Noc, którą spędziłam poza domem i opuszczony dzień w szkole oczywiście był kolejnym pretekstem dla mojej matki, aby mogła się ze mną pokłócić. W takich chwilach mam ochotę spakować swoje rzeczy i wyprowadzić się, jak najdalej od niej. Zniknąć z jej życia raz na zawsze i mieć święty spokój. Ten dom staje się dla mnie piekłem. Dosłownie czuję się tu niemile widziana, jak jakiś intruz. Dziwię się, że matka sama mnie jeszcze nie wyrzuciła.
-Iv, rozmawiałem z nią - podczas, gdy siedziałam zdenerwowana na swoim łóżku ściskając pluszowego misia od Toma, Phil postanowił złożyć mi wizytę i to z nienajlepszym tematem na ten moment. Westchnęłam jedynie ciężko i wskazałam mu wzrokiem miejsce na krześle. Chyba lepiej, abyśmy mieli to już za sobą. - No nie jest za ciekawie. Tak naprawdę wyrzucili ją za to, że przychodziła do pracy pod wpływem alkoholu i to nie raz - ta wiadomość wcale mnie nie zaskoczyła. Może i nie sądziłam, że jest aż tak źle, ale jednak mogłam się spodziewać po niej już wszystkiego! Postanowiłam na razie się nie odzywać i pozwolić dokończyć bratu. - No i z finansami też krucho. Mamy jakieś oszczędności na koncie, ale znowu nie jest ich za dużo. Mama wiele wydała chociażby na samochód, który dostaliśmy na osiemnastkę…
- Nie pieprz. Chyba na alkohol - wtrąciłam nie mogąc się powstrzymać. Nie uwierzę, że wszystkie pieniądze, jakie mieliśmy włożyła w nasz urodzinowy prezent! Może to jeszcze nasza wina!?
-Iv… Taki samochód też dużo kosztuje.
-Co dzienne picie jeszcze więcej. Zresztą… Ja już nie mam do tego siły. Chcę się stąd wynieść - wyrzuciłam z siebie rozżalona.
- Wiem, ale chyba nie możemy jej tak zostawić.
- Wczoraj mówiłeś co innego!
- Ale jednak to nasza matka, Iv.
- Nie chcę takiej matki! Moja cierpliwość dla niej już się skończyła Philip.- Rzekłam dobitnie nie zamierzając zmieniać swojego zdania.
- Musimy znaleźć jakieś rozwiązanie…
- Najlepszym rozwiązaniem byłoby, jakby umarła!- Może moje słowa były zbyt mocne, ale naprawdę nie miałam już siły. To wszystko mnie przerosło. Nie chciałam dłużej się z tym męczyć i ciągle wracać do problemów.
- To twoja mama…
- Nie prawda. Matki są inne! I w ogóle nie chce o tym mówić. Zostaw mnie samą, dopiero co się z nią pokłóciłam. Nie chcę w ogóle o niej myśleć! Mam własne życie i dosyć ciągłego martwienia się o nią. Jest dorosła i my też. Koniec tego. Niech każdy idzie swoją drogą - wyrecytowałam rozzłoszczona jednocześnie zakańczając ten temat, który na dobrą sprawę jeszcze do końca się nie rozkręcił. Jednak miałam to gdzieś. Byłam już zmęczona i pragnęłam jedynie świętego spokoju.
- Jak chcesz… Może innym razem - Philip odpuścił najwyraźniej widząc, że dziś ze mną się nie dogada w tej sprawie. I słusznie. Gdy już wyszedł pozostawiając mnie samą zaczęłam głęboko oddychać chcąc się uspokoić. Naprawdę to dla mnie za dużo! Nie jestem przystosowana do takich rzeczy… nie umiem nawet odpowiednio tego nazwać! Położyłam się na chwilę zamykając oczy i wtedy na myśl przyszła mi tylko jedna osoba, która działała na mnie niesamowicie kojąco. Wiedziałam, że jest zajęty i pewnie mu przeszkodzę… Ale musiałam. Potrzebuję go… Coraz częściej go potrzebuję.
„Wiem, że pracujesz… Ale proszę zadzwoń, jak tylko będziesz mógł. Muszę Cię usłyszeć…”
Wystukałam w pośpiechu wiadomość i wysłałam pod numer Toma z nadzieją, że odbierze ją w miarę szybko…A jeszcze większą, że szybciej znajdzie czas, aby do mnie zadzwonić. Jednak nie otrzymałam żadnej odpowiedzi w ciągu następnych pięciu minut, więc na pewno jest czymś zajęty. Ja natomiast nie mogłam usiedzieć w miejscu. Roznosiło mnie. Postanowiłam wyjść z domu. Przed tym jednak wysłałam wiadomość do przyjaciółki z prośbą o spotkanie, na które na szczęście się zgodziła. Już po 20 minutach obydwie siedziałyśmy w parku na ławce milcząc. Nie wiedziałam o czym mówić, a nie chciałam rozmawiać o matce i moich problemach. Wiem, ze mogę jej mówić o wszystkim, ale po prostu nie miałam ochoty, ani nie czułam takiej potrzeby. W ogóle nie chciałam o tym teraz myśleć. Nie po to wyszłam z domu, żeby się zadręczać… a przeciwnie.
