Miałam wrażenie,
że Tom stał i czekał na mnie pod drzwiami, tak szybko mi je otworzył, niemal
natychmiast wciągając do środka. Nie zdążyłam mu nawet powiedzieć: cześć.
– Nareszcie
jesteś – rzekł i objął mnie rękami w talii, przyciągając bliżej siebie. Byłam
zaskoczona jego entuzjazmem na mój widok. Chyba się nie spodziewałam, że mógłby
cieszyć się z tego spotkania bardziej ode mnie. Chciałam odpowiedzieć mu, że
też się cieszę, że go widzę, ale chłopak, jak zwykle był pierwszy. Zamknął mi
usta namiętnym i zachłannym pocałunkiem. Jakiekolwiek słowa były już nam
całkowicie zbędne. Zdążyłam zapomnieć przez te kilka dni rozłąki, jak to było,
gdy Tom robił z mojego mózgu papkę. W tamtym momencie właśnie to się działo,
gdy błądził językiem w moich ustach. Odwzajemniałam jego natarczywość,
przekazując w tym całe swoje pożądanie, jakie do niego czułam.
– Czy my… Nie
mieliśmy jeść obiadu? – wydusiłam pomiędzy kolejnymi jego pocałunkami, a to
naprawdę nie było łatwe. W ogóle nie wiedziałam skąd znalazłam sobie na tyle
silnej woli, by nie dać się ponieść o krok dalej, a zamiast tego zachować
odrobinę rozsądku.
– Zdaje się, że
tak. Tylko najpierw musimy go zrobić – Oderwał się w końcu od moich warg, spoglądając
uważnie w moje oczy.
– Ah, tak… Więc
zapraszasz mnie na obiad, który mam sobie zrobić sama? – Podjęłam temat, będąc
tym jednocześnie bardzo rozbawiona.
– Nie jestem
najlepszy w randkach, jak widać – stwierdził, marszcząc przy tym swoje brwi. –
Po prostu nie wyrobiłem się z czasem i niestety wyszło słabo.
– Randki z tobą
są naprawdę oryginalne – przyznałam z uśmiechem i z ciekawością skierowałam się
do kuchni, by zobaczyć, co Tom miał do zaoferowania. – Masz szczęście, że lubię
gotować.
– To mamy coś
wspólnego – Muzyk dołączył do mnie, a ja
odwróciłam się w jego kierunku z dość zdziwionym wyrazem twarzy.
– TY lubisz
gotować?
– Oczywiście
uwierzyłaś w te wszystkie wywiady, w których zapierałem się, że tego nie
potrafię robić? – Roześmiał się, opierając plecami o wyspę kuchenną. Zmrużyłam
oczy, przyglądając mu się podejrzliwie. Pewnie, że wierzyłam. Wywiady, to było
niegdyś jedyne w miarę realne źródło informacji na jego temat.
– Jeśli naprawdę
to lubisz, dlaczego kłamałeś?
– Oj tam od razu
kłamałem. Po prostu… Chciałem zostawić coś dla siebie – Wzruszył niewinnie
ramionami, ale mnie nie satysfakcjonowała ta odpowiedź. Posłałam mu więc
znaczące spojrzenie, dając do zrozumienia, że chciałabym, aby to rozwinął.
Miałam nadzieję, że jak już poruszyliśmy ten temat, to nie będzie miał problemu
z wyznaniem mi swoich powodów do takiego, a nie innego zachowania. – Nie wiem,
czy to zrozumiesz. Nie jestem najlepszy w wyjaśnianiu takich pokręconych spraw
– zaczął, zastanawiając się przez chwilę prawdopodobnie nad doborem
odpowiednich słów. Nie zamierzałam go ponaglać. Sama doskonale wiedziałam, jak
czasem trudno było coś komuś przekazać. A każdy chciał być przecież, jak
najlepiej zrozumiany przez drugą osobę. – Jak jesteś sławny, to o wszystko cię
pytają. Chcą wiedzieć o tobie wszystko. A to, na co im nie odpowiesz, sami
sobie odpowiedź znajdą albo co gorsza wymyślą. Na początku to było całkiem
spoko. Byliśmy tym podjarani i lubiliśmy o sobie opowiadać. Z czasem jednak… Zacząłem
zauważać, że ludzie już nie chcą mnie poznawać. Albo raczej… Nie musieli? Bo
przecież byłem niemal, jak otwarta księga. Spotykałem kogoś i wiedział o mnie
tak wiele, nie musząc wcale spędzać ze mną czasu. W pewnym momencie przestało
mi się to po prostu podobać. Bo chciałem, żeby ludzie mieli szansę mnie poznać.
Tak normalnie… Może to głupie. Może trochę nie fair wobec fanów, że nie
wszystko, co mówiłem, było prawdą. I pewnie z jednej strony to też pewnego
rodzaju fałszywość. Maska, którą zakładam. Ale to jest mój sposób na radzenie
sobie z tym wszystkim – wyznał, zdumiewając mnie do tego stopnia, że nie
wiedziałam, jak powinnam zareagować. – Tak więc… Odkryłaś mój sekret. A
właściwie sam ci go zdradziłem.
– Nigdy nie
myślałam o tym w taki sposób…
– Na ogół ludzie
się nie zastanawiają nad takimi rzeczami, to normalne – skwitował, nie
przejmując się tym w ogóle. – To chyba bierzemy się za ten obiad, co?
– A co
zamierzałeś dziś serwować? – zapytałam, rozglądając się po kuchni w
poszukiwaniu jakichś wskazówek. Pierwsze, co dostrzegłam, to makaron.
