Dzięki sprawnej jeździe Toma bardzo szybko dojechaliśmy pod mój dom. Chłopak po tej małej przygodzie, która przyprawiła go prawie o zawał jechał bardzo ostrożnie. Nie liczę jednak, że będzie tak już zawsze. Jestem pewna, że jutro już wszystko wróci do normy. Tom lubi jeździć szybko i tego nie da się ukryć. Wątpię, aby pozostała mu jakaś trauma po tym, jak prawie mnie rozjechał. Bo w sumie, to ja wlazłam mu pod koła prawda? Więc jakby nie patrzeć wina leży wyłącznie po mojej stronie.
-Dzięki, kochany jesteś. Mam nadzieję, że nie spóźnisz się przeze mnie bardzo.- Odezwałam się odpinając już pasy.
-Nie przejmuj się tym.- Uśmiechnął się do mnie słodko.- To widzimy się wieczorem?
-Tak jak się umawialiśmy.- Potwierdziłam również posyłając mu swój uśmiech.- Miłego dnia. I uważaj na siebie.
-To ty lepiej uważaj.- Stwierdził marszcząc przy tym zabawnie brwi. Zaśmiałam się pod nosem i zbliżyłam się do niego całując go w usta.- Już się nie mogę doczekać.- Mruknął rozmarzony ponownie mnie rozbawiając.
-Ja też.- Przyznałam bez wahania.- To do wieczora piracie.- Wyszczerzyłam się jeszcze i otworzyłam w końcu drzwi obawiając się, że w takim tempie nigdy nie wrócę do domu, a Tom nie dojedzie do pracy.
-Nie jestem piratem!- Zawołał jeszcze, lecz zatrzasnęłam już za sobą drzwi więc posłałam mu jedynie całusa w powietrzu kierując swoje kroki do wejścia. Gitarzysta zaraz odjechał także już nic nie trzymało mnie na zewnątrz i w wyśmienitym nastroju, jaki pozostawił mi po sobie chłopak weszłam do środka. Znowu czułam, że unoszę się ponad ziemią i to było niesamowicie pięknie. Jeszcze nie dawno myślałam, że już nigdy tak nie będzie, a tu proszę. Nawet udało mi się zapomnieć o tym debilu ze szkoły. Co ja się będę nim przejmować? Niech sobie myśli co chce! Mogę być dla niego nawet zakonnicą. To on ma problem i to olbrzymi, ze swoim nadmiarem głupoty.
-Co to był za facet?- Drgnęłam wystraszona, gdy znienacka usłyszałam nieprzyjemny głos matki. Akurat teraz najmniej się spodziewałam spotkać ją w domu. W dodatku znowu piła, czuć od niej na kilometr! Nie było mi to wcale potrzebne… Widocznie mam dziś wyjątkowego pecha. Aż dziwne, że nie jest dzisiaj piątek trzynastego i czarny kot nie przebiegł mi drogi.
-Jaki facet?- Udałam, że nie wiem o czym mówię i nawet na nią nie spoglądając weszłam do salonu. Miałam szczerą nadzieję, że da sobie spokój. W końcu nie była trzeźwa więc mogło jej się coś przywidzieć prawda? Dobrze, miałam chyba skończyć ze swoją naiwnością…?
-Nie bądź żałosna. Widziałam, jak się liżecie w samochodzie.- Rzekła kpiącym głosem. „Liżecie”, widocznie brak jej doświadczeń w tej kwestii.
-Przyjaciel.- Odparłam uważając, że tyle jej wystarczy. W ogóle nie wiem, co ją to interesuje! Nie chcąc kontynuować tego tematu udałam się do kuchni czując pragnienie. Niestety bardzo się myliłam licząc, że moja zatroskana matka sobie odpuści. Musiała przecież iść za mną i dalej mnie dręczyć. Tak, to cała ona…
-To do niego uciekłaś?
-Nigdzie nie uciekałam.- Zaprzeczyłam od razu lekko poirytowana.- Wyjechałam.
-Oczywiście.- Prychnęła.- Co, jak co ale sądziłam, że dobrze cię wychowałam.
-O co ci chodzi?- Odwróciłam się w jej kierunku w ogóle nie rozumiejąc o czym do mnie mówi.
