środa, 9 października 2013

Kartka nr 46. “I never hit so hard in love”

Z dedykacją dla Anastazji ♥♥♥


Nie jesteś w ciąży

Poczułam, jakby coś ciężkiego spadło mi z serca.  To była wielka ulga jednak… Ciągle czułam się niepewna. Wątpliwości wcale nie zniknęły. Bo skoro tamten test wyszedł pozytywny, a ten negatywny… Jaką mam pewność, że to pierwszy się mylił? A może to drugi jest błędny? Naprawdę oszaleję… Muszę iść do lekarza. Po prostu pójdę do lekarza… Tak bardzo już mam tego wszystkiego dosyć. Nie mam już siły… Ile jeszcze muszę znieść? Czuję, jak upadam… Staczam się…


Wyszłam z łazienki, Ashlee czekała na mnie tak, jak zapowiedziała. Właściwie zapomniałam o niej…


- Iv, wszystko w porządku? Nie wyglądasz najlepiej – spojrzała na mnie zaniepokojona. Zapewne byłam blada, a na twarzy wciąż widniało wielkie przerażenie.


- Bo się nie czuję. W ogóle to głupie pytanie – stwierdziłam siadając na ławce. – Chyba jestem w ciąży – wypaliłam nie zastanawiając się już nad niczym. Już mi wszystko jedno… Muszę zacząć z kimś rozmawiać! To w końcu moja przyjaciółka…


- Co? – wykrztusiła przysiadając obok mnie. – Co ty mówisz Ivette? W ciąży?! Czy ty wiesz, co to znaczy? W ogóle, jak?!


- Zaraz zacznę żałować, że ci powiedziałam – rzekłam patrząc na nią nieprzychylnie. Rozumiem, że jest zaskoczona, ale nie oczekiwałam durnych pytań. – Muszę iść do lekarza. Testy ciągle pokazują co innego…


- A Tom?


- Ashlee! Jestem w ciąży, a ty pytasz o Toma!? – uniosłam się rozzłoszczona. Ostatnie czego teraz potrzebowałam to rozmowy na jego temat.


- Przecież to on jest ojcem!


- To teraz bez znaczenia – stwierdziłam obojętnie. – Muszę to najpierw sprawdzić. Może wcale nie jestem? Mam nadzieję, że nie jestem… Bo co ja wtedy zrobię? Ja naprawdę… To wszystko już mnie przerasta… - wyznałam czując jak pod powiekami nabierają mi się łzy. Znowu pękałam… A tak dawno już nie płakałam. Myślałam, że umiem już nad tym zapanować. Widocznie znowu wraca desperatka Ivette…


- Nie martw się na zapas. Pójdziemy do lekarza i wszystkiego się dowiemy. A potem będziemy myśleć co dalej – objęła mnie ramieniem przytulając do siebie. – Damy radę, pomogę ci… Wszyscy ci pomożemy.


- Ale ja nie chcę jego dziecka – załkałam w jej bluzkę. – Chciałam o nim zapomnieć… O tym wszystkim… Nie chcę jeszcze dziecka, które będzie przypominało mi na każdym kroku… Nie chcę… Nie będę nawet umiała się nim zająć… Ja nie mogę…


- Przestań, na jednym facecie świat się nie kończy.


- Ale ja go kocham! Cały czas! Tak mocno! Nawet po tym co mi zrobił! I nie umiem przestać… - odsunęłam się od niej chowając twarz w dłoniach. Nie mogłam już dłużej tego w sobie dusić. Bardzo się starałam przestać o tym myśleć, przestać czuć… Chciałam zapomnieć, jakoś ogarnąć swoje życie… Ale widocznie to jest niemożliwe.


- Kiedyś się uda… To musi potrwać Ivette. To długa i bolesna droga, ale trzeba to przejść.


Wiedziałam, że Ashlee chce jak najlepiej. Myślę, że ona sama zdaje sobie sprawę, że te słowa tak naprawdę niewiele zmieniają. Jednak z drugiej strony i ja miałam świadomość tego, że jest w nich sporo racji. Tyle, że w tej chwili… To nadal nic nie zmienia. Jestem tylko nastolatką zakochaną na zabój w mężczyźnie, który był spełnieniem moich najskrytszych marzeń. Był ideałem… Może nawet nadal jest pomimo tego, że okazał się dupkiem.


I came in like a wrecking ball.


I never hit so hard in love,


All I wanted was to break your walls…


All you ever did was break me.


Yeah you !


You wreck me.