– Nie wiem
jeszcze, co lubisz, a czego nie, więc postawiłem na banał. Wydaje mi się, że
makaron lubi większość ludzi na świecie.
– Nie mam
pojęcia, jak z innymi, ale ja uwielbiam. Umiem nawet zrobić świetny sos! –
oznajmiłam, chowając swoją skromność do kieszeni. Czułam się przy nim już na
tyle swobodnie, że mogłam pozwolić sobie na nieco większą otwartość, niż
zwykle. I to było wspaniałe uczucie.
– Na pewno nie
lepszy od mojego – odparł pewny siebie, a ja skrzyżowałam ręce na piersi i
wbiłam w niego swoje oburzone spojrzenie.
– Wierz mi, że
byłby lepszy, cwaniaczku.
– Nie ma takiej
opcji. Mówię ci, sosy to moja specjalność.
– Pff, zmieniłbyś
zdanie, jakbyś spróbował moich.
– Okej – rzucił
krótko i nagle znalazł się po przeciwnej stronie. Obserwowałam zaintrygowana
jego poczynania, gdy otwierał jedną z szuflad, po czym wyciągnął z niej dużą
drewnianą łyżkę. Zmarszczyłam brwi, widząc, jak kładzie ją w poprzek blatu.
Następnie sięgnął po dwie miski, kolejne łyżki, dwie deski do krojenia oraz dwa
noże. Wszystkie te rzeczy rozdzielał po obu stronach blatu, a ja patrzyłam na
to z coraz większym niepokojem.
– Co ty właściwie
robisz?
– Rywalizacja –
oświadczył z chytrym uśmiechem, a ja wytrzeszczyłam oczy.
– Co? Nie pisałam
się na żadne rywalizacje!
– Tchórzysz?
Udowodnij, że twój sos jest lepszy od mojego – Obdarzył mnie wyzywającym
spojrzeniem, które naprawdę obudziło we mnie jakiegoś ducha walki. Umiał
świetnie prowokować!
– Dobra. Jeszcze
będziesz tego żałował.
– Bardzo chętnie
– Oblizał usta, a ja w tamtym momencie uświadomiłam sobie w jak bardzo
osłabionej pozycji się znajdowałam. Byłam w jego mieszkaniu, jego kuchni i
jeszcze w jego obecności. Trzy skuteczne rozpraszacze, które z pewnością miały
wpływ na efekt końcowy moich sosowych poczynań. – Wszystkie składniki masz w
lodówce i szafkach na górze. A to jest twoja połowa blatu – Wskazał mi miejsce
mojej pracy, a sam przesunął się na drugą stronę.
– Ale nie mamy
limitu czasowego?
– Nie. Choć
wypadałoby zjeść ten obiad o przyzwoitej porze.
– Okej. To do
dzieła – rzuciłam, wciąż nie dając po sobie poznać, że w ogóle się tym
przejęłam. A przejęłam się mocno! Gotowanie dla niego było lekko stresujące. W
dodatku, gdy mógł patrzeć mi na ręce. Starałam się jednak kontrolować i zrobić
ten sos najlepiej, jak tylko umiałam. Naprawdę wierzyłam w swoje możliwości.
Przecież robiłam to w domu milion razy i za każdym razem wszystkim smakowało.
Gotowanie nie było jakąś moją wielką pasją, ale po prostu lubiłam to robić.
Relaksowało mnie to, a najbardziej cieszyło mnie, jak komuś smakowało.
– To co
najbardziej lubisz gotować? – Tom zagadnął mnie w pewnej chwili, sam całkiem
sprawnie krojąc warzywa. Boże, on
naprawdę wie, co robi! Zapatrzyłam się na kilka sekund na jego dłonie,
które sprawiały wrażenie, jakby działały automatycznie. To było coś seksownego.
Od zawsze miałam zboczenie na punkcie jego rąk. Pewnie, dlatego, że był
gitarzystą i wiązało się to z tym, że
potrzebował ich do swojej pracy. A przez to, były tak wyćwiczone i silne. Tak
bardzo mnie to jarało. – Ivy?
– Aua, cholera –
syknęłam, gdy przez swoją nieuwagę najechałam ostrym nożem na swoją skórę
zamiast pomidora. Mówiłam, że to rozpraszacz!
– Więc krew jest
twoim tajnym składnikiem do sosu? – Zażartował, gdy ja automatycznie wsadziłam
sobie palec do buzi, żeby zatamować krew, która zaczynała się z niego sączyć. Taki
z niego cwaniak, a to wszystko jego wina. – Daj, zakleimy to – Pojawił się
nagle obok z plastrem w ręce. Bez słowa więc wystawiłam mu swój zraniony palec
i pozwoliłam by go opatrzył. – Mam kurs z pierwszej pomocy, więc jakby co, to
nie musisz się martwić – Puścił mi jeszcze oczko, zanim powrócił na swoje
stanowisko pracy.
– To wszystko
twoja wina – zarzuciłam mu bez wahania, a on odpowiedział mi śmiechem.
– Przepraszam, że
niby przeze mnie prawie odcięłaś sobie palec?
– Tylko się
drasnęłam – mruknęłam niezadowolona. – I owszem. Rozpraszasz mnie swoją
gwiazdorską osobą.
– Ah… To mam się
schować pod stół, czy założyć pelerynę niewidkę? – Uniósł brwi, odwracając
głowę w moją stronę. Zmrużyłam groźnie oczy, lustrując go uważnie.
– Lubisz Harrego
Pottera?
– A czy istnieje
ktoś, kto go nie lubi?
– Wierz mi, że
istnieją tacy dziwacy – zapewniłam go, krzywiąc się przy tym. – Co tam sypiesz?
