sobota, 23 listopada 2013

Kartka nr 49. "Don’t you ever say I just walked away. I will always want you..."

Dla mojej Marty, bo tylko ją kocham <3 xD 


Nawet nie wiem, kiedy przestałam bać się śmierci. Nigdy nie uważałam, aby śmierć była czymś dobrym. Może moja wiara była zbyt slaba, skoro nigdy nie chciałam umierać, bojac się tego, co czeka mnie po drugiej stronie... Przecież umierając, ludzie mieli zaznawać spokoju. Tylko jakoś nigdy mnie to nie przekonywało. Jednak tyle razy słyszałam słowa pocieszenia "Tam będzie im lepiej", że chyba w końcu sama zaczęłam w to wierzyć. Tam jest lepiej... Gdziekolwiek to jest i cokolwiek się tam dzieje.


Ostatnio zaczęłam wychodzić z domu. Zdawać by się mogło, że czynię jakieś postępy. Idę na przód... A prawda jest taka, że wciąż krążę wśród wspomnień. Spotkanie z Billem niewiele pomogło. Być może nawet pogorszyło sytuację. Za bardzo przypomina swojego brata, za bardzo ożywia wspomnienia z nim związane. I ta świadomość tego, że on po tym spotkaniu wróci do domu i będzie mógł porozmawiać z Tomem, widzieć go... Przebywać z nim. Tak po prostu... Tak, jak ja bym tego chciała. Gdzieś w głębi, bardzo głęboko... Po cichutku liczyłam na to, że Bill przekona swojego brata do zmiany decyzji. Do tego, aby do mnie wrócił. Ale to tylko kolejne naiwne złudzenia.


Kiedy wychodziłam na wieczorny spacer nie sądziłam, że zajdę, aż tak daleko. Widocznie już nawet moje nogi prowadzą mnie do otchłani wspomnień... Dotarłam na most, który kiedyś był moim ulubionym miejscem. A teraz? Trudno stwierdzić. Teraz jest tu chyba najwięcej wspomnień związanych z Tomem. I nie wiem sama, czy zaliczać to jako pozytywny czy negatywny aspekt. Podeszłam do barierki i oparłam się o nią spoglądając na ciemną taflę wody, w której odbijały się światła latarni. Zaczęłam sobie wyobrażać, że Tom przyjeżdża tu swoim samochodem, wysiada z niego i podchodzi do mnie z tym swoim cudownym uśmiechem na twarzy. Patrzy na mnie swoimi czekoladowymi oczami... Chwyta za dłoń i mówi mi, jak bardzo...


- Ivette – drgnęłam wystraszona, gdy czyjś głos niespodziewanie wyrwał mnie z zamyśleń. Odwróciłam się spoglądając zaskoczona na stojącą przede mną dziewczynę.


- Co ty tu robisz? - wykrztusiłam nie rozumiejąc skąd Ashlee się tu w ogóle wzięła. Nigdy przecież nie pokazywałam jej tego miejsca.


- Przyszłam za tobą – wyjaśniła krótko i stanęła obok wpatrując się gdzieś w dal. - Sądziłam, że będziesz chciała stąd skoczyć.


- Dlaczego?


- Bo sprawiasz wrażenie takiej osoby – odparła nawet na mnie nie spoglądając. Miałam wrażenie, jakby była na mnie zła, czy obrażona. Albo może po prostu obojętna? Nie lubiłam, gdy tak się zachowywała. Kiedy mówiła w taki chłodny sposób... Tylko kogo to teraz obchodziło? Po tym, jak się zachowywałam dotychczas, nie mam prawa od nikogo niczego wymagać.


- Boję się wody... Poza tym jest strasznie zimno. Taka śmierć nie jest zbyt zachęcająca...


