Wielkie
marzenia. Zazwyczaj te, które są najbardziej nierealne. Nie spodziewasz się, że
kiedykolwiek się spełnią. Wydawać by się mogło, że niektóre z nich tworzą się
tylko po to, by dawać nam nadzieję. Bo
jak dobrze wiemy, nadzieja jest tą iskrą, która pozwala przetrwać, gdy już
traci się całkowicie wszystko. A wyobraź sobie, że nagle spadają
na ciebie wszystkie jednocześnie. I co wtedy czujesz? Nie wiesz. A ja już tak…
Jak
każda dziewczynka marzyłam o księciu na białym koniu. Kimś wyjątkowym po
prostu. Kto odpowiadałby mi pod względem wyglądu, jak i charakteru. Jednak nie
wystarczy spotkać tego księcia… Książę musi jeszcze czuć, to samo. Książę musi chcieć ciebie, tak mocno jak ty chcesz
jego.
Pamiętam
dzień, w którym niewielkie czerwone, papierowe serduszka zostały przeze mnie
rozerwane na strzępy. Dowiedziałam się wtedy, że mężczyzna, którego ubóstwiam,
ma dziewczynę. Był dla mnie od zawsze nieosiągalny. I liczyłam się z tym.
Przecież nawet mnie nie znał… Nie byłam zła. Było mi przykro. Bo choć
wiedziałam, że nigdy w życiu go nie spotkam, że nigdy nawet na mnie nie
spojrzy… Właściwie nie wiem, co myślałam. Pragnęłam jego szczęścia… ale czy,
gdyby był z nią szczęśliwy stałoby się to, co się stało?
Osiągnęłam
GO… i to było coś więcej. Czyste szaleństwo. I moje życie zmieniło bieg.
Zaczęło pędzić z niesamowitą prędkością. Czułam, że frunę. Unosiłam się nad
ziemią każdego dnia. To wszystko uderzyło we mnie z taką siłą, że z moich ust
coraz częściej zaczęły wydobywać się niekontrolowane, niemalże histeryczne
szepty. Szeptałam Jego imię. Miałam ochotę krzyczeć… ze szczęścia.
– Nie… Ja przepraszam… ja tylko… – Czując
nieprzyjemny ból na ramionach próbowałam wytłumaczyć się postawnemu mężczyźnie,
który mnie zatrzymał. Jednak on nie wyglądał na zainteresowanego. Jedyne czego
chciał, to po prostu mnie wywalić za drzwi budynku, w którym się znajdowaliśmy.
A ja nie chciałam zostać potraktowana, jak śmieć. Poza tym, nie zrobiłam nic
złego. Zwyczajnie się zgubiłam w wielkiej hali. Zdarza się, prawda..? – Proszę mnie puścić… – Jęknęłam, mając wrażenie, że na mojej skórze
tworzą się już porządne siniaki przez mocny ucisk rąk ochroniarza. Czy to w
ogóle jest zgodne z prawem? Okej, nie powinno mnie tutaj być… Ale mimo
wszystko! Nie traktuje się w ten sposób ludzi! Wbrew temu, że byłam przerażona,
czułam, jak wzbiera się we mnie złość. Nie brakowało wiele do tego, abym
wybuchła, jak rozjuszony wulkan. Pan przede mną był bezwzględny choć wcale na
to nie zasługiwałam. Nie tak wyobrażałam sobie zakończenie tego wspaniałego
wieczoru. Byłam na koncercie swojego ulubionego zespołu a teraz walczę z ich
ochroniarzem!? Tylko mnie mogło spotkać coś podobnego.
Zamierzałam właśnie
wpaść w histerię i zrobić temu facetowi prawdziwe piekło, ale przeszkodziło mi
w tym coś szczególnego. A konkretniej ktoś
szczególny.
– To
kolejna szmata Bill, daj mi spokój. – Zamarłam, słysząc tak dobrze znany mi
głos. Serce automatycznie zaczęło mi mocniej bić w piersi z ekscytacji i
jednocześnie przerażenia. Że niby ten ochroniarz mnie wcześniej przeraził? To
było nic, w porównaniu ze strachem, który ogarnął mnie w tym momencie,
paraliżując od stóp do głów. Już
przestałam się w ogóle przejmować trzymającym mnie facetem. – Dojadę osobno! – Znowu
ten głos. I trzaśnięcie drzwi. Miałam wrażenie, że tracę świadomość. Ale przecież
cały czas wiem, co się dzieje. Kroki. Ktoś idzie w moją stronę. W naszą stronę…
Ochroniarz. Niechże on mnie puści!
