wtorek, 30 stycznia 2018

Kartka nr 8. "Pragnę Cię."

Nie spałam tej nocy zbyt wiele, ale nie brakowało mi wcale energii, gdy wstałam wczesnym rankiem. Czułam się, jakbym się czegoś naćpała. Rozpierała mnie nieustająca euforia. Czy właśnie to nazywało się szczęściem? Wyglądało na to, że moje szczęście było ukryte w pewnym człowieku, który postanowił wywrócić mój świat do góry nogami i nie zamierzał wcale zaprzestawać swoich działań.
Nie wiem, na co tak naprawdę liczyłam. Ale od chwili, gdy miałam w telefonie jego numer, nie spuszczałam tego urządzenia z oka. Pomijając czas, gdy w końcu udało mi się zasnąć. Jeszcze mnie to nie przerażało. Jeszcze do mnie nie docierało, co się dzieje. Jeszcze byłam słodko i beztrosko nieświadoma. Jeszcze.
– O rany, chyba wypiłam o jedno piwo za dużo. – Do kuchni weszła moja jęcząca przyjaciółka. Impreza mojego brata była tak dobra, że Agness padła gdzieś w połowie. A przynajmniej tak twierdził Philip. Jak było naprawdę, nie wiem, bo przecież sama się zmyłam jeszcze na początku… – A ty wyglądasz za dobrze. – Usiadła naprzeciwko mnie, przy kuchennym stole. Nie zamierzałam zaprzeczać. Chyba po raz pierwszy, szczerze czułam, że wyglądałam lepiej od niej.
– Wygląda na to, że świeże powietrze jest dużo lepsze dla urody niż picie na imprezach.
– Porzuciłaś mnie dla jakiegoś kolesia – wytknęła, mrużąc przy tym groźnie swoje oczy. – Co on tu w ogóle robił? Pod twoim domem? – Zainteresowała się, zmieniając jednocześnie swój ton na znacznie żywszy.
– Przyjechał – mruknęłam, przygryzając niepewnie dolną wargę. – Co mam ci powiedzieć? Po prostu przyjechał. – Westchnęłam, bo sama nawet nie chciałam już nad tym wszystkim rozważać. Im więcej myślałam, tym było trudniej.
– Teraz to jest takie „po prostu”? – Dziwiła się, unosząc brwi.
– Tak. Musi takie być, bo nie widzę innych, lepszych wytłumaczeń.
– Okej. Teraz to jest ten moment, gdy zaczyna mnie to wszystko niepokoić – rzekła, znacznie przy tym poważniejąc. Przyglądała mi się niepewnie i badawczo, a ja doskonale znałam to spojrzenie. Moja euforia, którą odczuwałam od samego rana, zaczęła przygasać z każdą kolejną sekundą trwania tej rozmowy coraz bardziej.
– Dlaczego? – zapytałam. Ale czy naprawdę chciałam poznać odpowiedź..? Gdyby tylko dało się przewidzieć przyszłość…
– Bo sądziłam, że to się skończyło na waszej super przygodzie po koncercie… Mniej więcej do tamtej chwili wydawało się to w miarę rozsądne i zdrowe.
– Przecież sama mówiłaś… Wydawało mi się, że jesteś pozytywnie nastawiona do tej znajomości. – Teraz to chyba ja przestałam rozumieć. Jej słowa wcale nie brzmiały dobrze. W żadnym znaczeniu.
– Iv, wtedy to wydawało się w ogóle tak odległe. Nie mówiąc już o tym, że nie wiedziałam nawet, że on ma dziewczynę.
– O Boże, czemu musisz mi to psuć…
– Bo będziesz płakać. Myślałam, że ten facet ma więcej rozumu.
– Nie znasz go…
– Ty też go nie znasz. A na twoim miejscu, jakby jakiś facet, który jest w związku, próbował do mnie podbijać, to bym go pogoniła, gdzie pieprz rośnie. Uważasz, że można ufać komuś, kto oszukuje innych?
– Uważam, że nie należy w taki sposób oceniać ludzi.
– Iv, on zdradza z tobą tę dziewczynę. Nieważne, co robicie, a czego nie. To już jest zdrada. Spotyka się z tobą potajemnie. I myślisz, że co to dla niego znaczy? Co to w ogóle jest? Bo moim zdaniem, znalazł sobie dobrą atrakcję i w końcu będzie musiał ją porzucić.