- Myślę, że żadna nie jest zachęcająca – wtrąciła, po czym zapadła między nami cisza. Nie wiedziałam za bardzo, co mogłabym powiedzieć. Nagle nie umiałam rozmawiać z własną przyjaciółką. Było mi głupio, było mi wstyd... Zdawałam sobie sprawę z tego, jak wiele się zmieniło między nami. I to z mojej winy... Teraz stałyśmy obok siebie prawie jak obce sobie osoby. Obydwie wpatrzone w ciemną otchłań... Tyle, że to ja podążam cały czas w jej kierunku.


- Pamiętam, kiedy pierwszy raz przyszłam tu z Tomem... Nie znaliśmy się zbyt dobrze, był tylko moim idolem. A ja podekscytowaną fanką, której się cholernie poszczęściło...


- Poszczęściło? - przerwała mi, a w jej głosie mogłam słyszeć ironię. Nie rozumiała... Jak wszyscy.


- To był najlepszy dzień w moim życiu – kontynuowałam ignorując jej słowa. - Nie pomyślałabym nawet, że jeszcze kiedykolwiek go spotkam. A on mnie odnalazł... Tak po prostu przyjechał pod mój dom. Ten wielki Tom Kaulitz...


- Wiesz... Kibicowałam wam. Wspierałam cię w tym, jak umiałam. Ale... To już minęło. Iv, to już nie jest ani trochę fajne. To już, ani trochę nie jest ekscytujące... Nie ma w sobie, ani grama pozytywnych emocji – odwróciła się w moją stronę wbijając we mnie swoje spojrzenie. - Musisz przestać tym żyć. Miałaś już wystarczająco dużo czasu.... Wracaj do szkoły, zajmij się czymś. Pomóż Philipowi...


- Już niedługo wszystko się zmieni – powiedziałam cicho nie przejmując się w ogóle jej słowami.


Drogi Philipie...


Chciałabym napisać coś sensownego. Cokolwiek... Coś, co pozwoliłoby Ci mnie zrozumieć. Chociaż trochę. Ogarnąć to wszystko, co ostatnio się ze mną działo. Wiem, że masz do mnie żal. Pogubiłam się, zmieniłam... Myślałam, że idę w dobrym kierunku. Ale wiesz? Chyba się jednak myliłam. Na początku wszystko było dobre. Stawałam się odważniejsza, dojrzalsza. A przynajmniej tak mi się wydawało. Zakochałam się po raz pierwszy tak mocno, tak głęboko... Tak prawdziwie. To jest coś, czego nie da się wyrazić w żaden sposób słowami. Siła tego uczucia jest tak potężna, że przygniata mnie każdego dnia. Nie jestem w stanie tego udźwignąć... Rozumiesz? Nie mam już siły... Zbyt wiele się wydarzyło. Nie myśl, że śmierć mamy nie zrobiła na mnie wrażenia. Wiesz, jakie były między nami relacje... Jednak mimo to widziałam, jak bardzo próbowała się zmienić. Naprawić to wszystko, co przez lata udało jej się zniszczyć. Chciałam dać jej szansę. Nawet Tom... On namawiał mnie do tego. W ogóle otwierał mi oczy na wiele spraw. Wiem, że Go nie lubisz... Ale nie wiń Jego. Mimo wszystko nie On jest temu wszystkiemu winien. Wiesz, jaka jestem... To ja zgodziłam się na to. Cieszyłam się tym, co było nie myśląc o konsekwencjach. A kiedy już zaczeło mnie to przerastać... Sam widzisz, jak to się skończyło.


Chciałabym jedynie, żebyś nie był na mnie zły. Jesteś jedyną osobą, która mi została... Jesteś moim bliźniakiem, nikt inny nie mógłby być mi bliższy. Wiem, że oddaliliśmy się ostatnio od siebie... Przepraszam Cię, że tak to się potoczyło. Przepraszam, że teraz musisz to czytać... Tak mi przykro Phil... Tak bardzo... Ja po prostu nie potrafię inaczej. Nie mam siły dłużej walczyć sama ze sobą... Nie chcę już niczego więcej zniszczyć. Nie chcę dłużej żyć nadzieją... Albo, jak sam powiedziałeś, w swoim fikcyjnym świecie. Proszę, wybacz mi...