– Zerknęłam mu przez ramię, widząc, że dodaje jakąś przyprawę. Chłopak jednak
skutecznie zasłonił mi widok swoim rosłym ciałem.
– Nie podglądaj.
To jest praca indywidualna.
– Pff, przestaję
cię lubić – prychnęłam, ale grzecznie wróciłam na swoje stanowisko pracy i przyspieszyłam
trochę obrotów, bo nie chciałam skończyć jako druga. Co prawda nie chodziło w
tej zabawie o to, które z nas będzie pierwsze, ale wiadomo, że nikt nie chciał
być na drugim miejscu!
– Jakoś ci nie
wierzę.
– Bo jesteś
narcyzem – stwierdziłam ze śmiechem i nie musiałam nawet na niego patrzeć, by
widzieć tą urażoną minę.
– Przynajmniej
umiem kroić pomidory!
– No nie, ale mi
dogryzłeś – Moja twarz przybrała przejętego wyrazu, a ja bardzo starałam się
tego nie zepsuć swoim humorem, który próbował się ze mnie wydostać. – W moim
sosie nie będzie całych kawałków pomidorów.
– Dlatego mój
będzie lepsiejszy.
– Boże, co to za
słowo.
– Zapamiętaj je.
– Tak czuję, że
długo go nie zapomnę – stwierdziłam, znowu śmiejąc się z niego pod nosem.
– To co z tą
twoją ulubioną potrawą? – zapytał nagle, wracając do tematu który zaczął już
kilka minut wcześniej, zanim moje sieroctwo postanowiło nam przerwać.
– Ah… Chyba nie
mam jednej, konkretnej. Gdy mam przepis, to nie ma dla mnie znaczenia, co
gotuję. Pod względem samego przyrządzania.
– Ja lubię
gotować, ale jako że też jestem leniwy, to najbardziej odpowiadają mi szybkie i
proste przepisy. Jak na przykład makaron.
– No tak, to
wiele wyjaśnia. Chciałeś po prostu pójść na łatwiznę i nie chodziło wcale o to,
żeby mi też smakowało.
– No wiesz… Jak
możesz posądzać mnie o takie rzeczy – Wyszczerzył się do mnie, a ja pokręciłam
tylko głową, śmiejąc się z całej sytuacji.
Ostatnią rzeczą,
jaka przyszłaby mi na myśl, było dzielenie pasji gotowania z Tomem. Życie
naprawdę potrafiło zaskakiwać i dawało mi do zrozumienia, że limit
niespodzianek wcale się nie wyczerpywał. Cieszyło mnie, że wiedziałam o Tomie
coraz więcej. Że sam się przede mną otwierał. Zdradzał mi swoje malutkie
tajemnice, które jednocześnie były tak bardzo wyjątkowe, gdy miałam świadomość,
że żadna inna fanka na świecie nie miała o nich pojęcia. To sprawiało, że ja
sama nie byłam już tylko jakąś tam fanką. Czułam, że byłam kimś więcej. I tak
mnie to wszystko nakręcało, że choć planowałam jeszcze przed przyjściem do
Toma, wyjaśnić z nim sprawę jego dziewczyny… Nie chciałam tego robić. Będąc z
nim, zachowując się tak swobodnie, ciesząc tymi wspólnymi chwilami, po prostu
nie umiałam sobie tego odebrać. Nie umiałam być tak okrutna dla samej siebie.
Ustaliliśmy z
Tomem, że jego porcja sosu będzie przeznaczona dla mnie, a on będzie jadł moją.
Z nim nawet zwykły obiad stawał się fascynujący. Po jakiejś ponad pół godzinie,
wszystko było gotowe i obydwoje mogliśmy skosztować swoich autorskich
przepisów. Byłam na tyle głodna, że pewnie smakowałoby mi wszystko. Aczkolwiek
musiałam przyznać, że Tom naprawdę potrafił gotować. Oczywiście nie mogliśmy
wyłonić zwycięzcy, bo w efekcie końcowym obydwa sosy były pyszne. A my nie
byliśmy wystarczająco obiektywni, by rzetelnie je ocenić. Zdecydowanie
brakowało w tej rywalizacji jakiegoś bezstronnego jury.
Czas przy nim upływał niezauważalnie szybko.
Pochłaniały mnie dźwięk jego melodyjnego głosu, czekoladowe spojrzenie. Hipnotyzował.
Znowu go poznawałam. Poznawałam prawdziwego Toma, który chyba trochę, jak ja,
oszalał. I choć to było totalnie
pokręcone i nierealne… było zarazem rzeczywistością. Najpiękniejszą. I to ja
odgrywałam w niej jedną z głównych ról. Razem tworzyliśmy coś niesamowitego, co
nie śniło się żadnemu z nas. Wpadliśmy w coś, z czego nie chcieliśmy wcale się
wydostawać. Być może już nigdy więcej nie moglibyśmy być tak szczęśliwi?
Dlatego zapominaliśmy o całym świecie i korzystaliśmy z tego, co dawał nam los.
– Szkoda, że nie
możesz zostać do jutra… Albo najlepiej jechać ze mną – Chłopak oparł brodę na moim ramieniu, gdy siedzieliśmy
już we dwoje na kanapie. W tle leciała jakaś przyjemna piosenka, która na pewno
już zawsze będzie kojarzyła mi się z tamtą chwilą. Zrobiło mi się miło, słysząc od niego takie
słowa. Jechać z nim, to było dla mnie
coś poważnego. Dawało mi do zrozumienia, że stałam się dla niego już ważna do
tego stopnia, że pragnął mieć mnie bliżej siebie. Nawet podczas swoich
wyjazdów.