– Okej, zapomnij o tym – Próbowałam uciąć tę dyskusję, nim będzie za późno. Choć chyba już było. Nie tego oczekiwałam. Nie tego chciałam słuchać. Natomiast, jeśli Agness planowała wzbudzić we mnie poczucie winy, udawało jej się to. Jakbym i bez tego miała mało do rozważania…
– Nie obrażaj się teraz jak dziecko. Dobrze wiesz, że mam rację.
– Nie obchodzą mnie twoje racje! – Wybuchłam w końcu, gdy już zaciskanie dłoni w pięści nie pomagało. – Mam dosyć wszystkich mądrości, od każdego. To moje życie. Przez te wasze wszystkie racje zawsze z czegoś rezygnuję, bo każdy wie lepiej, co jest dla mnie dobre, a co złe – wyrzuciłam, nie dając jej dojść do głosu. BO TERAZ JA MÓWIŁAM. Musiałam, to z siebie uwolnić. – Możesz sobie mieć rację. A ja sobie mogę potem płakać. Ale to moje błędy i moje łzy. I moje cierpienie, które widocznie chcę sobie zafundować. Bo może to będzie choć trochę lepsze od NICZEGO. Kompletnie niczego. Bo na razie, tym jest moje życie. NICZYM. Może będę płakać, a może będę najszczęśliwszą osobą na świecie. Tak naprawdę, nie możesz wiedzieć, co się stanie. Nie możesz tego przewidzieć. – Rzekłam, brzmiąc przy tym na bardzo pewną siebie, ale w głębi tak naprawdę cała powoli się rozsypywałam na kawałeczki. Ledwo zdołałam powstrzymać cisnące się do oczu łzy. Tak mocno chciałam wierzyć, że to wszystko nie jest jakąś żałosną historyjką, która skończy się szybciej, niż się zaczęła i że to nie ja będę potem tą dziewczyną snującą się niczym swój własny cień, bo wszystkie moje nadzieje legły w gruzach.
– Iv…
– Nie chcę już o tym więcej gadać. Nie musisz akceptować moich wyborów. A ja nie muszę zawsze myśleć o innych. I to wcale nie znaczy, że jestem złą osobą. – Zakończyłam stanowczo. Czułam, że jeszcze kilka zdań więcej i zapędzimy się w miejsce, z którego nie będzie łatwego wyjścia.
Nie po raz pierwszy czułam się tłamszona przez cudzy rozsądek, podczas gdy sama chciałam sobie po prostu na chwilę odpuścić. Odpuścić i poczuć to wszystko. Żyć przez jeden moment tak, jakby każdego kolejnego dnia miało już dla mnie nie być. Może to było naiwne. Ale tak naprawdę wszystko można określić naiwnością w tych czasach. Bo czego możemy być pewni w stu procentach? Nie istnieje nic takiego.
– Kto jest złą osobą? – Nawet jeśli Agness chciała coś jeszcze dodać, uniemożliwił jej to mój brat, zjawiając się w kuchni. Na szczęście, nie słyszał naszej całej rozmowy. Gdyby jeszcze on się dowiedział… Chyba nie miałabym już życia. Kocham ich. Naprawdę. Są mi najbliżsi, ale czasami po prostu nie czuję, by mówienie im całej prawdy było właściwe. – Moja siostrzyczka? – zapytał, mierzwiąc mi zaraz włosy. Przynajmniej on będzie miał nadal dobry nastrój. Próbowałam się uśmiechnąć, ale wyszło mi to naprawdę tragicznie. Philip na szczęście nie wyglądał, jakby mu mocno zależało na poznaniu odpowiedzi na swoje pytania, po prostu sobie żartował. I zdecydowanie bardziej interesowała go teraz woda, po którą sięgał z lodówki.
Agness milczała, przyglądając mi się jedynie wymownie. Wiedziałam, że miała jeszcze wiele do powiedzenia. Ja jednak nie zamierzałam jej na to pozwalać. Dla mnie rozmowa o tym, co jest dobre, a co złe, dobiegła końca. Definitywnie. Jeśli miała ochotę mnie wesprzeć w inny sposób, proszę bardzo. Nie potrzebowałam żadnej ochrony. Wiedziałam, na co się piszę. Przynajmniej tak mi się wydawało, że wiedziałam. W każdym razie była to moja odpowiedzialność. Brałam to wszystko na siebie, bo tego chciałam. I na pewno nigdy nie będę miała do nikogo żalu, że mnie nie przestrzegł przed popełnieniem błędów.

