Wielka hala, wypełniona po brzegi podekscytowanymi fanami. Przeżywałam deja vu. Po raz kolejny byłam wśród nich wszystkich na koncercie swojego tak bardzo uwielbianego od zawsze zespołu. Nie byłam jednak już tą samą osobą co dawniej. Przynajmniej nie do końca tą samą. Wiele się zmieniło od czasu pierwszego koncertu, na którym byłam i mojego rozstania z Gitarzystą Tokio Hotel. Moje życie było teraz trochę inne... Ale wciąż pamiętałam. Dlatego stojąc w pierwszym rzędzie nie mogłam się napatrzeć na mężczyznę, który tak niegdyś zawładnął moim sercem i umysłem. Patrząc na niego czułam, jak wszystko do mnie wraca z podwojoną siłą. Przez to czułam się jeszcze bardziej podekscytowana. Nie mogło się to równać z tym, co odczuwały te dziewczyny stojące obok mnie. Gdyby tylko wiedziały...
Nie będę ukrywać, że ten koncert był tylko dobrym pretekstem, żebym mogła znowu go zobaczyć. Nacieszyć swoje oczy, swoje serce. On wciąż był taki idealny, seksowny... Wciąż miałam ochotę wdrapać się na scenę i rzucić na niego. Oczywiście to było niemożliwe. A nawet gdyby było... Nie zrobiłabym tego. Bo przecież jestem starsza, rozważniejsza. Nie robi się takich rzeczy! Tym bardziej, że nie wiem, czy on również by tego chciał. Nie zmieniało to faktu, że i tak na samą myśl o tym czułam dreszcze na całym ciele. Trochę odstawałam od tłumu, bo bardziej skupiałam się na Tomie niżeli całym show. Koncert tak naprawdę był dla mnie tylko przyjemnym dodatkiem. Przez cały czas, który trwał zastanawiałam się też, czy może któryś z bliźniaków mnie zauważył, rozpoznał. Nie ukrywam, że byłoby to miłe! Chciałabym zobaczyć ich uśmiech, poczuć na sobie to czekoladowe spojrzenie. Szczególnie Toma... Oh, tak moje uzależnienie. To nigdy się nie skończy! Wiedziałam, że przychodząc tu wiele ryzykuję. Mój brat w ogóle był przerażony, gdy się o tym dowiedział... Ale ja byłam całkowicie spokojna. Bo wiem, że nic dwa razy się nie zdarza. Chyba, że...
Nagle muzyka ucichła i słyszałam tylko rozwrzeszczany tłum. Zaczęły udzielać mi się ich emocje i zupełnie automatycznie zaczęłam krzyczeć razem z innymi fankami, kiedy tylko na hali rozbrzmiał głos Wokalisty.
- Wszystko, co piękne, szybko się kończy. Dzisiejszy wieczór był wspaniały, jesteście najlepsi. Zawsze dajecie nam mnóstwo energii, niesamowicie się z wami bawię. A teraz, po raz ostatni dzisiaj, zróbcie hałas, Aliens!
Najpierw weszła perkusja, potem gitary i zaczęła się ostatnia piosenka. Tym razem skupiłam swoją uwagę na muzyce. Było to nieco dołujące, ale starłam się spełnić życzenie swojego idola i śpiewałam razem z nim. Piosenka była śliczna, nie była smutna mimo, że opowiadała o przemijaniu tego, co w życiu najpiękniejsze, o poczuciu tęsknoty i pustki, z którą należy się pogodzić, by dać sobie szansę na ponowne znalezienie szczęścia. W internecie pojawiła się plotka, że tę piosenkę napisał Tom, a nie Bill, jednak informacje na opakowaniu płyty tego nie potwierdziły. Ja jednak wierzyłam, że może być w tym odrobina prawdy... Chwilami czułam, że te słowa mówią o miłości Toma...O miłości do mnie. Spojrzałam na niego.