-Nie udawaj głupiej. Myślisz, że nie wiem, co dziewczyny w twoim wieku wyprawiają!?- Fuknęła rozzłoszczona.- Od razu widać, że to nadziany facet. Tylko, czy tobie czegoś brakuje, żebyś musiała się tak poniżać!? Harowałam jak wół, żebyście mieli wszystko!
-Po pierwsze!- Przerwałam jej gwałtownie nie zamierzając nawet słuchać tych bredni, jakie padały z jej ust.- To tata harował jeśli już i to wszystko, co mamy jest dzięki niemu! Po drugie, nie poniżam się. I po trzecie! Jestem bardzo dobrze wychowana! A wiesz dlaczego!? Bo ojciec mnie wychował na dobrego i porządnego człowieka, a gdy zmarł jego rolę przejął mój brat, który sam potrzebował opieki! Czy to nie wspaniałe, że dziecko tak poświęca się dla swojej siostry?- Wykrzyczałam patrząc jej prosto w oczy. Bardzo chciałam, żeby ją zabolało. Żeby ją to tknęło, jak najgłębiej. I w sumie nie wiem, czy bardziej chciałam ją zranić, czy aby w końcu się otrząsnęła. Aby stał się cud i była taka, jak przed wieloma laty.- I teraz nie masz już nic do powiedzenia? Szkoda. Zawsze byłaś taka wygadana!- Dodałam z pogardą i wycofałam się z pomieszczenia nie mając już ochoty na nią nawet patrzeć. Kiedy byłam już na schodach usłyszałam jeszcze jej zachrypnięte wołanie.
-Lepiej, żebyś jednak miała tego sponsora! Wyrzucili mnie z pracy.
Nawet, gdy moja matka była „normalna” nie było mi łatwo się z nią dogadać. A to, co zaczęło dziać się z nią z biegiem czasu… tylko bardziej skomplikowało nasze relacje. Z każdym dniem stawała mi się coraz bardziej obca. Winiłam ją za wiele rzeczy… Nie umiałam też wielu pojąć. Jej postępowanie było dla mnie szczególnie niezrozumiałe. Chyba był czas, kiedy jej nienawidziłam… Oczywiście, że żałuję. Gdyby się dało cofnąć o kilka lat pewnie wiele bym zmieniła. To nie było tak, że patrzyłam jak moja matka stacza się na dno. Kiedyś próbowałam jej pomagać, stawiać ją na nogi. Wspierać… Ale jeśli ona nic sobie z tego nie robiła, jaki był w tym sens? Poddałam się, to prawda. To była chyba moja największa porażka w życiu… A potem już było za późno. Za późno na wszystko…
Kłótnia z matką tylko pogorszyła mój stan psychiczny, a mój wyśmienity nastrój poszedł się jebać. W dodatku jej cudownie przekazana informacja o utracie pracy… lepiej nie mogła tego ująć! To dla mnie kolejne poważne zmartwienie, bo wiem, że wszelkie oszczędności znikną w mig. Część na co dzienne życie, ale inna na jej picie. Teraz, gdy straciła pracę na pewno będzie się upijać do nieprzytomności. W końcu już nic ją nie trzyma przy trzeźwości… Przykra prawda.
-Phil…- Postanowiłam porozmawiać o tym wszystkim z bratem. W końcu to także dotyczyło jego i liczyłam na to, że razem dojdziemy do jakiegoś dobrego rozwiązania.- Wiesz, że wyrzucili mamę z pracy?
-Tak. I nie wiem Iv, co teraz z tym wszystkim. Myślę o tym pół dnia i już nie mogę… Dlaczego ona taka jest?- Spojrzał na mnie z nadzieją, lecz nie mogłam udzielić mu odpowiedzi. Byłam równie bezradna w tym temacie, co on.
-Cholera, że też akurat teraz jak jesteśmy przed maturą.- Usiadłam obok niego zrezygnowana.
-No, ale chyba nie jesteśmy bankrutami nie?
-Tego nie wiem. Kto ją tam wie?- Stwierdziłam mając wiele wątpliwości w tej kwestii. Spodziewałam się już wszystkiego po swojej matce. Więc nie wykluczam, ze mamy puste konto.
