Przez
sen czułam już słodkie usta błądzące po moim nagim ramieniu, a potem barku i
szyi. Męskie dłonie oplatały szczelnie moją talię, a to w połączeniu z
bliskością ciała mężczyzny dawało mi poczucie bezpieczeństwa. Miałam wrażenie,
że to tylko piękny sen, z którego za chwilę się obudzę i wszystko zwyczajnie
zniknie. Jednak tak wcale nie było. Tom był przy mnie i pieścił moją skórę
swoimi czułymi pocałunkami pozwalając mi na wybudzenie się ze snu w sposób nad
wyraz przyjemny. Pragnęłam, aby tak było już zawsze. Chciałabym budzić się obok
niego każdego dnia i każdego dnia czuć to wszystko, co teraz…
Zamruczałam
cicho z zadowoleniem i uniosłam powieki chcąc ujrzeć jego boską twarz. Od razu
natknęłam się na jego czekoladowe, błyszczące tęczówki wpatrujące się we mnie z
wielką pasją. Kocham go. Kocham całego.
– Telefon ci wibruje. – Szepnął muskając mój policzek. – Chyba coś ważnego, bo od dobrej godziny, jak
nie dłużej.
– Yh....nigdy nie dadzą mi spokoju. – Burknęłam diametralnie pochmurniejąc i
niechętnie odsunęłam się od niego, aby schylić się w kierunku podłogi, gdzie
leżały moje spodnie, a w ich kieszeni nieszczęsny telefon. Zawsze ktoś musi mi
chcieć wszystko popsuć, a było już tak miło. – Halo. – Starałam się powstrzymać swój rozzłoszczony
ton, co nie było łatwe.
– Nareszcie. Dlaczego do cholery nie odbierasz
telefonów?! Ja nie wiem, co ty sobie w ogóle wyobrażasz Ivette. – Od razu zostałam zbombardowana przez
wściekłego brata, który specjalnie nie krył się ze swoimi negatywnymi emocjami.
– Nic sobie nie wyobrażam, po prostu nie mam
czasu, ani ochoty z wami rozmawiać. – Westchnęłam ciężko. – Moglibyście przestać do mnie wydzwaniać?
– Ty sobie ze mnie żartujesz prawda? Boże
błagam, powiedz, że to wszystko jest jakimś głupim żartem i tak naprawdę
siedzisz u jakiejś koleżanki i zaraz wrócisz do domu. – Wyrecytował wyraźnie odchodząc już od zmysłów.
– Jedyną osobą, u której mogłabym się
zatrzymać jest Ashlee. A z tego, co wiesz u niej mnie nie ma. I może dlatego
nie ma mnie u niej, ponieważ jestem w Rosji, a dokładnie w Moskwie. – Wyjaśniłam nad wyraz spokojnie z nadzieją, że
mój spokój w jakiś sposób na niego wpłynie.
– Ja po prostu w to nie wierzę! Na Boga,
Ivette!
– Nie udawaj już takiego pobożnego.
– Matka chce zgłosić twoje zaginięcie.
– Trzeba było jej powiedzieć, gdzie jestem. – Stwierdziłam nie ukrywając pretensji w głosie.
W ogóle go nie rozumiem. Jakby wszystko jej powiedział, nie byłoby teraz
problemu. A przynajmniej być nie powinno. – Philip, nie róbcie z tego żadnej afery. Ja po
prostu wyjechałam i niedługo wrócę, cała i zdrowa. Przestańcie do cholery
panikować.
– Ty nie wiesz, o czym mówisz.
– Bo co? Bo mała, niewinna, bezbronna Ivette
nagle kurwa się usamodzielniła?! Przestańcie w końcu mnie kontrolować! Matka
całe życie ma mnie w dupie i przypomina sobie o mnie tylko wtedy, gdy robię coś
nie po jej myśli! A ty? Nie próbuj zastępować mi ojca, bo nigdy nim nie byłeś i
nie będziesz! – Uniosłam się nie mogąc
już znieść tej całej, chorej sytuacji. Jestem dorosła i wiem, co robię, a oni
nie są w stanie tego zrozumieć. Nie robię przecież nic złego. Nie mają prawa mi
tego odbierać ot tak. – Dajcie mi święty
spokój i pozwólcie w końcu choć raz odetchnąć. W przeciwieństwie do was, wiem
co robię. – Dodałam nieco spokojniej,
gdy nie usłyszałam z jego strony odpowiedzi. – Philip, jesteś tam? – Zaniepokoiło mnie jego nagłe milczenie.