Wybacz i obiecaj, że chociaż Ty z nas dwojga poradzisz sobie w życiu. Że będziesz szczęśliwy... Musisz mi obiecać, że zrobisz wszystko, aby tak się stało. Chcę, żeby Ci się udało Phil. Odetnij się od naszej smutnej przeszłości i zacznij na nowo. Stwórz swoje życie tak, jak chciałbyś, aby ono wyglądało. Spełnij swoje marzenia, stwórz własną cudowną rodzinę... I nigdy ich nie krzywdź. Nigdy...


Pamiętaj, nie wolno Ci się poddać. Ja tylko pragnę spokoju, swojego szczęśliwego zakończenia... Nie zaznam go będąc tutaj. Trwając w tej nicości... Siedząc za kratami fikcji. Moje marzenia już się spełniły... Widocznie przegrałam swój los, gdy zapragnęłam więcej.


Kocham Cię.


Ivette


Ta noc wydaje się ciemniejsza niż zwykle. Nie widać nawet gwiazd, a latarnie, jakby świeciły słabiej. Wszystko wokół sprawia wrażenie, jakby wiedziało, co chcę zrobić. Jakby w skupieniu i ciszy z niepewnością przyglądało mi się. A może to miejsce zawsze takie było? Ponure, chłodne... Może wcale nie było tak magiczne, jak sądziłam. Albo cała jego magia zniknęła wraz z moimi nadziejami... Marzeniami.


Przymknęłam na chwilę powiekki biorąc głęboki wdech, moje dłonie zacisnęły się mocniej na barierce mostu. Czułam jak zimno przenika moją skórę powodując na ciele masę nieprzyjemnych dreszczy. Wyobrażałam sobie chłód, jaki będę czuła za kilka minut. Przerażało mnie to. W tej chwili tylko to... Przypomniała mi się scena z Titanica, jak Jack opowiadał Rose o temperaturze wody w oceanie, gdy ta chciała wyskoczyć ze statku. Zapewne mój strach był mniej więcej na tym samym poziomie zaawansowania, co jej. Jednak... Ja nie miałam przy sobie mojego "Jacka". Nie było przy mnie nikogo, kto choć spróbowałby odwlec mnie od tej decyzji. A ja sama nie miałam takiej motywacji.


Moje serce zaczęło szybciej bić, mój oddech przyspieszył... Lecz nie powstrzymało mnie to od wejścia na barierkę. Wdrapałam się na nią siadając, jak zawsze przodem w kierunku wody, a moje nogi zwisały nad czarną otchłanią. Otchłanią, która dziś miała mnie wciągnąć. Sprawić, że zniknę. Raz na zawsze... Nie wiem, dlaczego z moich oczu powoli zaczęły toczyć się wielkie, ciężkie krople gorących łez, które paliły moje zmarznięte, czerwone policzki...


-Ivy! - Drgnęłam niespokojnie, gdy głuchą ciszę przerwał głośny, męski głos. Prawie straciłam równowagę, dobrze, że tak mocno się trzymałam, bo zapewne pływałabym już w rzece… a właściwie to się topiła. Serce zaczęło mi bić z przerażenia i zaczęłam się śmiać jak głupia. - Co ty robisz? - poczułam nagle silne dłonie na swojej talii należące do Toma. Chyba nie tylko ja się przestraszyłam? Uśmiechnęłam się mimowolnie czując ciepło rozchodzące się po moim ciele. Jego dotyk…


-Czekałam na ciebie - odparłam spokojnie.


-Złaź stąd - rozkazał całkowicie poważnym głosem. Jeszcze takiego nie słyszałam z jego strony.


-Najpierw musisz mnie puścić - zaśmiałam się czując cały czas silny ucisk w pasie, ale chłopak chyba nie miał zamiaru zabierać swoich rąk. Stracił do mnie zaufanie?