– Mam niestety też inne obowiązki… A wyjazd, to
już w ogóle szalona sprawa – Zaśmiałam
się, wyobrażając już sobie, co by się działo, gdybym z nim wyjechała. Nie tylko
w moim domu, ale i w mediach. Przecież od razu ktoś, by mnie wyczaił. A chyba
żadne z nas tego nie chciało.
– Wiem – Westchnął
cicho. – Czuję się czasem przy tobie, jakbym odżył na nowo – wyznał nagle w
zamyśleniu. Totalnie mnie tym rozproszył. Jak to odżył na nowo? Przy mnie? Co
to w ogóle miało znaczyć? Tyle pytań i ani jednej odpowiedzi. Nawet gdybym
chciała wypowiedzieć, któreś na głos, Tom chyba nie zamierzał się nad tym
rozwodzić. Bardzo szybko zamknął mi usta krótkim, słodkim pocałunkiem. –
Powinienem zacząć się pakować – dodał z wyraźnym zawodem w głosie.
– Mam sobie iść?
– wypaliłam, niewiele już myśląc. Wydało mi się to jakieś naturalne, nie
chciałam mu przeszkadzać. Poza tym nadal byłam rozkojarzona tym, co usłyszałam
parę sekund wcześniej.
– Niee. Zostań jak najdłużej możesz –
Chwycił mnie za rękę i pociągnął, abym wstała razem z nim. Uśmiechnęłam
się tylko po czym pozwoliłam poprowadzić się do jego sypialni, bo w tamtą
stronę właśnie nas kierował. – Szybko
się uwinę i będę miał czas tylko dla ciebie –
Usadowił mnie na łóżku, a sam podszedł do szafy i wyjął z niej podróżną
torbę. Stał przez chwilę bezczynnie, jedynie się w nią wpatrując. Obserwowałam
to z zaintrygowaniem. Czekał, aż ubrania same mu wskoczą do torby?
– Eh… A
może jednak zrobię to później – stwierdził nagle i wrócił szybko do mnie,
siadając obok. Uniosłam na niego swoje tęczówki, przyglądając mu się z
rozbawieniem. To była najszybsza zmiana decyzji, jaką miałam okazję widzieć w
ostatnim czasie.
– Powiesz mi, co ze mną zrobiłaś? – Przechylił lekko głowę, również skupiając na
mnie swoje spojrzenie.
– I znowu moja wina? – Parsknęłam śmiechem. – Nie mam pojęcia, co takiego się wydarzyło, że
jestem tu teraz z tobą, Tomem. Sławnym muzykiem.
– Oszalał – odparł
bez wahania i rzucił się na mnie, powalając na pościel. – Na twoim punkcie – dodał, pochylając się nade mną i musnął moje
usta, powodując gorące dreszcze na całym ciele. O rany… Nie wiedziałam, co mnie podniecało bardziej. To, że oszalał
na moim punkcie. Czy to, że znowu byliśmy w jego sypialni, na jego łóżku, a on
praktycznie na mnie leżał, całując mnie.
– Szalony
gitarzysta, który pojedzie w trasę bez swoich rzeczy, bo nie chce mu się
pakować – Dźgnęłam go palcem w bok, nakłaniając jednocześnie, żeby jednak się
ruszył. – Może ci pomogę? Będzie szybciej i wtedy będziesz cały mój, a ja bez
wyrzutów sumienia – zaproponowałam, spoglądając mu w oczy. Uśmiechnął się,
oblizując swoje spierzchnięte wargi. Co
ja robiłam? Walić to pakowanie! Przecież możecie robić inne, lepsze rzeczy… Już
zapomniałaś?
– Opcja z „cały twój” przekonuje mnie
najbardziej.
MNIE TEŻ.
Już nawet nic nie
odpowiedziałam, bo zrobiło mi się tak gorąco, że głos ugrzązł mi w gardle. Albo
może od razu gdzieś między moimi nogami! To było takie złe. A może takie dobre.
Tom jednak od
razu wstał i wyciągnął do mnie rękę, bym uczyniła to samo. Sama zaproponowałam
mu pomoc, więc nie mogłam się teraz wycofywać. Mimo że po głowie chodziły mi
już tylko same kosmate myśli. Nawet jego szafa wydała mi się niezwykłym
miejscem na spędzenie upojnych chwil. To musiał być efekt uboczny naszej
dziwnej rozmowy na moście. O rany. Co on
ze mną robił?
– Nie mam tu
wszystkich rzeczy, więc nie potrwa to tak długo – Jego głos sprowadził mnie z
powrotem na ziemię.
– W takim razie…
Ty może wybieraj, co potrzebujesz, a ja będę układała w torbie.
– Co za wspaniała
organizacja. Chyba wezmę cię na stałe na pomoc w pakowaniu.
– Polecam się – zaśmiałam
się, a zaraz po tym obydwoje wzięliśmy się do roboty. Wiedzieliśmy, że im
szybciej skończymy, tym szybciej będziemy mogli przejść do ciekawszych rzeczy. Albo
znowu tylko ja o tym wiedziałam? Myślałam… A przynajmniej na początku, bo im
dłużej to trwało, tym moje myśli zbaczały w zupełnie innym kierunku.
Samo pakowanie
było nawet przyjemną formą spędzania czasu, ale jednocześnie przypominało mi o
tym, że Tom kolejnego dnia wyjeżdżał. I miało nas dzielić jeszcze więcej, niż
dotychczas. Dobijała mnie ta myśl. Trudno było mi sobie wyobrazić kilka
miesięcy bez kogoś, kto stał się tak istotny w moim życiu.
