sobota, 24 września 2011
Kartka nr 3. "Nie mogłam Cię zatrzymać. Może kiedyś wrócisz tu..."
sobota, 17 września 2011
Kartka nr 2. "Jesteś, jak sen, który dziś właśnie spełnia się..."
Życie często robiło mi na złość. Gdy bardzo się starałam, zawsze wychodziło inaczej niż tego chciałam. Taki, mały, życiowy pech. Wyobrażając sobie spotkanie z moim ukochanym idolem, który był dla mnie niczym bóg, nigdy nie mdlałam. Mimo wszystko trzymałam fason. Jednak życie to nie wyobraźnia… a ja nie zawsze umiem nad sobą zapanować. Jestem tylko rozchwianą emocjonalnie nastolatką… Tamtego wieczoru zemdlałam w jego ramionach. Właściwie to było piękne…ale gdyby mnie nie dotknął mogłabym jeszcze się przed tym uchronić! Dotyk boga… mojego boga…
Uniosłam powieki nie bardzo orientując się w sytuacji. Spałam? W pozycji siedzącej? Raczej nie… Zauważyłam, że znajduję się w jakimś samochodzie i siedzę na miejscu obok kierowcy. Drzwi były lekko uchylone dzięki czemu do wnętrza pojazdu wdzierało się chłodne powietrze, które mnie orzeźwiało.
-W porządku?- Usłyszałam nagle męski głos i ujrzałam znajomą twarz. Cholera jasna...! Zamknęłam oczy będąc przekonaną, że nadal śpię…- Eh… znowu mdlejesz?
-What’s the fuck?- Potrząsnęłam głową i odwróciłam głowę w kierunku mężczyzny. Cholera… jeśli to nie jest żaden sen… To znaczy, że siedzę w samochodzie należącym do samego Toma Kaulitza. I jeśli to nie jest piękny sen, to on właśnie siedzi obok mnie i do mnie mówi. Ale… jakim cudem? Ja wiem, że na świecie dzieją się różne kosmiczne rzeczy… no dobra cholera. Bez przesady. Przecież to też zwykły facet, z tym, że jest osobą medialną. Ale przecież możliwe jest, aby spotkał się z fanką i… i właściwie co?
-Zemdlałaś więc wyprowadziłem cię z hali…- Jego głos. Cała wrzałam w środku słysząc go. W dodatku mówił do mnie… To nie jest sen kobieto! Łii ! Tylko spokojnie. Skoro już doszłam do tego, że nie śpię i że to wszystko jest najwspanialszą rzeczywistością, muszę się jakoś zachowywać. Tak… nie mogę wyjść na jakąś skretyniałą fankę. Nie jestem przecież taka. Trzeba się pokazać z jak najlepszej strony. Będę… będę po prostu sobą. Na pewno to doceni. I dostanę autograf… i na pewno nie zapomnę tego dnia do końca życia!
-Ym… to bardzo miło z twojej strony. Trochę dużo emocji, jak na jeden dzień i tak wyszło jakoś…- Co ja plotę… nieważne. Teraz jego kolej… o matko, ja naprawdę z nim rozmawiam. Mogę zacząć piszczeć? Nie… nie. Cicho siedź dziewczyno.
-Przynajmniej nie wrzeszczałaś, jak co niektórzy mają w zwyczaju. Tak… należysz do tych osób, które dbają o mój słuch.- Mam ochotę się roześmiać… ale czy wypada? On naprawdę jest zabawny… tak jak na tych wszystkich filmikach z Internetu. Nawet mówi w taki sam sposób. To niezwykłe!- I w ogóle… nieciekawie wyszło z tym ochroniarzem i ze mną. Byłem bardzo niemiły… ale po prostu nie pałam dziś zbytnio entuzjazmem i zwyczajnie się na tobie wyżyłem, bo byłaś pod ręką. Wybacz… na, co dzień nie jestem takim gburem. Chyba…- Wytłumaczył, a na moją twarz automatycznie wpłynął uśmiech. Jaki on jest słodki! Ja wiedziałam, że tamto zdarzenie w hali było jednorazowe i przypadkowe. On przecież jest idealny. Nie wiem, jakim cudem, ale poczułam się przy nim znacznie swobodniej. Zupełnie, jakby naprawdę był dla mnie zwykłym znajomym.
-Spoko, też tak mam. Moją ofiarą zwykle jest brat.- Stwierdziłam przypominając sobie jednocześnie, że miałam do niego zadzwonić. Kilka minut mnie nie zbawi… nie będę przecież traciła czasu na rozmowy z bratem, kiedy siedzę obok Toma Kaulitza! Mojego boga… aa !