Nie minęła chwila, jak chwycił mnie z jeszcze większą mocą i zwyczajnie uniósł przenosząc na drugą stronę bariery stawiając na twardym gruncie tuż przed sobą. Od razu napotkałam jego przestraszone, a jednocześnie rozzłoszczone tęczówki. To było piękne. Zarzuciłam mu ręce na kark i bez słowa musnęłam jego wargi…


Doznałam wstrząsu, gdy w mojej głowie pojawiło się wspomnienie związane z Tomem. Zupełnie, jakby moment, w którym usiadłam na barierze tego cholernego mostu był przenośnią do przeszłości. Miałam wrażenie, jakby to wydarzyło się znowu. Jakby on naprawdę się tu zjawił, krzyczał na mnie po raz kolejny... Ale nie słyszałam jego głosu, nie czułam ciepła jego dłoni... Odwróciłam się nawet, aby sprawdzić, czy nie stoi za mną... Nie stał. Nie ma go. Nie ma...


Z trudem powstrzymałam się, żeby nie wybuchnąć płaczem. To nie był czas na chwile załamania. Już nie.


Złapałam się rękoma za barierkę stając na wystającym kawałku betonu spoglądając w dół. Woda. Odkąd pamiętam, czułam przed nią jakiś lęk. A właśmie dziś zamierzam w niej skończyć swój żywot... Może chociaż przezwyciężę jedną słabość? Trudno w tej sytuacji mówić o pozytywnych stronach, ale jednak... Waham się. A jedyne co muszę to skoczyć... Potem już wszystko pójdzie z górki. Tak po prostu skoczyć...


Wyłączyłam myślenie może na trzy sekundy. Trzy sekundy. Tyle wystarczyło, abym zdołała odepchnąć się od bariery mostu. Potem już właściwie nie wiem, co się działo... Spadałam. Spadałam...


Chyba każdy chciał kiedyś latać... Spadanie z wysokości jest może jedną setną cząstki tego uczucia. Tak mi się zdaje... Chciałoby się móc to kontrolować.


Czułam opór powietrza, było zimne. Musiałam zacisnąć mocno powieki, by wiatr przestał drażnić moje źrenice. I nagle poczułam, jak moje całe ciało doznaje jakiegoś paraliżu, gdy zetknęło się z twardą i zimną taflą wody... Lodowatą. W tym momencie otworzyłam szeroko oczy, ale jedyne co widziałam to mętną wodę i ciemność. Wszędzie ciemność i chłód. Miałam ochotę wrzeszczeć z bólu, jaki zaczął przeszywać moje ciało. Tym razem był to prawdziwy, fizyczny ból. Pragnęłam stąd uciec. Przeżywałam prawdziwy szok. Co ja w ogóle robię w tym miejscu? Co się ze mną stało? Milion pytań bez odpowiedzi pojawiało się w mojej głowie, a zaraz po tym nastąpił niewyobrażalny atak wspomnień. To wszystko kazało mi wypłynąć na powierzchnię.


Zaczęłam szamotać się pod wodą walcząc z prądem rzeki, ale nic mi to nie dawało. To była chwila, w której zapragnęłam dalej żyć. Tylko, że było już za późno. Opadałam na dno... Nie umiałam sobie poradzić z siłą lodowatej wody. Próbowałam machać rękami i nogami, zrobić cokolwiek, aby tylko się wydostać. Zaczerpnąć powietrza choć na moment. Powietrza, którego z każdą sekundą miałam mniej. Nie myślałam wcześniej o tym, że poza wodą, która dostanie się do mojego organizmu, nie będę mogła oddychać. Będę się dusić. Skupiałam się na innych czynnikach, a to było jeszcze bardziej przerażające niż sam fakt topienia się. Trwało to dla mnie całą wieczność. Jednak to tylko kolejne złudzenie. Takie samo jak zmęczenie, które nagle mnie ogarnęło. Zdawać by się mogło, że jest tak ogromne, jak po kilku godzinnym wysiłku fizycznym. Ale to tylko kilka minut. Kilka minut bezskutecznej walki, w której z góry byłam skazana na porażkę.


