poniedziałek, 25 listopada 2013

Kartka nr 50. "Kochać to także umieć się rozstać."

Czas jest pojęciem względnym. Każdy z własnych powodów potrzebuje jego określoną ilość. Problem zaczyna się wtedy, gdy ma on odziaływać na dwoje ludzi. Ponieważ w czasie, gdy Ty układałeś swoje myśli i uczucia, moje zdążyły rozsypać się na milion drobnych kawałków, których nie byłam w stanie poskładać w całość. Zmusiło mnie to do podjęcia decyzji, która nigdy wcześniej nawet nie przeszłaby mi przez myśl. Wiesz... Nigdy nie byłam osobą, która przestaje radzić sobie z samą sobą. Z własnym życiem. Zawsze byłam silna i nigdy się nie poddawałam. Walczyłam pomimo wszelkich przeciwności. Miałam nadzieje, marzenia i wierzyłam w lepszą przyszłość... I choćby nie wiem co się działo wiedziałam, że mam przy sobie bliskie mi osoby. Osoby, na które mogłam liczyć niezależnie od sytuacji. Na pewno wiesz, jak to jest... Ale chyba zwątpiłam. We wszystko. W cały swój świat, który przecież sama tworzyłam... I w którym znalazło się miejsce również dla Ciebie.


Czasami, gdy coś do nas dociera jest już za późno. Myślę, że zarówno dla mnie, jak i dla Ciebie tak właśnie było.


- Kocham cię Ivy...


- Co ty tu do cholery robisz?! - głos przepełniony złością rozniósł się po niewielkiej szpitalnej sali odbijając się od ścian. Stojący przy łózku Gitarzysta spojrzał niepewnie na nieprzytomną dziewczynę sprawdzając, czy może jej to nie wybudziło, jednak jej twarz wciąż była taka sama. Blada i spokojna, nawet nie drgnęła. Odwrócił się więc w kierunku chłopaka, który właśnie wszedł do środka. - Naprawdę masz tupet. Nie sądziłem, że jesteś, aż tak... Bezczelny.


- Nie przyszedłem tu wysłuchiwać twoich żali – odezwał się w końcu, jakoś nie bardzo przejmując się tymi słowami. Mało go w tej chwili interesowała złość Philipa. Liczyła się tylko Ivette, która nadal nie odzyskiwała przytomności.


- Nie wierzę po prostu... - Philip pokręcił głową nie mogąc pojąć zaistniałej sytuacji. - Posłuchaj... Zrobiłeś już wystarczająco dużo. Nie każ mi robić ci krzywdy... Po prostu stąd wyjdź – wycedził przez zaciśnięte zęby podchodząc bliżej niego. Ledwo się kontrolował, aby się na niego nie rzucić, a to było jedyne na co miał w tym momencie ochotę.


- Rozumiem, że możesz za mną nie przepadać... Ale też się o nią martwię, zależy mi na niej. Gdybym wiedział, co zamierza... Nie mogłem tego przewidzieć. Po prostu się spóźniłem...


- Boże! Człowieku! Zniszczyłeś jej życie! Zniszczyłeś JĄ! Nie rozumiesz tego!? Za kogo ty się uważasz!? W dupie mam, czy się o nią martwisz. To już nie jest twoja sprawa. Jak ci na niej zależy to zniknij z jej życia raz na zawsze i pozwól dojść do siebie! - wykrzyczał nie zważając już na nic. Tym razem dało to Muzykowi znacznie więcej do myślenia. I bez tego miał wyrzuty sumienia, ale teraz... Nagle wydawało mu się, jakby mógł to jeszcze jakoś naprawić. Jedyne czego pragnął w tej chwili to, aby Iv się obudziła i żeby mógł z nią porozmawiać. Przeprosić, błagać o wybaczenie.Tyle, że to nie było tym, co powinien zrobić. Już raz był egoistą. Jego pragnienia w tym momencie nie mogły liczyć się bardziej od dobra tej dziewczyny. Przecież to jej brat miał rację. To on ją teraz chronił... - Słyszysz? Odejdź. Po prostu odejdź i pozwól jej żyć... Zrobiłeś już wystarczająco dużo.


- Kocham ją, chciałem...


- Więc odejdź – przerwał mu nie chcąc słyszeć już nic więcej. Żadne tłumaczenia go nie interesowały, ani tym bardziej nie obchodziło go, co chciał ten człowiek. Mimo to trochę się zdziwił i jednocześnie poczuł ulgę, gdy zobaczył, że chłopak naprawdę go posłuchał. Nie powiedział już nic więcej tylko skinął głową. Wyszedł. Musiał to zrobić, choć tak bardzo nie chciał. Bolało... Ale, czy nie zasłużył na to? Nie miał pojęcia, jak sobie dalej poradzi. W jaki sposób się z tym wszystkim pogodzi... Dopiero poukładał swoje uczucia, które nagle przestały mieć jakiekolwiek znaczenie wbrew jemu. Bo było już prostu za późno. Przegrał...