Miał zamknięte oczy, odchylił głowę do tyłu. Jego dłonie posuwały się po gitarze z ogromną delikatnością, w myśl zasady, że powinno się ją traktować, jak kobietę. Jego mięśnie były jeszcze większe, niż je zapamiętałam. Zmienił się on, ale na pewno nie fakt, że nadal był diabelsko przystojny. Śpiewałam głośno razem z całą halą i zupełnie nieświadomie, nie odrywałam wzroku od starszego Kaulitza. Piosenka skończyła się w mgnieniu oka i mimo bisów, które wyjątkowo zagrali, koncert dobiegł końca. Cały zespół podszedł bliżej fanów, przez co nagle zrobiło się jeszcze ciaśniej i głośniej. Wszyscy parli do przodu, nie zwracając uwagi na to, że zwyczajnie nie ma już miejsca, a osoby w pierwszym rzędzie prawie leżą na metalowych barierkach. Ja sama deptałam komuś po nogach i popychana przez tłum, prawie przewróciłam się na blondynkę, którą natomiast niewiele dzieliło od sceny. Byłam tak blisko... Czułam dziwny niepokój, a może nawet strach, na myśl, że Tom mógłby mnie zobaczyć. Wcześniej nawet tego chciałam, ale teraz nie wiedziałam, co mogłoby się wtedy stać... Ogromna fala zmian, nowe nadzieje, nowe zawody... Czy ja jestem na to gotowa? Niestety, na to wszystko było już za późno. Stałam kilka metrów od Tokio Hotel i nijak nie mogłam wpłynąć na to, co się wokół mnie działo.
Zajęta natłokiem myśli, zupełnie ignorowałam Billa, który cały czas coś mówił i resztę zespołu, która machała do fanów. Dopiero po chwili dotarło do mnie, skąd to całe poruszenie. Zaczęło się. Gustav rzucił pałeczki, poleciały daleko, nie wywołując reakcji osób stojących wokół mnie. To samo było z ręcznikami, które latały nad moją głową. Chwilę później poczułam na sobie falę zimna. Tak, nie mogli zapomnieć o oblewaniu fanów wodą, to była nieodłączna tradycja, rytuał. Nie miałam im tego za złe, choć nie uważałam za nic przyjemnego.
Nie minęło pół minuty a wszyscy wokół zaczęli krzyczeć jeszcze głośniej. Automatycznie spojrzałam na Toma, ale tym razem nie byłam jedyna, bo wzrok wszystkich fanów był wbity właśnie w niego. Wymachiwał ręcznikiem we wszystkie strony, obserwując tłum. Nagle czarny materiał poleciał... W moim kierunku. Nie zdążyłam nawet zareagować, kiedy ktoś chwycił go, jakby to był największy skarb, a potem słyszałam tylko piski fanek rozrywających materiał.
Mnie jednak interesowało coś innego. Brązowe oczy Gitarzysty, który śledził trasę swojego prezentu dla fanów i przez to zauważył mnie. Byłam pewna, że mnie poznał. Przez kilka sekund był zupełnie osłupiały, a jego mina zrzedła. Nasze spojrzenia się spotkały. Po chwili zachwiałam się, bo w tłum poleciał kolejny ręcznik zespołu i wszyscy rzucili się w jego kierunku. Wtedy musiałam zniknąć mu z oczu. Widziałam, jak mnie wypatrywał, ale nic nie mogłam zrobić. Niby jak moje krzyki miały dotrzeć do niego pośród tego hałasu?
Chłopcy ruszyli w kierunku kulis, a on nadal mnie szukał. Niestety, Bill rzucił mu znaczące spojrzenie i Tom, chcąc nie chcąc, poszedł razem z nimi.
A ja... Ja nadal stałam, zupełnie bezwładna, miotałam się między setkami ludzi. Poddawałam się im, szłam razem z nimi, nie wiedząc nawet gdzie się kierują. Nie mogłam pozwolić, żeby tak to się potoczyło! Widział mnie... Szukał mnie... To naprawdę się stało. Musiałam coś zrobić.
Zebrałam w sobie wszystkie siły i zaczęłam przepychać się w zupełnie przeciwnym kierunku niż fani. Miałam, gdzieś fakt, że wrócę do domu cała poobijana. Na szczęście nie oddaliłam się zbyt daleko od miejsca, w którym wcześniej stałam, więc nie miałam, aż tak wiele trudu, aby tam wrócić. A przede wszystkim miałam w sobie mnóstwo motywacji! Chciałam zobaczyć się z Tomem, chciałam jeszcze raz na niego spojrzeć... Porozmawiać z nim. Wiem, że jeśli mi się to nie uda, będę tego żałowała do końca życia. Ze swojego doświadczenia wiedziałam już, jak dostać się tam, gdzie niby nie wolno wchodzić publiczności. Doskonale pamiętam, jak ostatnim razem trafiłam za kulisy gubiąc się przy tym, jak ostatnia sierota. Tym razem jednak podążałam tam z pełną świadomością, w konkretnym celu. Nie zastanawiałam się w ogóle, co zrobię, gdy już go spotkam. To nie było ważne... A przynajmniej tak mi się wydawało na daną chwilę...
