumu i nie widziałam w tym nic złego. Jednak mimo wszystko starałam się być sobą zawsze i wszędzie. Przy Tomie czułam, że mogę być jaka chcę. Że nic mnie nie ogranicza… że on jest w stanie przyjąć mnie taką jaka jestem bez żadnego „ale”. To było dla mnie dziwne… bo przecież on nie jest byle kim. Zawsze patrzyłam na niego z dystansem… oczywiście do czasu, aż osobiście go nie poznałam. Wtedy moje spojrzenie na niego się zmieniło, lecz także na cały świat… bo skoro mogłam poznać jego i dowiedzieć się jaki jest naprawdę, stwierdziłam, że z każdym tak jest. Dopóki kogoś nie poznasz może być dla ciebie egoistycznym, unoszącym się dumą dupkiem… a jak zamienisz z nim kilka słów przekonasz się, jak bardzo pozory mylą.
Nigdy nie wierzyłam mediom. Zawsze skupiałam się na swojej intuicji… może czasem nawet wyobraźni. I okazało się, że ani media, ani moja wyobraźnia się nie sprawdziły. Mój ideał okazał się być idealny pomimo wszelkich wad. Był jedyny w swoim rodzaju. Taki, jakiego go jeszcze nie znałam. Z jednej strony potrafił być niemiły, a z drugiej… nie spotkałam jeszcze nigdy nikogo milszego. Wszystko zależało od sytuacji. Uwielbiałam odkrywać jego nowe cechy. Z uśmiechem patrzyłam, jak się przede mną otwiera… czułam się taka wyjątkowa… Już na naszych pierwszych dwóch spotkaniach dowiedziałam się tak wiele… Na przykład tego, że potrafi zawrócić w głowie.
W mojej zawrócił. Wywalił mi świat do góry nogami, zniknął i zostawił samą z tym całym bałaganem… a ja musiałam stopniowo, powoli wszystko układać od nowa… nigdy nie miałam trudniejszego zadania. Nie wiedziałam, w którym miejscu umieścić przygodę z nim… czy może całkowicie się jej pozbyć? Nie chciałam tego. Nie chciałam zapominać. Czułam, że po prostu nie mogę. Że to znaczy dla mnie zbyt wiele, aby ot tak wymazać sobie z pamięci… i słusznie. Zachowanie tego głęboko w sercu okazało się być dobrą decyzją. A nawet najlepszą w moim życiu…

sobota, 19 listopada 2011

Kartka nr 8. „Zamknę oczy i… inny otwiera się świat.”

Zamknęłam za sobą drzwi i oparłam się o nie plecami zaciskając mocno powieki. Odetchnęłam głęboko starając się dojść do siebie. Czułam się rozdarta. Nie mogłam uwierzyć, w to wszystko i pogodzić się z tym, że to koniec. Że moje marzenia się spełniły i… i to już wszystko. Już nic więcej nie będzie. Więcej go nie spotkam. Chciałabym, żeby powiedział mi to w twarz. Tak po prostu. Żebym zapomniała. Żebym się nie łudziła. Dlaczego tego nie zrobił? Bo jest cholernie wrażliwym dupkiem? Nie jestem na niego zła… rozumiem go. Tylko… tak ciężko jest przyjąć do siebie rzeczywistość. Ja wcale nie chciałam budzić się z tego pięknego snu…
 – Ivette! –  Podskoczyłam otwierając szeroko oczy, gdy usłyszałam, jak ktoś krzyczy moje imię. Serce zaczęło mi walić ze strachu, kiedy ujrzałam przed sobą rozwścieczoną matkę. Cholera. I co ja jej teraz powiem. –  Chyba przedłużyła ci się droga do kubła. –  Zagrzmiała patrząc na mnie z mordem w oczach. Stałam jak głupia pod tymi drzwiami i nawet nie drgnęłam. Sparaliżował mnie strach. –  Gdzie byłaś do cholery!? Czy ty w ogóle słyszysz, co do ciebie mówię?!
 – Słyszę. –  Mruknęłam spuszczając głowę.
