poniedziałek, 18 listopada 2013

Kartka nr 48. „Nie zapomnę jak obudziłam się i chociaż obiecałeś, nie było Cię…”

Zbliżały się święta. Ten czas zawsze budził we mnie wspomnienia z dzieciństwa, gdy byliśmy jeszcze szczęśliwą rodziną. Siadaliśmy wszyscy razem przy wigilijnym stole i naprawdę świętowaliśmy. Nie byliśmy idealnie religijni, ale wierzyliśmy i staraliśmy się czcić te wiarę, jak należy. Wszystko zmieniło się po śmierci ojca. Chyba w każdym z nas ta wiara zaczęła maleć z dnia na dzień. Pogrążaliśmy się w smutku i głębokim żalu. Choć wiedzieliśmy, że nie powinniśmy, po części winiliśmy Boga. Później wcale nie było łatwiej, więc żal do niego nie miał nawet kiedy zniknąć. W końcu chyba przestało nam zależeć… A przynajmniej mi. Zawsze marzyłam o idealnej rodzinie, takiej jak w tych głupich serialach… Tylko to przestało być w ogóle możliwe, gdy straciliśmy tatę. Później zaczęliśmy tracić też mamę, odsuwała się od nas. Szczególnie ode mnie. Często piła i była taka chłodna, obojętna. Kiedy w końcu zaczęła się zmieniać na lepsze, wracać do nas… Bóg nam ją odebrał. I jaki to ma mieć sens? Jak mam go kochać i szanować? Nawet nie chce mi się starać. Niech zabierze i mnie. Bo straciłam już wszystko i nie widzę żadnego celu mojego istnienia. Nie chce mi się, po prostu mi się nie chce. Nie umiałam się pogodzić ze stratą taty, nie umiałam z odejściem Toma i nie potrafię też poradzić sobie ze stratą matki. Dlaczego wszyscy mi bliscy zostawiają mnie? Nie chcę, aby spotkało mnie to po raz kolejny. Nie chcę czekać, aż opuści mnie jeszcze Philip.


- Iv, nie mogę zajmować się wszystkim sam. Nie daję sobie rady… Powinniśmy być w tym razem, wspierać się. Jesteśmy rodziną, mamy już tylko siebie – rzekł stając na środku mojego pokoju i wpatrując się we mnie swoimi smutnymi oczami. Nie dość, że wszystko bolało, to bolało jeszcze jego spojrzenie, jego każde słowo. Jego obecność… Smutek, jaki przez niego przemawiał, cierpienie. Czułam się dwa razy gorzej, gdy był obok.


- Jest jeszcze Ashlee – mruknęłam obserwując ulicę za oknem.


- Ty nie rozumiesz – ton jego głosu stał się twardszy. – Nie możesz ciągle siedzieć w swoim pokoju na tym głupim oknie i się gapić bez celu!


- Mogę – stwierdziłam w ogóle nieporuszona. Nie wiem, co mu w tym przeszkadzało. Siedziałam sobie cicho i nikomu nie zawadzałam.


- Nie. Miałaś już wystarczająco dużo czasu na tą swoją chorą fazę po stracie chłopaka. Nie uważasz, że już wystarczy? To się zdarza, ludzie się rozstają! To jeszcze nie koniec świata…


- Co ty możesz o tym wiedzieć! – krzyknęłam nagle zrywając się z miejsca i wbiłam w niego swoje wściekłe spojrzenie. – Może dla mnie to jest właśnie koniec świata! Nie masz prawa decydować o tym co nim dla mnie jest, a co nie! I kiedy mam przestać to przeżywać!


