środa, 6 listopada 2013

Kartka nr 47. „All I wanted was to break your walls…”

Chciałabym tak, jak Ty umieć nie przejmować się tym, czym nie chcę. Nie dopuścić do siebie uczuć, których dopuścić nie chcę. Kontrolować siebie, swoje życie. Tobie tak doskonale zawsze to wychodziło. Miałeś wszystko idealnie zaplanowane, prawda? Od początku wiedziałeś, że jedyne, czego nigdy mi nie dasz, to miłość. Długo nie mogłam zrozumieć, dlaczego tak bardzo bałeś się tego uczucia. Wydawało mi się, że miłość jest częścią życia każdego człowieka i każdy jej pragnie. Każdy chce kochać i być kochanym. I Ty postanowiłeś być wyjątkiem? Patrząc na Ciebie nigdy bym nie pomyślała, że nie ma w Tobie miejsca na miłość. Jesteś przecież najczulszym facetem, jakiego kiedykolwiek poznałam. Dlatego tak trudno uwierzyć, że wystraszyło Cię moje „kocham”. Mogłabym powtarzać Ci to bez przerwy i patrzeć w Twoje przerażone oczy. Nie uważasz, że jesteś żałosny? Z jednej strony otwierasz się przede mną, pokazujesz mi, jak bardzo Ci na mnie zależy i chcesz dla mnie wszystkiego, co najlepsze… A z drugiej uciekasz, gdy dowiadujesz się, że Cię kocham. Kocham, kocham… Kocham!


Potrafisz wytłumaczyć to sobie samemu?


To Ty sprawiłeś, że Cię pokochałam. A potem, że bałam się Tobie do tego przyznać. Ten strach towarzyszył mi każdego dnia, odkąd tylko się zorientowałam, co naprawdę czuję. Dusiłam się miłością do Ciebie… Nie mogłam dłużej tego znieść, musiałam w końcu sobie odpuścić. Poświęciłam swoje szczęście tylko po to, abyś wiedział, że Cię kocham. I nie… To nie ja wszystko zepsułam. Ty to zrobiłeś. Jedyną winną osobą byłeś Ty sam.



- Ivette! – głos mojego brata docierał do mnie, jakby z oddali. Miałam wrażenie, że woła mnie stojąc, gdzieś kilkaset metrów dalej. Tylko, czy ja nie leżę w swoim łóżku? Przecież niemożliwe, aby krzyczał do mnie z tak daleka. A może to część mojego snu? Czy ja wciąż śpię? To jest takie realne. Czuję, jak mną wstrząsa, abym się obudziła. Gdzie jest granica między rzeczywistością, a złudzeniem? Nie mogę jej odnaleźć… - Iv, do cholery co z tobą! Obudź się! – jego kolejne krzyki pozwoliły mi zorientować się, że chyba to tylko ja tkwię w śnie… Z którego on próbuje właśnie mnie wybudzić. Podjęłam się próby otworzenia oczu, lecz nie potrafiłam. Przeraziło mnie to. Odzyskałam swoją świadomość, a nie byłam w stanie unieść powiek, ani nawet drgnąć. Czułam, jak moje serce mocniej zaczyna bić… Zaczęłam walczyć z jakąś siłą, która nie pozwalała mi wrócić do rzeczywistości. Nie mam pojęcia ile trwało zanim w końcu udało mi się otworzyć oczy. – Czego się naćpałaś?! – Philip był wściekły, a ja jeszcze nie do końca kontaktowałam. Miałam tak zaspane i opuchnięte oczy, że ledwo go widziałam. Z trudem w ogóle utrzymywałam powieki w górze.


- Nic nie ćpam – mruknęłam przecierając oczy dłońmi. – Dlaczego tak krzyczysz?


- Bo śpisz jakbyś nie żyła?!


- Nie mogłam zasnąć, wzięłam tabletki – wyjaśniłam, gdy już mniej więcej wszystko zaczęło do mnie docierać.


- To chyba nie te dawkę, co trzeba – stwierdził ze złością. – Naprawdę już ci odbiło? Chcesz się zabić?! – złapał mnie nagle za ramiona i potrząsnął. Poczułam się, jak jakaś lalka… Taka bezbronna i martwa… Gdy tylko mnie puścił, opadłam bezwładnie na poduszkę i jedyne na co miałam ochotę to przytulić się do niej i ponownie zasnąć. – Wstawaj w tej chwili – nim zdążyłam zamknąć oczy chłopak znowu złapał mnie za ramiona tym razem znacznie mocniej podnosząc do pozycji siedzącej. – Nie będziesz spała. Obudź się.


- O co ci chodzi? Nie możesz zostawić mnie w spokoju?