 – Masz szczęście, że wróciłaś bo mieli dzisiaj zacząć cię szukać. –  Syknęła nie spuszczając ze mnie swojego rozzłoszczonego wzroku. –  Myślisz, że ja nie mam co robić, tylko zastanawiać się, gdzie znikasz na całą noc?!
 – Przepraszam tak wyszło…
 – Tak wyszło? Ja się pytam gdzie byłaś do diabła! –  Miałam wrażenie, że zaraz się na mnie rzuci i mnie rozszarpie. Jeszcze nigdy jej takiej nie widziałam. I zwyczajnie mnie przerażała… –  Ogłuchłaś?!
 – U chłopaka! –  Warknęłam zupełnie tego nie kontrolując i ruszyłam z miejsca próbując ją wyminąć jednak powstrzymała mnie chwytając mocno za ramię. Syknęłam z bólu.
 – Co ty sobie w ogóle wyobrażasz gówniaro!?
 – Nic sobie nie wyobrażam. Puść mnie, znowu piłaś. –  Skrzywiłam się czując od niej woń alkoholu. Teraz to ona mnie wkurzyła. Naprawdę długo wytrzymała… I ona się czepia, że nie wróciłam na noc.
 – Nic ci do tego, co robiłam.
 – Ani tobie do tego, co ja robiłam! Jestem już dorosła i daj mi spokój. –  Wyrwałam się z jej uścisku i zwyczajnie uciekłam do swojego pokoju nie chcąc już dłużej, ani z nią dyskutować, ani na nią patrzeć. Czasem czuję coś okropnego. Że jej nienawidzę. Własnej matki… to coś strasznego. Wstydzę się tego uczucia…
Rzuciłam się na łóżko i przytuliłam do poduszki…
Gdy zamknęłam oczy czułam go obok siebie. Jego dotyk… usta na moim ciele. –  Tom… –  Szepnęłam mimowolnie unosząc powieki i wbiłam wzrok w plakat wiszący na ścianie. Chyba powinnam go zdjąć…

Bałam się, że podczas tych dwóch spotkań zdążyłam się w nim zakochać. Że zawładną moim sercem na dobre i już nigdy nie będę mogła być szczęśliwa. Bo tylko on mógł mi dać szczęście… Nie rozumiałam jeszcze swoich uczuć. Było zbyt wcześnie. Musiałam czekać, aż emocje opadną, a ja będę mogła zacząć racjonalnie myśleć. Miałam nadzieję, że będę umiała normalnie funkcjonować po tym wszystkim. Postanowiłam nikomu nie mówić o tej nocy. A przynajmniej nie za dokładnie…

 – Iv… –  Odwróciłam się słysząc, jak ktoś wchodzi do pokoju. Na szczęście nie była to moja matka. Zdążyłam przysnąć na kilka godzin… To Philip wrócił ze szkoły i zapewne będzie teraz o wszystko wypytywał. A ja nie mam siły… I skąd ją w sobie zebrać? –  Gdzie zniknęłaś na całą noc? –  Podszedł do mnie siadając na łóżku. Przynajmniej on potrafił mówić do mnie spokojnie, nawet jeśli robiłam coś złego, czy głupiego… –  Matka się wściekła… ja też nie wiedziałem, co się dzieje… nie wzięłaś nawet telefonu.
 – Bo nie planowałam tego… –  Mruknęłam podnosząc się do pozycji siedzącej. –  Wyszłam tylko wyrzucić śmieci… –  Spuściłam wzrok wzdychając cicho. Wspomnienia. I czym one teraz dla mnie będą?
 – Coś się stało? Ktoś cię skrzywdził? –  Od razu się zaniepokoił, a ja uśmiechnęłam się automatycznie pod nosem. Skrzywdził? Jeśli tak to nieświadomie… jeśli tak, to z mojej winy…
 – Nie… nikt mnie nie skrzywdził. –  Zaprzeczyłam zgodnie z prawdą. Bo jestem przekonana, że to prawda… –  Byłam z tym chłopakiem… o którym ci wczoraj wspominałam…
 – Myślałem, że więcej się nie spotkacie. –  Stwierdził marszcząc brwi. –  I co z nim? To coś poważnego? –  Zainteresował się. A ja nie wiedziałam, co mam mu właściwie powiedzieć. Że to była tylko taka przygoda, która właśnie dobiegła końca? On by tego nie zrozumiał. To mój brat, najważniejsza osoba w życiu… zdenerwowałby się.