– Będę tęsknić… – wyznałam szczerze, gdy skończyliśmy, a Tom
zapinał już swoją torbę. Wprowadziłam się w tak melancholijny nastrój, że
musiałam się z nim tym podzielić.
Uświadamianie sobie, że przez najbliższe dni nie będę mogła czuć go już obok
siebie było beznadziejnie dobijające.
– Wiem – Podszedł
do mnie, stając naprzeciwko i oparł swoje czoło na moim. W jego oczach również
mogłam dostrzec tlący się smutek. Czuł to samo, co ja. Wiedziałam o tym. Jego
oczy zdradzały mi najgłębsze tajemnice. – Ja też…
Przymknęłam
powieki, wzdychając cicho. Musiałam jakoś wytrwać. Przecież on kiedyś wróci… Ale czy wróci do mnie?
– Możesz tu przychodzić, kiedy będziesz miała ochotę – powiedział
nagle, a ja otworzyłam szeroko oczy.
W pierwszej
chwili nie bardzo wiedziałam, o czym mówił. Dotarło to do mnie, gdy odsunął się i sięgnął ręką na szafkę, biorąc z
niej srebrny brelok z zaczepionymi kluczami. Rozchyliłam usta z wrażenia.
Zaskoczył mnie, aż nie mogłam wydobyć z siebie głosu.
– Tylko nie sprowadzaj mi tu żadnych
przystojnych facetów – Zrobił groźną minę, którą szybko zastąpił
uśmiechem, jednocześnie wciskając mi klucze w rękę.
– Mam podlewać kwiatki? – wykrztusiłam cicho, zaciskając klucze w dłoni.
Wzmianka o przystojnych facetach w tamtym momencie nawet jeszcze do mnie nie
docierała.
– Kotku, przy moim trybie życia kwiatki by nie
przetrwały tygodnia – Roześmiał się w
czym mu też zawtórowałam. Od razu jakoś się rozluźniłam. – Ale dla ciebie mogę zacząć je hodować. Pod
warunkiem, że się nimi zaopiekujesz –
Spojrzał w moje oczy, a na moją twarz automatycznie wpłynął uśmiech. TO BYŁO TAKIE SŁODKIE!
– Zaopiekuję – zgodziłam się bez chwili wahania i wcisnęłam
jego klucze do kieszeni spodni, by były już bezpieczne. Mój żołądek znowu
sprawiał wrażenie, jakby rozprzestrzeniało się po nim stado motyli. Tak bardzo
mnie to wszystko ekscytowało. W jednej chwili miałam wątpliwości, czy Tom po
powrocie będzie w ogóle chciał o mnie jeszcze pamiętać… A w drugiej on mówił,
robił takie rzeczy, że cały świat znowu przestawał mieć znaczenie.
– Mówiłem ci, że jesteś słodka?
– Nie jestem pewna – Zmarszczyłam brwi,
zastanawiając się przez moment. – Ale w sumie możesz mi to powtarzać, ile razy
tylko chcesz – odparłam zadowolona i zarzuciłam mu ręce na kark, przyciągając
go do siebie. Musnęłam lekko jego usta i ponownie spojrzałam w jego oczy. – Chcę być twoja – wyszeptałam prosto w jego
wargi, czując jak serce zaczyna walić mi w piersi. Bo tak bardzo wiedziałam, co
mówiłam. – Weź mnie jeszcze raz…
Nie wiedziałam,
czy tego się spodziewał. Sama chyba nie dowierzałam swoim słowom. Bo o ile
byłam pewna, że go pragnęłam, to nie przypuszczałam, że będę na tyle odważna,
by mu to powiedzieć wprost. Widocznie zmieniało się we mnie dużo więcej, niż
mogłabym sądzić.
– Jesteś
niesamowita – Zaśmiał się cicho,
ocierając nosem o moją skórę. – Będzie,
jak zechcesz – dodał, całując czule moje usta. Czułam
rosnącą we mnie jeszcze większą ekscytację. Chciałam zapamiętać ten dzień i móc
go wspominać, gdy będę tęskniła za Tomem. Ale chciałam także, aby i on go
zapamiętał.
– Chodź tu do
mnie – Wyciągnął do mnie dłoń, siadając na łóżku. Uśmiechnęłam się, chwytając
ją bez wahania. Zajęłam miejsce obok niego, a Tom objął moją twarz, niemal od
razu wpijając się w moje usta. Zaczęłam odwzajemniać pocałunek, również
układając swoją dłoń na jego szorstkim policzku. Nasze języki coraz namiętniej
napierały na siebie, co już na wstępie odbierało mi trzeźwość myślenia. Jego
usta za każdym razem smakowały lepiej, a ja unosiłam się ponad ziemię na
skrzydłach podniecenia, które się we mnie kumulowało.
Nie przestając
mnie całować, złapał moje obie ręce, unosząc je ponad moją głowę i nagle
opadłam na miękką pościel, przyparta jego ciałem. Westchnęłam cicho, bo nawet
ta drobna czynność sprawiała, że zaczynałam drżeć pod nim z uniesienia. Tego
wieczoru nie było mowy o żadnych głupich wątpliwościach, czy jakiejkolwiek
niepewności. Pragnęłam go jeszcze mocniej, niż ostatnim razem. I wiedziałam
już, czego mogłam się spodziewać. Wszystkie bariery zostały pokonane, a ja w
końcu czułam się na właściwym miejscu. I to było tak wspaniale, pobudzające
uczucie.