- Za długo ci już go dawałem – rzekł stanowczo jednocześnie ciągnąc mnie i zmuszając, abym się podniosła. – Dosyć tego, nie będę patrzył, jak niszczysz sobie życie. Tym razem tak nie będzie. Słyszysz?! Ruszaj się!


- Przestań krzyczeć… - jęknęłam czując nieprzyjemny ból głowy.


- Mam cię zaciągnąć pod prysznic, czy sama pójdziesz?


- Poradzę sobie – odburknęłam nie wyrażając swojego zadowolenia i z trudem zebrałam w sobie siły, aby pójść do łazienki. Jasne światło trochę mnie rozbudziło, lecz wciąż czułam się fatalnie. Zupełnie, jakbym wcale nie spała. Te tabletki miały mi pomóc, a nie zaszkodzić… Chyba. Może chciałam, żeby mi zaszkodziły? Może chciałam w końcu zasnąć… Zasnąć i już nigdy się nie obudzić. Spojrzałam w lustro i od razu odwróciłam wzrok. Nie mogłam nawet na siebie patrzeć. To już nie byłam ja… Ściągnęłam z siebie wszystkie rzeczy i weszłam pod prysznic od razu odkręcając wodę. Zajęło mi chwilę zanim uregulowałam jej temperaturę, zdążyłam się przy tym poparzyć, co też nieco mnie rozbudziło. Ale ja wcale nie chciałam się budzić… Z każdą kolejną sekundą znowu zaczynałam czuć. Coraz bardziej i bardziej. Przytłaczająca rzeczywistość powracała. I trwało to znacznie krócej niż wyzbywanie się jej… Oparłam czoło o kafelki pozwalając strumieniom wody spływać po moim ciele. Walczyłam ze swoimi wspomnieniami, które usilnie próbowały wedrzeć się do mojej głowy. Pragnęłam zablokować im wejście…


- Iv!? – rozproszył mnie kolejny krzyk brata spod drzwi.


- Co znowu!? – warknęłam zirytowana.


- Sprawdzam, czy żyjesz – rzucił, po czym prawdopodobnie odszedł. Wywróciłam oczami wzdychając ciężko. Nawet, gdybym bardzo chciała, zniknięcie w tym domu po prostu nie było możliwe.



Zawsze myślałam, że jestem silną osobą. Poradziłam sobie ze stratą ojca, z nieobecnością matki w swoim życiu. Z jej obojętnością i nadużywaniem alkoholu. Potrafiłam wiele przetrwać. W ciągu kilku lat uodporniłam się na ból. Skupiałam się rzeczach, które pomagały mi nie myśleć, o tym, co sprawiało mi ból. Żyłam w swoim świecie, byłam pogodzona ze swoim nienajlepszym losem. Po prostu akceptowałam rzeczywistość taką, jaką była. I nagle pojawił się Tom. Wraz z nim moja rzeczywistość zaczęła się zmieniać. Nie mogłam już trwać w przekonaniu, że to, co dotychczas było, jest moim przypisanym losem. Bo przecież wszystko się zmieniło. Spełniłam swoje marzenie, a zaraz za nim spełniły się moje najskrytsze pragnienia. Miłość odebrała mi moją siłę. Zniszczyła moją psychikę… Coś, na co długo pracowałam, aby móc przetrwać. Stałam się słaba, rozbita na kawałki… I najgorsze, że nie chciałam już walczyć. Nie chciałam od nowa się poskładać. Zrobić cokolwiek… Byłam przekonana, że to co najlepsze już straciłam. Już więcej nic mnie nie czeka… I nawet nie chcę niczego więcej. Niczego poza powrotem Toma.


Los rzeczywiście postanowił nie dawać mi nic więcej…


Jednak odebrać i owszem. Choć w sumie… Jakby spojrzeć na to z drugiej strony, coś mi dał.


Ból. Jeszcze więcej bólu.



Jeszcze niedawno miałam wrażenie, że czas stanął w miejscu. Nie czułam jego upływu. A teraz, jakbym go widziała… Jakbym widziała, jak ucieka. Tuż przed moimi oczami. Wszystko działo się, jakby w zwolnionym tempie. Tak, że mogłam to dokładnie widzieć. Każdy szczegół. Widziałam czas…


Patrzyłam na wszystko, co działo się przed moimi oczami i nie mogłam uwierzyć, że znowu przeżywam to samo. To jak deja vu. Tylko trochę inny samochód i zamiast ojca, matka. Jednak miałam wrażenie, że to jakiś nieśmieszny żart. Nie docierało do mnie, jak może przytrafić się coś takiego po raz kolejny. Po raz kolejny tej samej rodzinie… To, jak jakieś fatum. Nie wiedziałam, czy się śmiać, płakać, czy może po prostu zacząć wrzeszczeć. Nie robiłam więc nic. Stałam i patrzyłam na ratowników reanimujących kobietę, która jeszcze tego ranka wyszła na zakupy. Stwierdziła, że pożywne, zdrowe śniadanie na pewno sprawi, że poczuję się lepiej. Tak właśnie przejęła się moim samopoczuciem…