- No więc skoro mam nie pytać co się stało… - zaczęła dość niepewnie, jak na siebie. - To może opowiesz mi coś ciekawego? Na przykład dlaczego nie było cię dziś w szkole? - spojrzała na mnie uśmiechając się chytrze. Kocham ją za to, że nie jest ciągle taka dociekliwa i potrafi mnie czymś zająć, abym nie myślała o problemach. Na moją twarz od razu wpłyną uśmiech.
-Byłam z Tomem - rzekłam bez wahania. - I było cudownie!
- Domyślam się, cała promieniejesz, gdy o nim mówisz. Zdradzisz mi więcej szczegółów, czy może się wstydzisz? - wyszczerzyła się do mnie, a ja prychnęłam.
- Nie mam czego się wstydzić!
- No więc słucham - stwierdziła z zadowoleniem. Dobrze wiem, jaka z niej ciekawska bestia!
- Noo… Umówiliśmy się wczoraj wieczorem na kolację u niego w mieszkaniu, ale nie zdążył się wyrwać wcześniej z pracy, więc też nie miał kiedy nic ugotować - postanowiłam zacząć od samego początku, z przyjemnością się tym dzieliłam z Ashlee. Teraz mogłam jej mówić o wszystkim! Nawet o seksie pod prysznicem… Ale może nie będę zdradzać zbyt wielu szczegółów! - Prosto z pracy przyjechał po mnie pod dom i zabrał do przytulnej restauracji, gdzie zjedliśmy spaghetti. A później poszliśmy na spacer… Opowiedziałam mu trochę o mojej sytuacji w domu i zaoferował mi pomoc.
- O matko! On to chyba cię kocha! - zapiszczała, lecz nie skomentowałam tego. Ona jeszcze nie wie, że w naszym związku miłość nie może mieć miejsca… A przynajmniej nie obustronna i jawna.
- A ja potem poprosiłam, żeby zabrał mnie do siebie bo nie chciałam wracać do domu z wiadomych przyczyn. Oczywiście zgodził się. Obejrzeliśmy film wraz z Billem, przy którym zasnęłam… A rano obudziłam się już w jego łóżku i towarzystwie. W ogóle to był jeden z moich najlepszych poranków! - zachwyciłam się wracając myślami do tamtych chwil. - Kochaliśmy się pod prysznicem i czułam się, jak jeszcze nigdy. Nie mam pojęcia, jak on tego dokonał, ale nie da się opisać tego co przeżyłam. Potem mnie umył! To było takie słodkie… - przerwałam na chwilę pozwalając sobie na rozmarzenie. Gdy o tym mówiłam mój nastrój poprawiał się coraz bardziej. - No i oczywiście zjedliśmy śniadanie, spędziliśmy jeszcze razem południe, a potem odwiózł mnie do domu, a sam pojechał do pracy. No i do tej pory nie mam z nim kontaktu… - posmutniałam wzdychając cicho.
- Weź, to tylko kilka godzin! - zaśmiała się.
- Dla mnie to dużo! - oburzyłam się nie rozumiejąc w ogóle co w tym zabawnego. Tęskniłam za Tomem! I to bardzo… chciałabym, żeby zawsze przy mnie był. Z nim wszystko jest lepsze i piękniejsze.
- Pierwszy raz widzę cię taką zakochaną.
- I ostatni… Sama siebie nie poznaję, ale to jest silniejsze ode mnie.
- Cieszę się, bardzo - objęła mnie ramieniem przytulając mocno. - Oby wam się udało.
- Wiesz nie myślę o tym, jak o czymś na całe życie… Teraz bym tak chciała, bo jest cudownie i chciałabym, żeby już zawsze tak było. Ale to nie zależy tylko ode mnie… A jeśli on w końcu się znudzi? W końcu nie ma we mnie nic nadzwyczajnego - wyznałam będąc z nią szczera. Przecież wiadomo, że jestem teraz z nim szczęśliwa, ale czy to możliwe, aby było tak już zawsze? Warto się łudzić? Oczywiście jest to moje wielkie marzenie… Bo naprawdę czuję, że kocham. Całą sobą…
- Ja bym powiedziała raczej, że jesteś nadzwyczajna. Usidliłaś gitarzystę Tokio Hotel. On przecież za tobą szaleje! Ja widziałam ten jego wzrok. Jest w ciebie zapatrzony! - odparła podekscytowana. Jej entuzjazm bardzo mi się podobał i udzielał. Czułam od niej takie wielkie wsparcie, co sprawiało, że robiło mi się cieplej na sercu.