Kiedy tylko zamknęły się za nim drzwi Philipa ogarnęło niespodziewane przerażenie. Gdyby jego siostra dowiedziała się o tym, nigdy by mu tego nie wybaczyła. Nie zmieniało to jednak faktu, że chciał ją chronić. I to było najlepsze, co mógł w tym momencie dla niej zrobić. To musiało się skończyć. Raz na zawsze. I to był ten czas... Aby znowu nie było zbyt późno. Już nigdy nie pozwoli jej skrzywdzić. Choćby miał zniszczyć każdego faceta na tej planecie.


Westchnął cicho podchodząc bliżej łóżka. Dopiero teraz zauważył bukiet kwiatów stojący na szafce. Zamierzał je wyrzucić, lecz w momencie, kiedy chciał chwycić za wazon, jego uwagę zwróciła Ivette, poruszając się na łóżku.


- Iv... - dotknął jej chłodnej dłoni.


- Tom... - wyszeptała imię Gitarzysty, co wcale go nie zdziwiło. Zignorował to jednak. Zamierzał na dobre wymazać go z ich życia... Wierzył, że jego siostrze też w końcu się to uda. Musiała to zrobić dla samej siebie...


- Iv, to ja... Słyszysz mnie?


- Przepraszam Phil... - wychrypiała z trudem wydobywając z siebie głos. Każde słowo przyprawiało ją o ból, tak jak przełknięcie śliny. Jakby połykała dziesiątki biurowych pinezek. Nie wiedziała, jak to się stało, że żyje. Nie pamiętała kompletnie nic poza tym, że skoczyła z mostu. Dostała kolejną szansę?


- Już dobrze... Zdążyliśmy, jesteś z nami. Nie przepraszaj... - pogładził ją uspokajająco po ręce.


- Tom tu był? - zapytała spoglądając na niego z nadzieją. Ta nadzieja w jej oczach bolała go, jak nigdy.


- Nie, nie było go – zaprzeczył choć przyszło mu to z trudem. Nie lubił jej oszukiwać. Tym bardziej teraz, gdy nie wiedział, jak zareaguje. Nie odpowiedziała nic, odwróciła jedynie głowę zaciskając mocno powieki chcąc powstrzymać cisnące się do oczu łzy. - Odpocznij... Pójdę po lekarza – poprawił jej kołdrę i ucałował w czubek głowy następnie opuszczając salę.


Nagle została sama, w ciszy z własnymi myślami. Odkąd się obudziła poza bólem, miała dziwne przeczucie, jakby przed chwilą coś się działo. Nie mogła wyzbyć się odczucia, że Tom tu był, że do niej mówił. Miała wrażenie, jakby wydarzyło się to naprawdę. Czuła jego zapach, słyszała głos. A może to wynik jej szaleństwa? W końcu Philip zapewnił, że go tu nie było. Widocznie musiała o nim śnić... Przynajmniej w śnie mogła usłyszeć od niego tak wyczekiwane słowa. To było dziwne i niezrozumiałe, ale czuła się dzięki temu jakoś lepiej. Spokojniej...


- No witam naszego morsa – męski głos wyrwał ją z zamyślenia. Domyśliła się, że Philip przyprowadził lekarza. Niechętnie przekręciła się na bok, aby móc zawiesić na nich swoje zmęczone spojrzenie. Jednak jedyne, co przykuło jej wzrok i przyspieszyło bicie serca to kwiaty. Konwalie. To właśnie ich intensywny zapach drażnił jej nozdrza, gdy była nieprzytomna i gdy tylko się ocknęła. - Miałaś wiele szczęścia. Dobrze, że ten chłopak był w odpowiednim miejscu i czasie...


 


Los, jak zawsze musi ułożyć nasze życie po swojemu. Nawet, jak bardzo starasz się je przerwać. Robisz właściwie wszystko, co możliwe, aby to skończyć... A on śmieje ci się prosto w twarz! Mówi: I tak będziesz żyć. Jesteś taką sierotą, że nawet nie potrafisz się zabić.


To nawet zabawne... I w sumie nie do końca moja wina, prawda? To jest akurat Twoją winą! Musiałeś tam przyjść akurat wtedy? Uratowałeś mnie i co? Co z tego, skoro znowu mnie zostawiłeś... Wiem, że byłeś. Wiem, że to wszystko co do mnie mówiłeś, było naprawdę. I choć obudziłam się, a Ciebie już nie było... Cieszę się. Cieszę się, że mogłam w końcu to od Ciebie usłyszeć. Wiesz, jak bardzo na to czekałam... Jak bardzo tego pragnęłam. Wolałabym, żebyś był... Ale widocznie to zbyt wiele. Nie mogę Cię do niczego zmusić... Poza tym, jeśli nawet próba samobójcza Cię nie przekonała... To co innego by miało? Jesteś taki nieosiągalny. Zawsze byłeś. Gdy Cię poznałam, to było takie wspaniałe. Potem pozwoliłeś rozwinąć się tej znajomości... I powoli zaczynałam czuć, że Cię mam. Ale wcale tak nie było... Nigdy Cię nie miałam. Nigdy nie byłeś mój... Prawda? Ty zawsze będziesz nieosiągalny. Może nie powiniśmy byli przekraczać pewnych granic. Może... Ale, jak wtedy wyglądałoby nasze życie? Byłoby jeszcze smutniejsze. Nie chcę cofać czasu. Nie chcę zapominać. Pragnę pamiętać każdą chwilę. Każdy gest, słowo, zapach... I to jest dobre. Te wspomniania będą dla mnie dobre...