- To żałosne! Zmarła nam matka, a ty wciąż siedzisz w tym swoim fikcyjnym świecie! – odparł mój atak i to z jeszcze większą siłą. W dodatku doskonale wiedział, co powiedzieć, aby zabolało najmocniej. – Ubzdurałaś sobie coś dziewczyno! Zejdź w końcu na ziemię. Zakochałaś się w swoim idolu, jak jakaś pusta nastolatka! I co, żeś sobie myślała!? Że spędzicie razem całe życie, będziecie mieć gromadkę dzieci!? Ogarnij się dziewczyno! Oddziel w końcu rzeczywistość od tych złudnych marzeń! Zacznij żyć – moje dłonie mimowolnie zacisnęły się w pięści. Jego słowa wzbudziły we mnie naprawdę wielką złość. Miałam ochotę podejść i rzucić się na niego z pięściami. Wydrapać mu oczy. Nie mogłam zrozumieć, jak mógł powiedzieć te wszystkie rzeczy. Jak mógł moją miłość zrównać ze złudnym marzeniem. To wszystko, co było między mną, a Tomem nazwać fikcją.


- Wynoś się stąd – syknęłam przez zaciśnięte zęby, to było jedyne najlepsze wyjście, abym nie zrobiła mu krzywdy. Raczej, ani on, ani ja tak naprawdę tego nie chcieliśmy. Wciąż pamiętałam, że mimo wszystko jest moim bratem. Przed chwilą myślałam o tym, że niedługo go stracę. I właśnie to się działo. Ale chyba wolałam, żeby odszedł niż miałabym zabić go własnymi rękami.


- Zobacz, co on z ciebie zrobił – dodał jeszcze patrząc przy tym na mnie z niedowierzaniem i zgodnie z moim poleceniem opuścił mój pokój pozostawiając mnie samą. Boże, znowu jestem sama. Na własne życzenie… Z jednej strony potrzebuję kogoś obok, a z drugiej wszystkich od siebie odrzucam. Nie mogę już nawet zadzwonić do Ashlee, w końcu jest dziewczyną Philipa i to po jego stronie będzie w tej chwili stała. Może i mają rację, ale co z tego! Jest już za późno…


Było za późno na ratunek dla mnie. Odrzucałam od siebie każde koło ratunkowe, wolałam tonąć. Dławiłam się wodą, czułam, jak dostaje się do mojego organizmu i choć przez to cierpiałam, nie chciałam żadnej pomocy. Aż w końcu nie mogłam już oddychać… Opadałam świadomie na dno. I nie wiedziałam, czy ktoś mnie tam znajdzie. A jeśli nawet… Czy wtedy będzie jeszcze jakakolwiek szansa, abym przetrwała.


Złość po konfrontacji z Philipem jeszcze długo we mnie tkwiła. Nie mogłam się niej w żaden sposób z siebie wyzbyć. Nie umiałam też przestać myśleć o tym, co od niego dziś usłyszałam. Jeśli myślałam, że bardziej cierpieć już nie mogę, to byłam w wielkim błędzie. Bo okazało się, że jeszcze ktoś może mi bardziej dokopać. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Krążyłam nerwowo po pokoju z przyspieszonym biciem serca, nie pomogło nawet wyżycie się na wazonie, który rozbiłam rzucając go o ścianę. Wtedy też przypomniałam sobie rozmowę z Billem. Mówił, że jakbym czegoś potrzebowała mogę do niego się odezwać. Długo się nad tym zastanawiałam nie będąc do końca przekonaną, czy to dobry pomysł. Nie chciałam się pogrążać również w jego oczach. Już i tak jestem wystarczająco żałosna… Tom pewnie dlatego nie chce już wrócić. Widział mnie, jak szaleję z rozpaczy… Jak desperacko błagam go, żeby mnie nie zostawiał. Kto by chciał być z kimś takim?


Usiadłam w końcu na łóżku i zdecydowałam się wybrać numer Billa. Nie wiedziałam, czego właściwie oczekuję. Ale miałam nadzieję, że rozmowa z nim mnie jakoś uspokoi, jakkolwiek mi pomoże. Liczyłam, że to on będzie moją ostatnią deską ratunku? W każdym razie... To i tak bez znaczenia. Nie odbierał. Naprawdę stoczyłam się już na samo dno, jeżeli próbuję znaleźć oparcie w obcym człowieku...