– Świetnie, w takim razie powodzenia w
samodzielnym życiu. – Odezwał się w
końcu po czym usłyszałam już tylko dudniący sygnał, który tylko pogorszył mój
stan. Niewiele myśląc rzuciłam telefon gdzieś na podłogę z nadmierną siłą,
przez co też się rozleciał. Czułam się w tej chwili cholernie rozdarta i miałam
ochotę jedynie się rozpłakać. Opadłam na brzuch spuszczając głowę w dół i
zamknęłam oczy oddychając kilka razy głęboko. To zaczyna mnie chyba przerastać.
– Ivy… – Przyjemne ciepło rozlało mi się na sercu, gdy
poczułam dłoń Toma na swoim ramieniu. Dobrze jest wiedzieć, że nie jestem teraz
sama. – Wszystko w porządku?
– Nie… – Zaprzeczyłam cicho czując pod powiekami łzy.
Nie chciałam się przy nim rozklejać, lecz tkwiło we mnie zbyt wiele emocji, z
którymi sobie nie radziłam. – Wszyscy
chcą mi odebrać szczęście… raz w życiu się zbuntowałam i chciałam po prostu
zrobić, to co czuję. To czego tylko ja pragnę. I nagle stałam się dla
wszystkich nieodpowiedzialną, głupią gówniarą. – Wyrzuciłam czując, jak po moim policzku spływa
łza. Starłam ją szybko próbując się uspokoić. – Ale ja im nie pozwolę… nie pozwolę im odebrać
sobie tego, co jest dla mnie ważne.
– Chodź tu… – Podniósł się do pozycji siedzącej i złapał
mnie za ramiona ciągnąc w swoją stronę. Przytuliłam się do niego mocno i
zaczęłam wsłuchiwać w bicie jego serca, które jak się okazało działało na mnie
uspakajająco. – Nie chciałem, żebyś miała przeze mnie problemy…
– To nie przez ciebie. – Zaprzeczyłam od razu. – To zupełnie nie twoja wina.
– Ale gdyby nie ja, pewnie byłoby zupełnie
inaczej.
– Tak, byłabym nadal, szarą, nic nie znaczącą,
grzeczną dziewczynką, która nie potrafi sterować własnym życiem. W dodatku
nieszczęśliwą. – Skwitowałam z
przekonaniem. On musi wiedzieć, jak wiele dla mnie zrobił w tym krótkim czasie.
Odmienił moje życie na lepsze, za co będę mu wdzięczna już zawsze.
– Ale właściwie… to prawda, że to wszystko co
robimy jest nieodpowiedzialne. To ja jestem nieodpowiedzialny… wciągnąłem cię w
to wszystko, nie raz już prawie zostaliśmy rodzicami… a ten pomysł, żebyś do
mnie przyjechała? O czym ja w ogóle wtedy myślałem? Naraziłem cię tylko…
przecież mogło ci się coś stać, zgubiłaś się… a jakby ktoś cię skrzywdził?
– Tom, przestań… – Uniosłam na niego swoje spojrzenie. W ogóle
nie rozumiem, jak on może pleść takie rzeczy. – Wszystko jest w porządku i jest tak, jak
właśnie być powinno. Nie żałuję niczego i chcę, żebyś nadal był taki
nieodpowiedzialny. – Uśmiechnęłam się do
niego i sięgnęłam jego ust, całując je delikatnie. Wtedy też po pokoju rozległo
się pukanie, które przyprawiło mnie o szybsze bicie serca. Odsunęłam się od
chłopaka spoglądając na niego z przerażeniem.
– Spokojnie, to pewnie Bill. – Odparł, jak gdyby nigdy nic i wyszedł spod
kołdry. Bill?! I on mówi o tym tak spokojnie?! Po pierwsze, nikt miał się o
mnie nie dowiedzieć… po drugie, to jest Bill Kaulitz! Wokalista Tokio Hotel,
przecież jestem ich fanką! To, że mam bliskie kontakty z Gitarzystą nie znaczy,
że pozostali członkowie są mi obojętni. Kiedy Tom zmierzał w kierunku wyjścia,
aby otworzyć bratu ja schowałam się pod kołdrę naciągając ją niemalże po sam
czubek głowy. Najchętniej bym jednak wyskoczyła i zaczęła piszczeć na widok
piosenkarza… ale nie mogłam tego zrobić choćby dlatego, że jestem naga.
– Cześć, no co tak długo? – Po chwili dotarł do mnie jego głos. Cała wręcz
zadrżałam i musiałam wyciągnąć spod kołdry chociaż nos, aby móc go zobaczyć.
– Prosiłem, żeby nikt mi nie przeszkadzał… – Mruknął Tom.
– Jestem twoim bratem przecież. – Stwierdził Czarnowłosy. – Zresztą, czemu ja nie mogę wiedzieć, kto u
ciebie jest? – Oburzył się i za wszelką
cenę starał się wyjrzeć zza swojego postawnego brata, aby najprawdopodobniej
mnie ujrzeć. Cholera jasna… że też nie miał kiedy przyjść, tylko teraz kiedy
jestem goła!