Poczułam nagle, jak ktoś mocno mnie obejmuje swoimi rękami próbując się przytulić. Pozwoliłam mu na to, choć sama stałam jak kołek nie mogąc się ruszyć. Mój brat płakał w moje ramię, a ja nie mogłam nic zrobić. Nie dało się nic zrobić. To wszystko po prostu się skończyło…



Umarła.


I nie miałam okazji nawet jej wybaczyć. Nie dostała szansy, aby mnie odzyskać. Odzyskać swoją rodzinę… Naprawić to, co niszczyliśmy przez lata. Odeszła niespodziewanie, jak ojciec. Jak mogła zrobić nam to w ten sam sposób? W momencie, kiedy była najbardziej potrzebna.


A może po prostu uciekła? Może też wystraszyła się, że mogłabym okazać jej swoją miłość? Może moja miłość jest toksyczna, może zabija… Niszczy… Dlatego wszyscy od niej uciekają. Nie chcą jej. Wolą zniknąć, umrzeć…


Mój świat się sypał. I już nawet nie robił tego po trochu. Już nawet nie dawał chwili wytchnienia. Postanowił rozsypać się za jednym zamachem. Wszystko na raz. Każdego dnia odbierał mi jakąś część, żebym w końcu się całkowicie poddała. Zrezygnowała i sama rozsypała w proch, żeby wiatr potem mógł mnie zdmuchnąć. Żebym w końcu…


Stała się martwa.



Nagła śmierć matki pozwoliła mi na chwilę nie myśleć o Tomie. Tylko na chwilę. Bo przecież jej śmierć i odejście Toma, jedno za drugim… Potwierdzało jedynie moje głębokie odczucie o żałosnym losie, jaki spotyka mnie przez całe życie i prawdopodobnie już nigdy się nie odmieni. Sądziłam, że wszystko, co złe mam za sobą, kiedy w moim życiu pojawił się Tom. Myliłam się. Wszystko, co najgorsze czekało mnie, gdy tylko się z nim zetknęłam. Może to on był przyczyną moich nieszczęść? I może lepiej, że już go nie ma? Szkoda tylko, że wciąż go kocham, jak największa idiotka. Ta chora miłość niszczy mi życie… Dlaczego nie mogę po prostu zapomnieć? Niedawno umarła mi matka, a ja najbardziej męczę się z odejściem chłopaka! Nie chcę być taką osobą. To nie jestem ja… Zawsze na pierwszym miejscu była dla mnie rodzina bez względu na wszystko… A teraz ciągle myślę o NIM. Nie umiem przestać. Tak bardzo go teraz potrzebuję… Chciałabym móc przytulić się do niego, poczuć jego ciepło, zapach… Aby schował mnie w swoich silnych ramionach, pogładził po włosach i powiedział, że wszystko się ułoży. Chcę, żeby po prostu przy mnie był… Bo czuję, że zostałam sama. Że nie mam już nikogo…


Siedziałam na parapecie w swoim pokoju wpatrując się w okno i czekając chyba na jakiś cud. Patrzyłam na przejeżdżające samochody i nienawidziłam każdego z nich. Nienawidziłam za to, że żaden nie należał do Toma. Nienawidziłam za to, że przez samochód zginął mój ojciec i zginęła moja matka. Złość rosła we mnie, a ja nie mogłam wciąż w żaden sposób jej rozładować. Wiedziałam, że nic mi nie pomoże…


Dzwoniący telefon przerwał ciszę panującą dookoła mnie, a ja już miałam odrzucić połączenie i najlepiej go wyłączyć, aby mieć święty spokój… Lecz zawahałam się dostrzegając obcy numer. Serce zabiło mi mocniej z nadzieją, że za chwilę usłyszę głos Toma.


- Halo? – powiedziałam cicho odbierając.


- Cześć Iv, z tej strony Bill – dotarł do mnie głos Wokalisty Tokio Hotel i ogarnęło mnie wielkie zdumienie. Pierwszą moją myślą było, że coś się stało Tomowi. Może, dlatego się nie odzywa i nie daje żadnego znaku życia… Co wcale by mnie nie zdziwiło! Teraz naprawdę spodziewałam się wszystkiego najgorszego, co jeszcze bardziej mogłoby mnie dobić. O ile w ogóle się dało…


- Cześć… Coś się stało?