– Ja
już sobie idę… Bardzo proszę! – Ponowiłam
desperacko swoją prośbę. Jak grochem o ścianę. A jeśli to naprawdę ON i przez
upartego ochroniarza stracę taką szansę…? Chcę go tylko zobaczyć! – Mówię
do pana… – Zupełnie, jakbym stała przed posągiem. Zero
reakcji. – Do kurwy no! – Mało
mnie obchodziły konsekwencje mojego zachowania, ale nie tracąc czasu podniosłam
prawą nogę i z całej siły nadepnęłam na stopę mężczyzny. Nie będzie mnie tu
przetrzymywał, gdy po korytarzu prawdopodobnie chodzi sam Tom Kaulitz!
– Fuck! What are you doing!? You’re little beach!
– To
jednak umie pan mówić?! – Naskoczyłam na niego. Mimo że mój angielski kulał,
akurat te kilka słów zrozumiałam, aż za dobrze! Co za prostactwo. Kogo oni
zatrudniają!? Teraz żałuję, że nie celowałam w krocze. Najeżyłam się. – Proszę
mnie puścić w tej chwili, bo oskarżę pana o…
– On
nie rozumie po niemiecku. – Nie było mi dane dokończyć, kiedy przerwało mi
czyjeś burknięcie i dosłownie mignęła mi przed oczami wysoka postać. Czyjeś… TEN
GŁÓS. Przecież to ON… W jednej chwili
zrobiło mi się słabo. Czy ON naprawdę tędy przeszedł tak po prostu? Czy
naprawdę tak po prostu się do mnie odezwał!? Czy naprawdę tak po prostu
postanowił zignorować fakt, że jego ochroniarz torturuje niewinną dziewczynę?
Halo! Za dużo emocji na raz. Czułam, że tracę grunt pod nogami. Przerażała mnie
wizja spędzenia nocy z tym gościem, nie mając pojęcia, czego właściwie ode mnie
oczekuje. Czyżby zamierzał zadzwonić na policję? Ja naprawdę nic nie zrobiłam!
A przynajmniej nie chciałam… Tom Kaulitz był moją ostatnią deską ratunku. Mój
wymarzony Gitarzysta. Facet idealny. Nie mogę o tym myśleć, jeśli chcę wybrnąć
cało z sytuacji… Bo za chwilę po prostu odlecę z nadmiaru wrażeń. A wtedy już
nigdy nie uwolnię się od psychicznego ochroniarza…
– A ja…
zaczekaj! – Zawołałam, ledwo wydobywając z siebie głos. Dziwne, że mnie w ogóle
usłyszał… Boże… Jeszcze moment i z pewnością byłby za daleko, by słyszeć moje
żałosne skomlenie. To nie jest Tom. To
nie jest Tom. To wcale nie jest Tom… – Pomóż
mi… Nie znam angielskiego i nie wiem,
czego on ode mnie chce… – Dodałam. Nie wiem, jakim cudem stałam jeszcze
na nogach. To chyba dzięki temu, że ten facet nadal mnie trzymał za ramiona.
– Trzeba
było nie wciskać ciekawskiego nosa tam, gdzie nie trzeba. – To
nie zabrzmiało zbyt uprzejmie, jednak nie zraziłam się. To mój idol. Pewnie ma
zły dzień… Każdy może mieć zły dzień. I w ogóle… Jakie to ma znaczenie? Ja rozmawiam z
NIM! Czy ja żyję? Gorąco…
– Nie
wciskałam! – Próbowałam się odwrócić w jego kierunku, ale
to też było ponad moje siły. Tak bardzo chciałam go zobaczyć. Choć przez chwilę
popatrzeć w te ukochane czekoladowe tęczówki. – Boże… Proszę… Ja nie chce tu być… – Jakbym mogła na pewno bym uklękła. Miałam już
łzy pod powiekami, które rozmazywały mi widok. Nienawidzę tej pieprzonej
bezsilności. Naprawdę przestawało mieć znaczenie, że tuż obok stał Tom Kaulitz.
Chciałam tylko już stąd wyjść i wrócić do domu.
– To
skąd się tu niby wzięłaś? Jesteś kolejną nawiedzoną fanką, co nie potrafi
uszanować prywatności drugiego człowieka. Odegraliśmy już koncert, więc
powinnaś się cieszyć i spływać grzecznie do domu! – Wyrzucił nieprzyjemnym tonem. Słyszałam za sobą jego
kroki i po chwili znieruchomiałam czując, że stoi tuż za moimi plecami. Miałam
okazję, aby na niego spojrzeć, ale bałam się… Stchórzyłam. Wystraszyły mnie
trochę jego słowa. Za kogo on mnie wziął? Ja taka nie jestem… Miałam ochotę się
rozpłakać. Jak mała dziewczynka… Jestem żałosna! Nie rozpłacze się… nie…. nie… nie…
Ale ja nie wiem, co robić… Może po
prostu mu odpowiem na pytanie… Tylko spokojnie… spokojnie… nic się nie dzieje. Uznajmy, że to zwyczajny chłopak. Twój kolega… tak…
przecież go znasz. Tak jakby… ładnie mu wszystko wytłumaczysz i będzie dobrze.