-Trudno. Widocznie czas się usamodzielnić.- Powiedział nagle i to całkowicie poważnym tonem.
-Co masz na myśli?
-Między innymi pracę na początek. A potem mieszkanie. Wszystko, Iv. Musimy się stąd wyrwać i tyle.
-To nie jest takie proste.
-Wiem, ale damy radę. Na razie się tym nie przejmuj, jutro jeszcze spróbuję porozmawiać z matką.
-Marnie to widzę…- Mruknęłam nieprzekonana. W prawdzie Philip miał więcej cierpliwości i jeszcze jakoś się z nią dogadywał w przeciwieństwie do mnie… Ale i tak wątpię, aby cokolwiek zdziałał w tej sprawie. Mam wrażenie, że już wszystko jest stracone i naprawdę możemy liczyć tylko na siebie.- Ale próbuj. Ja wychodzę…
-Ze sponsorem?- Uniósł brwi spoglądając na mnie rozbawiony.
-Oh, przegięła dzisiaj z tym już totalnie.- Wywróciłam oczami do tej pory nie mogąc tego ogarnąć.- Gwarantuję ci, że to nie jest mój żaden sponsor. Kocham go i nie wzięłabym od niego ani grosza!- Oświadczyłam zdecydowanie, a po chwili wręcz zdębiałam zdając sobie sprawę z tego co powiedziałam. Pierwszy raz przyznałam na głos, że kocham Toma! Nie wiem, czy powinnam. Myślę, że nie… A jeśli wyrwałoby mi się to w jego obecności? Co wtedy? Mogłabym go stracić! Nie chcę tego… On nie może się dowiedzieć.- To pa.- Rzuciłam szybko przez ramię i opuściłam pokój brata z nowym mętlikiem w głowie. Mam dziś tyle różnych, płatających się myśli, ze chyba nie powinnam w ogóle się widzieć z Tomem. Choć może zrobi mi to dobrze? Może nawet w dosłownym sensie..? O czym ja w ogóle teraz myślę! Jak w obliczu tych wszystkich problemów mogę mieć jeszcze kosmate wizje? Jestem niemożliwa… Nie poznaję samej siebie, znowu.
Chłodne, wieczorne powietrze nieco mnie orzeźwiło, gdy wyszłam z domu i poczułam się znacznie lepiej. Moją głowę znowu powoli zaczynały wypełniać myśli o Gitarzyście, więc chyba wszystko wracało do normy. O ile można w ten sposób w ogóle mówić. Nie wiem, czy dobrze jest udawać, że nie ma problemu, kiedy rzeczywistość jest zupełnie inna. Ale to wszystko jest tak cholernie męczące, że tak bardzo marzy się o tym, aby zapomnieć chociaż na chwilę… A to Tom jest takim moim zapomnieniem. Moim szczęściem w tym całym życiowym nieszczęściu.
-Hej, śliczna!- Odwróciłam się zaskoczona słysząc nagle wołanie, a moim oczom ukazał się samochód Toma i on sam wyglądający przez szybę.- Znowu idziesz, jak zahipnotyzowana i na nic nie patrzysz.- Rzekł kręcąc przy tym z dezaprobatą głową.
-A ty co znowu tu robisz?- Zmarszczyłam brwi patrząc na niego wciąż zaskoczona.- Umawialiśmy się przecież u ciebie.
-Wiem, ale później skończyłem i nie zdążyłem nic przygotować, więc w ramach rehabilitacji postanowiłem od razu po ciebie podjechać. I oto jestem.- Wyrecytował posyłając mi na koniec swój zniewalający uśmiech.- Wskakuj, tylko najpierw daj buzi.- Ułożył usta w słodki dziubek. Zaśmiałam się, ale oczywiście podeszłam bliżej i obdarzyłam go czułym całusem. Uwielbiam go. Już nigdy go nie opuszczę ! Na pewno nie z własnej woli!
...........................
Widzę, że wszyscy czytają to co piszę i wręcz rzuciliście się na zakładkę "Czytelnicy" , aż nie mogę się połapać, żeby was wszystkich zamieścić w linkach :D
Ka.