- No ja w niego też! Nie wiem, czy to zdrowe - roześmiałam się sama już nie wiedząc, jak to wszystko może się dalej potoczyć. To było w sumie zabawne.
- Na pewno zdrowy jest seks.
- Ashlee, ty ciągle o jednym - wywróciłam teatralnie oczami. - Chyba jesteś niezaspokojona, co? - wytknęłam jej język. Oczywiście teraz mogłam cwaniaczyć, bo przecież ja nie mam na co narzekać w tej kwestii. Ej, ja naprawdę się robię jakaś wredna!
- Pff… Ja też nie mam na co. Tylko twój brat akurat ostatnio chodzi przybity. Nie chcę nic mówić, ale zaniedbałaś go. Męczą go wasze problemy…
- Wiem… Ale nic na to nie poradzę. Ja nie jestem w stanie mu pomóc, ani on mi. To jest wszystko popieprzone. Po prostu powinniśmy się wynieść od matki i odizolować od tego wszystkiego dla naszego dobra. - stwierdziłam z przekonaniem. W prawdzie miałam o tym nie mówić, ale skoro już poruszyła poważniejsze tematy…
- To niech Phil zamieszka ze mną, a ty idź do Toma i po sprawie - wzruszyła ramionami zupełnie, jakby to było banalną sprawą.
- Przecież ty mieszkasz z rodzicami jeszcze. Zgodziliby się?
- Noo jakby się ze mną ożenił - zmarszczyła brwi zastanawiając się przez chwilę. - Ej, ale to z Tomem to na poważnie. Przecież chce ci pomóc, nie?
- No tak, ale nie wspominał nic o wspólnym mieszkaniu! W ogóle nie, to nie jest dobry pomysł - pokręciłam głową. To w ogóle nie wchodziło w grę. Ashlee ma bardziej wybujałą wyobraźnie niż ja!
- Oj tam. A może sam ci to zaproponuje w końcu.
- Może. Ale na pewno nie teraz.
- Oh, bo ty to wszystko akurat wiesz! To jest Tom Kaulitz, po nim nigdy nic nie wiadomo.
- Ale ja go znam - powiedziałam z dumą w głosie, której nie dało się ukryć. Znałam go i to w miarę dobrze. No i wiedziałam też, że to co o nim piszą, czy mówią nie zawsze zgadza się z prawdą. Tak naprawdę nie mają pojęcia, jak bardzo mijają się z rzeczywistością!
- To dobrze, życzę wam jak najlepiej. Ale wiesz co, ja już muszę wracać. Obiecałam, że będę na kolacji… Rodzice ostatnio zrobili się jacyś marudni.
- No w porządku i tak dzięki, że się ze mną spotkałaś.
- Wiesz, że ja z tobą zawsze i wszędzie!
- Tak, wiem - uśmiechnęłam się do niej serdecznie. - W takim razie do zobaczenia jutro w szkole - dodałam podnosząc się wraz z nią z miejsca.
- Do zobaczenia i jak coś pisz, albo dzwoń.
- Ok, dzięki - rzekłam jeszcze na koniec po czym obydwie rozeszłyśmy się w swoje strony. Byłam zadowolona z tego wieczoru. Rozmowa z przyjaciółką i jej obecność dobrze mi zrobiły. Całą drogę powrotną uśmiechałam się więc sama do siebie mając dobry nastrój. Miałam tylko nadzieję, że to nie ulegnie gwałtownej zmianie, gdy tylko wejdę do domu. Nawet nie chciałam o tym myśleć!
Na miejsce dotarłam bardzo szybko, w międzyczasie sprawdziłam też, czy może Tom do mnie nie napisał, albo dzwonił… Mogłam przecież nie poczuć wibracji. Ale niestety nic z tych rzeczy. Nieco zrezygnowana weszłam więc do środka i zdjęłam buty udając się w kierunku schodów. Chciałam jak najszybciej minąć salon, żeby przypadkiem nie spotkać matki. Wszystko, aby oszczędzić sobie kolejnej kłótni! Więc niemal wbiegłam na górę od razu napotykając Philippa, który wyrósł przede mną jak spod ziemi.
- Dobrze, że jesteś bo masz gościa.
- Gościa? - odparłam zdumiona. Bo niby kto mógłby mnie odwiedzić? I to o tej porze? Ashlee przecież poszła do domu. A nikt poza nią do mnie nie przychodzi…
- Tak. Czeka już dziesięć minut, więc leć do niego.
- To on?
- Tak, płeć męska. Też byłem w szoku… - stwierdził i nie musiał dodawać nic więcej, aby do mnie dotarło. TOM. Co on tu robi!?