Bardzo łatwo było zniszczyć czyjeś nadzieje. Rozdeptać je tak po prostu zdrowym rozsądkiem. Jak można wówczas myśleć choć przez chwilę, że robi się coś dobrego? Skoro najbliższa Ci osoba, próbuje przekazać, że Twoje zachowanie przekracza pewne granice…
Mimo że bardzo starałam się odepchnąć od siebie słowa przyjaciółki, usunąć pewne fakty ze swojej świadomości, nie byłam w stanie tego uczynić wystarczająco skutecznie. Nie mogłam tak po prostu wyzbyć się własnego sumienia.
Bo przecież nie byłam złym człowiekiem. Chciałam tylko być szczęśliwa.
Ale jakim kosztem..?

Tom: Jesteś tam?
Sms od Toma przyszedł niespodziewanie, w najmniej odpowiednim momencie. Lekcja niemieckiego wydała się już być stracona, bo jedno zdanie od chłopaka dekoncentrowało mnie w mgnieniu oka. Miałam wrażenie, że bicie mojego serca odbijało się od wszystkich czterech ścian sali.
Ja: Jestem… Co to za pytanie?
Odpisałam niepewnie, bo nie do końca rozumiałam, co mógł w ogóle mieć na myśli. Czekałam cały wczorajszy dzień na jakikolwiek znak od niego, aż wreszcie sobie odpuściłam. Widocznie Muzyk wziął za punkt honoru wybierać właśnie te chwile, gdy ja już powiedziałam PAS.
Tom: Nie wiedziałem, co napisać. Chyba wyszedłem już z wprawy.
Zaśmiałam się cicho pod nosem, odczytując kolejną wiadomość. Czyli mój Tom nie był mistrzem w pisaniu sms-ów? I bez tej umiejętności wydawał się niezwykle uroczy. A ja byłam w siódmym niebie, że w ogóle się do mnie odezwał.
Tom: Myślę o Tobie, co chwilę. Chciałbym się stąd wyrwać i znowu móc Cię zobaczyć.
Nie zdążyłam nawet przemyśleć tego, co mogłabym mu odpowiedzieć, gdy mój telefon ponownie za wibrował. I tym razem dosłownie zabrakło mi tchu w piersi. Ale tylko na jakąś sekundę, po której moje serce znowu zaczęło walić, jakby coś poraziło je prądem. Jeśli sms-y nie były jego specjalnością, to wprawianie mnie w palpitacje wręcz przeciwnie!
Nie pamiętałam już, gdzie się znajdowałam i że powinnam się opamiętać. Gapiłam się w ekran swojego smartfonu, jak zahipnotyzowana, powtarzając w myślach treść wiadomości od Toma.
Tom: Masz mnie już pewnie za jakiegoś psychopatę. Sam zaczynam się tak nawet czuć. Nadal nie wiem, co się dzieje. Jesteś jak jakiś zakazany owoc… Im bardziej mówię sobie, że powinienem przestać i nie wciągać Cię w to wszystko, tym bardziej Cię pragnę.
Kolejna wibracja i uczucie, które zaczynało dawać mi delikatne ostrzeżenie, że jeśli za moment nie opuszczę murów szkoły, po prostu zemdleję. Zrobiło mi się nagle niemiłosiernie duszno, a moje ręce zaczęły się trząść do tego stopnia, że niemal upuściłam telefon na podłogę.
O mój Boże. Co on do mnie pisze!?, krzyczałam w swojej spanikowanej już głowie, nie mając żadnego pojęcia, ani jak to wszystko rozumieć, ani tym bardziej, jak na to odpowiedzieć. W dodatku zajęcia w szkole były najmniej odpowiednim miejscem na takie wyznania! Musiałam się, jak najszybciej ewakuować.
– Przepraszam, czy mogę wyjść do toalety? Źle się czuję – Podniosłam rękę, spoglądając na nauczycielkę. Musiałam wyglądać bardzo przekonująco, ponieważ zgodziła się od razu, nie pytając nawet o nic. Zapewne byłam blada jak sufit w tamtej sali.
Zgarnęłam szybko swoje rzeczy i opuściłam pomieszczenie, kierując się prosto do wyjścia ze szkoły. Pędząc przez korytarze, w głowie wciąż analizowałam słowa Toma. I zadawałam sobie tysiące pytań. Jednym z nich było: dlaczego zdecydował się napisać mi takie rzeczy? Nawet ja, szalona, wpatrzona w niego, jak w obrazek, uważałam to za zbyt odważny i nieprzemyślany krok!
ON. MNIE. KURWA. PRAGNIE.
Ciepłe powietrze uderzyło we mnie znienacka, gdy w swoim zaślepieniu wyszłam na zewnątrz.
Tom: Twoje milczenie wprawia mnie w zakłopotanie, wiesz? Przesadziłem, prawda? Mogę do Ciebie zadzwonić? Chciałbym się wytłumaczyć.
Z czego on chce mi się tłumaczyć?, zastanawiałam się bez końca, zamiast mu po prostu odpisać. Nie przyszło mi nawet do głowy, że ten facet także w jakiś sposób mógł przeżywać zaistniałą sytuację. Przecież on to wszystko zapoczątkował.
Pewnie moje zdezorientowanie trwałaby w nieskończoność, gdyby Tom grzeszył większą cierpliwością. Tak jednak nie było, o czym świadczył mój dzwoniący telefon.