Będę za tym tęsknić. Za Tobą. Każdego dnia... Tak, będę wciąż tęsknić. Bo ta miłość wciąż jest we mnie. I wiesz? Chyba jeszcze silniejsza niż przed moim nieudanym samobójstwem. Pewnie zastanwiasz się jak to możliwe... Sama nie mam pojęcia. Może to, dlatego, że teraz wiem, że Ty też mnie pokochałeś? Wiesz, jakie to wspaniałe uczucie? Odwzajmniłeś moją miłość. Nie jestem fanką fatalnie zakochaną w swoim idolu.


Wierzę, że to jeszcze nie jest koniec naszej historii. Nie zawsze udaje się za pierwszym razem, czy nie? Nikt nigdy nie pokocha Cię, tak jak ja... Ani Ty nigdy nie pokochasz nikogo, tak jak mnie.


 


- Gotowa do wyjścia?


- Tak już – uśmiechnęła się do brata i widząc, jak wychodzi zerwała szybko jednego kwiatka z bukietu konwalii, który już powoli obumierał i schowała go do kieszeni kurtki. Wzięła po tym swoją niewielką torbę z rzeczami i ruszyła za Philipem, który już na nią czekał przed budynkiem. Nareszcie mogła odetchnąć i zacząć żyć.


"Kochać to także umieć się rozstać. Umieć pozwolić komuś odejść, nawet jeśli darzy się go wielkim uczuciem. Miłość jest zaprzeczeniem egoizmu, zaborczości, jest skierowaniem się ku drugiej osobie, jest pragnieniem przede wszystkim jej szczęścia, czasem wbrew własnemu."


Tak mawiał Vincent van Gogh. I może my właśnie dojrzeliśmy do swojej miłości? Z tym, że w tym przypadku, naszym wzajemnym szczęściem byłoby bycie razem.


 

5 komentarzy:

  1. Cóż, nie mam zbyt wiele do powiedzenia w kwestii tego odcinka, jak tylko tyle, że Tom to okropny idiota, a Phil według mnie postąpił mądrze. Zrobił dla niej to, co najlepsze i nawet jeśli Iv kiedyś się o tym dowie, nie powinna mieć do niego o to żalu. Tyle ode mnie, czekam na epilog i pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. ~`. Kleiner Android25 listopada 2013 19:20

    Nie wierzę... Tom jednak się pokazał !!!
    Jezu i wszyscy świeci !
    Omg, ja nadal w to nie wierzę, weź mnie uszczypnij.
    Philip, jak nam tutaj zamurował Toma... Ha .
    To wyznanie miłości... To było piękne, cudowne... zajebi^^^.
    Szkoda, że to już prawie koniec. Eh, jeszcze tylko epilog :(
    Będę tęsknić za Ivy... pewnie nie raz, przeczytam to od nowa :)
    Tak ... Tak Ja tu powrócę :)
    Czekam na następny rozdział, i mam nadzieję, że Oni wszyscy się dogadają jakoś, i, że Tomas i Ivette, będę razem :)
    Życzę im tego ... Chociaż szczerze mówiąc, przeczytałam jeden komentarz twojej koleżanki, która mnie zmyła z tropu " Nigdy nie lubiłam Ivette", już myślałam, że umrze, a tu nie cud.
    Dzięki Ci za to :)
    CZEKAM NA EPILOG DROGA KA :* <3
    Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Anastazja ❤️❤️❤️25 listopada 2013 23:20

    Cudnie jak zawsze ,myślałam ze Iv zabiła sie skacząc z tego mostu i ostatni odc będzie o tym jak Tom przychodzi na jej pogrzeb a po tygodniu sam popełnia samobójstwo ale jestem mile zaskoczona i teraz musza byc razem czekam na epilog i pozdrawiam ❤️

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak myślałam że Ivy nie umrze.Szkoda że nie obudziła się jak Tom u niej był ,ale dobrze że w końcu przejrzał na oczy.Proszę cię nie kończ tego opowiadania ja wcale nie czekam na epilog!!!<3

    OdpowiedzUsuń
  5. Idę pochłaniać to opowiadanie od początku, bo prawie-koniec wydał mi się aż nadto ciekawy. A tak poza tym to gratuluję prawie-zakończenia kolejnej historii. :)

    OdpowiedzUsuń