W tym chaosie nikt nie zwrócił uwagi, jak prześlizgnęłam się przez drzwi znajdujące się z tyłu sceny. Jeden z ochroniarzy właściwie mnie zauważył, ale widocznie uznał mnie za kogoś z pracowników. I chwała mu za to! To naprawdę było banalne. Znalazłam się na korytarzu, który był naprawdę słabo oświetlony. Nie wiedziałam, w którym kierunku mam się udać. Nikogo tu nie było, a korytarz wydawał się ciągnąć w nieskończoność. Zaczęłam powoli iść do przodu rozglądając się po drzwiach. Szukałam jakiegoś napisu typu "garderoba", czy coś w tym stylu. Ciągle docierał do moich uszu hałas z hali, który zakłócał moją koncentrację... Bałam się też, że znowu wpadnę na jakiegoś „goryla”, jak rok temu i będę miała kłopoty. Ale może dzięki temu szybciej dostałabym się do Toma?
- Ivy? - zastygłam w bezruchu słysząc nagle za sobą tak dobrze znany mi głos. Serce zaczęło mi bić, jak oszalałe, a ja sama nie wiedziałam, co mam zrobić. Bałam się odwrócić doskonale wiedząc kto za mną stoi. Przecież tego właśnie chciałam. Po to tutaj przyszłam... Więc co? Teraz stchórzę? Sprowadziłam go chyba swoimi myślami... - To ty Ivy?
- Cześć Tom – wydusiłam w końcu z siebie odwracając się w jego kierunku. Nasze spojrzenia ponownie tego wieczoru skrzyżowały się ze sobą. A ja znowu miałam wrażenie deja vu. Nasze pierwsze spotkanie, w całkiem podobnej sytuacji... Jego oczy wpatrujące się w moje. Od tego wszystko się zaczęło między nami. To była ta iskra, która wznieciła płomień naszej miłości. - Miło cię widzieć... - zdaję sobie sprawę, że to głupie. Tyle, że nagle nie wiedziałam, co mu powiedzieć. To wydawało się prostsze, gdy stałam przed sceną wśród tłumu... Gdy istniało tylko w mojej wyobraźni.
- Ivy... To naprawdę ty... Boże, gdzieś ty była? - jego słowa zabrzmiały, co najmniej, jakbym to ja go opuściła i zniknęła z jego życia, a on cierpiał z tego powodu niezmiernie. Chyba tak nie było? Podszedł do mnie bliżej i to wystarczyło, aby moje ciało przeszedł dreszcz.
- Ja? - uniosłam brwi nie spuszczając z niego wzroku, a chłopak wydawał się posmutnieć.
- Szukałem cię... Po tym, jak twój brat kazał mi zniknąć z twojego życia, naprawdę żałowałem, że go posłuchałem. Wcale tego nie chciałem... To wszystko nie tak miało wyglądać. Ale zapadliście się pod ziemię...
- Wyjechaliśmy... Philip ci kazał zniknąć? - przerwałam mu zszokowana nowymi wiadomościami. Emocje z każdą chwilą we mnie wzrastały. Czy to się dzieje naprawdę? - Więc ty naprawdę wtedy byłeś w szpitalu...
- Nie dziwię się, że ci nie powiedział – mruknął spuszczając wzrok. - Przepraszam... Tak bardzo...
- Daj spokój... To nie twoja wina – uśmiechnęłam się lekko, co nie było zbyt łatwe. Bo w tej chwili miałam ochotę zabić własnego brata gołymi rękoma. Nie mogę w to uwierzyć! Tylko, czy warto teraz się tym przejmować? Stoję przed Tomem... Boże, to znowu się dzieje. - Naprawdę mnie szukałeś? - zapytałam nadal to wszystko do mnie nie docierało. Skinął twierdząco głową spoglądając na mnie w ten swój czuły sposób. Zupełnie, jak dawniej... Widziałam w jego oczach żal, tęsknotę. Wierzyłam mu... Uwierzyłabym we wszystko, co by tylko teraz mi powiedział.
- Dlaczego tu jesteś?
- Nie wiem... Chciałam się z tobą zobaczyć chyba – odparłam niepewnie. - Jeśli mnie szukałeś... To szukasz mnie nadal? - kolejne bezsensowne pytanie z moich ust. Ale nie umiem inaczej!
