„Mówię sobie: 'Siłę
masz i nie przegraj, wygraj, grasz, ale w pokonanie siebie'.”
„Ale wszystko w porządku?”
„Tak jakby…”
Tak
często nie mówimy komuś całej prawdy, tylko po to, aby niepotrzebnie niepokoić…
albo po prostu nie okazać swojej słabości. Bo przecież chcemy za wszelką cenę
udowodnić, że sobie poradzimy. Że stanęliśmy na wysokości zadania i nie
potrzebujemy dodatkowej pomocy. Gdy tak bardzo chcemy, żeby nam się coś udało i
żebyśmy dokonali tego samego, budzi się w nas jakaś nowa siła, której wcześniej
nie znaliśmy. Siła i przede wszystkim odwaga… bo czasem trzeba mieć dużo
odwagi. Ja jej potrzebowałam niemal każdego dnia odkąd poznałam Toma. Było
wiele sytuacji, kiedy musiałam podejmować jakieś decyzje z nim związane, które
miały wpływ na moje życie. Zawsze wybierałam jego. Więc musiałam nauczyć się
być odważna. Podejmować ryzyko. I liczyć się z wszelkimi konsekwencjami, które
jednak docierały do mnie dopiero po fakcie…odbijając się na mnie bardziej lub
mniej boleśnie.
Ta podróż była
totalnie poronionym pomysłem. W ogóle tego nie przemyślałam i nawet nie wpadło
mi do głowy, że nie będę w stanie się z nikim dogadać z moją znajomością
języków obcych. Czułam się strasznie bezradnie stojąc na obcej mi ziemi w
nieznajomym miejscu i nie wiedząc, w którym kierunku postawić stopę. W dodatku
byłam zmęczona podróżą, która nie należała do najprzyjemniejszych. Jedynie myśl
o Tomie sprawiała, że miałam w sobie jeszcze odrobinę siły na cokolwiek.
Mobilizowałam się myśląc o nim. Bo w końcu robię to wszystko dla niego… i
siebie. Pragnę się z nim spotkać. Muszę dać radę, zaszłam już tak daleko.
„Gdzie
jesteś?”
„Nie wiem?”
„Rozejrzyj
się, zapytaj kogoś.”
„Nie znam rosyjskiego Tom.”
„To czego
was w szkole uczą? Nieważne. Spróbuj po angielsku, jakkolwiek.”
Westchnęłam głęboko
rozglądając się nerwowo dookoła. Szukałam choć jednej charakterystycznej
rzeczy, która pomogłaby mi w stwierdzeniu, gdzie jestem. Tak naprawdę ja po
prostu jestem przerażona tym wszystkim i nie wiem, jakim cudem mogłam się tu
znaleźć!
„Ivette, odbierz ten pieprzony telefon!”
Wiadomość od Philipa
nie ułatwiała mi sytuacji, a właściwie to, że co chwilę wydzwaniał, jak głupi.
Oczywiście pewnie by tego nie robił, jakbym chociaż raz odebrała. Ale jestem
tchórzem. Kogo ja chcę oszukać? Nie nadaję się do tego wszystkiego. Powinnam
wrócić do domu…
– Halo. – Dosyć spokojne i stanowcze powitanie z mojej
strony, jak na zaistniałą sytuację. Zupełnie, jakbym nie zdawała sobie sprawy z
całej powagi tego wszystkiego. Czy ja w ogóle mam po co jeszcze wracać do domu?
– Gdzie ty do cholery jesteś?!
– W Rosji. – Odparłam jak gdyby nigdy nic.
– Powiedz, że żartujesz.
– Mam kłamać? – Mruknęłam nie przejmując się jego przerażeniem
w głosie. Nie mogłam przyznać mu racji chociaż ją mam… powinnam opieprzyć Toma
za to, że mnie do tego wszystkiego nakłonił! Jestem naprawdę głupia. I dlaczego
ja to wszystko robię? Przecież on wcześniej czy później się mną zwyczajnie
znudzi. Jestem tylko kolejnym, krótkim, nic nie znaczącym epizodem w jego
gwiazdorskim życiu… I co ja pieprzę w ogóle?! Przecież Tom taki nie jest.
Cholera jasna no! To świetny facet, który za mną tęskni i który sprawia, że
jestem najszczęśliwszą kobietą na ziemi. Więc do kurwy nędzy poradzę sobie i
znajdę ten jego pięciogwiazdkowy hotel!
– Tobie naprawdę odbiło. Wracaj natychmiast!
– Zaszłam zbyt daleko, żeby teraz się
wycofywać. Poza tym w życiu trzeba iść do przodu, a nie odwrotnie, a ja właśnie
to robię i gówno mnie obchodzi, czy wam się to podoba, czy nie!
– Iv, błagam cię… opamiętaj się. Przecież… co
ty w ogóle wyprawiasz?