-Ofiarą? Ja bym się cieszył, gdyby taka dziewczyna się na mnie wyżywała…- Czy on… czy on… czy on ze mną… czy on flirtuje?! Nie… to zwykły tekst. Tak… przecież nie ma we mnie nic nadzwyczajnego. Dlaczego miałby mnie podrywać? W dodatku ma dziewczynę… no… ja za dużo sobie wyobrażam. Zdecydowanie. Jednak to nie zmienia faktu, że się zarumieniłam. O matko… i zrobiło mi się tak gorąco…- Chciałem ci zaproponować spacer, ale… wtedy właśnie zemdlałaś. Może teraz się przejdziemy? Myślę, że przyda ci się to… jeszcze jesteś blada. O ile oczywiście masz czas, w sumie już trochę późno…- Ile on gada! Tak jak zawsze… on i Bill uwielbiają paplać. Nie da się tego nie zauważyć… ale chwila. On mi proponuje spacer! Łi… co z tego, że jest późno?! Przecież pójdę z nim na koniec świata…!
-Bardzo chętnie. I tak nie mogłabym teraz zasnąć… mam w sobie za dużo energii. Poza tym nie możesz przecież spacerować sam o tej porze, jeszcze napadnie cię zgraja psychicznych fanek i cię zgwałcą… co to by w ogóle było…- Czy ja nie mogę po prostu powiedzieć „tak”? Chyba udzieliło mi się jego paplanie… no, tyle, że on może mówić, co chce, a i tak będzie to wyglądało dobrze… a ja robię z siebie idiotkę… przed ukochanym idolem. Jestem beznadziejna…
-Nawet o tym nie pomyślałem.- Zaśmiał się. Matkoo… jak on pięknie się śmieje. Kocham jego śmiech. I ten uśmiech. Zaraz się rozpłynę…- Mam szczęście, że cię spotkałem.
-Ja mam większe, uwierz mi…- Mruknęłam nieco zdezorientowana.- Może wyjdźmy już… gorąco tu się robi…- Zaproponowałam niepewnie. Znowu zrobiło mi się duszno. Nie mogę drugi raz mu paść… idziemy na spacer. Spacer!
Spacer w chmurach. Prosto do nieba. A właściwie raju… Nie myślałam, że upragniony koncert może tak się skończyć. Ja chyba nawet o czymś takim nie śniłam… moja wyobraźnia nie miała żadnych granic, jednak to wszystko, co sobie wymyślałam przez ostatnie lata nie mogło się równać z tą rzeczywistością. To było kilka razy mocniejsze. A przede wszystkim prawdziwe. I nie mogło być lepiej. I nie mogło być piękniej. Ta noc była początkiem zmiany w naszym życiu…
-Możesz tak sobie chodzić po Berlinie? Bez żadnej ochrony?- Zapytałam zaintrygowana. Z tego, co się orientuję Tokio Hotel nigdy nie mogło swobodnie poruszać się po jakimkolwiek mieście. A tymczasem koło mnie idzie Gitarzysta tego zespołu i jesteśmy zupełnie sami…
-Nikt raczej się nie domyśla, że Tom Kaulitz akurat dziś wybrał się na nocny spacer.- Odparł z uśmiechem.- Poza tym… ochrona cały czas ma nas na oku. Po prostu starają się być dyskretni, co im najwyraźniej wychodzi.- Dodał zerkając w moją stronę. Więc jednak nie jesteśmy sami… w każdym razie i tak nie czuję obecności osób trzecich. Wydaje mi się, jakbyśmy byli tylko my. To takie… o matko, romantyczne? Cholera… jakim cudem ja spaceruję nocą w towarzystwie wymarzonego faceta? Letni wietrzyk, gwieździste niebo i przyjemna cisza… Jest przecież środek nocy…
-Dlaczego nie masz nastroju?- Skierowałam na niego swoje spojrzenie. Milczał przez długą chwilę wpatrując się we mnie. To było bardzo dziwne. Nie rozumiem… gdy na mnie patrzy, robi to w taki wyjątkowy sposób. Czy to coś znaczy? Może chce coś przez to powiedzieć? Tylko niby co… I w ogóle dlaczego na mnie patrzy? Może… podobają mu się moje oczy?
-Już mi przeszło. To nic takiego.
-Dla ciebie może nic… ale dla mnie, jako twojej fanki, to niemalże tragedia.- Zaśmiałam się, bo naprawdę zabawnie to musiało brzmieć i takie było po prostu.
-To miłe, jak tyle ludzi się przejmuje moim humorem.
-Tak, jeżeli ci ludzie są daleko i się nie wtrącają… bo w innym przypadku może to być bardzo uciążliwe.
-No właśnie. Widzę, że wiesz coś na ten temat…
-Owszem… Często tu przychodzę.- Wyznałam zauważając, że dotarliśmy w bardzo dobrze znane mi miejsce.- Zazwyczaj właśnie, gdy mam dość wszystkiego i wszystkich.- Uściśliłam podchodząc do bariery mostu.- Siadam sobie tu i patrzę przed siebie, albo w dół… jednak wolę przed siebie, jest to mniej przerażające. Za dużo gadam? Mam tak, gdy jestem zestresowana, albo podekscytowana…
-Stresuję cię?