 – Raczej nie… spędziliśmy tylko miło czas we dwoje i myślę, że to był ostatni raz. –  Odpowiedziałam nie wdając się w szczegóły. Jak mi się w ogóle udaje te wszystkie emocje i uczucia wcisnąć w jedno, durne i nic nie znaczące zdanie?
 – Ale chyba wolałabyś, aby było inaczej… –  Zauważył. Nie da się ukryć mojego podłego nastroju. Z jednej strony jestem szczęśliwa, że to wszystko się wydarzyło… a z drugiej tak strasznie mi żal, że to koniec…
 – Bo wiesz… wiesz, jak to jest, gdy widzisz w kimś wymarzonego chłopaka. To znaczy, w twoim przypadku to wymarzona dziewczyna…
 – Ale czemu więcej się nie spotkacie? Nie rozumiem tego. Skoro się sobie podobacie przecież możecie to kontynuować… –  Wtrącił. Dla niego to jest o wiele prostsze… nie wiem, jak on to robi. Nie ma dla niego rzeczy niemożliwych, nawet jeśli są najmniej realne… podziwiam go za to od zawsze. Tylko, że ja… ze mną jest zupełnie inaczej. Ja odsuwam się na bok, gdy wiem, że coś nie jest mi pisane… i w tym przypadku też tak jest. Tom jest owocem zakazanym.
 – Nie możemy Phil. To za bardzo skomplikowane… on jest trochę inny. To znaczy… ma ważną pracę, a zarazem pasję… nie ma czasu i nie wolno mu tak zwyczajnie się z kimś spotykać. No i poza tym ma dziewczynę. –  Wyjaśniłam na swój sposób nie zdradzając tożsamości mojego księcia.
 – To chamskie, że zawrócił ci w głowie mając laskę. –  Oburzył się. –  Musisz olać takiego typa. Nie jest ciebie wart.
 – Nie znasz go…
 – Wiem, ale skoro spotykał się z tobą mając dziewczynę… co to w ogóle ma być?
 – Bo tu chodzi o coś innego… w ogóle nie zrozumiesz. Nie mówmy o tym, to już nieważne. –  Zakończyłam stanowczo temat. Nie chciałam dłużej dyskutować, bo i tak nie mogłam powiedzieć całej prawdy, a nie chciałam się przez to z nim kłócić. Przecież wiadomo, że będę bronić Toma… –  Powiedz mi, co z Ashlee. –  Przypomniałam sobie o swojej przyjaciółce, którą wkopałam wczoraj w randkę z moim bratem. Jestem ciekawa jak im poszło…
 – No… wyszło całkiem fajnie. Nie była zła… nawet miała dobry nastrój i zaprosiłem ją na naszą osiemnastkę, zgodziła się od razu. –  Rzekł bardzo ogólnikowo. Czyżby miał coś do ukrycia, tak jak ja?
 – I to wszystko? –  Uniosłam brwi wpatrując się w niego uważnie. –  Nie umówiłeś się z nią na randkę?
 – Oj, to nie takie proste Iv… ona mnie onieśmiela!
 – O matko… Phil, to jak ty chcesz ją zdobyć? –  Wywróciłam oczami. Mój brat czasem mnie zadziwia. Nagle staje się nieśmiałym chłopcem… to zupełnie nie w jego stylu. To w moim stylu! To ja z nas dwojga jestem tą nieśmiałą i bardziej ograniczoną. On jest tym odważnym i gotowym na wszystko. A może los teraz postanowił zamienić nas rolami? Może dlatego spotkałam Toma…? Popadam już chyba w jakąś paranoję… co ja znowu wymyślam? To czysty przypadek… i tyle.
 – Bez pośpiechu. –  Skwitował po krótkiej chwili namysłu. –  To nie jest dziewczyna, którą można łatwo wyrwać. Zresztą sama wiesz, to twoja przyjaciółka. Dziewczyna z wyższej półki.