Nie wiedząc już, co ze sobą począć schowałam telefon do kieszeni i zeszłam na dół. Nie widziałam nigdzie Philipa, miałam wrażenie, że dom jest pusty. Całkowicie... Jakby już nikt w nim nie mieszkał. Było tak cicho... Nie unosiły się żadne zapachy. Nie słyszałam nawet tykania zegara, który stał w salonie. Stanął w miejscu, tak jak całe moje życie. Ubrałam się w przedpokoju w zimowe rzeczy i wyszłam z domu. Zamknęłam drzwi na klucz na wszelki wypadek, nie miałam pewności, czy ktokolwiek w nim jest. Zarzuciłam kaptur na głowę chcąc się schować przed całym światem, a ręce ukryłam w głębokich kieszeniach kurtki. Nie wiedziałam dokąd właściwie chcę iść, ale nogi same poniosły mnie w jednym kierunku. Zanim się obejrzałam, stałam już przed ponurą bramą cmentarza. To miejsce idealnie pasowało do mojego nastroju. Tak samo, jak i ja pasowałam do niego. Nie byłam tu od pogrzebu matki. W ogóle nigdy nie czułam potrzeby częstego odwiedzania tego miejsca. Nie widziałam sensu w siedzeniu przed grobem i rozmyślaniu. Teraz może liczę na jakieś natchnienie? To naprawdę smutne, że próbuję znaleźć odpowiedzi na swoje problemy wśród zmarłych.


Usiadłam na małej i niewygodnej ławce naprzeciwko grobu rodziców. To było dziwne. Byłam świadoma, że odeszli i już nie wrócą, ale widok marmurowej płyty z ich imionami, z datami śmierci… Oczy zaszły mi łzami. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Czułam, że jestem na świecie zupełnie sama. Owszem, miałam Philipa, ale on sam potrzebuje jeszcze wsparcia… Od tego są rodzice. Powinni zapewnić poczucie bezpieczeństwa, atmosferę idealną do leczenia się z nieszczęśliwej miłości. Ja nie miałam takiego komfortu, wszystko spadło na mnie nagle, los nie miał ani odrobiny litości.  Z otępienia wyrwały mnie wibracje telefonu.
- Halo? – odebrałam mechanicznie, nie patrząc na wyświetlacz. Byłam pewna, że to Philip. Mimo kilku mocnych słów wiedziałam, że mnie kocha i na pewno się martwi. Ale przecież nie wyszłam z domu, żeby robić mu na złość…
- Ivette? To ty? – niski głos od razu mnie otrzeźwił. Dla pewności spojrzałam na telefon. Bill. Przez ułamek sekundy pomyślałam, że to mógł być Tom…
- Tak – odparłam. Brzmiało to raczej żałośnie, ale nie miałam siły na nic więcej. Miałam nadzieje, że nie pozna po głosie w jakim jestem stanie… Nie znamy się na tyle, żeby mógł cokolwiek zauważyć.
- Coś ci jest? – nie wiedziałam, co mu powiedzieć. – Ivette? Potrzebujesz pomocy?
- Chyba tak…
- Jak to? Co się stało? Gdzie jesteś? – był wyraźnie zaniepokojony. A mi nie było nawet głupio… Ja przestałam panować nad swoim zżyciem. Potrzebowałam kogoś, kto mnie wysłucha. Nic w tym momencie mnie nie obchodziło, ja nie chciałam być tu sama.
- Jestem na cmentarzu, tym na obrzeżach miasta. Zrozumiem, jeśli nie masz czasu.
- Przyjadę. Czekaj tam na mnie, znajdę cię.


Ziemia jak lód, dreszcz, wśród tłumu pustkowie.
Cisza ze słów, gniew , opadam na dno...