– Bo nie… Bill, co chcesz? Nie mam czasu.
– Oh, no ja wiem, że jesteście bardzo zajęci.
Ale może jednak poznam ją dziś?
– To nie jest dobra pora.
– Każda pora jest dobra. – Stwierdził przekonany. – Oj daj mi chociaż spojrzeć!
– Bill, to nie jest okaz muzealny!
– Jak to nie? Pierwszy raz w życiu złapałeś
takiego… nawet nie wiem jak to nazwać! – Ekscytował się Wokalista, a mnie coraz
bardziej intrygowała ta rozmowa. O czym on tak dokładnie mówi? I w ogóle nie ma
nic przeciwko, aby Tom zdradzał swoją dziewczynę? Oh, tak bardzo chciałabym móc
go poznać i normalnie z nim pogadać.
– Cicho, idź już lepiej.
– Ale daj chociaż spojrzeć, noo… – Jęknął, gdy Gitarzysta próbował wypchnąć go na
korytarz. – Jedno spojrzenie!
– Żadnych spojrzeń. Ja też miałem jedno. – Mruknął stanowczo. Cholera, dlaczego oni mówią
takimi zagadkami? Oh i jak ja mam coś z tego zrozumieć!
– Przecież stąd nie dojrzę jej oczu. Zerknę
tylko i już mnie nie ma. – Miałam ochotę
się roześmiać słysząc ich dyskusję. Przecież to było rozbrajające. Czemu on tak
bardzo chce mnie zobaczyć? I czemu Tom tak bardzo mu tego broni? W każdym razie
zachowywali się jak dzieci.
– Dobra, ale sekunda! – Zastrzegł i nim się zorientowałam poczułam na
sobie czekoladowe spojrzenie Billa, który na szczęście widział jedynie połowę
mojej twarzy.
– Cześć! – Pomachał mi z szerokim uśmiechem, na co nie
zdążyłam zareagować, gdyż zaraz jego bliźniak zmusił go do opuszczenia pokoju.
– Pa i nie odwiedzaj mnie na razie. – Rzucił jeszcze zanim zamknął za nim drzwi. To
było… dziwne.... Bill powiedział mi cześć! Ha i szczerzył się do mnie. Jej,
jaki on jest fajny… – On zawsze wie,
kiedy przyjść… przepraszam. – Zwrócił
się do mnie, a ja odkryłam się nieco pozwalając sobie odetchnąć.
– Nic się nie stało, jest uroczy. – Stwierdziłam z uśmiechem, na co uniósł brwi. –
Oczywiście nie bardziej od ciebie… – Dodałam niewinnie. – Ale skoro już mnie widział, to chyba
moglibyśmy się poznać? – Poderwałam się
podekscytowana siadając na łóżku.
– Nie sądzę…
– Czemu? Przecież i tak już o mnie wie. – Stwierdziłam marszcząc brwi. – I w ogóle, co mu o mnie mówiłeś?
– Nic takiego. – Odparł wymijająco. – Zjemy śniadanie?
– Zmieniasz temat. – Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej. – Ale okej… – Mruknęłam i sięgnęłam po swoją bieliznę i
koszulkę, które zaraz zaczęłam na siebie wkładać. – Przecież zasady są jasne. – Zakończyłam swoją wypowiedź nieco bardziej
urażonym tonem. Bo właściwie dotknęło mnie to. Dotknęła mnie rzeczywistość… na
co ja liczyłam?
– Jakie zasady?
– Pójdę się umyć. – Nie odpowiadając nawet na jego pytanie
skierowałam się do łazienki wcześniej wyciągając ze swojego niewielkiego bagażu
czyste rzeczy. Nie chciałam wdrążać się z nim w ten temat. Dla mnie to nie było
takie proste, jak dla niego…
Od początku przecież wiedziałam,
że nie mogę być dla niego kimś więcej. Wszystko wiedziałam. Zdawałam sobie
sprawę, jak wygląda cała sytuacja… mimo to zabolało mnie jego zachowanie. Było
dobrze dopóki nie przyszedł taki moment, w którym musiało wyjść na jaw, to że
nasz związek jest tylko jakimś niespisanym układem. Czymś, co tak naprawdę ma
prawo w każdej chwili przestać istnieć i nikt nie może mieć o to pretensji.
Może dlatego nie chciał, żebym go kochała… bo wiedział, że wtedy mnie
skrzywdzi. Że będzie krzywdził za każdym razem, gdy nie będę mogła być częścią
jego życia… Jednak ja i tak chciałam więcej. Chciałam w to brnąć. Choćbym miała
cierpieć przez całe życie…