(Miley Cyrus – Wrecking Ball)


 


Wydawało mi się, że to będzie znacznie prostsze. Pójdę do lekarza, zrobi mi badania i po prostu wszystkiego się dowiem. Jednak wcale tak nie było… Żałuję też, że poprosiłam Ashlee, aby zostawiła mnie z tym samą. Chciałam to załatwić sama… To był głupi pomysł. Bo ja wcale nie chcę już być sama, ani przez sekundę. A najbardziej pragnę, żeby ze wszystkich ludzi na świecie był przy mnie w tej chwili Tom. Nie chcę dowiedzieć się, że jestem w ciąży… I jednocześnie wiedzieć, że on nie ma pojęcia o tym wszystkim. Kompletnie nie wie, co się dzieje… Zaczynam się łudzić, że wróciłby do mnie, gdyby dowiedział się, że dziecko naprawdę istnieje. Tylko, czy to nie żałosne? Nie mogę chcieć mężczyzny, który zostaje przy mnie ze względu na dziecko…  Nie mogę…


Nie poszłam wcale do lekarza. Nie wróciłam też do domu… Krążyłam bez celu po mieście próbując jakkolwiek się ogarnąć. Kilka razy nawet wyciągnęłam telefon chcąc zadzwonić do niego… Lecz zaraz rezygnowałam stwierdzając, że i tak nie  odbierze… Moja przyjaciółka natomiast parę razy próbowała dodzwonić się do mnie, naturalnie nie odebrałam. Co miałam jej powiedzieć? Że stchórzyłam?


Chodziłam tak, aż zaczęło się ściemniać i uświadomiłam sobie, że jest już naprawdę późno. Postanowiłam więc w końcu wrócić do domu… W międzyczasie obiecałam sobie, że z samego rana pójdę na badania. Jednak miałam świadomość, że moje „obietnice” dane samej sobie nie są zbyt wiele warte. Dlatego usidlę samą siebie. Porozmawiam z bratem… Albo mamą? To będzie bardzo dziwne, bo nigdy o niczym poważnym z nim nie rozmawiałam… Ale może już czas? Przecież nie jest już taka okropna, jak dawniej…


Moje odwieczne dylematy. I matka… Tak bardzo źle jest nie mieć z nią dobrej relacji. Okazuje się, że jest to coś niemal niezbędnego do życia. Dawniej wydawało mi się, że nie potrzebuję wcale tego do szczęścia. Ale przecież to moja matka… Każdy potrzebuje jej bliskości, zrozumienia. My byłyśmy od siebie bardzo daleko. Można powiedzieć, że ledwo się znałyśmy… A ja chciałam właśnie do niej iść ze swoim problemem. Może coś w tym jest, że obcym ludziom łatwiej się wyżalić ze swoich problemów? Moja mama była dla mnie prawie obca… To smuci mnie do dziś. Bo teraz już wiem, że wina leżała po obu stronach. Nie tylko ona sprawiła, że stałyśmy się dla siebie obce. I jedyne, co mogę to żałować i znosić ten ból… Że zbyt późno się zorientowałam, jak powinno naprawdę być.


 


- Gdzie tak długo byłaś? – usłyszałam, gdy tylko weszłam do kuchni. Na szczęście jej głos nie był nieprzyjemny, może raczej zatroskany? Sama nie wiem… W każdym razie tym razem nie zamierzałam wybuchać złością.


- Nigdzie – odparłam cicho sama nie wiedząc, co powiedzieć. Usiadłam przy stole zastanawiając się, jakby zacząć rozmowę jednocześnie z nadzieją, że może ona coś zauważy i mnie w tym wyręczy. W końcu nie wyglądałam zbyt dobrze. Byłam blada i wciąż przestraszona… Zagubiona… Jeśli jej zależy, to chyba powinna zauważyć? Matki widzą takie rzeczy… Matki znają swoje córki…


- Słabo wyglądasz – jej głos wyrwał mnie z zamyślenia i od razu poczułam ulgę widząc, że słowa mojej matki idą w dobrym kierunku.


- Bo źle się czuję – przyznałam. To chyba jedyne, co potrafiłam powiedzieć. Nie miałam odwagi wyznać, że podejrzewam u siebie ciążę. – Chyba powinnam zrobić jakieś badania…


- No, to dobry pomysł. Trzeba się badać co jakiś czas – rzekła zgadzając się ze mną.


- Więc możesz mnie zapisać na jutro?