-Ekscytujesz.- To chyba oczywiste. Ciągle jestem pod wpływem adrenaliny. Ten człowiek jest dla mnie kimś niezwykłym. I to nie takie proste przebywać z nim w jednym miejscu… może i trochę się rozluźniłam, lecz nadal mam świadomość, że to Tom Kaulitz.
-I ty naprawdę tu siadasz?- Zapytał spoglądając w dół.- Nie boisz się, że spadniesz? Przecież wystarczy niefortunny przypadek i lecisz w dół…
-Nie myślę o tym. Zwykle mam inne zmartwienia na głowie… czasem nie myśli się o czymś, co powinno się nasuwać samo z siebie. Ludzie często są bezmyślni… nie mają świadomości, jak wiele w ich życiu zależy czasem od jednej, z pozoru błahej decyzji. Wychodzą z domu po papierosy i już do niego nie wracają, bo są tak przyzwyczajeni do swobodnego poruszania się po swojej okolicy, że nawet do głowy im by nie przyszło, aby uważać przechodząc przez kamienistą drogę, na której zwykle nie ma żywej duszy…- Niesamowicie się rozgadałam zapominając na chwilę z kim w ogóle rozmawiam. Wczułam się bardzo. Ale właściwie, co go to obchodzi? Eh… nawet nie chcę już wiedzieć, co on sobie o mnie myśli. Pewnie, że jestem jakaś nawiedzona… już żałuje, że zaproponował mi ten spacer.
-Masz na myśli konkretną osobę, prawda?- To pytanie z jego strony totalnie mnie zaskoczyło. Bo nie dość, że wykazał zainteresowanie moimi przemyśleniami, to wyłapał drugie dno. I niech mi ktoś powie, że sławne osoby są płytkie i zadufane w sobie… Jednak to, że zapytał nie musi być do końca dobre. Nie wiem, czy mam ochotę drążyć ten temat… I czemu go w ogóle to interesuje? Nie wiem już, czy się cieszyć z jego postawy, czy żałować… Milczałam jak zaklęta nie wiedząc, co mu powiedzieć i w jaki sposób w ogóle wydobyć z siebie głos.- Przepraszam, to nie moja sprawa. Po prostu mówiłaś o tym w taki specyficzny sposób, dlatego domyśliłem się, że musiałaś przeżyć to na własnej skórze.
-W porządku, nic się nie stało. Po prostu chyba nie chcę o tym mówić.- Stwierdziłam nadal patrząc uparcie przed siebie. Tam nie było nic ciekawego… sama ciemność. No i może gdzieniegdzie złote punkciki, którymi były gwiazdy…
-To może powiesz mi coś jeszcze o sobie?- Zagadnął w pewnej chwili, a ja odwróciłam się w jego kierunku przyglądając mu się z zaciekawieniem. Muszę się napatrzeć. Już więcej nie będę miała takiej okazji… Tylko, czemu on chce coś o mnie wiedzieć?
-Tak, jak ty mam brata bliźniaka.- Rzekłam nagle uznając ten fakt za ciekawy. Coś nas łączy… oh, ale co z tego. Znowu zaczynam sobie coś wymyślać w tej durnej głowie…
-I pewnie tak, jak mój o mnie, tak teraz twój o ciebie się cholernie martwi…
-Cholera… miałam do niego zadzwonić.- Klepnęłam się otwartą dłonią w czoło po raz kolejny tego wieczoru przypominając sobie o obietnicy, jaką złożyłam swojemu bratu.- Teraz to i tak już bezsensu… powinnam wracać.- Powiedziałam z ciężkim sercem. Nie chce wcale iść do domu. Dobrze mi tu… z nim… jest tak miło… rozmawiamy sobie… i mogę na niego patrzeć…
-W takim razie odwiozę cię. I możesz ode mnie przeprosić brata… w sumie przeze mnie nie wróciłaś do domu i przeze mnie zapomniałaś zadzwonić…
-To naprawdę nic… mogłabym tak co dziennie, dla mnie to przecież coś niezwykłego.- Wypaliłam bez namysłu. Cóż… jestem bardzo szczera. No, ale on chyba dobrze wie, jakie robi na mnie wrażenie… jestem w końcu jego fanką.
-Szczerze mówiąc… dla mnie też…
Sławny Gitarzysta mówi mi, że czymś wyjątkowym jest dla niego te kilka minut w moim towarzystwie… i czy mogłoby być piękniej? Wtedy myślałam, że już nic lepszego w życiu mi się nie przytrafi. Że gdy Tom odwiezie mnie do domu zostanie mi tylko najwspanialsze wspomnienie z nim w roli głównej i będę mogła tylko wracać do tego w swojej głowie… nie miałam pojęcia, jak bardzo się mylę. I jak wiele jeszcze zmian przede mną…