 – No dobra… w każdym razie trzymam kciuki. –  Poklepałam go po ramieniu dając do zrozumienia, że ma we mnie oparcie. Naprawdę chciałabym, aby był szczęśliwy. Jemu też się należy… ja już chyba swoje szczęście dostałam. W prawdzie już dobiegło końca… ale przecież na zawsze pozostanie we wspomnieniach. I właśnie powinnam się z tego cieszyć. Bo inni nie mieli takiej szansy. To właśnie ja ją dostałam… i wykorzystałam.
 – A… zapomniałbym. –  Drgnął lekko przez co za trzęsło się całe łóżko. –  Wyciągnąłem od matki pieniądze na kieckę dla ciebie. –  Wyszczerzył się podając mi blik banknotów. –  Powinno wystarczyć na coś wystrzałowego. W końcu osiemnastkę ma się raz w życiu!
 – Jesteś niemożliwy… –  Zaśmiałam się biorąc od niego pieniądze. –  Kupiłabym za to co najmniej dwie wystrzałowe kiecki.
 – O, to będziesz mieć jeszcze na buty i dodatki. –  Wzruszył ramionami. –  Ja się zajmę imprezą, a ty skup się na sobie. To będzie twój dzień siostrzyczko.
 – Nasz! –  Poprawiłam go stanowczo. –  Nasz dzień braciszku. I od tego dnia już wszystko, zawsze będzie dobrze. –  Zaznaczyłam pełna entuzjazmu. I musi tak właśnie być. Myślę, że jesteśmy w tej nielicznej grupie nastolatków, którzy wkraczają w dorosłość z odpowiednim poziomem dojrzałości.

Były jednak chwile w moim życiu, których nie wypełniał Tom. I wtedy uświadamiałam sobie… że nie tylko on jest najważniejszy. Że nie tylko bez niego nie mogłabym żyć. Tak naprawdę w moim życiu byli dwaj najważniejsi mężczyźni. I musiałam ich mieć… zawsze.

niedziela, 6 listopada 2011

Kartka nr 7. „Znów dzień zabiera Ciebie mi, nadzieję strąca w pustkę…”


Uchyliłam powieki czując na sobie nie tylko ciepłe promienie słońca, ale także czyjś natarczywy wzrok. Czyjś? Tom. Cholera… Od razu otworzyłam szerzej oczy zdając sobie sprawę, gdzie jestem i że to wszystko nie było snem. Podniosłam się do pozycji siedzącej opierając plecy o zimną ścianę i otuliłam szczelniej kołdrą swoje nagie ciało. Chłopak siedział naprzeciwko, w fotelu i patrzył w moim kierunku uśmiechając się przy tym w swój wyjątkowy sposób. Poczułam się nieco skrępowana. Uprawiałam z nim seks! Jak mogę się więc krępować teraz.
 – Cześć. –  Przywitał się. Chyba był w wyśmienitym humorze. Wyczułam to po jego minie i głosie… ciekawe dlaczego. Bo dostał, to czego chciał? Nie no bez przesady… za kogo ja się w ogóle mam.
 – Hej… –  Mruknęłam niepewnie i rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu swoich rzeczy, których jednak nie dostrzegłam. Cholera po raz kolejny…?
 – Zebrałem i poskładałem, można było się o to zabić. –  Oznajmił, zupełnie jakby czytał mi w myślach i wziął z krzesła moje ciuchy podając mi je.
 – Dzięki. Powinnam już iść… –  Stwierdziłam zapewne się rumieniąc. Matko… jak ja mogę się go krępować. Teraz?! Gdy już widział mnie nagą? I gdy mu się oddałam? Jestem dziwna. I to bardzo.
 – Może weźmiesz prysznic? –  Zaproponował, na co skinęłam głową przystając na to. Chętnie się odświeżę… tym bardziej, że czuję lekki dyskomfort między nogami. Dowód na to, że nie śniłam. –  I zjesz ze mną śniadanie?
 – Dobrze… w sumie kolejna godzina mnie już nie zbawi. –  Skwitowałam i włożyłam pod kołdrą swoje majtki cały czas uważając, aby kołdra przypadkiem się nie osunęła. Na górę założyłam tylko bluzę, którą zapięłam, aby zakryć nagie piersi i wygramoliłam się z pościeli. Dopiero teraz zauważyłam rozbawione spojrzenie Toma. –  Co?