- Chyba ty mnie znalazłaś – powiedział cicho niebezpiecznie zmniejszając między nami dystans. Myślałam, że serce wyskoczy mi z piersi, gdy poczułam jego oddech na swoich ustach. Jego ruchy były takie niepewne, czułam, jak bardzo się boi mojego odtrącenia. Może i powinnam go odrzucić... Pewnie tak. To było jednak silniejsze. Cała wręcz drżałam, musiałam dać się ponieść emocjom i uczuciom. To ja wykonałam kolejny ruch wpijając się w jego wargi. A potem wszystko już działo się samo, w swoim szaleńczym tempie. Zaczęliśmy się całować, niczym para szaleńców. Miotaliśmy się po korytarzu nie mogąc ustać w jednym miejscu obdarowując się wzajemnie namiętnymi, gorącymi pocałunkami. Nasze pragnienie wzięło górę i znowu nic się nie liczyło. Nic poza nami. W końcu zatrzymała nas jedna ze ścian, gdzieś przy końcu korytarza. W jakimś ciemnym kącie. Pozostaliśmy tam, bezpieczni i spokojni, że nikt nas nie dostrzeże. Tom nie przestawał mnie całować, co całkowicie mi odpowiadało. Sama chciałam tylko więcej. Tęskniłam za tymi ustami przez szmat czasu. Zasłużyłam, aby znowu mieć je tylko dla siebie.
Nie zważając na nic zaczęłam rozpinać mu spodnie. Przez moment wydawał się być zaskoczony przebiegiem sytuacji, ale nic nie powiedział, ani tym bardziej się temu nie opierał. Spojrzał tylko w moje oczy, najwyraźniej to mu wystarczyło. Znowu zaczął mnie całować podczas, gdy ja zasuwałam z siebie majtki. Dziękowałam samej sobie w duchu, że założyłam na ten koncert sukienkę, choć to było naprawdę idiotyczne z mojej strony.
Nie obchodziło mnie, że jesteśmy w publicznym miejscu i ktoś może tu za chwilę wejść. Pragnęłam go tu i teraz. Podniecenie przysłaniało mi zdrowy rozsądek, nie myślałam o niczym. Zresztą chyba obydwoje w ogóle przestaliśmy myśleć. Tom całował moją szyję jednocześnie zaciskając swoje dłonie na moich piersiach. Jemu chyba także nie przeszkadzało mało komfortowe miejsce w jakim się znajdowaliśmy. Przypierał mnie do ściany cały czas pieszcząc moją skórę i piersi. Moje dłonie z pasją badały jego umięśnione plecy pod koszulką. Tak cudownie było znowu móc go dotykać...
Nasze oddechy były przyspieszone, a podniecenie sięgało zenitu. W końcu chłopak uniósł mnie do góry pozwalając mi opleść nogami jego biodra. Trzymał mnie mocno w swoich silnych ramionach. Znowu czułam się bezpieczna i kochana. Wyjątkowa. Najpiękniejsza i najszczęśliwsza. Należałam do niego...
Zarzuciłam mu ręce na kark całując go czule po szyi, co najwyraźniej przeważyło szalę podniecenia, ponieważ poczułam, jak Gitarzysta stanowczym ruchem wchodzi we mnie. Wygięłam się lekko zaskoczona nagłym przypływem silnej rozkoszy. Chłopak zaczął poruszać się coraz szybciej doprowadzając mnie tym do szaleństwa. Czułam, jak zbliżam się do punktu kulminacyjnego. Chyba nigdy wcześniej nie uprawialiśmy seksu w takim tempie. Myślę, że nasza rozłąka miała na to ogromny wpływ, ale miejsce też raczej nie było obojętne. Nie mogliśmy sobie pozwolić na dłuższe pieszczoty, które zawsze tak uwielbiałam. Tom znowu obudził we mnie moją "dziką" naturę. Nie sądziłam, że kiedykolwiek jeszcze go spotkam, że cokolwiek między nami jeszcze zajdzie. A już na pewno nie, że będziemy uprawiać seks na korytarzu pod ścianą! Myślałam, że takie rzeczy robią tylko pijani, napaleni ludzie na imprezach... Rzeczywistość, jak zwykle zaskakuje.