- Już jutro? – zdziwiła się moimi chęciami. Rzeczywiście to mogło wydawać się nieco zaskakujące… Ale wiedziałam, że nie mogę tego odkładać w nieskończoność. Poza tym… Im później tym gorzej. Zapewne bym w ogóle nigdzie nie poszła…


- Chcę mieć to z głowy – wymyśliłam, co po części także było prawdą. Ja naprawdę sama sobie ciągle utrudniam życie…


- No dobrze, zadzwonię z samego rana i cię zarejestruję. Mam nadzieję, że to nic poważnego. Idź się lepiej już połóż – poleciła zaniepokojona. Nie miałam zamiaru nawet dyskutować w tej kwestii. Czułam się fatalnie i co gorsza zbierało mi się na wymioty, co w ogóle było najgorszym, co mogło mi się w tej chwili przytrafić. To tylko przybliżało mnie do pozytywnego wyniku testu… Co prawda mdłości powinno się mieć chyba rano… Ale ze mną zawsze jest coś nie tak, więc wcale bym się nie zdziwiła…


- Dzięki – mruknęłam przed wyjściem i skierowałam się na górę do swojego pokoju. Od razu położyłam się na łóżku zakrywając szczelnie kołdrą. Napisałam jeszcze wiadomość do Ashlee, żeby się nie martwiła, i że jutro idę na badania. Musiało jej to na razie wystarczyć… Nie wiem, co też mnie podkusiło, żeby napisać do Toma… Chyba z pół godziny zastanawiałam się, co mu przekazać. Co chwilę pisałam jakieś słowa i je zmazywałam, aż w końcu udało mi się napisać krótką wiadomość. Jednak znowu miałam problem z jej wysłaniem. Nie mogłam wcisnąć tego przeklętego przycisku… Bałam się… Ale pewnie i tak go nie odczyta, prawda?


„Chyba naprawdę jestem w ciąży. I boję się bardzo…”

Czekałam na wyniki badań chyba wieczność. Przynajmniej takie miałam wrażenie. Kiedy jakimś cudem udało mi się tu przyjść i zrobić te cholerne badania, nie potrafiłam już wyjść nie znając ich wyniku. Więc czekałam… W międzyczasie myśląc o wszystkim. Już chyba tak bardzo wizja dziecka mnie nie przerażała. Tak, jakbym się z tym pogodziła? Albo nie miałam siły już dłużej się tym martwić… Będzie, co ma być. Muszę sobie jakoś z tym poradzić, jestem dorosła i wiedziałam co robię. Teraz muszę za to odpowiedzieć… Nie zmienia to faktu, że wręcz marzę o tym, żeby Tom do mnie wrócił… Żeby chciał tego dziecka, żeby chciał mnie. Pragnę jego miłości, jak niczego innego na świecie. Ciągle żyję tymi przeklętymi złudzeniami… Ale nie zamierzam odpuszczać. On musi wiedzieć o tym dziecku… Nawet jeżeli nie będzie tym zainteresowany. Nie zmuszę go, aby przy nas był. Jednak nie pozwolę po raz kolejny, żeby tkwił w nieświadomości. Długo bałam się wyznać mu, co czuję. Tym razem tak nie będzie… Dowie się wszystkiego choćby siłą. Nie pozwolę mu trwać między tymi cholernymi murami, jakie wokół siebie postawił. Próbowałam się przez nie przebić i mi się udało… Kosztowało mnie to wiele, może nawet wszystko… Ale chyba było warto… Mimo wszystko… I teraz też dowie się, że urodzę dziecko, które będzie częścią jego.


- Pani Ivette? – z gabinetu w pewnej chwili wyszła znajoma pielęgniarka, która nie tak dawno pobierała mi krew. Podniosłam się od razu z miejsca czując, jak serce zaczyna mi walić. – Są już wyniki – uśmiechnęła się do mnie i podała mi plik kartek z moimi badaniami. – Na szczęście nic złego pani nie dolega. To tylko lekka anemia – dodała ciągle się do mnie uśmiechając, a ja patrzyłam na nią, jakby spadła z kosmosu. Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę… A może nawet nie chciałam? To znaczy, że nie jestem w ciąży?


- Jest pani pewna?


- Oczywiście, wszystko jest w porządku. Proszę się nie martwić.


- Dziękuję – wykrztusiłam wciąż będąc w szoku. Musiałam na chwilę usiąść, żeby to wszystko ogarnąć. Wcale nie jestem w ciąży… Nie będzie żadnego dziecka. Żadnego powodu, aby Tom do mnie wrócił… Żadnego powodu, aby nim wstrząsnąć po raz kolejny. O czym ja w ogóle myślę! Powinnam się cieszyć… Tylko, dlaczego nie potrafię?


 All you ever did was break me…