Odbierz!
Nie odbieraj!
Odbierz!
Już nie pamiętasz, co mówiłaś wczoraj, kłócąc się z Agness!?
Odbierz!

– Tak?
Świetny początek, Iv. Kto w ogóle odbiera w taki sposób telefon, po takich wiadomościach!
– Wystawiasz moją cierpliwość na sporą próbę – TEN GŁOS. Nogi się pode mną ugięły, gdy go usłyszałam i dotarło do mnie w końcu, że z nim rozmawiam. – Znowu milczysz. Mocno cię wystraszyłem?
Jak cholera.
– Nie, dlaczego? – zapytałam, jak gdyby nigdy nic. Co z tego, że ledwo oddychałam? Co z tego, że doprowadzał mnie do obłędu? Co z tego, że moje życie już nie miało w sobie nawet odrobiny normalności? Wszystko zostało wywrócone do góry nogami.
– Nie chciałbym, żebyś źle zrozumiała, to co napisałem.
– Dlaczego miałabym źle to zrozumieć?
Nie rozumiem tego wcale, ale może akurat to pomińmy…
– Bo jesteśmy w dość specyficznej sytuacji i nasza relacja również do takich należy.
Jego odpowiedzi były zaskakująco… Dojrzałe? Nie wiedziałam nawet, jak odpowiednio to sobie określić. Po prostu, wiedział, co powiedzieć i przede wszystkim odpowiadał na każde moje głupie pytanie.
– Jeśli chcesz wiedzieć… Nie uważam cię za żadnego psychopatę. Nie zaprzeczam, że mnie zaskoczyłeś… ale jednocześnie podoba mi się to, co napisałeś.
– Czyli nie jestem jeszcze u ciebie całkiem stracony?
– Stracony? Nie wiem, co musiałbyś powiedzieć, aby tak się stało – skwitowałam z lekkim rozbawieniem. Sam jego ton głosu pozwolił mi się już znacznie rozluźnić w tej rozmowie. – Jeśli to doda ci więcej pewności, ja też o tobie myślę. I nie pytaj od jak dawna… – wyznałam, zagryzając skrępowana swoją dolną wargę. Nadal było mi gorąco i już nawet nie liczyłam uderzeń swojego serca.
– A jeśli zapytam?
– To spalę się ze wstydu.
– Och, tylko nie to! Dobrze. Nie zapytam – zarzekł się. – Ale… Nadal bardzo chcę się z tobą zobaczyć.
– Więc znajdź dla mnie czas – odparłam zadziornie. W duchu bardzo cieszyłam się, że chwilowo nie mógł mnie widzieć. Moje policzki płonęły szkarłatnymi rumieńcami. Ba, toż ja cała płonęłam. Naprawdę nie musiał o tym wiedzieć! Choć nie powinnam się oszukiwać. Mogłabym udawać przed nim, niczym najlepsza aktorka, ale i tak moja reakcja na niego była zbyt oczywista.
– Możesz być pewna, że go znajdę.

Jeśli to groźba, niechaj grozi mi tak częściej.