Oddychaliśmy nienaturalnie, głośno i szybko. Miałam ochotę zachować się nieco głośniej, ale mimo wszystko pozostała mi jakaś odrobinka rozumu, która raczyła przypomnieć, gdzie się znajduję. Choćby nie wiem co, nie chciałabym, żeby na przykład zjawił się tu Bill i to wszystko zobaczył! Jednak nie mogłam powstrzymać się od mocnego jęknięcia, gdy doznałam szczytu rozkoszy. Starałam się je zdusić chowając twarz w zagłębieniu szyi Toma, ale nie wiem na ile mi się to udało. W każdym razie czułam się spełniona i od razu emocje, jakby zaczęły opadać. Chłopak doszedł zaraz po mnie i wtulił się w moją szyję. Dopiero po chwili postawił mnie na twardym gruncie. Z trudem udało mi się utrzymać równowagę. Obydwoje byliśmy wyczerpani choć na dobrą sprawę zwykle robiliśmy dużo więcej niż tym razem... Jednak to szaleńcze tempo zrobiło swoje. Staliśmy przez chwilę jeszcze przytuleni do siebie czekając, aż nasze oddechy się unormują. Zaraz jednak ocknęłam się dochodząc do wniosku, że przecież Tom stoi tu pół nagi... Odsunęłam się więc od niego wskazując mu jego spodnie skinieniem głowy, a sama schyliłam się, aby podciągnąć swoje majtki. Poprawiłam też sukienkę i włosy chcąc zachować jakiekolwiek pozory... To było zupełnie nie w moim stylu. Albo może nie w stylu dawnej Ivette? Nie wierzę, że to się tutaj wydarzyło...
- Kocham cię... Nie sądziłem, że to będzie trwało tak długo – wyznał nagle zwracając tym samym na siebie moją uwagę. Jak cudownie było to usłyszeć... - Ale ja nadal to czuję...
- Miło było cię spotkać Tom – uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie. Uniósł brwi, wyglądał na zdezorientowanego.
- Jak to?
- Hm? - zrobiłam krok w tył odsuwając się od niego jeszcze bardziej. - Dziękuję za to spotkanie. Za wyjaśnienie wszystkiego, myślę, że było nam to potrzebne – dodałam, a on patrzył w tej chwili na mnie z takim przerażeniem, jakiego jeszcze nigdy u niego nie widziałam. - Może jeszcze kiedyś to powtórzymy? Żegnaj, Tom – posłałam mu jeszcze swoje krótkie spojrzenie i odwróciłam się ruszając do przodu. Postawiłam jednak tylko kilka kroków, aby zaraz ponownie odwrócić się w jego kierunku. Stał wciąż w tym samym miejscu, z tym samym przerażonym wyrazem twarzy, jak małe dziecko. To było rozczulające, a zarazem komiczne. Patrzył na mnie, jakbym mu zabiła psa. Uśmiechnęłam się do niego ponownie. - Żartowałam tylko – odezwałam się w końcu nie mogąc go już dłużej torturować. Niemal ujrzałam, jak spada z niego cały ciężar, ale wciąż wyglądał, jakby nie wiedział co się dzieje. Roześmiałam się tylko i podeszłam do niego z powrotem. - Kocham cię głupolu, nigdzie się nie wybieram – powiedziałam łapiąc go za podbródek. Dopiero teraz, jakby wrócił do rzeczywistości.
- Jesteś okrutna... - szepnął, a jego oczy zabłyszczały od łez. - Nie stracę cię kolejny raz, nigdy więcej. Kocham cię... Tak mocno – przyciągnął mnie szybko do siebie chowając w swoich ramionach. Chyba pierwszy raz ktoś, tak mocno mnie przytulił... Miał rację, jestem okrutna. - Kocham cię od chwili kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem... Kiedy spojrzałem w twoje oczy. Ja wiedziałem... Czułem to już wtedy – wyszeptał wylewając miód na moje serce.
- Udusisz mnie – zaśmiałam się i z trudem zmusiłam go, aby choć trochę rozluźnił uścisk. Wtedy sama zarzuciłam mu ręce na kark przytulając go. - Wiedziałam... Dlatego tak bardzo walczyłam. Nie możesz już nigdy więcej się bać... Obydwoje nie możemy nigdy więcej stchórzyć – spojrzałam mu głęboko w oczy i pogładziłam po policzku.
- Wyjdź za mnie Ivy...
Nie bój się... Nie bój się miłości, którą w sobie masz.