W końcu przestałam walczyć. Przestałam czuć nawet ból... Chłód. Może już umarłam? Może zamarzłam? Może już mnie nie ma... Otaczała mnie ciemność, zamknęłam oczy czując, jak woda unosi moje ciało. Robiła z nim, co chciała, a ja się temu poddawałam. Byłam bezwiedna. I może przez chwilę było to przyjemne... Nie musieć myśleć o niczym, zastanawiać się nad tym co będzie dalej. Oddać się w nicość... Przecież właśnie tego chciałam. Pragnęłam odejść... Więc, dlaczego chcę z tym walczyć?


Budzisz się czasami czując niewyobrażalny ból, który jakby chciał rozerwać twoje wnętrzności. Jedyne na co masz ochotę to krzyczeć, za wszelką cenę uwolnić się od tego. Szukasz przyczyny, aby móc ją zwalczyć. Pragniesz się uleczyć. I uświadamiasz sobie, że jedyną przyczyną tego bólu jest życie. Wtedy budzi się w tobie strach... Boisz się każdego dnia, każdej godziny, każdej minuty, każdej sekundy... Bo wiesz, że ciągle będzie bolało. To nie zniknie. Nie potrafisz uwolnić się od tego cierpienia. Bo jedynym sposobem na to jest twoja śmierć. A przynajmniej tak ci się wydaje... Nie liczy się wtedy uż nic. Nie liczy się strach przed odejściem, strach przed bólem i konsekwencjami. Jesteś w stanie zrobić wszystko by tylko uwolnić się od tego, co cię tak bardzo męczy. Ubezwłasnowolnia. Torturuje każdego dnia. Uwolnić się od życia...

6 komentarzy:

  1. Czepialam się na gadu, więc tu dam sobie spokój xd
    Podoba mi się :D Choć nie uważam, żeby pisanie takich tekstów było dla ciebie dobre, ale to osobiste stwierdzenie xd takie zupełnie prywatne, o :D
    Z racji, że większość widziałam wczesniej i ciąg dalszy też znam, to sobie daruję :D
    Nie lubiłam Ivette :D
    Papa xD

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja ciągu dalszego nie znam i chcesz mi powiedzieć, że ona odpłynęła i to dosłownie i w przenośni? ;> Byłoby fajno - wiesz, że mi by się takie zakończenie jak najbardziej podobało! :3 Ale szczerze wątpię - mimo twoich gadek o tym, że szybko chcesz skończy to opowiadanie, to jakoś nie wydaje mi się,. by miało nastąpić już teraz albo zaraz. A może jednak...? Tak czy siak pewnie ktoś ją wyłowi po tym, jak straci przytomność i obudzi się w szpitalu xD A tak wracając do wcześniejszych wydarzeń, to mnie ta jej przyjaciółeczka zdenerwowała. Ale mniejsza. Czekam na nexta i pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. czyli co, zabiła się? I nie będzie happy endu? :C
    Szkoda :C

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmm... ona na serio się zabiła czy to tylko sen? Nie chce takiego zakończenia, chcę aby Tom z nią był. Oczywiście czekam na nexta :)

    OdpowiedzUsuń
  5. ~Anastazja ♥♥♥24 listopada 2013 21:10

    ale się poryczłam ! te opowiadanie jest takie piękne ♥
    z niecierpliwoscia czekam na następny wpis ♥♥♥
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie mow mi, ze to koniec. Chociaz pasuje i jest bez watpienia zajebisty. Generalnie zal mi jej, bo tyle sie na nia naraz zwalilo. A na dodatek nie ma jej kto w tym pomoc, tzn. chodzi mi o zachowanie jej. przyjaciolki. Ja wiem, ze ona patrzy na to praktycznie i w ogole, ale jaka to przyjaciolka, ktora nawet nie chce zrozumiec zachowania drugiej osoby. -_-
    Przepraszam, ze nie ma polskich znakow xd Ale czekam na nastepny odcinek, mam nadzieje, ze ukaze sie juz niedlugo i nam nieco rozjasni sprawe xd

    OdpowiedzUsuń