Może nawet da ci autograf? Tak… na pewno. Bo jest miły… wbrew pozorom…
– Przepraszam…
Zgubiłam się tylko… nie chciałam nic złego… naprawdę… Pójdę sobie do tego domu,
tylko zrób coś, żeby mnie puścił… – Mówiłam bardzo powoli, zaciskając przy tym
powieki, przez co jedna łza stoczyła się po moim zarumienionym policzku.
Oddychałam ciężko nie wiedząc już, czego się spodziewać. To wszystko było…
takie… niedorzeczne.
– Jasne.
Każdy może wciskać takie bajeczki. Chyba lepiej będzie jak cię przytrzyma i
może odpowiesz za naruszanie prywatności…
To potworne uczucie,
gdy piękny sen zmienia się w istny koszmar. Poczułam nagły przypływ złości. Bo…
Jak on może?! Dlaczego tak mnie traktuje?! Nic o mnie nie wie! Nie ma pojęcia,
co się stało, że tu jestem… Od razu mnie skreślił.
– Jakie
naruszanie prywatności!? – Niemalże zapiszczałam pod wpływem adrenaliny i
odwróciłam gwałtownie głowę w jego stronę. Natychmiast pobladłam napotykając jego oczy.
Zakręciło mi się w głowie, a moje ciało oblała fala gorąca. Patrzył na mnie.
Patrzył prosto w moje oczy. Milczał… On wpatrywał się we mnie. W normalnej
sytuacji odwróciłabym wzrok. Uciekłabym. Zawstydzało mnie to… teraz też mnie
zawstydza. Czuję się niezręcznie, gdy ktoś na mnie patrzy. A gdy spoglądamy
równocześnie w swoje oczy… nie… nie wierzę… Pewnie się rozmazałam. Na pewno…
zaraz mnie wyśmieje… Cholera jasna!
Czas się chyba
zatrzymał. Świat chyba przestał istnieć. Coś się stało… poczułam nagłą ulgę, a
ochroniarz odszedł. Nawet nie wiem, jak
to się stało. Dlaczego tak nagle mnie puścił? Cholera… ja się nadal gapię w
jego oczy. Kurwa, on się gapi w moje! Cholera…cholera…cholera…! Zaraz zemdleje…
nie, nie wolno mdleć! Uspokój się w tej
chwili! Nie możesz się okazać jakąś psychiczną fanką. Okaż klasę dziewczyno!
Oddychaj kurwa… Zamknęłam oczy i chyba przerwałam niezwykłą chwilę…
A
mój świat obrócił się o 180 stopni. Nie, co ja pieprzę. 360… I zaczęłam się
przykładać do języka angielskiego, ale to już inna sprawa…
– Chyba zaraz… duszno mi. – Wyszeptałam, zauważając,
że już przestają do mnie docierać wszelkie bodźce ze świata zewnętrznego… O
matko.
– Będziesz
mdlała? – Zapytał, a ja ponownie uniosłam na niego swój
wzrok. I znowu widziałam jego oczy. Skinęłam niepewnie głową, odpowiadając. Właśnie
go uprzedziłam, że zaraz zemdleje. No… O matko… – Trzeba wyjść na powietrze. – Stwierdził nagle i… i chwycił mnie za ramiona.
To koniec!
Właściwie
zawsze byłam niezrównoważoną osobą. Myślałam, że do końca życia taka będę.
Dziwna… i nie wiedząca, czego tak naprawdę chcę. Bo nigdy nie wiedziałam.
Czekałam chyba na jakieś cuda… Wolałam aby ktoś decydował za mnie. Jednak
zmieniłam się. Nauczyłam się rozumieć swoje potrzeby. Skupiałam się na tym,
czego chcę i co się dla mnie najbardziej liczy w życiu. To spełnione marzenie,
a nawet więcej niż jedno marzenie… Nauczyło mnie czegoś niezwykłego. Wkroczyłam
w dorosłe życie. Stałam się kobietą. Jego kobietą. Zawsze przy nim byłam sobą.
Nie musiałam niczego udawać. Tak samo, jak on. Między innymi, dlatego
uwielbialiśmy spędzać razem czas. Gdy byliśmy razem, niczego więcej już nie
potrzebowaliśmy. Byłam ja i był on. Byliśmy my… Przestało być ważne, co mówią
ludzie. Ja wierzyłam jego słowom, a on wierzył moim.