Powoli robiło się ciemno. Cmentarz nocą nie wydaje mi się odpowiednim miejscem na rozmyślenia, ale nie miałam siły wstać i gdziekolwiek iść. Nie chciałam jeszcze wracać do domu i właściwie nie miałam gdzie się podziać.  Poza tym... Cały czas oczekiwałam pojawienia się Billa. Chociaż doskonale zdawałam sobie sprawę, że to co robię jest nieodpowiednie. Nie mam nawet prawa zachowywać się w ten sposób, zawracać niemal obcym ludziom głowy swoimi problemami. Czekać, aż zrobi im się mnie żal i zechcą jakkolwiek pomóc. Jednak robiłam to... I nie czułam żadnych wyrzutów sumienia.
- Ivette. Jest straszny wiatr, będzie padać, co ty tu robisz? – Bill pojawił się znikąd. Stanął nade mną i poczułam się jak mała dziewczynka, której on jest ojcem. Spojrzał na pomnik i chyba zrozumiał, co się stało. Nie chciałam widzieć w jego oczach tego, co widziałam przez kilka tygodni u każdego, kto ze mną rozmawiał. Nie wiedzieli co powiedzieć, robiło im się głupio, nawet nie przykro, potem składali nieszczere kondolencje i czym prędzej uciekali, jakby coś było ze mną nie tak. Bo w sumie... Było. – Chcesz porozmawiać?
Spojrzałam na niego i okazało się, że jego twarz była zupełnie inna. Posmutniał, ale to było takie prawdziwe… Poczułam coś dziwnego, gdy nagle złapał moje dłonie marszcząc przy tym czoło. Zaskoczył mnie tym gestem. Tak bardzo przypominał mi swojego brata... A ja tak bardzo chciałam widzieć w nim właśnie Toma.
- Strasznie zmarzłaś. – ciągle na niego patrzyłam, co chyba zaczynało robić się dziwne. Nie dało się jednak nad tym zapanować. Jest kopią mężczyzny za którym wciąż szaleję... – Może chcesz stąd iść? Mam samochód, tam byłoby ci cieplej. – pokiwałam przecząco głową. Kolejne skojarzenie z Gitarzystą... Samochód. Nie mogłam teraz ot tak z tymi wszystkimi wspomnieniami wsiąść z nim do auta. – Mów. Wygadaj się. Ja mam czas – rzekł zajmując miejsce obok mnie. Długo nie umiałam znaleźć słów. Co ja właściwie mogłam mu powiedzieć… Moja historia była żałosna. Czy to on jest tą odpowiednią osobą, której powinnam o niej opowiedzieć? Prawdopodobnie tak. Ledwo go znam i raczej już nigdy więcej się nie zobaczymy. To co ode mnie usłyszy zachowa dla siebie, albo... Będzie w przyszłości śmiał się z tego ze swoimi znajomymi. W każdym razie... Mnie już nie będzie w jego przyszłości. Na pewno nie w postaci fizycznej...
- Ja chyba wpadłam w jakąś depresję… Ja już po prostu nie mam siły na nic, nie chcę żyć. Najpierw odszedł mój ojciec. Mama zaczęła pić… Żyłam, jak umiałam, udawałam, że jestem szczęśliwa. Do momentu, w którym pojawił się twój brat. Ja naprawdę się zakochałam. Chyba wtedy, w hali po koncercie… Te oczy… Zresztą, widzisz je codziennie w lustrze – uśmiechnął się. Nawet ich uśmiechy są do siebie takie podobne! Albo to ja już mam całkowitą paranoję... - Potem było naprawdę cudownie. Tylko, że ja mu powiedziałam… Powiedziałam mu, że go kocham. A to nie miało być tak. To miał być związek bez zobowiązań. Chyba... Tak sądzę. Długo się z tym męczyłam, ale to było takie słodkie cierpienie, dopóki on był obok. Kochałam go po cichu i byłam zupełnie szczęśliwa – wyznałam czując pewnego rodzaju ulgę i jednocześnie dziwną przyjemność na wspomnienie tego, co przeżyłam. - Potem mama... Wiesz, że się starała? Przestała pić… Chciała się zmienić. Nie wiem, dlaczego... Nie wiem co takiego się wydarzyło, że postanowiła zmienić swoje życie. Nie zdążyłam się już tego dowiedzieć... W końcu znów wszystko zaczęło się psuć. On odszedł. Ona zmarła… - ostatnie słowa wypowiedziałam już znacznie ciszej. Łzy znowu cisnęły mi się do oczu. Już nie czułam tego wyjątkowego uczucia w głębi. Nie było już miłych wspomnień... - Nie poradziłam sobie ze stratą Toma i zmarła moja matka. Jestem sierotą, Bill. Przestałam sobie z tym radzić, po prostu… - zakończyłam chyba nawet nie do końca zdając sobie sprawę jak wielkie znaczenie miały moje słowa. Jestem sierotą... Przecież to takie prawdziwe.