Tom oderwał się
od moich ust, spoglądając na chwilę w moje zamglone oczy. A ja wykorzystałam
ten moment, by chwycić za skrawek jego koszulki i podciągnąć ją do góry. Tak
bardzo miałam ochotę ją z niego zerwać, lecz nawet gdybym spróbowała, nie
dałabym rady. Pozostało mi jedynie zdać się na jego łaskę, gdy pomógł mi w
pozbywaniu się z niego wadzącego materiału.
Z moich ust
wydobyło się pełne frustracji sapnięcie, kiedy wyciągałam swoje ręce w kierunku
jego boskiego torsu, a on zablokował mój ruch, nim w ogóle zdążyłam dotknąć
jego mięśni. Złapał moje nadgarstki i ponownie umieścił je ponad moją głową.
Nie przytrzymywał ich jednak, bo jego dłonie w tamtym momencie powędrowały
prosto na moje piersi, a ja westchnęłam jeszcze głośniej, automatycznie
przymykając powieki. I od razu zapomniałam, że w ogóle chciałam go dotknąć. Muzyk
zaczął je ugniatać i całować poprzez materiał mojej bluzki, co podsycało mnie
do tego stopnia, że czułam się już całkiem mokra. Nie kontrolowałam własnych
myśli, poddałam się temu całkowicie, pozwalając sobie na coraz głośniejsze
dźwięki wypływające z moich ust.
Odchyliłam głowę
do tyłu, gdy jego mokre pocałunki przeniosły się na mój dekolt i szyję. Wciąż
nie przestawał masować moich piersi, a ja marzyłam już tylko, by pozbył się ze
mnie tych wszystkich ubrań. Chciałam poczuć jego gorący język na swojej skórze.
Zamiast tego, on nadal drażnił mnie przez materiał. Przyssał się do mojego
sutka, wywołując tym we mnie kolejną falę podniecenia. Tym razem jego ruchy nie
były tak delikatne i chyba dlatego odczuwałam to wszystko jeszcze mocniej.
Podobało mi się, jak intensywnie naciskał na moją pierś, z jaką zachłannością
ją ssał. Przestałam już słyszeć nawet swoje jęki, tak bardzo odpływałam w tej
otchłani przyjemności. Wtedy on w końcu zdecydował się pozbyć ze mnie ubrań, w
czym mu pomogłam z największą radością. Chyba nigdy w życiu nie byłam tak
bardzo napalona i jednocześnie pewna siebie. Chciałam być przed nim naga, a
jeszcze bardziej chciałam, żeby mnie znowu miał.
Odrzuciliśmy
ciuchy na bok, a ja w końcu mogłam go dotknąć. Nasza pozycja zmieniła się na
chwilę do siedzącej, co od razu wykorzystałam, napierając swoimi dłońmi na jego
tors, a ustami przyssałam się do jego skóry. Tym razem mnie nie powstrzymywał.
Wyznaczałam mokrymi wargami trasę od jego szyi, aż po ramiona i brzuch. Jego
westchnienia dawały mi znak, że mu się to podobało, co nakręcało mnie jeszcze
bardziej. Mięśnie Toma napinały się coraz silniej z każdym kolejnym moim
muśnięciem. Nie pamiętałam, od jak dawna marzyłam o takiej chwili. Dlatego długo
pieściłam jego tors, chcąc się nim nacieszyć, a on mi na to pozwalał. Choć
widziałam, że był już na granicy. Obydwoje byliśmy, więc zmusiłam się w końcu do
przerwania tych pieszczot i wpiłam się w jego usta. Moje piersi wówczas
zetknęły się z jego klatką, co było dla
mnie tak głębokim doznaniem, że jęknęłam prosto między jego wargi. Wtedy Tom
dołożył oliwy do ognia, kładąc dłonie na moich pośladkach i ściskając je lekko.
Czułam, że za chwilę oszaleję, jeśli nie skończymy tej gry. Więc moje
szaleństwo było bardzo blisko, bo to nie był jeszcze koniec.
Nagle znalazłam
się z powrotem na pościeli, lecz tym razem Tom ułożył mnie bokiem. Moje plecy
przylegały do jego torsu, a dłoń gitarzysty nagle znalazła się między moimi
nogami i wystarczyło by użył tylko dwóch palców, bym znowu zaczęła się wić, jak
wąż. Kolejne westchnienia już samoistnie
wypływały z moich ust. Pocierał najwrażliwszy punkt stopniowo, robiąc to coraz
szybciej i szybciej. W międzyczasie objął moją głowę, przyciskając ją do swojej
klatki. A sam pochylił się, by móc sięgnąć moich ust. Nie byłam w stanie
skupiać się na pocałunkach, gdy jego palce wciąż pocierały łechtaczkę. Zamiast
odwzajemniać czułości, jęczałam coraz głośniej w jego rozchylone wargi. W
pewnej chwili przestał już nawet próbować mnie całować, tylko patrzył na moją
twarz, gdy ja doznawałam spełnienia pod jego dłonią. Czułam, jak wstrząsa moim
ciałem fala przyjemności, a mój mózg zniknął totalnie gdzieś za mgłą.
Oddychałam ciężko
i szybko, serce waliło mi w piersi i nie wiedziałam, czy w ogóle miałam jeszcze
zachowaną jakąś resztkę świadomości. Tom pozwolił mi chwilę odetchnąć, gdy sam
ściągał z siebie dolną część garderoby. Mimo że mój wzrok był jeszcze nieprzytomny,
wytrwale wędrował za jego ruchami. Jego penis był twardy i gotowy, by założyć
na niego zabezpieczenie. A ja nagle zapragnęłam to uczynić. Podniosłam się od
razu, gdy tylko ta myśl wpadła mi do głowy, bo nie chciałam, żeby Tom mnie
ubiegł. Zatrzymałam jego dłoń, gdy zdążył już rozerwać folię.