 – Nic… słodka jesteś. –  Zaśmiał się i mogę się założyć, że znowu przyprawił mnie o rumieńce. Nic już nie powiedziałam tylko poszłam do łazienki nie chcąc bardziej się pogrążać w jego oczach. Czemu ja zawsze wszystko muszę spieprzyć…
 – A może chcesz świeżą bieliznę? –  Usłyszałam zza drzwi i otworzyłam je wyglądając z pomieszczenia, gdzie stał chłopak.
 – Masz tu damską bieliznę?
 – Niezupełnie… co powiesz na męskie, świeże bokserki? –  Wyszczerzył się ukazując swoje piękne zęby.
 – Może być. –  Zgodziłam się. Chyba wzięłabym każdy rodzaj bielizny byleby tylko było czyste. Naprawdę dziwnie się czułam.
 – Tylko staników nie posiadam. –  Podał mi dolną część bielizny z głupim uśmieszkiem, co zignorowałam i zniknęłam z powrotem za drzwiami, które zamknęłam mu przed nosem.  Zrzuciłam z siebie wszystko i szybko weszłam pod prysznic. Umyłam się dokładnie, choć właściwie chciałam, aby jego zapach i dotyk został jak najdłużej na moim ciele. Ale przecież nie będę chodzić brudna… Mam za to jego bokserki ha. Jeden plus.
Po kilku niedługich minutach wyszłam z kabiny wycierając się dokładnie hotelowym ręcznikiem. Włożyłam bokserki wraz ze swoją bluzą i z przykrością stwierdziłam, że nie mam się czym uczesać. Ale myślę, że Tom widział mnie już w gorszym stanie… Więc wróciłam do pokoju, gdzie też włożyłam dolną część od swojego cudownego dresu. Tom siedział na łóżku i przyglądał mi się. Chyba nigdy do tego nie przywyknę. –  Zamówiłem coś dobrego. –  Odezwał się mając na myśli nasze śniadanie oczywiście, które czekało już na stole.
 – Miło z twojej strony, że zaprosiłeś mnie na śniadanie.
 – Przecież to nic takiego. Jestem porządnym facetem, chyba nie myślałaś, że po wszystkim cię wyrzucę?
 – Nie. –  Zaśmiałam się i podeszłam do niego chcąc usiąść obok, lecz w tej samej chwili coś rzuciło mi się w oczy. Kołdra była akurat lekko odwinięta przez, co ukazywała kawałek prześcieradła, na którym dostrzegłam czerwoną plamę… efekt uboczny pierwszego razu? Jeszcze nigdy w życiu nie było mi tak głupio. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Odwróciłam szybko wzrok mając nadzieję, że Tom nic nie zauważy. Ale to było naiwne…
 – To normalne raczej… –  Uniósł na mnie swoje wyrozumiałe spojrzenie. Co z tego, że normalne… i tak czuję się jak idiotka i chcę zniknąć! A myślałam, że ukryję fakt, że jestem dziewicą… to znaczy byłam… –  Ej no, co jest? Przecież nic się nie stało, nie jesteśmy dziećmi. –  Chwycił mnie za rękę i pociągnął w swoją stronę, przez co wylądowałam na jego kolanach. Nieco mnie to zdezorientowało. –  Wiedziałem, że to twój pierwszy raz.
 – Skąd?
 – W windzie byłaś przerażona. A potem drżałaś… i widziałem to w twoich oczach. –  Wyjaśnił uśmiechając się do mnie ciepło. –  Trochę zaskoczyło mnie… że mimo to chcesz ze mną…
 – Nie jestem przecież dzieckiem. –  Wzruszyłam ramionami znacznie się rozluźniając. Zrobiło mi się trochę lepiej. On naprawdę jest niezwykły… ma podejście do kobiet, zdecydowanie. – Ale nie chciałam, żebyś wiedział… to dlatego byłeś taki?
 – Jaki?
 – Taki czuły i delikatny?
 – Nie wiem… przy tobie taki się staję… automatycznie. –  Odparł niezbyt głośno, jakby się tego bał. Przeszedł mnie dreszcz, gdy poczułam jego oddech na szyi i jeszcze jeden, gdy dotarły do mnie jego słowa… I nie, to nie sen. Czy w końcu to sobie uświadomiłam?