– Gonię za szczęściem i nikt mnie od tego nie
powstrzyma. A matce możesz przypomnieć, że jestem już dorosła i zamierzam z
tego korzystać. – Oświadczyłam
zdecydowanie po czym rozłączyłam się chowając telefon do kieszeni. Odetchnęłam
kilka razy głęboko i pozbierałam swoje szalone myśli do kupy. Muszę się wziąć w
garść. A przede wszystkim opanować emocje, bo to niezdrowe co chwilę zmieniać
podejście do czegoś.
Chyba
zamieniałam się w egoistkę…przestawało obchodzić mnie zdanie innych ludzi,
myślałam tylko o sobie. A gdy ktoś zaczynał mówić mi, że coś źle robię, chciałam
jeszcze bardziej to zrobić. Tylko nie wiem komu robiłam na złość?
„Weź
taksówkę i przyjedź prosto do hotelu. Staraj się nie rzucać zbytnio w oczy,
żeby nikt się nie zorientował…”
„W
porządku. Gdzie się spotkamy?”
„207.”
Wszystko wydawało się
znacznie prostsze, gdy byłam jeszcze w Niemczech. Nie myślałam, że ta podróż
sprawi mi tyle trudności. Naprawdę nie byłam w stanie się z nikim dogadać, więc
pozostało mi znalezienie jakiejś wolnej taksówki, tak jak polecił mi Tom. Oczywiście,
łatwo mu mówić… nawet to zadanie nie było takie proste. Gdybym była mądrzejsza
wsiadłabym do taryfy od razu po wyjściu z dworca… jednak przerosło to moją
inteligencję. Tylko, gdzie ja znajdę postój taksówek? I jak mam się dogadać z
kierowcą? Znowu czuję, że tracę grunt pod nogami. Kurde, przecież jestem
dorosła. Muszę stanąć na wysokości zadania i poradzić sobie. Te wszystkie
starania zostaną mi wynagrodzone już niebawem przez mojego księcia. Myśl, że
niedługo go zobaczę dodaje mi skrzydeł.
Nie tracąc czasu ruszyłam
z miejsca w bardzo szybkim tempie. Czułam się nieswojo pośród obcych ludzi,
którzy patrzyli na mnie w dziwny sposób, a ja nawet nie byłam w stanie
zrozumieć, co między sobą mówili. Rzuciłam się na głęboką wodę i muszę płynąć…
Rosja nigdy nie należała do moich ulubionych krajów i to się z pewnością nie
zmieni po tej wizycie. Chyba, że Tom zdoła ją uratować w moich oczach… a on
przecież może wszystko.
Na ruchliwej jezdni
nie spostrzegłam nic, co przypominałoby taksówkę… ale przecież jestem w
centrum, musi tu coś być! Patrzyłam uważnie we wszystkie strony cały czas mając
nadzieję i znowu przerwał mi mój telefon.
– Ashlee, nie mam teraz czasu. – Wypaliłam od razu, gdy odebrałam połączenie.
– Ivet, co się stało? Możesz mi powiedzieć o
co w tym wszystkim chodzi? Philip…
– Ja naprawdę teraz nie mogę! – Przerwałam jej zauważając w oddali kilka
stojących, charakterystycznych samochodów, które najprawdopodobniej były moim
zbawieniem. – Odezwę się później, nie
martw się o mnie. – Dodałam, aby ją
trochę uspokoić po czym zakończyłam rozmowę. Naprawdę nie wiem ile osób jeszcze
do mnie dziś zadzwoni, ale w tej chwili mnie to kompletnie nie obchodzi. Najważniejsze
jest, że właśnie znalazłam taksówkę i muszę się tylko do niej dostać. Najlepiej,
jak najprędzej… zaczyna padać. Nie mam dziś szczęśliwego dnia, zdecydowanie nie
mam. Oh i dlaczego? Za co, to wszystko? Przecież ja chcę tylko być szczęśliwa i
dać szczęście drugiemu! Mimo nieprzyjemnych, zimnych kropli, które zaczęły
spadać z nieba i moczyć moją drobną postać ruszyłam twardo w kierunku
upatrzonej taksówki. Nieważne, czy będę mokra, czy sucha… przecież to zwykłe
szczegóły bez znaczenia.
Zakochanie,
czy obsesja? Gdy człowiek zaczyna robić coś z pozoru niemożliwego i nagle
wszystko pozostałe przestaje mieć dla niego znaczenie, od razu osoby trzecie
zaczynają się niepokoić. Bo przecież coś musi być nie tak… i trudno jest im
zrozumieć, co kieruje takim człowiekiem. Tak samo było ze mną. Robiłam coś
niemalże nierealnego. Ale robiłam to przede wszystkim dla siebie, dla swojego
szczęścia. Na świecie jest tak mało szczęśliwych ludzi… a to uczucie jest
ulotne. Szczęśliwe chwile są ulotne… wiec dlaczego mamy ich nie łapać, jak
najwięcej? Łapać i zamykać w słoiku wspomnień…
– Golden Ring Hotel, please.
I
tak naprawdę można osiągnąć, to czego się pragnie. Wystarczy tego chcieć i
zacząć robić coś w tym kierunku… bo przecież można pokonać każdą przeszkodę, a
jeśli naprawdę się nie da… trzeba nauczyć się ją wymijać.