Uśmiechnął się
tylko, wyraźnie rozumiejąc moje zamiary. W jego oczach tliło się jeszcze
większe pożądanie niż kilka sekund wcześniej. Chyba nie tylko mi się podobała
ta perspektywa. Ręka mi lekko zadrżała przez moment, ale to chyba bardziej z
emocji, niż samego stresu. Nie spieszyłam się, z ostrożnością i odpowiednim wyczuciem
zaczęłam nasuwać prezerwatywę na jego członka. Słyszałam, jak przy tym głęboko
wzdychał i zamknął na chwilę oczy. Pomyślałam, że nie powinnam skończyć na
samym założeniu zabezpieczenia. On zajmował się mną bardzo dobrze i mogłabym
choć spróbować mu się jakkolwiek odwdzięczyć. I sama również miałam chęć, by
choćby jeszcze go po dotykać. Zdziwiło mnie jednak, że Tom chwycił moją rękę w
momencie, gdy próbowałam delikatnie ścisnąć jego penisa.
– Nie dzisiaj,
Skarbie – szepnął, kiedy uniosłam na niego swoje zdezorientowane spojrzenie. –
Dzisiaj chcę skończyć w tobie – dodał, popychając mnie z powrotem na materac
łóżka. Nie zamierzałam protestować. Nadal byłam oszołomiona rozkoszą i
podnieceniem, które wciąż powoli skradało się w moim wnętrzu. Najlepsze było
dopiero przede mną, a myśl, że już nic mnie nie blokowało działała na mnie
jeszcze bardziej pobudzająco.
Chłopak ułożył
dłonie pod moją talią, unosząc lekko moje ciało. Nasze oczy ponownie się
spotkały, a usta połączyły w gorącym, namiętnym pocałunku. Automatycznie już
rozsunęłam swoje nogi, by Tom mógł usadowić się między nimi w odpowiedniej
pozycji. Żadne z nas nie potrzebowało już ani chwili więcej zwlekania. Wsunął
się we mnie z lekkością, uwalniając w tym czasie moje wargi od swoich, przez co
po całej sypialni rozniósł się mój głuchy jęk. Jego ruchy niemal od razu stały
się stanowcze i szybkie. Przywarłam całym swoim ciałem do pościeli, podczas gdy
Tom klęczał przede mną, obejmując dłońmi moją talię jednocześnie ją nimi
masując. Nawet nie wiedziałam, kiedy moje nogi uniosły się do góry, pozwalając
mu wsunąć się we mnie jeszcze głębiej i jestem pewna, że przez to moje doznania
stały się silniejsze, niż kiedykolwiek. Różnica między naszym pierwszym razem,
a tym była dla mnie tak mocno odczuwalna, że aż oszałamiała mnie przyjemność,
która z tego płynęła.
Obydwoje
pozwalaliśmy sobie na wszelkie dźwięki rozkoszy, które stawały się dla mnie
coraz istotniejszym punktem całego zbliżenia. Odkrywałam, że oprócz samego
dotyku, wykonywania różnych czynności, podniecał mnie również jego głos w
trakcie tego wszystkiego.
Tom poruszał się
we mnie o wiele bardziej zdecydowanie. Czułam w sobie go całego. Ocierał się o
najwrażliwsze miejsca i sprawiał, że z każdą chwilą rosła we mnie coraz większa
i coraz bardziej niewyobrażalna rozkosz, jakiej z pewnością nie czułam jeszcze
nigdy w swoim życiu. A gdy dołożył do tego jeszcze swój palec, którym zaczął
pocierać zewnętrzny sensytywny punkt, nie posiadałam się z podniecenia. Poczułam,
jak kolejne uczucie błogości wstrząsało moim ciałem. To samo chwilę potem
mogłam ujrzeć u Toma. Tym razem przyjrzałam się dużo bardziej, jak wyglądał,
gdy doznawał spełnienia. Jego oczy były przymrużone, a głowa lekko odchylona do
tyłu. Wargi drżały, gdy spomiędzy nich wydobywały się ciche jęki. I z pewnością
był to jeden z najbardziej podniecających widoków, jakiego miałam okazję
doświadczyć.
Potem leżeliśmy
obydwoje w ciszy, okryci kołdrą. Za oknem zdążyło się już ściemnić, sypialnię
oświetlał jedynie blask ulicznych lamp. A ciemne niebo pokrywało miliony
gwiazd, tworzących niezbadane obrazy. Obydwoje wpatrywaliśmy się w nie,
oddychając cicho i spokojnie. Dostrzegałam zaletę wielkich okien. Tamta chwila
była tego warta. Okazywało się, że nie trzeba leżeć pod gołym niebem, by doznać
takich cudownych momentów.
– Widziałaś
kiedyś spadającą gwiazdę? – zapytał nagle, przerywając milczenie, jako
pierwszy. Nadal jednak miał utkwiony wzrok za szybą.
– Chyba nie…
– O czym byś
pomyślała, gdybyś zobaczyła ją teraz?
– O tym, by czuć
się tak jak teraz, już zawsze – wyznałam
cicho, pozwalając powiekom swobodnie opaść. Nie wiem, czy właśnie takiej
odpowiedzi się spodziewał, ale to było jedyne, czego na tamten moment
pragnęłam. Miałam wówczas wszystko i to on mi to ofiarował. Bezpieczeństwo,
spokój, szczęście, spełnienie, uczucie…
– Proszę, Ivy…
Nie kochaj mnie.
To była prawdopodobnie jedna z
najromantyczniejszych chwil w moim życiu.
A Ty
zniszczyłeś ją jednym zdaniem.
Moje oczy
otworzyły się automatycznie, tym razem jednak nie ujrzałam gwiazd na niebie.
Albo to niebo zostało przysłonięte mgłą moich łez, które pojawiły się tak
nagle, jak słowa Toma. Milczałam, patrząc jedynie przed siebie, bo nawet jakbym
zdołała wydobyć z siebie głos, nie wiedziałabym, po co, ani jakich użyć słów.
W jednej sekundzie
nie czułam już nic. Nawet tego bólu od
uderzenia. Tak, uderzenia. Przecież zostałam znokautowana jednym ciosem, jak
najsłabszy i najbardziej żałosny zawodnik na ringu. I naprawdę nie wiedziałam,
dlaczego na moją twarz wpłynął ten cholerny, krzywy, ironiczny uśmiech. Jakbym
kpiła z samej siebie.
– Ivy?
– Chyba powinnam
już iść – oznajmiłam raptownie, co przyszło mi znowu niemal niekontrolowanie.
Po prostu powiedziałam to i podniosłam się do pozycji siedzącej, od razu
rozglądając w poszukiwaniu swoich rzeczy.
– Zaczekaj – Jego
dłoń objęła mój nadgarstek, powstrzymując mnie od dalszych ruchów. – Nie
wychodź w ten sposób.
– W jaki sposób?
Po prostu muszę wracać do domu – odparłam, nawet na niego nie patrząc.
– Przez to, co
powiedziałem…
– Dobrze, że to powiedziałeś
– Czułam, jak te słowa kaleczyły moje gardło. A ja ciężko przełykałam ślinę,
udając, że mnie to nie bolało. – Przynajmniej
jesteś ze mną szczery od początku.
– Ja po prostu
nie chcę, żebyś cierpiała.
– O mój boże –
szepnęłam, właściwie bardziej sama do siebie niż do niego. Miałam wrażenie, że
jeszcze jedno zdanie z jego ust i skończy się to dla nas bardzo źle. I nie
chodziło o to, co on jeszcze mógłby powiedzieć. Chodziło już tylko o to, jak
mogłabym zareagować. Byłam na granicy. A on nie wiedział, o czym mówił.
– Ivy, posłuchaj…
– Nie chcę –
przerwałam mu i wyswobodziłam rękę z jego uścisku, by w końcu wstać. Zaczęłam
zbierać swoje rzeczy, by się jak najszybciej ubrać i wyjść. Nie zamierzałam
przed nim płakać. Nie z takiego powodu. To nie był żaden powód. O MÓJ PIEPRZONY BOŻE, TEN DUPEK ZABRONIŁ MI
SIĘ W SOBIE ZAKOCHAĆ. Prawie wybuchnęłam śmiechem, wkładając na siebie
ubrania. Byłam tak skupiona na swoich czynnościach i myślach, że nie zwróciłam
uwagi na to, że Tom także wstał.
– Odwiozę cię i
porozmawiamy po drodze.
– Wrócę sama, Tom
– mruknęłam, ignorując jego próby podjęcia rozmowy. Nie było przecież o czym
rozmawiać. Kurwa, o czym on chciał
jeszcze mówić?
– Nie zachowuj
się tak. Nie wychodź w złości. Nie chcę tak się rozstawać.
– Wygląda na to,
że wielu rzeczy nie chcesz – rzuciłam, nim w ogóle zdążyłam ugryźć się w język.
Musiałam w końcu spojrzeć na niego, bo stanął prawie przed moim nosem. – W
porządku. Wszystko rozumiem. Stawiasz sprawę jasno. Nie ma o czym więcej mówić.
Nie myśl sobie, że chciałabym cię kochać. Czy choćby się zakochać. Po prostu
zaskoczyłeś mnie. To na pewno nie było tym, czego się dzisiaj spodziewałam.
Dlatego tak reaguję. Ale nie jest to nic, czym powinieneś się przejmować.
Jestem po prostu… w szoku – wyrzuciłam z nadzwyczajnym spokojem, co było wręcz
niedorzeczne w tamtej sytuacji.
– Wiem, że to
beznadziejny moment…
– W sumie to…
Jesteś cholernie śmieszny – wypaliłam, nie zastanawiając się, co miał mi więcej
do powiedzenia. O MÓJ BOŻE, JAK BARDZO
MNIE TO JUŻ NIE OBCHODZI. – I może faktycznie jesteś bogiem. Chyba musisz
nim być. Bo tylko pieprzony bóg może sądzić, że taka istota, jak człowiek, może
decydować o uczuciach. A co dopiero o cholernej miłości. Wierz mi, że gdyby
tylko to było możliwe… Gdyby tylko dało
się mieć choć odrobinę jebanej kontroli nad jakimikolwiek uczuciami, to nigdy
by mnie tutaj nie było. Nigdy – powiedziałam to wszystko niemal na jednym
oddechu, patrząc mu przy tym w oczy i ani przez sekundę się nie zawahałam nad
żadnym słowem.
– Udanej podróży,
Tom.
Wyszłam.
Nie kochałam Cię.
Ale sama myśl, że nie będę mogła Cię
pokochać sprawiała, że chciało mi się wymiotować.
Zabolało.
W końcu zabolało.
Ale czasem coś wyrywa nas z pięknego snu, a
my chcemy tam powrócić. Mimo świadomości, że to nie było, ani trochę prawdziwe.
♥♥♥