 – A twoja dziewczyna? –  Zapytałam przypominając sobie o pewnym, dość istotnym fakcie z jego życia jednocześnie zmieniając temat. Mimo wszystko na mało przyjemny.
 – Dziewczyna? –  Powtórzył zupełnie, jakby pierwsze słyszał, że ową posiada. Chyba nic się nie zmieniło? A może ja mam złe informacje? Szczerze mówiąc miałam nadzieję, że usłyszę od niego, iż nie ma żadnej innej… dlaczego jestem taka naiwna? Na jakim ja świecie żyję? – Ale… –  Przerwał zamyślając się na chwilę. –  Ona… tak na mnie nie działa. Przeszkadza ci, że jest…?
 – Jakby mi przeszkadzała, nie byłoby mnie tu. –  Powiedziałam z przekonaniem. I taka była prawda… miałam gdzieś jego dziewczynę. Liczyło się tylko to, że przeżyłam z Tomem najlepsze chwile swojego życia i jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie.  Nawet jeśli to był jednorazowy wyskok, nawet jeśli nic dla niego nie znaczył… nawet jeśli każe mi znikać ze swojego życia. Nie żałuję, ani jednej sekundy. Ani jednego słowa, ani czynu. Jestem potworem, że przyczyniłam się do jego zdrady..?
 – W takim razie siadajmy do stołu. Zjemy i odwiozę cię, mam nadzieję, że nie będziesz mieć przeze mnie problemów. –  Rzekł, jakby lekko zaniepokojony, co było dla mnie słodkie. Martwił się o mnie… Dlaczego wszystko usilnie próbuje mi wskazać na to, iż mu zależy? Ja wiem, że to mało realne… ale czuję, że tak jest.
 – Jestem prawie pełnoletnia, kiedyś muszę zacząć martwić swoją matkę. –  Stwierdziłam wstając z jego kolan, choć najchętniej nie robiłabym tego. Było bardzo miło siedzieć tak blisko niego i czuć jego ciepło…
 – To ile właściwie masz lat? –  Zainteresował się również podnosząc się z miejsca, aby zaraz zasiąść przy stole naprzeciwko mnie. Na pewno tylko po to, żeby mnie rozpraszać! To jego hobby.
 – Za dwa tygodnie kończę osiemnaście. –  Oświadczyłam dumnie. Nie mogę się już doczekać tego dnia, nareszcie będę mogła sobie pozwalać na dużo więcej. Jak na razie czuję się ograniczana przez matkę, która co jakiś czas przypomina sobie o moim istnieniu…
 – Wyglądasz znacznie młodziej.
 – Wiem. Chyba już zawsze będę miała taką dziecinną twarz i figurę.
 – A co masz do swojej figury? Nie widzę w niej nic dziecinnego. –  Uśmiechnął się lustrując mnie wzrokiem. Oh, czy on musi tak patrzeć? To było miłe. Wolałam nic nie odpowiadać, znowu zaczynałam się stresować. Postanowiłam skupić się na jedzeniu, a mianowicie na malinowym dżemie, którym smarowałam kanapkę. – A podobało ci się chociaż wczoraj? –  Zagadnął w pewnym momencie, a ja uniosłam dość gwałtownie na niego swój wzrok.
 – Lubisz mnie zawstydzać prawda?
 – Jesteś wtedy przesłodka. –  Przyznał bez wahania.
 – Nie chcę cię pospieszać, ale ja naprawdę muszę zaraz wracać. –  Rzekłam pomijając odpowiedź na jego wcześniejsze pytanie.
 – Oj dobrze już jem… ale nie powiesz mi? –  Spojrzał na mnie z zaciekawieniem, a ja westchnęłam głęboko i bez słowa wsadziłam sobie kanapkę do buzi. Czy to nie jest oczywiste? On to robi specjalnie. Doskonale wie, że było mi z nim bosko… ale i tak o to pyta, żebym tylko się rumieniła, jak głupia… –  A jak powiem ci, że mi się podobało, to powiesz, czy tobie też? –  Drążył uparcie, co zaczynało mnie już bawić.