- To nic złego, masz prawo sobie z tym nie radzić – odezwał się po chwili. Wbrew pozorom dobrze było usłyszeć od kogoś, że mam do tego prawo. Że to nie jest wcale złe. Nie czuć się winną chociaż za to, co czuję... - Sam nie potrafię zrozumieć, dlaczego to wszystko tak naraz się tobie przytrafiło... Nie znam cię za dobrze, ale naprawdę wydajesz się być dobrą dziewczyną. Nawet Tom... Potrafił to zauważyć.


- Myślisz, że on wróci? - spojrzałam na niego z nadzieją. Pragnęłam teraz, aby dał mi nową wiarę w przyszłość. Chociaż odrobinę... Nie odpowiedział jednak. Przytulił mnie tylko mocno do siebie, co wprawiło mnie w jakieś oszołomienie. Jego ramiona, jego ciepło... Bliskość... Miałam ochotę się wyrwać i uciec jak najdalej z krzykiem. Bo on nie był moim Tomem... 


Dziękuję mojej Marcie bez której ten odcinek pewnie by jeszcze nie powstał.

4 komentarze:

  1. ~`. Kleiner Android18 listopada 2013 23:45

    Jezu , łzy mi się same pakują do oczu . Cudny odcinek, w sumie to nic nowego . xd Ty masz tylko cudne odcinki . Mam nadzieję że Iv w końcu sobie poradzi z stratą matki . Oraz mam nadzieję że Tom w końcu doleje sobie oleju do rozumu i ogarnie się i wróci . Jeśli nie to ja się popłaczę . Ivette ma przechlapane życie .. strata ojca staczając się matka którą potem traci . Tom który od niej od chodzi . I to określenie " Jestem Sierotą " ... po prostu płakać się chce ... Eh życie jest takie nie sprawiedliwe ... Na ale mam nadzieję że wszystko się ułoży ... Bill taki cudowny leci z pomocą do dziewczyny . Normalnie wspaniale jest mieć kogoś takiego jak Bill.
    No nic teraz muszę czekać na następny odcinek .. CZEKAM NA NEXT . .
    Życzę weny twórczej :) Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ehh.. nie wiem ci napisać.. to takie dołujące.. płakać się chce :( czekam na następny.. może tam napiszę coś więcej. Jesteś świetna w pisaniu, masz wspaniałą wyobraźnię.. nie kończ tworzyć bo to coś pięknego♥ buziaki :* ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Anastazja ♥♥♥21 listopada 2013 21:42

    ŁŁŁŁiiiiii nowy odcinek ♥
    troszkę smutno się zrobiło
    mam przeczucie ze ta historia dobrze się nie skończy ( Iv popełni samobójstwo ) ? pozdrawiam ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Ou, czyli ty jednak też potrafisz pisać smutno :D A tak ponoć nie lubisz złych rzeczy i na mnie najeżdżasz:( XD Cholernie fajny odcinek, takie klimaty zawsze spoko! Myślę, że przy takim nawale wydarzeń ciężko będzie jej się pogodzić ze strata matki, a Tom to w ogóle hit miesiąca! Jak można być aż tak wielkim bezczelnym egoistą?! Facet wymiata, nie ma co. Ale spoko, jeszcze tego pożałuje. Prawda? Prawda? Bo ona się ogarnie i się zemści, praaaawdaaa??? <33333 Byłoby doskonale :3 No, sugestię już masz, bo w końcu nie można się mazać całe życie, nie? :D Czekam na nexta i pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń