3 miesiące później…
3
miesiące, właśnie tyle zajął mi powrót do siebie. Do prawdziwej Ivette… W
prawdzie udało mi się to nieco szybciej jednak dopiero pod koniec sierpnia
ostatecznie się otrząsnęłam. Po prostu znowu umiałam się uśmiechać… A Tom? Był
moim najmilszym wspomnieniem… jego imię nadal przyspieszało bicie mojego serca,
nadal uśmiechałam się widząc jego zdjęcie, rozpływałam słysząc głos. Bo cały
czas go kochałam… Pogodziłam się z tym, że nie mogę z nim być. Że jest dla mnie
nieosiągalny, lecz to nie zmieniło moich uczuć do niego.
– Uhh… mam już dosyć tego piekielnego słońca!
– Jęknęła żałośnie Ashlee rzucając się
na moje łóżko, które pokryte było chłodną, świeżą pościelą. – Oo, od razu lepiej… ahh…
– Chcesz coś do picia? – Zapytałam patrząc na nią z rozbawieniem. Od
razu się ożywiła podnosząc się do pozycji siedzącej.
– Wody! Najlepiej zimnej, proszę. – Poprosiła grzecznie, na co ja skinęłam tylko
głową i udałam się do kuchni, gdzie też wyciągnęłam z lodówki dwie butelki
mineralnej wody. Oszczędziłam sobie już szklanek i wróciłam do swojej
przyjaciółki, która jak się okazało z wielkim zainteresowaniem obracała coś w
swoich długich, zgrabnych palcach. Podałam jej butelkę jednocześnie
przypatrując się temu, co trzyma w dłoni.
– Skąd to wzięłaś? – Zapytałam lekko podenerwowana widokiem
znajomych kluczy. Kompletnie zapomniałam o ich istnieniu.
– Leżało pod łóżkiem… co to za klucze? Wyglądają,
jakby były od jakiegoś porządnego mieszkania…
– Oh, a co mają to wygrawerowane? – Wywróciłam oczyma jednocześnie wyrywając jej
ową rzecz z ręki. – Klucze, jak klucze…
– Dodałam chcąc ją przekonać, że nie ma
w nich nic nadzwyczajnego.
– No, a co się tak denerwujesz? – Uniosła brwi spoglądając na mnie podejrzliwie.
– Wiesz, jak na moją przyjaciółkę, masz
przede mną wiele tajemnic.
– Nie prawda… – Zaprzeczyłam nieco niepewnie. Bo może i miała
trochę racji… ale po prostu pewne rzeczy musiałam zachować tylko dla siebie.
Nawet Philp o nich nic nie wie. Tak jest lepiej dla mnie i dla nas wszystkich.
– To stare klucze od starego zamka… zapomniałam
wyrzucić.
– Nie wyglądały na stare… – Drążyła dalej wyraźnie nie łapiąc się na moje
niewinne kłamstewka. Nie sądziłam, że to będzie takie trudne. Oh, czemu ona po
prostu nie odpuści? Przecież to już nie ma żadnego znaczenia. To tylko głupie
klucze… tylko… co ja w ogóle mówię.
– Ashlee, możesz przestać? One nie mają żadnej
urzekającej historii. – Oświadczyłam
dobitnie, co było kolejnym kłamstwem. Aż coś mnie ukłuło w sercu. Przecież
historia tych kluczy jest dla mnie bardzo ważna, a teraz właśnie się jej
wypieram przed swoją przyjaciółką… kłamstwo jest okrutną sztuką.
– W porządku. Ale nie rozumiem, dlaczego się
tak denerwujesz. Myślałam, że przeszła ci już ta faza…
– Bo przeszła. Ale irytuje mnie, gdy na siłę
się czegoś doszukujesz… to niepotrzebne. Jeżeli miałabyś o czymś wiedzieć, to
byś wiedziała.
– Okej. W takim razie zajmijmy się może
projektem do szkoły?
– Dzisiaj? Jakoś nie mam chęci. – Mruknęłam czując, że tracę panowanie nad
swoimi myślami. Raczej nie byłabym w stanie się teraz skupić nad żadnym
projektem. – Przełóżmy to na inny dzień…
– Eh, jak chcesz, tylko żebyśmy nie robiły
tego na ostatnią chwilę. – Zastrzegła z
poważną miną, na co jej przytaknęłam dla uspokojenia. Tak naprawdę w tej chwili
wisiał mi ten cały projekt i w ogóle wszystko inne, co nie wiązało się z Tomem.
Jego osoba znowu zaprzątała mi głowę… w dodatku w dłoni cały czas ściskałam
klucze od jego mieszkania. Ciekawe, czy nadal pasują do zamka? Czy on w ogóle
tam jeszcze mieszka? Wiem, że nie powinnam nawet się nad tym zastanawiać. Ale
może powinnam mu je oddać…? Oh, Ivette…
przecież to tylko idiotyczny pretekst, żeby się z nim zobaczyć! Kogo ty chcesz
oszukać? Tak bardzo za nim tęsknię… – Ivette, w porządku? – Zaniepokojony głos przyjaciółki sprowadził
mnie na ziemię. Zamrugałam powiekami spoglądając na nią nieco zdezorientowana.
Poczułam, że po policzku spływa mi coś chłodnego… Boże, jakim cudem ja płaczę?
Wytarłam szybko rękoma twarz i odetchnęłam głęboko. Kompletnie nie rozumiem,
jak i kiedy to się stało… – Chyba odleciałaś…
– Tak… zamyśliłam się strasznie, przepraszam…
– Właściwie nie wiedziałam, co mam jej
powiedzieć. Przecież nawet sama nie wiem, jak do tego doszło. Nigdy jeszcze nie
płakałam nieświadomie.
– Nic się przecież nie stało… może chcesz
pogadać?
– Nie, nie trzeba. Ja tak tylko… myślałam o
tacie. – Skłamałam po raz kolejny już
tego dnia. Ale co ja mogę? Muszę jakoś sobie radzić…
– Rozumiem… to skoro nie pracujemy nad
projektem, może wyskoczymy na lody?
– Czemu nie. – Uśmiechnęłam się lekko próbując wrócić do
normalności. Muszę coś z sobą zrobić, przecież nie mogę tak nagle doprowadzać
się do takiego stanu. Dobrze, że chociaż mam jakąś wymówkę… tylko jak długo
można kłamać? Prawda przecież zawsze w końcu wychodzi na jaw. Ale co ja im
wszystkim powiem? To takie skomplikowane…
Większość
spraw w życiu komplikowałam sobie sama nawet nie zdając sobie sprawy. Nie
miałam pojęcia, jak wiele straciłam przez swoją nierozważną impulsywność. To ja
sama skomplikowałam sobie bardzo prostą sprawę… Ale nie tylko ja komplikowałam.
Tom także to robił. Jednak on to robił ze strachu, a ja? Ja nie miałam tak
dobrego argumentu. Po prostu podejmowałam pochopne decyzje, za które potem
musiałam płacić… czasem dużą cenę.
Przez całe spotkanie
z Ashlee właściwie byłam nieobecna myślami. W mojej głowie cały czas trwał
mętlik, a jego przyczyną były głupie klucze należące do Toma. Chyba tysiąc razy
przyszło mi na myśl, aby iść do jego apartamentu… i tyle samo razy
stwierdzałam, że to największa głupota jaką mogłabym zrobić. Jednak nic nie
mogę poradzić, że mój umysł usilnie domaga się powrotu do przeszłości. Zupełnie,
jakby coś dzisiaj podsunęło mi te klucze pod nos… jakby to wcale nie był
przypadek. Oh, ja chyba zaczynam na nowo wariować. Ale to jest takie kuszące…
chciałabym chociaż poczuć jego zapach. W każdym razie na pewno nie powinnam go
spotkać, bo to mogłoby się źle dla mnie skończyć. Nie wiem, co bym zrobiła,
gdybym się na niego natknęła…
– Oh, Ivy… – Zamarłam. Dosłownie stanęłam, jak kołek gdy z
ust mojej przyjaciółki wydobyło się to niezwykłe zdrobnienie mojego imienia. Od
razu przeniosłam na nią swój zdumiony wzrok, patrzyłam na nią jak na kosmitę,
jak na wariatkę, na idiotkę…
– Co powiedziałaś? – Wykrztusiłam, gdy ta również patrzyła na mnie
lekko oszołomiona zapewne nie rozumiejąc mojej reakcji, która właściwie
przerwała jej wypowiedź.
– Jeszcze nic, bo… cholera spojrzałaś na mnie,
jakbym ci brata zabiła.
– Nazwałaś mnie Ivy. – Stwierdziłam stanowczo nie zważając na to, jak
moje zachowanie musi wyglądać z perspektywy przyjaciółki.
– Tak jakoś mi się powiedziało… nie lubisz
tego?
– Nie o to chodzi, ale nie mów tak do mnie
proszę… i w ogóle, to muszę już iść. – Powiedziałam szybko i jeszcze lekko zszokowana
zawróciłam gwałtownie zmierzając w zupełnie innym kierunku niż miałam. I mało
mnie obchodziło, że zostawiłam nic nie rozumiejącą przyjaciółkę samą na
chodniku… Bardzo możliwe, że postradałam w tej chwili wszystkie zmysły. Ale po
prostu to był przełom. Nie potrafiłam się powstrzymać, czułam, że muszę to
zrobić. Chciałam dotrzeć w jedno upragnione miejsce… Przestałam słuchać rozumu,
całkowicie go wyłączyłam. Dzięki temu na mojej twarzy widniał uśmiech,
szaleńczy uśmiech.
Czy
naprawdę wtedy postradałam zmysły? Ktoś idący z naprzeciwka mógłby pomyśleć, że
z drugiej strony idzie po prostu szczęśliwa dziewczyna. Ale może, gdyby
wiedział, co kryło się w mojej głowie, zmieniłby zdanie? Tylko kogo wtedy
obchodziło kim ja jestem i co myślę, co zamierzam? Nikogo. Może poza
zdezorientowaną, biedną Ashlee, która nie miała pojęcia, w jaki sposób do mnie
dotrzeć. Nikt nie miał. Odkąd poznałam Toma zmieniłam się bardzo. Te zmiany
zaszły we mnie bardzo głęboko i utrwaliły się. Na chwilę tylko je przyćmiłam
zdrowym rozsądkiem… jednak jak się okazało ta chwila minęła w mgnieniu oka. W
jednej sekundzie. Wystarczyło, że sobie coś ubzdurałam. Że uwierzyłam w
przeznaczenie… Przecież to śmiesznie. Znowu pozwoliłam, aby moim losem
pokierowało złudzenie. Czy to było złe? Ja po prostu byłam szaleńczo zakochana…
więc czy miłość też jest zła?