- Nie – zaprzeczył niepewnie. – Pewnie jesteś zdziwiona, że to ja… Zdaję sobie sprawę, że to powinien być mój brat i zapewne to jego chciałabyś usłyszeć…


- To bez znaczenia…


- Ja właściwie nie wiem, dlaczego do ciebie dzwonię. Po prostu czułem, że powinienem – wyznał wzdychając przy tym ciężko. – Tom nic o tym nie wie… Wykradłem mu twój numer. Po prostu… Ja wiem, jak cierpisz i jest mi naprawdę przykro. Nie rozumiem, dlaczego mój brat tak cię potraktował… Myślałem, że mu na tobie zależy. Przecież jeszcze nigdy nie był taki szczęśliwy i tak się o nikogo nie starał, ani nie troszczył… Przecież on tyle o tobie mówił zawsze…


- Bill, po co mi to mówisz? – wydusiłam drżącym głosem. Miałam ochotę wybuchnąć płaczem słuchając tego. A nawet przez chwilę chciałam na niego nawrzeszczeć…


- Nie wiem, przepraszam. Po prostu chciałem powiedzieć, że mi przykro… I że myślę… Myślę, że on się opamięta i w końcu pęknie. Na pewno już żałuje i nie wie, jak cię przeprosić…


- Ja też żałuję – mruknęłam ścierając z twarzy mokre ślady łez. – Dzięki za telefon, to bardzo miłe z twojej strony. Szkoda, że nie mogliśmy się lepiej poznać. A może, że od razu nie trafiłam na ciebie.


- Cóż… Może wtedy rzeczywiście byłoby inaczej – przyznał nieco skrępowany. – W każdym razie… Masz mój numer telefonu, jakbym mógł jakoś pomóc… Możesz na mnie liczyć.


- Dziękuję – pierwszy raz od bardzo dawna na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Bo jeszcze niedawno myślałam o tym, że zostałam zupełnie sama… I nagle dzwoni brat Toma i mówi mi, że mogę na niego liczyć…


- Więc… do usłyszenia?


- Do usłyszenia – potwierdziłam sądząc, że rozmowy z Billem w mojej sytuacji wcale nie byłyby takim głupim pomysłem. To zawsze jakiś bliższy kontakt do Toma… Tak, to już totalna obsesja na punkcie tego mężczyzny. Ja nigdy nie wyleczę się z tej miłości, nigdy… 

3 komentarze:

  1. No czekałam długo na nowy odcinek , i się doczekałam , ale czemu taki krótki ? Ty to umiesz kierować odczuciami innych . Mam ochotę cię złapać rękoma i zmusić do pisania następnego odcinak :) Wiem że choroba to jest jakiś powód dla którego odcinek jest krótszy . Ale ciekawe jak zwykle .
    Biedna Ivette, strata matki to jest cios . Czemu ty ją tak krzywdzisz ?
    Mam nadzieję że ona sama przeżyje .. i mam nadzieję że Tom się w końcu odezwie , a nie będzie udawać tchórza . Mam nadzieję że wszystko się w końcu ułoży w jej życiu ! No więc jak zwykle super odcinek , szkoda że powoli zbliża się do końca , bo chciała bym to czytać w nieskończoność . Miło mi się czyta twoje opowiadanie . I czekam na następny odcinek z niecierpliwością :* :) Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. ekhem, ekhem.
    Zacznijmy od tego, że pierwszy raz od chyba ponad pół roku nie dodawałam tutaj żadnego komentarza, jak na innych Twoich blogach, więc teraz masz namacalny dowód na to, że na bieżąco czytam ZF jak i pozostałe opowiadania ;)
    Więc teraz odnośnie rozdziału kilka słów ode mnie ;)
    Moim zdaniem Iv jest silna by poradzić sobie z rozstaniem z Tomem, i celowo rozczula się nad sobą, tak jak i Ty prywatnie masz w zwyczaju, więc wyczuwam tu celowe przysposobione cechy Twoje Ivette. Poza tym, nigdy w życiu bym nie spodziewała się że Bill zainteresuje się Ivette. Wiem że będzie happy end, i nie mogę się doczekać, aż Tom się złamie i wróci :3 I wgl jestem przeciwna temu, byś kończyła to opowiadanie ;c

    No, ale dawaj następny bo wiem, że coś w zanadrzu masz ;P

    OdpowiedzUsuń
  3. hmm budujesz napięcie jak cholera :D ii chciałam proosić i błagać o happy end !! :D ta dziewczyna się tyle nacierpiała, że już oddaj jej tego Toma, a niech sobie ma ;) i przepraszam, że nie zawsze komentuje, po prostu nie zawsze się wyrabiam. Ale zawsze czytam :)

    OdpowiedzUsuń