 – Tak ci zależy, żeby wiedzieć? –  Zapytałam nie rozumiejąc, czemu tak bardzo chce wiedzieć. A on skinął twierdząco głową nie spuszczając ze mnie wzroku. –  I tak dobrze wiesz… –  Spuściłam wzrok skupiając go na kremowym obrusie.
 – Nie prawda. –  Zaśmiał się. –  Mogę się jedynie domyślać, a nie wiedzieć.
 – Oczywiście, że mi się podobało. –  Powiedziałam w końcu przypuszczając, że nie odpuści. –  Możemy już jechać? –  Nie chciałam dłużej dyskutować na temat naszej wspólnej nocy więc zwinnie zmieniłam kierunek rozmowy zanim w ogóle zdążył się odezwać.
 – Jasne. –  Zgodził się, a na jego twarzy mogłam dostrzec zadowolenie. Czy może satysfakcję? Typowy facet.  On jest wyjątkowy, ale czasem niewiele się różni od najzwyklejszego chłopaka.

Gdy w samochodzie poprosił o mój numer telefonu znowu poczułam się wyjątkowo. Miałam nadzieję. Po raz kolejny zastanawiałam się, czy mu na mnie zależy… bo przecież mógł po prostu zniknąć i już nigdy więcej o sobie nie przypominać. Pozostawić mi tylko wspomnienia… a on zostawił także nadzieję. Wpisując mu swój numer w telefon liczyłam na to, że zadzwoni. Choć wiedziałam, że nie powinnam zbyt wiele sobie wyobrażać… nie chciałam okazać się jednorazową przygodą.

 – A zadzwonisz? –  Zapytałam oddając mu jego telefon.
 – Na pewno się odezwę. Tylko na razie będę mieć dużo pracy… –  Odparł posyłając mi swój uśmiech. I nie wiem czemu… wiedziałam już, że nie zadzwoni. Może po prostu chciał być miły i dlatego wziął ten głupi numer… żebym nie do końca czuła się przez niego wykorzystana. Tylko, że ja wcale się tak nie czułam. I wolałabym, aby nie udawał. Żeby nie robił mi złudnej nadziei tylko przyznał otwarcie, że już więcej się nie zobaczymy, ani nie usłyszymy…
 – Dzięki za wszystko…
 – To ja dziękuję. –  Stwierdził obdarzając mnie swoim ciepłym, czekoladowym spojrzeniem. Dlaczego on nadal jest taki czuły? Robi to nieświadomie?
 – Muszę już iść. Było bardzo miło spędzić z tobą tyle czasu i w ogóle… sam wiesz. –  Rzekłam odpinając pasy i otworzyłam już drzwi chcąc zaraz wysiąść z pojazdu… –  Cześć. –  Posłałam mu jeszcze swój uśmiech. Nie było mi łatwo się z nim żegnać… bo wcale tego nie chciałam.
 – Zaczekaj jeszcze… –  Poczułam jego dłoń chwytającą moją i odwróciłam się w jego kierunku z zapytaniem. Zbliżył się do mnie i musnął delikatnie moje usta… automatycznie westchnęłam cicho czując znowu motyle w żołądku. Nie mogłam się oprzeć i pocałowałam go o wiele zachłanniej i namiętniej. Chciałam zaczerpnąć z tego jak najwięcej skoro to miał być nasz ostatni pocałunek…
Oderwałam się od niego niechętnie i spoglądając mu jeszcze na chwilę w oczy… wysiadłam z auta zatrzaskując za sobą drzwi.  Przez moment miałam wrażenie, że ziemia osuwa mi się spod nóg… czułam się beznadziejnie… Bez zastanowienia ruszyłam prosto do domu nie odwracając się za siebie pomimo tego, że tak bardzo chciałam…

Wtedy po raz pierwszy poczułam, że chyba nie potrafię bez niego żyć. Że mój świat nie ma sensu bez jego czekoladowych oczu, bez jego uśmiechu, zapachu i głosu. Tak nagle stał się dla mnie wszystkim… a ja musiałam nauczyć się bez tego żyć. Przyzwyczaić się, że jego już nie będzie. Udawać, że to był tylko piękny sen, z którego czas się obudzić…