KONIEC
Tak, po raz kolejny w ciągu kilku lat mam zaszczyt napisać to magiczne słowo pod ostatnim odcinkiem jednej ze swoich historii. „Koniec”. Powinno być mi smutno, bo poświęciłam temu opowiadaniu kilka lat, mnóstwo czasu, weny, a przede wszystkim swoich emocji. To jedyne opowiadanie, które tak bardzo wyciągało ze mnie emocje i uczucia... Czasem po napisaniu jakiegoś odcinka Zakochanej Fanki czułam się taka „wyssana”, zmęczona... To było ciekawe przeżycie xD Ale jeśli dzięki temu Wy mogliście poczuć te historię, tak bardzo jak ja ją czułam, było warto. Były chwile zwątpienia, chwile pustki, zawieszenia, braku pomysłu, weny... Jednak już po wszystkim. Udało mi się. I nie jest mi smutno. Jestem podekscytowana, szczęśliwa i dumna! Bo doprowadziłam do końca moje ukochane opowiadanie... Bo wykorzystałam wszystkie swoje plany co do niego i jest tak, jak miało być. Wy też nie bądźcie smutni :D Każdy z Was może dalej dopowiedzieć sobie te historię, pobudźcie swoje wyobraźnie! Ja jestem usatysfakcjonowana. I zakończenie jest szczęśliwe! Bo tak właśnie ma być. Wyznaję zasadę, że jeżeli życie jest tak podłe i przysparza nam wszystkim tak wiele smutku i przykrości, bólu... To chociaż niech fikcja będzie czymś co się temu sprzeciwi. Szczęśliwe zakończenia są najlepsze, nawet jeśli miałyby być banalne. Moje jest banalne. Dla, niektórych być może zniszczyłam te historię właśnie tym epilogiem. Albo może nawet wcześniej? Dzisiaj ktoś napisał mi, abym skontaktowała się z pewną autorką FFTH i dowiedziała się co to literatura z „wyższej półki”. Nie powiem, było to dla mnie przez chwilę przykre. Ale tylko przez chwilę :) Zdaję sobie sprawę, że moja twórczość nie jest niczym nadzwyczajnym. Nie jest idealna, może nawet nie jest dobra. Ale są tu ludzie, którzy jednak zaglądają, czytają i czują. Są tu, chociaż nie piszę książkowo. Widocznie nie zawsze musi być wszystko idealnie :)
Rozpisałam się, wzięło mnie na jakieś rozmyślenia xD Ale już dosyć. Teraz chcę Wam podziękować za to, że byliście ze mną. Nie wiem, czy jest tu ktoś, kto czytał Zakochaną Fankę od dnia, w którym pojawił się prolog? Jeśli tak, to szczerze podziwiam! Prawda jest taka, że czytelnicy przychodzą i odchodzą. Ale zawsze ktoś mimo wszystko jest :) Czasem pisałam, gdy pojawiały się tylko dwa komentarze, ale pisałam to dalej. Bo wiedziałam, że te dwie osoby czekają, nawet jeżeli poza nimi miałoby nikogo więcej to nie interesować...
Ej, znowu się rozpisuję xD A miałam dziękować! Dziękuję, dziękuję, dziękuję! Nie wymienię Was wszystkich z imienia/nicku, bo nie pamiętam i nie chciałabym kogoś pominąć. W każdym razie dziękuję i tym komentującym czytelnikom, jak i również osobom, które czytały nie ujawniając się. Wyświetlenia bloga również są motywujące. Może nie tak jak opinie, ale jednak xd Ten epilog jest dla Was wszystkich! I dziękujemy też Marcie, która mnie wspierała w ostatnich odcinkach Zakochanki (przed chwilą przez przypadek to napisałam i stwierdzam, że pasuje idealnie! xd) i miała duży udział w zarówno pomysłach, jak i pisaniu xD Tak, przeplatają się tutaj jej słowa xd Zajrzyjcie na jej bloga, bo warto xd Poza tym ja jej podsunęłam pomysł! Także, tym bardzie warto xd
Kończę te wywody, bo już błędy zaczynam robić, poza tym ileż można pisać! Jeszcze raz bardzo dziękuję, bez Was Zakochanka nie byłaby taka wyjątkowa. Zapraszam na moje pozostałe blogi, dziękuję i pozdrawiam :*
Ka.
Ps. Obok, znajdziecie utwory, z których zaczerpnięte były tytuły kartek i nie jeden również wspierał mnie w trakcie pisania :) Były dodane po kolei, ale onet postanowił ustawić je wg alfabetu xd